Obietnica
Sufit błyskał gdzieniegdzie
łysą wylinką przez biel,
vide śnieg i trotuar.
Rzekłaś w te słowa do mnie:
„musisz z tym zrobić koniec,
no, dalejże, bądź donżuan.
Ja oddałam ci serce,
ty dziś dla mnie łazienkę,
odśwież, rozjaśnij nieco,
a gdy sprawisz się dobrze,
wtedy wieczorem tobie
dam, co mam najlepszego”.
Już z gazety mam czapkę,
już się za farbę łapię,
już chłepcą czystość ściany,
wałek śpiewa wesoło,
pędzel z nim unisono,
ja w tym — Salvador Dali.
Ty, do tego kochana
przecież mi pomagałaś,
nuciłaś — strzeli z bicza,
a gdy księżyc zaświeci
w okno schnącej łazienki,
spełni się obietnica.