Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 18.08.2024 w Odpowiedzi
-
z mojego stanu deficytów ludzkiego zwątpienia po twoje męskie wycofanie duszna zmysłowa więź żywego snu z czasów które nigdy silne wrażenie schedy szlachetnego zwyczaju posyłania dziewic do namiotu wojowników wszystko to przestraja mnie w coś nieziemskiego nie mogę walczyć istnieliśmy zanim cię spotkałam zmylone nici splotem świat w granicach ciała5 punktów
-
pożółkłe dłonie wciąż planują każdy ruch i dotyk muśnięte przez przypadek sennie chowają swój wstyd między palcami bliskość to zwykle trudny temat dla ludzi oswojonych z samotnością5 punktów
-
Wszedł do baru gruby Hoss, Co nikomu nie odpuścił. Walił równo wszystkich w nos, Kubły krwi upuścił. Do barmana wrzasnął, co Cały stał struchlały - Ktoś mi ukradł krowy, kto - Co na łące stały ? Mam nabite Colty dwa, Ożeż twoja mać ! Ten drań moje stado ma, Musi głowę dać. Kątem oka łypnął gdzie, Drętwiał Długi Joe - Trafiał w dupę muchę tse, Tak na metrów sto. Mu postawił szklanki dwie, W które whisky wlał, Że gdy duszkiem chlapnie je, Wiedział - wpadnie w szał. By przekonać dał mu się - Wściekle cedząc Hoss - Można wyrwać kasę, Rzekł - Dużo dolców...Kloss. Tej powiastki dobiegł kres. Kamień z serca ! Uch ! Choć to wierszyk pointy bez, Trzymaj się za brzuch. YouTube - wersja dla leniuchów (udźwiękowiona) https://youtu.be/h0n89XausWY5 punktów
-
W obcym miasteczku trochę mam czasu mało pieniędzy słaby słów zasób cóż można robić z takim bagażem niewiele więc patrzę i łażę Kupiłam frytki no bo są tanie z solą ketchupem niezłe śniadanie siadłam na skwerku jem i się gapię wiecie na jakiej myśli się łapię Jestem tu obca jestem tu sama nikogo nie znam nie jestem znana nikt mnie nie wita na mnie nie czeka dom 🏡 mój daleko stąd jest niestety coś jak kosmita z innej planety Ktoś obok przysiadł no i cóż z tego nie zagadam przecież do niego wyjął telefon i on coś gada nagle do ucha mojego wpada coś znajomego to polska mowa jakże znajome kochane słowa I jakiż morał z tej opowiastki nie chcę bynajmniej tkliwie was wzruszać patriotyczne nuty poruszać ucz się języków to moja rada dla siebie ucz się nie że wypada bo gdy znasz język 😛 to już żeś pan i ani obcy 👽 i ani sam (Może ja też zacznę się pilnie uczyć, wszak mówią, że na naukę nigdy nie jest za późno)4 punkty
-
każdy z nas ma swoją gwiazdę która świeci tylko dla niego każdy z nas ma swoją drogę która zawsze gdzieś prowadzi każdy z nas ma swój horyzont który raz cieszy raz smuci każdy z nas wie co to łzy co to uśmiech żal i smutek każdy z nas umie marzyć wie co to nadzieja każdy z nas wie że kiedyś umrze że zgaśnie jego światełko każdy z nas to czysta prawda która zawsze racje ma4 punkty
-
Zegar: Tik - tak i tik - tak!!! Bohater: A czemu tak? Zegar donośnie: Tik - tak i tik - tak! Bohater: A co znowu? Zegar: I tik - tak i tik - tak… Bohater: Coś nie tak? Zegar żałośnie: Tik, tak i tik... I brzęk i brzdęk i brzęk... Runął czas, nie ma nas...3 punkty
-
a poza tym jest przymusem perwersją nudą obowiązkiem koniecznością zarobkiem nawykiem władzą poniżeniem kompulsją... ale poza tym wszystkim seks jest piękny dla tych co kochają3 punkty
-
Pergaminem zilustrowany świat, Uwidacznia prosektorium z tchnieniem bez życia! Otwórz mi oczy! Wstrzyknij mi życie! Podnieś i poprowadź, Unieś nad barierę dźwięku! Wykrzycz mi w słowach: "Pokaż potęgę!", Usnę zanim zaśniesz, Zrobisz to, cokolwiek zapragniesz. Zalej mi uszy słodkim kłamstwem bez dna, Odnajdziesz moment, w którym zginiesz, jak ja. I kolejną elegię zaśpiewasz w grobie mi, rozsypiesz kwiaty.. Pocałujesz krzyż. Słońce przemilczy słowa tego treść, A księżyc... Namaluje dzień... Pergaminem zilustrowany świat...3 punkty
-
"Zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń" To na bluzce broszka, jak pożółkła fotka i lawendy woń. "Teatrzyk zielona gęś ma zaszczyt przedstawić..." Słowa dźwięczą w uszach i mają nas bawić, padają jak iskierki na kolorowych brukach, odbijają się - czy to koń podkową stuka? Nie to nie koń, tylko samochód przemyka, a iskry gasną i nie wskrzeszają płomyka nadziei. Giną w mroku - w ciemnej ulicy, poważne twarze - wiersz nie zachwyci... "Zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń" To na bluzce broszka, jak wódka gorzka porcelanowy słoń. "Teatrzyk zielona gęś ma zaszczyt przedstawić..." Słowa uciekają w dal, miast poetę sławić. Humor paradoksu i miłych skojarzeń, wesoły sens wiersza, - kto go dziś "zajarzy"? Kto spostrzega świat piękny i przymruża oko? Wznosi wzrok swój ponad byt i patrzy wysoko w niebo, gdzie pegaz ciągnie dorożkę zaczarowaną, to jest niemożliwe, to już zapomniano... "Zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń" To na bluzce broszka, jak aksamitna wstążka, piękna nieba toń. 20043 punkty
-
Będę ci Solą w ranie Wiatrem w oczach Nożem w plecach Poziomą belką krzyża Pionową belką krzyża Stryczkiem zbyt długim Kotem czarnym Niebem zachmurzonym Deszczem kwaśnym Deszczem niespokojnym Dniem deszczowym Piątkiem trzynastego Piwem ciepłym Wódką ciepłą Kawą zimną Suką zimną Draniem zimnym Gościem nieproszonym Chlebem czerstwym Kacem sobotnim Wierszem białym Słowem przykrym Poetą przeklętym Złym omenem Barszczem rozlanym Oczkiem w rajstopie Dnem butelki Obiecuję Będę prawdziwy3 punkty
-
ze śmiercią. A kiedy ją napotkam przypadkiem powiem - widzisz głupia? Żyję! A ty jesteś tylko śmiercią. I kiedy przez nią przejdę (jak przez jezdnię na pasach) zagram jej na nosie. Nie. Nawet tego nie zrobię. Nawet się nie obejrzę.3 punkty
-
,, Wszyscy, zobaczcie, jak nasz Pan jest dobry ,, Ps.34 miarą dobroci może być wolność hojnie dawana przez…wszystkich jest iluzją wierzymy w nią zbyt często zawodzi prawdziwą mamy od Boga dał ją od początku świata gdybyśmy umieli z niej korzystać… świat byłby wspanialszy Bóg w swojej dobroci wie że tak będzie 8.2024 andrew Niedziela, dzień Pański3 punkty
-
dziś wolność zmieszana jest z błotem mylona ze słowem swawola gdy czynisz to na co masz ochotę i krzywdzisz swych bliskich wokoło Pozdrawiam3 punkty
-
Moje sny Są inne od twoich A nasza podróż (W głąb siebie) Kończy się tam (Gdzie zawsze) Przy blasku księżyca Gorącej sierpniowej nocy3 punkty
-
Przyjazna nutka wśród słów wędruje zgodna melodia przyciąga dusze pod jednym dachem gracja i heros symetria spojrzeń odbicie wzruszeń Współbrzmienie więzią dwojga usłane balans uczucie z myśleniem brata na łąkach marzeń pasą się dłonie splecione niebem i pełnią lata Lecz bywa ładem spór zakołysze krzywy uśmieszek proporcje spłoszy zaginie droga złotego środka szalkę na wadze przechyli życie2 punkty
-
Titolo* Nad moim życiem wschodzi księżyc: słoneczną poświatą rozświetla znamiona resztki kościotrupów - świętych ludożerców wolnego czasu zapragnęli, a ja wciąż gołymi stopami: chodzę na palcach po łuszczycy intelektualnej - twojej... *więcej informacji Państwo znajdą w następujących esejach: "Komentarz - komentarz odautorski" i "Mój drogi świecie" - Autor: Łukasz Jasiński (sierpień 2024)2 punkty
-
2 punkty
-
O wielka, największa poezjo jesteś moim Esperalem na toksyczność obecnych czasów. Nie jesteś, nigdy nie byłaś i nie będziesz, o czym nawet nigdy nie próbowałaś mnie przekonać, za co dziękuję ci nawiasem mówiąc, lekiem na wszelkie zło. Zresztą to zwyczajnie dobrze się składa, bo docierają jeszcze do człowieka jakieś inne, często ciekawsze i bardziej intrygujące, bodźce. Mam tylko nadzieję, że sobie ciebie z siebie nigdy nie wydłubię podchwytliwym widelcem, który mi się napatoczy pod rękę w przypływie podstępu któregoś z trudnych do okiełznania momentów. Acz wiadomo, bo i ja bywam tutaj świadomy o co kaman, że z nadzieją tam, tutaj i gdzieś jeszcze bywa bardzo różnie i niekiedy doprawdy opacznie. Warszawa – Stegny, 18.08.2024r.2 punkty
-
Dlaczego kawka dzisiaj kracze w najcichszy miesiąc przesycony ziarnami słońca na twej twarzy pisklęciem z gniazda przed odlotem? Dlaczego w czułej par bliskości wdarła się w kuluar dnia pachnący, z krzewuszki zdarła skrzydła jeszcze i wysiedziała cień niechcący. To tylko kawka, ale kracze w arystokratycznym kołnierzu. Kryza się za to przynależy jej sygnet srebrny w ornat pierzy.2 punkty
-
w letnim pływając twoimi rękami wpatrzona na gwiazdę przykładam słodkim okienkiem owoc głogu do ust zanim tak szybko minie rześkim powietrzem przez okno2 punkty
-
Przeżyłam. Przeżyłam kilka końców świata. Moich światów. Umarły marzenia, przyjaźnie i miłości. Lipa stuletnia jeszcze kwitnie w maju, jak nadzieja która umiera ostatnia. Jednak gałęzie ciążą zbyt mocno. Może to już ostatni raz.2 punkty
-
Poranek przeżegnany już rosą Leniwie oczy otwiera Gasi lampy na ulicach Odsuwa rolety Dzień się jeszcze przebudza Świtem rozpala papierosa To jest moja krew mówi Pijąc mocną kawę I ludzie idą do sklepów Przed pracą Szukają łaski W dwóch setkach Lub stoją w korkach Z rękami złożonymi na kierownicach Pokornie pochylają głowy W letargu Ci ostatni co budzą się późno Jeszcze ścielą swój sen Składają go w ofierze dniu Przecierając łzawiące oczy2 punkty
-
2 punkty
-
wiem że zdarzają się lepsze lub gorsze lecz ja nie wstydzę się swoich wierszy to one pomagają mi zrozumieć życie które raz kuleje raz cieszy moje wiersze to czysta prawda o smutku i żalu o udręce o marzeniach i snach o nadziei która zawsze ma racje bo jest na tak nie wstydzę się swoich wierszy o moim i waszym życiu o czymś o czym zawsze warto pisać2 punkty
-
I tak już nie śpię od wczoraj, A dzisiaj już nie istnieje, Strasznie się tego bałem, Moje przeczucie, Ty wiedziałaś, Tym razem nadzieji nie było, Jeszcze rok temu nie mogłem się doczekać, Czy trafiłem z prezentem? Myślałem. Na dzisiaj już go niestety nie potrzebuję, Samotność, znaczenie słowa przecież znamy, Dzisiaj przeżywam, i w bólu tak naprawdę, Czuję, a wolałbym tylko znać definicję, Inaczej teraz, skarbie, wszystko wygląda, Nawet ten ołtarz przy którym Cię poślubiłem, Ironio, przed chwilą Cię przy nim pożegnałem, Czy mogę choć na chwilę poczuć Twoją dłoń w mojej? Śniąc może się uda, nie proszę przecież o tak wiele, Nie pocałuje Cię, a to przecież rocznica, Chociaż raz tak jak wtedy co wyszliśmy z kościoła, pamiętasz? Nie mogliśmy się w tedy tego pocałunku doczekać, Siostra prawie nie zdążyła sypnąć kwiatami, Dała radę, to był długi pocałunek, Dwunasty raz byśmy to dzisiaj świętowali, a mogę chociaż w rękę? I jak mam od dzisiaj nazywać ten dzień? Nierocznica, może tak to będzie, Kocham Cię i wtedy też to wiedziałaś, Tyle lat minęło, ale patrząc Ci w oczy już tego nie powiem, Jak w to uwierzyć, ani nie spojrzę, ani nawet nie mogę ust do Ciebie otworzyć, To był piękny dzień, chyba najlepszy, A dzisiaj to już tylko obrazy w pamięci, O tym będę pamiętał, obiecuję Tak Ci kobieto z całego serca dziękuję, Ta karczma przez której próg Cię wniosłem, Te zwiędnięte kwiaty za nami, gerbery, Ale byłaś zła, Jakby to było dziś, możemy jeszcze raz? Usiądź na tym krześle, a ja podejdę z różą, Rękawiczki, razem ten utwór wybraliśmy, Zapytaj tam na górze, a może się uda chociaż ten taniec? Nie żałuję nawet jednej chwili, Było cudownie, te wszystkie nasze wspólne lata, Ale dlaczego tak jakbym tylko mrugnął, tak szybko, Przecież to była tylko chwila, to za krótko dla mnie, Ja nadal pragnę Cię i brakuje mi już tych rocznic, A to dopiero pierwsza której nie ma, Kurwa mać, przepraszam, już nie przeklinam, Może chociaż awantura? Tęsknię za tym wszystkim, za Tobą, za Twoimi humorami i uśmiechem też, Dwanaście lat za mało, nawet przy wieczności zawsze bym to powiedział: jeszcze, Zostały mi już tylko łzy i ból, ale powtórkę bym poprosił. Nawet z tym samym zakończeniem, Basiu, wszystkiego najlepszego w naszą pierwszą nierocznicę.2 punkty
-
Samotność Pośród miliardów Ludzkich gwiazd Zderzających się Galaktyk Ludzkich serc Ludzkich umysłów Czarnych dziur Zapadlisk W odległości Magnetyczne pole Trzyma nas Na orbicie czasu Wokół siebie Oscylujemy2 punkty
-
Tupią zegary niespiesznie – przecież sierpniowa niedziela Za siatką upierzone słońce na złoto. Albo też biało i srebrnie Niby w gong ta nutka jedyna bije podzielona na ćwiartki - bo choć klucz wiolinowy gdzieś zginął okaryna gra bezustannie2 punkty
-
@corival dzięki - humor szarych komórek już nie istnieje Pozdrawiam @agfka to jest mój jeden z pierwszych tekstów kiedy zaczynałem pisać jestem inżynierem i pisanie wierszy zawsze było dla mnie stratą czasu dzięki pozdrawiam2 punkty
-
A chciał Pan w nie wpaść? To raczej rezultaty naszych działań, które ciężko przewidzieć lub zaspokojenie potrzeb i wyjścia na nie. Ciekawość jak motywacja :) albo (jak słusznie zauważono) ją reanimujemy albo albo;) Nadzieja na co? Dla każdego użytkownika jest przestrzeń dlatego też niech każdy działa. (...) A może i Panu. :) Dziękuję!2 punkty
-
... jeśli kosmos to robi.. czekaj cierpliwie peelu i będzie pozytywnie... :) ... aż mi się skojarzyło.. Dyzio marzyciel... no i poprę słowa Natusski. Miłego na noc życzę... niech się marzy.. do świtu.2 punkty
-
Nie wymieniłaś, że jest przyjemnością, rozkoszą, którą bym wymienił na pierwszym miejscu. Pozdrawiam.2 punkty
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Łukasz Jasiński Młodzież nie czyta i nie pisze, wkradł się wtórny analfabetyzm; patrzą tylko w telefony...1 punkt
-
@jan_komułzykant Ta wyliczanka i powtarzalność specjalnie, taki zabieg stylistyczny. Dziękuje za uwagę, zapomniałem pisowni. @jan_komułzykant A kac poniedziałkowy rzeczywiście przebija wszystkie :D1 punkt
-
1 punkt
-
Również do tej grupy można zaliczyć dużą część niepełnosprawnych, odciętych od społeczeństwa różnorakimi barierami.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Na podwórzu. Na podwórzu starej przedwojennej kamienicy otwarte drzwi do niewielkiego warsztatu. Warsztat ów, posiadający kilka tokarek starego typu. I tak samo frezarek. Szlifierki i stołowe wiertła. Stare to wszystko. Pajęczyny pod sufitową powałą. Kilka brzęczących jarzeniówek. Ślusarskie imadła. Ale również różne rodzaje nowoczesnych spawarek typu MIG/MAG, nazywanych potocznie migomatami. Spawanie metodą topliwą w osłonie gazów obojętnych lub aktywnych. Rozmaite połączenia. Spawy stali, stopów aluminium, rozmaitych typów metali… Niezliczone ilości pilników: zdzieraki, służące do obróbki stali, żeliwa; równiaki: przeznaczone do obróbki wstępnej; pół-gładziki: do wygładzania powierzchni i wreszcie gładziki: do obróbki końcowej. Wala się tego wszystkiego pod nogami. Tych wszystkich opiłków, wiórów, śrubek, podkładek… Wysypuje się ze skrzyń, szafek, półek… Cała masa przecinaków, młotków, skrobaków, punktaków, piłek do drewna-metalu, rysików, cyrkli, przymiarów kreskowych, suwmiarek, mikrometrów, liniałów krawędziowych, kątowników, kątomierzy… Bardziej to przypomina domorosłą manufakturę, aniżeli cech ślusarzy, czyli organizację samorządu gospodarczego rzemiosła. Być może jest tam dział ślusarzy narzędziowych wykonujących i naprawiających narzędzia skrawające do drewna, metali, przyrządy i uchwyty obróbkowe, czy przyrządy pomiarowe. Ślusarzy monterów wykonujących montaż i końcową obróbkę. Ślusarzy mechaników naprawiających sprzęt mechaniczny. Czy ślusarzy zdobników, wykonujących ozdobną galanterię metalową. Każdego dnia wydobywał się rozgardiasz z uchylonych okien, podczas trasowania, cięcia, przeżynania, gwintowania, prostowania, wyoblania, piłowania, szlifowania, skrobania, polerowania, wiercenia, rozwiercania, przebijania, pogłębiania, nitowania, skręcania, lutowania, spawania… Wśród ogólnego hałasu, przekleństw, pokrzykiwań i śmiechów. Wśród wydobywającej się woni chłodziwa, potu i krwi… Prądowe spięcia. Mdława woń elektryczności. Pewnego dnia. W samo południe, któregoś dnia gorącego lata. Wstrząsy i zgrzyty. Ciężkie stąpania mechanicznego sprzętu. Nieustanne stukania. Wiercenia w ścianie, suficie, podłodze… I w czasie kulminacji mechanicznego unisono. W czasie wysokiego C mechanicznej symfonii… Nagle -- wszystko ucichło… Cisza piszcząca w uszach. Szumiąca piskliwie. Szumiący wodospad płynącej w uszach krwi, kiedy następuje gwałtowny zanik wszelkich dźwięków… Przez kilka dni nic się nie dzieje. Po nocach zapalone światło. W dzień otwarte drzwi i okna. I tak dzień i noc. Dzień i noc… Nagła zagłada wszelkiego dźwięku. Wszelkiego życia. Gdzie się wszyscy podziali? Jakby zapadli się pod ziemię. Tak jakby nigdy tam nikogo nie było. Tak jakby nigdy… Albowiem nigdy… Świt postrzępiony światłem poranka przenika do wnętrza. Albo wnika do wnętrza… Przeszywa smugami mżącego kurzu wszelkie kąty, zakamarki, załomy… Osiada pyłem na płaskich powierzchniach, krawędziach porzuconych przedmiotów… Cisza jest dojmująca, jakby zapadła się w sobie cała ziemia. Jakby czas się zatrzymał, tak jak zatrzymuje się we wnętrzu czarnej dziury wszelkie istnienie... I jeszcze kilka miesięcy. I jeszcze kilka lat… Zielonkawa patyna pokryła już okucia okien i drzwi, klamki, uchwyty… Pościerane tabliczki znamionowe. Rząd zgarbionych frezarek stoi pod ścianą. Czekające w kolejce do wieczności i opuszczone przez czas puste, skorodowane skorupy. Zaplamione brunatnymi smugami smarów martwe artefakty dawno minionej egzystencji… I niby nic. Niby nic się nie dzieje. Niby jest tak jak zwykle. Tak zwyczajnie. Dni płyną niemrawo. Płyną letnie godziny. Wschody i zachody słońca, księżyca, gwiazd. Drzewa szumią. Szumiące dęby, kasztany. Strzeliste topole albo wierzby. Klony, klomby, jesiony… I wszystko zawieszone w jakimś oczekiwaniu. I wszystko szumiące, szepczące, tkliwe… * Lato się kończy. Zaczyna… W bezkształt się rozpada. W nic… Krzaki. Krzaki. Zielone liście. Ktoś na kogoś czeka w parku. Na parkowej alei rozłożyste cienie. Drgające refleksy. Ktoś na kogoś czeka. I w tym czekaniu zamienia się w pień zmurszałego drzewa. W leżący w rowie powalony pień, w którym gnieżdżą się złotawce okazałe, czy inne chrząszcze, chrabąszcze, żuki… Zapętla się w spazmie śmiertelnego skurczu czasoprzestrzeń. Następuje poślizg. To znowu przyśpiesza, zwalnia… Mnożną się jakieś jasnowidzenia, maszerujące nie wiadomo dokąd i nie wiadomo skąd przybywające urojone zwidy. Maszerujące w jakichś sennych peregrynacjach. Niosące w kościstych dłoniach żelazne relikwie. Wydają się być martwe. Albo i są martwe. I coraz bardziej roją się w swoich bezsensownych powtórzeniach. W długich szatach. Do samej ziemi. W mniszych kapturach. Wloką za sobą jakieś druty, kable, antenowe połączenia… Taszczą blaszane pokrywy, kineskopy, powyginane pręty… I wszystko to w woni smarów, towotu, mdławej elektryczności od płonącego elektrycznego łuku, w chmurze acetylenu. I robią coraz więcej hałasu w tym albo w innym życiu. Albo nie robią go wcale. Istnieją w absolutnym milczeniu. Ciszy… I znowu powtarzają się w całości albo we fragmentach jedynie… Zaciskam mocno powieki. Bardzo mocno aż do bolącego ucisku ocznych gałek. Wirują plamy. Mżą całe ich roje, całe zastępy czerwonawych, zielonych, żółtych pikseli. Skupiają się. Rozpraszają się jak w kalejdoskopie motyle skrzydła. Pulsują. Płyną. Rozmywają. I znowu… * Otwieram oczy. Niby nic. Niby wciąż to samo. Tylko ta trumna. Sosnowa trumna wykopana nie wiadomo po co z czarnej wilgotnej ziemi. Z grudami błota na wieku. Leży trochę krzywo. Jedną stroną wyżej. Na krawężniku oddzielającym płyty dziedzińca od wewnętrznego skweru. Jakby to był zaparkowany na ulicy samochód. Blaszana kupa staroświeckiego złomu z grubymi wargami chromowanych zderzaków. W ciszy podwórza. W smrodzie benzyny. W leniwych godzinach gorącego lata. Otwarte wciąż drzwi do milczącego warsztatu poruszają się co chwila w porywach wiatru. Skrzypią zawiasy. Coś z niego wypełza. Rozwlekające się nitki czegoś oślizłego i lśniącego w słońcu. Jakieś włosowate naczynia. Jakieś żyły. Tętnice. Ścięgna… To coś rozgałęzia się, rozsadzając ziemię, beton, żelazo... Podwaja się i potraja w nieustannym szmerze złośliwego wzrostu. Oplata sobą. W skowycie samotności i bólu. W udręce oczekiwania. Idzie powoli coś podobnego do psa. Wychodzi zza zakrętu. Na bardzo cienkich i długich łapach. Kończynach. Czarne. Skłębione jestestwo. O wąskim pysku. Lśniących ślepiach… Coś podobnego do niczego. Coś jak wyrzut sumienia. Dziwnie skomlące. I skomlące całym sobą. Ociera się o krzaki do krwi, o druty, zostawiając na nich kawałki skóry i sierści… Idzie wyprostowane. Równo. Tak bardzo równo. Samotne. I skomlące. Wciąż skomlące coś na podobieństwo krzyku wieloryba. Dobywające z głębokiej gardzieli coś, co unicestwia wszystko w niewysłowionym żalu. Niewyrojone do końca ze swojego koszmaru. Coś, co jest niepodobne do samego siebie. Co przekracza wolno grzędy goździków w powabie jakiejś zmorzonej wysiłkiem egzystencji. Ociera się pyskiem o trumienne wieko, znacząc je wilgotną smugą. Liżąc. Przesuwając wargami… I znika całe w szkarłacie. W pulsującym skowycie upalnego, szumiącego piskliwie lata.. W chmarze much brzęczącej nad truchłem nieboszczyka... (Włodzimierz Zastawniak, 2024-08-18)1 punkt
-
Ładny wiersz:)chociaż w puencie bardziej pasuje mi słowo "nieoswojonych z samotnością"...pozdrawiam serdecznie:)1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@corival dzięki i pozdrawiam również, życzę miłej niedzieli Kredens @Stracony można korzystać z tłumacza, ale w Anglii wyłączam internet jak jestem poza domem, bo zbyt potem duży rachunek trzeba opłacić w kraju. To przez brexit, no a w domu jest Wi-Fi, ale tu rozmawiamy po polsku. Niby na naukę nigdy nie jest za późno, ale już się trochę nie chce, niestety Kredens pozdrawia dziękuję za czytanie i zapytuje skąd taki nick Stracony, brzmi bardzo pesymistycznie1 punkt
-
1 punkt
-
@Dominika Moon W ogóle ten tekst niesamowicie Ci wyszedł. Zachowaj proszę, bo jest bardzo intrygujący...1 punkt
-
lepsza bywała pała w dzienniku niż gdy zapała "pani" do psikus lepsza z biologii pała w zeszycie niż pani z pałą na podium szczycie lepsza już pała z robótek ręcznych niż pani z pałą co inne męczy lepsza jedynka w nowym systemie niż systemowe pał zaślepienie o!1 punkt
-
To zależy: jeśli człowiek posiada już zdobytą erudycję i elokwencję i empatię - nic mu nie grozi, a jeśli nie: to dzięki nowoczesnej technologii, która de facto jest komunikacją obrazkową (najniższy poziom komunikacji - pierwszy jest pisemny, drugi - werbalny) - wróci do punktu wyjścia i zostanie jak człowiek pierwotny - jaskiniowcem (w jaskini powstała pierwsza komunikacja obrazkowa), dalej: jeśli człowiek jest tabulą rasą - powstanie wtedy Homo Robotum. Łukasz Jasiński1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne