Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 06.09.2022 w Odpowiedzi
-
O zielona piękna Ukraino dziś po tobie płacze nawet step długo jeszcze łzy ludzi popłyną kto ojczysty będzie mógł jeść chleb A Natasza łzami mnie żegnała gdy na wojnę przyszło mi już iść nie płacz Natko chwała będzie chwała kiedy w polu stanie po mnie krzyż My jesteśmy przecież tacy młodzi bardzo proszę nie mów nawet tak nasz syn wkrótce w marcu się urodzi tylko ojca będzie bardzo brak Czekaj Natko może szybko wrócę i zobaczyć syna będę mógł i w ramiona kochane się rzucę lecz niestety w polu został grób 12 marca 2022r.7 punktów
-
gdzieś na dnie rozpaczy smutek rozdaje karty to on rządzi chwilą niestety tak jest gdzieś na dnie rozpaczy błąka się obawa szuka racji która ma nie boleć gdzieś na dnie rozpaczy nadzieja się tli - to ona spełnieniem tego co ma być5 punktów
-
Przegoń go na cztery wiatry ma teściowa do swej córki rzekła jakby mimochodem gdy kisiła z nią ogórki. Ja niechcący siedząc obok wyłapałem lewym uchem słowa, które powaliły mnie na ziemię jak obuchem. Odleżałem jeden kwadrans i do tego minut kilka a że była tam posadzka wstałem by nie złapać wilka. Jak myśliciel w rogu kuchni siedząc snułem swoje plany wybierając ten najlepszy chciałem, aby był udany. Pewny, że pokonam żonę rzekłem - chodź się założymy, że ja pierwszy minę metę ona do mnie - zobaczymy. Żona chciała krótki dystans a na myśli setkę miała gdy stawiłem się okoniem na warunki me przystała. Nie wybrałem maratonu ale bieg na wykończenie moja żona śpi pod stołem ja dopiero mam pragnienie. Teraz głupio mej teściowej, że córeczka jej przegrała oraz za niezręczne słowa by jej córka mnie przegnała. Kiedy żonka rano wstanie to ją spytam czy gotowa jest na rewanż, bo ja mogę uskutecznić bieg od nowa.5 punktów
-
Po drodze z mięsnego między ławką a koszem znalazłem wiersz prawie nieużywany ale popsuty rozsypał się na drobne pozbierałem wszystkie słowa i przecinki w domu, na stole rozrzuciłem z nadzieją że odczytam z nich dobrą wróżbę5 punktów
-
bo kto się modli przędzie bo te delikatne włókienka ze słów potrafią wrastać w świat ukradkiem jak strzępki w glebę4 punkty
-
W kroplach deszczu sensu szukam w kałużach oglądam własne odbicie pod czarnym parasolem ukryta sztuka idę dalej i dźwigam moje życie Słońce znowu się za chmurami chowa wszystko z wolna staje się szare i ponure zimny kamień losu pcham ciągle od nowa na tę niebotyczną szczęścia górę Nie chcę być dłużej już milczącym Syzyfem czekam kiedy Fatum coś wreszcie przemieni na brzegu oceanu czasu stoję przed klifem może dobre fale nadpłyną tej jesieni Z wodą nieśmiertelności poczuję wtedy sól ale będzie inna bo nie taka gorzka i nie słona chwycę największą falę wtenczas w ramiona gdy zmyje ze mnie ten największy ból Jeden ptak przygląda mi się stojąc na skale może to anioł przebrany patrzy teraz skrycie każdy ma swój klif o który rozbijają się fale nic tak nie boli w życiu jak… życie4 punkty
-
Nasza złota Iga z małego Raszyna Mocna dla rywalek jak z filmu Maryna Gdy do piłeczek dobrze podchodzi I topspinowy forehand jej wchodzi To pięknie wygrywa ta dzielna dziewczyna3 punkty
-
Zwlekał z pracą Zenon z LA. Wpierw nieśmiało, z czasem śmielej. Wolał trajlować, niźli pracować, wtedy - mówił - jest weselej. # Dobry wojak Szwejk z bohemskiej Pragi, miał do poleceń pewne uwagi. Kiedy coś muszę, to się z tym duszę, więc to odkładam i nie ma sprawy. ___ 6 września obchodzimy Dzień Walki z Prokrastynacją3 punkty
-
Warunkiem przyznania pobytu stałego jest list polecający od pracodawcy, ale żeby dostać pracę, trzeba mieć w paszporcie naklejkę: Residence Permit. To błędne koło zatoczyłoby zapewne jeszcze jeden rok, gdyby gdzieś na końcu nabrzeża, na końcu wyspy, na końcu świata, nie zabrakło jednego do załogi. W Dunedin byłem już miesiąc wcześniej, lecz wróciłem z niczym, nie licząc grzecznościowego Best luck. Może tym razem będę mieć więcej szczęścia. Podróż koleją, bo na Iwana nie było co liczyć. Nie żałowałem; większego nudziarza trudno spotkać. — Natalciu, ce je krowa, a ce je owca — i po raz setny puszcza tę taśmę z ukraińskimi piosenkami. Na dworcu przy Moorhouse Avenue (po którym dziś nie ma śladu) czekał mnie prawdziwy szok: tłumy jak w Zaduszki na Wschodnim w Warszawie, gdy jednak nadeszła chwila odjazdu większość ludzi została na peronie machając chusteczkami i dopiero na następnym przystanku zorganizowana grupa harcerzy-emerytów zapełniła część miejsc, w przeciwnym razie pociąg dojechałby do stacji końcowej nieomal pusty. Nic dziwnego, że do ceny biletu doliczano opłatę za nieistniejących pasażerów. Mnie nikt nie odprowadzał, bo Ewa z czteromiesięcznym dzieckiem została w domu z moją matką i siostrą. Podróż nie miała końca, pociąg zwalniał w tunelach i na zakrętach. Czemu tory są takie wąskie? Pewnie dlatego, żeby mogli je ułożyć na brzeżku między oceanem i górami. Wykuć w skałach tyle przepustów musiało kosztować fortunę. A może dostosowali rozstaw szyn do japońskich lokomotyw, które mocniej ciągną? Nim zdążyłem to ustalić usłyszałem zawołanie kierownika pociągu: All out or change! Miasto niczego sobie: nieduże, lecz czyste i zadbane, zbudowane w szkockim stylu, a pagórki jak w San Francisco. Gdyby spadł śnieg mógłbym zjechać na sankach prosto do morza. Dokładnie w miejsce gdzie przycumowany drzemał mój statek, mój nowy dom. Podszedłem bliżej i przeczytałem nazwę: Otago Galliard. Wiedziałem co oznacza pierwsze słowo, ale to następne? Pierwsze dwie noce spędziłem w miejskim hotelu. Pierwsze dwa dni przy załadunku: worki ziemniaków, pudła wypchane bekonem i kiełbasą. Nie może być źle, skoro tyle żarcia ładują. A załoga? Pewnie jakieś mordy zakazane. Schodziłem z ciężkim sercem na śniadanie, zaglądam do sali, a tu zamiast rybaków-rzezimieszków, siedzą przy stołach jacyś brokerzy z giełdy: eleganckie ubrania, złote sygnety i bransolety, na parkingu przed hotelem ośmiocylindrowe gabloty. „Niezła przyszłość mnie tu czeka” — pomyślałem i uspokojony siadłem do stołu. Pomimo dwudziestu lat służby, B-420 była wciąż dzielną jednostką. Zbudowana w gdyńskiej stoczni, tej której imienia nie wypada dziś pamiętać, połowę życia spędziła pod brytyjską banderą, a gdy dostała pierwszych zmarszczek, została sprzedana do kraju, gdzie cztery gwiazdy w kształcie krzyża, wskazują żeglarzom drogę na południe. Polskie tokarki nie działały w systemie imperialnym i nikt nie potrafił ich obsługiwać, dopóki niedoszły absolwent WSM w Gdyni, Marine Mechanic Zen, dla mnie po prostu: Zenek, nie został zatrudniony jako trzeci mechanik. Już na samym początku rejsu Zenek udzielił mi nader praktycznej rady: — Tobie angielski nie będzie w ogóle potrzebny… no, może za wyjątkiem dwóch słów, które dobrze sobie zapamiętaj: Fuck off! Którejś wachty wyszperał jakiś kawałek metalu, zamocował na obrabiarce i wytoczył z tego nóż, mniej więcej takich rozmiarów jak ten, którym Paul Hogan wymachiwał w „Krokodylu Dundee”. Zatknąłem sobie ten „scyzoryk” za uplecionym z nylonowych sieci paskiem i od tego momentu nikt bliżej jak na półtora metra do mnie nie podchodził. Zenek trzymał wachtę w maszynie, skąd co jakiś czas wychodził na pokład, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Wystawiał blade czoło do słońca lub grzebał w sieciach leżących przy burcie, jakby czegoś w nich szukał. — Na co ci te patyki? „Patyki” to były koralowce. Należało oczyścić je z mułu, usunąć narośnięte skorupiaki, polakierować i zamocować na mosiężnej podstawce. Zenek miał ich w maszynie całą kolekcję. Jak mu teraz powiedzieć, że podobne znaleziska wyrzucałem wielokrotnie do morza? — Duże? — zapytał drżącym głosem Zenek. — Ostatni, o taki… — Zakreśliłem w powietrzu ruch ręką. Zenek nic nie odrzekł, ale z jego miny odgadłem, że nie mógł przeboleć tej straty. Przetwórnia płynęła w ślad za rybą, ryba za planktonem, który zimą krążył wokół Chatham Island — niedużej, skalistej wysepki, położonej dwieście kilometrów na zachód od linii zmiany daty. Płynąć dalej nie ma dokąd, można tylko wracać. Byłem prawie sto sześćdziesiąt stopni na wschód od miejsca urodzenia. Gdyby Ziemia miała płaski kształt stołu, zawisłbym u jego krawędzi, ale Ziemia wszędzie wyglądała tak samo: szare wody oceanu, gdzie okiem sięgnąć. Przy dobrej pogodzie potrafiłem wypatrzeć stado delfinów lub samicę wieloryba wracającą z małym w chłodniejsze wody Antarktyki. Ich widok cieszył mnie jakbym spotkał dobrego kolegę. Czemu tylko jeden cielak? Może miała jeszcze jednego tylko zaginął gdzieś po drodze. Zdechł zaplątany w sieciach, albo dopadły go orki. Po kilku spokojnych dniach skipper zmienił taktykę: zamiast wyciągać sieci dwukrotnie w ciągu sześciogodzinnej wachty, kazał uruchamiać sieciowe windy co czterdzieści minut. Nie łowiliśmy samotnie — w pobliżu trałowało kilku Norwegów, Japończyków, nawet jeden Rosjanin, a ryb tyle co zębów u kury. Baza w Dunedin, zaniepokojona słabymi wynikami, wysłała po tygodniu bezrybia sygnał ponaglający kapitana do uporczywszych poszukiwań. Zmienialiśmy miejsca, rodzaj sieci oraz drzwi trałowych, aż którejś nocy trafiliśmy jackpot: czterdzieści ton za jednym zamachem! Pierwszy gatunek, za który płacono premię cztery dolary od tony bez podatku. Następny połów równie udany. Cała załoga pod pokładem w przetwórni ledwo nadąża z filetowaniem, wyczerpana, ale szczęśliwa. Ładownię zapełniają powoli bloki zamrożonej ‘Orange Roughy’. Będzie ją można kupić na święta w sklepie rybnym, siedemnaście dolarów za kilo. Kierownictwo bazy opija sukces i daje sygnał do powrotu, ale zostawić tyle pieniędzy w głębinach Pacyfiku? Zdesperowany skipper daje rozkaz upłynnić filety gorszej jakości i zrobić miejsce dla towaru, za który płacą najwyższą stawkę. Kiedy obserwator MAF* idzie spać, wyrzucamy tańszy towar za burtę. Trochę szkoda, lecz prawa biznesu są nieubłagane: wobec ryby i ludzi. Wkrótce nad statek nadlatują setki mew, nie wiadomo skąd. Obserwator MAF chyba coś zwąchał, ale wolał nie zadzierać z załogą. Do brzegu daleko, a na morzu o wypadek nietrudno… Gdy po pięćdziesięciu dwóch dniach przybijaliśmy do nabrzeża, a dokładnie kilka sekund zanim burta statku weszła w fizyczny kontakt z buforem zrobionym ze starej opony, nad półmetrową szczeliną poszybował niewielki człowieczek, całkiem sprawny przy swojej tuszy. Na głowie miał kapelusz w stylu jackaroo**, a jego twarz była całkiem przezroczysta, niemożliwa do zapamiętania. Ściskał pod pachą skórzaną teczkę, pękatą od zawartości. Był to księgowy z firmy rybackiej, a teczka zawierała gotówkę wypłacaną na poczet wykonanej pracy. Wystarczyło podpisać, żeby iść na miasto nie z pustymi rękami, pić na umór w pierwszej knajpie, zaprosić do zabawy kobiety, ale ja i Zenek mieliśmy inny plan: czekaliśmy na popołudniowy autobus do Christchurch. Dobrze wracać do domu z pełną torbą, dobrze myśleć o następnej wyprawie w poszukiwaniu skarbów. *MAF — Ministry of Agriculture and Fisheries (Ministerstwo Rolnictwa i Rybołówstwa). **Jackaroo — potocznie młody mężczyzna zatrudniony na farmie przy hodowli bydła w Nowej Zelandii.2 punkty
-
kiedy oszczędzam rozdrabniam się i czekam na wichurę w całości nie latam utulam ręce nogi potem inne części i inne organy grają mi szumnie a w głowie się kręci od zdrobnień kiedy oszczędzam wtedy rozdrobniona na chodniku na ręczniku zostaję tam gdzie słowem spojrzeniem roznoszę się w każde miejsce dające przestrzeń do zdrobnień2 punkty
-
złoto rozsypuje się w liściach a liście w brązach w czerwieni pojawia się mgła... (lubiana wersja @duszka) ====================== wszystko spowalnia... interwały coraz dłuższe złoto rozsypuje się w liściach a liście w brązach w sercach pojawia się mgła... (lubiana wersja @aff)2 punkty
-
żaden wiersz nas nie obroni choćby wokół zauroczył gdy ma ciągle puste dłonie i unika spojrzeń w oczy2 punkty
-
cała noc życia w skorupie to przez uwsteczniony ząb jajowy między czymś podobnym do wodorostów obok domków chruścików i mchu z mokrego kamienia pozwalam sobie na strach śledzę odbijanie promieni maleńkie tęcze rozproszenia wszystko płynie przez oddalenia tracę dotykalność miejsc z tobą wspólnych karmi się larwa alkoholicznego snu ozdobiłam paznokcie pasują do smutku nie sięgam już ciepłem do ciebie nawet jezioro z czasem wysycha2 punkty
-
Lubię wieczory to czas w którym mogę być prawdziwa i nie muszę udawać że moknę we łzach a nie w deszczu wtedy łatwiej jest mówić o tym co w środku człowieka ściska serce tak bardzo że nie sposób rozebrać się z lęków za dnia wieczorami nawet niebo potrafi zapłakać spadającymi gwiazdami które zignorowały życzenia więc jak nie płakać człowiekowi co w nich już tylko pokładał nadzieję? wieczorami wydajesz mi się wciąż idealny nie jak za dnia gdy brak czasu na wspomnienia wtedy zdarza się mi się zatęsknić my też przecież spotykaliśmy się głównie wieczorem i tylko tego w nich nienawidzę.2 punkty
-
2 punkty
-
Serce Jezusa pełne współczucia Dla tylu ludów Dzień cudów Moja misja pokojowa dopiero się rozpoczęła Chce dotrzeć do końca i zobaczyć z Ukochanym Nie jeden wschód i zachód słońca2 punkty
-
Wersja przed oświeceniowa Zapytał małolat Płaksina, gdzieś w mordobijskim powiecie:* "Czym różni się gołąb od zwłaszczy? Powiedz mi, tato, już przecie!" Odrzekł mu ojciec z zapałem: "Z wiedzy o ptakach masz pałę. Gołąbek, mój szkrabie, sra wszędzie, a zwłaszcza na parapecie." *Za J. Tuwimem Wersja po oświeceniu przez @Kapistrat Niewiadomski - serdeczne dzięki. Zapytał małolat Płaksina, gdzieś w mordobijskim powiecie:* "Zawłaszcza i nasza turkawka, czymś jednak różnią się przecie!" Odrzekł mu ojciec z zapałem: "Z wiedzy o ptakach masz pałę. Gołąbek, mój szkrabie, sra wszędzie, a zwłaszcza na parapecie."2 punkty
-
@duszka Cieszę się, że się podoba ^^ starałem się jak najsensowniejsze pytania zadawać w tym utworze, aby oddały temu wierszowi odpowiedni klimat. Również serdecznie pozdrawiam. @Kapistrat Niewiadomski Cieszę się, że się podobał ^^ pozdro ?2 punkty
-
Pamiętam czasy kiedy byłeś moją pierwszą myślą po przebudzeniu i ostatnią myślą przed zaśnięciem i wszystkimi myślami pomiędzy mimo, że byłeś gdzieś bardzo daleko codziennie piłam z Tobą kawę Rozmawialiśmy bez wypowiadania słów już nigdy się nie zobaczymy nigdy nie położymy w Twoim łóżku ale już zawsze będziesz leżeć w mym sercu dopóki bije.2 punkty
-
Piękna blondynka z pieskiem bieluśkim, badam cud wzrokiem od stóp do główki. Uśmiech na twarzy - w myśli rozbieram - Wenera! Chciałem się znaleźć choć w roli psiaka, mówią mi - Grzegorz, o imię błagam! Mój dog zaś - Filut - ja bezimienna - gehenna! Patrzę - pożeram, lecz nic nie widać, ciało jak Wenus - Boska Aida. Fryz i makijaż, a on się ślini - te mini! Zamszowa skórka bielą pokryta, cycuszków tandem, czar w kształtach czytam. Pulsują drganiem - smaczne arbuzy - już duży! Podaje rękę, psisko - hau, hau, hau! pilnuje cerber - guzik będziesz miał. Odchodzi w ciszy, kiecka z ażurem - zbzikuję! "Że jest brunetką, a nie blondynką, po ślubie odkrył to!... pod pierzynką." - Leszek Wierzchowski.1 punkt
-
wybrane z kosza życzeń uśmiechnięte czasami swoje istnienie prezentują różne moje buraki marchewki i ziemniaki te które wykopałam te połamane w trakcie i te zazielenione brakiem albo nadmiarem słońca leżą tu obok siebie a ty kiedy przychodzisz witasz się nieświadomy że też nosisz swoje warzywa w każdym geście i słowie surowe kładziesz na stół gdy pytam czy gotować ależ nie ma potrzeby odpowiadasz bardzo zdziwiony tym że ktoś zauważył co kopcowałeś w sobie przez calutkie życie1 punkt
-
Po ulicach deszczem spłakanych i w mdłym blasku latarni, Krążą szare ćmy, szukając otuchy w świetle sztucznych lamp, Spocząć im nie sposób, muszą wciąż latać, tu-tam-siam-owam, Po mokrym od deszczu asfalcie, pośród wiatrowych wiuwań. Same, w zimnie, na pustych ulicach i w domach zagasłych, Błąkają się, wieczne, spadłe z raju, zagubione dusze, Szukając swojej drugiej połowy, na dobre i na złe, Wraz z upływem czasu coraz bardziej zwiędłe i samotne. Tulą się w swoich ramionach będąc na poły już martwe, Próbują się ogrzać chociażby tą drobniutką iskierką, Dusze, choć poranione przez życie i nieufne ździebko, Lecz, pomimo wszystko i na przekór wierzące - iż warto. Niespodzianie spływa na nie z góry jakiś blask magiczny, Obejmując w swoje drapieżne posiadanie cały świat, Ów blask wypala nam dusze, przenika na wskroś ciała, We współczesne Pompeje zmienia cały świat dookolny. A to jest światło, co niesie w sobie, na przekór wszystkiemu, Zarówno zagładę, jak też zalążek dobrej nadziei, Jedno musi umrzeć, aby narodzić się mogło nowe, I nie ma na to rady, gdyż tak to już jest urządzone. Warszawa, 6 IX 20221 punkt
-
Urojenie to takie wydawanie. Może trochę w ostrzejszej formie. Może bardziej nieobliczalnie i uporczywe. Bardziej przeszkadza i mocno rozstraja oraz zaburza równowagę. Wielu z nas - również zdrowym - coś bez przerwy się wydaje. Raz trafniej innym razem niecelnie zupełnie. To wydawanie właśnie potrafi nas świetnie zmotywować. Rzecz chyba w tym żeby jak najradośniej i najszczęśliwiej nam się wydawało. Żeby tak jakoś świetlnie i pozytywnie. Żeby wydawanie - nawet nieracjonalne, czy z gruntu fałszywe nas budowało i sprawiało nam przyjemność. Smutki nawet jeśli są, a każdy je ma w niemałym nadmiarze trzeba odganiać, bywa że na siłę. Spójrzcie tylko, że gdyby mi się nie wydawało, że potrafię pisać i mogę to robić sprawnie, ciekawie i dobrze zupełnie, co może być swoją drogą dużym nieporozumieniem, nic bym nie napisał. Kompletnie nic nawet przez całe swoje życie. Inna sprawa, że najprawdopodobniej coś zupełnie innego by mi się wydawało, a może nawet uroiło i zapewne tam skierowałbym własne poczynania. Jestem zdania, że jak nam już coś się wydaje, to niech nam się - a co tam - wydaje na maksa. I bądżmy w tym hojni, a co. Władysławo, 06.09.2022r.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Ostatnio kilka dni spędziłam w Małopolsce, uważam, że jest cudowna, byłam nią oczarowana, a w szczególności Tylmanową, Krościenkiem i Szczawnicą, nie mówiąc już o Jeziorze Czorsztyńskim, pozdrawiam.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Nie po to Zenon wyjechał do LA, żeby balować Ale Góry Skaliste w pocie czoła fedrować Odkładać trzos złota na jutro Bo jutro znowu będzie jutro Procrastinating is good, because it brings us another day of happiness ? ✽✽✽1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Jej znak na "tak". Jeden z najkrótszych wierszy, jakie znam, stąd pozwoliłem sobie na powiększenie czcionki:). Pozdrawiam.1 punkt
-
Niby każdy lubi słoneczną pogodą, lecz czyż zachmurzone niebo, deszcz, kałuże nie są ojczyzną poetów? Piękny wiersz, a ostatnia strofa w stylu iście mickiewiczowskim. ?1 punkt
-
@Klip Pisanie poezji to niewdzięczne zajęcie: tyle możliwych kombinacji, jak znaleźć najlepszą❓1 punkt
-
To może: rozsypał się na atomy bo „pierwsze części” brzmi jakoś ogólnikowo i mało poetycznie. Jedynie sugestia; to Ty jesteś poetą. ?1 punkt
-
@Kapistrat Niewiadomski Wydaje mi się, że sam się spałowałem. Spałować łatwo się zwłaszcza zawłaszcza gdy wiedzę zawłaszcza. Spróbuję poprawić. Dziękując pozdrawiam serdecznie. @samDziękuję za polubienie.1 punkt
-
„wiersz prawie nieużywany” — tego jeszcze nie było! Co dalej? Wiersz bieżnikowany z odzysku? Znakomita poezja; zmieniłbym tylko: na rozsypał się na (liczne) sylaby Pozdrawiam. ?1 punkt
-
@Kapistrat Niewiadomski Kontrast do bieli - przeciwność, one co trzeba w górę wydźwigną. Pozdrawiam Kapi.1 punkt
-
Po przeczytaniu pierwszych czterech wersów wiedziałem jak się to skończy. ? Kiedy się myśli o kimś bez przerwy, nie wróży to nic dobrego. Trochę przypomina Cierpienia młodego Wertera. Pozdrawiam. ?1 punkt
-
No dobra... zostałam w jakiś sposób określona, ni ze mnie poezja, ni proza :)) A tak serio bardzo podoba mi się łączenie poezji z prozą, szczególnie mocno, odkąd sięgnęłam po G.G. Marqueza. Jeśli w rejony "łączone" zmierzam, to cieszy mnie to niezmiernie. Dziękuję i pozdrawiam :)1 punkt
-
@duszka Kto pragnie zostać bogiem kończy jako wściekły demon, albo komiczny wariat. W najgorszym wariancie jedno i drugie.1 punkt
-
@lena2_ Znalazłaś cudownie prostolinijny sposób na wyrażenie tej zależności. Jestem zauroczona.1 punkt
-
maleje ilość zmarszczek z wiekiem chemia jak spowiedź swoje robi zaciera dawne zmarszczki grzechy a duch ku Bogu się sposobi pozdrawiam1 punkt
-
1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne