Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 20.03.2024 w Odpowiedzi

  1. Kosmicznie Chciałbym uciec gdzieś daleko, Dotknąć blasku młodych komet, Nieskończoną stać się rzeką, Pędzić w czasie w każdą stronę. Chciałbym zabrać cię ze sobą, Patrzeć w to, co nieodkryte… Chodź! Odkryjmy się na nowo, Zapomniany wzbudźmy wicher. I zatańczmy, tak jak kiedyś, Pośród mgławic, słońc i planet. Wiem, że ciągle ci zależy, Uczuć przecież nie okłamiesz. Wiem, że marzysz o wszechświecie, Stwórzmy kosmos, tylko dla nas. Nie rozumiem… Dawniej przecież, Wciąż ode mnie tego chciałaś. Pragniesz odejść znów bez słowa? Pustą przestrzeń mi zostawić? Nie rób tego, chodź i zobacz, Tam dla ciebie lśnią Plejady. Świecą światłem wciąż tym samym, Roztaczając piękną łunę, Taką, która przed wiekami, Czasu była wehikułem. W niej zaklęto nasze światy, Chcesz ją zdławić, barwy zmieniać? Nic nie zyskasz przecież na tym, Czemu przy mnie cię już nie ma? Ależ jestem, mój kochany, Zamknij oczy i już zaśnij. Zaraz znowu się spotkamy, We śnie, skarbie, w wyobraźni. ---
    8 punktów
  2. autor ma siwą brodę myśli dość pogodne dla tego kto chłonął — dłonie — dłonie co piszą lecz ciężkie acz nadto by ciszą się parać ciszą wić gniazdo bo dłonie dla sprzętów dłonie z mozołem więc kręgi swe czynią w rzeźbę pokoleń dziadów, Jankieli mizernych strapień w przedmiot sędziwy — poezji czarę autor ma siwą brodę myśli raczej pogodne „Podaj mi rękę. Tylko tyle mamy Ciepła co w sobie jak kubek podamy" Ernest Bryll, *** (Podaj mi rękę…)
    3 punkty
  3. fajnie jest się obudzić ujrzeć znajomy krajobraz udekorowany bliskim którego od nowa kochasz fajnie jest zasypiać mając przed oczami wszystko co było miłe co się dziś wydarzyło fajne jest takie życie które się nie ukrywa ozdobione tylko tymi co łzy i uśmiech cenią
    3 punkty
  4. Jasność zachwyca pachnącym swoim powiewem Tworzy obrazy gorące by dłonie kusić By mocno mnie rozpalić, i olśnić, i wzruszyć Otulić swoim ciepłem, okryć uczuć niebem Tęsknota za Imieniem co barwą swą pieści Opisać mój nim zachwyt wręcz niemożliwością Grzmi w sercu, w umyśle, wymawiane z czułością Potęgi jego piękna ma marność nie pomieści Więc wołaj mnie wartko głosem swoim cudownym Wtedy skrzydła przez przestrzeń uniosą ku tobie Powitam tulipanem i słowem kunsztownym Czułym pocałunkiem w zachwytu osnowie Szarmancki, rycerski w ukłonie porządnym By wyznać wszystko swej drugiej połowie ____ Witajcie ponownie. Wracam po półrocznej przerwie. Przyjemnie znów tu z Wami być
    3 punkty
  5. Dom. Sufit i podłoga. Wielość form pomiędzy. Czasem hałas. Niekiedy cisza - chciana, niechciana, miła i złowroga. Blisko. Daleko. My - nierzadko razem. Dom nasz. Z Bogiem i bez Boga. Żal. Radość. Lament. Jakie szczęście że jest... Do nieba. Do piekła. Do naszych bram. Dom. Droga. Wciąż jest. W nas trwa.
    2 punkty
  6. Gdyby tak światłowody doprowadzały światło byłoby wcale nie najgorzej. A tam zwyczajowo dużo mroku płynie po kablach, co z drugiej strony ma swoje plusy i minusy niczym prąd, bo świat nigdy nie był, nie jest i nie będzie tylko i wyłącznie jasny i nienaprzemienny. Warszawa – Stegny, 19.03.2024r.
    2 punkty
  7. -Mistrzu, w czym widzisz wyższość sztuki nad nauką? -Nauka jest narzędziem, dobre życie – sztuką.
    2 punkty
  8. Powiedz "kochaj'' Czy to tak wiele znaczy? (Tonę w morzu rozpaczy) Gdy błądzę tak po omacku Szukając cię w nocnej mgle Bo zniknęłaś tak szybko W niewyraźnym tle A pocałunek był tylko wspomnieniem I został w sercu chłód (Już nie liczę więcej na żaden cud)
    2 punkty
  9. Oddychamy aż do bólu życiem, żeby nim nasiąknąć, jak sweter w deszczowy dzień, wtedy nie widzimy już nic ponad to, co czujemy i malujemy to: rozciągnięte i zdeformowane, wyblakłe i wzmocnione przez niespokojny umysł. Oto refleksje, wywołane Twoim wierszem.😊
    2 punkty
  10. poruszam się prawie od niechcenia - między chęcią a niechęcią do Ciebie - moje Drogie Powietrze tyle zmian wokół a nic się nie zmienia... sekundy umykają jak puch w babie lato i tylko słodkie chwile sączę jak Chardonnay bez odrobiny tlenu nie przeżyję - to jasne na ogół przedziwnie słabo staram się mieć sensu garść na krótkie zawsze
    1 punkt
  11. czekam na ciebie w ogrodzie pełnym snów gdzie kwitną fiołki fioletem pachnie raj a ty mi przynieś stokrotną czułość słów bo ja dla ciebie na dłoni serce mam czekam na ciebie w tym śnie się kończy świat ty nawet nie wiesz rok ósmy sterczę tu więc chyba błądzisz lub nie chcesz mnie już znać chociaż ja byłam tą perłą z twego snu.
    1 punkt
  12. pocięta twarz zapomniała czym jest piękno wciąż łzy zbite lustra kim jestem myśli potworem z duszą kobiecą wpatrzonym na wysoki szczyt znikam chcę tam wejść zasnąć na wieczne czasy
    1 punkt
  13. Ułożyli się w niezwykłą formę: nogi, ręce, biodra... głowy. Wszystko wygięte w wykrzyknienie. Przegarniam ich z widoku, jakbym kurz zgarniała na mokrą ściereczkę. Jeszcze przez chwilę przyglądam się im. Pod strumieniem bieżącej wody płuczę ich w zlewie, potem słucham, jak rurami spływają do kanału „zapomnienia”. Nie wiem jak to się dzieje, ale szybko wracają. Czy wyparowują i z deszczem znajdują jakieś wspólne tematy, a może to powinowactwo. Niemniej skutkiem zrządzenia, zarządzenia lub jakiegoś przymusu mi nie znanego znów ich oglądam, ponieważ nie chcą się rozpuścić, ani zgnić... Mają tysiące kończyn, a liczba ta rośnie. Składają się w jeden organizm wewnątrz którego plączą się włosy haczone pierścionkami, ktoś rzuca dolarami, inny wpycha w to samochód, kochankę i psa wystawowego z rodowodem. Jest też plik przepowiedni i jakiś program telewizyjny, a wszystko łączone strachem. A cóż strach? Obdarty z godności jak zawsze lecz skromny tak, że przyciąga spojrzenia i uwagę. Jest na otwartej przestrzeni, więc zginąć nie ma jak. Leje go deszcz, wiatr smaga, a ten niewzruszony, kaleki i brzydki stoi. Czasami w tej niekształtnej masie ktoś krzyknie, kiedy mu tłum złamie nogę w kolanie, albo łokciem sprawdzi kondycję szczęki. Tłuką się bowiem teorie wewnątrz tego bytu nie na żarty, ale na pięści, na słowa, na czarną intuicję, która jest wyjawiana w postaci wielkiej acz ujawnionej tajemnicy, która od momentu podania „odbiorcy” podgrzewa atmosferę krążąc z rąk do rąk, ust do ust, myśli do myśli i bezmyślności do debilizmu. Ktoś się w tym jednak odnalazł, sklep otworzył z medialnymi nowinami, pobiera je od ludzi z nadgarstkami przewiązanymi sznurem wielowątkowej historii nie zawsze prawdziwej. No i ta nieuformowana zbieranina zatrzymuje się co rusz pod moim oknem. Kiwa żebym podeszła, daje nieprecyzyjne znaki, a w końcu pyta „czy życzę sobie, żeby na mnie poczekała?”, że mam dać szybką odpowiedź, bo się spieszy, bo szansa jest teraz jakaś z ostatnich pierwsza na podniesienie rabanu albo przynajmniej powagi, a przede wszystkim na zwężanie horyzontów, kopanie poglądów, kolidowanie wzajemne, krwi zatrzymanie w punkcie jeszcze nie określonym. A ja, cóż ja? Podchodzę ze ściereczką, przecieram szybę, przecieram się z tym ciemnym obrazem okraszonym przepowiedniami. Potem idę w kierunku zlewu pomna, że oto nastał nowy dzień, i tylko ode mnie zależy jak go wykorzystam.
    1 punkt
  14. - dla Belli i dla A. Nim ją zobaczył, poczuł obecność. Poczuł, że zbliża się. Że nadchodzi. Poprzedzona znaną mu przecież aurą osobistej energii. Chociaż teraz znaną mu tylko częściowo, czego jednak jeszcze nie wiedział. Pojawiła się kilkanaście metrów od miejsca, w którym stał. Tak dobrze znana mu postać. Tak dobrze, a obecnie trochę jakby inna, przyobleczona w delikatne światło. Jakby miękkie, prawie awidoczne w świetle... właśnie: czego? W świetle dnia? Nie był tego pewien; i nie mógł być, nie widząc - jak przedtem wspomniano - Słońca. Prawie awidoczne, jak pomyślał w pierwszej chwili, a jednak dające się zobaczyć, jako kontrastujące z wokołoblaskiem. A może z wszechblaskiem, jak w pewnej chwili - właśnie tej - pomyślał, pytając sam siebie. Bardziej poczuł niż zobaczył, co dokładnie zmieniło się w jej kształtach. Zawsze - odkąd ją znał - miała doskonałą figurę, jakby zwieńczoną prześliczną buzią z pełnymi łagodności oczami i idealnymi wargami. Teraz - dokładnie takie odniósł wrażenie - przenikająca z jej wnętrza jasność uczyniła jej ciało jeszcze doskonalszym. Uczyniła figurę jeszcze bardziej idealną, spojrzenie jeszcze bardziej łagodnym uśmiech zaś - jeszcze bardziej ujmujący. Gdy podeszła bliżej, zobaczył tę inność bardzo wyraźnie. Nie tylko dlatego, że była całkiem naga. Nie tylko dlatego, że przedostający się z niej i promieniujący na zewnątrz blask był tym, co metafizycznie odrożniało ją obecną od niej dawnej. Ale także z powodu skrzydeł, widocznych ponad linią ramion. Ten widok zaskoczył go całkiem. Do tego stopnia, że ledwie zdążyła go przytrzymać, z kolejnym krokiem podszedłszy dokładnie o trzy. - Milu... - wyszeptała na poły zawstydzenie, na poły dumnie. - Jak podobam ci się po zakończeniu przemiany? Nadal mnie chcesz? - Ale... - pomimo zadziwienia pamiętał, o co chciał zapytać. Chociaż teraz mógł być prawie pewien - tak odpowiedzi, jak i miejsca. A właściwie - przestrzeni. - Nadal cię kocham i nadal cię chcę - odpowiedzial. - Ale skoro jesteśmy w bezpośredniej obecności Absolutu, to znaczy, że umarłem. Jak więc?... - zawiesił odpowiedź, wiedząc dokładnie, o co Bella pyta. - To przecież stan i przestrzeń - zaczęła, a słowa pojawiały się w jego umyśle tuż przed tym, nim je wypowiedziała - gdzie możliwe jest wszystko. A jesteśmy tu, chcąc przecież począć aniołkę... Cdn. Gdańsk, 9. Marca 2024
    1 punkt
  15. ja stoję sama ty stoisz sam ja biała dama ty biały pan ja śmierci w oczy spoglądam, hen ty już spojrzałeś odszedłeś w cień nie ma już nocy nie ma już dni białe małżeństwo ja i ty ja stoję sama ty stoisz sam ja biała dama ty biały pan ja stoję rankiem ty stoisz w nocy już niepotrzebny nam nasz lniany koc płótnem żałobnym okryli nas będziemy razem po wieczny czas nie ma już nocy nie ma już dni białe małżeństwo ja i ty
    1 punkt
  16. jutro może nie otworzyć drzwi zostaniemy na zawsze tylko z wczorajszym snem niespełnionym marzeniem myślami zatopionymi w nieskończoności jutro może nie zaczekać nie spóźniajmy się 3.2024 andrew
    1 punkt
  17. ~~ To już kolejną wiosną z pamięcią swą, bezlitosną się zmagam .. Dawniej tańce, hulanki; częste zmiany kochanki - dziś blaga .. Jak tu żyć - więc się pytam; spanko, żłób - no i kwita?! .. ratunku!!! Jestem za eutanazją - to dla starszych okazją obrony wizerunku .. ~~
    1 punkt
  18. pytasz mnie... a ja dłońmi jak szkielet, włosy rozczesuję po siwych końcach się gładzę... po co mi twoje troski i ciągłe o przeszłość pytanie? nie chcę, nie mogę już więcej... na drżące kolana rzucam głowę - szlochając i myśląc że zrozumiesz... milczenie brzmi tak mądrze przecież... o dziś i o jutro pytasz uporczywie rozkładasz nas na czynniki pierwsze a ja nie wiem... nie wiem co odpowiedzieć
    1 punkt
  19. Wieszanie mostu ponad przepaścią To gwałt przeciwko natury prawu - Zbyt gęsto sieci szlaków się jawią Tym, co się godzą z naturą własną. Ona im każe błądzić na pamięć, W potknięciach kroki naprzód sposobić, By pokłonili się instynktowi, Gdy na swej drodze spotkają krawędź. I płacą wtedy za garść nicości Rwącym do tańca krótkim momentem, W dół prostującym wszelkie zakręty. Pospacerujmy jeszcze po moście.
    1 punkt
  20. Andy Fishlock, zwany przez kolegów Patyczkiem, wracał z nadmorskiego kurortu, gdy jego niedużą awionetkę pociągnęło coś w dół. Kompas kręcił wskazówką na wszystkie strony: lecieli nisko nad górską krawędzią, później długim, najeżonym ostrzami skał wąwozem, omal nie uderzając w zbocze góry o zarysie foremnego stożka. Za ostatnim wzniesieniem wzlecieli nad płaską równinę, a wówczas igła kompasu wróciła na miejsce i pokazała właściwy kierunek: południowy-wschód, zaznaczony gdzieniegdzie kępami kuflików i jeszcze rzadziej konarami przyschniętych akacji. Nazajutrz Patyczek wysłał w to miejsce geologa zaopatrzonego w magnes o kształcie końskiej podkowy. Do magnesu przylegały grudki ziemi w każdym miejscu na drodze zataczającej szeroki krąg. — Ile tego jest? — zapytał Patyczek po przylocie geologa do bazy. — Cała góra. — Duża? — Gdyby wydobywać sto milionów ton rocznie, to nawet przez stulecie nie wykopiemy wszystkiego. Patyczek wstrzymał oddech. — Żeby jeszcze może było przewidzieć cenę rudy… — Aktualnie pięćdziesiąt dolarów za tonę i zwyżkuje. Przez cały dzień i następny, Patyczek zamknięty w gabinecie wykonywał rachunki. Trzeciego dnia wezwał prawnika w celu sporządzenia aktu zakupu dużego obszaru ziemi. — Jest jeden problem. — Prawnik próbował ostudzić entuzjazm Patyczka. — Ta ziemia to święte miejsce dla czarnuchów. Patyczek nie lubił gdy go zniechęcano przeszkodami. Tupnął nogą i oświadczył zdecydowanym tonem: — Ta ziemia należy do śmiałka, którego stać na poniesienie ryzyka! Tydzień później prawnik i główny księgowy, prowadzeni przez czarnoskórego tropiciela dotarli na święte miejsce. Był wczesny poranek, ale słońce wzeszło żwawo i wypełniło pustkowie gorącym powietrzem, zmuszając mężczyzn o bladej cerze do głębokich oddechów i ocierania potu z opuchniętych twarzy. — Dziadku, ile chcecie za tę górkę? Siedzący naprzeciwko obrzucił ich spojrzeniem, nie wykonując najmniejszego ruchu. Był to przedstawiciel starszyzny, człowiek o ciemno-brązowej, porytej bruzdami twarzy, szerokim nosie i przenikliwych oczach. — Ile? — powtórzył pytanie księgowy, na co starzec potrząsnął zmierzwioną czupryną siwych włosów. — Góra nie na sprzedaż. — Naprawdę? A pomyśleliście, na co wam taka kupa piachu? — Księgowy poruszył czubkiem buta czerwony kamień. — W mieście będziecie mieć chłód i wodę, telewizję i wszelkie wygody. Tutaj tylko skwar i robactwo. — Wykrzywił usta z niesmakiem. Zapytany wstał z ławki i drżącymi rękami położył kopnięty kamień na poprzednie miejsce. — Kamień ma leżeć tutaj, tak samo my, lud Yindjibarndi… — Człowieku, nie gadaj głupot. Oto czek. — Księgowy wyrwał kartkę z wąskiej książeczki. — Więcej nikt nie da, bo to wprawdzie kawał gruntu, ale ziemia nieurodzajna. Starzec słuchał go cierpliwie, lecz słowa nie robiły na nim żadnego wrażenia. — Pokolenia przychodzą, pokolenia odchodzą… Ziemia jest dla wszystkich. — A to jeszcze zobaczymy — rzekł prawnik i na tym zakończono bezowocne pertraktacje. Na wieść o odmowie, Patyczek wpadł przed członkami zarządu w histerię, zasiewając wątpliwości w powodzenie misternie opracowanego planu, gdy szalę sukcesu na korzyść przedsiębiorcy przechylił szczęśliwy zbieg okoliczności: do miasteczka przywędrował kuzyn starca. Jego słowo było równie dobre, co tego, który odrzucił wspaniałomyślną ofertę i wkrótce w biurze Patyczka doszło do historycznej wymiany: sto tysięcy dolarów, czyli równowartość trzyletniej pensji za podpis na dokumencie własności, otwierającym wrota do niewyobrażalnego bogactwa. Odtąd zdarzenia pobiegły w błyskawicznym tempie: podczas gdy mistyczna góra była ogołacana przez buldożery i koparki z trawy i krzewów, kiedy układano tory dla super-ciężkich pociągów z przyszłej kopalni do oddalonego o czterysta kilometrów portu nad oceanem, prawowici właściciele sanktuarium wraz z rodzinami wysiadywali przed parterowymi segmentami na nowo wybudowanym osiedlu. Otrzymali wszystko, co jest potrzebne do życia i co im obiecano, z wyjątkiem jednej rzeczy: połączenia z krainą przodków i przeszłością. Przez pięćdziesiąt tysięcy lat był to ich dom, a zostali potraktowani z wrogością typową wobec przybyszów. Oderwani od tradycyjnych obrzędów, zdezorientowani i rozdrażnieni, nadaremnie szukali sposobu, żeby przeżyć kolejny dzień. Byli ludźmi kontemplującymi każdy moment życia: wody uwięzione w starorzeczach i odbijających światło półksiężyca, ptaki śpiewające miłosną pieśń, kropkowane ślady pustynnych węży, lecz teraz nie było na co patrzeć, bo jak okiem sięgnąć otaczały ich betonowe chodniki i płoty ze stali — takiej samej stali, którą niebawem zaczną wytapiać z ich góry. Patyczkowi było przykro, że sprawy przybrały tak niefortunny obrót. Nie żeby martwił go los rdzennych mieszkańców, lecz nie cierpiał być przedstawiany w negatywnym świetle. — To nieuniknione przy operacjach na taką skalę — pocieszała go przyjaciółka, której mąż również widział ogromne możliwości w eksploracji i górnictwie. — Tak, ale Zieloni oskarżają mnie o grabież cudzego majątku i dewastację środowiska naturalnego. Czemu nie napiszą, że daję pracę tysiącom ludzi? — Zainwestuj część pieniędzy w projekty rządowe, żeby podbudować nadszarpniętą reputację — radziła mu Rita. — Może nawet otrzymasz z tego tytułu ulgę podatkową. Patyczek nic nie odrzekł i patrzył zamyślony na kwiaty wrzosu oplatającego poręcze przy schodach. — Żyjemy tutaj na wyspie skarbów… — westchnął, nie podnosząc głowy. — Pomyśl tylko, jak wspaniałe miasta moglibyśmy wznieść pośrodku pustyni, gdyby nie te czarne moczymordy i anarchiści. Resztę popołudnia spędzili na werandzie, popijając whisky i grając duo: mąż Rity na skrzypcach, Patyczek na mandolinie, jego ulubionym instrumencie. Melodia wsiąkała delikatnie w niczym niezmąconą ciszę i uroczy krajobraz… Uwięzionym w getcie niewiele to pomogło. Tylko krewny przywódcy potrafił znaleźć chwilowo ukojenie: pił alkohol od świtu do utraty świadomości, a kiedy używki zabrakło, wąchał klej, a gdy klej stracił moc, wdychał opary benzyny, a jednak każdego dnia budził go strach w sercu i przez to jeszcze bardziej nienawidził siebie. — Jebać to! — wrzeszczał na całe mieszkanie i okładał pięściami swoją kobietę. Wyrwał umywalkę w łazience i potłukł ją o posadzkę. Kiedy próbowali go uspokoić, złapał za jakiś drąg i pobiegł do pobliskiego sklepu demolować wystawę. Prędko nadjechały trzy radiowozy, z których wypadli gliniarze uzbrojeni w broń palną i tasery. Czarny kamrat skoczył na nich niczym wściekły pies, a policja wolała nie dyskutować — obalili go na ziemię i porazili prądem z trzech paralizatorów jednocześnie, aż jego ciało wyglądało na bezwładne i pozbawione życia, a mimo to nadal aplikowano śmiertelne napięcie i zaciskano dłonie wokół szyi, aż przestał oddychać. Dopiero gdy nadjechała karetka pogotowia, policjanci zostawili na placu nierozpoznawalną postać, która jeszcze przed chwilą była przystojnym młodzieńcem. Zanim ambulans dojechał do szpitala, stwierdzono zgon. Wieść o wypadku szybko obiegła okolicę. Współplemieńcy zabitego wyszli na ulice, a wioskę spustoszyły zamieszki, prowadzące do starć z policją. Wielu wichrzycieli zostało aresztowanych i deportowanych do odległych więzień. Tam nierzadko padali ofiarami przemocy, co w kilku przypadkach doprowadziło do samobójstwa. Następnie miał miejsce pogrzeb. Rytualna ceremonia przyniosła tymczasowy spokój i zjednoczyła Aborygenów w żałobie. Chłopiec został pochowany w kłębach dymu ze spalonych liści na ceglastej, zasobnej ziemi, która rok temu skierowała niepozorny samolot do pamiętnego celu. — Teraz chadza z duchami przeszłości — obwieściła obecnym starsza osoba, stojąca nad grobem. — Wyprowadzi nas wkrótce z niedoli.
    1 punkt
  21. @Łukasz Jasiński No ale nie płynie po tych kablach, a szkoda :)
    1 punkt
  22. wyrzeczenie orzeczenia do rzeczy rzecze rzeka w dorzeczu wydarzenie niedorzeczne przeczenie poprzeczne
    1 punkt
  23. @Leszczym Naturalnym Światłem jest Słońce - daje energię i jest źródłem witaminy - D. Łukasz Jasiński
    1 punkt
  24. Tlen? Śmierć, aby oddychać: potrzebny jest jeszcze dwutlenek węgla i azot... Łukasz Jasiński
    1 punkt
  25. Niestety... Mój umysł nie funkcjonuje wtórnie - wstecznie i nie mam kukurydzianego umysłu, niektóre uratowałem dzięki publikacji na "Poezji Polskiej" i "Nieszufladzie", także: dzięki wydaniu tomiku: "Kowal i Podkowa" w Archiwum Akt Nowych przy pomocy dr. Tadeusza Krawczaka, jest to osoba publiczna i niech pani sama sprawdzi - wpisując na Google wyżej wymienioną postać, dalej: należy nacisnąć na "wiadomości", "galeria" i "informacje" - jest on na YouTube - jest on historykiem i skopiowałem wszystkie uratowane wiersze na Worda i tam trzymam - tak zabezpieczyłem, iż sam mam problemy ze skopiowaniem, nie były to wiersze z górnej półki, mniej więcej w stylu: "Poezja" - można tutaj znaleźć, a teraz piszę prozę poetycką - kontynuuję własny styl, czasami wrzucam rymowanki, jasne: dla mnie te wiersze były bardzo ważne - nawiązujące stylem (formą i treścią) do literatury greckiej, przede wszystkim: ze względu na graficzne ilustracje - rysowałem czarnym długopisem (to zajmowało kilka lub kilkanaście dni), powiem coś pani: lepiej być osobą niesłyszącą - dzięki temu człowiek jest odporny na psychomanipulacje, bo: tu nie chodzi o słuch, tylko: mózg - robienie wody z mózgu, byleby ktokolwiek nie myślał samodzielnie, dlatego też: bardzo dużo ludzi ma kukurydziany umysł, myśli magicznie - obrazkowo i nie przyjmuje merytorycznej krytyki, kończąc: jakieś dwadzieścia procent poszło na stratę, zresztą: udowodniłem - potrafię pisać jak wcześniej, patrz: "Z pamiętnika bezdomnego", "Aforyzmy" i "Z tej księgi pochwał", nie, proszę pani, jeśli ktoś narozrabiał, to: ma - obowiązek wziąć odpowiedzialność za to - co zrobił, nigdy: przerzucać własne winy na ofiarę, wie pani jak bardzo trudno jest naprawić ciągłość? Łukasz Jasiński
    1 punkt
  26. @viola arvensis Podoba mi się...
    1 punkt
  27. @Łukasz Jasiński może warto spróbować coś odtworzyć. Wiadomo, że to już nie będzie to samo ale ja kilka na pozór straconych wierszy, reaktywowałam odtwarzając co się dało w pamięci.
    1 punkt
  28. Unosząc znad akt oczy stwierdził skromnie świadek; mym życiem rządzi głowa z sercem, a nie zadek.
    1 punkt
  29. @Ewelina Coś z wewnątrz..., tak lubię. Pozdrawiam.
    1 punkt
  30. @Wędrowiec.1984 rzeczywiście, powstał dość spontanicznie 🙂
    1 punkt
  31. Jedni dorobili kutasa na czole Inni aureolę Nikt nie wetknął kwiatka do lufy Jem dżem Słucham kocham Żrę nienawiść Sram nią jak Budda i Jezus Nie brałem ciężkich narkotyków Przestałem pić alkohol Z używek tylko kawa i tytoń A jakby dość było wrażeń Oddaję mocz i spermę Tam gdzie ich miejsce
    1 punkt
  32. Witam - podoba się - Pzdr.
    1 punkt
  33. Witam - jutro może nie zaczekać - fajnie to brzmi - podoba się - Pzdr.
    1 punkt
  34. może kiedyś się spotkamy z nadużytym słowem może zadasz mi pytanie a ja nie odpowiem może wspomnisz o mnie jeszcze choćby nad mym grobem i przeczytasz moje wiersze znajdziesz coś o sobie może zanim czas nas zetrze da nam chwilę pożyć nim uleci w letnim wietrze za bezkresne morze
    1 punkt
  35. @viola arvensis Jeżeli rzeczywiście jest tak, jak napisałaś, bardzo szczerze Ci zazdroszczę.
    1 punkt
  36. @Klip mam wrażenie, że Tirana cieszy się względami w limerykach. U Ciebie już po raz drugi, u mnie teraz też. Pewien ichtiolog w Tiranie na obiad jadał lasagne gdy były za słone, zawsze winił żonę, za karę karmiła piranie. Pozdrawiam. P.S. wymyślony naprędce.
    1 punkt
  37. Nie sądzę, że wiedzieć wszystko to właściwa droga; nie sądzę, że wiedzieć oznacza być szczęśliwym, bo nawet jeśli wiemy to i owo, i tak nie będziemy do końca usatysfakcjonowani, nadal będziemy zadawać pytania, więcej pytań, na które nie ma odpowiedzi. Jest w tym wierszu prawda o życiu i to mnie porusza.👍
    1 punkt
  38. @Andrzej146 Duży plus. Wspomniała mi się fraszka Sztaudyngera "Życie wewnętrzne": Za obsesją obsesja, cała procesja.
    1 punkt
  39. @Wiesław J.K. bardzo się cieszę 😊 ja też lubię:) Pozdrawiam słonecznie:)
    1 punkt
  40. @viola arvensis W ogóle fajny wiersz, taki spontaniczny, w kategorii tych bardziej osobistych, a przynajmniej tak bym go postrzegał, gdybym go napisał.
    1 punkt
  41. Wyschnięte ròże Relikwie miłości Długo bẹdą stać W wazonie bez wody Suche pokryte kurzem Pełne dumy kiedyś kwitły i pachniały Były świadkiem uczuć Oddania i troski Dzikich nocnych wędròwek pełnych miłości i upojenia.
    1 punkt
  42. @slow Te meldunki, i doznania Termin, oraz poczekania Dobrze jest pisać tak jak Ty :) Pozdrawiam miło, M.
    1 punkt
  43. @jan_komułzykant Od Macieja, do Macieja A i tak, zhandlowana nadzieja I się dzieje... fajnie Pozdrawiam miło, M.
    1 punkt
  44. @Leszczym Wybitni naukowcy są artystami w swoim zawodzie, bo ten artyzm to zdolności premium, czyli szczególny dar od Boga.
    1 punkt
  45. @Andrzej146 rymy np: a b a b druga strofa identycznie Rozsądek odszedł dziś na bezrobocie 5/6 I łkania dźwięk odbija się echem 4/6 Za każdym mrugnięciem i każdym oddechem 6/6 Zły smak, brud polotem nakrywa się złotym 6/6 Ciąg myśli w korowód się pcha wyuzdany 6/6 Pluje po piętach, ogłasza niniejszym 5/6 Że na nic hamulce, zerwane kajdany 6/6 I każda następna chwila nikczemniejszą 6/6 przepraszam drugie wersy w zasadzie winny mieć identyczną ilość sylab niekoniecznie 6/6 rym przypadkowy wyuzdany - kajdany? Pozdrawiam
    1 punkt
  46. W niedzielny niemglisty poranek Obieram w ten czas mandarynkę Jej zapach namaszcza lubością Źrenice nozdrza marzenia Jak bryza od morza wraz z mewą Łamana na cząstki maleńkie Ocieka swym sokiem obficie Perłowych kropelek z nektaru By zamknąć swą słodycz w mych ustach Na jedno westchnienie nie więcej Gdy bujność traw się szmaragdzi Pod bitą śmietaną obłoków Konwalia znów stroi się w welon Z tęsknoty za swym Oblubieńcem Roztropna to Panna z pewnością Najpewniej na chwilę przed brzaskiem Jest gwiazda najbardziej zalotną Mrugając wciąż tak filuternie Flirtując znów ze mną zachłannie Ta randka znów będzie udana A ja taki drobny i kruchy Wobec ogromu Wszechświata Jak Trzmiel chcę go znowu zapylić Iskierką co we mnie się żarzy Czy jestem daleko od szczęścia? A może już szczęście jest we mnie?
    1 punkt
  47. Wykastruj mnie z emocji Więc będę mogła płynąć po twojej skórze Jak ostrze ze stali Aż nie otrę się o diament twego serca I odejdę jak koń bez swego jeźdźca...
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...