na niekończącej się rzece
zaklina jesienny deszcz
bez przyjaciół topi dzień
rozmywa oddech życia
krzyczę Amen
drabina do niebios
stała tu jeszcze wczoraj
w imię boga miłosiernego
podarowana zagubionym
tylko w butelce jest sucho
poranna pustka
bez nadziei na oazową kroplę
zmąconego wina
skacowany świat
ma tylko jedną stronę lustra
bez grzechu i zapachu myśli
psie łapki przebiegły tu wczoraj
spóźniłem się na ten spacer
wybudzony z piekła
poza kolejnością