Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 03.08.2024 w Odpowiedzi

  1. nigdy tylko odbicia w lustrach wodach i oczach lustra się tłuką wody mącą a oczy odchodzą zasłaniam twarz rękoma czuję ciepło od wewnątrz
    9 punktów
  2. Tak jakoś tu cicho - - - - - - - - - - - - - - - w zasięgu spojrzenia z tęsknotą szypru i wypełzającą jesienią z barw nieokreślonych nie wiedzą nic wiewiórki o hekatombie Woli jeszcze im krowy nie ryczą ani nie gwiżdżą VIS-y do czasu do momentu kiedy wśród pelargonii krzyże podniebnie urosną niczym na tyczkach fasole Zielono tu jakoś dziwnie w ogrodzie zaczarowanym - właśnie Pan Karol Stromenger gra u siebie Mozarta 31.07.2020
    6 punktów
  3. i ustalmy że jeśli koń wygląda jak koń śmierdzi jak koń zachowuje się jak koń to nawet gdy pierdzi że jest kotem jest koniem a gdy świni przywdzieją końską maskę podkują racice i założą uprząż to świnia nadal jest świnią i kropka na koniec https://www.fakt.pl/wydarzenia/swiat/ile-kosztuje-wytatuowana-swinia/dqhfpfs
    5 punktów
  4. Jej wdzięk i powab skutecznie maskował Lisiej natury prawdziwsze oblicze Rozum co działać zwykł jak wariograf Zatracił się w tej pokrętnej logice Po pięknej pozostał na koncie debet Skąd wniosek że jeśli jesteś estetą Dbaj w równej mierze o swój interes Byś nie narzekał na prawo Murphyego
    4 punkty
  5. Leonarda, zohydzili. W parlamencie brawo bili. Głowy ścinać, czyścić, skrobać. Złemu trochę się spodobać. Za pogaństwem stoją murem. Francja jest Europy knurem.
    4 punkty
  6. Jedni trzęsą tutaj posadami, a jeszcze inni fasadami, ale obie te grupy przy tej okazji trzęsą portkami. Warszawa – Stegny, 02.08.2024r.
    4 punkty
  7. Parasol* Kamień na kamieniu, dusza na ramieniu, przeładowana - broń i wydano - wyrok, kamień na kamieniu, dusza na ramieniu, to w twoim imieniu: w głębokim cierpieniu, zapach i śmierci - toń, wykonano - wyrok, to w twoim imieniu: w głębokim cierpieniu, kamień na kamieniu, dusza na ramieniu, przeładowana - broń i wydano - wyrok, kamień na kamieniu, dusza na ramieniu... *więcej informacji Państwo znajdą w następujących esejach: "Komentarz - komentarz odautorski" i "Mój drogi świecie" - Autor: Łukasz Jasiński (sierpień 2024)
    3 punkty
  8. Krople deszczu Nad poszarpanych zgliszczy ciałem, Pomiędzy obaloną ścianą A ekspresyjnym stosem cegieł, Zsiniały żalem wstaje ranek. Garść obolałych kropli deszczu Na szkielet domu spadła miękko, Mgła rozłożyła opatrunki Na gruzach – opiekuńczą ręką. Krzew róży wznosi z rezygnacją W górę – spalone trzy gałęzie, Gdy dzień ze smutku, sadzy, kiru Ponurych marszy strofy przędzie. Linią w nich – młodość – jak pąk świeży, Krzyżykiem – cienka nić welonu, Kluczem – zgaszona nagle miłość, Bemolem – liść padłego klonu, Nutami – niespełnienia modre, Oddech ostatni – z iskier złotych, Uczucia zwiędłe – tchnieniem żaru, Srebrzyste perły – to tęsknoty. Na bieli grobów bezimiennych Lutowy nokturn wiatru – wieje, Unosząc piórka dwa zielone. To nekrologi – czy nadzieje?
    3 punkty
  9. czym jest miłość ? jeśli nie potrafisz wyrzec się samego siebie wybaczyć sobie i bliźniemu swemu jej nie zrozumiesz nie poczujesz obyś ją spotkał bo to tak jakbyś dotknął wszechświata od autora: Amor non quaerit, amor reperit
    3 punkty
  10. Tak łatwo zgubić Cały sens istnienia Gdy uśpione są Nasze sumienia A słodkie sny I gorzkie kapiące z oczu łzy (Są naszym przekleństwem)
    3 punkty
  11. nie po raz pierwszy obudził się na środku żółtego morza Garmino niczym naznaczony przez bogów wycofał się w głąb siebie i zwymiotował własną duszę kiedy dopływał do kaloryfera myślał o kraju kwitnącej wiśni gdzie marzenia mają skośne oczy a ostre spojrzenie katany w ułamku chwili potrafi odciąć głowę za niewłaściwy etos rozdygotany chwycił grzejnik pod żebra aż zadrżały ściany domu i wyszeptał jutro nigdzie nie wypływam (2024)
    3 punkty
  12. o śnie przecudny co mi dziś znowu rozkołysałeś lazurów skraje sponiewieranej niełaską czasu powiedz obiecaj że już zostaniesz niechajże wreszcie pośpią się myśli wierne tęsknocie uczuć strażniczki w małej ułudce co nie ma steru nasze są przecież powiem to wszystkim na co ci spytam mój śnie jedyny wciąż odchodzeniem od siebie trudzić zimno o świcie drogi poślepły zbłąkasz się jeszcze i nie powrócisz
    2 punkty
  13. pragnę hormonów pełna strażnica całego ciebie ciała same się dla siebie rozpuszczają z koła podbiegunowego do drugiego biegnę bierzesz mnie jasno chciałbym cię pocałować nawet nie wiem jak dławiący oddech ociera o nierzeczywistość kocham się w tobie sobą bezbrzeżną
    2 punkty
  14. Poczekalnia, Informacja, Chcę więcej. Wiatrak daje pracy rytm, Coś kręci... Wypełnić formularz, Wpisać, Dostać datę, Odbębnić etat, Zrobić, Nic poza tym. Z drugiej strony taki wpis, Jeden z wielu, A priorytet. Pół tych pytań: "Patrz na drzwi" Odpowiedź na wiele z nich, Masz na szybie. Nie rozumiem, tak jak Pani, Lecz nie chce przekraczać z granic, Żadnej więcej. Ja myślę, że nie rozumiesz, Ty, że przyjąć się nie umiem, I się kręci.
    2 punkty
  15. Taka głupawka mnie nagle napadła W→Wu→kombinuje tu. Y→aż wiarą w sukces lśni. R→Er→coś pomyśli też A→narzędzia ma. Z→Zet→cholera wie, co wie? Problem wam wskażę. Nie pamiętacie, że jesteście→WYRAZem
    2 punkty
  16. W świecie tysiąca i jednej fasady (fasadowość lepsza niż bajki Andersena) (liczba umowna, wiadomo jest więcej) nie chcę już zaglądać w twardy podskór tych przedsięwzięć. Bo boli, bo drapie etc. Nie mam wystarczającego zdrowia na rozstrój wyobraźni wobec powyższych. Ucinam te gadki w zarodku. Wolę pobieżność!! Light powierzchowności!! Że gra i że buczy i że ponoć będzie lepiej. Poza tym mam tutaj kilka obowiązków zapobiegliwie troszczyć się o zakresy własnej i wokoło troski. I o taniec też. Głupio to tak – wypłakać oczy, nos i uszy. I uczynić tak na darmo. Za darmo. Na marne. Autoobowiązek – muszę nas zachować. Zapomnieć. Nie widzieć. Nie wiedzieć. Nie dostrzec. Pytać tylko o warstwę wierzchnią. (okrycie) Nie szukam, a zatem nie znajdę. Tego podejścia nie polecam i nie odradzam. Warszawa – Stegny, 02.08.2024r.
    2 punkty
  17. I To drzewo. A więc to drzewo promieniuje do mnie szumem i ciszą. To drzewo wiatru. Drzewo spopielone mrowiem gwiazd. Galaktycznym pyłem. To drzewo smutku i nostalgii. I byłem tam. I jestem. Jestem w jego pobliżu. Wyciągam ręce do nieznanego, kiedy tak idę donikąd. Do nikogo. Do niczego. W noc. II Idę. I ty idziesz razem ze mną. I kiedy tak idę, ty obok mnie wystawiasz twarz do księżycowego blasku w jego szeptach i bez-szeptach. Cała w posrebrzonej bieli. W srebrniejących drobinkach milczenia. Tego nieustannego milczenia, co rozsadza uszy piskliwym szmerem nicości. Idę. I ty obok mnie. Cała w bieli i w szumie płynącej w żyłach krwi. Albo wiatru grającego na strunach najwyższych. Niedosiężnych. W liściach szumiących wokół. W szpalerze drzew. Na drodze. Na tej drodze niknącej w delikatnej powłoce mgły i w blasku ulicznych latarni. Pędzących, gdzieś prosto, hen… Idziesz obok. Pamiętasz? Ja pamiętam. Ten czas okryty rdzą przemijania. Tą skorupą skorodowanych płyt. Kiedy idę (a wyszedłem od siebie, wychodząc prosto w chłodną noc) A więc, kiedy idę, to idę jak ktoś, kto wyszedł już ostatni raz. Wychodząc, zamknąłem drzwi na klucz. Lecz zanim to zrobiłem, obejrzałem się jeszcze raz. W tę pustkę zimnych, białych ścian. W tę pustkę, w której kurz mżył drobinkami i lśnił. I w tej ciszy milczących mebli, przedmiotów, rzeczy… I w tej ciszy zakurzone brzegi książek stojących równo na półkach regału. Albo leżących w nieładzie. Byle jak i gdzie… W poniszczonych okładkach. W przetartych. W pogiętych. Poplamionych. Poklejonych przezroczystą taśmą. Teraz pożółkłą. Odłażącą. Uschniętą… Puste fotele ze śladami wgnieceń po moim ojcu i matce, co już dawno pomarli. W kącie rozsypujące się truchło jakiegoś ptaka. Szkielet cały w popiele poszarpanych piór. I puste spojrzenie czarnych oczodołów w żółtawej czaszce. Jakaś rzecz przybyła z dawnej przeszłości. Z innego czasu. Ugrzęzła między ścianą a regałem. Przygnieciona. Zmiażdżona masa… Ja tu leżałem na podłodze, przy tym cokole, kiedy błądziłem w myślach niewidomie prowadzony. Prowadzony przez kogo? Przez nikogo. Przez nic. Albowiem przepływałem przez labirynty urojeń, ulegając imaginacji rozbestwionych widm. Niosły mnie wtedy nad polami pustki w takim powolnym locie. Bez szeptu. W ciszy czasu. I coraz bardziej rozsnuwały się jak te dymy, co z łęciny płyną. Co płyną daleko. Za las. Ja tu leżałem wiele razy w każdą noc rozświetloną światłem wiszącej lampy. I wrastałem w te sęki i słoje. I kiedy tonąłem w blasku żarówki śniłem. Śniłem, że dotykam poustawianych wszędzie płonących świec. Na podłodze, parapetach, porozstawianych przypadkowo krzesłach, taboretach… I w tym drżeniu. W tym trwożnym pałaniu woskowych gwiazd. Błądziłem po korytarzach, przedpokojach, pokojach. Pustych. Milczących. Pełnych powietrza. Zawieszonych w jakiejś bezczasowej projekcji wydarzeń. W bezruchu. W absolutnej toni wszechświata. Gdzie ty jesteś? Znikasz. Jakoś dziwnie migocze obraz na twoje podobieństwo. Przed chwilą byłaś obok. A teraz jaśniejesz cała w księżycu. W tej twarzy smutnej i tkliwej. Zamyślonej twarzy patrzącej z wysoka. W tej twarzy pokrytej rojem kraterów i mórz. Tych mórz. Płaskich równin, po których można iść tysiące lat. Po tych jaskrawych od słońca stepach pełnych kosmicznych traw. Obwiedzionych szczytami olśnionych w dali gór…A więc idę tu. Bez ciebie. Jesteś daleko. W oddali. W nicości czasu. I kiedy tak idę drzewa szumią. I szumią coraz bardziej. I kiedy przykładam ucho do ich pomarszczonych pni słyszę szum płynącej żywicznej krwi. I w szeleście liści. W powietrzu. Oddalam się coraz bardziej od siebie. Podążam w niebyt. Tam, gdzie nic. III Zgrzytania i zgrzyty. Coś zgrzyta wciąż w mojej głowie. Dudni dudniąca krew w korytach, w rynnach. W przewodach skóropodobno-mięśniowych. Zgrzytania i zgrzyty. Coś zgrzyta za drzwiami. Za ścianą. Za szafą. Coś się wspina powoli z mozołem przywróconego do życia trupa. Przywróconego nagłym błyskiem. Uderzeniem gromu. Prosto z sennego koszmaru. Z sennej maligny. Budzę się. I wciąż. Wciąż… Wybudzam się z tego ciągłego niewybudzenia. Wybudzam się wybudzając. Siadając na łóżku z szeroko otwartymi oczami. Z bielmem. Z kataraktą. Z zaćmą. Z żółtymi zębami epileptyka. Wybudzam się, wpadając wciąż w niewybudzenie. Ociekający potem i śliną. W skotłowanej pościeli. W skotłowanym kocu. W pledzie. W prześcieradle. W niczym. To się wciąż wspina, przekształcając się w unicestwienie. Widzę. Widzę to! Widzę! Pokazuję palcem. Wskazuję to! To -- wszędobylskie, to! Krótko! Krótko! Krótkie uderzenia! Bardzo krótkie zrywy. Przedrywy. Pozrywy… To jest we mnie, albowiem jest we mnie i nie we mnie. Napastują mnie widziadła, te ciągłe wskrzeszenia nie wiadomo czego. Które z mozołem. Które. I które wciąż… Upadam wyczerpany. Spadam z bardzo wysoka. Ze szczytu. Staczam się z grani. Z szarego masywu wyobraźni. Jakaś budka telefoniczna. Kobieta z wiklinowym na ramieniu koszem. Kobieta w szarym płaszczu. Mężczyzna w rozwianym szarym prochowcu… Postaci o ponurych spojrzeniach, które wzięły się nie wiadomo skąd, pertraktują między sobą w milczeniu Gestykulują. Rozglądają się wokół, wypatrując kogoś w szarości zmierzchu… Nagły zryw. Poruszenie. Trzask łamanych desek. Ktoś biegnie z rewolwerem. Roztrąca innych na boki. Jakby wybiegł prosto z powieści Jo Alexa, albo Raymonda Chandlera. Rozsypane na ulicy karty do tarota przylepiają mu się do nogawek, jak jesienne, zbutwiałe liście Ktoś komuś coś wróżył... – lecz nie zdążył. Krótki huk. Szary obłoczek unosi się przez chwilę w powietrzu. Ostra woń prochu… Trup… I wszystko szare, nawet krew. Szare i migoczące. Gładkie i chropowate. Pomarszczone i rozprostowane. Naciągnięte na kości czaszki. W otoczce powietrza i blasku. Szeleszczących liści. Rozbestwionych skołowaceń. Poplątanych łodyg. Korzeni… Za oknem. Przed oknem. Za drzwiami. Za ścianą… W słojach forniru. W dębowej klepce. I znowu wystrzeliwuje w górę. Rozbryzguje się na suficie pióropuszem różnokolorowych kleksów. Siadam znowu. Opadam na poduszkę Siadam… I tak coraz szybciej… Jakieś esy-floresy. Podarte fotografie. Fruwające gazety. Szeleszczące ptaki roznoszące woń drukarskiej farby. Rozprostowują skrzydła. Te wielkie nagłówki o niczym. Ktoś umarł. Ktoś się narodził. Coś się zapadło w czarną dziurę. Czas się zatrzymał. Ale i tutaj drżą oddzielone od siebie warstwami mgły poszczególne struny. W ciemnych pokojach coś nieustannie mży. Coś lśni i wiruje. Mnożą się iskry. Coraz bardziej zapalają się gwiazdy przewodnie. Choć może to nieuzasadnione spostrzeżenie. Choć może to tylko ktoś chodzi w tę i z powrotem z płonącym oliwnym kagankiem. Wszystko tu jest nieuzasadnione i niejasne. Enigmatyczne i zakamuflowane w swoim jestestwie. Ale chyba jest już poza granicami miasta, jeżeli w ogóle było to miasto. Jeśli w ogóle było to miastem. Ale lśni już daleko. I jeszcze bardziej w oddali. Już poza jakimikolwiek granicami. Ale nie wiedzieć czemu jestem znowu przy tym. Prawie tego dotykam, zapalając się coraz bardziej. Coraz bardziej płonąc. Być może pokonuję jednym skokiem kilometrowe odległości. I zwalniam znowu, pomiędzy pęknięciami na murze, ścianie… I znowu przechodzi coś obok cichym krokiem skazańca z dziwnym jarzeniem nad sobą. Nie wiadomo co to płonie. Gwiazda? Być może. W każdym bądź razie płonie jaskrawo jak oblicze termonuklearnego boga. Tego oto, co schodzi cały w popiele i w huraganie apokalipsy. Lecz tutaj zsuwa się z wiszącej lampy pokoju i szybuje. Lawiruje między drobinkami kurzu. Wygląda to tak, jakby coś zabłąkało się przez pomyłkę z zupełnie innej fizycznej egzystencji. Z zupełnie obcego czasookresu. Lecz jednak odbija się w lustrze. Lecz jednak to nie człowiek, tylko moje własne odbicie. Wyczerpany opadam z powrotem na wydmach, nad brzegiem szumiącego piskliwie oceanu. Dlaczego tak piszczy? Co to tak piszczy? Dlaczego tak… IV Dobrze, że jesteś. Bo widzisz, stałem się drzewem. Próba zmiany tego stanu rzeczy spotka się niechybnie z odwetem praw rządzących w tym właśnie momencie, a bliżej mi nieznanych. I wciąż dolatują do mnie tak jakby końcowe fragmenty, takie zawieszone w powietrzu pianissimo dalekiego chóru. Takie zatrzymane do granic możliwości. Takie, jakby kończące się zaraz, ale nieskończone. Wciąż trwające. Wiecznie… Chodź do mnie, bo zapomniałem, co pisałem na początku. To wszytko przez te majaki, które napastują mnie w tym zimnym pokoju. Macam. Macam w ciemności. W półmroku. Szukam po omacku butelki z wermutem, którą napocząłem albo skończyłem. Nie pamiętam już niczego. Machnąłem ręką raz jeszcze. Bez wiary. Coś spadło na podłogę z trzaskiem rozbijanego szkła. Ten mój raj. Ta moja rozkosz, co się rozlewa tak cudnie w przełyku. Co pali, nie paląc. Co chwyta w ramiona ekstazy, unosząc w niebiosa. W nieskończone niebo… Uciekam w paranoję (albo już dawno uciekłem) Bo tam czeka na mnie wyzwolenie. I szumi. Szumi piskliwym szumem oceanu. Dlaczego piskliwym? Bo zatapiam się cały w oparach, gorączki. W liżącej mnie po twarzy pianie przewidzeń… Nie mam już co wspominać, opowiadać. Więc wiję się na podłodze. Na tej oto podłodze z dębowych klepek ułożonych w podwójną jodłę. Na tych sękach i słojach. Na tych matowych plamach wytartego lakieru. Wiję się albo leżę. Bardziej leżę. Jak worek, jak łachman. Jak porzucony tobół… A w tym tobole mech i paprocie. Plątanina zakurzonych pajęczyn i uschniętych martwych motyli, much i biedronek… Jakaś zbieranina nie wiadomo czego. Albo wiadomo. Tego całego brudu i ciężaru porzuconego życia. V Już sobie przypomniałem. Wiem, że szliśmy w księżycu. Pod tą twarzą smutną i tkliwą. I jakoś tak szliśmy, nie idąc wcale, lecz bardziej płynąc powietrzem nad płytami chodnika. I dotykaliśmy liści, gałęzi cali olśnieni i w gwiazdach. I szłaś obok. Wiedziałem, choć jeszcze nie dawałem za wygraną. Wiedziałem, że jednak nie było ciebie. Zatem, obok kogo szedłem? Obok samego siebie. Ale czy jednak mnie słyszysz? A może jednak? Mogłoby tak być, że kiedy szliśmy. Idziemy. I kiedy będziemy iść raz jeszcze… Mogłoby tak być, ażebyś pamiętała, pamiętając. I kiedy jeszcze… Usłyszeć śpiew ptaka, po którym nie zostało nawet maleńkie piórko w przyszłości, w przeszłości. I teraz, po raz pierwszy. I teraz, kiedy idziemy przez ten sam ogród, choć tak na niby. Choć tak naprawdę nie szliśmy nim nigdy. Przez ten ogród, który w powiewie nocy. W dźwiękach, w szelestach. W tchnieniach… Mogłoby tak być. Choć jeszcze… (Włodzimierz Zastawniak, 2024-08-03)
    2 punkty
  18. @Sylwester_Lasota tak to z komentarza spod Twojego wiersza a w pla ach mam jeszcze serie ale zobaczymy Dzięki za odwiedziny Pozdrawiam @violetta wiesz różnie bywa Pozdrawiam @corival dzięki wielkie Pozdrawiam @Marek.zak1 tak jest i się nie zmieni Pozdrawiam
    2 punkty
  19. Ta kruchość jesieni tu na Mokotowie znaczona świetlistym zażółceniem liści Ulicami kołyszą dusz powstańcze cienie pod nadal i wciąż rozkrwawioną blizną Męczeńskie Miasto ciśnie mocno do siebie jak mnie pątniczkę do Boboli Andrzeja na Rakowiecką tam gdzie tragiczne więzienie i roześmiane graffiti z wyłamaną szczęką 5.09.2019
    2 punkty
  20. @befana_di_campi 😊 dziękuję:) @corival :) Dziękuję i również pozdrawiam:) @Ewelina cieszę się:) Dziękuję i również pozdrawiam:) @agfka :) Dzięki za namiary, poczytałam o tym muzeum, super idea :) Tak, osa, pies i człowiek widzą inaczej, a człowiek uzurpuje sobie do jedynie słusznego widzenia świata ... A już niewidomy wie, że świat może być inny... Przełamywanie schematów (też spostrzeżeniowych) dużo uczy. Rzeczywiście, trzeba wiele napisać (a najpierw wiele przeżyć) by COŚ zobaczyć... Dzięki i również pozdrówka:) @Dagmara Gądek @Natuskaa @Waldemar_Talar_Talar @Kwiatuszek @Sylwester_Lasota Podziękowania:) kłaniam się
    2 punkty
  21. Mnie ta parodia też się nie podobała, ale ta najstarsza, wierna córa kościoła ma sporo na sumieniu, ot wymordowanie Templariuszy, hugenotów. Pozdrawiam
    2 punkty
  22. @Ewelina Dobra, dla świętego spokoju - czytam tak: Dotyk ręki, jestem nietknięta, a deszcz wciąż pada na ramiona niczym skrzydła rozpostarte i wszędzie kwitnie obcość - więzienie - to raj chwil utraconych, iście przesadnych powrotów i jest ich więcej, dzień za dniem, pod nogami grunt ze świeżego błota... Itp.itd. Łukasz Jasiński
    2 punkty
  23. Tekst powtórkowy, nieco zmieniony. – No to możemy zaczynać. Jak widzę jesteśmy w komplecie. Świnka, Piesek, Kotek… no i ja, Pani Przewodnicząca. – A kto cię wybrał, że zapytam? – Droga Świnko, zważ na to, że jestem inna od was, nie byle czym. Mam dwie piękne nóżki, a wy wszyscy pozostali, po cztery. – Ja zrozumiałem: wypróżniam. Nieważne. Tak czy siak, gdyby założyć, że mamy po dwie zapasowe, ale schowane, to też wychodzi po dwie. – Piesku drogi, psu na budę twoje gadanie. Fakt jest faktem. To ja jestem najbardziej podobna do człowieka. – O rany. Ale wybrałaś porównanie. Ja tam chodzę swoimi drogami. Szczególnie tymi, po których chodzą myszy. – Mniemam, że do czasu. – Masz racje Gęś. Ale bywa, że zamiast do czasu, uciekną do dziurki. – Drogi Kotku. Chcą przeżyć. Twoje zdziwienie, o kant podwórka rozbić. – Drogi Piesku, ja też. Ale ktoś musi polec, by ktoś nie musiał. – No właśnie. Mieliśmy gadać o sensie życia, a nie o sprawach kulinarnych. – Świnko. Twój sens jest oczywisty: rzeźnik, wyroby, obiad. – A ty to niby niezniszczalna? Oskubią śpiewająco, poduszki zrobią, wypatroszą, wspomogą nadzieniem, zaś na patelnie włożą, usmażą... i taki finał będzie. – A ja wątpię, żeby mnie zjedli. Stoję sobie przy budzie… – Przy jakiej budzie? Teraz dyskutujemy na łące wśród polnych kwiatków. – O psia mać! Rzeczywiście. Ale skąd tu my? – Piesku, nie wiadomo. Nie przejmuj sierści! – Jestem kotką drapieżnikiem, ale odczuwam lęk, bo podobno ludzie potrafią drzeć ze sobą koty. Nie pomyślałam... psia krew. – Gdzie? Jestem ranny? Wzywajcie weterynarza! – Tu ziemia... piesku. Nieładnie drzemać podczas epokowej dyskusji. – Chwaliłam swoje dwie nogi, ale teraz jest mi cholernie wstyd. Chyba mówię do rzeczy? – No coś ty Gęś! Częściej od. – Jesteście złośliwi. Naprawdę. – Chcesz dostać w dziób? – Kocie! Wypraszam sobie… – Kluskę. Leży obok. Przecież karmią cię nimi żebyś była tłuściutka… a później skwiercząca. – Przestańcie. Nie lubię takich gorących wygłupów. – Skąd tu kluska? – Może przyszła? – Co ty bredzisz? – A widziałeś, że nie przyszła? – Nie. – No właśnie. – A mnie ktoś ostatnio podłożył świnię. Sztuczną kość mi dali. Myśleli, że nie szczeknę zorientowaniem. – Nie przypominam sobie, żeby mnie podłożono przed psią budę. Ale nieważne. – Oj Świnko. Metaforyczną świnię. Wiesz co to jest metafora? – Jak ktoś dostaje fory przed metą. Zgadłam? Na pewno tak. – Jestem Przewodniczącą i powiem wam definitywnie: metafora jest wtedy, kiedy człowiek nabazgra jakieś hece pazurem, a inni mogą to przeczytać i pomyśleć sobie, co tylko chcą. – To nie lepiej pisać bez metafor? – Pewnie, że lepiej. Ale to ludzie. Nie pogadasz. – Gęś… aleś ty mądra. Po same pióra. A każde bardziej puste od poprzedniego. – Lepiej puste, niż pełne byle czym. – A mnie kiedyś gęś kulawą nogą kopnęła. – W które miejsce? – Nie wiem, ale wiem, że miałczałem przez jakiś czas i to przez→ły Zgroza! A przecież tylko myszy szukałem w jej z piórach. – Za przeproszeniem, ja tobie nie przywaliłam. Mam dwie zdrowe nogi i nie łażą po mnie myszy. A poza tym jestem dobrze wychowana i nie w głowie mi kopanie miałłczących kotów, nawet przez dwa→ły. Wolę rozmyślać o przystojnym łabędziu. – Raczej hodowana i lepiej rozmyślaj o łabędzim śpiewie twojego żywota. – Kocie, czy ty zjadłeś zatrutą mysz? – To powiedział Piesek. Odgęgaj gęsinę ode mnie w tym temacie. – Piesku! Surowa kość ci zaszkodziła. Nie jedz tego więcej. Proszę. Błagam. – Gęś! Co z tobą? Pytamy wszyscy, wszystkich pozostałych. Kiedy przestaniemy nawijać o pierdołach. Przecież nikogo to nie interesuje. – Ależ Świnko! Niby kogo ma interesować, skoro poza nami nikogo tu nie ma? – Skąd masz tą pewność? No powiedz sama: ile rozumu może być, w takiej małej gęsiej główce? – Nie ważna ilość, tylko jakość. – No jeszcze banałem gęgłaś. – To, że nikt nie słucha naszego gadania, nie upoważnia nas do tego, żebyśmy pieprzyli głupoty, na całą łąkę. Chociaż nie wiadomo. Może pasikonik ? – Piesku drogi… słuchał, ale przestał. Wlazłam na niego omyłkowo raciczką. – Na pewno omyłkowo? – Ojejku! Na pewno. Gdyby świadomie, to bym na niego usiadła. – Kocie! Dlaczego milczysz? – Czekam na mysz. Głodny jestem. – Skoro milczysz, to po co odpowiadasz? – Żebyście wiedzieli, że milczę. – A ja czekam na rzeczową merytoryczną dyskusję, o sensie naszego życia. – Przecież wszystko jasne. Gęś i Prosiak, zostaną zjedzeni, ty Piesku, staniesz przy budzie, a ty Kotku, będziesz sobie chodził, gdzie będziesz chciał. Oto cały sens. – Kto to powiedział? To niesprawiedliwe! – Sens nie musi być sprawiedliwy, tylko sensowny.
    1 punkt
  24. pamiętamy ten sierpień środek lata słońce utopiło się w krwi niewinnych dusz w ogniu oddały to co miały najcenniejsze serce ❤️ siebie dla mnie dla Polski a my my wróciliśmy po ośmiu latach i JĄ zaprzedajemy po kawałku jak Judasz Jezusa 1.8.2024 andrew po cementowniach,cukrowniach, browarach, śmieciach, fabrykach czekolady....rozwaleniu stoczni ,wcześniej potęgi światowe, przyszedł czas na polcargo, domyślcie się czyje koleje będą woziły nasz węgiel.
    1 punkt
  25. Może odpowiem tak: Kiedyś, bardzo dawno temu, byłem fanem boksu, ale tylko sportowego i tylko w męskim wykonaniu. Nie było wtedy opcji żeby doprowadzić do takiej sytuacji, że znaczna część świata zastanawia się czy to przypadkiem nie facet przebrany za kobietę sprał w świetle reflektorów i na oczach kamer prawdziwą kobietę, mistrzynię boksu. Co ciekawe, w drugą stronę to nie działa. Kobiety podające się za mężczyzn raczej nie próbują konkurować z nimi w dyscyplinach siłowych. Również pozdrawiam
    1 punkt
  26. @corival dziekuję za komentarz Pozdr. K. poprawiłem "nie zrozumiesz jej nie policzysz" i też wielkie dzięki
    1 punkt
  27. @Rolek Żądza władzy oślepia i zaślepia.
    1 punkt
  28. @iwonaroma Nie bieski :) Pozdrawiam
    1 punkt
  29. Czarne dziury zapadają się w sobie.
    1 punkt
  30. @Leszczym Mam pewne obawy, że... Ale trzeba mieć nadzieję...
    1 punkt
  31. @agfka można byłoby coś dodać, że jeszcze nie wiem trzęsą wnętrzem, ale niech już tak zostanie. Jest podstawa i jest fasada czyli to co z wierzchu, to w gruncie rzeczy najważniejsze rzeczy :) @Ewelina Dzięki, ot coś mnie naszło ;))
    1 punkt
  32. Trzeba dużo napisać, żeby coś tam jednak zobaczyć, inaczej będzie tylko, że najczęściej smutna, bo ludzie zwykle piszą, gdy mają jakiegoś doła. I to już takiego, że nie ma tam zupełnie nic poza tą twarzą, której nie potrafią zobaczyć. I cóż w niej ciekawego? Całkiem ładne bywa to, co zauważamy, bo zauważamy różne rzeczy i niejednakowo. Czytałam, że jest ciekawe całkowicie niewidzialne muzeum w Gdańsku, gdzie przewodnikami są osoby niewidome, które mają w ten sposób zatrudnienie. Wybierz się, na pewno Ci się spodoba, chętnie przeczytam :-) Pozdrawiam :-) W każdym razie ja wyobraziłam sobie, że to jest o tym :-) Niewidzialny Gdańsk (niewidzialnygdansk.pl)
    1 punkt
  33. @Leszczym I tak bywa. Zgrabnie ujęte. Pozdrawiam serdecznie:)
    1 punkt
  34. @Łukasz Jasiński aż dziwne, bo ja niepoprawna. Pozdrawiam
    1 punkt
  35. Witaj - dokładnie tak jak w komentarzu - dziękuje za przeczytanie - Witaj - miło że czytasz - Pzdr.serdecznie. Witam - pełnię poprawiłem reszta zostaje - dziękuje za czytanie - Pzdr.uśmiechem.
    1 punkt
  36. @Łukasz Jasiński w przechowalni . . . i cierpliwie - bo tam jest - czeka Pozdr. K. p.s. Twoje męskie rozgoryczenie nie tylko Tobie się udziela i co z tego ? !
    1 punkt
  37. Zapomnij proszę czym jest smutek Zrób coś czego nie robiłaś Wyznaczę Ci drogę pewną Ciężki bagaż doświadczeń na plecy zarzuć I wiedz że czasu na to poświęcisz Padniesz na twarz zmęczona Ale po chwili wstaniesz Wierzę w Ciebie! A gdy nie dasz rady Ja zawsze Ci pomogę A resztę drogi pokonasz sama Będę czekał przy mecie Gdy potkniesz się po raz kolejny I odniesiesz jakieś rany Wstań i idź dalej Wierzę w Ciebie! Obiecuję że ci się to opłaci Perspektywę na życie zmienisz Z uśmiechem na twarzy się obudzisz Wiem to z własnego doświadczenia Tylko proszę zacznij walczyć Cel będzie wciąż przed tobą Położenia nigdy nie zmieni Dasz sobie radę! Jeśli pod koniec się poddasz Nie wstaniesz i nie dotrzesz do mety Wszystko w błoto pójdzie Cofniesz się na początek Skąd ciężko wrócić na właściwe tory Wiem doskonale co mówię Wielokrotnie to przeżywałem Trzymam za Ciebie kciuki! A gdy jednak dotrzesz tu do mnie Cel upragniony osiągniesz Pełnią życia się nacieszysz Warto więc jest się namęczyć Bóle ciężkie znieść Albowiem taka droga jest Do pełnej samoakceptacji
    1 punkt
  38. @iwonaroma W zasadzie szczera prawda. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  39. @Rafael Marius nie, z ziem wycyckanych, teraz z Wieliczki. Jednak Warszawa to moja wielka miłość, a Powstanie to identyczna rana jak po zrabowanym Lwowie 😓
    1 punkt
  40. @Rafael Marius Oj system będzie istniał zawsze, pytanie tylko jaki, czy trochę lepszy, czy trochę gorszy :// @corival Super :)
    1 punkt
  41. @Wiesław J.K. @Wiesław J.K. Dzięki za komentarz. Pozdrawiam
    1 punkt
  42. @Somalija A czego pragnie księżniczka? Tego, iż dzisiaj otrzymałem pismo od Ministerstwa Sprawiedliwości: moja skarga została uwzględniona i komornik sądowy Agnieszka Mróz stanie przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa za popełnione nieprawidłowości, więc? Czego pragnie księżniczka Agnieszka? Tego, abym jej przyznał rację, kupił kwiaty i przeprosił za niewinność, tak? Łukasz Jasiński
    1 punkt
  43. Poprawnie Łukasz Jasiński
    1 punkt
  44. drzwi zaskrzypiały podłoga jęknęła pod stopami intruza wiatr zamilkł oddech wstrzymał ptaki świergotać przestały tyle na ile mogli muszę przyznać pomagali on szlachcic po mieczu po kądzieli z domu - mówili sąsiedzi "dobrego" teraz bez pracy bez zasiłku bez celu z plecakiem na ramieniu żądny łatwego łupu z pustką w serca wbrew sobie ku niej kroczył ona taka piękna o kasztanowych oczach sama ze sobą w smutku pogrążona w kuchennych rękawicach ręcznie haftowanych z piekarnika kaczkę ziołami ukraszoną wyjmowała co swym zapachem do uczty zapraszała ich oczy w tej w jednej chwili się spotkały czy to możliwe że od tego jednego spojrzenia w sobie się na zabój zakochali?
    1 punkt
  45. wylęgłe z wieczornego zmierzchu gwiazdozbiory lśnią jak brąz polerowany nad ogrodem skowronków gdzie wibrują w powietrzu żałobne treny strącone z niebios i pogrążone w antyku pełne światła niczym obłok nieprzenikniony wspomnienie odległe i rozmyte jak sen z poprzedniej nocy
    1 punkt
  46. z głębin leśnych gdzie czasami zapodzieje się dusza wznoszę oczy ku oczom nad miedziane zwały chmur tu jasne słońce pali wilkowi gardziel wtajemniczony w znaki budzące posłuch demonów badam natężenie błękitu nieba w rozświetlonym powietrzu niechże będzie wedle słów jego oznajmił odgłos trąb
    1 punkt
  47. Prośba Zerwij ze mną zanim oplotę Cię lepką siecią pożądania utkaną z deficytu matczynej miłości. Pozbądź się mnie zanim zacisnę na szyi szkarłatny sznur zazdrości spleciony ze wszystkich zdrad mojego ojca. Zapomnij o mnie zanim zalęgnę się w Tobie na dobre miłością chorą, gwałtowną, zaborczą. Zrób to zanim wygłodniałe demony przeszłości zatańczą nad naszą przyszłością.
    1 punkt
  48. odwiedź mnie słowami tam poczuję ciebie bardziej niż tuż obok gdy upuszczam chusteczkę oziębienie pomija stałocieplne słowa w realu mróz nie gra w kalambury z trzaskiem ścina niedokrwione cząstki napisz
    1 punkt
  49. czy słyszałam dobranoc, czy zmyśliło coś sobie jakieś echo żałobne, którą drogą mam pobiec? tak niepokój się z liściem spadającym zszeleścił, nie zdążyłam się przyjrzeć, ni tonacji, ni treści ach, cóż plotę cmentarna utuliła mnie płyta ani łzy jednej otrzeć, martwe usta, jak spytać więc przyszedłeś daremno? nieszczęśliwa, niezdarna przywitałam cię drętwo, kilka dni jak umarłam bez jednego spojrzenia nie wiem jak, jednak ścierpię nawet prochem nie byłam, ale chciałam być wierszem
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...