Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 23.04.2023 w Odpowiedzi

  1. na łkanie jestem odporna łzy wiadrami wylewam bez pośpiechu smakuję każdą jedna jest słodka a inna słona... za oknami deszcz wciąż pada - gorzki od nocy w oczach gnijącej mokry od łez posklejana jestem gwiazdami i łzy liczę roztropnie usiądę z myślami moimi jak siedziałam z tobą - tyle dni samotnych kołdrą milczenia się okryję równo wzdłuż brzegów podzielę kwaśną pomarańcze - mimo stałej bezchęci na nas dwoje na łkanie jestem odporna
    8 punktów
  2. Akcja od dawna tutaj się toczy, a plan jak zwykle przygotowany, malarze mają pełno roboty, wzrok oraz zmysły mamią barwami. A poza planem biegają wszyscy, pozornie tylko bałagan tworząc, technicy swoim umysłem bystrym, czuwają, aby było gotowe. Reżyser rzadko wtrąca trzy grosze, czuwa nad planem, ale bez skryptu. Scenariusz chyba głęboko schował. A zdjęcia kręcą bez scenarzysty. Idąc inspicjent rzekł patrząc na mnie: „Jesteś gotowy? Za chwilę wchodzisz.” Pytam o angaż, ile dostanę? - „To w swoim czasie - szef tobie powie” Ciemno i ciasno: wręcz mnie wypchnięto. Jeszcze klap w tyłek wrzask i po chwili gram swoją rolę cichą i piękną, że aż mi nieba pragną przychylić. Ale scenariusz już się zakończył. Chcę schodzić z planu: „zostajesz” - słyszę. „Masz dziesięć reguł. Nowe wyzwania; o jednych powiem, inne przemilczę.” Zmieniono wygląd - właśnie dorastam. Autorytety powinienem uznać. Burza hormonów - bunt we mnie wzrasta. Zwątpienie czuję - rola jest trudna. Jakieś konflikty kreuję wokół. Jak magnes ciągną seks narkotyki. Po co dodano te dziesięć reguł? Grę utrudniają, mieszając przy tym. Bez nich jest gierka łatwa i prosta. Niejeden wątek już sam się przędzie, na drugim planie zaraz się schowam, a swoją rolę zagram obłędnie! Lecz położyłem i wyszła klapa. Znów nowy retusz dorosły facet. Od teraz jestem przykładny tata, dano zadanie nie byle jakie. Być mężem, ojcem, zarobić kasę. Dalej jest: kucharz, kochanek, sprzątacz, ślusarz, elektryk, własny kierowca. Mam tego dosyć, ledwo nadążam. A wokół panny, mężatki, wdowy. Uśmieszki kuszą i sprawa krótka. Wciąż te reguły… już nic nie powiem, a póki co, to duża wódka. Dorwał scenograf: twarz mi pomarszczył, przybielił włosy, strój kazał zmienić. Jest jak z ołowiu, nie mogę biegać, wydatnie zwiększył długość przestrzeni. Świat cały zwolnił. Jest czas pomyśleć o tych regułach, co wszystko psuły, a gdy się głębiej tak zastanowić, receptą życia są te reguły. Jeszcze rozważam kolejność akcji, choć ją kreuję - korekta była: zaraz mam upaść, z płaczem wyniosą. Rola nie łatwa - już się skończyła. Zaś akcja dalej biegnie na planie. Jak zwykle wszystko na czas gotowe. Zmyto mi zmarszczki, wkładam ubranie, rozmowa z szefem. Co on mi powie? I naglę słyszę ciepłe zapraszam. W fotelu siedzę przede mną ekran. Są perfekcyjne ujęcia z kamer, początki roli były przepiękne. Dalej jest różnie serce mi pęka. Widzę jak inni płaczą przeze mnie. Skutki mych czynów dalekosiężne, oddał bym wszystko - lecz są niezmienne. Ze wstydu chętnie wlazłbym pod fotel, albo bym spłonął w tej jednej chwili. Ciepłe spojrzenie na mnie położył. „Wiem że żałujesz, każdy się myli. Oglądaj dalej kolejne kadry - na twoim koncie czyny wspaniałe. Jak prawie wszyscy, jesteś uparty. Ingerowałem, byś zmógł zadanie.” „Pytam o angaż, ile dostanę?” - przypomniał słowa moje niemiłe. „Dokładnie przemyśl i sam odpowiedz; ile jest warte to co stworzyłeś?”
    5 punktów
  3. tam gdzie nuta wyobraźni jeszcze tli się a marzenia nie popadły w zapomnienie może kiedyś na zgliszczach wyrośnie wspomnienie tych dni i zakwitnie
    5 punktów
  4. Przebodźcowanie Oślepłem, trzeba szybko ze mną do lekarza; Już wiozą mnie karetką, szpital coraz bliżej, Krzątają się, coś mówią, nie wiem, ciągle słyszę Rozmowy jakieś wokół. Proszą, bym nie wstawał. Jesteśmy, wnet planują cały szereg badań, Wkładają coś do oczu, kłują, wciąż nie idzie, Więc pchają coraz mocniej. Proszą żeby przyszedł Ktoś jeszcze do pomocy, jednak wzrok nie wraca. Tak często pragnę widzieć, wszędzie zerkać, patrzeć, I zmysły kolorować, bawić się barwami, Bo daje mi to radość, cieszy mnie, a jakże, Aczkolwiek częściej wolę kolor czarno biały. I mam tak prawie co dzień, brzmi to dość poważnie, Więc czas najwyższy kupić ciemne okulary. ---
    4 punkty
  5. Ze źródła ścieżki zawile płynie z dołu do góry wiecznie tętniący sprzeczność rozdarta ruchem zasłony za bramą jedność objawia imię Spleciona ziemia z niebem w uścisku świątynię wznosi z żywych odcieni kluczem poznania głaz odwalony ukryta wiedza w białym kamyczku Gwiazda rozchyla mrok studni śpiących na dnie umarłym drabina kwitnie serce człowieka tajemny ogród raj zmartwychwstały z urojeń pnączy. Ewangelia Filipa 90a : Ci, którzy twierdzą, że będziemy najpierw umierać, a potem powstaniemy z martwych mylą się. Jeśli nie otrzymają zmartwychwstania najpierw, gdy jeszcze żyją, to nie otrzymają niczego, gdy umrą. Ewangelia Marka 15,38 : I wtedy została rozdarta zasłona Świętego Świętych na dwoje z góry do dołu. Apokalipsa Jana 2,17 : i dam mu biały kamyk, a na kamyku wypisane imię nowe, którego nikt nie zna oprócz tego, kto otrzymuje. Apokalipsa Jana 9,1 : i ujrzałem gwiazdę, która z nieba spadła na ziemię i dano jej klucz od studni czeluści.
    4 punkty
  6. Było, czy być mogło między nami, niech pozostanie między lajkami.
    3 punkty
  7. W szczególe świata perła ukryta w uważnym teraz życie się toczy przyszłość umknęła z planów bitewnych przeszłość utknęła na dziejów szczytach Łapanie chwili zawiła sztuka nim wpadnie w czasu pazerne sieci myśli rozbije o mury z pytań entuzjazm zedrze na szarych brukach W zachwycie pąkiem zbudzone dziecko patrzy nie czując upływu rzeki motyl ulotny przysiadł na listku zostań na dobre zwinna chwileczko
    3 punkty
  8. Wąska ta ścieżka, bo innej nie ma. Tu, na krawędzi nic się nie zmienia. Szeleszczą słowa w otchłani czułości. Falują wrażenia jakby w ciemności. Mienią się Barwy w tańcu, w zachwycie. I nie chcą odejść, nie takie ich Życie. Jakby okruchy z pradawnej miłości, Wirują pragnienia w ścisku, bez złości. Dotykam ustami tego marzenia... Tu, na krawędzi Barwy się nie zmienią. Kolorami Śmierci tańczą szalone. Nie dla nich zmartwienia, Nie dla nich Koniec... Zatrzymam tę chwilę. Dla Ciebie.
    3 punkty
  9. nie mogę tu wystąpić nago bez jednego słowa w kompletnej ciszy dlatego założyłam parę fraz upięłam fryz i frrr...
    3 punkty
  10. Z pierwszą A spółkowałem, z drugą A łóżkowałem, z trzecią A łóżeczkowałem, po czwartej A ani widu ani słychu (chyba uciekła ode mnie), a zatem skrzętnie rozglądam się za piątą A... Natomiast w szóstą A już kompletnie nie wierzę i nie uwierzę dopóki jej na oczy nie zobaczę. Seranon, 21.04.2023r.
    3 punkty
  11. woń ciężkich win na pustym krześle romantyzują front hojne tendencje ilustrują ujęcia głowy kiwnięcia
    3 punkty
  12. Milczenie bywa szlachetnym darem, Gdy słowa jak nóż dźgają ego, Czasami lepiej nie mówić wcale By soli nie sypać w krwawiącego. Milczenie rozsądne wydaje się czasem, Gdy ktoś chce słowem ubliżać, Nie warto ataku odpierać atakiem, To jak własną wartość zaniżać . Milczenie bywa też gorsze niż słowa, Bo karci, choć nie wiadomo czemu. I niszczy od środka, żłobi od zarodka Duszę jak gnida w słoju dżemu. Milczenie linczuje, powoli poddusza, By zdeptać resztki godności, To kara za słowa, niewinna katusza, A może cena milości? Milczenie - podstępne, milczenie- złowrogie! W ciszy mój oddech się spłyca... Jak półmartwe ciało przez wilki szarpane, Zdycha ostatnia cząstka życia...
    3 punkty
  13. Późną wietrzną nocą gondole się chybocą, a nasze myśli i rozmowy dygocą. Seranon, 22.04.2023r.
    3 punkty
  14. wciskam się w zdania a ty stawiasz przecinki moje wiersze siedzą jeszcze na nocniku kwadrans przed rozbieramy się do kości na żebrach tatuaż w bolącym krzyżu wyczuwam odrobinę ironii nie śmiem zapytać o kolejna stronę twojego ciała
    2 punkty
  15. - A co po Wenus? - zapytał Naczelny księżycowej społeczności. - Tylko nie mów, Jezusie, że po kobiecej planecie przyjdzie pora na męską. - Zdecydowanie nie - potwierdził Pomysłodawca i Stwórca Planet. - Poziom świadomości tamtejszych mieszkańców jest, łagodnie rzecz ująwszy, zbyt niski. I komu jak komu, ale mnie, jako Wszechwiedzącemu, wolno i wypada wyrazić tę ocenę. Jako obiektywną. Innymi słowy, poziom ich negatywności jest zbyt wysoki, by nasza wizyta miała jakikolwiek sens - czysto poznawczy lub pozytywnie duchowy. Rozpoczynać, a tym bardziej i staczać kolejnej bitwy nie mam zamiaru, przyniosłoby to bowiem wzrost i tak wysokiego poziomu negatywizmu Marsjan. Albo, inaczej mówiąc, jeszcze większą kumulację ich apozytywnej energii, co miałoby wiadomy wpływ na cały układ słoneczny - w tym na Ziemię - a nawet szerzej, na całą galaktykę. Zresztą koleje ich losów toczą się torem, który sami sobie wybrali i wciąż wybierają - ciągiem podejmowanych decyzji. Czyli ku samozagładzie. Chociaż jeszcze nie zorientowali się w sytuacji, zaślepieni pychą i egoizmem. Ale cóż - powtórzył Jezus. - "Cóż" to przydatne słowo, prawda? Ponadto - ciągnął dalej - inny wojowniczy lud z innego wymiaru, Klingoni * , obserwuje od dawna ich poczynania. I cierpliwie czeka, aby zaatakować i osiągnąć zwycięstwo jak najmniejszym kosztem. Naczelny słuchał cierpliwie. Jak to osoba na wysokim poziomie rozwoju duchowego, a tym samym kulturalna. - Wystarczy rozważań - zakończył Jezus, uśmiechnąwszy się. Przywódca odpowiedział w taki sam sposób - uśmiechem. Równie duchowym. - Twoje słowa są tyleż pouczające, ileż przydatne - skłonił się lekko. - Tym bardziej, że nigdy wypowiadasz ani jednego więcej, niż w danej sytuacji lub chwili potrzeba. Gdyby władcy imperium, z którego pochodzą twoi rzymscy towarzysze podróży, byli bardziej dalekowzroczni, historia ich cesarstwa potoczyłaby się innym torem. Ale właśnie "cóż" - Pierwszy Lunarianin, wzorem Jezusa, wykorzystał przydatność owego krótkiego słowa. - Decydowali tak, jak decydowali. Zatem było tak, jak było. - Zatem - powtórzył PierwszoLunarny, powracając do tematu dalszej podróży swoich gości - Wenus. A później? - Później może Wenus z innego wymiaru, co wy na to? - odpowiadając rozmówcy, Jezus zagadnął jednocześnie swoje żony i pozostałych towarzyszy podróży. - Ta opisana przez Stanisława Lema w... - Ewo - przerwał sam sobie, zwracając się do żony, miłośniczki fantastyki naukowej. - Ty wiesz. - Ja wiem, mężu, ja wiem - ucieszyła się Ewa. - W "Astronautach". ** - Właśnie tam - przytaknął z uśmiechem Ewomąż. - To pouczająca powieść, prawda? - Prawda, mój mężu - Ewa poczuła się swobodniej, poruszając się w znanych sobie tematach. - Pokazująca aż nadto wyraźnie, do czego prowadzą żądza władzy i powiązane z nią negatywne emocje. Podobna historia, jak przedstawiona w "Gwiezdnych Wojnach", tylko na mniejszą, bo wyłącznie planetarną, skalę. Ale wiesz, o wiele bardziej podobałaby mi wizyta u kobiecej społeczności naszej Wenus. Oglądać tamtą wojnę i zniszczenia... - urwała znacząco. - Wiem, ukochana żono - uśmiechnął się Jezusomąż. - To z pewnością nie wszystko... - podjął przywódca Lunarian. - Jak widzę - taktownie pominął, w czyich dokładnie umysłach dostrzega te marzenia - chcecie także znaleźć się na Jowiszu i zobaczyć pierścienie Saturna. - Tak, je także - zgodził się Jezus. - Jak bowiem wspomniałem, jest to podróż marzeń. Cdn. * To oczywiste nawiązanie do "Star Trek": zarówno do wersji serialowej, jak pełnometrażowych filmów. W szczególności zaś do "Into Darkness" w reżyserii J.J. Abramsa z 2013 roku. ** Skoro poruszamy się w przestrzeni fantastyki naukowej, to czyż mogło zabraknąć wspomnienia Mistrza Stanisława, futurologa i Twórcy polskiej FN? Jego "Astronautów" wydano po raz pierwszy w 1951 roku - czyli siedemdziesiąt dwa temu. Co stanowi jeden z dowodów, że ludzka myśl wykracza poza czas. Voorhout, 22.04.2023
    2 punkty
  16. On nie wszedł jeszcze na drogę, a już przejechać nie mogę. Wchodzi na przejście dla pieszych, choć mi się cholernie śpieszy. Wlecze się wolno po zebrze, wcale o litość nie żebrze, a mi się chce wyć i krzyczeć: Politycy i prawnicy, precz od mojej kierownicy! *Uprasza się uprzejmie o nie utożsamianie autora z podmiotem lirycznym i jego poglądów z poglądami wzmiakowanego podmiotu.
    2 punkty
  17. Być sobą czy udawać kogoś innego a może po prostu iść swoją drogą nie bać się prawd Prawd które czasem nie takie jak byśmy chcieli czyli smutek i łzy a horyzont mocno mocno ciemny Być sobą czy tak jak echo wiatr i mgły zawsze być szczerym nie poddawać się temu co złe Przecież życie to nie tylko słabe chwile to potęga która umie marzyć fajnie śnić
    2 punkty
  18. Promień słońca, słońcu skradziony siedzi we mnie zupełnie oszołomiony. Pyta siebie, co tu robię? Zamiast w glebie, zamiast w niebie siedzę tutaj sobie. Gdzie ja jestem? Cóż za mroki, kręte i zawiłe drogi! Gdzie ja jestem?! Ty potrzebny mojej głowie, na to mu odpowiem. By rozjaśnić moją duszę, by oświecić moje myśli. Ty chwilowo w mroku nocy, gdy udzielisz mi pomocy to w nagrodę oddam ci swobodę. Lecz promień nie czekając końca, uciekł z powrotem do słońca, gdy zapomniałem o nim na chwilę, uciekł mi, a myślałem, że był to żółty motylek. Grudzień 1979 roku. Z dedykacją dla mojej siostrzyczki Małgorzaty. *********************
    2 punkty
  19. Raz matematyk ze wsi Wygodne Najął gosposię swą na dochodne. Gdy zdarzył się łóżkowy dramat gosposia rzekła: "Dojdę sama". Ty chodź po domu i licz pochodne.
    2 punkty
  20. Słowa, które nie przecisną się Przez szeroko otwarte usta Gromadzą się na rzęsach Łzy, które nie oderwą się od powiek Nigdy nie uderzą o skały Grzęzną w sitowiu zamyślone Czyste dziewicze uplecione w wianek Puszczone z nurtem Nie przemówią człowieczym sercem Nie ten czas na ulicy gasną światła Unosi się zapach strachu Niepewność zaprasza do gry Otwierasz rozdanie? W weneckim lustrze siebie widać złudnej
    2 punkty
  21. Burza przetacza się nad okolicą. Spękane mury, odłupane cegły w piwnicy świadczą o potędze nawały. W plątaninie żeliwnych rur bulgotanie i żałosne jęki potępionych. Nie ma zmiłowania, jest za to rechot świętych i głównego wisielca z rogami na łbie. Żabi rechot odbija się od ścian i dudni w pulsujących uszach. Walają się wokół mnie jakieś zęby, ścięgna i kości… Zastygłe w swoim skowycie rozsypujące się truchła. Wyłażą z mogił, odsuwając nagrobne płyty, których stosy piętrzą się aż pod łukowate sklepienie z cegieł, kurzu, płacht z falujących pajęczyn, pleśni… Coś się kolebie za grubą ścianą, więc musi się mocno kolebać. Coś stuka, gdzieś w odmętach ciemnego korytarza… Zatarasował drzwi swoim cielskiem jakiś olbrzym. Jego kontur porusza się raz w lewo, raz w prawo w nikłym świetle małego okienka i recytuje pod nosem jakieś bliżej niezrozumiałe frazy, wypowiada kwestie gardłowym tonem. Chucha mi prosto w twarz zjełczałym piwem i szepcze, skrobiąc czymś po tynkowej zaprawie: „Przedstawiona wyżej formuła nadal obowiązuje, jak sądzę. Już nawet nie posiadanie, ale liczy się przede wszystkim odcień limuzyny, objętość w pasie i rozpiętość skrzydeł. Wszyscy chcą dobrze. Kiedyś przyjdzie otrzeźwienie w tych wielkich maskaradach”. Gdzieś szczeka basem bezpański pies. Szczeka… Szczeka… Coraz bliżej szczeka, coraz donośniej… SZCZEEEKAAA… Rozchodzi się echem wronie, krucze krakanie w aureoli cmentarnego chłodu… Zrywam się z łóżka z gwałtownym krzykiem przerażenia, jakby od uderzenia kowalskim młotem. Pot ścieka ze mnie strugami. Serce rozrywa się na miliony iskier. W uszach wezbrany szum górskiego strumienia. I kołysanie. Kołysanie… Kołysanie… — jedno wielkie kołysanie. Statek widmo przechyla się na burty. Woda wlewa się przez bulaje i zalewa kajuty, mesę, opuszczony kapitański mostek… Na pokładzie wielka trumna, kamienna mogiła z wyrzeźbioną twarzą. Na rufie skamieniały, rozkraczony upiór, odsuwający poły czarnej sutanny. Na dziobie galion rozpruwa wzburzone fale piersiami nagiej, wygiętej w łuk młodej kobiety. I palce. Wszędzie rozczapierzone palce, niezliczone dłonie. Ściskające się ze sobą. Ściskające się na sobie i w sobie. Dłonie widziane pod różnymi kątami. Dłonie. Sine, trupie. Martwe… Coś tu idzie, coś wrogiego. Rozpościera ogromne skrzydła z czarnych piór. Nadciąga polami z otchłani mroku, niosąc płonącą pochodnię, której czerwony, drżący blask odbija się od pękatych brzuchów płynących nisko skłębionych, deszczowych chmur… Coś się zbliża w chórze szeptów, szmerów i warkotów… Czekam, aż nadejdzie w tej rozpadlinie śmierci. Czekam pogodzony z losem. Coś, co towarzyszy mi od samego początku, zwyciężyło. To coś, co przyszło w deszczowy, majowy dzień moich narodzin, kiedy przychodziłem o poranku z krzykiem na świat a za szpitalnymi oknami szumiały topole i szumiały liście kasztanów. Deszcz stukał o blaszane parapety, ściekał po szybach zamkniętych okien. Wiedziałem już, że jestem sam, mimo bliskości nieżyjącej już matki. Ale byłem sam, zatopiony w nostalgii i melancholii opuszczenia. Raziła mnie biel ścian i chromowane listwy wykończenia. Byłem sam. Wyszedłem przez otwarte szeroko drzwi. Wyszedłem na korytarz. Odrapane ściany. Plamy zacieków. Gruz i pył… I kilometry splątanych, rdzawych, żeliwnych rur, stękających, jęczących, bulgoczących… — ciągnących się znikąd, donikąd… Zamknięte, otwarte okna. Popękane, powybijane szyby… A za nimi deszczowy maj. Ten jedyny… Ten właśnie… (Włodzimierz Zastawniak, 2023-04-23)
    2 punkty
  22. Wiesz? Często zaglądam do Kasprowicza i jego wiersza: O śpiących rycerzach w Tatrach. Są dwie wersje, jedna jako forma liryczna, druga jako forma prozy. Bo widzisz? Ktoś skomentował już ten wiersz na innym portalu, pisząc, że obudzę (obudziłem) śpiącego rycerza — już czas? Dzisiaj patrząc na te wiersze, jakie napisałem (i kolejne treści wstawię) odnoszę wrażenie, że jestem albo stuknięty z poezją :-)) Albo profetą. Wszystko się sprawdziło jak dotąd w moim mniemaniu, bo wybudziłem Boga z moich zgliszczy. Z góry układał dla mnie plan, no i przeznaczenie — no bo jak by można to inaczej wytłumaczyć? Bo głosy. Dlatego te wiersze są dla mnie skarbnicą wiedzy Zatem nie powinno było cię niepokoić, że odkryłem światło i dzisiaj jestem napędzany jego wolą; choć w cieniu byłem. Żebyś nie zrozumiał źle, cień nie jest mocą nieczystą, jest raczej dowodem na to, że w jego pokładach leżą złoża nieodkryte. Dziękuję ci za komentarz i zainteresowanie treścią wiersza. Pozdrowienia przesyłam
    2 punkty
  23. tak babcie – trzebcie jak trzebiłyście niech się ukaże przykaz i ziemia do was powróci dobro zamierzchłe choć połamane przecież w korzeniach akacji buków odnajdziesz siebie w ściółce robaków ból i mrowienia renców z wysiłku dzierżących mocno dwuskibowego pługa marzenia raz odwróciły przecież tę ziemię teraz odwrócą ją po raz wtóry i trzeba siły! trzeba mieć plecy! i trzeba w końcu trochę kultury ryję głęboko pługiem obleśnym spluwam i garście mocno zacieram ludzie na Trzebni trzymajcie jeślim kogoś zahaczył – niech go choliera! ale by posiać wymieszać trzeba płuca wątrobę organy z chlewni kości Mongołów w jedno się zleją pod odkładnicą: – orka na Trzebni – orka na Trzebni
    2 punkty
  24. @Nata_Kruk Podziękował bym Ci, ale należę do tych, którzy nie trzymają się konkretnej formy i nie przejmują się regułami. Dla mnie każdy wiersz to eksperyment i nie wymagam od niego, żeby był idealny i dopasowany. Widzisz, rzecz w tym, że podoba mi się to co stworzyłem właśnie takie, jakie jest i nie planuję żadnych zmian w treści. Słowa ułożyły się w taki a nie inny sposób i dobrały się tak a nie inaczej bo mają przekazać emocje, których nie potrafię tak naprawdę nazwać i określić. Rozumiem, że dla Ciebie moje wersy mogą być rażące, mogą być nie właściwe i mogą jedynie udawać poezję. No i nic na to nie poradzę. Szkoda, że Ci się nie spodobało. Dziękuję za Twój czas i czytanie. Pozdrawiam serdecznie :-) @Amber Bardzo Ci dziękuje za serduszko i komentarz. Pozdrawiam serdecznie :-)
    2 punkty
  25. W moim mieście pada deszcz pada też ludziom na głowę z przygnębienia Ktoś rozwiesił swoje życie na sznurze żeby było radośniej ksiądz kazał śpiewać w chórze nie umiem Marian też nie notorycznie gapi się w okno jakby miał dostrzec coś niezwykłego przychodzę czasem do Mariana, bo nie może chodzić siedzimy razem gapiąc się w okno Widzimy swoje odbicia odbicia też mamy choć czasem chce mi się ryczeć no to rycz! krzyczy Marian nie! odkrzykuję a potem robimy głupie miny i przedrzeźniamy przechodniów A w czwartek Mariana zabrali myślałam, że kiedyś oddadzą ludzie mówią, że Marianowi padło na głowę, bo gapił się w okno i coś zobaczył W końcu zaświeciło słońce.
    1 punkt
  26. Funkcjonariusz urzędu celnego kazał wytrząsnąć zawartość torby na stół. Jego uwagę przyciągnęło pięć par majtek. — Na co pani tyle? — Po jednej na każdy dzień. A te co zakładam w piątek, noszę również w sobotę i niedzielę. Kazał jej pakować rzeczy. Stojąca za nią również wiozła majtki, nawet o dwie pary więcej. — Poniedziałek, wtorek, środa… — wyliczała — później piorę. Celnikowi przypadła do gustu taka odpowiedź. Podziękował kobiecie, po czym przeszedł do następnej w kolejce: — Dwanaście par? To chyba nie na handel… Uśmiechnęła się słodko. — Lubi pan czyste kobiety? Celnik w odpowiedzi podkręcił wąsa i pokiwał przytakująco głową. — No to: styczeń, luty, marzec…
    1 punkt
  27. na pierwszym planie pan cerowany niskiego wzrostu tejże struktury szydłem dość grubym zręcznie tkany niewybaczalny wręcz samolubny skromności przykład prawa i prawdy począwszy od skarpet jego szorstkich siermiężnych o litość rzekłbyś skamlących wspak ego zawistnie innych drażniącym bo wciąż ten tego ma ciągły niedosyt wykraczający gdzieś hen ponad norMy jakby nazbyt ścisłe w sznurówkach oby - dwa zaszwankowały naciągi byle jak jak to u niego niedokładne wyticzne z supły i grudy związane wraz w arsenał pokaźny niezwykle uwalany pośród kałuż pychy z ich rozbryzgi cykliczne tłuste ale i czasu w tym nielichy upływ wyraźny wszem i wobec zdradzający wszak to co nad wyraz przejrzyste i mocne w tym spojrzeniu jak pochodnie rozświetlające wszelkie tematy bieżące oraz zaległe a jednak ponad wszystkiem niezwykle zwykłe z myślą biegle inkrustowane wezgłowie spoza jatowiem kreślące samemu sobie że skarpety owe obie już same w sobie są jednak źle założone albowiem prawa na lewą i dwie na lewą stronę
    1 punkt
  28. od nowa uczę się jak mówić nie mówię jak mi mówią długo lecz czytam wciąż i pisać lubię ustami chyba będzie trudno mam krótszą pamięć mniej się ścieram uśmiech jak maska tkwi przyszyty wszystko w porządku ktoś zapewnia potem wypełnia chemią żyły nie nie liczyłem na nikogo byłem jak mięso z galaretą co gdzie zaszyją i w co włożą jest mi już dzisiaj wszystko jedno składali mnie od kiedy z ziemią nie dali rady ego włożyć w końcu wepchnęli w masę z czegoś coś co ma z czasem wyjść na korzyść od nowa uczę się jak chodzić jak mi na imię nie wiem nie mam jakbym się wcale nie narodził coś amputować chcą coś sprzedać miałem rodzinę i wspomnienia uśmiech pod szwami w grymas przeszedł że takich nosi matka ziemia udaję że nie słyszę grzeszę spotkałem miłość i wiedziałem jak nikt kochała mnie też ona ale nam w drodze wyrósł kamień i stał się górą skał wkoło nas
    1 punkt
  29. Co widzą lustra, kiedy ku sobie Zwrócą odbicia - jak w tej przestrzeni Wiruje wspólnych refleksów krwiobieg - Nikt nas nie pyta. A przecież wiemy. My - dwa zwierciadła dla świata krzywe W ślepocie wzajem tworzymy twarze, Gdzie łzy łzom równe - równie płochliwe, Gdyby znienacka między nie zajrzeć. I wiemy przecież - ten szklany eden, W lata nieszczęścia chwilę tę zmieni, (Ach, gdyby było ich tylko siedem!) A my, od siebie z dala, pękniemy.
    1 punkt
  30. Na pierwszy rzut oka wygląda na przebitą oponę, ale może też być nieszczelny wentyl.
    1 punkt
  31. @Rafael Marius oj czyni czyni. To fakt. Ja też z natury pogodna jestem, a jednak czasem płaczę, choć niespecjalnie często i tylko z powodów starannie wyselekcjonowanych - jest ich bardzo niewiele. A chłopaki nie płaczą - to hasło, które chyba czasem robi krzywdę, bo jak ktoś ma potrzebę płakać to powinien to zrobić a nie wzbraniać się. Płeć jak bez znaczenia. @Leszczym bo tak dokładnie to nie wiem co masz na myśli :)
    1 punkt
  32. @Ewelina @EwelinaA niby czym? ;) Tak mniej więcej wszyscy mamy ;)
    1 punkt
  33. @lirycznytraktorzysta Czasami jest wskazane podzielić się sentencją, taką ultra-poezją, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy jest coraz trudniej wygospodarować czas na czytanie. @Rafael Marius Rozumiem, że otwartość z obu stron. I oby jak najwięcej takich cudów było. Pozdrawiam.
    1 punkt
  34. @Rafael Marius Jakby się zastanowić sporo jest takich A ;))
    1 punkt
  35. Tak fascynacja do spraw ducha na pewno została. To u mnie było od dziecka. W takim środowisku też się wychowywałem. Mama była zaangażowana i miała wielu bardzo ciekawych znajomych. To były czasy, gdy ludzie mieli dużo czasu, zatem życie towarzyskie kwitło. Codziennie, ktoś do nas przychodził, a bywało, że nie jeden. Choć ja wolałem towarzystwo rówieśników, to jednak i dorosłych nie omijałem. I miałem też dzięki temu ciekawe wakacje... jak z bajki.
    1 punkt
  36. Więc. Bądź tym, kim chcesz być, jak szwacz ucz nas szyć On: Bierz nić! Świat twórz z gwiazd; pył i gaz, kurz wiń Mój, patrz! Pod brwią zmysł krył twój wzrok, czar prysł za dług — dał Bóg wzór! Zmień nim, do pór mów już czas Iść za swój przód. niszcz fałsz by nasz Świat wstał jak dzień co noc; lep myśl i cień z serc temp, w las wejdź — czuj, świeć, nie wstydź się, żar kuj. Wstęp Mój: dar to wasz czas wlókł — daj, co masz i na ten Świat krzycz; trza coś strzyc, by żyć, tkaj, do nas mów, wskrześ Mój słój — wiek swój kreśl! Nim, znak znacz jak ptak słup, pod prąd mur weź, kop go skrząc mózg w lot, na tak ************************************************************************* Krótka retrospekcja! Treść wiersza (jedna z kilkudziesięciu) podparta jest trzymiesięcznym doświadczeniem na otwartej przestrzeni, na jakiej swój pielesz miałem. Bez ogródek — tam zaczęły się moje głosy. Więc cofniemy się do ostatniego kwartału roku 2019...wypełniwszy lukę w mojej twórczości środkiem października do końca grudnia wierszami z 'czarnej teczki' Oto jeden z nich. / byłem wówczas bezdomny /
    1 punkt
  37. @Nefretete Bardzo ładny wiersz. Serduszko już dałem wcześniej. Pozdrawiam ponownie :-)
    1 punkt
  38. Może i był, ale wymagał zaangażowania pewnej ilości czasu, a obecnie to naprawdę łatwo. Ja pamiętam, w latach 80tych przepisywałem ręcznie interesujące mnie teksty z książek pożyczonych od znajomych, bądź nawet z rękopisów. Ksero było pod kontrolą władzy i bardzo drogie. Tam można było powielić dokument, ale nie książkę. Naprawdę mieliśmy zapał, aż się wierzyć nie chce.
    1 punkt
  39. A dziękuję. Nic nie szkodzi. Być może nie dałeś, a może nie zadziałało. Czasem się kliknie niby w porządku, a potem się okazuje, że nie. Mnie się to już kilkanaście razy tak zdarzyło.
    1 punkt
  40. @Rafael Marius A ja dopiero teraz zauważyłem, że wcześniej serduszka nie zostawiłem. Błąd naprawiony :-)
    1 punkt
  41. - Czemu mówicie na to u-bot? - bo szybko idzie się na dno
    1 punkt
  42. Jeśli sam chcesz już coś zmienić, zacznij proszę od korzeni. Ludzie sami mury wznieśli, głosząc bzdury - to w tym sęk tkwi. A mi, zagubionemu, sens śni, już wiem, które wybrać mam drzwi. Chciałbym pomóc z całych sił Ci, złem sprawili dość ran nam ci źli.
    1 punkt
  43. @staszeko Uwielbiam dziecięcą radością zachwycać się znalezioną na piasku muszelką choć rzadko bywam nad morzem. Częściej radość sprawi mi mały grzybek wczesną jesienią w lesie albo pierwszy ptasi śpiew pod koniec zimy. Tak już mam... Dziecięca dusza schowana gdzieś w zakamarkach dorosłego ciała.
    1 punkt
  44. @Ewelina Co prawda dwa pierwsze wersy wywołują uśmiech, ale faktycznie smutno w wierszu. Z tym, że ja tam ciągle widzę tą oczyszczającą rolę płaczu, która jakby równoważyła to przygnębienie. Ładnie to opisałaś. Pozdrawiam serdecznie :-)
    1 punkt
  45. @Jacek_Suchowicznajlepiej zmienić pracę na lepszą:) wtedy ma się podwyżkę:)
    1 punkt
  46. na dobre, nadzieja kruszy złe
    1 punkt
  47. Jak moja wnuczka:) Bardzo ładny wiersz. Pozdrawiam
    1 punkt
  48. w dzień szary i wietrzny słyszę w oddali stukot kroków pędzących do celu w mieście zawsze jest pośpiech stoję sam bez celu spokojnie patrząc na świat który kręci się dalej
    1 punkt
  49. @Leszczym Jakże miło się czyta takie słowo! Bardzo dziękuję i pozdrawiam.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...