Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 26.03.2023 w Odpowiedzi
-
biegnę po ukwieconej łące po złotym piasku rozgarniając kłosy złotego zboża upadam wstaję ze śmiechem wiatr rozwiewa włosy słońce ogrzewa twarz… ― składam się teraz z samego światła (Włodzimierz Zastawniak, 2023-03-26)7 punktów
-
Zieleń buczyny rozkwitła rankiem, swą twarz w jeziorze obmyła. Wiatr rześki suknią oczarowała w kolorze akwamaryna. I skrzydło ważki opite rosą, słońcem już błyszczeć zaczyna. Roztacza wokół swą cichą aurę w kolorze akwamaryna. Nasze spojrzenia w spotkaniu nagłym, szczęśliwe jak koniczyna. W palecie życia zmieszane razem w kolorze akwamaryna.6 punktów
-
Między Ziemią a księżycem dzieje się niespodziewanie przeleciała asteroida duża skała poza planem Nie widziano nie słyszano a pędziła wprost przed siebie doczytano się za późno jeszcze echo dźwięczy w niebie Smuga znaczy trajektorię gwiezdną drogą sypie iskry między Ziemią a księżycem przeleciała i po wszystkim5 punktów
-
zdjęcie na ekranie miała gorące dłonie. jak chleb po wyjęciu z pieca. na stole stał wazon. w wazonie piwonie - to istotny element jej wnętrza. potrafiła nie rejestrować przemijających chwil jedynie przez krótki moment. pozostałe były krokami z których każdy przybliżał koniec nie przestawał skrzypieć jej w uszach chowając się nieraz w szparach pomiędzy deskami podłogi dudniąc grobowo kiedy podbiegała zarzucając mi ramiona na szyję by szeptać że tym razem wstrzyma czas na chwilę jesteśmy ale nas nie ma. dla świata - mówiła - uchylmy drzwi. niech wsadzi nam łeb do pokoju będziemy wdychać śpiew ptaków i cykad później znowu się przed nim schowamy w tym celu pielęgnuję ogród. wspólnie znajdziemy ścieżkę która stanowi początek poprowadzę cię za rękę tam gdzie nie trafi a jeśli spomiędzy krzewów usłyszymy jego warczenie zagłuszymy trzaskiem skóry chrzęstem przygryzanych spojrzeń.4 punkty
-
kiedy powrócisz wietrze zbłąkany do zgubnych skrzydeł z dala od nieba teraz powiewem nucisz plugawym piosenkę w której słowo umiera po cóż szybować nisko choć pięknie kiedy to cienie tłumią wzbijanie gdzie w mroczny kokon nuty zaklęte po raz kolejny stuka poranek wierzę że wrócisz zbłąkany wietrze do zgubnych skrzydeł z dala od nieba proszę niech powiew twój dziś uplecie piosenkę którą można zaśpiewać4 punkty
-
Pani pozwoli? Opowiem Pani krótką historię, nieco zmyśloną. W pewnej operze na scenie stali znani aktorzy... powiedzmy w koło. Pierwszy, to śpiewak, Singerem zwany, druga Japonka niczym śnieg biała. Upudrowana, umalowana, dlatego Juki się nazywała. Tuż obok brat jej, znany artysta, przy tym do siostry podobny nader. By po angielsku z nim mówić przystał, więc go nazwano po prostu Brother. Trzeci był Niemiec, dumny i ciężki. Choć do Japonki wciąż wzdychał: Och! Ach!, to jednak nie miał szans u panienki, bo nazbyt krótkie nazwisko miał: Pfaff. Przyleciał do nich zwinny Pegasus, do towarzystwa wniósł świeży powiew i opowiadać zaczął od razu intrygującą, starą historię. Plótł o Łuczniku w dalekim kraju, który nie strzelał lecz nieźle śpiewał. Towarzyszyło mu w tych wyczynach antyczne bóstwo, jakaś Minerwa. Potem wymieniał wielu artystów, ze stron odległych i całkiem bliskich... Przerwał mu Singer: Dość tych wybryków! Patrz! Tutaj leży babka nas wszystkich. Na środku sceny, w krąg otoczona, leżała prosta igła do szycia. Poprzez jej ucho wielbłąd próbował... i tak próbuje chyba do dzisiaj.3 punkty
-
Przypadek jest smutną, choć oryginalną postacią. Niestety to wcale nie jest dżentelmen w kapeluszu. Jednym słowem jest za mało uprzejmy i koleżeński. Często mu brakuje ogłady, klasy i bywa arogantem. Kłótliwie polemizuje z losem i przeznaczeniem. Warszawa – Stegny, 25.03.2023r.3 punkty
-
Nie kupisz jej na targu nie znajdziesz w ciemności czy między gwiazdami nie ukradniesz jej Ona sama cię odnajdzie musisz tylko otworzyć przed nią swe serce i to szeroko Tak tak moi mili najmilsi to nie są puste słowa one tętnią sensem płoną płomieniem W którym widać wiarę prawdę nadzieje czyli czystą jak mgła miłość3 punkty
-
Hej Wszystkim, W końcu, po dwóch latach, udało mi się wyszykować nowy tomik poetycko - prozatorski pt. No jasne. Udało się to przedsięwzięcie dzięki wydawnictwu WFW. Oto link https://wfw.com.pl/ksiazki/no-jasne/ Natomiast te osoby, które może by chciały ten tomik z dedykacją, czy jakby inaczej, a zwłaszcza te, z którymi mam kontakt na tym forum i te teksty również Im zawdzięczam, poproszę o prywatną wiadomość, bo mam trochę autorskich egzemplarzy :) Ponadto - z największą przyjemnością - wymienię się na tomiki :) Leszczym - Daniel Forsit2 punkty
-
Warto kochać warto marzyć warto żyć Bo to wszystko razem spięte tworzy nić Nić po której się wspinając nie spadniemy w dół2 punkty
-
2 punkty
-
za czerwonym słońcem łowiliśmy ryby czas mrugał jednym okiem na wyspie łotrów zawieszonych głowami w dół dzieliliśmy łuski jakby tego nie było przeszliśmy dalej nie mogąc znaleźć haczyka2 punkty
-
te kruki i te drugie stwory czarne jak noc pulsującą endokrwinością wczorajszego wina po kawałku biorą przywieram do ściany są2 punkty
-
z każdego dymu i z każdej mgły można wyjść we dwoje czystymi jak kryształ Janusz Józef Adamczyk2 punkty
-
Siedzę na dnie a akwen tonie zamula krew do szpiku sieci znad bagna ślep ukąszeń powiew przyniósł na brew: czy w oko wleci? Z mokradeł kraść szuwary niżne chciał człek a paść przyszło mu teraz… Przeszłość go w jaźń boleści gryźnie liźnie go zaś wilgoć po nerach. I na twarz! Sru! I leży w młace półtwardy strup ze ślipiów ściera a serce w słup – przyznaje rację z którymi glut mózgu się spierał. Chcę wstać więc… siadłm – śniony początku trzebnickich bram – toć jeszcze bagno. Choć w kościach szlam bąk koński w oku się zry! wam wam: klęk na! kolanko.2 punkty
-
czasem myśl przychodzi nieoczekiwanie bezbłędnie trafia w sedno by po chwili ulecieć zaginąć bez wieści z rozmachem w zapomnienie biegnąć dlatego myśli warto chwytać łapczywie nim skrzydła rozwiną i nie ulecą nim nie przeminą jak w życiu wszystko przemija są jak dzika zwierzyna - więc wiążę je mocno przeciągam przez palce i zapisuję w telefonie lub na kartce - klasycznie jak dawniej myśli bywają cenne a nawet unikatowe czasem są też zwyczajnie bolesne niczym widok drzewa połamanego zbyt silnym wiatrem myśli... jakie by nie były myślenia są warte2 punkty
-
onieśmielasz mnie zapachem w słowach jak skalpel masz ziarenka gorczycy ukryte - prawie niewidoczne smugą myśli spowite i przenikliwym wiatrem twoich przewinień i wykroczeń obezwładniasz mnie ulatuję jak ważka nad czarnym stawem skrzydła moczę w oparach szamocząc się z powietrzem i tlen łapiąc zachłannie lecz zbyt szybko - pochopnie dławię się ach gdyby tak wzlecieć pod obłok do swoich braci gwiazd i spłonąć w ich blasku pierwszy i ostatni raz ach gdyby tak spojrzeć ci gniewnie w oczy zanurzyć w głębiach i uciec najdalej chwytając się brzytwy skutecznie i wbrew woli wszechświata rozpłynąć się ach gdyby tak zrobić cokolwiek by uciec stąd2 punkty
-
Bo czarnobiałe szybciej płoną Krzyczą zdania, przecież ciszy nie widać, Dźwięki są naturalnie też obdarte z koloru, Gdzie się wtem, ten człowiek musi udać, By zrozumieniu treści dodać barw ferworu. Czy istnieje do treści instrument obrazujący, Który można magicznie człekowi dodać? Czy istnieje magik do wizji drogę torujący, Który paletą barw pomoże lirykę sprzedać? Zdania pisać bez tła, ciepła, wibracji głosu, Bez tej duszy wyrwanej z piekielnych otchłani, Nie jest sensem, który przetrwa siłę ciosu, Częściej twórcę zamiast wznosić - to zrani. Dajmy literom żenić się ze sobą i oddychać, Niech zjedzą i napoją się radioaktywnością, Bo inaczej słabe wiatr krytyki będzie spychać Tam gdzie zabija duch zwany - bezczelnością Namaluj obraz ryzykowny, oby nie już znany Zapomnij, co już spisano w treściach świętych Inaczej jak grafoman będziesz wnet pokonany Upokorzeń przyjdzie odczuć tobie niepojętych Bo przecież czarnobiałe treści szybciej płoną Wśród spojrzeń ostrych wiedźminów poezji Bo nie są wartością otoczone - kunsztu błoną Bliżej im do nieistnienia i do czczej herezji Autor: Dawid Rzeszutek (c)2 punkty
-
Babka, choć żyła w samych Ramotach, na pomoc... przykupiła... robota.... Gdy robot dywan jej czyści, kpią... w kabarecie artyści. A babka - kawę sącząc - przegląda.2 punkty
-
Zapach dymu w pościeli papierosy więdną w wazonie nic się nie zmienia zanurzeni we wczorajszej wodzie wokół mnie głosy nie wierzę w czas szepczą że płynie kalendarz wtopiony w ścianę martwe drzewa wczoraj byłam w atenach do dziś stoję zgubiona schowana za kolumnami dni ostały w antyku sen w samotności greckie łoże w świątyni zapach dymu w pościeli2 punkty
-
Krasne jej lica biała woalka przesłania Niczym dzikie jagody spijały promienie W ramiona pchnął dwoje mezalians Nie mogło rozdzielić ich przeznaczenie Zastygła w źrenicy wieczna tajemnica Za którą dla siebie będą całym światem Nie wiem czy to deszcz w ziemię się wbija Czy to niebo razem z wami płacze Inspirowane wierszem "Nad grobem Julii Capuletti w Weronie"1 punkt
-
Biskup do księdza w gminie Poryte: - Miłuj, psia nędza, owieczki ty te, bo jak rodzina jest tu ta gmina dla tej ty tu tym, co tym tam zbytek.1 punkt
-
Dziś ludzkie glisty, na Długiej w Kraśniku, ma celebrować w panierce pan Rychu. Odkąd, na zebraniu walnym stał się ‘samowystarczalny’, i w żony pierogach zjesz farsz z owsików. PS Wrażliwców przestrzegam przed oglądaniem tego... czegoś?1 punkt
-
bezdomni wychodzą z bezdomów zamieszkują na ławeczkach mało jedzą więcej piją kontemplują pochrapują najwięcej z nas łapią słoneczka1 punkt
-
nie potrafię mielić oczywistości pompować ogromnych baniek ważniej nabierać powietrza czy usprawiedliwiać zło w drodze do celu nie jednostki alfa wyłącznie poza zasięgiem wzroku żony mistrzowska robota styropian nie tylko na poziomie projektu zawsze uciekam mając siebie przy sobie i niejasne pochodzenie cena czasu na zwyżce1 punkt
-
Katastrofy, choć przychodzą nie wiadomo skąd, przybierają postać osób znanych oraz miejsc, gdzie zwykle spędzamy czas. W tym sensie są ledwie zauważalną alternacją zdarzeń, normalnie przemijających bez śladu. Wystarczy jednak jakiś drobiazg, sam w sobie bez znaczenia, zaistniały w nieodpowiednim miejscu, w złym czasie, żeby nagle spowodować nieszczęście nieludzkich proporcji. Określenia „zły”, „nieodpowiedni” stają się cechą szczegółów, nadawaną im dopiero po wypadku, przez ludzi potrafiących odróżnić dobro od zła, bowiem zanim do wypadku dojdzie, wszystko jest zwyczajne — ani dobre, ani złe, po prostu nijakie, jak słoneczny dzień pod błękitem nieba, wczesna, chłodna noc, pasma mgły ścielące się nad łąkami, nawoływania nocnych stworzeń od ciemnego boru… Czerwone i niebieskie ślepia semaforów łypały tajemniczo za obszernym, podzielonym szprosami w kratkę oknem. Jaśniejszy snop światła z latarni przymocowanej do ściany budynku oświetlał krawędź peronu, kilka pustych ławek, dalej odbijał się od szyn, koliście rozjaśnianych blaskiem latarek przy zwrotnicach. W niezmąconej ciszy gasnącego dnia rozległ się dźwięk dzwonka powtarzanego kilka razy. Siedzący przy stole mężczyzna poruszył się niespokojnie. Miał na sobie czarną marynarkę, pod spodem białą koszulę, zawiązaną czarnym krawatem. Na klapach marynarki widniały wyszyte złotą nitką insygnia dyżurnego ruchu. Dzwonek zabrzmiał ponownie. Tym razem siedzący podniósł słuchawkę. Po drugiej stronie rozpoznał głos dyżurnego odcinka, który zniecierpliwionym tonem wydawał mu proste polecenie, na co słuchający mruknął coś niewyraźnie i prędko odłożył słuchawkę, jakby telefon oderwał go od czegoś ważnego. Rozluźnił krawat pod szyją i przycisnął prawą dłoń do klatki piersiowej. Masował to miejsce przez chwilę, patrząc z wyraźnym wysiłkiem na światła za oknem. Pomyślał ni stąd ni zowąd o dniu, gdy jako młody człowiek zaczynał tu pracę, a wtedy twarz rozpogodził mu uśmiech, prędko zgaszony dzwonkiem, który brzmiał natarczywiej niż ostatnim razem. Teraz dzwoniła do niego Krystyna, kasjerka z budynku stacyjnego, dodatkowo zajmująca się odbiorem przesyłek ekspresowych z pociągów pasażerskich. Powiedział jej, że nie ma czasu i żeby mu nie przeszkadzała. Co za wieczór! Dopiero objął zmianę, jeszcze nie zdążył się przestawić na tryb pracy, a co chwila zawracają mu głowę. Gdyby zostawili go w spokoju choć jedną noc, pomyślał z nadzieją, lecz ciszę zakłócił kolejny dzwonek: zawiadowca stacji pouczał go o konieczności stosowania zamknięć pomocniczych w przypadku zatrzymywania pociągów na torach głównych. Jakby o tym nie wiedział! Nim położył słuchawkę, następny telefon. Znowu Krystyna. Nalegała, żeby do niej wpadł, choćby na krótko. Założył czapkę i ruszył do wyjścia. W chwili gdy zamykał drzwi, usłyszał telefon. Stał niezdecydowany na progu, a gdy telefon umilkł, wzruszył ramionami i zszedł na dół. Dyspozytornia gdzie pracował, znajdowała się w wykuszu stacyjnego budynku. Stamtąd, do kasy biletowej prowadziło osobne wejście, od strony peronu. Zatrzymał się w połowie drogi, żeby rzucić okiem na światła nastawni wykonawczej, skąd miał nadjechać za osiem godzin pociąg z Kołobrzegu. Widok przesłaniała mgła, coraz gęściejszą warstwą zalegająca nad torowiskiem. Stacja była usytuowana na łagodnym łuku, co dodatkowo utrudniało widoczność. Pchnął drzwi i po kilku krokach krótkim korytarzem, znalazł się w pomieszczeniu kasjerki. Krystyna popijała herbatę przy niedużym stoliku. W jej pokoju, urządzonym na tyłach kasy biletowo-bagażowej, nie było miejsca na nic większego. Mimo to, dzięki kobiecej zaradności, potrafiła nadać temu miejscu przytulności, jakiej brakowało przestronnym salom na stacji. Ścianę frontową zdobił wzorzysty kilim, nad nim wisiało kilka obrazków, niżej stał rozsuwany fotel, na którym od biedy można było się przespać. Podłogę przykrywał czerwony dywanik, tłumiący dokuczliwe dźwięki przejeżdżających pociągów, a na półce pod oknem rosło w kolorowych doniczkach wystarczająco dużo kwiatów, żeby się tu czuć jak w ogródku. Obok telefonu stało kilka zdjęć z albumu rodzinnego Krystyny. Chwilę temu stało tam jeszcze jedno zdjęcie: jej męża, ale schowała je do szuflady. Antoni usiadł po drugiej stronie stołu. Lubiła gdy patrzył na nią typowym dla niego, nieśmiałym wzrokiem, jakby czegoś się wstydził, lecz on nie zdawał sobie z tego sprawy. Wprost przeciwnie — bolało go, że choć zachował czerstwość twarzy i gęste włosy, nie był tym samym człowiekiem co dawniej, przynajmniej jeśli chodzi o kobiety. Nim zdążyli zamienić słowo, rozległo się ciche pukanie. Krystyna otworzyła drzwi, zza których wysunęła się ciekawska głowa, za nią jeszcze jedna. Na widok Antoniego schowały się za drzwiami, a z tyłu dobiegło piskliwe chichotanie. — Proszę, wejdźcie — zapraszała Krystyna. Do pokoju wślizgnęły się ostrożnie dwie kobiety, tak na oko w wieku kasjerki. Jedna z nich wyjęła z torebki butelkę wódki i postawiła ją na stole. Krystyna przyniosła cztery kieliszki. — Co to za okazja? — zdziwił się Antoni, któremu te odwiedziny były nie na rękę. Wyobrażał sobie telefon na górze w jego sali, brzęczący bez ustanku. Widząc, że kobiety na coś czekają, uderzył pięścią w spód butelki, wyciągnął korek i nalał do kieliszków. — Za spotkanie! — Krystyna wzniosła toast. Koleżanki zerkały ukradkiem na Antoniego, a jedna parsknęła śmiechem, zakrywając dłonią usta. Ta druga, popatrzyła na nią karcącym wzrokiem. — Poznajcie się. — Krystyna przedstawiła swoje koleżanki, potem wskazała na Antoniego: — To jest nasz dyżurny ruchu, a w życiu prywatnym wciąż kawaler. Ostatni szczegół koleżanki skwitowały stłumionym rechotem, pochylając nisko głowy i chowając oczy. Krystyna miała ochotę na jeszcze jeden toast, lecz gdy Antoni wymówił się obowiązkami, schowała butelkę. — Taki piękny dzień… — Przerwała ciszę jedna z koleżanek. — Ale noc chłodna — zawtórowała jej siedząca obok. Przez jakiś czas rozmawiali o pogodzie. Kobiety przyglądały się Antoniemu z coraz większą ciekawością. Nie uszło to uwadze Krystyny, która wstała od stołu i założyła granatową marynarkę od munduru, co oznaczało koniec imprezy. Zanim Antoni zamknął za sobą drzwi, rzuciła mu spod długich rzęs czarujące spojrzenie, żeby nie zapomniał wkrótce odwiedzić ją znowu. Antoni po powrocie do nastawni zastał istny chaos — dyspozytor odcinkowy oraz dyżurni z obydwu kierunków od dłuższego czasu usiłowali się z nim skontaktować, każdą z dostępnych metod: przez urządzenie seltonowe, telefon bazowy, nawet wysłali dróżniczkę z pobliskiej strażnicy, by sprawdziła co się dzieje na stacji. Antoni wiedział, że dłużej nie może pozostawiać biegu zdarzeń przypadkowi. Zgłosił się przez telefon i od razu ich zaatakował, czemu podnoszą taki alarm. Ten tupet zaskoczył wszystkich. Nim zdążyli ochłonąć, Antoni zapewnił, że każde polecenie wykonał na czas i niech nie niepokoją go bez potrzeby. Podszedł do niedużej kuchenki w kącie pokoju, żeby zaparzyć kawy. Omal się nie poparzył, poderwany dokuczliwym dzwonkiem. Zignorował dzwonek, ale przedtem się upewnił, czy wejścia ze szlaku na tory stacyjne są prawidłowo zabezpieczone. Telefon nie przestawał dzwonić, dopóki go nie uciszył podniesieniem słuchawki. — Czego znowu? — warknął nieprzyjemnym głosem. Dzwoniący, zaskoczony niepożądaną reakcją, powtórzył pytanie: — Antoni, to ty? A nie doczekawszy się potwierdzenia, ciągnął służbowym tonem: — Przepuściłeś towarowy numer 15093? — Jeszcze nie dojechał — odpowiedział Antoni, już spokojnie. — Jak to, nie dojechał? — irytował się kolega z sąsiedniej stacji. — Przed chwilą rozmawiałem z dróżniczką. Powiedziała, że od kilku minut stoi na czerwonym świetle i blokuje przejazd drogowy. Wychyl głowę przez okno, to zobaczysz. Antoni nie potrzebował tego robić, bo słyszał klakson, ponadto maszynista ponaglał go kilka razy przez radiotelefon. A niech tam stoi choćby i ruski miesiąc. Kolega wciąż oczekiwał wyjaśnień, ale widząc, że Antoni nie ma ochoty na rozmowę, udzielił mu następującej instrukcji: — Słuchaj uważnie. Nie zatrzymuj towarowego, bo ten z Łodzi Kaliskiej co leci za nim jest opóźniony o czterdzieści minut i prędko go nie dogoni. Antoni puszczał słowa mimo uszu. Był zmęczony wysłuchiwaniem: co ma zatrzymać, co przepuścić, wpisywaniem numerów pociągów do dziennika, wydawania poleceń nastawniczemu… Pracował dwadzieścia lat w tym samym miejscu, jak nie człowiek, ale jakiś automat: ustawić blok końcowy półsamoczynnej blokady liniowej, założyć klin zastawczy na drążku przebiegowym… Czuł się jak guzik naciskany przez ludzi, z każdej strony, o każdej porze, przez cały rok, tyle już lat… Czy do tego stworzył go Pan Bóg? Myślał o tym coraz uporczywiej, aż ujrzał daleko w nocnym mroku światło księżyca prześwitujące przez przecinkę w lesie. „Wolna wola” — pomyślał z radością. Teraz on będzie włączać przyciski! Zadzwonił do nastawni wykonawczej, żeby pociąg towarowy skierować na tor numer 4. Ta decyzja kłóciła się z poleceniem, które otrzymał przed chwilą, co więcej — była owym „drobiazgiem” mającym wywołać spiralę zdarzeń prowadzących do katastrofy, lecz w tym momencie żaden ludzki umysł nie miałby odwagi wyobrazić sobie tak straszliwych konsekwencji. Zegar na ścianie wybił trzecią w nocy. Telefony ucichły. Antoni odzyskał spokój ducha. Nie będą mu mówić, jak ma wykonywać swoją robotę. Towarowy zatrzyma, przodem puści osobowy z Łodzi. Ludzie nie bydło, powinni mieć pierwszeństwo. Pół godziny później zażądano zezwolenia na wjazd pociągu towarowego z Gdańska. Antoni nakazał puścić ten pociąg na tor numer 2, ponieważ jedyny tor do mijanki, zajmował inny pociąg. Ta konieczność była następstwem wcześniejszej, błędnej decyzji. Wachlarz możliwości kurczył się powoli, jak w zmierzającej do rozstrzygnięcia partii szachów, lecz nikt nie znał rezultatu końcowego, bynajmniej nie dyżurny ruchu, który obserwował przez okno elektrowóz wciągający powoli na stację skład dwudziestu sześciu wagonów-cystern, załadowanych olejem napędowym. Słychać było szczęk metalu w sprzęgach samoczynnych, kilka kół stukało monotonnie spłaszczonymi kołnierzami, rozległo się terkotanie sprężarki, aż wszystkie odgłosy zagłuszył momentalnie pisk hamulców, a kiedy pociąg stanął, nad torami zaległa głucha cisza. Antoni dostrzegł w oświetlonej kabinie lokomotywy maszynistę oraz pomocnika, który wysunął głowę przez szybę i pomachał mu ręką. Antoni nie odpowiadał. Wiedział, że domagają się, aby odprawił towarowy z czwórki, bo inaczej dalekobieżny z Kołobrzegu nie uzyska wolnej drogi przebiegu. Będąc chłopcem marzył o miniaturowej kolejce. Teraz dotknięciem małego palca sterował pociągiem o długości pięciuset metrów i masie dwóch tysięcy ton. Wychylił głowę przez okno. Na peronie przed kasą stał jakiś żołnierz. Pewnie czeka na pierwszy lokalny pociąg, który wjedzie za kilkanaście minut… Wjedzie, albo nie wjedzie… Wszystko w rękach dyżurnego ruchu. A dyżurny ruchu w czyich, Krystyny? Może powinien do niej pójść, rzucić ją na ten stary fotel, na którym pewnie rżnięto ją nie raz. Jemu ulży, a jej jeden raz więcej nie zrobi różnicy, może nawet polubi ten sport… Z rozmyślań wyrwał go głos nastawniczego: — Proszę podać czas zajęcia toru 2 przez pociąg numer 70992. Antoni nie rozumiał, czego od niego chcą. Takie pytania zadawano mu kilkanaście razy dziennie, lecz tym razem nie robiło to najmniejszego sensu. Znowu myślał o Krystynie. Czemu nie może pracować razem z nim, zadbać o detale, na które on nie ma czasu. — Czekam na potwierdzenie założenia klinów zastawczych na torze numer 2 — sprecyzował nastawniczy przez telefon. Antoni popatrzył na pociąg stojący w dole. Stoi, zaraz pojedzie, jaka to różnica? Przyjdzie pijany tatuś, rozwali nogą tory na dywanie, to na co komu ta zabawa. — Nie ma potrzeby zapisywania czasu — odrzekł nieswoim głosem. — Pociąg już odjechał. Nastawniczego zdziwiła ta odpowiedź, ale jej nie podważył, bo przecież dyżurny ruchu wie najlepiej — w końcu pociąg stał pod jego oknem. W tym czasie pospieszny numer 81202 gnał do Warszawy. W jego skład wchodziło trzynaście wagonów: bagażowo-pocztowy za lokomotywą, za nim sypialny, następny z miejscami do leżenia… Pociąg prowadził doświadczony kolejarz o długim stażu. Znał każdy kilometr trasy, wszystkie niebezpieczne miejsca. Nie wiedział tylko, że niedługo wjedzie na tor zajęty cysternami, w obrębie stacji, której dyżurny ruchu stracił poczucie realiów. Antoni stał w oknie zahipnotyzowany przez nocne ciemności, które nęciły go ku sobie, wchłaniały niczym zgubne oczy Krystyny, nie pozwalały myśleć o niczym innym, wtrącały w otchłań szaleństwa… Wystarczyło przyjąć pociąg pospieszny na tor numer 4, który w tym czasie był wolny, aby ten dzień przeminął spokojnie w niepamięć. Nigdy nie wyszłoby na jaw oczywiste niedbalstwo dyżurnego ruchu, ani domniemana rola jego kochanki, o jaką będzie ją posądzać. Najprościej można by uznać, że Antoni stracił rozum, ale i tej hipotezy nie potwierdzały fakty. Kierowany jakimś niepojętym impulsem, przekreślił w kontrolce zajętości torów zapis pociągu towarowego, a w jego miejscu wpisał pociąg relacji Kołobrzeg-Warszawa. Wszystko w jego głowie szło zgodnie z urojonym planem, podczas gdy w rzeczywistości, co mogło tylko pójść złą drogą, złą drogą poszło. Na ratunek było za późno. Pociąg nadjeżdżał do stacji spowitej obłokiem skondensowanej mgły. Widoczność spadła do stu metrów. Przezorny maszynista zmniejszył prędkość. Ujrzał na tarczy ostrzegawczej sygnał „wolna droga”, ale doświadczenie kazało mu sprawdzić, czy sygnał istotnie mówi prawdę. Wywołał przez radiotelefon dyżurnego ruchu. — Droga wolna — zapewnił go Antoni i szybko dodał: — Z powodu uszkodzenia, sygnał na tarczy może być niewyraźny, ale tor jest gotowy na przyjęcie pociągu. Po niespełna minucie usłyszano w radiotelefonach krzyk: — Osiem-jeden-dwa-zero-dwa stój! — i zaraz potem, jakby westchnienie: — O, Boże. A po chwili wołanie: — Dyżurny, coś mnie pchnęło, coś chyba na mnie najechało! Nastawniczy obserwował przez okno wjeżdżający pociąg pośpieszny. Pociąg minął go i zaraz potem usłyszał potężny huk, jakby detonację. Dojrzał we mgle czerwony błysk, który za chwilę wystrzelił łuną ognia, widoczną na kilkaset metrów. Na odgłos eksplozji Krystyna wybiegła na peron, a jej oczom ukazał się makabryczny widok: w ogniu płonęły piętrzące się wagony; przez okna, naderwane dachy, w palących się ubraniach, wyskakiwali ludzie. Ze środka wagonów dochodził krzyk i wzywanie o pomoc; z rozbitych cystern wylewało się paliwo, podsycając ogień i rozszerzając pożar. Przy torach leżeli ranni i poparzeni. Na stację wbiegł mieszkający w pobliżu zawiadowca. Polecił nikomu z personelu nie oddalać się z miejsca, dopóki nie przybędzie milicja, po czym przystąpił do organizowania akcji ratunkowej. Wykorzystując zamieszanie, Antoni rzucił się do ucieczki. Przeskoczył przez płot, biegł w poprzek ogrodów, polami, do lasu. Przewrócił się w rowie. Zobaczyli go ludzie idący na grzyby. Na ich widok otworzył szeroko oczy i zamachał w powietrzu rękami. — To przez nią. — Pokazał na jęzory ognia, przebijające się przez mgłę na tle blednącego nieba. — Ta suka, czarownica, córka Szatana! Po tych słowach padł na twarz, gryzł ziemię, szarpał twarde grudy rękami, zasypywał piachem głowę…1 punkt
-
1 punkt
-
miała smutną duszę choć na zewnątrz taka wesolutka uśmiechała się szeroko zawsze szczerze od ucha do ucha a jej dusza wciąż była smutna1 punkt
-
1 punkt
-
@Jacek_Suchowicz co byś nie przyłapał w talerzu na skale grunt by nie jeść śniadań z Prusakiem z Moskalem1 punkt
-
1 punkt
-
Cha cha :) a to ci przypadek :). To może on nie zawsze taki minorowy w skutkach?1 punkt
-
@iwonaroma Tak? Cieszę się ;) Tekst notabene wyszedł mi przypadkiem, bo w zamierzeniach było trochę o czym innym ;)1 punkt
-
@Tectosmith dziękuję 😊 ... wino, wino 🤔 Kobieta jest jak wino i ja tyle mam wspólnego z tym trunkiem :) To znaczy, mam nadzieję, że tyle mnie z nim łączy, bo lata lecą 😅 Deszcz zalał Europę :) Ach wiosno, kiedy na dobre do nas zawitasz?:) Zołza się gdzie znowu podziała, wlazła w ciemną dziurę i okiem łypie a nie wylezie ;)1 punkt
-
@Cor-et-anima jasna sprawa to, że czasem ciężko zrozumieć. Niestety żadna szkoła tego nie uczy - jak zrozumieć albo jak żyć z konsekwencjami cudzych decyzji, które czasem tak bardzo nas dotykają i na zawsze pozostawiają w nas ślad.1 punkt
-
@Tectosmith a może kiedyś była? A smutek wynika z pustki, którą po sobie zostawiła? *** upiła się z miłości po tobie lecz nie wie czy nie za późno i wiatr nuci melodię że wszystko na próżno 💦💦💦 Chyba przez tą deszczową pogodę takie smęty dziś 🤦1 punkt
-
@Ewelina Każdy ma możliwość wyboru. Czasem te wybory są tak zaskakujące i tak niezrozumiałe dla otoczenia... Ale jednostka - to nie otoczenie, a otoczenie - to nie jednostka. Ona sama często nie wie, skąd taka jej decyzja.1 punkt
-
1 punkt
-
@Tectosmith @Tectosmith ja żałuję, że zaczęłam to robić tak późno w swoim życiu. Mam świadomość utraconych myśli, do których teraz chciałabym wrócić a nie mam jak... No cóż, trudno. Teraz już zapisuję w pamięci zewnętrznej :) Pozdrawiam1 punkt
-
1 punkt
-
Ja też staram się łapać niektóre myśli. Odkładam na potem i czasami przeglądam, czy nie da się tego lepiej rozwinąć. Miło się czytało. Pozdrawiam.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Leszczym Przypadkowy upadek Bolesnym skutkiem jest wpadek Znamienny cierpieniem, widoczny znamieniem Często nas po nim bolą golenie Piszę te brednie by upust dać wenie Lecz może warto przykryć ją cieniem? Byle gdzie, byle jaki rok P.S. Nie chwalcie, wiem że genialne i że się podoba...;P1 punkt
-
Patrzę na piękne niebo I na skrzydła anioła Czy mnie ktoś pokochać zdoła? Czy zginę w szarym tłumie I nikt mojego bólu nie zrozumie? Tyle pytań A odpowiedzi wciąż brak Czy ukryły się tam W leśnych gęstwinach? Czy umarły wraz ze słowami W ciemnych dolinach?1 punkt
-
@Deonix_ dziękuję za rzeczowy komentarz. Bardzo takie cenię. Jestem wdzięczna :) Pozdrawiam!1 punkt
-
@Jacek_Suchowicz Chapeau bas.Bardzo mi się podoba. Chciałam skomentować wierszem ale zaniemówiłam. Zawiera wszystko i niczego dodać bym nie umiała. Pozdrawiam ciepło :)1 punkt
-
Piasek przy morzu przy zachodzie słońca w przybrzeżnej rozlewajacęj się zimnej wodzie mokrym piasku z małymi muszelkami i wyrzuconymi na brzeg bursztynami idę, niczym pani bezkresnej nostalgii idę.. przed siebie długim brzegiem tam gdzie latarnia stoi odludnie owinięta falami północych wzburzonych mórz złych od nadmiernej siły pieniącej się od uderzenia samotna słysząca słowa wydobywające się z dna oceanu z jej największej muszli ukrywającej wszystkie echa, wszystkie echa, wszytskie echa... kiedy tak idę czuję, czuję głośno bijące serce jakbym je miała na dłoni... i spaceruję na plaży z przezroczystym wiatrem plącze się między szepczącą ciszą i gołymi stopami idę i czuję...1 punkt
-
Jest także panna w Erewaniu, co na przekąskę po śniadaniu robi z komarów kisiel, by jej kochanek Rysiek zwiększoną sprawność miał w bzykaniu.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne