Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 25.10.2022 w Odpowiedzi
-
dylemat mam zdradziłem cię ze zdradą już tak bywa że lepiej ukryć ją niż chwalić się nią chyba zdradziłem cię i świat się nie zawalił może to było złe lecz grzech pięknością mamił zdradziłem cię wyrzuty mam sumienia czy przyznać się czy może od niechcenia powiedzieć tak: miłością moją jesteś wręczyć ci kwiaty i potrzymać cię za rękę8 punktów
-
Wieś to nie tylko gnój ona cudnie pachnie maciejką oraz majerankiem Wieś to nie tylko kurze i krowie łajno to kraina ozdobiona łąką i sianem Wieś to nie tylko pola oranie - to mleko jajko i boćka klekotanie Wieś nie wstydzi ma świętą kapliczkę której zmęczenie się kłania Wieś to nie tylko nuda to miłości wołanie tu echo i mgła burka szczekanie Wieś nie przegrywa tu rządzi radość zwłaszcza zimą gdy białe pada Wieś to ojczyzna niejednej poezji tu słowo woła ty jesteś nasza6 punktów
-
po wielu latach na drabince w świecie atrybutów rozwoju i sukcesu odkrywam ponownie siebie robiąc wycinankę z kolorowej bibuły jak wtedy gdy jeszcze nie zadałam nikomu pytań o życie5 punktów
-
ponoć umiera ostatnia właśnie ją pochowałam pod spróchniałą wierzbą na bezkresnym pustkowiu kwiatów nie położę nigdy tam nie rosły3 punkty
-
Czerwień wylała się zza lasu wpłynęła w dolinę dosięgła nagich gałęzi i zmieszała z rudością traw dzisiejszy wschód wczoraj był zachodem pomiędzy są twarze wciśnięte w okienne ramy i sny... tam czerwień nie sięga3 punkty
-
Kupuję papierosy błyszczące opakowanie krzyczy w oczy z lady "Palenie jest przyczyną impotencji i niepłodności" To ja dziękuję pani wymieni na te z zawałem albo takie z rakiem3 punkty
-
3 punkty
-
Kolekcjoner Mawiają, że przeszłości tak naprawdę nie ma, Że wczoraj to wyłącznie martwa teraźniejszość; Zobaczysz, jeśli tylko zgodzisz się pójść ze mną, Jak głodne i spragnione mogą być wspomnienia. Poznajesz? To skrzypiąca pod stopami wena, Zdeptany codziennością, porzucony klejnot; Ach, jakże wokół ciebie tych klejnotów pełno, I dziwię się dlaczego nie chcesz ich pozbierać. Układam wciąż na półkach najróżniejsze chwile; Nie krępuj się i popatrz, weź choć jedną, proszę. No przecież tak niedawno ciekaw każdej byłeś, A teraz przestraszony gdzieś uciekasz wzrokiem. Bo widzisz, one wszystkie… Dziś już są niczyje, Lecz tęskni ciągle do nich rozmarzony chłopiec. ---2 punkty
-
Staś zagubił się na wojnie. Zabłądził w labiryncie przypuszczeń, wyobrażeń i obaw i nie doszedł do linii frontu. Wolał być raczej frontmenem. Marzył mu się fronton budowli i drzwi otwarte i okna na oścież i słoneczny ogród i herbata na tarasie. Albo browary, papierosy i miękkie narkotyki po kątach lub po barach. Staś ocalał pośród gradu kul i wichury łez i błyskawic zawiści. Gdzie walka była dla wielu więcej niż wszystkim. Po latach mówili o Stasiu, że też mądry, ale i za mało bohaterski. Cóż, nie spotkała go śmierć ze spojrzeniem prosto w oczy i nie zasłużył na medal. Był zresztą kimś zwyczajnym i nienawykłym do aktów odwagi i noszenia orderów. Inny charakter. A dumni i poważni i majestatyczni panowie szli zawsze przodem. Porywacze tęsknych serc rozmiękłych. Przewodzili, a inni odchodzili nieskrzętnie w zapomnienie. Staś nikogo nie pytał o powiew wiatru i nie upominał się wcale generałów o wskazanie mu drogi. Nie chodziło mu ani o laury, ani o zasługi, ani o zaszczyty, ani o wygrane. Ja o takich zwykłem mawiać, że jednak Stanisław. Tak, w moich oczach był Stanisławem. Warszawa – Stegny, 25.10.2022r. Inspiracja: film Na zachodzie bez zmian.2 punkty
-
Znowu pełnia księżyc w pełnej zbroi spuszczam na oczy przyłbice powiek prawie ołowiane może sobie wyśnię jutro na jutro2 punkty
-
zbudziłaś się dziewczę zanucę ci śpiewkę bo przecież to chyba już rano los w tyłek cię kopnie na deszczu znów zmokniesz a krople duszę ci zranią ~ spozieraj z uśmiechem co daje pociechę lecz nie wiem czy to ci pomoże bądź silna gdy płaczesz podumaj inaczej że zawsze może być gorzej ~ niełatwo jest tobie gdyż bunt masz ty w sobie bo los ciebie nieźle pogonił i może tyś przez to tak słodką dzieweczką choć z sercem także na dłoni ~ szkatułką poszybuj wśród kwiatów i przygód wirując w niebieskich migdałach świetlistym promieniem pomaluj ty ziemię w myślach go przecież zabrałaś ~ nie przejmuj się jednak tyś spoko choć wredna gdy zaśniesz niech znów ci się przyśni że jesteś aniołem nie jakimś potworem pomarzyć można o wszystkim2 punkty
-
dłutem nie piórem wyrywamy słowa krusząc monument w niezmiennym pragnieniu w imię przyszłości ... jej łaska u bram relief tatuaż na kamiennych skórach niezmienność czeka w ornamentach dni archetyp bytu niemal doskonały nostalgie zwątpienia radości i łzy wyczuwam jak stają się martwe pod palcami w pył się rozwieje kiedyś każdy sen nicość jest celem nieśmiertelnej sławy świat powstał z wiersza obróci się w wiersz spokój jak pustka pomiędzy strofami2 punkty
-
szukał w lesie dzikiego zwierza jagód szukał grzybów przygód ochrony przed chmur baldachimem czy mógł tam zostać czy został czy rosę już na zawsze spija czy opuszcza norę swą szałas przegląda się w sarnich oczach płochych bo strach odnajdujących czy może odważnych wilczych w watahach teren stróżujących czy znalazł to po co przechodził przez zieleń wśród traw wysokich strumienie napotkane mącąc mieszkając w ciągłym czuwaniu czy dobrze wydał oszczędności na nowy zegar z kukułką2 punkty
-
Krwawy miecz na polu bitwy Żniwo srogie zawżdy zbierze Na nic modły i pacierze Dłoń na klindze już spoczywszy Rzezi pragnie w wirze bitwy Szkarłat mknie w takt miecza Cięcie jedno drugie trzecie Otoczony trupów kopcem Żąda glorii i zabawy Demon bitwy król pożogi Bieży między trupów stogi Szczęk i stukot zwiastun śmierci Rozpacz bliska czasy bólu Wtem nadchodzi bastion ludu Omamiony pieśni blaskiem Naznaczony boskim darem Tarcza nasza zbawca ludzki Pod ostatnim mknie sztandarem Śród pożogi bitwa będzie Ciemne chmary tak zwiastują Kolos życia demon śmierci Swoje miecze wnet skrzyżują2 punkty
-
mężczyzna współczesny składa się z węgla i wodoru którym napędza ekologiczne pojazdy szybujące w kosmos z plastikowym kierowcą i jego kutasem zawieszonym na czymś co udaje kierownicę ale nią nie jest tylko gadżetem ze sklepu z ekologiczną tandetą przywiezioną znad rzeki Jangcy wieczorami czyta bajki o smoku za siedmioma chujniami za ośmioma dupami swojej wybrance oblanej luksusowym formaldehydem w łóżku złożonym z wszystkich grzechów głównych potem posyła artystycznym kopniakami dzieciaki do szkoły gdzie tak samo nie wiedzą co z nimi robić ale na wszelki wypadek pionizują kręgosłup w części odpowiedzialnej za ekspresowe wydalanie obłędu nie wie czemu się cieszy że ktoś wygrywa na drugim końcu świata w tenisa a on grać nie umie w ogóle za to potrafi zmyć podłogę płynem do mycia naczyń oraz popić płynem Lugola trochę gorszą wódkę pitą na co dzień z butelki po kryjomu schowaną za tapczanem obok zakurzonego misia który chuj wie czemu zniknął pół roku temu wieczorami leży na trawniku przed swoim domem łącząc kropki na niebie i tkając z dymu tytoniowego kobietę swoich marzeń która znika szybko między migoczącymi gwiazdami i oznajmia zaspanemu światu POCAŁUJCIE MNIE WSZYSCY W DUPĘ2 punkty
-
Pokuso dnia codziennego Życiem cię nazwać trzeba Używki pokazujesz Spełnienie obiecując Kusisz mieszając rozum Bo przecież to nic złego Przecież nikt nie umiera Od życia wesołego. Innym razem gdy nocą Nie umiesz już zapomnieć Szukając nowych podniet Rozmieniasz życie na drobne. 25.10.222 punkty
-
kwitnę i więdnę do wilgotnych ust miękkimi płatkami w zachodzącym ciebie gdy uderzasz jaskrawością jestem piękną chwilą2 punkty
-
Ujrzałem ogień, zdolny spopielić wszystko na swej drodze. Między lawirującymi kolumnami ognia, pełną żalu postać. Ogień mimo swej bestialskiej natury, wydawał się poruszony, odczuwał ból wraz ze swą matką. Spopielone zwłoki jak jeden mąż powstały, oddając honory zrozpaczonej matce płomieni. Tłumnych salw procesje wciąż jednak siały spustoszenie. Pożodze nie było końca. Cały wszechświat w jednym momencie stanął w ogniu. Krzyk płomieni, dzikszy niż zazwyczaj, przepuszczał jednak szloch. To matka ognia nad losem dziecka swego ponownie zapłakała. Senny koszmar przerwał wszechobecny chłód mego serca. Na mej twarzy zagościły pierwsze promienie porannego, zimowego słońca. Świat zdawał się być, całkowicie nieporuszonym oniryczną wizją ognia, był jeszcze spokojniejszy niż dotychczas. Pozostałem więc sam, owładnięty wydarzeniami nocy. Samotny i przerażony. Usłyszałem zdradzicielski szept ognia. Namawiał me serce do przełamania chłodnych okowów szarego żywota. Rozum jednak za wszelką cenę starał się stłumić ten paskudny szept. Między szepty wkradał się pojedynczy szloch. Nim jednak ten doleciał mych uszu, taraban zabrzmiał z całą swoją wrogością. Oto jest, właśnie nadszedł czas. Czas wiecznej wojny, czas wielkiej rozpaczy. Poczułem ulgę, słyszałem ogień, czułem jak przemawia. Towarzyszył mi niemal nieprzerwanie, był przy mnie. Początkowy koszmar powoli przeradzał się w uczucie spełnienia. Z fascynacją śledziłem wzrokiem jego pełen gracji taniec. Z każdym spalonym papierosem, coraz bardziej oddawałem się ogniu. Wreszcie mam kogoś bliskiego memu sercu. Płomień jest jedynym godnym mnie towarzyszem. Przebudzony, poczułem jego ciepło. Chciałem by ten stan trwał wiecznie. Ciągle uciekałem we własne sny, by tylko go ujrzeć. Z czasem ucichł nawet i ten irytujący szloch. Nic nie zagłuszało płomieni, mogły trwać wiecznie. Ogień jest ze mną, czuje jak mnie wypełnia. Oto ja jedyny zdolny posiąść płomień. Jedyny godny, naznaczony ogniem. Wierny jego sługa i przyjaciel. On zawsze będzie mi bliski, nigdy mnie nie opuści. Spełniają się najgorsze koszmary, nadchodzi chłód. Chcą nas rozdzielić. Chcą abym znów obległ w chłodzie. Nie poddamy się. Będziemy walczyć. Wieczna zmarzlina otuliła wszelka żywą materię. Chłód tryumfalnie kroczy ponad niebiosami. Jetem przerażony, czuje jak ciepło ognia oddała się ode mnie z każdym dniem. Muszę do niego powrócić. Dłużej już nie wytrzymam, przestałem słyszeć ogień. Przestał mnie koić swoim łagodnym dźwiękiem. Miejsce ognia wypełnia już tylko chłód. Mam dość, muszę coś zrobić. Nie mogę go stracić. Ogień wygasł. Chcę poczuć go jeszcze raz. Muszę go poczuć. Postanowiłem, skoro on nie chce przyjść do mnie to ja muszę wykonać krok w jego stronę. Nie mogę się doczekać naszego ponownego spotkania. -Co za psychol!- rzucił śledczy, ponownie wertując ocalone od ognia zapiski -Czyli co, tak po prostu się podpalił, bo było mu zimno?-dodał drugi mężczyzna z nutą ironii w głosie2 punkty
-
północ tęsknoty na niebie krwawią przygryzane usta kształt pomieszczenia wydaje się znajomy patrzę w okno alkoholiczne nic nie widzę współzmysłowy mi jesteś uwięził nas przedludzki język ciał czerwone minerały piersi w koszyczkach dłoni jestem splecione światło słońca i księżyca przepojona czuję opierasz usta o moje na policzkach zakwita różowy sad dotykasz palce rozsuwają uda kocham cię w dychotomii miłości najcięższe zmaganie1 punkt
-
Fajowa pani Aj Wajowa rzuciła na mnie zaklęcie. Czar był wybitnie dobrze skonstruowany, ponieważ nie pozwolił mi się zatracić, czego notabene bardzo żałowałem. Stąd właśnie byłem jednym z tych, który pod burzą i przy podmuchach huraganów w sumie i w gruncie rzeczy ocalał. W każdym razie na ten moment. Tym samym chwała jej za powyższe. Uratowała. Warszawa – Stegny, 25.10.2022r. Inspiracja: film Silent Twins.1 punkt
-
1 punkt
-
targamy się na wiatr który rozdmuchuje nasze ciała na wszystkie strony życie znów niepoukładane noc bez prześcieradła i wygnieciony sen dotknąłem twoich oczu pamiętam ten obraz z łezką ze sztuką jest jak z kobietą nie należy jej rozumieć1 punkt
-
hilo uniosłaś ramię nad głowę wybacz zawsze miałem słabość do miejsca w którym ręka przestaje być ręką uniosłaś ramię nad głowę wybacz stawiając żagle popłynąłem w zatokę pachy i już żegluję ku słońcu1 punkt
-
chuj piźnięty kretyn pedał co to wszystkich by tu sprzedał kochajmy się chociaż jesteś straszna menda jak syfilis prawie wstrętna kochajmy się bez kochania nic nie wyjdzie trzeba kochać-będzie ślicznie kochajmy się zobacz-już to aniołowie tak wbijali w naszą głowę żeby kochać się bez kochania nic nie wyjdzie będzie zazdrość-oczywiści spadną liście z drzew zobacz jesień już nadchodzi a my ciągle tacy młodzi kochajmy się może gdzieś tam-ktoś-dziś-kiedyś wyspowiada się w spowiedzi a spowiednik na pokutę każe kochać choćby ciutkę kochajmy się1 punkt
-
Były tęcze zaćmienia zachody uśmiechy pogrzeby i wszy Były zacne drzewa udane myśli drogi i miłe mgły Była miłość było tulenie pocałunki a potem sny Było to oraz tamto co więcej chcieć od życia Przecież więcej się już nie da więc czy warto dalej iść1 punkt
-
@Dared Prawdy w tym co niemiara :)) Takie życie. Z alkoholem i ocenzurowanymi sprawami sprawa jest trudna, ale co do papierosów wydaje mi się, że są dużo gorsze rzeczy na tym świecie niż papieros. No ale to tylko moja prywatna opinia :)1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
W czterech kątach podwórka Zamknęłaś swój cały świat. Stary dom płotu furtka Tam drzewo, a tu kwiat. Czasem pragniesz odlecieć Rozwinąć skrzydła jak ptak, Lecz tylko zataczasz koło I wracasz tu po dniach. W czterech kątach podwórka Wciąż słyszysz śmiech i gwar, Już nie zauważasz zniszczeń których dokonał czas. 22.10.221 punkt
-
Dziękuję za szczegółowe wyjaśnienie. Obserwując powstawanie różnych nazw mam przeczucie, że czasem wkrada się przypadek, niedokładność — na przykład moje nazwisko jest zniekształconą formą nazwiska dziadka, bo urzędnik źle zapisał w świadectwie. Podobnie z historią Wiślan i Polan (czy Goplan?) — jak było naprawdę nigdy się nie dowiemy, bo przylatują Langoliers i zjadają przeszłość, żeby nowe pokolenia nie miały zbyt wiele na głowie. Jakakolwiek geneza, Małopolska to piękna nazwa, bez której Wielkopolska nie byłaby całkiem na miejscu. Pozdrawiam serdecznie. 😊1 punkt
-
@Starzec A może zwyczajnie nie każdego stać na przekaz? Może zwyczajnie ktoś nie potrafi tego ogarnąć? Kluczem jest zamieszanie w moim przekonaniu ;)) Jest raban jest dobrze, a i tak nie zapanujesz i nie zaplanujesz tego co o Tobie mówią ;) Ty swoje oni własne, a prawda czy kłamstwo czy przekaz są jeszcze gdzie indziej ;) Przy czym zaznaczam, że to moja jest teza ;)))1 punkt
-
1 punkt
-
@iwonaroma U mnie się już zdarł i tylko się urwać wredny nie chce. A poleciałaby dusza do nieba.1 punkt
-
@GrumpyElf Robiły karierę, a życie stanęło w wieku szkolnej wycinanki. Teraz wracają do życia. Myśli.1 punkt
-
wieczorami anioły grają w piłkę na asfaltowym boisku – mogą kopać aż do nieba krusząc szklane domy pomiędzy błękitem a ziemią szukają nowych perspektyw poszerzania anielskości w ramach naprawienia szkód zabierają ludzi do Pana Boga na wczasy pod chmurką... czasami pożyczają skrzydła martwym ptakom1 punkt
-
1 punkt
-
raczej dość gwałtownie gryzę jej sutki unoszą nas ponad prześcieradło w żałobnej czerni po miłości zimnej klamry metal otwiera jej wargi i fale kuszącego piżmem ciepła zalewają wygłodniałe oczy rozsznurowują jej fałdy wciskają się w moje usta szukają cząstki ciała o smaku rozpusty karmione alchemiczną synestezją spaja strumień świadomości i uzależnia od muśnięć nieskalanego bogiem zapomnienia1 punkt
-
@Cor-et-anima Mam taką myśl, że jeśli naprawdę wiemy jakim człowiekiem jesteśmy, nie walczymy ze sobą, nie kreujemy, tylko żyjemy w wewnętrznej symbiozie, to i otaczający nas świat współgra. Sytuacja o tyle rzadka, co i luksusowa ;) Bardzo dziękuję za komentarz i czytanie. Pozdrawiam. @Wędrowiec.1984 Dokładnie, złożone nie znaczy całe. Dziękuję, że tu byłeś i podzieliłeś się swoją refleksją. @Rafael Marius Miło mi o tym usłyszeć, winszuję :) @Nata_Kruk Nie będę mieszać już Ci w powstałych myślach i pisać co autor miał na myśli 🤓. Zrobiłaś z mojego tekstu o wiele lepszy użytek. Ściskam ciepło i dziękuję :) @goździk Bardzo Ci muszę podziękować za chwile poświęcone nad tym tekstem, jest mi niezmiernie miło. "pokazany rozwój duchowy człowieka: spełnianie potrzeb i kaprysów ->poznanie siebie, rozwój indywidualny -> działanie na rzecz dobra wyższego, wspólnego?" Taki był zamysł skryty pod słowami, powiem Ci w sekrecie ;) Pozdrawiam :) @Czarek Płatak To ja dziękuję i się Panu odkłaniam :)1 punkt
-
Pisząc zahaczam o hieroglif To stary wiersz, z tamtej epoki Gdzie lament, trud i brudu pełno Gdziem uprawiała beznadziejność Aż nadszedł kres tamtych wypocin Z czasem tak trzeba, po dobroci Gdy się wymiesza dzień z godziną Może zapomni Nam przeminąć1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Jesteś moim nadziei promykiem I chcę żebyśmy całowali się Nad leśnym strumykiem Smak twoich ust Piękny i wiosenny A ja bez ciebie Taki senny I tak dziwnie zagubiony Całkiem samotny Zniknął gdzieś mój bilet powrotny I została tylko tęsknota Nasza pierwsza i ostatnia pieszczota1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Wszędzie tam dokąd podąża gonią ją i c h płytkie myśli Postrzegają jednostronnie pycha kwitnie głęboko zakorzeniona Poza n i m i uwalnia myśli ponad to jak dwie strony medalu1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Pijany przyjaciel Zawsze pił jak ojciec, zwęglony na wersalce. Dobry przykład spłodził córce Annie. Wczoraj za dużo wypił toni z jeziora, zapatrzony w gasnący nieboskłon. Zbliżyła się jesień liśćmi płonąca, zapalił się być niedźwiedziem i tak zasnął w ciemnościach.1 punkt
-
Patrzę na blaszane pudełko. Na czarnym tle fruwają żółte motyle, bądź gwiazdy… W środku następuje proces rozkładu. Tysiące neuronowych synaps oplata moje skostniałe dłonie. W lodowatym przeciągu nocy, w pulsującej samotności mroku… Drżę… … Ktoś puka do wejściowych drzwi. Kto? Otwieram… Jedynie głucha pustka schodowej klatki i bezkres zapomnienia. W podmuchach wiatru niedomknięta okiennica zatrzaskuje się i otwiera… Kto ma przyjść, nie przychodząc wcale? Czyjeś kroki wspinają się po kamiennych stopniach z mozołem umarłego. Przyzwyczajony do pustej przestrzeni nie oczekuję za wiele. Coś się przemieszcza i ginie w sennej melancholii. W deszczowej apoteozie nostalgii. Moja nieżywa już matka postanowiła mnie odwiedzić w postępującej fazie rozkładu. Sina, obrzmiała. Pełna opadowych plam… Z ojcem? Bez ojca. Coś do mnie mówi, lecz nie słyszę niczego poza szmerem. Poza piskliwym szumem buzującej w żyłach rozpalonej gorączką krwi… Przechodzi przez próg piwniczną wonią rozkładu. Opieram się plecami o wilgotną ścianę, wchłaniając milczącą poświatę księżyca, która naciera na mnie srebrną smugą idącą od okna… Przywieram ustami do żeliwnych, bulgoczących rur, splątanych w ciemnym kacie pokoju… Rozrywam językiem pokryte kurzem pajęczyny, wzbudzając niepokój wśród pająków, które rozpierzchają z milczącym rozgwarem cienkich odnóży… Zbliża się do mnie. Wyciąga rękę. Lecz nie dociera do celu. Rozpływa się. Niknie. Potykając się i kurcząc w jakiejś dziwnej substancji czasu… Trzeszczą w zawiasach otwarte na oścież drzwi, poruszane niczyją dłonią.. Boję się wyjrzeć, aby nie natknąć się na pozostałość ektoplazmy. Choć tak naprawdę, czy w ogóle miało cokolwiek tu miejsce, poza rozbestwioną jaźnią alkoholika? Poza zamroczonym umysłem schizofrenika? Zataczam się w obskurnym świetle wiszącej żarówki, wpadając w rozwarte szeroko ramiona cienia. Zbliża się do mnie wolnym krokiem kwintesencja smutku, muskając kontury przedmiotów. Kładzie się pod mój dotyk. Przybywa z dalekich obszarów w spokoju ciszy. Z obszarów bez granic, idąc w nieskończoność… Spoglądają na mnie z pożółkłych zdjęć zakurzone zatarte już twarze. Obserwują obojętnie każdy mój wylękniony krok. Chyba nie wytrzymam dłużej tego naporu spojrzenia. Chyba się poddam, stając z rozwartymi ramionami na parapecie otwartego okna… Nie spadnę, lecz polecę jak ptak. Gdzieś w przestworze i łąki. Nad płonące błękitem nieba skały. Nad pola, w których śmiech i gwar. W dolinę słońca i trawy. Płynącym perliście strumieniem… Schodzę. Nie. Jeszcze nie… Wśród wiwatów i oklasków. Wśród zgiełku powitania. Jestem dopiero, gdzieś w połowie drogi. W jakiejś niepojętej scenerii sennego widzenia. Lecz oto oplątują mnie czyjeś ręce. Podnoszą, stawiają na piedestał w upojnym zaduchu kwiatów. Wśród słonecznych smug padających coraz niżej z ukosa. Niczym schodzące przed burzą ptaki. W gęstniejącej scenerii potykam się krokiem schwytanego, którego powrotu nikt nie zauważył. Przede mną otwarta na oścież brama z kutego żelaza. Mnogość napastliwych korytarzy jakiegoś labiryntu. Idę schodami w dół? W górę?… Nie wiem… Mijam antyczne kolumnady, podwórza, zdobione kunsztownie komnaty. Malowidła, freski, których można wyczuć gęstość i wagę… Smak i zapach owoców… … Otwieram oczy. Leżę w kałuży rozlanego alkoholu i cuchnących wymiocin… Wpadające przez okno słońce razi mnie i kłuje. Noc poszła, przeszła. Zniknęła… Moja ukochana, nostalgiczna zmora. Bezcielesna, a jednak tak bardzo bliska. Rozszeptana w długim monologu mistrza ceremonii. Wznosząca w lustrze stojącego trema toast. Do mnie i do pozostałych odprysków mojego jestestwa. Do innych ukrytych widziadeł. Przepojona oddechem, natchniona. Przywarta do moich ust i powiek, z której pozostał jedynie wyrzut sumienia. (Włodzimierz Zastawniak,2022-10-17)1 punkt
-
Nigdy nie wyskrobany napis „tu byłem” na drzewie, które próbowałem zasadzić brudnej szybie Nie tęskniłem, nie płakałem, nie zadręczałem myśli, nie patrzyłem, nie słuchałem, nie mówiłem Nie pisałem… nie pisałem Wracam Spojrzę tylko i już znikam Zabiorę wam kilka liter, kilka tu zostawię Już mnie nie ma Tu byłem1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne