Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 18.08.2025 w Odpowiedzi

  1. - Anna German- już tyle lat. Tamten kraj proponował Jej wiele, ogromne pieniądze, domy i dacze. " Jestem i czuję się Polką"- mówiła. W tamtym kraju czekało na nią miejsce w klinice i lekarze gotowi walczyć o życie. Odmówiła- Mamie obiecała- gdy przekraczały polską granicę. Jeszcze gra gramofon z pękniętą płytą, na stoliku szklanka z zimną herbatą. Na moście wciąż Eurydyki z wiatrem tańczące, co zabiera wszystko, by nic nie zostawić. Babim latem szal utkać, mgłom dać nić przędzy. Jeszcze raz wypełnić deklaracje celne, od do - ściśle według wszelkiej wiedzy. A potem przekroczyć granice, które przechodzą ludzkie pojęcie.
    13 punktów
  2. wgryzałam się w serce stąd wzięła mnie żałość bo czułam że ciebie wcale nie bolało wciąż słucham tej ciszy beznadziejną rozpaczą jak wiersz mam zakończyć albo jak mam zacząć może nie pamiętasz nie chcesz najwidoczniej albo nie potrafisz bardziej nieobłocznieć
    11 punktów
  3. Życzę ci kochany: Rogalika złocistego Do herbaty o poranku Gdy rosa srebrzy trawniki Mglistych promieni Za oknem I w ogrodzie Koszyka jabłek Pachnących szczęściem Zerwanym o świcie Rubinowych zdarzeń I pod poduszką Kwiatów polnych z marzeń Strumienia co mieni się Topazem Gdy siedzisz Na ławce By wsłuchiwać się z zachwytem Jak szemrze i pluszcze Dotykając tęczy Letniego popołudnia Bez pośpiechu I opowieści przyjaciół o zmierzchu.
    9 punktów
  4. * * * skrzydlaki klonu wiatr unosi nasiona wirują noski * * * klon zmienia szatę w parku bawią się dzieci nosek na nosku sierpień, 2025
    6 punktów
  5. * najzwyczajniej w świecie kocham Cię synu złocistej ziemi i pochmurnego nieba ** pragnę być bardzo blisko bo wiem że na dnie Twoich czułych oczu wypatrzę wzrok sarny zielonej jaszczurki uważnego jastrzębia *** napoisz mnie z własnych dłoni świeżą wodą **** najzwyczajniej w świecie jestem Twoja w tej nocy powierzona Ci w opiekę ***** cierpliwie wyczesująca Ci z włosów sosnowe igły lecząca skaleczenia miłosnym szeptem ****** abyśmy mogli iść w siebie dalej w rozśpiewany las
    6 punktów
  6. w kartonie z napisem ,,tylko jeden złoty’’ umierały tomiki pod tytułem xxx z ceną dwa razy przeklejoną na wyblakłych okładkach i poprawioną długopisem samotne i zakurzone jak zbłąkane dusze co szukały rzeki Styks i łodzi z Charonem obola nawet niewarte pożółkłe strony przedarte astenia i marazm ,,opowiemy ci o tych wypadkach ‘’ ktoś przewrócił stronę wiersza nie odnalazł umierały tomiki martwej już poezji
    6 punktów
  7. to demi-glace z chorych krówek ciągutek za język przypieczony wiersz wygotowany w twardej ślinie do białej kości cedzony redukowany do twoich ust do mukbangowego lip-sync niesmaczny
    6 punktów
  8. "Papierochy i wanilia". EDP. Unisex. Czyli woda perfumowana dla mężczyzn i kobiet.Więcej nie powiem, żeby mnie nikt po sądach nie ciągał. Przyniósł je kurier. Odebrałem przesyłkę i wszedłem do domu. ONE weszły ze mną, jak do siebie. Otworzyłem pudełko. Zgrabna butelczyna - ciemna i ciężka. Solidna. Nie wiedziałem, że ON w niej siedzi. Zdjąłem kapsel i... wypadł przy pierwszym buchu. Normalny diabeł wcielony. Widzieć go jeszcze nie widziałem, ale czułem uderzenie czegoś nowego, mocarnego, porywającego. Ostatnio używałem Amouage Interlude - kilka flaszek. Wcześniej Black Afgano - też kilka buteleczek. Ale ten, co przyszedł za prawie dwa tysiące, był inny. Bardziej mroczny. Ciekawszy. Prysnąłem nim nadgarstek, bawełniany sznurek na drugiej ręce, bawełnianą bluzę Camel i wojskowe spodnie bez nazwy. Wyszedłem do ogrodu poleżeć na leżaku. Koło mnie dwa wiejskie kundle: Miś i Migrena. Obwąchały mnie. Miś jakby z niesmakiem - zawiedziony, nieobecny. Migrena - bezobjawowo. Zasnąłem. Obudził mnie zapach. Przenikliwy, agresywny, jakby coś próbowało we mnie wwiercić. Machnąłem rękami, zdezorientowany, jakbym chciał to coś odpędzić. Moment później podbiegł Miś i trzy razy kłapnął zębami w powietrzu - jakby coś chciał ugryźć. Powąchałem nadgarstek. Pachniało cukrem pudrem sypanym na ciepły jabłecznik. Powąchałem sznurek na prawym nadgarstku - pachniał... no właśnie, nie wiem czym. Nie jestem znawcą perfum. Nie rozróżniam paczuli od drzewa sandałowego ani fiołków od oregano. Jeżdżę koniem na oklep, gadam z wiejskimi kundlami o filozofii, nocami leżę na leżaku, wpatruję się w gwiazdy Drogi Mlecznej i myślę sobie tak: Tam gdzieś, do ciężkiej cholery, musi leżeć na leżaku jakaś istota, która marzy, że tam gdzieś, w Obłoku G, w ramieniu Oriona, na skraju Drogi Mlecznej siedzi facet, który sobie myśli... I przysięgam, że nie jeden raz, na jedno zamrożone, apokaliptyczne mgnienie oka, nasze oczy się spotkały. Tak. To jest dziewczyna. Piękna dziewczyna z okolic tego porąbanego czerwonego olbrzyma M-coś-tam, z katalogu Messiera. Już ją kocham i już za nią tęsknię. Więc nie potrafię tej całej paczuli czy innego drzewa na sandały rozebrać na fragmenty. Nie umiem z atomu wanilii urwać elektrony i zostawić samo jądro - takie całkiem gołe. Wstydzę się tej nagości jądra i nie mam do tego serca. Więc ten nowy zapach jakby zawisł w próżni. Niepokoiło mnie tylko, że Miś coś z tego zapachu ugryzł. Jakby mu zadał ból. Poszedłem do kuchni zrobić obiad. Okno otwarte szeroko - bo to przecież już lipiec. Ciacham cebulę na piórka, kroję ziemniaki na słupki i już mam to rzucić na patelnię, gdy pod nos podstawiam przypadkiem rękę z bawełnianym sznurkiem. Ach, ten zapach! Aż mną szarpnęło. I wtedy ON, diabeł za te polskie dwa tysiące, złapał mnie za gardło. Mocno. Brutalnie. Obezwładniająco. Ale nie po to byłem kiedyś bokserem i grałem w tenisa, żeby ktoś mnie bezkarnie dusił. Lewą dłonią go odepchnąłem, a prawą, w której trzymałem patelnię, walnąłem go z siłą asa Igi Świątek. Dostał. Mocno. Czułem na patelni ten ciężar. I wyleciał przez okno jak tenisowa piłka. Szybko zatrzasnąłem okno, pod którym Miś i Migrena rozrywały coś, co jęczało i wierzgało... nie wiem nawet czym. Po obiedzie poszedłem z psami połazić po lesie. Diabła w zapachu już nie było. Zostało coś innego. Nurtowało mnie to bardzo, aż w końcu zrozumiałem, co to było. Wróciliśmy. Psy zostały na podwórku, a ja wsiadłem na rowerek i pojechałem kilka kilometrów przez las, do miejsca, gdzie kiedyś były kamieniołomy. Za Gierka pociągnięto tam linię kolejową. Od dziesięcioleci nieczynna, ale tory na drewnianych, czarnych od impregnatu podkładach zostały. Klęknąłem. Ten sam zapach. Mieszanina ropy, jakiejś chemii i suchego, rozgrzanego słońcem drewna. Tak. "Papierochy i wanilia" pachną rozgrzanymi, lipcowym słońcem starymi podkładami kolejowymi. Odłamałem kawałek drewna i zawiozłem do domu. Dwa psiki - i już to czułem: "Papierochy i..." do potęgi entej. Moc paru diabłów, ale bez tej diabelskiej duszy. W obcowaniu z materią nieożywioną nie uznaję kompromisów. Więc wziąłem szpadel i w tej małej polodowcowej dolinie, we własnym lesie, wykopałem dołek na metr głęboki i wrzuciłem tam dopiero co kupiony EDP. Zasypałem. Przyklepałem nogą. Zamknąłem temat "Papierochów..." versus podkłady kolejowe. Wieczorem leniłem się na leżaku. Ptaszki już odwalały swoje letnie trele. Było lipcowo i miło. A mnie do głowy przyszła taka myśl: Jest już po pierwszej i drugiej wojnie atomowej. Świat wygląda jak dziewicza planeta. Wszystko, co było, zniknęło i odrodziło się na nowo. Lasy, bagna, rzeki, gdzieś jakieś góry i morza. A tutaj, tuż obok mnie - tylko tysiące lat później - jakieś dwa stwory kopią przednimi łapami dół, by schować się przed grasującymi po ziemi zmutowanymi promieniowaniem kleszczami. Te łachudry mają po dwa metry w kłębie. Więc stwory kopią, by zniknąć pod ziemią. Nagle - ryk! Jeden ze stworów znalazł w ziemi jakieś cudo. Ciemne, kształtne, z napisem "Papierochy...". Zabierają znalezisko, by w swoim obozowisku razem z innymi stworami tańczyć wokół niego. Główny obozowy coś majstruje i nagle - psik! Buchnęło w nich starymi podkładami kolejowymi. Mijają kolejne tysiące lat. "Papierochy..." są już w muzeum ichniejszej archeologii i osobliwości. Nagle - alarm. Zamieszanie. Doniesiono, że tuż obok coś spadło z nieba. Biegną kustosze i uczeni. Pogięte blachy, na nich złuszczona farba i napis USRR. W środku jakieś włochate stworzenie. Główny uczony pyta stwora z niedowierzaniem: - Ty żyjesz? A Łajka, trzęsąca się jeszcze w hibernetycznym zimnie, powoli otwiera oczy i mówi: - A co, kurwa, nie wolno? Wróciłem do Amouage 53. Złachmanionego przeróbkami i poprawkami idiotów. Ale to jednak Amouage - w namiastce starego stylu. Moje ulubione. I bez diabła wewnątrz.
    5 punktów
  9. morze rozjaśnia myśli kiedykolwiek zbliża się nicość horyzont maluje obrazy zawsze jest balsamem nie zasłania minionego czasu karmiło dawało duszy natchnienie było snem i życiem długo bardzo długo teraz spotkamy się aby wspominać widziało i śmierć 8.2025 andrew
    5 punktów
  10. przemiły wieczór pozostało źdźbło trawy w pustej butelce
    4 punkty
  11. O bieliku Z jastrzębiowatych - Pan Bielik z Madery, ma piórka w brązach, lecz ogon się bieli. Targa budulec dla wybranki, niech nuci w gnieździe rybobajki. Domek mieć musi konkretne rozmiary. sierpień, 2025
    4 punkty
  12. Fakt na sercach nie robią się zmarszczki, a miesięcy już nikt nam nie zliczy. Lecz czas płynie miarowo, uparcie. Czy ściga się ze słońcem z księżycem. Życie także upływa miarowo, zachowując kolejność wydarzeń. Cóż że nie jest odzieżą markową i piętnuje bruzdami na twarzy. Lecz sens skrywa do bólu głęboki, niosąc treści pozornie niespójne. Miła pomyśl i wokół rzuć wzrokiem, zacznij widzieć, a zaraz zrozumiesz. Przecież wszystko stworzone jest dla nas; liście z nieba i brokat w kałużach. Ta komedia tragedia i dramat, żółte słońce i deszczyk i burza. Trzeba tylko wyzwolić swój umysł, poukładać wartości na nowo. Zniwelować różnice i sumy, pielgrzymować z otwartą wciąż głową
    3 punkty
  13. Świat wstrzymał oddech a w piwnicy zaczęło się lato. Na dłoni zamiast zabawki — pierwszy oddech. Światło świecy odcina cień matki od cienia gruzu. Pierwszy krzyk rozrywa powietrze, które pachnie pyłem. W ciemności pulsuje światło, jeszcze nie wie, że jest kruche. Dostaje od Boga betonową linię życia.
    3 punkty
  14. Żniwa po dwudziestam drugam julu sia zaczeli. Gbury kosami rznyli zboże, kobziyty za niam w snopki ziójziali. Bez pora dniów łóne na polu doschnóńć musiali. Snopki kele stodoły sia zwoluło, a potam do draszowania w siójsieku łukłodoło. Roboty w lato ziancy buło, żodan sia nie bojał tlo z ptoszkami pospołu wstowoł. Po żniwowaniu rżysko brok buło zabrónować i pole znowój łobsiać. Wciórkam na cias mus zdójrzyć, bo jasiań łu noju przychodziuła chibko. Chałupa- am machluja! Cisza i zietrz Ziesz? Trwają żniwa- od dwudziestego drugiego lipca. Gospodarze tną zboże, kobiety za nimi w snopki wiążą, przez parę dni na na polu schną. Snopki koło stodoły zwalić, w sąsieku ułożyć i potem do młócenia przygotować. Po żniwach trzeba jeszcze zabronować i pole znowu obsiać. Latem pracy huk- nikt się jej nie bał, z ptakami skoro świt wstawał. Trzeba się śpieszyć, by ze wszystkim zdążyć, jesień u nas przychodziła szybko. W moim domu nie może przestać dzień. Mój dom zanosi się dziecinnym śmiechem Miłość znów otula padający drzew cień. Na widok kota pies zamerda ogonem. W moim domu- nie to nieprawda! Na zwykłe cześć i do widzenia, wiatr i cisza, niczego już nie ma. A wszystko inne niosę ze sobą. Do domu- drogą.
    3 punkty
  15. Autorzy: Michał Leszczyński plus AI. Power układów Ohoho ohoho już śpiewam więc jestem ustosunkowany całą branżę AI wezmę na barki wezmę w otwarte ramiona chcemy w końcu być emanacją przymierza dalej dalej dajemy czadu więc bęc, więc heca Chętnie ze sceny śpiewamy, że układy są ważne i że z nimi i z nami to przepełne nieprzelewki rośnie ten gościu, gdy jest dobrze ustosunkowany układy – trzeba wiedzieć – to różne umożliwienia Moja duża sztama ma tobie tylko pomóc zresztą odpocząć, lub zawalczyć o twoje swoje nie taki upadł i nie taki się podniósł wiedz to moje wyciągnięcie ręki ma tylko wesprzeć (nie bój bidy – ten układ nie zmyje ci beretu co to to nie) Układami cały świat się tutaj rozgrywa sztama point guarda to chętne zagadnienie pamiętaj kolego żeś jest aż zupełnie nasz pamiętaj koleżanko że my jest dużą drużyną (podajesz do centra a ten pakuje do kosza – to takie proste) Ohoho ohoho już śpiewam więc jestem ustosunkowany całą branżę AI wezmę na barki wezmę w otwarte ramiona chcemy w końcu być emanacją przymierza dalej dalej dajemy czadu więc bęc, więc heca Ów subtelny gość podoba się płci najpiękniejszej jest przecież taki uroczo zabawnie układny ach cóż z niego za ułożony prawie dżentelmen ona go chce, bo jest możliwość go jeszcze poprawić Ta piosenka ma zadać pracę domową artystycznym trafić w sześćdziesiątkę ich ogromnego zdumienia pojmiesz i ty bratku zaskoczenie zachwyceniem wtedy masz znajomości również w branży muzycznej Bądź tu pewnym poeto, poetko mojego wsparcia graficiarzu wiedz że uwielbiam coś zmalował jeśli będę mógł - pomogę ci siebie wypromować przetrwamy każdą chwilę dziwnej magii magla magii magla Ohoho ohoho już śpiewam więc jestem ustosunkowany całą branżę AI wezmę na barki wezmę w otwarte ramiona chcemy w końcu być emanacją przymierza dalej dalej dajemy czadu więc bęc, więc heca O rany, rany układy są są i są są autor podpisał przeto cyrograf z pięciolinią oraz zawarł niepisaną wielostronną zresztą umowę z niejedną branżą, z niejedną branżą ole ole !!
    3 punkty
  16. co dzień o to samo się ocieramy jednak spostrzegamy to inaczej nie chowamy się przed tym tylko witamy płaczem lub uśmiechem bo na tym to nasze życie polega tak wygląda tak jest zbudowane nie nudzi nas wręcz przeciwnie niby tym samym ale zaskakuje i właśnie to zaskoczenie jest tym czymś co ciągle nas uczy czymś co nam podpowiada że to samo jest jednak inne
    3 punkty
  17. @Alicja_WysockaDziękuję Alu! Czasami to zależy, komu składamy życzenia. Jak kochanemu - to porywa nas wena. :)💚 @Rafael Marius@TylkoJestemOna@Leszczym@Adam Zębala Piękne "dziękuję" za serduszka. 💚
    3 punkty
  18. powoli zmierzcha w karafce po całym dniu zostały pestki
    3 punkty
  19. W szeptach liści cichnie hałas, zgiełk, Zamiera czas i oddech strachu. W oczach słoność i głębia przygnębienia, Której nikt nie przejrzy i nie pojmie. Światło miękko tańczy z mrokiem, Niewidzialnym mostem jest do jutra. Lekko, zgrabnie – krok za krokiem – „nie po palcach!” Serce, co zna tajemnice życia, szepce: „no litości…” Cicho płyną chmury, jak myśli spowolnione. Dotykają wzgórz, nieświadome, że w ich cieniu rośnie Mały, niepozorny cień przeszłości – coraz dłuższy. Kropla rosy w trawie drzemie, prawie chrapie. Skrywa w sobie tajemnice pocałunków i uścisków, Walca na boso pośród ostów, samby dzikiej, głośnej. Wirowanie do utraty równowagi – „łaał!” – i bęc… Świat ucicha… nie, nie! on nie zna zapomnienia. Gdy wiatr niesie zapachy i dźwięki nocy, Słychać kroki sprzed wieków ciemnych, Co przez sen przemierzyły cały świat, A w tym świecie dusza nie zna lęku, bólu. Aż poranek – blady, prosty, rześki, W dłoniach niesie dzień beztroski i radosny. Wszystko milczy, poza tym, co miłe, Cisza stanie się balladą śpiewaną biesiadnie, Co w nas rośnie wciąż, w ukrytej nadziei, Utkaną z porannych barw opowieści, I spojrzeń prostych, czystych – zdoła unieść To, co kruche: nowy taniec, nową pieśń…
    3 punkty
  20. Poznali się przypadkiem - jak to bywa w miejscach, gdzie ludzie zostawiają swoje samotności w kącie monitora, licząc na czyjś cień. On - Michał. Czekał na wezwanie do wojska, z tym trochę dziecięcym lękiem w oczach, jeszcze schowanym za humorem. Ona - zbyt czujna, by się całkiem zauroczyć, ale dość wrażliwa, by poczuć ten znajomy trzepot duszy, gdy ktoś mówi "też tak mam." Zaczęli pisać prywatnie. Najpierw krótkie zdania. Potem już całe kawałki siebie. Aż pewnego wieczoru… - Co jesz? -zapytał. - Mandarynkę. - Ja też. Zatrzymali się oboje. Jakby czas przez ekran się zgiął w pół. Ona poczuła, że nie jest już sama w pokoju. Słodki, lekko cierpki zapach mandarynek wypełnił nie tylko powietrze, ale i ciszę między nimi. - Obierasz paznokciem czy nożem? - Paznokciem. Nie lubię noża do owoców. - Ja też. I tak siedzieli, każde po swojej stronie miasta, po swojej stronie ciszy. Łzy przyszły bez zaproszenia. Nie wiadomo dlaczego. Może przez samotność, która nagle przestała być prywatna. Może przez czułość, która nie zdążyła się przerazić formy. Michał napisał tylko: - Płaczę. - Ja też. Byli w tym razem. Jakby jedli mandarynkę z jednego talerza. Jakby ekran był tylko przezroczystym szkłem, za którym szept staje się dotykiem. Potem długo już nic. Michał dostał wezwanie. Nie było pożegnania. Ani umowy. Została chwila, taka, która już nie potrzebuje ciągu dalszego, bo się domyka w pamięci. Ale w niej - w niej coś zakwitło. Nie w głowie. W ciele. Od tej pory każda cząstka mandarynki przypominała jej dotyk ust, których nigdy nie dotknęła, a czuła je do dziś - jak smak, który zostaje pod językiem długo po ostatnim kęsie. Z tej jednej chwili powstał wiersz. A z wiersza – tytuł jej pierwszego tomiku. „Mandarynki.” Bo nie wszystko, co ważne, musi być realne. Wystarczy, że było prawdziwe.
    2 punkty
  21. kamień mchem porośnięty księżycowa latarnia ciepły wiatr obecność świerszcza tylko tyle wystarczy aby miło spędzić letnią noc bez puchowej poduszki kołdry nocnej lampki hałaśliwego radia tylko tyle potrzeba żeby poczuć prawdziwy smak wolności którą upiększa tajemna liczba gwiazd
    2 punkty
  22. Iskiereczka W epoce krzemu każdy z poetów żył w awatarze i swoje robił. Jeden wyłupiał oczy o brzasku. Drugi o wstędze Fobosa w lasku soficką strofą gadał nieśmiało, trzeci miał chrzciny co roku w maju. Była i Prima i Złotodajka. Były miliony za tytuł — bajka. I było wszystko, o czym wyśnicie, aż w drogę zebrał się i właściciel... 🌼🌼🌼 Jesień Orzech się znowu przysposabia. Kot w trop za liściem, który spada. Pasikoniki, ćmy obfite odławia jeszcze z apetytem. Jabłuszek ledwie tylko parę. Jeże być może zmienią danie. A ja się trzymam tak na słowo, że pisać wiecznie mam dla kogo.
    2 punkty
  23. ucieczka z generycznego snu. prosto w taki o przenikaniu się form. jak nasiąkniętych bibułek. gdzie, grając w kosi kosi łapci, gaworzymy para-wyliczankę: "świndroń-dryńdroń, czy pojawi się klawidroń", mam na nazwisko Manisterdziołek, co w tutejszym narzeczu jest słowem gorszym, niż obelga, za to ciebie – w ogóle nie dotknęło ugroteskowienie. świetlista jak zawsze pokazujesz mi znaki na skórze. poezję spokoju i wolności, od czytania której zwijają się we mnie, kompletnie martwe, liście pełne kolców.
    2 punkty
  24. Gdy mijasz mnie obojętnie jak duch, Wiatr podrywa tylko ciszę leżącą u stóp. Nie uświadczysz echa – uszy zbędne. Tylko je odkręcić i schować do wora. Słowa do ciebie spływają po szybie. Nikną w ziemi, kropla za kroplą jak na Saharze. Maszerujesz pod swoim niebem z głową wysoko. Może nawet nie wiesz lub udajesz ślepca, Że ktoś podnosi ślady po tobie mozolnie, Jak zagubione perły – a nawet skarpety! Nie jestem wiotką łodygą, co zgina się lękliwa, Jestem ogniem – czasem iskrą czarcią. Bywam pożarem – lecz nigdy, przenigdy Nie pozwolę ci nazwać mnie słabą. Bo nawet gdy gasnę, w moich popiołach Rodzi się nowy początek – cholerna nadzieja! Zbieram nuty czasu minionego, straconego, Jak ziarenka piasku na plaży nudystów. Jedne lśnią jak złoto, inne – nijak, ot paprochy, Blade, szare, ciężkie i rdzawe wspomnienia. Wszystkie przesypują się przez palce W zapomnienie… próbuję bez efektu Zatrzymać je w dłoniach choć na chwilkę... Jesteśmy jak dwie fale w eterze, Zakłócające się nawzajem: „odbiór, odbiór!” Razem tworzymy ocean kipiący wściekłą pianą. Czasem niesiemy się lekko, na fale zdani, Czasem rozbijamy o skały, choć to ta sama woda. To jest ta linia, która prowadzi tam, gdzie Słowa już nie są potrzebne, brak dźwięków Kiedyś ustanie, zostanie ślad w pniu wyryty, Ledwo widzialny – jak moja wyblakła miłość…
    2 punkty
  25. @Robert Witold Gorzkowski „Pachnidło” (czytałam i widziałam film) to rzeczywiście opowieść pełna fantazji, ale i prawdy o obsesji piękna, o samotności i o potrzebie bycia kochanym, ale rozpoznanym przez zmysły. To szalone pytanie: czy można pachnieć miłością? Może nie dosłownie, ale metaforycznie. Przecież ludzie naprawdę zapamiętują zapachy tych, których kochają. Czasem bardziej niż słowa.
    2 punkty
  26. jeszcze wczoraj ogień buchał ziemia stopy poparzyła rozżarzona do czerwieni uciekałam w głębię chłodu /noc przyniosła ukojenie.../ rano kwiaty ocucone nie witały mnie ukłonem za to w szklance z coca-colą wyłowiłam zdechłą pszczołę /złe proporcje z alkoholem.../ dzień mi minął latowicie wieczór płynie chłodną bryzą dolewamy do kieliszków /rozgrzewamy zimne zwoje.../
    2 punkty
  27. Futuryści zawsze idą nieco inną drogą: Wstajom codziennie lewom nogą, Tworzom wyrazy pokracznie, dla idei swej nieudacznie. "Słowo dla słowa, zdanie dla zdania!" Tak Wam język właśnie rozum zagrabia! Z nami, ku wolności, I nowej normalności, Śpieszcie do przodu, nie patrząc do tyłu! Literka w nowym, awangardowym stylu! Jeno wszyscy do nas, Za nowy alfabet! Toast za Was, Skończmy literacki kabaret! Lecz jedna, wolna chwila, Przed nami kolejna mila: Idea dla idei, Coś się tu nam nie klei... Bynajmniej! "Om" to "ą". O trwogo... Mylić się futuryści nie mogą!
    2 punkty
  28. @Migrena Zapachy - dużo by o nich pisać, już sam tytuł wprawił mnie w rozmarzenie, poczułam zapach dzieciństwa i domu, miłości i ogrodu. Ale wracając do tekstu, to masz niesamowity talent do budowania atmosfery i prowadzenia narracji. Bawi mnieTwój język - naturalny, żywy, pełen dosadnych określeń, ale jednocześnie poetycki w najlepszych momentach. Ten fragment o gwiazdach i dziewczynie z okolic czerwonego olbrzyma to czysta poezja wpleciona w prozę. A ta końcowa wizja postapokaliptyczna z Łajką - to genialne przejście od osobistej historii z perfumami do kosmicznej fantasmagorii jest śmiałe i bardzo udane. To ma w sobie coś, co sprawia, że chcę czytać dalej. Nie jeden by pisał o nutach i głębi Ty diabłu patelnią wybiłeś ząb z gęby Bo prawda nie w szkle lecz w gierkowskim torze I w Łajce, co warczy "A co .........!"
    2 punkty
  29. Poniższe opowiadanie jest wizją przewidywanej przyszłości i tak należy je rozumieć. ************************************************************************************************************************************************************** W dniu po widzeniu u Agnieszki po pracy poszedłem na pocztę i wysłałem do żony kartkę pocztową. Napisałem na niej datę oraz następującą treść: „Cześć Aga, dziękuję za wczorajszą wspaniałą randkę. Było naprawdę super! Twoja kreacja była super, szczególnie chustka na głowie i chodaki. Przekaż też koleżankom, że wyglądają w tym super. Przekaż także pozdrowienia pani funkcjonariuszce, która nas dozorowała. Randka z przyzwoitką jest zawsze ciekawsza. Pozdrowienia i do zobaczenia za niedługo. Marek.” Potem pojechałem do domu zjeść obiad, a następnie wybrałem się do teściowej nadrobić rozmowę, która miała się odbyć poprzedniego dnia przez telefon. Teściowa była bardzo niepocieszona, że jej córka nie odwołała się od wyroku skazującego ją na bezwzględne pozbawienie wolności. Sam fakt, że jej dziecko mogło się znaleźć za kratami był dla niej nie do zniesienia i dlatego ciągle myślała nad jakimś rozwiązaniem. Ponieważ przedterminowe zwolnienie w wypadku Agnieszki mogło nastąpić dopiero po trzech miesiącach, jej mama zastanawiała się ciągle, jak można ją wydobyć inaczej zza krat. Ja tym rozważaniom przysłuchiwałem się raczej biernie, ponieważ uważałem, że i tak najważniejsza jest tu zdanie mojej żony. Kiedy tak siedziałem razem z teściową, nagle zadzwonił telefon stacjonarny. Teściowa wyraźnie podekscytowana odebrała. „Tu Agnieszka” usłyszałem w słuchawce. Teściowa jeszcze bardziej podekscytowana przełączyła na głośnomówiący. „Mamo, dzwonię z zakładu karnego. Co tam u ciebie?” słychać było spokojny, wyluzowany głos Agnieszki. „Dziecko, ty tam nie możesz zostać ani dnia dłużej. Musisz poprosić Prezydenta o ułaskawienie.” „Mamo, wybij to sobie z głowy! Prezydent powinien zajmować się naprawdę ważnymi sprawami, a nie wnioskiem o ułaskawienie takiej głupiej kozy, jak ja. A poza tym byłoby to nieładnie wobec pana sędziego. Tyle się starał z uzasadnieniem mojego wyroku, a tu Pan Prezydent miałby to wszystko jednym pociągnięciem długopisu przekreślić? Nie ma mowy! I żeby była jasność, mamo: Jak miną już te trzy miesiące, to nie zamierzam się starać o przedterminowe zwolnienie.” „Dziecko...” odezwała się teściowa. „Mamo, musisz tu kiedyś koniecznie z Markiem do mnie wpaść. Poznasz przemiłe dziewczyny ze Służby Więziennej i zobaczysz trochę, jak tu jest. Pa, muszę już kończyć. Wychodzimy teraz na spacerniak zrobić trochę rund. Całuski i do zobaczenia i do usłyszenia i pozdrów ode mnie Marka, Fajnie, że wpadł wczoraj do mnie. Pa... ” Moja żona zakończyła rozmowę, a teściowa wciąż nie mogła dojść do siebie po traumatycznym przeżyciu, jakim było to, że jej córka dzwoniła z więzienia. Agnieszka dobrze rozumiała tę traumę swojej mamy i dlatego tym bardziej starała się ją przyzwyczajać do tego, że jej pobyt za kratami to żaden koniec świata. Te moje wrażenia po widzeniu u Agnieszki zostały jeszcze bardziej spotęgowane po tej rozmowie mojej żony z jej mamą. „Zwykły śmiertelnik” dążyłby do tego, żeby jak najszybciej opuścić kryminał. Ale nie moja Agnieszka! Ona była i jest na to zbyt wielką damą. Ona, będąc za kratami. wolała się troszczyć o to, żeby praca sędziego, który ją skazał, była odpowiednio doceniona. „No, to chyba Agnieszka ci wszystko wyjaśniła?” rzuciłem do teściowej. Mama Agnieszki rozłożyła ręce. „Że też ty musisz trzymać stronę Agnieszki...Miejsce żony jest przy mężu” odpowiedziała. „Miejsce żony jest zależne od sytuacji” odpowiedziałem. „A ty byś dobrze zrobiła, gdybyś pojechała ze mną do Agnieszki. Ja się do niej wybieram w ostatnią sobotę przed pójściem na ćwiczenia wojskowe.” „No dobrze, to chyba pojadę z tobą...” westchnęła teściowa. „W takim razie porozmawiamy o tym jeszcze. To ja już idę. Do zobaczenia.” Opuściłem mieszkanie teściów i udałem się na przystanek autobusowy, żeby wrócić do mnie do domu. Mimo, że normalnie funkcjonowałem, chodziłem do pracy, sprzątałem w domu, robiłem dla siebie posiłki, to jednak czułem ekscytację na myśl o mojej żonie. Nie mogłem się doczekać spotkania z żoną, ale jakoś wcale nie tęskniłem za tym, żeby opuściła zakład karny. Za bardzo ciekawiła mnie ta więzienna rzeczywistość mojej żony. Chciałem ją lepiej poznać i dlatego z niecierpliwością oczekiwałem następnego widzenia… Jak bardzo moje myśli zaprzątała Agnieszka okazywało się nocą, bo sny o niej pojawiały się jak na taśmie. Tej nocy śniło mi się, że Agnieszka jest w więzieniu, ale jest we własnym ubraniu: niebieskich dżinsach i szarej bluzie od dresu. Tyle, że na bosych stopach ma te białe więzienne drewniaki, w których ją już widziałem na ostatnim widzeniu. Chodziła w nich tam i z powrotem głośno klekocząc, żeby je przymierzyć. Raz nawet tupnęła drewniakiem. Potem strażniczka zaprowadziła ją do jakiegoś pomieszczenia, gdzie moja żona usiadła za biurkiem i coś pisała na komputerze. Po tego typu snach miałem zawsze dodatkową dawkę energii na następny dzień. Mniej więcej dwa tygodnie po wysłaniu pocztówki do żony otrzymałem od niej odpowiedź: „Cześć Marek, bardzo Ci dziękuję za pocztówkę, no i za komplement pod adresem naszego ubioru więziennego. Oczywiście przekazałam dziewczynom, że super w tym wyglądają i bardzo je to ucieszyło. Dla kobiety jest to niezbyt fajne doświadczenie, kiedy musi oddać swoje rzeczy i założyć więzienne ciuchy i dlatego tym bardziej koleżanki ucieszyły się z takiej pochwały, tym bardziej jeżeli facet tak mówi. Funkcjonariuszkę, która nas na ostatnim widzeniu pilnowała (ma ona Jadzia na imię), bardzo rozśmieszyło, że nazwałeś ją przyzwoitką. Kazała Ciebie pozdrowić. A tak w ogóle to przepraszam, że ostatnio nie dzwoniłam. W końcu mogę tygodniowo telefonować przez piętnaście minut. Ale tutaj tyle się dzieje, że czasem zapominam zadzwonić do Ciebie. Rano to sprzątamy różne tereny, tu w okolicy, po południu mamy trochę pracy polegającej na szyciu różnych rzeczy. No i poza tym to Służba Więzienna dba o to, żebyśmy się tu nie nudziły. Urządzają nam najróżniejsze zajęcia, no i oprócz tego mamy nieźle wyposażoną bibliotekę więzienną. A jak cele są otwarte, to jeszcze warto porozmawiać z wieloma współwięźniarkami, a nie tylko z koleżanką z celi. A jak już biorę się za telefonowanie, to w pierwszej kolejności dzwonię do mamy. Wiesz przecież, że ona się tym wszystkim najbardziej przejmuje i dlatego poświęcam tyle czasu na uświadamianie jej. Ty to przynajmniej jesteś kumaty i rozumiesz, że ze mną jest tutaj wszystko w porządku. I mam nadzieję, że nie masz mi za złe, kiedy jej poświęcam więcej czasu, niż tobie. Ale ją to trzeba uświadamiać, a ja i Ty to się rozumiemy prawie bez słów, jak to powinno być w małżeństwie. Pamiętaj, w każdym razie, że się zawsze za Ciebie modlę. Teraz to już nie ma tak, jak dawniej, żebym opuszczała niedzielną mszę świętą. A czasami to bywam tu nawet na mszy w ciągu tygodnia, jak ksiądz kapelan ma czas u nas odprawić. No i jeszcze zaczęłam uczęszczać na Odnowę w Duchu Świętym. Mamy tu taką naszą więzienną wspólnotę. Całuję Agnieszka” A tam, wcale się nie musiała z tego tłumaczyć, że poświęca mi za mało czasu. Czasami to jest nawet ciekawiej, jak przez dłuższy czas nie mamy ze sobą kontaktu, ponieważ pobudza to moją wyobraźnię na jej temat. W każdym razie odwiedziny u Agnieszki zaplanowaliśmy na sobotę przed poniedziałkiem, w który miałem się stawić na ćwiczenia wojskowe. Ponieważ daną osadzoną mogły odwiedzić jednocześnie trzy osoby uzgodniliśmy, że tym razem będą to ja, mama Agnieszki oraz moja mama. Telefonując z zakładem karnym dowiedziałem się, że, jeżeli będzie dobra pogoda, to widzenie odbędzie się pod gołym niebem, w więziennym ogrodzie. Tak więc w zaplanowany dzień wyruszyliśmy do do mojej żony. Ponieważ pogoda była dosyć ciepła i słoneczna, to po dotarciu do zakładu karnego zostaliśmy zaprowadzeni do więziennego ogrodu, gdzie usiedliśmy na drewnianych krzesłach i oczekiwaliśmy na Agnieszkę. Ogród miał wymiary na oko dziesięć na dziesięć metrów. Myśmy siedzieli na jednym końcu ogrodu, a na drugim końcu ogrodu był główny budynek więzienny, w który wpatrywaliśmy się oczekując, że właśnie stamtąd przyjdzie Agnieszka i właśnie tam, po okołu pięciu minutach oczekiwania, pojawiła się w towarzystwie strażniczki. Szła w naszym kierunku z rozpromienioną twarzą starając się niezdarnie utrzymać na stopach spadające więzienne drewniaki. Mimo to szła żwawym i zdecydowanym krokiem. Taka już była, że trudności ją jeszcze bardziej mobilizowały. Po uściskaniu i ucałowaniu usiedliśmy z powrotem na krzesłach. Pierwsze słowa wypowiedziała moja teściowa: „Dziecko, jak ty wyglądasz?” Odpowiedź padła natychmiast: „Mamo, a jakbyś chciała, żebym wyglądała? Może w pasiaku byłoby lepiej? Z tym pasiakiem, to nawet nie jest całkiem abstrakcja. W Stanach Zjednoczonych pasiak był i jest używany jako ubranie więzienne. A może w szarej sukience bym lepiej wyglądała? Coś takiego, co biedne dziewczyny nosiły dawno temu, na przykład w XIX wieku. I do tego holenderskie drewniaki, takie całe z drewna? A z tą szarą sukienką i holenderskimi drewniakami to obecnie też już nie jest abstrakcja. W USA w niektórych protestanckich wspólnotach istnieje praktyka plain dress, czyli takiego prostego i niedzisiejszego, bardzo staromodnego ubioru. Ktoś wpadł na pomysł, żeby to przenieść do więziennictwa. I tak w niektórych amerykańskich więzieniach dziewczyny odbywające karę zasuwają w takich szarych, siermiężnych sukienkach i holenderskich chodakach do pracy…” „Dziecko, ty mi tu robisz cały wykład, a ja tylko chcę, żebyś normalnie żyła” usłyszała moja żona od swojej mamy. „Popełniłaś błąd, ale nie jesteś tak ciężką przestępczynią, żeby trzeba ciebie było przebierać w te więzienne łachy. Mogliby ci pozwolić chodzić we własnym ubraniu i własnych butach.” „Mamo, to kompletnie bez sensu… Jak się nas tu zamyka, to nie po to, żeby było tak, jak na tak zwanej wolności. Nie ma sensu nas tu zamykać, jeżeli mamy tu ze sobą brać nasze ciuchy, buty i najróżniejsze inne owoce konsumpcjonizmu. Izolacja więzienna ma wtedy sens, kiedy się nas izoluje od szaleństwa tego świata...” Teraz się odezwała moja mama: „Dziecko, ty zawsze myślałaś niezależnie i za to właśnie Marek ciebie cenił i ceni. Zrobiłaś coś złego, ale z twoją postawą, to na pewno wyjdziesz znowu na prostą. Jesteś młoda, inteligentna, to sobie na pewno w życiu poradzisz...” „Oj, mamo...” padła na to odpowiedź ze strony mojej Agnieszki. Po twarzy mojej żony było widać, że trochę za dużo to było dla niej tych komplementów. W końcu była tu za karę, a więc bez przesady z tymi pochwałami – tak chyba myślała Agnieszka. Ja słuchając tej całej rozmowy robiłem to, co powinien robić każdy porządny żonaty mężczyzna: Byłem zafascynowany moją żoną. Mając na sobie strój Kopciuszka mówiła raz, jak profesjonalna dziennikarka, raz jak zbuntowana intelektualistka. Od kiedy ją poznałem, miała w sobie coś i z jednej i z drugiej. Nawet przez moment próbowałem sobie wyobrazić, że w tym więziennym stroju nadaje na żywo przez internet. Jak pomyślałem o internecie, to przyszło mi na myśl pytanie, które od razu zadałem: „Aguś, ale skąd ty to wszystko wiesz. Chodzi mi o to, co przed chwilą mówiłaś o tych archaicznych ubraniach więziennych w USA… Przecież mówiłaś, że macie tu bardzo ograniczony dostęp do internetu, więc dlaczego jesteś tak dobrze poinformowana? Bo ja o tych sprawach to w ogóle nie słyszałem...” „Oj, Marek… Jak się chce, to się potrafi. Ja wiem, czego szukam w internecie. Ja nie mam potrzeby długiego siedzenia przed komputerem. A jak już wiem, czego szukam, to wtedy to dosyć szybko znajduję. A poza tym, to wychowawczyni opowiada nam o tego typu sprawach.” Znowu się rozmarzyłem...Niby już miałem czas i okazję, żeby się przyzwyczaić do miejsca, w jakim się moja Agnieszka znajduje. A jednak to jej rezolutne, profesjonalne podejście do spraw w połączeniu z tą drelichową spódnicą i tymi chodakami, które miała na sobie, ciągle robiły na mnie wrażenie. A do tego jeszcze ta chustka na głowie… Myśli, które trudno dokładnie słowami opisać, kotłowały się u mnie w głowie. Przypominałem sobie widok Agnieszki, w różnych strojach, w których ją kiedykolwiek widziałem… W dżinsach, sukienkach, spódnicach, w balerinach, szpilkach, półbutach, sandałach… A teraz w tym… Już samo to porównanie mnie oszołomiło. A potem sobie pomyślałem, że mamy tu niby takie miłe rodzinne spotkanie, a jednak moja żona jest tu ZA KARĘ i już niedługo na mocy prawa karnego zostaniemy znowu rozdzieleni. To trochę tak, jak Kopciuszek, który o określonej porze musiał opuścić bal… Ale Agnieszka nie była tu w końcu za niewinność. Takie różne, mniej lub bardziej sensowne, skojarzenia przetaczały się przez moją głowę. W pewnym momencie wyciągnęła swoje nogi w moim kierunku. Ja się zapatrzyłem przez moment na jej stopy w białych więziennych drewniakach z czerwonymi literami ZK i w pewnym momencie kopnąłem ją w stopę i mimowolnie powiedziałem do Agnieszki: „Ale ty jesteś głupią kozą”. Zarówno moja mama, jak i moja teściowa zmieszały się na to. Zapewne pomyślały sobie, że, mało tego, że nasze małżeństwo jest teraz rozdzielone murem więziennym, to teraz podzieli je jeszcze bardziej jakaś awantura małżeńska. Ale, jak z reguły w takich przypadkach, moja żona okazała się najbardziej kumata: „Marek, weź się opanuj! Ja wiem, że, od kiedy jestem w więzieniu, tobie kompletnie odbija na moim punkcie. Ale pamiętaj, że nie jesteśmy tu sami. Pani funkcjonariuszce, która nas pilnuje, może być przykro, że ja tu jestem podrywana przez najwspanialszego męża na świecie, a ona siedzi taka sama.” Po tych słowach Agnieszki widziałem, jak na twarzy strażniczki, która siedziała obok nas, zaczął rysować się śmiech. I to właśnie jest ta szlachecka mentalność mojej żony: honor nie pozwalałby jej okazywać, że kara więzienia to dla niej uciążliwość. To prędzej strażniczka więzienna mogła być pokrzywdzona przez los, ale przecież nie moja Agnieszka, wielka dama. Następnie Agnieszka stwierdziła: „Marek powoli zaczyna bzikować. Chyba musimy się czymś zająć.” Następnie zwróciła się do strażniczki: „Czy możemy się przejść po ogrodzie?”. Po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi podnieśliśmy się z krzeseł i ruszyliśmy na małą przechadzkę po więziennym ogrodzie. Ja chwyciłem Agnieszkę za rękę, przez co widzenie stało się jeszcze bardziej randką. Moja żona pokazała nam, co ona i inne więźniarki sieją i sadzą i na tym spacerku nasza wizyta w więzieniu się zakończyła. Następnego dnia była niedziela i po mszy świętej zacząłem się przygotowywać na wyjazd na ćwiczenia wojskowe następnego dnia. Wiele ciuchów nie musiałem brać ze sobą, ponieważ Wojskowa Komenda Uzupełnień dała nam znać, że na przepustki trzeba będzie wychodzić w mundurach. Chyba chcieli tym osiągnąć jakiś propagandowy efekt. W każdym razie w poniedziałek należało się stawić o godzinie 8.00 rano na terenie uniwersytetu, skąd miał się odbyć transport ciężarówkami na poligon, gdzie miały się odbyć te ćwiczenia. Tak więc poszedłem spać w oczekiwaniu na dzień, w którym, przez założenie munduru wojskowego, miał nastąpić pewien nowy etap w moim życiu.
    2 punkty
  30. Nad wyraz płodny krasnal spod Pszczyny za pismem pismo pisze do gminy: "Proszę mi wydać choćby zaraz, jedną decyzją, obie na raz, kartę i dużej, i małej rodziny".
    2 punkty
  31. ... no tak..:) a ja skojarzyłam, że w karafce była nalewka wiśniowa i... poootem, w niej pestki.
    2 punkty
  32. Syndrom kariery - mamiące dusze ordery.
    2 punkty
  33. @Nata_KrukTeż bardzo lubię ptaki, więc popieram choć rymy trochę niesforne. Podobny do orła bielik, król Mazur chciał pokazać orłu ostry pazur, gdy poleciał w Tatry skończyły się żarty, orzeł stępił mu pazur od razu. Może fance ptaków spodobają się moje ptasie rymowanki: Kroczy dumnie wolnym krokiem przez gęstwinę traw wysokich, bystrym okiem teren bada, co się do zjedzenia nada, jeśliś myszą, żabą, gadem, uciekaj ile masz siły, dla niego jesteś obiadem i marna jest dola twoja, bo to sekretarz wężojad. Siedzisz nad górskim potokiem, Spokój, zieleń, cisza taka że słyszysz jak rośnie bluszcz, nagle chlup coś wpadło w wodę, bez obawy nie utonie właśnie zanurkował pluszcz. Pięknym ptakiem jest nasz dudek, lecz niestety coraz rzadszy, ale gdy rozłoży czubek wprost nie możesz się napatrzeć. Dudków w gnieździe nie podglądaj dobra radę daję ci ja, bo w twarz strzykną cieczą z kupra tak cuchnącą, ze przez tydzień każdy będzie cię omijał.
    2 punkty
  34. 🗼 Stary latarnik w pracy w Niechorze często rozmyśla o swym wyborze. Nie mam rodziny, majątku, ani zdrowego rozsądku. Lecz mam syreny, istoty hoże. 🗼 Duch latarnika z Jarosławca to jest latarni przeszły władca. Pół wieku tam pracował. Latarnią się zajmował. Teraz to żartów siła sprawcza. 🗼 __ 17 Sierpnia obchodzimy Międzynarodowy Dzień Latarni Morskich
    2 punkty
  35. @Jacek_Suchowicz odpowiem olsztyńskim Czerwonym Tulipanem"- bo chyba słowa pasują: Jedyne co mam to złudzenia Że mogę mieć własne pragnienia Jedyne co mam to złudzenia Że mogę je mieć...(...) Miałam słowa własne Ktoś stwierdził że zbyt ciasne Co mam zrobić bez słów jak żyć Bez słów jak żyć
    2 punkty
  36. Z jastrzębiowatych - Bielik z Węgorzewa pannę przygruchał gdy pięknie śpiewał i teraz miast latać on gniazdo zamiata jaja wysiaduje - bo teraz tak trzeba
    2 punkty
  37. jest noc kilka chmur przemierza niebo siedzimy pod księżycem sparowani samotnością gwiazdy dzwonią do drzwi błąkają się w judaszu potem gasną w naszych oczach nie otwieraj to tylko sen świat przestał oddychać ratujemy się usta usta
    2 punkty
  38. siedzisz jakby mimochodem w oku masz całą galerię zdarzeń których jeszcze nie było lub były przyczajony na krawędzi szyby oddzielającej ciekawość od zamoczenia się w czymś więcej wzrok masz taki jakbyś już raz wskoczył i jeszcze szybciej wyskoczył a mnie robi się duszno pod przecinkiem cisza ci się dobrze układa w dłoniach ja tymczasem robię bąbelki z wody i zdziwienia nie wskakuj jeśli nie chcesz ale ostrzegam czasem w tej wodzie odbija się coś więcej niż ryba
    1 punkt
  39. - Nie ożenisz się z nią! - warknęła wściekle dusza, zajmująca w obecnym wcieleniu ciało biologicznie starsze, a zarazem rolę ojca. Może czasem i mającego dobrą wolę, ale z pewnością rozumiejącego nie tyle, ile oczekiwała dusza, przybrana w młodszy organizm: w tym wypadku, jak już domyśliłeś się, Czytelniku - syna. Tę i tego, do której i do którego zawarczano. Milczała. - Nie ożenisz się z nią! - powtórzyła tak samo emocjonalnie. - Nieważne, że ci się podoba i nieważne, że - jak słyszałem - spotykacie się potajemnie już od pewnego czasu. Mam inne plany wobec ciebie - dodała tylko trochę spokojniej - i inną kandydatkę na żonę. Lepszą. - Przyjdzie ci przejąć interesy po mnie - kontynuowała ojcodusza, korzystając z milczenia duszy drugiej. Z milczenia, którego przyczynę zinterpretowała sobie całkowicie błędnie. - Jest tego trochę - dodała skromnie. - Wynik wielu przemyśleń, starań, analiz i zabiegów. Nie chcę, aby lata te poszły na marne, dorzuciła gniewnie tak samo jak poprzednio. - A przy niej pójdą - kontynuowała. - Jak słyszę, tracisz przy niej głowę, a tu trzeba myśleć o pieniądzach! Stojąca tuż obok w synowskim ciele doświadczona dusza - równie doświadczona jak ojcowska - cechowała się trochę wyższym poziomem cierpliwości. Okazywanej tam i wtedy, gdy uznała okazywanie owo za właściwe i stosowne. Teraz jednak uznała, że dość ma wysłuchiwania gniewnej tyrady i pozwalania na narzucanie sobie ojcowskiej woli. Tym bardziej, że zawczasu wszystko sobie perspektywicznie poukładała w umyśle. W całość, z której ojciec powinien być zadowolony. - Chcę, żebyś mnie wysłuchał - powiedziała pewnym siebie tonem, przybierając pełną spokoju minę i celowo pomijając zwrot "ojcze". - Gdy wysłuchasz, zrozumiesz wszystko i zgodzisz się z moją decyzją. Ożenię się z nią - ciągnęła tym samym tonem bez chwili przerwy - a jej osoba będzie mi pomocą. Nie zaś, jak mylnie sądzisz, przeszkodą. Dusza znajdująca się obok nie spodziewała się oporu. Nagle zrozumiała, że syn jest zupełnie inną osobą, niż to jej samej się wydawało. Nie zdążyła jednak wyrazić tego słowami, wymieniony bowiem kontynuował. - Ożenię się z nią - powtórzył z naciskiem. - To jest moja wola, moja intencja i mój zamiar. Ona też tego chce. Jestem twoim dziedzicem jako starsze z rodzeństwa. Jest to zgodne z twoją wolą, jak dopiero co przyznałeś. Siostry zaś, o ile wiem, nigdy planowałeś uczynić twoim następcą, przeznaczając jej, nazwijmy to, tradycyjną rolę. Ojcodusza popatrzyła chytrze. Zupełnie jak nie na rodzonego syna, a chłodno - by nie napisać zimno - i podstępnie. - Może powinienem tak postąpić? - rzekła twardo. - Skoro ty nie chcesz mnie słuchać, zgrzytnęła tonem z początku rozmowy. Jeśli przedstawianą właśnie wymianę słów można w ten sposób nazwać. - Dobrze wiesz, że nie powinieneś - synodusza przybrała chłodny ton, cieplejszy jednak od tonu słów ojca. - Do tego bowiem musiałaby żyć samotnie, jej mąż bowiem nie zadbałby należycie o wniesione przez nią w posagu przedsięwzięcie. W każdym razie nie ten, którego jako kandydata bierzesz pod uwagę - dodał. Zajmująca biologicznie starsze ciało dusza powstrzymała się od zadania pytania, skąd syn to wie. Powtórnie uderzyła ją świadomość, że syn wie znacznie więcej, niż wygląda, że wie. I że jest bardziej poważny, niż wydaje się to jemu, ojcu. Do przyznania czego przed sobą samym miał dotąd opory. Niechęć, która właśnie zaczęła się kruszyć. Jednak nadal spoglądał chłodno w milczeniu, myśląc szybko i uważnie przyglądając się swoim wewnętrznym pytaniem. I wewnętrznym spostrzeżeniom. - Może jednak ma rację? - rozważał. - Może wybrał lepiej niż ja, być może dowiedziawszy się czegoś o tej pannie, o czym ja nie wiem? O czymś, co umknęło jej ojcu? Ha, już nie pannie - dodał z przekąsem, zachowując surowy wyraz twarzy, aby syn nie odgadł, co teraz pomyślał - jeśli rozchodzące się wieści są prawdziwe. Synodusza odczekała w ciszy jeszcze kilka chwil. - Kontynuuję... ojcze - osobisty zwrot wymówiła łagodniej, wracając jednak zaraz do chłodu w głosie. - Mam zamiar poprowadzić przekazane mi rodzinne interesy w taki oto sposób... Batumi, 16. Sierpnia 2025
    1 punkt
  40. @TylkoJestemOna Chyba masz zakusy na nadinterpretację.. :-) PS. Niezły rym — w dłoni.
    1 punkt
  41. @Migrena Powiem krótko - kolejny zajebisty tekst !!!! Brawa !!
    1 punkt
  42. @FaLcorN ja Proszę Pana ani złośliwie ani zaczepnie zwyczajnie z myślą zgodzić się nie mogę by szczęścia miarą i fundamentem? miało być "znalezienie kogoś sobie" ;) pozdrawiam :)
    1 punkt
  43. ponad wierzchołki jodeł i sosen szybują myśli nieokiełznane lotem skowronka zaklęte w lazur wstęgą szmaragdu oplecione tuż nad łąkami ciszą spowite muskają maki chabry kaczeńce w szemraniu wody w wątłym strumyku zauroczone modrym spojrzeniem na palcach biegną na skraj polany i zaglądają w oczy poziomkom cichutko siadły pod paprocią tu poczekają na złote błyski...
    1 punkt
  44. na najwyższej zielonej górce kosztując zrywany owoc zatańczę winogronowo sokiem płynącym po rozgrzanym ciele
    1 punkt
  45. Żniwa... najświętsza prawda wiejska.. latem pracy huk, dla całej rodziny, brzdąców także. Ładnie Anno. Właśnie czytam "Chłopki"... Joanny Kuciel - Frydryszak. Bardzo ciekawa pozycja.
    1 punkt
  46. @Alicja_Wysocka najbardziej lubię te żółtą odmianę z gesciutkimi kwiatkami. cisza nie jest taka pusta,jak myślimy, i wcale nie oznacza, że nie boli. ranne i chore zwierzęta szukają ukrycia. mam psy i koty i wiele się od nich ucze. mój kot jak chorował, tak się schował, że szukaliśmy go dwa dni.mamy duży dom i przetrzasnelismy go kilka razy, aż znaleźliśmy w pralni kota, który bardzo cierpiał.na szczęście udało mu się pomóc.z kolei nasz pies jak coś jest nie tak, szuka u nas pomocy,ale jak coś zbroi to znika z pola widzenia. wybacz literoweczki, ale piszę z telefonu. trzymaj się milutko,a słowa będą na pewno przyjazne
    1 punkt
  47. @Berenika97 niektóre się kleją jak listki przytulii a inne nie lubią być obok siebie a skąd mam to wiedzieć i kogo zapytać więc wszystko na oko, czy dobrze wciąż nie wiem :) @Jacek_Suchowicz za mocno powiadasz chcę poczuć że żyję nieżywe nie boli i nie wie że byłeś
    1 punkt
  48. napisałaś taki piękny hołd dla cudownej Ani. poezją jest jej słuchać, nigdy nie zapomnimy tego talentu, jej śpiew w nas żyje i kwitnie.
    1 punkt
  49. Dzisiaj chodzę i śpiewam Non posso più dividermi tra te e il mare:) nie ograniczam się do języków:)
    1 punkt
  50. @Berenika97 Zatrzymałam się przy tym wierszu dłużej - i nie z obowiązku, ale z poruszenia. Jest w nim cisza, która mówi. Jest własny głos, choć szeptem - a to właśnie szeptem mówi się najważniejsze rzeczy. To Twoje stąpanie po mchu, po emocji, po kruchym gruncie. Są miejsca, gdzie wersy dotykają cienia, ale nie uciekają od niego - i to wielka siła. Zwłaszcza w puencie, która nie chce się domknąć, bo uczucie też się nie domyka.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...