Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 21.07.2024 w Odpowiedzi

  1. M1 i przyszło ocierać się o wszystkie grzechy twoje moje nasze spojrzenia zamknięte w czterech kątach prostych prawd o sobie *** M2 jest lepiej każdy ma swoją przestrzeń do popełniania grzechów głównych założeń że się uda grzeszymy do woli — niewoli rozgrzeszając siebie i tylko *** M3_M5 luksus ma swoją cenę i kredyt zaufania nie wolno nadwyrężać pracujemy by spłacać pożyczamy by żyć
    11 punktów
  2. Dziś znów odszedł ktoś w nieznane, bez kompasu i bez mapy, na nic losu zaklinanie, już powrócić nie potrafi. Dzisiaj odszedł ktoś daleko... w niemierzalnej nadprzestrzeni bliskość staje się odległą, czas potyka się na ziemi. Dzisiaj odszedł ktoś na zawsze, jak to się odchodzi co dzień, pozostawił dom i szafę, a w niej stertę starych odzień. Kapci parę i kaloszy, parę par przeróżnych butów, małe szczęścia i radości, w niepokojach pasma smutków. Pod parasol się nie schowa, co ochraniał go przed deszczem, w tę ostatnią swoją drogę nic ze sobą brać już nie chce. Tak na przekór tym, co wiedzą, odchodzimy wciąż w nieznane, gdy stajemy nad przepaścią pozostaje Słowo Amen.
    8 punktów
  3. Karta nie cierpię jej na przekór komendom stroi gierki z pół światkiem gdy wślizguje się w szczeliny oczekiwań wolę kartkę i ołówek i niestraszna mi myszka która skrobie obok lipiec, 2024
    8 punktów
  4. Nazbieram wrotyczu, koniczyn, rumianku, zaparzę se ziółek, naplotę se wianków, i bosą se nóżką pobiegnę po łące i Pana wychwalę za kwiaty pachnące. Rozpuszczę se włosy, w wodusi się przejrzę ty na mnie popatrzysz a ja się obejrzę, i oczy mi zalśnią jak gwiazdki na niebie, ty ręce wyciągniesz, pobiegnę do ciebie. Zatańczę radośnie ty weźmiesz w oobjęcia, ja w tobie zobaczę ze snów swoich księcia, i wezmę se ciebie w serduszko na zawsze i życie się stanie piękniejsze, ciekawsze. A potem odejdziesz, książęta tak mają, że polne dziewczyny nieczule rzucają, a ja se pobiegnę i będę się śmiała i znowu se będę chłopaka szukała.
    7 punktów
  5. Zabrakło mi wiele za dużo było słów... Serce - dzwon w ciele spragnione spojrzeń snów... Zabrakło mi wiele kochać to znaczy być nawet gdy nie ma już stropu, nawet gdy... nie masz nic Zabrakło mi siebie dla Ciebie zabrakło mądrości tchu na dnie duszy jedno marzenie: szczerze pokochać znów
    5 punktów
  6. Łatwiej jest miłość urodzić niż ją wychować
    4 punkty
  7. wylęgłe z wieczornego zmierzchu gwiazdozbiory lśnią jak brąz polerowany nad ogrodem skowronków gdzie wibrują w powietrzu żałobne treny strącone z niebios i pogrążone w antyku pełne światła niczym obłok nieprzenikniony wspomnienie odległe i rozmyte jak sen z poprzedniej nocy
    4 punkty
  8. Na skroni tatuaż: kakadu. Codzienność troskliwie kreśli nieważności margines Zatem ja też się oddalam Do skreślenia, kropki Mocno trzymając świat za rękę - zwiedzam wschody słońca, jem zmysłów eskalopki I to nie po kolei ... Czy ma chwilę zwątpienia - pytam się nadziei A ona umarła! I to nie ostatnia. Kluczem w kształcie serca otwieram wszystkie zachody słońca, odmiany chmur, gatunki nieba Winność mojego ciała ... Wypijasz ile trzeba Nie umiem cię całować 'Kocham' nie lubi podniebień Ja: zbyt dużo poranków w metryce Ty: zbyt wiele 'zobaczę' i 'nie jestem pewien' Nie chcę się kochać na godziny Nie chcę, by świat miał mnie za nic Wciąż mówi mi: ''ty miernoto!'' A ja mu na to bezczelnie: Tylko nie "na ty," alfonsie! Do mnie proszę ''na pani'' ...
    4 punkty
  9. Piękna dziewczyno! (Noc nigdy nie była tak chłodna bez ciebie) Iskierko nadziei (Dla ciebie buduję nowy świat) Miłości cudowna (Samotność zabija jak gangrena)
    3 punkty
  10. czy stajemy nad przepaścią czy wkraczamy w nowe życie jednym tam nie będzie łatwo inni biegną już w zachwycie ci nieliczni co wrócili by świadectwo nam przekazać powtarzają moi mili w innych życie tam wymiarach nic nie boli człek nie kwęka latek zawsze ma trzydzieści ziemska znika gdzieś udręka i się ponoć wszystkim szczęści :))))
    3 punkty
  11. Z cyklu: Inni wrzucają, my wyławiamy Nadzieja na pokaz Nadzieja chodziła od drzwi do drzwi Oferowała swe usługi, także mi Mówiła, niedrogo, a wiele zrobię Ja jej na to, przykro mi, nie pomogę I tak plątała się bez celu i sensu Ktoś ją nawet przymierzał do po babci kredensu Ale nie pasowała w żadną stronę Mina, i ekspozycja, położone Trafiła w końcu na kogoś nerwowego Co nie rozumiał jej tonu pewnego I się skończyło, nie do pozazdroszczenia Bo nadzieja zakosztowała zawieszenia Powiesił ją ktoś na suchej gałęzi Dyndała tak sobie na trwałej uwięzi Myślała o życiu i co z niego miała I konkludując, uwolnić się nie chciała Skoro mnie nikt nie potrzebuje Wiszę i dyndam, spokoju próbuje Przynajmniej teraz ktoś zwróci uwagę By nadzieję traktować z rozwagą //Marcin z Frysztaka Piszę opowieści, sztuki teatralne, dialogi i wiersze Wszystkie moje książki Za darmo Znajdziesz na stronie: wilusz.org
    2 punkty
  12. być jak Banksy poezji na szarej ścianie pisać - człowiek bo potrzeba głosu na ulicy jak sygnalizatorów bez kolorów sam wybierasz dokąd idziesz ważne ,żebyś wiedział – sam nie jestem są inni co szukają drogi są inni jak ty zagubieni są inni ze sobą samotni a wszyscy jesteśmy - pokoleniem
    2 punkty
  13. w środku nocy do poduszki tuli się piękny sen - sen piękniejszy od leśnych dróg i drzew szeptem mówi o kochaniu o tym czym ono jest że ma tyle w sobie światła oświetli nie jeden kres w środku nocy ktoś śpiący uśmiecha się bo ten sen nad snem otworzył drzwi do miłości o której nawet pająk śni...
    2 punkty
  14. Spośród licznych wspomnień z beztroskiego dzieciństwa, Mgłą niepamięci zasnutych przez czas, Gdy snem znużona przymknie się powieka, Niektóre, te najdziwniejsze, powracają w snach... Niektórych tajemniczych z dzieciństwa chwil, Po dziś dzień nie umiem wytłumaczyć, Gdy pomimo upływu kolejnych dni, Jedne bardziej są zagadkowe od drugich, Obrazem takiej jednej z nich, Chciałbym się dzisiaj z Wami podzielić, Tego oto prostego wiersza strofami, Rymami utkanymi szeptem nostalgii… Mając zaledwie kilka lat, Gdy w cieniu codziennego postrzegania świata, Kształtowała się dopiero dziecięca wyobraźnia, Lubiłem zaglądać do babcinego kurnika. Zwykły niewielki kurnik, Ciekawemu świata kilkulatkowi, Tak bardzo jawił się tajemniczym, Tak wiele dziwnych sekretów kryjącym... Na zewnątrz wapnem pobielony, Od wewnątrz cały murowany, Starą słomą cały wymoszczony, Z ustawionymi na niej drewnianymi żerdziami, Wzdłuż jednej jego ściany, Ustawione były drewniane półki, Na których wygodnie rozsadowione kury, Całymi dniami licznie jaja znosiły… W zwykłe kurze jaja, Niczym w kosztowne sztaby najczystszego złota, Z prostoduszną dziecięcą ciekawością świata, Wpatrywałem się bez mrugnięcia oka… Pamiętam babcine ostrzeżenie, By zawsze ostrożnie a delikatnie, Kurze jaja tak bardzo kruche, Brać delikatnym ruchem do rączek, I pamiętam że nawet nasz pies, Słuchał się wtedy babcinych poleceń, A podkradając jaja z kurnika przebiegle, Przenosił je w pysku nienaruszone… Gdy słońce już zachodziło za chmury, Otwieraliśmy z babcią szeroko kurnika drzwi, Ostrożnie i powoli zaganiając w jego progi, Rozbiegane po całym podwórku kury.. Gdy chodząc spać równo z kurami, Tuliłem głowę do wypchanej pierzem poduszki, Odpływałem nieśpiesznie w barwne swe sny, Pełne nierealnych przygód wszelakich… Pamiętam, zawsze wtedy przed snem, Czytała mi babcia jakąś książeczkę, Barwnym językiem napisaną bajkę, Obfitującą w liczne kolorowe ilustracje… Aż w końcu któregoś dnia, We wnętrzu tego niepozornego kurnika, Przedziwna spotkała mnie niespodzianka, Nijak wytłumaczyć się nie dająca… Gdy otworzyłem o poranku skrzypiące drzwiczki, Zwalniając z zawiasów stalowe zasuwy, Wkroczywszy śmiało w kurnika progi, Ku kurom nioskom kierując swe oczy, Ukazał się oczom moim, Leżący pomiędzy kurzymi jajami, Zwykły drewniany szachowy konik, Wielkości małej kuchennej zapałki. Podnosząc go ze zdziwieniem, Ostrożnie wyjąwszy spomiędzy jajek, Przyglądając mu się wciąż bacznie, W coraz większe wpadałem osłupienie. Z przejęciem obracając wciąż w palcach, Tego drewnianego szachowego konika, Nie mogłem pojąć rozumem kilkulatka, Jakim cudem on się tam znalazł. Skąd u licha pomiędzy kurzymi jajami, Wziął się zwykły szachowy konik? W najmniejszym calu nie uszkodzony, Jedynie lekko przybrudzony… Pamiętam jak kiedyś w dzieciństwie, Dostrzegłszy pełzającą po betonie dżdżownicę, Chcąc przeprowadzić biologiczny eksperyment, Pobiegłem zaraz do kurnika po kurę. I gdy przyniesioną nioskę ostrożnie postawiłem, Nim zdążyłem się spostrzec, Ta pierścienicę pochwyciła dziobem, W parę sekund połykając instynktownie, Lecz na przewrotne pytanie, Czy zwykła kura potrafi swym dziobem, Podnieść drewnianą szachową figurę, Nie łatwo jest znaleźć zadowalającą odpowiedź… A może wyjaśnienia rzeczonej zagadki, Winienem poszukać w świecie baśniowym, Od codziennego namacalnego tak bardzo różnym, Zarazem barwnym, magicznym i tajemniczym… A może jakiś baśniowy czarnoksiężnik, Zamyślił w dzieciństwie mnie zadziwić, Czarnoksięskim sposobem przy księżyca pełni, Szachową figurę w kurniku podłożył, Nie bacząc na mroki nocy, Wszedł do kurnika mimo drzwi zamkniętych, Poruszając się cichuteńko krokiem bezszelestnym, Ku śpiącym nioskom z wolna podążył, Przez śpiące na żerdziach kury, Ciemną nocą pozostając niezauważony, Sobie tylko znanym zaklęciem tajemnym, Szachowego konika pomiędzy kurzymi jajami umieścił… A może jakiś litościwy lis, O północy do kurnika się zakradłszy, Obiecał dobrodusznie kur nie podusić, Jeśli tylko wygrają z nim w szachy, A może chytre przebiegłe lisy, Z pięknymi wyniosłymi dumnymi kogutami, Kolejne partie szachów zawzięcie rozgrywały, Wyłudzając od nich wiele gospodarskich tajemnic, A każda wygrana szachów partia, Była niczym twarda waluta, Za którą lis odkupywał od koguta, Wszelkie prawa do całego kurnika, A kiedy to kogut pokonał lisa, Ten chcąc nie chcąc z kurnika czmychał, W pobliżu strzeżonego przez niego gospodarstwa, Przenigdy już więcej się nie pokazał… I gdy chytry lis z dumnym kogutem, Rozgrywali w zapamiętaniu swą szachów partię, A wraz z zarysowującym się z wolna dniem, Rozstrzygnięcie zwycięstwa było dalekie, Nerwowy kogut swym krwistoczerwonym grzebieniem, Potrącił na szachownicy drewnianą wieżę, A ta przewracając się z hukiem, Tocząc się wypadła poza planszę, I wygrał walkowerem lis szachów partię, Z barwnie upierzonym wściekłym kogutem, W duchu ciesząc się z łatwej wygranej, Chytrze tylko chichocząc pod nosem. I przegraną partią szachów kogut rozjuszony, Na szachownicę czym prędzej wskoczył, Przewracając w srogim gniewie wszystkie figury, Aż jedna po drugiej z szachownicy pospadały. I może kogut po tysiąckroć wściekły, Przegraną partią szachów urażony, Chcąc na cwanym lisie się zemścić, Ukradł niepostrzeżenie jedną z figur szachowych… A może to kogut z babcinego kurnika, Był tym, który partię szachów wygrał, Cwanemu lisowi tak utarł nosa, Że ten przenigdy się nie pokazał. I gdy zatopiony w wstydu rumieńcach, Zbierał niedbale szachy do pudełka, Jedna tylko szachowa figura, Gdzieś w kurniku się zapodziała... Myślicie głupie wyjaśnienie??? Nie... Tylko na poły baśniowe.... Ale proszę wymyślcie lepsze… Macie do popisu wolne pole! Bo spośród najrozliczniejszych z dzieciństwa wspomnień, To jedno spokoju mi nie daje I żadne naprędce sklecone wyjaśnienie, Nijak mi tu nie pasuje. Jakim sposobem szachowa figura, Przez nikogo niezauważona, Znalazła się o poranku we wnętrzu kurnika, Bezowocnie zachodzę w głowę od lat… Czy ktoś udzieli mi odpowiedzi? Czekam na najśmielsze choćby hipotezy! Nad każdą obiecuję się pochylić, Każdą naprawdę logicznie rozważyć. Choć nie mogę obiecać żadnej nagrody, Temu kto zdoła mi to wyjaśnić, Każdemu kto takowej podejmie się próby, Szczerze obiecuję pozostać wdzięcznym…
    2 punkty
  15. to miasto zna wszystkie moje sny wszystkie fazy księżyca w pofałdowanych nocach błąkam się po brukowanych cieniach gwiazd na moście z ofiarowanych kłódek odnalazłem zagubiony klucz w drzwiach czekał na mnie Judasz
    2 punkty
  16. zeszło w obowiązku wszystko przeciw własnemu życiu dziś jaskółczy szczebiot serca chwycił ptaszniczy lep dotykam twoich ust usłużna bogisza splotła rutkę z płatkami dziewanny wrzeciona i przęślik otworzyły ciała w ramionach na wietrznej równinie drżysz pragnę
    2 punkty
  17. dlaczego człowiek marzy i śni czemu trudne drzwi otwiera czasami kłamie z losu drwi dlaczego gdy pogrzeb płacze czemu się złości gdy coś jest na nie - myśli brzydko i klnie dlaczego człowiek się uśmiecha gdy widzi tęcze czemu cieszą go kwitnące w maju bzy czemu modli się do Boga dlaczego zdarzają mu się chwile które bolą jest mu bardzo źle może ktoś z was odpowiedz zna - pomoże zrozumieć czemu raz jest fajnie a raz nie
    2 punkty
  18. ,, Pan moim pasterzem, nie brak mi niczego,, Ps.23 odnaleźć w sobie Ciebie Panie staram się iść tak jak Ty Jezu bez wstydu nie rumieniąc się w stronę słońca z otwartymi oczami kochając trud codzienności czy warto beztroskie piękno kusiło już w raju świat zła istnieje Jesteś zawsze blisko pomagasz dźwigać często kamienną rzeczywistość karmisz słowem dającym siłę jak dobry pasterz osłaniasz od wiatru i słoty z Tobą przenoszę góry chcę żyć w Twoim Światle 7.2024 andrew Niedziela, dzień Pański
    2 punkty
  19. z głębin leśnych gdzie czasami zapodzieje się dusza wznoszę oczy ku oczom nad miedziane zwały chmur tu jasne słońce pali wilkowi gardziel wtajemniczony w znaki budzące posłuch demonów badam natężenie błękitu nieba w rozświetlonym powietrzu niechże będzie wedle słów jego oznajmił odgłos trąb
    2 punkty
  20. @Hiala Chyba że nie umie pływać :) @Marek.zak1 Nie ująłbym tego lepiej Jesteś jak ten mistrz z Twoich wierszy @iwonaroma A miało być niefajne :) @Dagmara Gądek Awansujesz jak nikt Urastasz do miana mojej ulubionej recenzentki Uwielbiam taką krytykę W pełni uzasadnioną, żeby nie było :) @andrew Dzięki, doceniam Twoje zdanie @Rafael Marius Jedni zapominają, a innym jest niepotrzebna @Nata_Kruk Poprawiłem. Dzięki za podszept Tak. Z nadzieją nie dojdziesz :) @Monia @violetta Dzięki że jesteście Pozdrawiam wszystkich szczerze, M.
    2 punkty
  21. ciszą nie zgaśnie w muzyce płomień szeptanych pytań pojętym brzmieniem kiedy zwyczajnie dziecko odpowie sensem trzykrotki tajemnic śpiewem gdy trel skowronka zaśnie w obłoku śniąc o piosence co świt rozśpiewa na łące pełnej kwitnących splotów wianków zdobionych kolorem nieba zatańczą kwiaty na łódkach z wiatru poza horyzont gdzie czas przeminie rytmów nie zmyli wiele upadków zakwitać będą wciąż chciane chwile
    2 punkty
  22. nim słowa staną się wierszem niech najpierw pokażą twarz każde o pustym spojrzeniu czyta się tylko raz
    2 punkty
  23. przetłumacz mi siebie na cztery sposoby by miłość ma własna nie poszła w egoizm nie napychała sobie głowy bielizną ani nie szukała w bożkach wszelkiej maści prowadź gdy nakładam ludzkie ciężkie buty którym brak jest wygód i elastyczności piórka mi posyłaj jak chleba okruchy bym tak szła po śladach jak na obiad bo cóż słońce cóż niebo zimne ponure świat co rusz kończy się przez wielkie tąpnięcie nie pozwól by mnie zastał pośród zagubień lecz w spokoju co wypełnia ludzkie serce
    1 punkt
  24. Dopiero teraz, gdy wszystkie drzwi zamknięto mi przed nosem, gdy wszystkie mosty zostały spalone, zrozumiałem, co naprawdę znaczy być wolnym. Wycisnąłem wszystkie chustki z łez, tych łez daremnych, wylanych po stracie. Uszyję z nich żagiel mojego statku, mojej złotej łodzi na nocnych wodach, tonącej i wpływającej znowu. Będę dryfował, gdziekolwiek chcę, dopóki nie pójdę na dno.
    1 punkt
  25. POKÓJ NA ŚWIĘTA różaniec na ręce w schowanej i ciemnej bańce o metalicznym połysku I MAM nie ten z obrazka nie mamy taty nie tej od księdza z żadnej poezji świat nieprawdziwy wg podręcznika którym cię uczono też wg relacji obcej kulturowo lub tej po sąsiedzku kto widział kto płonął kto wrócił z wycieczki kto dla oporu kto z pobożności lub racji żelaznej gdy szkoda patronu *** Dzeus przechadza się w nas bez pytania w przeszłość nie szlocha ząb w historii przęsłach z tkanek zlepieni zbrodni i męczeństwa jak pręty ludzie podatni na kłamstwa naiwny luksus kształt płaszcz w Lamborghini za cenę pychy zdobywcy Monako inni na gruzach śpią podobni ptakom na zamiecionym łatwo bosy im-mim czarowny panie na prawdy znaj gramie znaczony biuście w świerzbie new mamony tkwię w samym sobie tak nieprzestawiony siekieryzadą czy jestem łagodny? podziwiam obłok ten z natury rzeczy piołun i bezruch czy łaknienie świata Dzeus przechadza się tuż w szortach maga zbyt krótkie słowa dzierżę z tej przyczyny czarowny panie na prawdy znaj w gramach znaczony biuście w świerzbie-niu mamony tkwię cały w sobie tak nieprzestawiony jestem łagodny czy siekieryzada? KAMIENIOŁOM serią piaskowców i łupków w lesie po deszczu warstw obieg szum morza w igockich skałach odważki uboższy człowiek wędkarze wśród gór i klenia RUN ścieżka z dzwonem naparstnic sztafet stalowych po koleń strzeże ork — kamienia strażnik
    1 punkt
  26. @viola arvensis Treść prosta, nie wyszukana, stylizowana na ludową przyśpiewkę, ale treść wdzięczna i dobrze się czyta. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  27. Są też duchowe rewolucje i kwiatowe, tak jak w moim wierszu. |https://poezja.org/forum/utwor/221576-rewolucja-kwiatów/#comments
    1 punkt
  28. @Rafael Marius Każda rewolucja jest z czasem zawłaszczona jak i wojna w słusznej sprawie. Patrzysz i mówisz" kur.. nie o to przecież walczyłem". Myślę,że czas na zwykłego człowieka, co rano do pracy zasuwa, do szkoły, na randkę, na spotkanie, pogrzeb. Idziesz i czytasz innych ludzi, co myślą. To jak napis "tutaj byłem"... Nasze pokolenie przeminie i co po nas zostanie?
    1 punkt
  29. Właśnie z tą wiedzą, to trzeba ostrożnie, by nie popaść nadmierną pewność siebie. Tak naprawdę to mało wiemy i niekoniecznie chcemy wiedzieć.
    1 punkt
  30. @Sylwester_Lasota Nie przyzwyczajać się do życia, ani do śmierci. Dla mnie najgorsza jest świadomość ,że będę zmuszony zostawić tych ,których kocham i za których jestem odpowiedzialny i którzy mnie potrzebują. Reszta to tylko nicość :nie byłem i nie będę, byłem i będę.
    1 punkt
  31. Śliczne to! Pozdrawiam :)
    1 punkt
  32. @befana_di_campi To już drugi wiersz jaki tutaj czytałem, który mam ochotę zabrać w góry i tam się nim nacieszyć. Taki szlak z poezją. No cóż, może w przyszłym roku. Wiersz dosyć trudny w czytaniu, ( jak to na szlaku). Klimat utworu piękny jednak budzący niepokój , emocje, respekt.
    1 punkt
  33. Brat nie wiadomo kogo. Wielki brat. Ten oto brat z poluzowanego, łopoczącego w porywach wiatru gigantycznego baneru. Na ścianie wielkiego domu czyjaś obca twarz. Czarno-biała twarz upstrzona miliardem drobnych pikseli, tak jakby gazetowych kropek. Patrzy się teraz spod czoła tym swoim zdeformowanym dziwnie obliczem. Pomarszczonym srogo. Nie wiadomo kto. Czyj. Dalekie echo sowieckiego testu nuklearnego o numerze 219 z 22 grudnia 1962 roku wstrząsnęło szybami ceglanego domu. Tego domu. Tego oto domu, którego ściany pokryła już pleśń rozkładu. I brunatna zgnilizna śmierci. I w tym domu. W tym gruzowisku ojciec leżał pijany na podłodze. Leżał pod kuchennym stołem w żółtawym blasku obskurnej żarówki. Tej oto żarówki pokrytej kurzem. Leżał pijany i mamrotał w kółko czyjeś imię. Przez sen. Poprzez pijacką malignę wykłócał się z kimś, żeby nie zasłaniał mu widoku przez otwarte szeroko okno. Okno otwarte na martwy step jedynie. Na śmierć. Szeptał wciąż i szeptał. Wykrzykiwał ostro i łagodnie. Niemal łkając i przymilając się wciąż do kogoś. Czegoś..: „Maria, Maria…” -- Co za Maria? (tak miała na imię jego matka, moja nieznana babka) Maria, a może Marianna? Nikt tego nie wie. Tajemnica została zabrana przez ojca do zimnego grobu. I w tym domu. W tym oto domu, w którym szyby pokrywały kiedyś mieniące się płaskorzeźby trzaskającego mrozu. Całe w czerwieni wschodzącego nisko i bardzo krótko trwającego słońca. W tym domu albo w łagrze, w którym żył i biedował zek Ivan Denisowicz Szuchow, jako dochodiaga, w tym swoim Jednym dniu Ivana Denisowicza. Albo i sam Sołżenicyn, zesłany na wieczne osiedlenie, gdzieś tam, nie wiadomo gdzie. W kazachskiej głuszy Kok-Tereku, czyli strzelistej topoli. Bądź jak Oleg Kostogłotow z Oddziału chorych na raka, który tylko na chwilę oszukał śmierć. Leżący pod cienkim kocem w dreszczach gorączki. I leżący na deskach podłogi pijany ojciec. Tak jak i Kostogłotow, który leżał na górnych deskach slipingu, kiedy tak wracał do swojego domu w szczerym polu osamotnienia. W szczerym polu śmierci. Kiedy tak jechał, poruszając w takt kołyszącego się pociągu swoimi ubłoconymi buciorami. Wracał tak ze szpitala. Wracał do siebie z oddziału rakowego. Ostatni raz. Ostatni… Na kuchennym stole. Na pociętej żyletką ceracie w krasnale. Na zabarwionej nie wiadomo czym ceracie w renifery. Albo w gwiazdki spadające z nieba. A więc na tej ceracie rozlana plama alkoholu. I ta plama roznosząca nieprzyjemną woń… Leżący na podłodze pijany ojciec. Walczący desperacko z czymś albo z niczym. Obok niego tocząca się z chrzęstem w tę i z powrotem pusta butelka. Butelka trącana przez niego nogą w nerwowych skurczach. W konwulsjach delirium tremens. Trącana stopą w skarpetce z dziurą na dużym palcu. I woda kapała wtedy z kranu do blaszanego zlewu z rdzawymi smugami nalotu. Tykał cicho wiszący na ścianie zegar. Połyskująca niebieskawo bzycząca mucha uderzała wściekle o szybę zamkniętego okna, o żarówkę… Wciąż te ciągłe powtórzenia płynące z przeszłości. Te nieustanne reminiscencje. Moje. Nie moje wizje. Lecz czyjeś. Czyje? Tak jakby innego wcielenia splątanego ze mną na zasadzie skorelowanego stanu kwantowego. Dwóch bytów, które nie istnieją w tym samym czasie, ale mimo to istnieją obok siebie, równolegle. Czy o mnie wie? Ja wiem. Kiedy się ocknąłem z zapomnienia. Kiedy sobie przypomniałem, że trzeba oddychać, albowiem zapomniałem o życiu i moje serce stanęło znienacka w skurczu i trwodze śmierci. A więc w Nowosybirsku jechałem starym, pustym tramwajem. Choć może to było w Irkucku. Nie pamiętam, albowiem leżałem zbyt długo bez świadomości po upadku z trzeciego piętra. Leżałem w trawie. Na ziemi. Na trotuarze. Leżałem niemalże wszędzie. We fragmentach. W esach-floresach. Cały w wijących się nitkach obrzydliwości. Twarzą w korzeniach, w wielozielu woniejącym psim i ludzkim moczem. Jak przeżyłem? Nie wiem. Ale wiem, że zdychałem z pragnienia wiele razy. W każdym bądź razie tramwaj trząsł się w posadach, kołysał. I klekotał każdym poluzowanym elementem dość ubogiego wyposażenia. Chrzęścił skorodowanymi blachami. Stukał sypiącym iskrami pantografem. I wtedy w moich nozdrzach rozgościła się słodka woń roznoszona przez zagadkowego pasażera (którego wcześniej nie zauważyłem) Siedział skulony na przedzie wagonu. Albo to może było tylko złudzenie gorączkowej maligny. I wpadały falami przez otwarte okna całe roje motyli. Przelatywały z milczącym furkotem. Obsiadały jego głowę, ramiona, dłonie, machając skrzydłami szybko, powoli... I żyły jakoś tak kolorowo. I jakoś tak bardzo tkliwie. Kiedy znowu otworzyłem oczy, te jakby zapiaszczone powieki, byłem znowu w Nowosybirsku, albo w Omsku. Gdzieś tam. Tam. W Błagowieszczeńsku, albo w Komsomolsku nad Amurem. Gdzieś tam. Albo nigdzie. Skądś tam szedłem. Skądś tam płynąłem cały w popiele dawnego czasu. W klaksonach samochodów. W zgrzytaniach tramwajów… Szedłem chodnikiem w dziurawym płaszczu w czasie jesiennego deszczu. Albo w samej tylko koszuli podczas upalnego lata. Dokądś. Dokądś… Dokądś… Szedłem chodnikiem pod oceanem błękitnego nieba. I w tym niebie białe żagle obłoków. Płynęły. I wciąż płyną. I w tym niebie słońce ogromne. Ogromniejące z każdą chwilą falą światła mijającą na złotych kopułach soboru. W prześwitach szeleszczących liści, w szybach, w źrenicach przechodniów... (Włodzimierz Zastawniak, 2024-07-21)
    1 punkt
  34. Piękne przedłużenie Psalmu :) Poczułam się bardzo odświętnie :) Serdecznie :)
    1 punkt
  35. z braku morza łyżka tranu na czerwonym niebie kilka chmur w poświacie sennego wieczoru świeżo domalowane mewy mijają się na skraju horyzontu poeci przeciskają się między wersami lipiec czy sierpień fale w kolorze trawy odrosną jeszcze raz zapach deszczu wybudzi zieleń w oknach mruczą koty iluzja samotnej plaży szarpie noc księżyc wędruje na wpół z gębą rozpiętą
    1 punkt
  36. Widzę to tak; Miłości cudowna (Samotność zabija jak gangrena) Gangrena nie zabija rany, lecz nasze życie. Miłość zaś jest tak uniwersalnym lekiem, że uleczy wszystkie rany, nawet te z gangreną, a stosowana w umiarem nie zostawia skutków ubocznych. Pozdrawiam
    1 punkt
  37. marzenie byłoby jeszcze cudowniejsze gdyby nie to "ciele" wiele mi dziś brakuje nieśmiałość w sercu mam wyrazić to co czuję potrafię? .... nie wiem sam
    1 punkt
  38. @iwonaroma @iwonaroma (Z)robienie w konia, w bambuko, wpuszczenie w kanał, w maliny, "(z)robienie na szmaty", "na szaro", "na perłowo", na durnia
    1 punkt
  39. Witaj - dziękuje za owe dobrze - jest miłe - Pzdr.serdecznie. Witaj - czasami tak bywa - miło że czytasz - Pzdr.
    1 punkt
  40. Witaj - zgadzam się z tym co napisane w komentarzu - dzięki za przeczytanie - Pzdr.serdecznie. Witam - dokładnie - dziękuje za odwiedzenie - Pzdr.uśmiechem.
    1 punkt
  41. @viola arvensis Witaj, fajnie się czyta, przychodzi na myśl taki folkowy klimat, pozytywne przesłanie na końcu, optymistycznie. Brawo:) @Jacek_Suchowicz Zawsze czekam Jacku na Twoje komentarze, to takie pogłębione puenty. Pozdrawiam i miłej niedzieli.
    1 punkt
  42. w milionach słów tych za i przeciw tuż obok siebie wiersza pisaniem on tak daleki choć tak mi bliski jest zakochany
    1 punkt
  43. @poezja.tanczy Dzięki za polubienie. Pozdrawiam.
    1 punkt
  44. @poezja.tanczy Super. Pozdrawiam serdecznie Miłego wieczoru
    1 punkt
  45. @violetta Pewnie czasem nawet wskazane :D pozdrawiam ;) @Rafael Marius Poleciał i jest mu tam dobrze nie cierpi przede wszystkim pozdrawiam ;) @corival Dziękuję za zerknięcie pozdrawiam również ;) @Nata_Kruk Dzięki za opinię pozdrawiam ciepło ;) @poezja.tanczy Dziękuję pozdrawiam cię również ;)
    1 punkt
  46. miło gdy ktoś obok gdy cienie dwa gdy ktoś lubi niebo pełne gwiazd miło gdy ktoś kocha burzę drzewa wiatr wspomina miniony trudny czas miło gdy dzień i noc nie przeszkadzają żyć a grzech warty jest wspomnienia miło gdy życie umie widzieć dal która raz cieszy a raz smutkiem raczy miło gdy prawda nie ukrywa kłamstw a szczerość buduje dumny most
    1 punkt
  47. 1 punkt
  48. są prawdy po które trzeba iść daleko mijać kolejne lata i nadal błądzić a one wierne przy nodze tak oczywiste że aż niewidoczne
    1 punkt
  49. Dla ciebie wszystko jest proste, odpowiedź w zasięgu ręki. Ja po pytanie się schylam, podnosząc do n-tej potęgi. Ty lubisz rozwiązać problem, stawiając na końcu kropkę. A ja na czworo myśl dzielę i każdej wręczam ulotkę. Gdy nocą liczę barany, do ciebie lgną sny najpierwsze. Więc już mnie więcej nie pytaj, dlaczego znów piszę wiersze.
    1 punkt
  50. otwieram się na Słowo które przepływa przeze mnie jak strumień zostawiając żyzny osad na puentę
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...