Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

marekg

Użytkownicy
  • Postów

    689
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez marekg

  1. najpierw był przewodnik kilka kartek dalej Praga ociemniała zwisała z nieba słońce grzebało się w chmurach na dzień dobry jestem tu przejazdem mam swoją ławkę i ciepły termos na moście Karola deszcz rozlał się po ulicach w wilgotnym powietrzu drżał pierwszy tramwaj kilka parasoli dalej szukałem pustego hostelu i skrawka suchego poranka ze śniadaniem w cenie
  2. czas bez plecaka jeszcze niezapisany jeszcze nienamalowany nikt nie podrzucił kukułczych jaj nie rozpakowałem rozgniecionych planów na pustym lotnisku w zamkniętych szufladach vouchery bezimiennych podróżników przepaść to jedyne słowo między mną a dowolnym kierunkiem na skrzydłach samolotu ptaki goniące po niebie resztki chmur i samotny błękit szklane Pendolino oddala się z dworca bez podróżnych i konduktora kukułcze jaja układam w opuszczonych gniazdach
  3. ten sms wysłałem sam do siebie w natarczywym czasie kiedy wszystko zastygło wbrew zasadom zdrowego oddychania skąpy w wyrażone słowa o pojemności mojego sumienia w nastroju korka szampana przybył po dwóch piknięciach w proroczym odejściu mijających sekund jak dziecko rozwalałem pałac z klocków oczekiwań i wspomnień za moim oknem nieumytym i zeszłorocznym opustoszało niebo zamknięte w małej butelce zimnego poranka
  4. za skrzydłami gołębia przeleciał mur ze wszystkich zakątków dzieciństwa wydobyłem wspomnienia utkną na lata w inaczej sformatowanych cegłach bohaterowie zaginionych bajek odwrócili twarze zginęli wkrótce na zaminowanym polu medialnej fantazji ale teraz jest zima jak co roku z deficytem śniegu i ostatnim pożegnaniem kilku przyjaciół pamiętnik dławi się od nadgryzionych słów już na następnej stronie kolejny kalendarz Majów
  5. @ais Dzięki za uwagę >
  6. w okruchach chabrowego wieczoru obudziły się pierwsze gwiazdy namalowane niebo odsłoniło twarz kopuły cerkwi rozpromieniły się złocistą ciszą Jagiellońską przebiegł bursztynowy kot stanęliśmy przed ikoną w modlitwie i blasku świec w zmęczonych oczach liczyłaś moje łzy za kwadrans odjeżdża ostatni pociąg zanim minie peron zgasną wszystkie świece pojawi się wiersz i łza ukryta w zakamarku twarzy
  7. w tęsknocie wędrowania rozpływam się w obłokach szukam wędrowców skazanych na bezdroża samotnych z niedokończonej podróży z mapą w ręku zamykam oczy świat zakrył usta i nos za nitką horyzontu gaśnie kłębek zimno-białego dnia wybudzimy się jutro na pustym lotnisku o kilka chwil starsi
  8. gdzieś w okolicach piątej dryfuję do góry dnem niebo gubi chmury perony mają smak próżniactwa na ścianach miasta budzi się niedziela mijam stację Aniołów wirtualna ręka częstuje mnie porannym espresso życie to piekło krzyczy wariat w głębi ( na lewo) wyjście ale Bóg jest tak wysoko dom tak daleko
  9. @Lahaj Dziękuję
  10. na tej twarzy nie było słońca spacer online bez wiatru i chłodu w górze ekranu kilka betlejemskich gwiazd dziś prześlę Ci mój głos i emotikon z radosną buźką grudniowe wiersze odczytam w głuchej przestrzeni potem wymodeluję bałwanka bez refleksji w białym śnie czarnej klawiatury
  11. idź sobie pobiegaj po księżycu aż w głowie się zakręci mrugnięciem kociego spojrzenia sprowadzę Cię na moją dłoń oczyszczona pełnią otulona w gwiazdy powrócisz ostatnim tramwajem ta noc pojedzie kilka przystanków dalej ranek powitamy czajem i spojrzeniem w grudniowe okno spadających z nieba niedowiarków znajdziemy w roznegliżowanej szafie
  12. pamiętasz było kiedyś ta­kie nieme kino z lus­tra­mi i pus­tym bufetem cza­sem ko­bieta w golfie sprze­dawała tam herbatniki zja­daliśmy je bezszelestnie a wokół słychać było krzyk łuszczo­nych małych pestek zbi­ci w jed­no ciało szu­kaliśmy bezustannie gniazda prawdy nadzieja przyk­ry­ta śla­dami czołgów jarzyła się śniegiem w ciemności nig­dy nie przes­tałem wierzyć że Wol­ność is­tnieje realnie
  13. pamiętasz jak we śnie zrywaliśmy kwiaty potem w zwiniętym arkuszu nieprzespanej chwili szukaliśmy siebie gdzieś na brzegu dnia ułożyłem Ci bukiet z kwiatów przykryłem ciszą pościeli nie martw się kochanie wszystko pozostało jak wczoraj w tej bieliźnie czasem płatki wspomnień znajdziesz
  14. złamano nos w narożniku pozytywnych uczuć pięścią przerażonej dłoni zmieniono kolory wycięto klamki podróż wyję jak wilk siedząc na księżycu z mapą marzeń klucz lecących ptaków zamknął niebo ornitolodzy podążają za cieniem kota wiatr rozdrapał chmury
  15. schody dnia twarze rzeczywiste na przekleństwa najlepsze są papugi ktoś zapala znicz na skrawku asfaltu w cieniu mijających sekund zmieniamy kolor oczu powoli zdejmujemy wszystko za drzwiami schłodzone niebo łódki z wioślarzami skrzynka na paznokcie życie nie zawsze drapie czasem zostawia awizo
  16. kot nim zas­ko­wyczą bra­my miast ob­rasta w fiolet cze­goś ta­kiego nie ma są pus­te ramy wszędo­byl­ska nagość me­lan­cho­lia i trujący do­tyk ust człowiek ob­rasta w niemoc o dłoniach zimnych i oczach z twar­de­go kamienia
  17. To na­rodziło się wczoraj trzy gwiaz­dy dalej przedzierając przez po­wiew osza­lałych myśli skrop­liło w głosie anonimowego telefonu czas na media prze­cież po­lityk czy wa­riat na sznurku też ma prawo us­ta­lać pra­wa w zgodzie z sa­mym sobą biegać z mo­tyką po noc­nym morzu szu­kając słońca Glo­ria po­zos­ta­nie w samogonie z mocą iluzji przeg­ry­ziona pi­kan­tną sardynką i za­kazem pi­cia po alkoholu
  18. samotność w granatowej nocy zaklina deszcz blade latarnie mrugają przed nosem pijane gwiazdy spadają z nieba na skrzyżowaniu nie ma dziś ulic zabrakło świateł skradziono domy w kałuży tonie skulona stówka odpompowano wezbrane słowa w zawianym świecie w chaosie myśli bosa nadzieja na zebrach kona
  19. to kwiat pa­piero­wej nocy sku­lone w ciem­ności nożyce prze­cięły wstęgę bram nieskończoności sko­ro się urodziłeś prze­bieg­nij po alei snajperów w ro­li be­zimien­ne­go wygnańca wy­powiedz mod­litwę przed po­ran­na kawą do praw­dy rzeczywistości wejdź jak do wanny na­go i z wiarą w rychłe oczyszczenie za pa­piero­wym parawanem op­rawcy ba­wią się w ludzi z żydow­ską lalką na ręku
  20. pięknie
  21. wchodzimy do lasu jak do siebie przez otwartą wilgoć ciało nakrył deszcz duszę uniosły drzewa z szelestem liści przebiegł listopad kolejny nie liczymy już oddechów natury niech ta chwila pachnie życiem w ciszy zmówmy kolejny wiersz
  22. to tylko cień w nieoznakowanym locie motyla są dwa skrzydła prawdy na koniec lata umiera uniesione ku niebu na dłoniach lęku w przestrzeni czasu przestały tykać potem pojawi się nekrolog poczwarka i jedno muśnięcie skrzydła
  23. zbiegliśmy z krainy wierszowanych bajek dziewczynka o włosach w kolorze kasztana zrywa pomarańcze nad lazurowym morzem tańczy anioł a gdzie oliwki pytasz wyciągnij dłoń a potem zamknij oczy wtedy poczujesz smak całej wyspy skaleczyliśmy się odłamkiem marzeń krwistym winem które upija dzień i budzi noc jutro odnajdziemy ślady Hipokratesa zarażeni podróżą nieuleczalni
  24. w tym sadzie nie ma słów jabłka za bezcen spadają z drzew jest nierealnie jak w szklance zagęszczonego soku o smaku natrętnej reklamy Pan cieć wpuszcza zgrabnych widzów najpierw zakładamy okulary następnie maseczki uśmiech dostaniemy gratis po przejściu pierwszej malowanej łąki uważajcie na krowy są on line ale bodą i barabanią rogiem gości na sztucznej trawie częstują kartonowym mlekiem potem odlecą bociany zakumkają plastikowe żaby nakręcona myszka udławi kota tu dawno mleko się rozlało a dzieci przestały płakać
  25. usiedliśmy przy niebieskiej cerkwi pamiętasz kiedyś byliśmy młodzi dziś pozostał ten sam uśmiech i niewinne dziewczęce spojrzenie na grobach dziadków iskrzą znicze odwróciłaś kwiaty w nasza stronę wspominając w malowanych słowach Wiecznaja pamiat - Człowiek cierpi i kocha w następnej zwrotce już płynie rzeka między pamięcią a snem błyszczy Narew szukasz dawnego echa w tajemnicy życia słońce zakrywa powoli usta utkany z kawałków wieczornego nieba z zapachu łąk kolorów dyni wspomnień powietrza ludzi i cieni podlaski krajobraz letniej chwili
×
×
  • Dodaj nową pozycję...