Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 01.03.2023 w Odpowiedzi
-
Napisałbym wiersz niekoniecznie wspaniały. Napisałbym taki, ani duży, ani mały. Zapisałbym myśli i odczucia moje. Zapisałbym marzenia, nuty jakie stroję. Napisałbym wiersz, taki jeden jeszcze. Ale nie napiszę bo nie dla mnie te wiersze.9 punktów
-
Zupełnie zwyczajna była, ani brzydka ani ładna. Taka przeciętna - niecałkiem zgrabna, raczej zaokrąglona tu i ówdzie, rzec można, że po kobiecemu i w swojej szczerości bezkresnej, nie zaprzeczała temu. Chadzała w sukniach długich, dopasowanych, do kostek samych. I bez obaw najmniejszych z dekoltem szerokim. Świeciła obojczykami u ramion. Przy szyi szczupła aż do biustu. Od pępka już więcej ciała, powiedzieć wprost: po prostu grubsza była niźli by chciała. Ale cóż, za to zawsze wyczesana starannie i modnie ubrana... Ot taka zadbana. Nie zaprzeczała swojej naturze i nigdy się nie odchudzała.4 punkty
-
4 punkty
-
Pozostawiona myśl, niedokończona budowla, krótki pocałunek. Zamglone niebo, padający po niej deszcz, wzbierająca woda w rzece. Nieudacznik planuje za Ciebie twoje życie, zniszczył wcześniej swoje. Powiedz by odszedł, nic nie mówiąc dajesz pozwolenia. Lepiej mieć spokój i zachować milczenie.4 punkty
-
Na rozstaju chmur i zwykłych dni, spragniona słońca o szarej godzinie poszukuję wciąż magii w miłości, która jak piórko czasem ledwie muśnie duszę czułym słowem. Tymczasem biegnę pod wiatr, daremnie góry przenoszę , gram z własnym losem va bank , czuwam w pół kroku cudzej samotności, a najważniejsze zdarza się zawsze przypadkiem.3 punkty
-
wybuchnęłaś wiosną uśmiechem po lewej stronie wiersza musiało się wydarzyć to niedzielne spotkanie zagubiona jaskółka co prawda były dwie nad krawędzią pustej kartki zanim pojawiły się słowa czekałem na końcu zdania padał deszcz a ty recytowałaś swoje niebo3 punkty
-
Pewną ręką tytana (ręka ci nie drży wcale a wcale) celujesz w potrójne dwadzieścia, a znów wychodzi tylko pojedyncza jedynka. Tym razem pełnia szczęścia ominęła ciebie o pół centymetra. Tym niemniej liczy się tylko wynik. Końcowym go nazywają. Warszawa – Stegny, 01.03.2023r.3 punkty
-
Twoje sny Tak jak moje łzy Starannie pielęgnuje I Twój oddech Na mojej skórze czuje Bo nadajesz sens Mojemu istnieniu I wszystko zamyka się W jednym marzeniu O Twojej bliskości I pulsującej namiętności To takie piękne...3 punkty
-
Nazbierałam w sobie tyle cudzych krzyków i emocji, żali, lęków i problemów. Gdzie się moje jeszcze zmieści...? I na wszystko sił brakuje, gdy przebieram piasek z makiem: tyle bodźców naokoło, ktore zbędne, które warte? A to przecież jest początek potem przyjdzie analiza: przeszła, przyszła i ocena - codzienności epikryza. Jak nauczyć się oddzielać od swojego - myśl szeroką? Łatwiej mi rozumieć innych, za to siebie wepchnąć w błoto. Czasem staję naprzeciwko z dylematem: współczuć komu? Dziś zamykam na świat oczy, bo zmęczona chcę do domu.2 punkty
-
Marek nie poświęcał czasu na czytanie książek, gdyż poza szkołą i spotykaniem kolegów każdą chwilę spędzał przy komputerze. Babcia narzekała, że z tego siedzenia nic dobrego nie wyniknie, ale kto gderanie starszej osoby bierze poważnie? Za każdym razem kiedy przypominała o zaletach czytania, drwił sobie z jej rady i jeszcze przekonywał, jak dobrze komputer zastępuje mu książki. — Muszę planować, obliczać, szybko podejmować trudne decyzje — wyliczał korzyści, nie odrywając oczu od ekranu. — Nawet w szkole tyle nie myślimy. Zrezygnowana babcia jednego dnia usiadła obok niego i przez okulary o grubych szkłach w niemodnych oprawkach patrzyła w ekran. Z trudem nadążała za posunięciami Marka, co było mu na rękę. „Znudzi się i odejdzie” — pomyślał i rozpoczął z dużą energią nową grę. Ten entuzjazm udzielił się babci, bo nie tylko nie poszła sobie, lecz zadała mu bardzo sensowne pytanie: — Co teraz robisz? Marek nie zamierzał wtajemniczać jej w złożone reguły gry, bo przecież i tak nic z tego nie zrozumie, ale po chwili uznał, że w ten sposób jeszcze szybciej ją zniechęci. — Wybieram przeciwnika — odpowiedział szybko. — A któż to taki? — Babcia przejawiała dość duże zainteresowanie jak na osobę, która się nie zna na grze. — Fioletowy kolor ma Szwecja, a ci w zielonych ubraniach to Ukraińcy. — Dwóch na jednego? — zdziwiła się babcia. — Mam sojusznika — sprostował Marek — Saksonię. — To gorzej wybrać nie mogłeś — zmartwiła się babcia. — Szwedzka potęga zaleje nas od północy, na tyłach Kozacy wzniecą bunt… — A co mi tam Kozacy — wpadł jej w słowo Marek zapominając, że mówi do osoby starszej o pół wieku, której należy się ociupina szacunku. — Saksońska armia ma wyborową piechotę. — E tam — westchnęła babcia. „Szwedzi dogadają się z Saksonami, bo to również protestanci, a wtedy unia doprowadzi nas do epokowego nieszczęścia, jak to już pokazała historia” — rozmyślała, mimo całego pesymizmu obserwując z zaciekawieniem jak na zielonym tle, zupełnie z niczego w błyskawicznym tempie powstaje miasto. Marek wpierw postawił młyn, dookoła którego w mgnieniu oka zazieleniło się zbożem, choć nikt go nie zasiał. Niżej zbudował stylowy ratusz, jak ten co stoi przy rynku w Zamościu. Potem zadudniły bębny, aż babci ścisnęło się serce, na znak, że gotowe są koszary: murowane, z basztami i chorągiewkami, łudząco podobnymi do tych na barbakanie. Ku babci zdumieniu z koszar zaczęły wychodzić jakieś ludziki w długich, czerwonych płaszczach i czarnych, futrzanych czapkach. — To są pikinierzy — objaśniał Marek. Babcia wytężyła oczy i o dziwo, rzeczywiście, pod czapką dostrzegła twarze, wprawdzie niewyraźne, pozbawione całego nosa, pełnych ust, lecz niewątpliwie ludzkie twarze. Do tego wszystkie identyczne, jakby całe to wojsko to byli bracia-bliźniacy z jednej matki. Zamyśliła się, patrząc jak Marek posłał sześciu wieśniaków do lasu po drewno, tyluż samo do kamieniołomów, a resztę na pole pszenicy, która właśnie dojrzała na piękny, złocisty kolor. Wieśniacy żęli łan równo kosami, jednak pszenica rosła dalej, ziarno z kłosów samo się wsypywało do worków, a oni zanosili je na plecach do młyna. Żaden się nie zatrzymywał, nie siadał, nie odpoczywał, wiatrak niestrudzenie obracał łopatami, jak podczas żniw w doskonałym gospodarstwie. Babcia nie mogła oderwać od takiego ładu oczu. „A myśmy miały szmaciane laleczki, chłopcy ołowiane żołnierzyki, kilku zaledwie, a tu wychodzą i wychodzą, mnożą się bez liku. Jak to wszystko zmyślnie funkcjonuje” — wpatrywała się z podziwem w obraz na monitorze. Na skraju pola pszenicy zauważyła wieśniaka zataczającego kółka w miejscu, jakby tańczył z radości, lub co gorsza, zbzikował. — A temu co jest? Marek nic nie powiedział tylko wycelował w niego strzałkę i wieśniak rzucił się w te pędy do pracy, jak wszyscy jego bracia. — To tutaj nie ma kobiet? — spytała babcia rozczarowana. — Sami mężczyźni... — uciął Marek, lecz zamilkł momentalnie, bo pierwszy raz uświadomił sobie, że babcia też jest niewiastą i dalsze słowa mogłyby jej sprawić przykrość. Zamiast tego przyjemniejszym tonem dodał: — W innych grach są również kobiety, ale nie w tej. — Ach tak. — Uspokojona babcia pokiwała głową. W duchu trudno było jej odmówić odrobiny racji wnukowi. Jak on to wszystko wspaniale zorganizował: kieruje tyloma ludźmi, dowodzi wojskiem, doskonale wie co robić dalej… Dalsze rozmyślania przerwał przeraźliwy jęk z kamieniołomów. Jeden z wieśniaków, ten pchający z wysiłkiem taczkę pełną kamieni, padł na ziemię, a wtenczas jego ciało się spłaszczyło, jakby rozjechał go walec, a po chwili zostały z niego tylko jakieś rybie ości, co zapewne miało przedstawiać ludzki szkielet, a i ten szybko zniknął pod trawą, niezależnie od pory roku zawsze zieloną i tej samej wysokości. — Zabrakło chleba — skwitował śmierć wieśniaka Marek. Odszukał jarmark i wymienił tam sporą ilość zebranego kamienia, za nieco mniejszą porcję żywności. Z każdą wymianą cena kamienia spadała, cena żywności rosła. — Taki z ciebie gospodarz. — Babcia spojrzała na niego karcącym wzrokiem. — Całe szczęście, że nie jesteś ministrem gospodarki, to dopiero byłaby klęska. Nagle zabrzmiał dźwięk trąbki, wzywającej na alarm, a zanim Marek odkrył co się stało, dobiegł z głośników szczęk metalu, groźne pomruki, później czyjeś krzyki, coraz rozpaczliwsze… Od lewego narożnika u góry ekranu nadciągał fioletowy czworobok i co tylko napotkał na swojej drodze przybierało natychmiast fioletową barwę: kopalnia złota, składzik drewna, kuźnia... Fioletowy obłok zawisł złowieszczo nad miastem. Po zmianie koloru wieśniacy porzucali miejsca pracy. Wyrzekłszy się domu i ojczyzny odchodzili tam, skąd nadszedł nieprzyjaciel, na północ, służyć obcemu panu. Co poniektórzy bili kułakiem własnych braci, dopóki ich nie zatłukli na śmierć, bądź sami nie zginęli. Babcia patrzyła na to z coraz większą zgrozą, dopóki Marek nie zapauzował gry, a wówczas cały świat zamarł w bezruchu. Wskazówki zegara przestały się przesuwać. Figurki zastygły nieruchomo w niemożliwych pozach: wieśniacy z kilofami wysoko nad głową, taczkami opuszczonymi nad pokruszoną skałą, pikinierzy zwarci w fechtunku. Tym co wychodzili z baraków, piki przyrosły do ramienia; utknęli w marszu gęsiego, nieświadomi co się z nimi stało i co mają począć dalej. Wszyscy czekali aż czas popłynie znowu. — Trzeba wystartować grę od początku — rzekł Marek po krótkim namyśle. — Znaczy się poddać, skapitulować? — Próbowała się upewnić babcia. — No niby tak. — Przyznał się Marek. — Ale w następnej rozgrywce pójdzie mi lepiej, nie dam się zaskoczyć. — A twoje wojsko, ludność cywilną, ich domy, wszelki dobytek… Zostawisz na pastwę wroga? — Ach, babciu. — Niecierpliwił się Marek. — Jaką tam pastwę, to tylko gra… — Zaraz, zaraz — wtrąciła babcia — każda gra ma swoje zasady. A w tej grze, jak już zdążyłam się zorientować, chodzi o obronę granic własnego państwa. Marek chciał jej zaprzeczyć, lecz jak na złość zabrakło mu argumentów. — Polskie państwo już niejednokrotnie stało nad krawędzią katastrofy, a mimo to nikt nie myślał, żeby jakimś guzikiem zaczynać wszystko od nowa. To dziecinnie proste. W głosie babci grzmiała taka determinacja, że Marek nie śmiał się sprzeciwiać. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że szwedzki atak narobił takiego zamętu, iż łatwiej byłoby zresetować. — Dopóki stoi kościół, nic nie jest stracone — zawołała babcia. — Rób księży, prędko! — Ale kiedy oni są zupełnie bezużyteczni — zaprotestował Marek. — Bezużyteczni? — oburzyła się babcia. — Bój się Boga! Potem zaczęła uważnie przyglądać się mapie. — A ten budynek, tam na górce za kościołem, do czego on służy? — Misja dyplomatyczna — wyjaśnił Marek. — Można stamtąd otrzymywać wojska zaciężne, ale kosztują sporo, a bitne nie są. — To kup za złoto w skarbcu tych najemników — poradziła mu babcia. — Wtedy nie będę miał środków na budowę stajni — sprzeciwił się Marek. — W tej chwili dobro narodu jest ważniejsze niż konnica — zawyrokowała babcia i na tym stanęło. Decyzja babci, jak się wkrótce okazało, była zbawienna. Wprawdzie grenadierzy, biegnący z budynku ambasady wprost na pole walki, padali gęsto trupem, lecz ich niespodziewany atak zaskoczył wroga. Zwarta formacja szwedzkiej piechoty rozproszyła się w różnych kierunkach, błądziła za budynkami, zza których nękały ją straże, watahy wieśniaków, aż wreszcie dopadł ich ogień grenadierów, strzelających początkowo dość chaotycznie, później jak na komendę. Po każdej salwie kilku zakutych w żelazo Szwedów zamieniało się w rybi szkielet. Grenadierzy trzymali pozycję, czyścili wyciorem lufy, sypali proch z woreczków, ładowali muszkiety, posyłali następną salwę, a gdy tu i ówdzie przedarł się w ich kierunku pojedynczy Szwed, przebijali go długim bagnetem przytwierdzonym do lufy. Z góry nadchodzili księża: w sutannach do samej ziemi, mitrach na głowie, z laskami w rękach. Pomimo widocznej tuszy szli żwawo, bez oznak najmniejszego zmęczenia, ani trwogi. Za każdym dotknięciem pastorału nieprzyjacielska purpura zamieniała się z powrotem w czerwień, jak na sztandarach polsko-litewskiego królestwa, ziemie wracały do macierzy. Żołnierzom goiły się rany, chłopi nabierali sił do dalszej pracy. Widząc jak kilka budynków stanęło w ogniu, wieśniacy rzucili się na ratunek; pożar gasili piaskiem i wodą. Później naprawiali zniszczenia, przywracali obiektom dawną świetność. Marek patrzył na to w osłupieniu. Nigdy przedtem taka taktyka nie przyszła mu do głowy. Puścił przodem oddział Kozaków, żeby odciągnąć kolejne formacje wroga idące ku miastu. — Babciu! — krzyknął z radością — jesteśmy uratowani! Odpowiedziała mu uśmiechem pełnym babcinej miłości, a wówczas z twarzy zniknęły jej zmarszczki, z włosów zeszła siwizna, w oczach zapłonął młodzieńczy blask. Zamiast nieporadnej, dziwacznej, marudnej babci ujrzał w niej drogiego przyjaciela, powiernika najskrytszych tajemnic, towarzysza broni, z którym bez wahania można się rzucić w największe niebezpieczeństwo, jak w ogień.2 punkty
-
W bibliotece siedzi mól. Mól książkowy, wiedzy król. Szuka, czyta, sylabuje. Nie zrozumie - znów głoskuje. Pożarł książek sto tysięcy lecz niedobór wiedzy męczy. Jak najwięcej książek zjeść, o tym marzył ten nasz wieszcz. Znów więc czyta i głoskuje. Nie zrozumie - sylabuje. Wszystkie półki, wszelkie działy łupem mola wnet zostały. I nieważne: grubość, kształt, byle jakąś książkę żarł. Wszyscy klaszczą w bibliotece. Mól wystraszył się - odleciał... I w księgarni przesiaduje, szuka, czyta, sylabuje...2 punkty
-
Nie pędź tak człowieku -zwolnij potem usiądź na przydrożnym kamieniu by móc zobaczyć coś co przesłania ci codzienna pogoń Spójrz - tam w zaroślach ptak buduje swoje gniazdko a obok motyl upiększa swą barwą zieleń pomyśl - czyż nie jest to piękne Nie pędź tak człowieku - zwolnij nie pozwól by ta szalona gonitwa kaleczyła swą prędkością obrazy które wyzwalają tyle emocji2 punkty
-
Piękna łąka Wszędzie trawa Płynie rzeka Piękna - żwawa W rzece woda krystaliczna Tylko spokój, cicha przystań Kamień Wielki, sobie stoi Lecz coś na nim niepokoi Siedzi dziadek, z mądrym wzrokiem Patrzy smutny, rok za rokiem W jego oczach, widać drżenie Czy to dobre spostrzeżenie? Dziadek kiedyś był szczęśliwy Widać spokój, na brwiach siwych Więc w czym problem? Pomyślałem - nie ma wnuków urodziwych2 punkty
-
2 punkty
-
jak mam pomóc ludziom wokół którzy jeszcze błądzą w szoku bo w ich życiu ciągła trwoga O La Boga ! jakże sprawić by przykrości wnet zmieniły się w radości by rozjaśnił uśmiech twarze O tym marzę! zacznę zatem polowanie na tych co na marginesie dobrym słowem się podzielę smutkowi rządzić Nie pozwolę! dziś wprowadzam tę zasadę prosząc o jej przestrzeganie by zaczynać dzień wesoło I by kończyć go tak samo!2 punkty
-
może dotykałeś Jej tak jak mnie a może inaczej może była kimś bliższym dla ciebie jedynym do grobu - na zawsze i ja ze swoją dziką nieokrzesaną naturą - w niczym Jej nie dogonię ciebie tak nie rozczulę jak rozczulała cię Ona Jej doskonałość w każdym calu i delikatność - kolibra natura przeciwieństwo mnie w twoich oczach jestem tylko obrazem przeszłości w krzywym zwierciadle moje rozpalone serce na nic się zda Ona jest w twoim bardziej i głębiej niż jestem ja2 punkty
-
@Tectosmith ja też czasem drżę że nic nie napiszę więcej że to mój ostatni wiersz a potem już nic - pusta kartka a w niej ukryty krzyk że nic nie napiszę - w sercu zaszyty strach ten wiersz to mój ostatni raz i już nic nic na białej kartce nie pojawi się może tylko kropka i urwane zdanie - taki będzie ponury koniec taki lęk wciąż we mnie jest2 punkty
-
:) Dziękuję Właśnie, krzyż im na drogę :) Dzięki i również pozdrawiam Tak :) Oby tylko serce nie opustoszało... a było pełne miłości :) Dzięki 😊 @Tectosmith :) dziękuję2 punkty
-
@kwintesencja dziękuję @Rafael Marius niestety temat aktualny @finch Dziękuję za komentarz . Zastanawiam się nad zamianą -rzeką z ciało. Pozdrawiam serdecznie2 punkty
-
@Tectosmith Rozumiem, że ta miniatura, to zapis Twoich obaw związanych z pisaniem? Wydaję mi się, że każdego piszącego mogą czasem nachodzić takie myśli. "Napisałbym, ale... nic dobrego na pewno z tego nie wyjdzie". A ja Ci powiem, pisz dalej, bo warto! pozdrawiam :)2 punkty
-
Pająkowi raz się śniło, Tłusta mucha się złowiła, Wyssał od niej wszystkie soki, Nie zostawił nic w odwłoku. Gdy otworzył wreszcie oczy, (A nuż coś się napatoczy?), Ruszył w obchód swojej siėci, W brzuchu burczy, ślinka lėci. Lecz nie znalazł nic nieborak, Żadnej muchy ni komara, A że głód mu zmysły zmącił, Spadł na ziemię, krzyż przetrącił.2 punkty
-
@minerva Dziękuję za przemiły komentarz:-)))) Pozdrawiam! @Rafael Marius Dla mnie książki od dziecka były bardzo ważne. Pierwszą " poważną" jaką przeczytałam był " Kubuś Puchatek":-) Dziękuję i miłego dnia! @Tectosmith Dziękuję za czytanie, serduszko i miły komentarz:-) Miłego dzionka! @Kwiatuszek @Vito35 Dziękuję:-) Miłego dnia!2 punkty
-
@staszeko jak to mówią są gusta i guściki :) Zresztą, uważam, że jak kobieta akceptuje swój wygląd i czuje się atrakcyjna to otoczenie też tak właśnie ją postrzega. Wtedy żadne kilogramy nie mają znaczenia :)2 punkty
-
2 punkty
-
Przemija miłość w nas Tak jak ten przeklęty czas I zostawia wspomnienia Bo nic już nie ma znaczenia I wszystko rozpadło się Jak w tym koszmarnym śnie I już nie ma cię I już nie ma mnie...2 punkty
-
Pewien mieszkaniec Dziwnowa na muchy lubił polować. Pająka udawał, lecz tylko w karnawał, by latem w szafie się chować. __ 7 stycznia obchodzimy Dzień Dziwaka1 punkt
-
mimo odrzutu kula lepiej wchodzi odpryski nie ranią tak oczu w enkawudowskiej osteologii mocno spneumatyzowana kość skroniowa odniosła sukces Drezno płonie pięć dni jedyny schron wypełniły kości w szarobrązowej brei żywcem stopionych w rozminowaniu pod czołgi ruska sztuka wojenna nie przewidziała saperów pole minowe za oddział egzekucyjny biegną czym jest odwaga niepiśmienny nomada zagonił barbarzyństwo na półwysep Apeniński w Rzymie Jezus ponownie zmartwychwstał walka dobra ze złem pilota nie oblatasz w kila godziny potrzebne są buty boski wiatr pół baku nie wróży powrotu czarne skrzynki pamięci nie kryją zwycięstw tylko ludzkie cierpienie1 punkt
-
na śródleśnej polanie gdzie mgliste zorze srebrzą trawy zielone a z ziół wszelakich emanują tajemnicze aury wysoko w koronach drzew nasze najskrytsze uczucia przybierają ptasie kształty i dzwonią skrzydłami na Anioł Pański1 punkt
-
1 punkt
-
@Rafael Marius Ano właśnie. Spójrz tylko, że w tej metaforze jednak użyłem słowo gra. Grania. Zaraz ktoś powie, zaraz, zaraz, życie to nie jest gra. To przecież coś znacznie poważniejszego. Sam fakt nazwania czegoś graniem może to deprecjonować. No jak to - ty w życie grasz. Przecież to żadna jest gra. Inna sprawa, że ten tekst możnaby potraktować bardziej dosłownie - otóż jest o niczym innym jak o graniu w lotki :))1 punkt
-
@Leszczym Idee człowieka powinny być jego własne i naturalne nie zaś narzucone np. poprzez zmysły. Jako przykład "fałszowania" rzeczywistości i rozumienia, Kartezjusz podaje między innymi prosty kij, którego obraz ( w tym wypadku zmysł wzroku) zostaje zafałszowany w przypadku zanurzenia go w wodzie. Pytanie czy kij jest prosty czy też załamany tak jak narzuca nam obraz ? Zmysły więc nigdy nie powinny być ani początkiem ani też punktem wyjścia w poznaniu otaczającej nas rzeczywistości. "Cogito ergo sum" jak mawiał Kartezjusz , wychodzi na to że nie jesteś FAŁSZERZEM, przedstawiasz swoje idee które zgodnie z wyznawaną teorią realizmu są jedyne i prawdziwe - dla Ciebie. ;-)1 punkt
-
@Leszczym Moim zdaniem ten tekst jest dobry. Można znaleźć w nim wiele smaczków. Porównanie do poezji, a nawet życia jak najbardziej na miejscu. Niektórzy uważają, że cała nasza egzystencja to wielka gra, a końcowy wynik to zawsze tylko śmierć.1 punkt
-
@Rafael Marius Ten tekst powstał na bazie sytuacji w barze. Grałem w lotki. Ale przecież z wielu najróżniejszych powodów. One ze sobą współgrały. Oczywiście grałem dla zabawy, ale i również chciałem wygrać. Ważne dla mnie było z kim gram, ale sama gra też była istotna. W sporcie nie zawsze określisz czystość pobudek, podobnie jak w pisaniu i w wielu najróżniejszych obszarach życia. W pisaniu mam kompletnie tak samo. To jest całkiem niezła metafora tyle tylko, że może nie aż tak umiem ją ubrać w słowa. Po coś grałem i w zasadzie faktycznie liczył się tylko wynik. Nie napisałem co jest tym wynikiem i dobrze, niech każdy odczyta sobie termin wyniku po swojemu. Ja nie mam potrzeby podsuwania czytelnikom precyzyjnych odpowiedzi. Po co to robić? Że co że zaprezentuję się od lepszej strony? Przekonam kogoś do czegoś? A jeśli tak to niby do czego? Jeśli napiszę, że grałem żeby wygrać w lotki, ktoś mi powie hejka przecież powinieneś zwracać uwagę z kim grasz. Jeśli napiszę odwrotnie ktoś powie, zaraz zaraz jesteś fajtłapa, bo nie pilnujesz wygranej. I tak dalej i dalej. No ale ja już lubię niedopowiedzenia i z reguły zakładam, że mój potencjalny czytelnik jest kimś znacznie bardziej bystrym ode mnie. Bo na ogół zresztą tak naprawdę jest :)) Inna sprawa, że dopiero uczę się poezji. I ja naprawdę nie zawsze umiem ją czytać, a i do mojego pisania może być mnóstwo zastrzeżeń ://1 punkt
-
@Ewelina Dziękuję serdecznie. Zapewniam jednak, że masz zdecydowanie więcej do powiedzenia i z pewnością przeczytam jeszcze nie jeden Twój wiersz. Dziękuję za wierszyk :-)1 punkt
-
@Leszczym Niektórzy uważają iż ważniejszy jest proces dochodzenia do wyniku, niż on sam. Ja osobiście uważam, iż tak jest znacznie zdrowiej. Sama przyjemność rzucania lotkami w miłym towarzystwie, a rezultat zostawmy zawodnikom.1 punkt
-
Wenecja Rzym i Ty taki obrazek zobaczyłem i muszę powiedzieć że nie śniłem pięknie ubrana w lekkich pantofelkach zwiewnej sukience niby mgiełka we włosach kwiaty wygladasz jak nimfa wiatr bawi się rozwiewa długie włosy próbuje zerwać sweterek wyglądasz wspaniale promienie słońca muskają oświetlają mienisz się w świetle spacerujesz w jego blasku kolebce naszej cywilizacji widać jaka to radość jesteś szczęśliwa marzyłaś o tym dawno dziś marzenia się spełniają 2.2023 andrew Warto jechać, zobaczyć chociaż foldery1 punkt
-
1 punkt
-
@Tectosmith bardzo mi się podoba. Nie wiem dokładnie czemu ale jakiś mi bliski jest. Pozdrawiam serdecznie :)1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
... ciągle chce mi się spać choć tyle kawy wypiłam myśli kołyszą się w chumrach a słońce przynudza promieniami zasypiam w południe w ciszy i ćwierkaniu w sennym ziewaniu zamykam książkę odkładam na potem na czas ukryty w nas na spanie i potem dyskutowanie na dyskutowanie a potem na spanie takie moje ziewanie na ciągłe spanie...1 punkt
-
@janofor poezja to myśl co w umyśle drga ta myśl co wiele znaczeń ma poezja to ty i ja1 punkt
-
@janofor Dla mnie poezją jest to że, jak boli kolano to potrafię sobie to wytłumaczyć, zlepkiem znaczeń, tym co znajdziemy w głowie, nasze uczucia i odczucia, obawy. Poezja jest wyrażeniem tego co nie da się do końca wyrazić.Jak w poezji Szymborskiej: jest ciągłym powstawaniem.1 punkt
-
Chemia mnie i ciebie wybudziła i oni (byli, są i będą) po czym chemia nas oboje zawiodła a nawet śmiało wydrwiła sporo ta jędza wypaczyła teraz jest już po nas... Chemia cz. 2 Otóż wcale nie sztuczna inteligencja a chemia przyprawiła nas bólem odpłynęła w odległe obszary świadomość !! Warszawa – Stegny, 13.02.2023r.1 punkt
-
1 punkt
-
A komu oddał? Może w dobre ręce? Kiedyś były takie ogłoszenia. Oddam w dobre ręce psa itd.1 punkt
-
@Leszczym Zasadniczo zgadzam się, aczkolwiek relatywnie imputujesz rzecz niezgodną z trzeźwym osądem sytuacji, co wpływa wybiórczo na postrzeganie świata jako takiego insynuując, że wszystko zmierza w stronę anhedonii behawioralnej umysłu. Reasumując - cynamon zdrowy jest 😉1 punkt
-
Przystojny Bassim z kraju Maroko Puścił do Danki lubieżnie oko Przy trotuarze W pustym już barze Po czym ją poznał i to głęboko1 punkt
-
Do Piotra, inżyniera z Warszawy rzekł diabeł: mam do ciebie dwie sprawy, po pierwsze daję ci młodość, i do tego z nową żoną. - Jeszcze raz? Mam dosyć tej zabawy.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne