Rdza
Rudość ceglana wtłacza się w niebo,
a niebo wtłacza się w cegły
chmur szarą ręką i nuci ciężko —
na Mauna Kea nie tędy.
Sny brudną wodą płyną i toną,
chwytając za drzew gałęzie,
rzeka wyrzuca ich ciała co noc,
szepcząc — nic z morza nie będzie.
Głupie anioły jak ćmy zwabione
telewizora błyskami,
tłucząc skrzydłami o szybę w oknie,
wrzeszczą, że Bóg dziś się zabił.
Deszczowe miasto pożera dzieci,
jak pestki wypluwa dusze,
idę ulicą, z ust leci krew mi,
mój dom zburz, już tam nie wrócę.