Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 08.10.2025 w Odpowiedzi

  1. Się złoci Skwar południa przygasa, Poranki mgłą dymią, Pachnie mchami po lasach, Dom jabłkiem czy dynią. Rozczochrana słoneczność, Zdobi ją szaruga, Jarzębiny się wdzięczą, Puchacz w norze czuwa. Tu złotem zaszeleści A tam najdziesz grzyba, Wiatr drogą plącze pieśni, Że to jesień chyba. Marek Thomanek 06.10.25
    9 punktów
  2. zamieć suchych liści przemyca grzeszników do raju przyprawia o dreszcz w kropli błękitu ktoś mdleje z rozpaczy w pół słowa zwierzeń i plotek anioł z diabłem zatroskanym drą ze sobą koty o podział ojcowizny do życia po życiu w obrotach sfer niebieskich szukam wiatru w niebie i w objęciach burzy na pohybel ogniskom jesiennym chlap chlap chlap wracam na ziemię z pierwszym słowem
    9 punktów
  3. To wielki poeta - Pomyślał słownik O swym czytelniku To zbiór mądrości - Wyrocznia niemal Pomyślał on o słowniku Gdy oślinionymi palcami Połykał słowotoki słów Z kartek zapisanych śliną - jak prawda
    9 punktów
  4. Tegoroczne lato umyślnie było takie, że nikt z nas niczego nie rozumiał. Zbryzgane popołudniowym słońcem chaszcze ani razu nie zagadały po ludzku. Szarpaliśmy ciszę za wychudłe gałązki - każda z osobna traciła kolor i jasność. Nie miało wówczas znaczenia, co chcemy naprawdę wiedzieć, gdy nasiona obrastały puchem - - i zapuściły się nasze obcosłowia za daleko o niejedną zieleń. Listowie - obcosłowie - sierpień 2025 r./Tie-break/
    9 punktów
  5. Nie wrócił. Tylko jego ciało przyleciało samolotem. W środku — piach, pot, krew i echo granatów, syku kul, krzyków śmierci których nikt nie zapisał w raporcie. Na granicy podał paszport — ale to nie była jego twarz, tylko ból uformowany w człowieka. W jego pustym domu pachniało mydłem i spokojem. Nie znał już tego zapachu. Próbował go wdychać, ale miał w nozdrzach tylko krew i ból. Ręce mył tak długo, że skóra zaczęła się łuszczyć. Woda różowiała. A on widział, jak spod paznokci wypływa historia. Nie schodziła. Bo to nie była krew — to była pamięć. Mył dłonie, aż skóra pękała jak ziemia po ostrzale. Ale krew wracała, jakby znała drogę do domu. Nie dało się jej spłukać, bo nie była już na rękach — była pod sercem. Wieczorami włączał komputer. Łączył się z kobietą, która miała oczy z pikseli. Nigdy jej nie dotknął, a i tak bał się, że ją pobrudzi. Pisała mu: weź moją muzykę. A on ją brał i myślał: nie masz pojęcia, jak brzmi ciało, kiedy pęka w nim pocisk. Mówiła o pracy, o sobie. A on w jej słowach słyszał tylko detonacje. Ona mówiła: życie to tylko wybory, a on był już tylko cieniem, który wybierano za niego. Nie słyszała, że jego cisza to krzyk bez ust. Patrzył na nią jak na cudowne światło, które nigdy nie dotrze do dna jego nocy. Kiedy pisała: czego się boisz? — on słyszał krzyk śmierci. Była dla niego nadzieją bo nigdy nie spotkał kogoś takiego jak ona. Ale kiedy pisała dobranoc, czuł, jak ziemia drży pod stopami. Jej słowa na ekranie były jak ruchome cele przed lufą karabinu. Próbował być człowiekiem. Zasypiał z nożem pod poduszką, bo cisza była bardziej przerażająca niż wojna. Rano czekał na nią przed ekranem, ale w środku coś wyło jak ranny pies. Z czasem przestał rozpoznawać siebie. Skóra to tylko uniform. W środku — piach, rdza i puste taśmy po nabojach, pustka po uczuciach. Wojna zostawiła go zgiętego w pół, jakby wciąż szukał ciała, które zgubił w piasku. Czuł, że ma w sobie coś ostrego, metalowego. Dlatego nie potrafił się wyprostować, a każde dotknięcie było ryzykiem, że przebije skórę. Jakby wewnątrz nosił nierozbrojony ładunek. Każde dotknięcie świata bolało, jakby świat był zrobiony z trucizny. Czasem pisał wiersze dla niej — piękne słowa zaklęte w wersach, ale wychodził z tego wojenny raport strat. Nie umiał już myśleć bez krwi w zdaniu. Nie umiał już czuć się bez broni w dłoni. Patrzył w lustro — widział tylko mapę bólu. Patrzył w ekran — widział ją, a za nią ścianę, przez którą nigdy nie przejdzie. Na parapecie huczał wiatr. Ten sam, co świszczał kiedyś nad pustynią, kiedy wróg palił się jak papierowa modlitwa. W ciszy świata — bez słów — nikt tego nie słyszał. Wiatr, który wiedział, że nic się nie kończy, dopóki w środku coś się rusza. Ale w nim już nic się nie ruszało. Tylko echo. Tylko echo.
    9 punktów
  6. najlepiej dotknij. ciało pamięta strukturę dłoni; cichy puls i migotanie pierścionków, kiedy wyciągałeś rękę na zgodę. było wtedy intymnie, księżyc przyświecał słowom i noc zapadła w pamięć. nie możesz od tego uciec, dlatego rób co kochasz! dotknij; słowa mienią się bielą, nim zakopiemy nas w śniegu poproszę cię więcej. w twoim języku jestem burzą — sprawdź czy jestem...
    7 punktów
  7. Jechaliśmy pociągiem kochając kierunek miłości w obie strony dwóch ciał jednej duszy oboje z bagażami ciążącej przeszłości byliśmy zakochani razem dnia każdego czasem pociąg przyspieszał prędkością oddechu ciała grzał w zakochaniu dusze pieścił słodko zawsze wracał torami dwoma imionami słowa wypowiadane brzmiały zakochaniem wykolejona miłość zostawiła zdjęcia to jedyna pamiątka twarze uśmiechnięte już razem nie ruszymy walizki zostały pamięć zakochania do dna podróżuje malutką ciuchcią jadę ze wspomnieniem wielkim kiedyś podróż kochałem teraz chcę zapomnieć że do pociągu wsiadłem jechałem z miłością myląc życia perony do dna tory wpadły
    5 punktów
  8. bywają dni kiedy poezja mnie przeraża najczęściej w osiedlowym sklepie kupuję chleb ona pyta jaśniejszy czy ten bardziej wypieczony czuję jak zaczyna rosnąć we mnie to dziwaczne zjawisko przybiera coraz trudniejszych do określenia kształtów chleb zaczyna pożerać mnie od środka w końcu udaje mi się uciec na zewnątrz a tam lump pełen nadziei ze szczerbatym uśmiechem pan da na chleb pan da rzucam coś na odczepnego przyspieszam kroku w domu na ścianach chleb lump ja i gdzieś pomiędzy poezja
    5 punktów
  9. Biały Dom" nad rzeką Moskwą. Lew z Pireusu epitafium wielkiemu mocarstwu nie napisał, elegii i trenu też nie. Na wcześniejszą zamianę wiosny w zimę nikt nie dawał zgody, na Wietnam. To co groteskowe upaść musiało, łabędzi śpiew, za późno, za mało. Czy historia tylko mówi, że próby wyprostowania *pokrzywionego drzewa człowieczeństwa" skazane są na niepowodzenie? Ta sama droga, drzewo i las, od dziesiątków lat. Historia jak bieg pociągu lot samolotem, czy błyskawicą gwiazdy. I nikt nie zna dokładnego rozkładu jazdy. Commonwealth też się rozpadł, miał trwać bez końca od wschodu do zachodu słońca. Ta sama droga kamienie ciche dziś jak las po burzy. Dotykam, pieszczę, jak kwiaty zatrzymuję, przez chwilę, na chwilę, jak najdłużej. Co byłoby z nami gdyby Marshall możliwy był? Pośród tysięcy mu podobnych, ten biały wybieram. Odkładam, o poranek nie pytam. Nie wiem, czy będzie szczęściem. - cdn -
    4 punkty
  10. jasność zaprzęgnięta do bezlitosnej walki z chandryctwem! kantaty zastępujące wszechrozbrzmiewający muzak! właśnie, pomimo, iż do Bożego Narodzenia jest jeszcze sporo czasu, przyszli do nas kolędnicy-jasełkowicze. aż uginają się, spoceni, pod ciężarem kilkudziesięcioletniej szopki. z sapaniem stawiają lakierowane skrzynisko na środku dużego pokoju. przedstawienie czas zacząć! diabełek wysuwa łuszczący się z farby, pomarańczowy język, Śmierć robi zamaszek kosą na zardzewiałej sprężynce – i pstryk! – głowa Heroda wystrzeliwuje. nieco za mocno. turla się pod komodę. raczkuję, macam. jeju! co u licha? zamiast drewnianej łepetynki – cud! – wyciągam zwinięte w kłębek... kociątko. uśmiechasz się, kochanie. w tej magii nie ma nic ponadnaturalnego – mówisz przejmując ode mnie kiciulka-dzidziulka. i dzieje się wielkie święto: moje wyżyny lekko i z wyczuciem napływają na twoją nizinkę.
    4 punkty
  11. wędrujemy wzdłuż siebie pod wiatr jeszcze kilka kroków kilka słów skrawek drogi mieni się cieniem geranii za nami senne liście przed nami senne liście w niezapisane noce dokucza nam neuropatyczny ból lewej strony wiersza
    4 punkty
  12. Poszedłbym za Tobą, jak pustynia za wodą. Głęboko w objęcia, aż po kontur serca. Poszedłbym za Tobą, uczuć polną drogą. Zbierać chwili kwiaty, jednać nasze światy. Poszedłbym za Tobą, w otwarte przestrzenie, po horyzont marzeń, po jedno spełnienie. Poszedłbym za Tobą, chwycić ostrze czasu, nim nas przebije, jak krzyk w środku lasu. Poszedłbym za Tobą, w miejsce tak odległe, że go nikt nie znajdzie, nawet przepowiednie.
    4 punkty
  13. Anna patrzy jak niezgrabnie nogami powłóczy pająk na torsie ukochanego zaplątany w gąszczu włosów raz za razem przegrzebując korytarze nad głową szeleszczą pożółkłe już liście dębiny wrześniowe słońce nadal parzy muskając ostrym językiem spocony kark w oddali szumi rzeka opływając delikatnie zwilgotniałe łodygi trzciny błotną mazią zalepiając tulejniki brudząc nieskalaną biel kwiatostanu i tylko trzmiel bez gracji w popłochu odurzony zapachem dzikiego tymianku zapętla małymi kręgami światy pomiędzy
    4 punkty
  14. jeśli patrząc w lustro widzisz to co ja uśmiech zadowolenia bez makijażu z lekkim przymrużeniem oka jesteś jesteś mimo… nie szukaj siebie niech inni mają radość znajdując ciebie 10.2025 andrew
    4 punkty
  15. powiedz czy w oddali widzisz świt w rozkołysanych krwią przedsionkach serca a jeśli bajkę na dobranoc w okładkach z mgły związanych wstążką tajemnicy wiatru jeszcze nie milkną cienie urodzinowych świeczek tylko jakoś policzyć trudniej idzie na burze morda ciemnego cumulusa błyskawicznie pożera kawałek tortu dziecko co tu robisz samo na łące czemu masz zakrwawione dłonie mimo to wzroczysz lśnienie w delikatności białego motyla siadasz na wielkich prześwitujących skrzydłach szumiących wahadłach dobrych i złych chwil nie wzbija się do lotu chodzi tylko w okruszkach z brzasku tam gdzie między kartkami szybuje czytanie w napowietrznych łódkach wyrzeźbionych z tysiąca słów a w świecie przezroczystości przemówiły ryby lecz pająk bezwilgoci owada
    3 punkty
  16. wstał świt a za nim mgła bladolica panna odziana w szatę prześwitną a śliczności takiej że ino zginać kolana rozlała się po polach i łąkach wilgocią okryła żółtowdzięczną nawłoć zahaczyła bgnisko by nazat połechtać senne listeczki dziórawca wczoraj jeszcze zeschłe i twarde skiby zalegały na polu mokrość nocy jednak tak wlazła w czerń że zgoła gnieść i uklepywać upajająca słodkość wyległa nad strzechy bladym błękitem pieszcząc czubki topoli majacząc wśród listeczków melodie jakoby nabożne i wniesłe na progu tylko jazor poszczekując donośnie a zdyć to gospodarzów nie ma w domu na zagórzu wykopki i kapuściańskie ogłowki co rychlej motyki sposobić wyległy na pola baby służebne i dziewki brzuchate wrazu z komornicami niosącymi na plecach witkowe kosze wysoko po niebie w nierównych rzędach sunąć poczęły białe chmury niby to pierza janiołów czy inszych Bogu miłych stworzeń gdzie okiem sięgnąć czarne pola otoczone zieloną wstęgą lasu blisko kopanisk przebiegł łoś znać zwierza borowy nie nagnał rychlej w krzawiska
    3 punkty
  17. Według Johna, znanego rzeźbiarza z Nevady, wszystkie kobiety, które poznał, miały wady. Znajdując się w wielkiej potrzebie, wyrzeźbił jedną dla siebie, najpiękniejszą, najsłodszą - była z czekolady.
    3 punkty
  18. Człowiek kiedyś, obawiał się - omówienia, potem opisania, a teraz pokazania – siebie. Nazwania-utrwalenia-zobrazowania. Suma człowieczeństwa po nowemu Choć lustro ego pożąda pamięci i sławy, jak łakoci. Na pokaz eksponując eksponaty próżności, karmiąc ciekawość cudzych oczu i skrupulatność szklanych kartotek. Pętla ulotności w łożysku istnienia i dzwon, co budzi i usypia.
    3 punkty
  19. Nikt jeszcze tego głośno nie powiedział. Tym bardziej cicho i skrycie zachowywali się główni zainteresowani Ale przecież każdy widział to w ich zachowaniu i bezstronnej, bezdennej miłości, uczuciu, gestach i wyznaniach. Choć nie należałem do tych co wolą żyć, życiem innych. Ani również nie należałem do tych, co uważali, że cudzą prywatność należy ochoczo gwałcić i deptać. Bo jest ona dobrem wspólnym, napędem do potoku plotek i nadinterpretacji To miałem ostatnimi tygodniami wrażenie, jakoby zbyt często sam uciekałem ku temu, by prowokować prawie niewinnie wyglądające sytuację, powszednie dla planu dnia codziennego. A to starając się odnaleźć chwilę wytchnienia od wielogodzinnego pisania, wsparty o parapet sypialni, natknąłem się wręcz natychmiast na ich splecione ciała u siedziska parkowej ławki. Trzymał jej dłonie alabastrowe przy swoich ustach i szepcząc zapewne słodki stek bzdur o nieskończonej miłości, obsypywał jej drobne knykcie pocałunkami. Nie widziałem jej twarzy. Jedynie burzę ciemnobrązowych włosów. Nie widziałem więc i oczu o orzechowej głębi, pod których władztwem, nieraz czułem się niewolnikiem zakazanego dla mnie uczucia. Ale nie musiałem widzieć. Wiedziałem doskonale, że przepadła już. Dla mnie i całego świata. Bo teraz tylko on i jego słowa były całym światem. Były jej ambrozją, którą karmiła serce i zmysły. Smutny to świat. Pełen makabrycznych absurdów. W którym to ktoś jego rangi urasta w hierarchii do postaci Boga. Dlatego Boże jedyny, jeśliś jednak gdzieś jest to chroń mnie przed takimi bożkami i ich zgubnym wpływem. Od innych mogłem dowiedzieć się tyle, że ona nie mówiła już o niczym innym jak tylko o miłości do niego. Był wręcz jej fetyszem. Szalonym uzależnieniem. Alkoholem. Nikotyną. I opium. Idealnym wzorem. Cudownym równaniem. Po latach ślepych zaułków I niewypałów, które miast lądować w centrum tarczy, raniły jej serce odłamkami obnażonych kłamstw. Wolałaby umrzeć. Rozpaść się na atomy niebytu, niż stracić go. Może i nie wiedziałem nic o miłości. Ale raz jeden poza tym, byłem świadkiem jak młoda kobieta miłuje kawalera w sposób równie szalony i bezwzględny. A mówią Ci podobni do mnie, że miłości nie ma. Sam twierdzę, że wyginęła wraz z postępem gorączki tych szalenie anty ludzkich czasów. A potem widzę, jej ogarnięta urokiem miłości twarz. I zamieram. Odrzucając wszystko co wiem i czego mnie życie nauczyło. Wątpię już nawet w grób. Bo może jeśli jest. To miłość mnie wyzwoli kiedyś z jego bezdni. Brednie! Zaczynam wątpić sobie. Wreszcie gruchnęła spodziewana wieść. Ślub i wesele pary młodej. Kto żyw. Proszony jest i mile widziany. Nie muszę chyba dodawać, że byłem jedyną osobą która jakimś wierutnym kłamstwem wykpiła się z udziału. Bo a jakże. Sama osobiście złożyła mi wizytę. I w delirycznie radosnym uniesieniu, wręczyła mi kopertę z zaproszeniem. Odmówiłem, broniąc się tym, że w podanym terminie czeka mnie pilny wyjazd z uczelni w związku z jakimś nad wyraz niecodziennym znaleziskiem w którego identyfikacji mogę pomóc innym archeologom. Przez chwilę przygasła. Lecz stwierdziła, że rozumie moje stanowisko i wie, że tak odpowiedzialna praca wymaga tego by się jej w pełni poświęcić. Tak jak miłość, pomyślałem zamykając za nią drzwi. Piłem na umór trzy dni i noce. Nie jedząc i nie śpiąc prawie. Czwartego ranka dopiero, objęła mnie zbawcza niemoc, utraty resztki sił, godności i przytomności umysłu. Zapadłem w pijacki sen. Śnił mi się otwarty, głęboki grób. Pusty i świeży. U jego szczytu, gotycki krzyż. A na jego zwieńczeniu kruk dorodny. Wsparty szponami o nagą, kremowej barwy czaszkę. Kruk miał jej orzechowe oczy. Uronił nawet łzę. Wpadła ona do grobu. W tym miejscu wyrosła po chwili. cudowna, biała lilia. Zbudziłem się zlany potem. Nie dla mnie weselne dzwony i taneczne pląsy. Dla mnie szczęk potępionych, piekielnych łańcuchów. I danse macabre z panią ostatecznej drogi i łaski. Która może i gardzi mną ale i nigdy nie zdradzi. I tak się zaiste stało, że kto żyw udał się na wesele. Odbyło się ono niedaleko za miastem. Były i tańce przy kapeli. I stoły zastawione najprzedniejszym jadłem i napitkiem. I kosztowne, eleganckie stroje i suknie. I zabawy i północne oczepiny. A więc Ty już od teraz stracona na zawsze. Zeszło wszystko aż do białego rana. Większość zaproszonych ulokowano w zajazdach i karczmach w pobliżu. Tak by nie musieli oni wracać i mogli odetchnąć jeszcze cały dzień kolejny. Zresztą większość przystała na to ochoczo bo planowano orszakiem odprowadzić młodą parę na powrót do miasta. I tak uczyniono. Na przód posłano bryczkę biało złotą, którą powoziły cztery kasztanowe ogiery, przybrane w ozdobne dery, pióropusze i nauszniki. Para młoda okupowała ławeczkę zaraz za postacią przybranego we frak i cylinder woźnicy. Orszak powoli zbliżał się najpierw do rogatek miasta, potem objechał przedmieścia, wreszcie chcąc wtoczyć się na rynek od ulicy Kowalskiej, został nagle przyblokowany przez rozklekotaną furmankę o ledwie trzymających się kupy osiach. Furmanka była omalowana czarną farbą I równie kara klacz powoziła nią. Na zydlu w furmance siedział miejski grabarz. Na widok roześmianego i gwarnego orszaku weselnego, chciał zawrócić konia by nie przynosić pecha młodej parze przez przecięcie ich drogi. Klacz jednak w proteście stanęła dęba i z głośnym rżeniem mimo ciągnięcia za uzdy nie ruszyła się o cal. Chwilowy zator wykorzystał pan młody by rozmówić się z grabarzem. Pech to okrutny gdy śmierć komu drogę przecina. My wracamy z miłością, pieśnią i tańcem. By dzielić się naszym szczęściem z całym światem a Wy pracujecie dla kostuchy co wytchnienia dać nie może nawet w dniu tak błogosławionym i pięknym. Widzę klepsydry kleicie. Kogóż to śmierć w tany porwała skoro wszyscy u nas tańczyli i nie pomarli od tego? Grabarz z posępna miną wydzielił jedną zapisana klepsydrę z małego stosiku i podając ją panu młodemu rzekł. A juści nie wszyscy u Was bawili. Bo nie skorzy byli ku temu widać by się uciesznym chuciom oddać gdy im serce z bólu krwawiło. Przedwczoraj gdyście najpewniej zasiadali do wesela, nasz literat i historyk. Zamknięty w swym mieszkaniu Strzelił sobie w skroń. Znaleziono go rano martwego w fotelu. Nie miał rodziny. Nie miał przyjaciół. Ale proszę o to zaproszenie na jego pogrzeb. Na dziś na godzinę czternastą. Rad będę w jego imieniu Was widzieć na cmentarnym polu. Bo niegodne jest aby człowiek co był sam przez życie całe i sam odchodził z padołu. W asyście jedynie księdza, grabarza i urzędnika. A więc wstąpcie na śmierci wesele. Miło mu będzie powitać Was wszystkich. Z tymi słowami uderzył z bicza i klacz poszła usłużnie przed siebie, zostawiając orszakowi wolną drogę i wolny wybór. Ku ostatecznej decyzji.
    3 punkty
  20. Mama z tatą, trącając się łokciami, Szatkują kapustę do kiszenia na zimę. Córka gołymi stopami, z chichotem, W beczce tańcuje na dyskotekowe rytmy. Nadchodzi jesień, robią zapasy na chłody. Wujek wędzi schaby, balerony, cuda same. Kręci kiełbasy na metry, bez umiaru żadnego. Tu salceson, tam kaszanka – jak z PRL-u. Przyprawy dobiera i w gary układa. Ciocia Maja, rozwiedziona z Guciem, Łezkę puszczając z oka smutnego, Mak uciera na ciacho przepyszne. Para bucha pod sufit, plątanina, krzyki, Po piętach się kaleczą, palce rozdeptują; Jedno klnie, drugie przeprasza na klęczkach. Pies zwąchał kęs smakowity na stole, Jęzor wywalił i łuuu – wyje wniebogłosy. Przy piecu chlebowym, rozgrzanym, Romek, lekko przypudrowany mąką, Nadzór baczny trzyma, a piec czujny Nad Romkiem podchmielonym. Taka to piekarska komitywa. W tym rwetesie, w tej bieganinie Za własnym cieniem i ogonem, Łomot od drzwi słychać, łubudu! Ki czort? – pada pytanie gospodarza domu. „Listonosz Maciek, dobre wieści przynoszę” Azor, bierz go, kapusia, bimber wyniuchał. Nagle coś zamarło, nikt się nie spieszy, bezruch. Nawet zegar zawiesił wskazówki na kołku. W kuchni, pachnącej jeszcze wiejskim jadłem, Czas utknął w kadrze, a projektor zgasł…
    3 punkty
  21. jesienny wieczór parkowymi alejkami spaceruje mgła
    2 punkty
  22. Ewa siedziała skulona na łóżku, wpatrując się w ekran laptopa. Na platformie „Piszemy wiersze" migało powiadomienie. Kolejny wiersz od Fenrira. Serce zabiło jej mocniej, gdy kliknęła w link. Dla Febe, która w źrenicach chowa kosmos. Wybrałem Cię spośród tysięcy gwiazd, Bo Twoje słowa są jak księżyc Saturna, Krążą po orbicie moich myśli- cicho i daleko. – Beata, musisz to zobaczyć! – Ewa przesłała zrzut ekranu przyjaciółce. Odpowiedź przyszła po chwili: „Znowu? Ewo, to jakiś dziwny facet. Kto pisze o księżycach Saturna?" – Nie rozumiesz – szepnęła Ewa do siebie, przyciskając dłonie do policzków. – On mnie "widzi". Nie moją twarz, nie moje ciało. Mnie. Miała siedemnaście lat i nigdy wcześniej nikt nie poświęcił jej choćby jednego wiersza. Fenrir pojawił się miesiąc temu, zostawiając komentarz pod jej wierszem o samotności. Pisał, że ma dziewiętnaście lat i tak jak ona czuje się czasem, jakby dryfował w pustce. „Tytan ma metanowe jeziora, Enceladus lodowe gejzery A ty masz słowa, które budują światy" – napisał wtedy. To było inne. Wzruszające. Kilka dni później dostała pierwszą dedykację: Febe, której imię skradziono z nieba Nie znam barwy Twoich oczu, lecz widzę Twój blask, który szepcze między wersami, w każdym słowie, które do mnie wysyłasz. Nie dotknąłem Twojej dłoni, lecz czuję, jak moje palce splatają się na klawiaturze z Twoimi. – On się w tobie zakochał – stwierdziła Beata podczas rozmowy przez telefon. – Zakochał się we mnie, nie widząc mnie? Jeżeli to prawda, to to jest ... piękne! – Albo niebezpieczne – mruknęła przyjaciółka. – Ewo, ty go w ogóle nie znasz! Ale Ewa czuła, że go zna. Znała go z każdej metafory, słowa. Fenrir pisał o kosmicznej samotności, o orbitach, które nigdy się nie przecinają, o świetle gwiazd, które podróżuje miliony lat, by dotrzeć do czyichś oczu. Rozumiał ją. Gdy zaproponował spotkanie, bez wahania zgodziła się. Dopiero później, leżąc w ciemności pokoju, zaczęła się bać. Kim on jest naprawdę? A jeśli te dziewiętnaście lat było kłamstwem? – Idę z tobą – oznajmiła Beata stanowczo następnego dnia. – Nie pozwolę ci pójść samej na randkę w ciemno. Kawiarnia „Pod Gwiazdami" - nazwa, która wydała się Ewie dopełnieniem ich historii. Umówili się na piątą po południu. Dziewczyna przebierała się trzy razy, ostatecznie wybrała prostą, granatową sukienkę, która przypominała jej nocne niebo. Fenrir napisał jej, że przyniesie ze sobą bukiecik stokrotek, żeby mogła go rozpoznać. – Stokrotki – uśmiechnęła się Ewa, malując rzęsy. – Wiedział, że nie lubię róż. Skąd? Beata nic nie odpowiedziała, sprawdzając któryś raz telefon. Gdy pchnęły drzwi kawiarni, dzwonek nad nimi zadźwięczał wesoło. Ewa wstrzymała oddech i rozejrzała się po wnętrzu. Kilka stolików przy oknach, półmrok w głębi sali. Było kompletnie pusto. Serce podeszło jej do gardła. – Może jeszcze nie przyszedł? – szepnęła Beata, ale w jej głosie brzmiała niepewność. Ewa podeszła do baru, gdzie młody barman polerował szklanki. – Przepraszam... – głos jej się załamał. – Nie było tu może chłopaka? Czekam na kogoś. Może już wyszedł? Barman spojrzał na nią ze współczuciem. – Przykro mi, od godziny nikogo nie było. Jesteście pierwszymi klientkami od obiadu. Jest tylko jedna osoba, ale siedzi tu od południa. Słowa uderzyły ją jak pięść. - Wystawił mnie - pomyślała - cały ten miesiąc, wszystkie wiersze, obietnice to była zabawa. Głupia gra z naiwną dziewczyną, która uwierzyła w internetowy romans. – Chodźmy – mruknęła Beata, kładąc jej rękę na ramieniu. Ewa skinęła głową, mrugając szybko, żeby powstrzymać łzy. Ruszyły do wyjścia. – Poczekaj! – syknęła nagle Beata, zatrzymując się w pół kroku. Jej wzrok utkwiony był w najciemniejszym kącie sali, tuż pod schodami. – Tam ktoś jest. I ma stokrotki. Ewa odwróciła się gwałtownie. Spojrzała we wskazane miejsce. Zobaczyła stolik i wózek inwalidzki. Siedział na nim chłopak, z twarzą ukrytą w cieniu. Na blacie przed nim leżał mały bukiecik białych kwiatków. – Tam jest tyko jakiś niepełnosprawny - szepnęła, czując jak fala gorąca oblewa jej twarz. To niemożliwe. To nie mógł być on. Jej poeta. Jej Fenrir. – Ale Ewa ... te stokrotki. – Chodźmy! – przerwała jej ostro, a wstyd palił ją tak mocno, że niemal kręciło się jej w głowie. – Proszę. Po prostu chodźmy. Wypadły na ulicę. Chłodny, październikowy wiatr uderzył je w twarze. Ewa poczuła, jak pierwsza, gorzka łza spływa jej po policzku. Tej nocy zalogowała się na „Piszemy wiersze”. Profil Fenrira był nieaktywny. Wszystkie jego wiersze zniknęły. Jakby nigdy nie istniał. Jakby cały ten miesiąc był tylko snem o kimś, kto widział w niej kosmos. Napisała do niego ostatnią wiadomość: „Byłam tam. Gdzie byłeś?”. Odpowiedź nigdy nie nadeszła. Dwa dni później, wracając ze szkoły, zobaczyła je. Przed jej bramą leżał bukiecik zwiędniętych stokrotek. Bez kartki, bez słowa. Tylko kwiaty, które kiedyś były białe jak lodowe gejzery Enceladusa. Podniosła je, a ich kruche, martwe płatki rozsypały się w dłoni. I Zrozumiała ostatni wiersz Fenrira. O orbitach, które mijają się o milimetry. O świetle, które podróżuje przez całą ciemność, tylko po to, by na końcu nikt go nie zauważył. O lęku tak wielkim, że każe pozostać niewidzialnym. Zacisnęła dłoń, a resztki stokrotek wysypały się przez palce do kosza na śmieci.
    2 punkty
  23. jesteś moim grzechem wiatrem nadzieją moją prawdą uśmiechem jesteś moją pogodą nocą oraz dniem moim deszczem prośbą i mgłą tak moja droga to wszystko to ty nauczyłaś mnie mocniej kochać dlatego dziś dziękuje ci za to że upiększyłaś sobą moje chwile marzenia i sny
    2 punkty
  24. @viola arvensis dziękuję najpiękniej jak umiem :) @Nata_Kruk pociachałaś bo jesteś świetnym analitykiem poetyckim, skrupulatnym, nieprzeciętnym. To mi imponuje. Dziękuję za wgłębienie się w tekst. I końcowe słowa otuchy. dzięki :) @violetta pewnie, że może :) pożycie kulinarne we dwoje. romantyczne i pożywne :) Idę.....
    2 punkty
  25. @Alicja_Wysocka Po prostu takie jesienne szajby :) @viola arvensis ...baju, baju... @Nata_Kruk Dziękuję bardzo za komentarze,pozdrawiam.
    2 punkty
  26. po prawej stronie drętwieje wers na lewej strofce jakiś obrzęk bezsenne sensy gonią się e szelestach liści giną słowa ...
    2 punkty
  27. @Alicja_Wysocka tak jest ! dziękuję Alu :) bardzo trafne uwagi. @Roma jestem więc "doszczętny ". dziękuję Olu :) @Berenika97 oby nikt nigdy więcej nie musiał...... Ale to życzeniowa iluzja. Nie ma takiej opcji żeby wojna do nas nie przyszła. I wtedy wszyscy będziemy żołnierzami. Dziękuję Bereniko za niezwykły komentarz ! @Gosława nie smuć się Reniu :) dziękuję. @violetta Violu. Ty kusicielko :) Jeden talerz :) Zachwycać się..... No, no. Brzmi jak bajka :)
    2 punkty
  28. Ważną sprawę międzyludzką nieco nie cierpiącą zwłoki odłożyliśmy na później, czyli na następne spotkanie. Ona ach ta A już nigdy na nie nie przyszła. Przemyślała, albo coś ją powstrzymało, albo jakaś inna jeszcze okoliczność. Został tylko rodzaj cierpienia niespełnienia i trochę złości, no bo jak to tak wcale nie domykać tak pilnych spraw. Świąt ciągle ciebie prosi o cierpliwość do kobiet i czasem czyni to zupełnie nieudolnie. Warszawa – Stegny, 08.10.2025r.
    2 punkty
  29. W krainie fantazji mieszkają literki, mają główki i ogonki. Lubią kropki, wykrzykniki i pytania. Mają wytyczone zadania. Poprzez zdania układają się w prozę lub poematy. Zwykle nie odnoszą straty. Długopis jest zaklęty!
    2 punkty
  30. jego drogą życia są myśli one otwierają okna i drzwi pokazują gdzie śpi grzech a gdzie sens dnia i nocy nie wstydzi się ich są jego codziennością która wie czego chce jego drogą życia są myśli to one uczą kochać a nie opluwać śmierci i cieni zmęczonych drzew
    2 punkty
  31. @andrew Ten wiersz to mała perełka prostoty i mądrości. Nie sili się na efekt, nie moralizuje, a mimo to zostawia po sobie jasność — jak po rozmowie z kimś, kto naprawdę widzi człowieka, a nie jego maski. To przykład poezji, w której cisza znaczy więcej niż ornament, a ostatni wers staje się manifestem pogodnej dojrzałości.
    2 punkty
  32. @Toyer To melancholijny wiersz o przemijaniu miłości, z dobrze wyczutą symboliką podróży. Każda emocja zostaje w im szczerze nazwana, wybrzmiała ujawniona.
    2 punkty
  33. @tie-break Pięknie uchwycony ten moment, gdy lato już nie grzeje, tylko dogasa i wszystko, nawet słowa, zdają się być zbyt daleko od źródła. Znam to uczucie, gdy cisza milczy „po swojemu”, a człowiek próbuje ją jeszcze zaczepić. Może to właśnie o tym jest - że obcość czasem też dojrzewa, jak puch na nasionach.
    2 punkty
  34. @Berenika97 pięknie napisałaś. Tak sobie myślę, że filharmonia z granicami w tle, nie dzieliła, a wręcz przeciwnie- łączyła dystans między muzykami i słuchaczami. Filharmonia berlińska- za murem, Royal Albert Hall z kruchością szkła, moc stali, akustyką. A dziś? Łatwopalni jesteśmy, łatwopalne są nawet kamienie @violetta piękne, dziękuję
    2 punkty
  35. Ileż, tutaj pięknych i niezwykle rzeczowych komentarzy! Dziękuję Wam serdecznie. Każdy komentarz, refleksja są niezwykle cenne. Jeszcze raz wszystkim dziękuję.
    2 punkty
  36. po pierwszej nutce... po pierwszym słowie pierwszym spojrzeniu dotyku niech znawcy dzielą krok po kroku ja po pierwszej nutce... godzę się lub nie na całość
    1 punkt
  37. Zapytała pani młodzieży: - Co dzieje się na świecie? - "Świat schodzi na psy!" - zawołali blogerzy. To wy, starzy tym nudzić umiecie. My nie czytamy, nie rozumiemy, lecimy wysoko i wolimy Instagramy, Snapchaty i TikToki - świat wirtualny. Dla nas jest to byt naturalny.
    1 punkt
  38. Trucizna- na własne życzenie ją pije Trucizna- póki na zegarze północ nie wybije Trucizna- ciągle to robię Trucizna- może kiedyś, wybaczę sobie Jak Trucizna zatruwasz mój organizm Jak kolce róży wbijasz się w duszę mą i ranisz Tak ostro wbijasz te małe szpilki Koniec tej drogi- daleki, nie bliski… Piję ją sama, świadomie Każdego dnia, nikt się nie dowie Że Trucizną tą, miłość jest do ciebie I choć pijąc ją, przez chwilę mi jak w niebie Za chwilę tonę jednak, jestem w potrzebie Ratunku już nie ma, piję ją do dna Nie wiem czy żałuje, każdego takiego dnia Gdy Truciznę piłam nieświadomie Studiowałam powoli swą anatomię Może tak było lepiej, truć się niepewnie Teraz już tylko, w noce i we dnie Trucizna we mnie promieniuje A dusza ma nią cała emanuje Oh, Aniele… Czy oczekiwałam aż tak wiele? I kto by się spodziewał Że duszę mą, tak ktoś sponiewierał Że wlejesz trunek ten, życia nic nie warty Że Trucizną mą, będziesz… Ty.
    1 punkt
  39. @Marek.zak1 Rzeźba Johna pachniała kakaem, lecz związek ten skończył się dramatem. Bo nim zdążył ją poznać, zjadł całą, by nie zmarnować – i znów został sam ze swoim ideałem.
    1 punkt
  40. Nim w noc następną nów niebo zaciemni, Przed równonocą i chłodami jesieni, Ruszyłem w objęciu lata na wycieczkę. – Jej opowiedzenie wam zajmie chwileczkę: Król Stanisław (którego były Łazienki) Miał brata Michała, twardszej niż on ręki. – Przykład: rzekł zdrajcy co ku złej drodze kłamie, Że: „Ja nie jestem trzciną – pan mnie nie nagniesz!” – Zakup wsi biskupów płockich mu się zdarzył Gdzie księcia Karola Ferdynanda Wazy, Opolsko-Raciborskiego i Nyskiego A biskupa wrocławskiego i płockiego Była kaplica „w budynku, który służył odpoczynkowi wśród przyjaciół po trudach”. Kupiwszy Poniatowski postawił pałac Według Merliniego, (więc, cacko nie chała). Po targnięciu się… pałac przeszedł na Józefa, Po… na Teresę (– „Jam fortuna, bom ślepa…”) Poń na Annę z Tyszkiewiczów Potocką, Których odtąd Jabłonna perłą i troską Do końca wojny, z nich „Maurycego” wspomnę, Który na ratowanie Żydów fortunę Wydał, – zła pamięć o tym trumnę mu kala! Moda kraj od tyłu – przeszłości zniewala! (– Że chłop ratował ledwo mówić wypada, Do hrabi trza wbrew prawdzie przybić szyld „Zdrada!”) W PRL-u pałac zagarnęła PAN – W nieszczęściu, cóż za wyjątkowe szczęście. = Pałac pod tym okiem stracił znaczenie, lecz STOI! – Niech, (wolno, trudno) brud zliże, rany zgoi ! A więc pojechałem do „wice-Łazienek” Ciekaw okiem własnym zbadać sławne mienie. Wrażenia: [1.] Kościół obok bardziej zadbany! [2.] Pałac, nie trup, do słońc nauk pociągany. – Trafiłem na „Nauka z Pałacem w tle” Festiwal dwudziesty trzeci. – nie aż tak źle. [3.] Tłum ludzi, ja wolę kameralną ciszę, Ale tu o strategiach motyli usłyszę Trzepoczą ogonkami na końcu skrzydeł Dla nietoperzych ultradźwięków mamideł. Wykład o porcelanie… Tu mi prezent dają… [4.] Wtem zmierzch. – Gwiazdy spokój dla Jabłonny mają… Ilustracje: Zdjęcia własne Marcina Tarnowskiego: „Pałac w Jabłonnie 20 września 2025 – Elewacja ogrodowa stoi w wiejskiej ciszy”, „Pałac w Jabłonnie 20 września 2025 od strony podjazdu – widoczne oblężenie przez XXIII Festiwal « Nauka z Pałacem w tle » ”.
    1 punkt
  41. @Berenika97 bardzo dziękuję za tak piękny komentarz 🙂 Ja z natury jestem gadułą i zdecydowanie lepiej wypadam w bezpośredniej rozmowie Komentowanie nie jest moją mocną stroną Przytulasy i uściski 🙂
    1 punkt
  42. @Migrena Twój tekst z brutalną szczerością i niezwykłą wrażliwością dotyka tematu niewidzialnych ran, jakie wojna pozostawia w człowieku. Już pierwsze zdanie – "Nie wrócił. Tylko jego ciało przyleciało samolotem" – kwintesencja doświadczenia wielu weteranów. Ciało jest obecne, ale człowiek, którym był, zginął gdzieś na polu walki. Ta myśl przewija się przez cały utwór. Obrazy, które fizycznie wręcz pozwalają poczuć stan bohatera. Scena mycia rąk jest absolutnie wstrząsająca - to obraz traumy i winy, której nie da się zmyć, bo nie jest na skórze, lecz "pod sercem". "Wewnętrzny, nierozbrojony ładunek" - to genialne podsumowanie stanu ciągłego napięcia, zagrożenia i poczucia bycia niebezpiecznym dla innych. Strach przed bliskością, by "nie przebić skóry". A "Cisza jako krzyk bez ust" - to jak PTSD – niemożności wyrażenia horroru, który nosi się w sobie. Znajoma moich rodziców przeszła koszmar PTSD u swojego męża, który wrócił z Iraku. On też nie wrócił. Wojna niszczy duszę, spokój człowieka. Ekran komputera jest idealnym symbolem bariery, której nie da się przekroczyć. On na nią patrzy "jak na cudowne światło, które nigdy nie dotrze do dna jego nocy" - zdanie pełne piękna i rozpaczy. Twój wiersz buduje empatię znacznie skuteczniej niż setki reportaży. Zmusza do myślenia o cenie, jaką płacą ci, których wysyła się na wojnę, a potem oczekuje się, że po prostu "wrócą". Niezwykły tekst, bardzo potrzebny, a zarazem piękny. Pozdrawiam.
    1 punkt
  43. @Migrena Przypomniałeś mi Nangar Khel- piekło tam i piekło po powrocie. Niedoposażeni musieli sobie radzić sami. "Obraz zabitych i rannych to był szok. ylko fakt, że na skutek twojego działania giną osoby niewinne, które nie musiały i nie powinny zginąć. Jeszcze długo potem miałem w głowie potworną gonitwę myśli". A przecież żołnierz musi wykonać rozkaz. I to zostaje- trauma do końca. ale wychodził z tego wojenny raport strat. Nie umiał już myśleć bez krwi w zdaniu. Nie umiał już czuć się bez broni w dłoni. I słowa których nikt nie słyszał tylko echo. Poruszający bardzo- tak bardzo do trzewi. Piękny. Poetycki. Bardzo. Jacku.
    1 punkt
  44. Też mi się od początku wydawało, że jest to bardzo specyficzne alter ego peela. On w ogóle mógłby być (i jest nim częściowo) przewodnikiem po wierszu, po jego li(ry)cznych zakamarkach.
    1 punkt
  45. utrwaliłem się na tym zdjęciu za oknem wiatr ulice machają ogonem nie mogę zasnąć żarówki mruczą koty świecą oczami
    1 punkt
  46. @tie-break bardzo ładnie, wyjątkowo.
    1 punkt
  47. Bardzo przemawia do mnie opisany w tym wierszu obraz czułego przekraczania granic. Niepewność w finale i potrzeba sprawdzania, jak głęboka i znacząca jest wzajemna więź - ujmuje nieskrępowaną szczerością. Wydaje mi się, że wszystkie środki wyrazu mają za zadanie odzwierciedlać łagodną ufność i gotowość na wzajemne odkrywanie siebie - kobiety i mężczyzny. Przy czym dotyk, fizyczna bliskość, są zaprezentowane jako ważniejsze od słów, które emanują chłodem i bardziej dzielą, niż łączą. Metafora burzy niesie bogatą symbolikę, i, co więcej, silne emocje. Mimo wszystko z każdej linijki promieniuje szlachetny spokój.
    1 punkt
  48. @violetta dziękuję @Berenika97 dziękuję bardzo, niestety, tak czasem bywa... Czasem to dystans tylko fizyczny, wymuszony przez los...
    1 punkt
  49. Niestety to próżność i bylejakość zdobywa dziś poklask a kunszt i talent biedują w odmętach skrytych szuflad czy zeszytów.
    1 punkt
  50. @iwonaroma krótko, celnie i prosto w serce! Cudownie, że ta intuicja nie potrzebuje znawców. Znakomity tekst :)
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...