Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

marekg

Użytkownicy
  • Postów

    689
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez marekg

  1. Warszawa Zachodnia zbudzony Ecolines odrywa światła od rzeczywistości podróż to pragnienie plecak i mapa z oknem niebo otwiera wiosnę pierwszym kluczem żurawi
  2. Warszawa Zachodnia zbudzony Ecolines odrywa światła od rzeczywistości podróż to pragnienie plecak i mapa z oknem niebo otwiera wiosnę pierwszym kluczem żurawi
  3. spóźniłaś się o dwie kukułki i kilka oddechów a ja wciąż czekam po drugiej stronie wiatru oczy płaczą w ich rynnach odnajduję bulgoczący język i koci pazur łza ulatuje w nieskończoność mętnego oceanu
  4. znużone zegary biegiem czasu gasną siną tarczą na krawędzi nagiej chwili przykrytej kamiennym blatem czernią rzęs i echem spłoszonego snu
  5. Gdy wieczorem staję na szachownicy chwili pokutnej skruchy znajduję mozaikę pól jasnych i ciemnych w moim wieczornym rachunku sumienia nie potrafię samotnie oddzielić blasku od cienia ciepła od chłodu ta jedna myśl wciąż się czuję bezradnym żałuję przepraszam i obejmuje mnie skrzydłami Anioł Przebaczenia
  6. kochającym można wybaczyć wszystko złą pogodę na którą nie maja wpływu migotanie serca nagły upływ czasu i krwi wystarczy kropla między morzem a łzą na otarcie oczu z zawiści kiedy rano zabraknie nieba obudzimy się w metalowym koszyku z Merci i czerwoną wstążką przy kasie supermarketu w szale zakupów i miłości do wszystkich i nikogo
  7. zwinięci wiatrem w rulon marzeń wirujemy w niebiosach w dole Berlin odbity w Sprewie klaszczą gwiazdy w dłoniach Bowie gra po drugiej stronie na odwróconej fotografii guzikowe oczy kosmici przybyli z innej strony to ten dzień gdy jesteśmy Herosami w oknie miasta braterski pocałunek blaszane misie mkną na zachód tu kiedyś stał ten straszny mur po drugiej stronie był sen i currywurst
  8. @Franek K Dziękuję , już naprawiam .
  9. śniła mi się noc w blady dzień z mrugnięciem piątku podróż ukryta w kagańcu pośród śpiących kariatyd w dłoniach okrutnego lęku między przestrzenią a fioletem kamienicy spał drwal siekiera obcinała pazury nienarodzonym drzewom hycel dojadał hot doga biel gryzła się z czernią zmarli siedzieli w oknach wypatrując życia
  10. na początku bóg stworzył słońce i konto na facebooku altankę i ogródki działkowe znudzony Adam szukał kobiety diabeł tkwił w szczegółach samotna Ewa w butach z węża zerwała ostatni kwiat jabłoni
  11. stop klatka w której siedzi człowiek cofnęła się w kadrze na smyczy dygocze ciało nieosądzone nie ma dobrych rozwiązań włóczęga grabi śnieg szukając wiosny
  12. Czasami ludzie potkną się o prawdę. Ale prostują się i idą dalej, jakby nic się nie stało.
  13. zanim narodzi się wiersz zmielone gwiazdy spadną z wiatrem okruchy nocy obudzą twarz skrawek snu utonie w pierwszej kawie wyjrzy słońce na dzień dobry świeży laptop z kromką chleba
  14. z gałęzi snu zrzucił nas poranny wiatr w obłokach niedospanej nocy odwirowaliśmy nasze myśli owady wędrowały przez las potem spadł purpurowy deszcz w krzyku nadgryzionych zdań zmył wszystko ostatnie słowo z suchego języka na którym konał świerszcz
  15. jutro miniemy ostatni pociąg pod szklanym semaforem i śniadaniem w Kaliszu w inną niedzielę domaluję cytrynowe tory z zachodzącym słońcem i ten sam stolik w warsie za oknem świat szyty na miarę czasu w niezbyt dobrze skrojonym garniturze
  16. i zanim zasnę odgarniam śnieg w komputerze pulpit mrozem wieje w oczy gorący grzejnik pod parapetem mruczy i tylko brakuje nocy bez gwiazd bez chłodu nieba oglądam filmy Woody Allena co nas kręci co nas podnieca północny Paryż czy Barcelona drobne cwaniaczki i słodkie dranie wspomnienia z gwiezdnego pyłu co nocą błądzą na Manhattanie z purpurą róży ciepłem Kairu i zanim zasnę odgarniam śnieg na ławce która za oknem samotna stoi może dachowiec lub niczyj człowiek będzie aktorem tej jednej nocy
  17. Ustronny poranek w oknie tykocińskiego zamku w dali samotność idąca łąkami most uśpiony w zaciszu stali jak wygięty szkielet ostygła tęcza nad wędrującą rzeką się budzi Mój synek nazywa go -most Golden Gate Chociaż tu Złote Wrota Żyją wolniej I rzadziej jeżdżą cadillaki
  18. między czerwonym fotelem a porankiem usiadłem przy moście Szabadság hid tramwaje wyłaniają się w słonecznym kolorze jest jeszcze dość wcześnie na pierwszy łyk tokaju mityczny turul nie odleciał i tej nocy wierny ptak ulatuje w stronę wiatru jest kilka dni oknem dziecięcych marzeń ostatni pociąg sięga chmur czarny kot przeciąga się przez miasto za moim plecakiem zostają mruczące mosty kamienny krzyż i Jezus idący po Dunaju dzielę samotność jak kromkę chleba słów wiary w ustach mi zabrakło
  19. śpiewaliśmy cały dzień by pieśń nocy utopić w jednym winie cieniem kota zdrapałaś ostatnia nadzieję na słoneczny poranek uwielbiam gdy Kraków biegnie w moją stronę a moc Krakusa zwala z nóg
  20. a czy istnieje dalej klub Od Nowa , tam gdzie zaczynała Republika ?
  21. no Pięknie !!! torunianki i torunianie przejęli inicjatywę ...bardzo mi miło
  22. napisy zostają świadkowie odchodzą dopiliśmy ten wieczór wycinkiem niepolanej kropli wszystkie kubeczki smakowe zlizał wiatr mroźny kurant wybił czas kalecząc odłamkiem chwili tykający odruch życia nierozpoznawalne są dni i noce każda sekunda istnienia to milimetr może dwa zegar ma zawsze czas na zderzenie z lodową górą (napisy zostają) czas płynie okręt zatonął
  23. w świeżo zmielonej pościeli przytuliliśmy się w małej kawie z ekspresu dnia kapie wybudzony sen bez cukru z odrobiną rozkoszy unosi w łyżeczce nagie ciała za oknem piernik i Kopernik w niebo gwiazdkowym hotelu
  24. far­by skry­wają wieczór mik­stu­ra pus­tyn­nej róży do­sycha w uścis­ku dłoni sze­lest drzwi przy­gar­nia pier­wsze gwiazdy w ce­ra­micznych urnach rzeźbia­rze od­wra­cają głowy ko­ty dep­czą pa­zu­ra­mi po dachówkach miasta w głosie minaretów kra­job­raz po­wiewa na wietrze tu­ryści zbiegają po ryn­nie mętnej kropli drążąc ociem­niałe skały ca­mel upo­jo­ny fajką spokoju usnął na grzbiecie swoich pragnień bak­szysz od­dałem dżinnom głod­nych wy­kar­mi pierś nadziei
  25. a kiedy zima skrzypi pod nogami szukam płomiennej chwili w starym piecu grają kafle smak pomarańczy otula grzane wino wiem nie lubisz zimowych dni i krewetek grillowanych w czosnku zawsze pozostaje czekolada na słodko teatr oraz scena letniego słońca nie obchodzi nas tramwaj co uciekł na księżyc tylko żal kocich łapek wędrujących do snu samotne lampy mrugają do okien trzeszczy na minusie ten cholerny mróz i wtedy zaczynam błądzić między kocem a Tobą myślą i gorącym pragnieniem nie odszedłem daleko wciąż jestem tak blisko Ciebie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...