Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 14.08.2022 w Odpowiedzi
-
gonię czas przez zaskoczenie może się nie zorientuje mam przewagę dogadany z jego cieniem a on pewny siebie nie ogląda się gna czy go dogonię nie wiem ale emocje są6 punktów
-
Na górze, niezbyt wysokiej, w klasztorze z wyniosłą wieżą, zmumifikowane zwłoki w szklanej skrzyni, w krypcie leżą. Czy Jeremiego to szczątki? Od dawna toczą się spory, których do końca nikt mądry nie rozstrzygnął do tej pory. Trwały w klasztorze przez wieki, pośmiertnych doznając przygód, ich los się dzisiaj nie zmienił - atrakcją są dla turystów. W krypcie rodzice i dzieci, młodzież w podartych spodenkach. Głośne rozmowy i śmiechy, żarty, dowcipy i sarkazm. Trup leży w kostium okryty, jak przybysz z innego świata, nieświadom co go spotyka, jak tego, co stanie się zaraz. Lecz gdyby teraz się ocknął i spojrzał na kryptę z boku - Z was przecież tylko zostaną - krzyknąłby - prochy i popiół!4 punkty
-
Ach, te czary! * Zwierciadła, wbrew pozorom, wiele pamiętają; Już wieczór, lecz została długa noc przed nami. Nauczysz się przestrzegać narzuconych granic, Lecz tak, by pożądanie głośno mnie błagało. Zapytać o to pragniesz, patrzysz tak nieśmiało; Starałeś się, już prawie, lecz to wszystko na nic. Rozkoszy i spełnienia widzisz ledwie zarys, A przecież są tuż obok, weź je, wciąż czekają. Wiedziałem, że tak skończę, żadna tajemnica, Lecz zanim swoje zmysły całkiem już utracę, Podpowiem, że ilekroć będziesz się dotykać, Granicę twoim dłoniom poprzez sny wyznaczę. Spragniona będziesz szukać swego czarownika, By ziścił rozognione i najskrytsze z marzeń. --- * - utwór jest finałem historii opisanej w Czarowniku (link) oraz Czarownicy (link).3 punkty
-
sennie wrosłam w nocną szatę nie pozostawiając przestrzeni dla przebijającego się światła cisza składa się w kostkę i chowa do szafy tam gdzie jej miejsce palcami rozdzieram mrok szukam sama nie wiem czego od wczoraj minęło już tysiąc lat a chciałabym wierzyć że czeka mnie jutro z tobą lub bez3 punkty
-
Uwielbiam wiosnę,soczystą zieleń Lasy gdzie mieszka zając i jeleń Pola na których zbóż cudne łany Łąki z kwiatami , niczym dywany Ptaków na drzewach śpiewy miłosne I właśnie za to uwielbiam wiosne Kocham też lato, wszystko dojrzewa Złoto w około, ten błękit nieba Zachody słońca, gdy świercza słyszę I nawet burzę, a po niej ciszę Zapach owoców, gwiazdy na niebie Och jakże lato nie kochać ciebie Miłuję jesień z jej kolorami Ziemię zoraną, poranki z mgłami Babiego lata nici jedwabne Rosę na trawie, liście powabne Odlot żurawi i wiatr miłuje Za to ci jesień bardzo dziękuje Lubie też zimę w białej koronie Mroźne poranki choć marzną dłonie Długie wieczory, sople wiszące Puszystość śniegu, kry dryfujące Rześkie powietrze, zaspy przy płocie Zimo tyś piekna w swym białym złocie Droga Kobieto, to wiersz o Tobie Z czterech pór roku masz wszystko w sobie ....3 punkty
-
Szalejąca nocna wichura, Prąd w całej miejscowości nagle wyłączyła, Lecz choć elektryczność ludziom zabrała, Coś cenniejszego w zamian podarowała, Wysoki jasny płomień świecy, Rozjaśnia mi mroki nocy, Na nocnej wichury odgłosy straszne, Odpowiadają jego ruchy delikatne, W rozsiane po Małopolsce moich przodków groby, Nocnej wichury uderzają podmuchy, Wściekle wyjąca nocna wichura, O należną zmarłym pamięć wniebogłosy woła, Kluczykiem drewniane pudełko otwieram, Przedwojenne zdjęcie ślubne moich pradziadków wyciągam, Gdy czarna noc melancholie pogłębia, Nad starym zdjęciem się pochylam, Nadniszczone zdjęcie czarno-białe, Rozświetlam migocącym świecy płomieniem, W mroku kształty ledwo widoczne, Z czasem rozróżniają oczy moje, Pradziadkowie moi ze zdjęcia starego, Spoglądają na mnie człowieka młodego, Oni też kiedyś młodzi byli, Na zdjęciu tymże ślub swój uwiecznili, Weselny harmider w kadrze zatrzymany, Emocje wielkie na twarzach świadków odmalowane, Choć do fotografii wszyscy nieruchomo stali, Ku tańcom weselnym nogi same się rwały, Choć prababka moja dawno temu pochowana, Młodzieńczą jej urodę stara fotografia zachowała, Gdy w sukni ślubnej do zdjęcia pozowała, Łagodnie a tajemniczo, zarazem się uśmiechała, Z czarno-białego, starego zdjęcia, Mój pradziadek milcząco na mnie spogląda, Zdać by się mogło… Bacznie obserwuje… Być prawym człowiekiem milcząco nakazuje… A widoczni na zdjęciu druhny i drużbowie, To krewnych i sąsiadów moich babcie i dziadkowie, Wnuków ich codziennie niemal spotykam, Gdy wokół siebie się rozglądam, Pradziadków moich tego najważniejszego dnia emocje, Ciemną nocą opowiedziało mi stare zdjęcie, Gdy przenikliwie się w nie wpatrywałem, Sam jakby emocje tamte odczuwałem, Rzecz to naprawdę zdumiewająca, Jak potrafi emocje uchwycić fotografia, Gdy ruch w kadrze zatrzymany, Tamte emocje tak wiernie oddaje, Państwo młodzi tak bardzo podnieceni, Emocjami dnia wielkiego cali przepełnieni, Jakby starali się każdą sekundę przeżywać, Emocjom dnia jednego zarazem sprostać, Zdjęcie to jest mi skarbem prawdziwym, Głęboko w sercu ukrytym, Choć stare i nadniszczone, W tożsamości mojej głęboko wyryte, I nawet kiedy będę siwowłosym starcem, Zdjęcie to przy mnie zawsze pozostanie, Do końca dni moich ostatnich, Skarbem pozostanie mi bezcennym…3 punkty
-
ma wiele marzeń jednym z nich jest ujrzeć boga na żywo nie na obrazie w kościele niech spojrzy w oczy niech go przekona do siebie wówczas uwierzy że jest na prawdę Bogiem bo dziś ma mieszane uczucie czy naprawdę jest kimś kto umie pomóc uwierzyć że jest prawdą czy to tylko naiwność którą ksiądz steruje pragnie by uwierzyć w słowo które nie jest pewne2 punkty
-
O skwapliwa pani poemów wszelkich wnijdź i na mnie kwieciem wielkim. Rozkoszom upust zawartych przenik, kochańcom odbiera w niebyt miłowanie. Mawiają przeto wieki nieugięte, żeś jedynym światłem człowieczej udręki, tedy w uniżeniu ku tobie lico zwrócę. Wprost, pod tę kaplicę. I nim powiek jedwabnych, mrugnięcie przywoła, nie będę głuchym dźwiękiem bezkresów przestworza. Jeno złotem sztab wykłuwających strażnicę na obronę, życie. autor wiersza: a-typowa-b2 punkty
-
a kiedy stoi przy budziku z miną cokolwiek zdziwioną jak dziecko przyłapane na codziennym oszustwie wyprzedzone o sekundy a kiedy się uśmiecham patrzy z niedowierzaniem lubię to jego zdumienie ale jeszcze bardziej własne wiem że kiedyś przyjdzie i powie mi że nie istnieje że jest tylko barwami w moim kalejdoskopie szkiełkami które zamknięte tworzą wciąż nowe obrazy mieląc się mieląc i mieląc a ja chcę go zapamiętać takiego nie umówionego2 punkty
-
2 punkty
-
Jan Twardowski twierdził, że miłość jest trudna, Miłość trudna lecz musi być zgodna. Wisława Szymborska pisała o miłości szczęśliwej. Szczęśliwa, gdy uczucia są odwzajemnione, to miłość jest prawdziwa. Adam Asnyk wierzył w miłości wieczny cud. Miłość nie może być kłótliwa, kłamliwa i mściwa, a uczciwa, wrażliwa i kochliwa. I ja też wierzę w miłości cud zakochania, aż przyjdzie na mnie czas pokochania.2 punkty
-
Jakieś obrazy suną nisko. Jakieś nieokreślone widma… Nisko. Nisko nad podłogą, ziemią… Kotłują się i kłębią w wieczornym rozemgleniu… Spójrz! Odpływam. Nadpływam… Przemieszczam się falami kosmicznego oceanu, ściskamy grawitacyjnymi kręgami straszliwej czarnej otchłani. Przytulam się do wilgotnej, zimnej ściany pustego pokoju. Wodzę palcami po nitkach pęknięć, które mają piętrową konstrukcję unicestwienia, wsłuchany w tumult pierzchających korytarzem kroków… … schodową klatką, ulicą… Wszystko pierzcha i ginie w zakamarkach mroku. W obłokach kurzu i trwodze samotności. Ćma uderza skrzydłami o wiszącą lampę. Przycupnęła na chwilę, by uciec, gdzieś w sztorm powybrzuszanych zasłon. W biały szkwał o tysiąc mil od ogrodów nieba… Próbuję chwycić ją za skrzydło, lecz wyrywa się, pulsuje i płonie… Tak oto umieram w łopoczącym świetle rozgorączkowanej nocy, przeszywany pod sklepieniem pociskami gwiazd. Wśród milczących wiwatów i salw, wśród oklasków sennych bytów. Tak oto… * Ogłoszono czyjeś samobójstwo w gazetach sprzed wielu lat… Na pożółkłych stronicach, wśród fotografii, zdjęć szczątki zwęglonego ciała. (Włodzimierz Zastawniak, 2022-08-14)2 punkty
-
kiedy dotknął jej ramion poczuł drżenie onieśmielało go jej spojrzenie odsłonięte piersi zdradzały pożądliwość szeptała mu do ucha swe grzeszne pragnienia co paraliżowały zawstydzały usta o smaku czerwonej maliny kazały mu jeszcze bardziej ulec więcej żądała on posłusznie za nią podążał delikatnie całował cierpliwie dotykał szeptał potem słuchał to co nowe przed nią odkrywał tylko pozornie ulegał dla niej z nią tej chwili kosztował2 punkty
-
Z duszą na ramieniu Wojak często na ramieniu nosi gwiazdki, nosi belki ja tak samo jak on noszę chociaż mam z tym kłopot wielki. Nie mam gwiazdek ani belek i ze wstydem przyznać muszę że ja noszę na ramieniu moją bojaźliwą duszę. Nim podejmę się zadania i postawię pewne kroki bo ma dusza rozhuśtana jak chce rzuca mnie na boki. Ktoś, kto nie zna osobiście mnie i moich perturbacji nie zrozumie jak to ciężko uciec od tych sytuacji. Jednak, kiedy ktoś zrozumie jak to ciężko jest na duszy ten uroni choćby łezkę albo się, co najmniej wzruszy. Ja zaś siądę w samotności w kącie i najgłębszym cieniu i tam nadal będę cierpiał z moją duszą na ramieniu. Tchórzem zwą mnie przyjaciele a rodzinka też nie lepsza bo jak nie jest po ich myśli coś to zaraz się przypieprza. Przez to stałem się odludkiem i mam miano tchórza, beksy a to już najprostsza droga popaść w nicość lub w kompleksy.2 punkty
-
Energetyka na Białołęce sądzili za gwałt w rozdzielni wnęce. Rzekł - Coś zaiskrzyło lecz zwarcia nie było. Ot, popieściło ciut, i nic więcej.2 punkty
-
@Jacek_K @Klip @Cor-et-anima Bardzo Wam dziękuję!!! Z Rawy specjalista, możny, energeryk, to fenomenalny, biegły teoretyk. Ma na wszystko argument, innych podziw, szacunek. Lecz przekaz dostaje od biednego poety. ?2 punkty
-
Inżynier napięć wysokich, w Pszczynie, chcąc gminę wspomóc, w społecznym czynie, świecił oczami i klejnotami. Przysłużył się gminie świecąc czy nie?2 punkty
-
2 punkty
-
@Jacek_Suchowicz Moje szelki są szerokie patrząc na nie z perspektywy obraz jest zafałszowany nierzetelny, nie prawdziwy. Stąd też różne dywagacje i dość często ostre spory szelki na bok a ja w kucki a pode mną tylko tory. Tutaj pośpiech jest wskazany by nie polec tu z kretesem wnet załatwiam swoje sprawy i uciekam przed ekspresem. Tam gdzie śmiga pendolino to nie moje są rewiry tam przysiadać tylko mogą nieroztropni albo świry. Temu, komu życie miłe rozkład jazdy ma w pamięci i wie, że ten osobowy na rozjeździe na bok skręci. Operacja zakończona szelki w górę jak szlabany pod koszulę albo na nią jak kto woli być ubrany. Szersze mają to do siebie że się w ciało nie wrzynają a tak samo jak te wąskie są i misję swą spełniają. Pozdrawiam2 punkty
-
sequel wiersza z 25.06.2020 r. Już tyle lat jestem w mojej wiernej lokomotywie od stacji do stacji zwiedzam życia różne okolice patrzę na świat przez jej okienko jakby bokiem lecz z roku na rok bardziej zmęczonym wzrokiem i coraz mniej się wszystkiemu po drodze dziwię uważam jedynie na liczne rozjazdy i zwrotnice… Na peronach ludzie wsiadają w pośpiechu ktoś zapowiada mój pociąg bez uśmiechu a ja pamiętam każdy przystanek jak się miasto na szlaku odzywa czy to noc zapada czy poranek jadę wciąż przed siebie choć torów przybywa jutro kolejnej podróży nadejdzie nowa pora księżyc w pełni pozdrowienia śle od semafora *** Tyle lat jadę aby dotrzeć do upragnionego celu bo wtedy słońce zapuka do mojego okienka nadejdzie z moją ciuchcią pożegnania czas zanim do zajezdni odjedzie w stan spoczynku a potem bezradna pocięta zostanie na złom jeszcze wyruszę na trasę może ostatni raz i gdy wyjadę na koniec z najdłuższego tunelu dotrę do stacji na której szczęścia nie ubywa i się nazywa TWÓJ DOBRY SPOKOJNY DOM2 punkty
-
2 punkty
-
Każdego ranka, oczekując na przyspieszony serwis do dworca centralnego, obserwowałem dwójkę ochroniarzy stojących na przeciwległym peronie: jeden był niski, brzuchaty i łysy; drugi wysoki i mocno wysuszony, za to z bujną czupryną. Nie znałem ich imion, ani żadnych innych szczegółów, więc pozwoliłem wyobraźni stworzyć ich postacie na podobieństwo tego, co widziałem, tak jak na blogu ludzie wymyślają szablony, widżety i motywy. Zapamiętałem ich jako Gus i Harry, lecz gdyby komuś te imiona nie pasowały, mogę z chęcią je zmienić. Gus był nieśmiały i nadrabiał ten niedostatek nadmierną gadatliwością. Jednak Harry nigdy na to nie narzekał, jako że sam był małomówny, chociaż z zupełnie innego powodu. — Zróbmy tak: Pójdziemy schodami na dwójkę, bo jedynka cała zawalona trzodą. Od strony miasta, bo tam jest teraz trochę słońca. Dopijemy kawę, pogadamy, a później przejdziemy na drugi koniec peronu. OK? — Yup. — Nie lubię tu wystawać, bo może nas ktoś zaczepić, zapytać o pociąg… Poza tym jest mi tu zimno, a nie chcę się przeziębić. — Yup. Gus i Harry przeszli bez pośpiechu na wschodni koniec peronu numer 2. Faktycznie, o tej porze ten peron był pusty, bo obsługiwał pociągi jadące w kierunku Gór Błękitnych, dokąd jechać w poniedziałkowy poranek nikomu nie wypadało. Po południu role peronów się odwrócą i nietrudno odgadnąć, na którym peronie nasi bohaterowie będą dopijać kawę. — Harry, czy słyszałeś o tym nowym rozporządzeniu? — Nope. — Jakiś baran w dyrekcji wpadł na idiotyczny pomysł, żeby w przerwach między komunikatami puszczać muzykę. Harry nie zareagował, wobec tego Gus odczekał chwilę, żeby dać mu czas na przetrawienie tej nowiny. — A może ty myślisz, że to jednak jest dobry pomysł? — Nope. — No, ja też myślę, że ten pomysł jest kompletnie poroniony. Ale tam w zarządzie nie mają pojęcia jak to jest dwanaście godzin chodzić po stacji i wysłuchiwać na okrągło tych samych komunikatów. Czy człowiek nie może mieć w pracy odrobiny spokoju? Harry nic nie odpowiedział, tylko mruknął coś pod nosem. — Zresztą, żeby puszczali muzykę dla ucha, jak 2DayFm albo MIX106.5, to niech im będzie, ale ABC Classic? Przecież tego nie da się słuchać! Mam rację? — Yup. — Najzabawniejsze jest to, że nawet ci w dyrekcji nie słuchają ABC Classic. Nikt tego nie słucha. Gdyby nie rządowe dotacje, to tę stację dawno już by zamknięto. Nie lubią, a jednak będą puszczać! A czy wiesz dlaczego, Harry? — Nope. — Ja też nie wiedziałem, nawet w tym rozporządzeniu nie ma na ten temat jednej wzmianki. Na szczęście mam znajomego w zarządzie, który mi wszystko wyłożył, czarne na białym. Powiedzieć ci? — Yup. — Otóż słuchaj, Harry… — Gus przerwał na moment, nie mogąc znaleźć właściwych słów. — Nie wypada mówić źle o miejscu, w którym pracujesz, ale choćby nie wiem ile cukru nasypać, to i tak nie osłodzimy cierpkiej prawdy, że ten dworzec, shopping mall i całe Blacktown to jest jedna wstrętna, zasrana dziura. Gus stanął niespodziewanie, spojrzał w dół na tory, jakby miał zamiar splunąć, po czym złapał Harry'ego za ramię. — Pamiętasz jak w zeszłym tygodniu obrobili sklep Deli, ten który prowadzi jeden Syngalez ze Sri Lanki? Jak oni ten sklep zwą… No wiesz, ten za parkingiem, koło pośredniaka? Harry potakująco kiwnął głową. — Dwóch gówniarzy, uzbrojeni, w biały dzień. A o tej kobiecie, która wychodziła z shoppingu i jakiś typek w kominiarce zagroził nożem, słyszałeś? — Yup. — Wiesz co powiedzieli jej później na policji? — Nope. — Powiedzieli, że nie powinna stawiać oporu. Powinna oddać torebkę, to wziąłby pieniądze, ale ją zostawił w spokoju. A tak wylądowała w szpitalu. Myślisz, że dobrze zrobiła? Harry znowu wymamrotał coś pod nosem, co trudno było uznać za jednoznaczną odpowiedź. — Masz rację, Harry: źle zrobiła. Ale z drugiej strony pomyśl tylko — gdyby tak żaden człowiek nie stawiał oporu, to taki zakapior mógłby molestować kogo zechce zupełnie bezkarnie: „Oddaj pieniądze, to ci nie poderżnę gardła”. Harry najwyraźniej nie był zainteresowany tymi wywodami. Jego uwagę przyciągnął mały ptaszek, który przycupnął na przewodzie sieci trakcyjnej nad torem. Przewód wciąż dygotał, bo przed chwilą przejechał tamtędy pociąg elektryczny. „Jak to jest, że prąd go nie poraził” — usiłował rozwiązać zagadkę Harry. Widząc zamyślenie na twarzy kolegi, Gus zwlekał przez moment, po czym rzekł cicho: — Wiem o czym myślisz, Harry: od takich spraw jest policja. I masz rację. Zawsze wiedziałem, że niegłupi z ciebie gość. Ale powiedz Harry, kiedy ostatni raz widziałeś policję na stacji w Blacktown? Harry nie wydał żadnego dźwięku, zahipnotyzowany widokiem malutkiego stworzenia, ocierającego dziobek o miedziany drut, jakby to była gałązka, z której można uwić sobie gniazdko. Gus odsapnął, nabrał powietrza i dokończył: — Tak… Byłaby policja, nie mielibyśmy głupich rozporządzeń. A tak tylko podejrzany element gromadzi się na dworcu. Teraz to za wcześnie, ale podczas nocnej zmiany, sam wiesz czego tu pełno: kompociarzy i bezdomnych kotów! Ale pójdźmy stanąć koło windy, bo mi to zimno już odeszło, a teraz słońce pali jak na patelni, choć dopiero dziewiąta. To jest jedyna rzecz, jaką lubię w Blacktown: słońce co wschodzi szybko i grzeje tak mocno, nawet zimą! Na każdy peron prowadziły dwa zejścia schodami i dwie windy, po jednej z każdej strony budynku, rozkraczonego nad torowiskiem. Ostatni peron usytuowany był nieco dalej, ponieważ obsługiwał linię lokalną, biegnącą skośnie do torów głównych. Z lotu ptaka układ dworca przypominał kształtem literę V. Strona przylegająca do Westfield shopping mall była nieco lepiej zagospodarowana: tam znajdowała się biblioteka publiczna, a także urząd rady dzielnicowej. Część przeciwległa miała luźniejszą zabudowę, obejmującą obszerny parking, oraz szereg niskich budynków pełniących funkcje handlowo-administracyjne. Miejsce to było pozbawione jakiegokolwiek uroku — nic, tylko węzeł komunikacyjny, gdzie ludzie dojeżdżający do pracy przesiadali się z pociągu na autobus lub transport prywatny. Było już po dziesiątej i szpaler ludzi stojących ramię przy ramieniu na peronie 1 został niemal całkowicie wchłonięty przez nowoczesne, piętrowe zestawy Tangara i Waratah, oraz wysłużone składy typu K i C z lat 80-tych. Jednocześnie napływali na peron 2 podróżni wracający z centrum aglomeracji. Dla Gusa był to sygnał do przejścia na antresolę, żeby się czegoś napić i przekąsić. Miejsce to stanowiło znakomity punkt obserwacyjny z widokiem na całą okolicę. O tej godzinie nie zastali w sklepie wielu kupujących. „Najgorsze mamy już za sobą” — odetchnął Gus. „Ci, którzy będą wracać po południu, nie zaglądają tu, tylko pędzą prosto do domu”. Zamówił fantę i podwójną porcję placka nadziewanego mięsem z mikrofalówki; Harry poprosił o butelkę niegazowanej wody mineralnej, a do tego nieduży kawałek tortu z marchewki. Jedli i popijali przez chwilę w milczeniu, aż Gus chrząknął z lekkim zniecierpliwieniem i rzekł: — Sam widzisz, że w takiej sytuacji nie ma innego wyjścia. Policja, która powinna chronić obywateli przed elementem, woli marnować czas na zabawę z panienkami. Zresztą, ja im się nie dziwię, a ty? — Nope. — A teraz przypomnij sobie: Ilu czarnych widziałeś na peronie dziś rano, wtedy kiedy jest największy tłok? Dwóch, trzech… Powiedzmy, że nie było więcej niż pięciu, zgadza się? — Yup. — No to popatrz, ilu ich jest teraz… — i Gus wskazał ręką w kierunku ulicy ciągnącej się wzdłuż dworca i sklepów pod arkadami. — Jeszcze nie ma przerwy na lunch, a oni tam wysiadują od kilku godzin. Niedługo pół Sudanu tutaj sprowadzą, na koszt podatnika oczywiście. Nie jestem rasistą, ale uważam, że asfalt powinien leżeć na swoim miejscu. A ty jak się na to zapatrujesz? Harry zapatrywał się jedynie w okruszki po marchewkowym torcie, rozsypane na papierowej tacce. Pomyślał, że dla tej ptaszyny siedzącej na drucie, jeden taki okruszek byłby jak cały torcik. Z tych rozmyślań wyrwał go dzwonek telefonu imitujący jęki kobiety w orgazmie. Gus wyprostował się i wyciągnął z kieszeni komórkę. — Tak, rozumiem… Zaraz tam będziemy. Harry wstawaj, problem na postoju taksówek. Jakiś fagas odmawia należności za kurs, śpieszmy się. Ruszyli szybkim krokiem w kierunku ruchomych schodów, łączących dworcową halę z shoppingiem: Gus przodem, Harry nieco za nim. Rzecz jasna w tym czasie byłem już od kilku godzin w biurze, a dokładnie na spacerze po drugim śniadaniu i nie mogłem wiedzieć co robią moi bohaterowie, lecz wyobraźnia nie zna granic: maluje obrazy, dopisuje skrypt, niezależnie od miejsca i pory dnia. Czasem jednak obraz staje się mglisty i rozmazany, pozbawiony konturów. Tak jak w sztuce, nie wszystko co piękne da się wymalować, tak w opowiadaniu, nie można wyrazić całej prawdy. Luki w treści musi wypełnić sam czytelnik. Gus i Harry zjawili się ponownie w tym samym mniej więcej miejscu, w którym straciłem ich z oczu. Podłogę dworcowej hali ułożono przynajmniej dziewięć metrów powyżej poziomu zatoki z postojem dla taksówek, dlatego schody wznosiły się pod stromym kątem. Patrząc z wnętrza hali, wyglądało to tak, jakby ludzie wjeżdżali stojąc na palecie unoszonej przez niewidzialny dźwig. Gus wjeżdżał pierwszy, Harry nieco z tyłu, ale że był on wyższy o ponad głowę, wpierw ujrzałem rozwichrzoną na wietrze czuprynę, a dopiero potem połyskującą w promieniach słonecznych łysą glacę. Gus, gdy tylko dotknął podłogi, przyspieszył nagle, jakby był czymś bardzo wzburzony. Kontrastowało to z sylwetką Harry'ego, kroczącego powoli na sztywnych nogach, niczym blaszany drwal, któremu zardzewiały stawy. — To niesamowite, Harry! Że też dałeś mu uciec. Już bym go przyskrzynił, a ty stanąłeś mi na drodze. Gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że jesteś jego wspólnikiem! Przerwał na moment, po czym kontynuował, już spokojniejszym głosem: — A zresztą, może i lepiej, że dał nogę. Mógł mieć kosę. Daleko nie zwieje, policja dopadnie go wkrótce. A zauważyłeś, ile czasu upłynęło zanim nadjechały smerfy, chyba dwadzieścia minut? — Yup. — Ha, a komisariat niecałe dwieście metrów stąd! Powiedz Harry, bałeś się, co? — Yup. — Ja też… no ale czym ja mogę się bronić, kluczami od kibla? Gdyby chociaż dali mi ten taser, wystrzeliłbym mu w dupę elektrodę, żeby go sparaliżowało do końca życia… Doliniarz jebany! Harry słuchał w milczeniu, ale jego uwagę pochłonęło coś zupełnie innego: w oddali, na tle plątaniny rdzawych szyn, zagrzebanych w szarej podsypce, ukazało się czoło pociągu towarowego. Cztery lokomotywy spalinowe, sprzężone w jedną całość, ciągnęły kilkadziesiąt węglarek wypełnionych miałem o wysokiej zawartości antracytu. Był to transport węgla z kopalni w Górach Błękitnych, przeznaczony do załadunku na jeden z masowców w porcie Kembla. Za miesiąc węgiel dotrze do Chin, zostanie spalony w elektrociepłowniach i spowoduje zaćmienie słońca. Gdy pierwsza z lokomotyw zbliżyła się do krawędzi peronu, powietrze rozdarł przeraźliwy dźwięk, a sunące za nią wagony wprawiły cały budynek dworca w rytmiczne kołysanie. Harry liczył wagony, lecz po czterdziestu stracił rachubę, chociaż pociąg jechał z niedużą prędkością. Po lewej stronie toru, przy drugim końcu peronu, sygnalizator pokazywał dwa światła: zielone u góry, bursztynowe nieco niżej. Harry dobrze wiedział co oznacza ten sygnał, dlatego jego myśl pobiegła do skrzydlatego przyjaciela: „Pewnie się przestraszył i odleciał”. W międzyczasie na dwójkę wjechał pociąg, którym zazwyczaj wracałem do domu. Zazwyczaj, bo nigdy nie kończyłem dokładnie o tej samej porze. Czasem pociąg uciekał mi sprzed nosa, innym razem przyjeżdżał opóźniony. O siedzące miejsce zawsze było trudno. Drzwi otwierano automatycznie i strumień ludzkiej masy wypływał na peron. Stamtąd tłum atakował schodami wąskie gardło, zastawione rzędem kasowników i wyłaził na antresolę. Ludzi nagliło do domu na obiad; ich zmęczone twarze wyrażały otępienie od dźwigania ciężaru kolejnego nudnego dnia. Gus i Harry cofnęli się na zaplecze sklepiku z drobiazgami. Stojąc twarzą do przeszklonej ściany, mogli obserwować czerwoną tarczę słońca. Tarcza pęczniała, zniżała z każdą minutą lot, aż dotknęła krawędzią górskich grzbietów, które momentalnie przybrały purpurowy odcień. Obłoki również pociemniały, jakby wchłonęła je czerń nieba. Widok miał w sobie coś magicznego: dokładnie tak samo, kilkadziesiąt tysięcy lat temu, zachód słońca obserwowali Aborygeni. Żadna ilość postępu, ani technologii, nie były w stanie osłabić tego efektu. Gdy tylko słońce znikło nad horyzontem, ulice rozświetliły latarnie. Nad torowiskiem szybko zapadał zmrok; tylko gdzieniegdzie mrugały tajemniczo światełka semaforów. Ostatnim komunikatem była zapowiedź pociągu jadącego na Północne Wybrzeże. Później zapadła cisza, głucha cisza, aż nagle senną atmosferę przerwało brzmienie smyczków: pary skrzypiec, altówki i kontrabasu, grających w doskonałej harmonii. — Co do cholery!? — Gus potrząsnął głową, jakby coś wpadło mu do ucha. — Czy ty też to słyszysz? — Yup — potwierdził Harry. — Tego już za wiele. Uciekajmy na koniec jedynki, jak najdalej od tych przeklętych głośników, to będzie mniej słychać. Przeszli wzdłuż peronu 1, który był teraz nieomal tak pusty co peron 2, kiedy zaczynali pracę. — Masz coś zapalić? — Nope. — Pewnie, skąd byś miał; przecież nigdy nie paliłeś. Ale tak się zdenerwowałem, że już nie wiem, co gadam. Wpierw ten przydupas, teraz to cholerne rzępolenie, jakby mi piłę łańcuchową zapuszczali przy uszach. To jest gorsze niż muzyka w windach. Tamta relaksuje, aż raz nieomal zasnąłem. A te jazgoty? Mam alergię i jeszcze dostanę wysypki. Harry! — Yup? — Będę żądać kompensaty. Dodatku za pracę w szkodliwym dla zdrowia środowisku. Tak jak pirotechnicy, którzy zakładają ładunki wybuchowe i wysadzają skały w kopaniach żelaza. Oni mają za to płacone i są zabezpieczeni. A ten dupek żołędny z zarządu, czy pomyślał o nas? Czy zadbał o jakieś nauszniki, żeby wytłumić ten nieznośny hałas? Muzykę przerwał komunikat, żeby nie pozostawiać bagażu bez opieki, a widząc taki bagaż, nie dotykać go, tylko natychmiast powiadomić obsługę dworca. Następnie miała miejsce krótka zapowiedź pociągu, który właśnie zakończył bieg przy peronie szóstym i uprasza się pasażerów o opuszczenie wagonów, a czekających na peronie, żeby nie zajmowali miejsc, ponieważ za kilka minut pociąg zostanie odstawiony na tory postojowe. Muzyka zabrzmiała ponownie, lecz w wolniejszym tempie na trzy czwarte i nieco smutniejszej tonacji. Po niej nastąpiły dalsze części, na przemian: szybka, wolna, a ostatnia grana w żywiołowym tempie presto. Dla Gusa było to tempo zabójcze. — Słuchaj, Harry. Dobrze byłoby, gdybyś sporządził notatkę, że ta muzyka przeszkadza ci w wykonywaniu pracy. Jest ona źródłem stresu, przez co nie możesz spać i ma to zły wpływ na twoje życie rodzinne — w tym miejscu Gus urwał, bo wiedział, że Harry od dzieciństwa żył samotnie. — Najlepiej załatw sobie raport od psychologa. Znam jednego co ma gabinet niedaleko stąd, to bardzo rezolutny człowiek. Zabukuj u niego wizytę, powiedz, że to ja go polecam, a on już zrobi co trzeba. Dawniej mało miał pacjentów i ledwo wiązał koniec z końcem. Ale od kiedy rząd zaczął pokrywać część kosztów za wizytę, ma forsy jak lodu. Nie płać gotówką, to rachunek wyślemy tym cwelom w zarządzie. To jak, Harry, zrobisz o co cię proszę? — Yup. — Tylko broń boże nie działaj na własną rękę. W pojedynkę nic nie wskórasz, tutaj potrzebna jest akcja klasowa. Od czego są związki zawodowe? A nawet jeśli związki kładą na to lachę, będę pisać do kancelarii samego premiera, bo sprawiedliwość musi być! Głosowałem na niego, to niech teraz stanie w mojej obronie. Ty także poparłeś jego kandydaturę, nie? Harry milczał. — Nie chcesz chyba powiedzieć, że oddałeś głos na tych aferzystów z Labor… Gus zamilkł i dłuższą chwilę przyglądał się koledze, jakby nie był do końca pewien czy rozmawia z właściwą osobą. W końcu kiwnął głową i rzekł: — Tak, Harry. Ja ciebie doskonale rozumiem: masz dobre serce, nikomu nie chcesz sprawić przykrości, ale w życiu nie można być ugodowym! Na takich jak ty żerują oportuniści i karierowicze. Trzeba być twardym, bo w przeciwnym razie nie będą okazywać ci należnego szacunku. Przerwał, żeby pokonać zadyszkę i już bez emocji, dokończył: — No dobra, na dziś wystarczy. Późno jest, więc zróbmy krótki obchód, sprawdźmy czy dworzec stoi na swoim miejscu, czy peronów nam nie ukradli — zaśmiał się. — Ja zacznę od dwójki, ty idź na siódemkę i spotkamy się tam gdzie zawsze, obok tytoniowego, zgoda? — Yup. Rozeszli się w przeciwnych kierunkach. Siódemka to był najrzadziej uczęszczany peron stacji. Późną porą nadciągały tam trolle z najciemniejszych zaułków miasta. Po piętnastu minutach Gus i Harry spotkali się w wyznaczonym miejscu. — No i co, wszystko w porządku? — Yup. — Widziałeś kogoś na peronie? — Nope. — Obok windy? — Nope. — A do klopa zajrzałeś, sterylny? — Yup. — Był tam ktoś? — Nope. — A pod kładką dla pieszych, tą która prowadzi na przystanek autobusowy, też pusto? — Yup. Gus się zamyślił. — Nic nie rozumiem. Gdzie te degeneraty wstrzykują sobie kopa? Przecież co wieczór zmiatają z siódemki stosy igieł. Na pewno dokładnie sprawdziłeś? — Yup. — Prawdziwa magia. Odkąd tu pracuję, nic podobnego nie miało miejsca. Dworzec czysty jak strefa wolnocłowa na lotnisku. Zabrakło amfy, czy wszyscy uderzyli nagle w kalendarz? Harry powiedz, co się tu dzieje? Harry otworzył usta, nieco szerzej niż zwykle i pierwszy raz w ciągu całego dnia odpowiedział inaczej: — Mozart!1 punkt
-
kieszenie pełne marzeń w plecaku nadzieja w głowie fajne myśli obok cierpliwy cień tyle mi wystarczy by w nieznane iść nie martwić się byle czym cieszyć horyzontem bez okien i drzwi poczuć sens wiatru pieścić stopy trawą rosą ręce myć tyle mi wystarczy by wolnym być nie szukać trudnych prawd1 punkt
-
podobno wieczność to chwasty z mchem rosnące na naszych grobach biorące nas za glebę i wikt to jak w przenikliwym objęciu korzeni afekcji i jednostajnym tętnieniu mycelium poczujemy prawdziwe więzy krwi że, nie martwimy się tęsknotą za wiatrem we włosach kiedy my pokrzywa będziemy muskane z Podhala jak na nowo poznamy ciepło promieni słońca na sobie w polifonii błogości będziemy wiedzieć, wieczność to tak naprawdę miłość zjednania w dom naszego ciała 26.04.20221 punkt
-
Kolejny dylemat jak byłoby mało a przecież to wczoraj, zakończyć się dało i wszystko szczęśliwie w pozytyw obrócić pogodzić dwie strony, co chciały się kłócić bez końca jak kiedyś filmowi sąsiedzi zakończyć te spory na przekór gawiedzi gapiącej się w ciszy by nic nie uronić gdy strony zwaśnione musiały się bronić aż sprawę rozwiązał przybyły mediator przynosząc ze sobą ogromny sekator bo spór był błahostką żywopłot zaś celem by móc przejść do siebie zielonym tunelem gdyż, kiedy panowie wypili nad miarę nie chcieli wejść furtką, bo to kroków parę nadłożyć by trzeba i iść po chodniku a oni woleli po miękkim trawniku tłumacząc, że kiedy ktoś z nich w trawie legnie to wstanie niebawem do domu pobiegnie by wziąć nową flaszkę i móc z nią powrócić tym razem już bacząc by się nie przewrócić.1 punkt
-
nie ma pustki i bezczynności nie ma bo wypełniasz istnienia i sekundy bo je zmieniasz - Ty wiem jakie to piękne być1 punkt
-
A powiedziałem jej kiedyś, że akceptuję ją w całości, słowem taką jaką jest. Było w tym coś z krzywoprzysięstwa, nie przeczę. No ale to było wtedy, gdy miałem jeszcze cel. Słowem dawno i nieprawda. Dzisiaj inaczej i ostrożniej i gorzej tutaj stąpam. Warszawa – Stegny, 12.08.2022r.1 punkt
-
1 punkt
-
@Natuskaa Bardzo ciekawy wiersz, właśnie takie lubię. Daje do myślenia. Pozdrawiam :-)1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Kolejny znakomity, poważny w tonie, a lekko napisany wiersz. Henryku, trzeba mieć wiele odwagi, żeby przyznać się do własnych słabości i rozterek, więc dla mnie już jesteś niesamowicie odważny:).1 punkt
-
@ais świetne podsumowanie! teoria - teorią życie - życiem a że coraz bardziej atypowe (dla nas - tradycjonalistów - "nienormalne") - to fakt... :))) ale, jak powiedział filozoficznie mój stary znajomy z pracy (przez przypadek - poeta-amator): "trzymajmy się - każdy swojej tratwy"1 punkt
-
@Konrad Koper Flądra na to mu tak rzecze nie rób sobie jaj człowiecze ale skoroś rzutki taki inne zaczep mi przysmaki. Pozdrawiam1 punkt
-
Tekst jest bardzo dobry, bo oddaje spektrum męskości :) jak, również spektrum człowieczeństwa :) Każdy z nas ma prawo popełniać błędy. Młodzi ludzie nagminnie coś odwlają, ale z czasem, z wiekiem, do rozumnego, światłego człowieka, przychodzi Refleksja i ludek zaczyna dumać. Aha, taki byłem/byłam, to zrobiłem/zrobiłam źle, tu zachowałem/zachowałam się nieodpowiednio i robi rachunek sumienia. W tym tekście zawarte jest uchybienia, ale i przyznanie się do winy. Tylko nieliczni mają odwagę, by się przyznać przed sobą i światem do błędów. I chwała Autorowi za ten tekst! Protestuję przeciwko nieuczciwości, manipulacji i bezwględnym działaniom wobec drugiego człowieka. Kobiecie dużo nie potrzeba, żeby wybierała suknię ślubną i urządzała życie z nowopoznanym wybrankiem. Takie jesteśmy. Nie wszystkie, oczywiście. To już chyba naprawdę wszystko. Przepraszam, że wylałam się pod tekstem, jak zepsuta pralka, ale mnie zabolało. Tymczasem. @Cor-et-anima 40-letnie kobiety, mają przeważnie nastoletnie dzieci, więc nie muszą targać potomstwa przy piersi całą dobę. Poza tym nastolatkowie też już coraz bardziej wymykają się spod matczynych skrzydeł. To jest najlepszy czas, by ułożyć sobie nowe, uczuciowe życie. Jeśli będzie celowała w mężczyzn 40+, 50+, to często partnerzy również będą mieli swoje dorosłe lub dorastające dzieci, więc mogą stworzyć patchworkową rodzinę. Teoretycznie. Bo w większości męski ogół celuje w dużo młodsze, atrakcyjniejsze, niedoświadczone partnerki. Natomiast panowie 30+ chętnie przytulają się do starszych pań. Porąbane to wszystko. Wychowały nas bajki Disneya, a tam wszystko dobrze się kończy! ZAWSZE!!! ? Nom, fajnie normalnie powymieniać się poglądami :)1 punkt
-
@ais Może raz się sparzyła, może nawet drugi i trzeci, ale to nie powód, żeby rezygnować ze swojego szczęścia! po pierwsze pytanie, czy na pewno kolejny partner = szczęście najczęściej to kolejny kandydat do "matkowania" a ona ma już komu matkować po drugie: czym może się kierować dojrzały facet uderzając do dojrzałej kobiety z "balastem"? urodą? przeminie tolerancją i ciepłem wewnętrznym? i tak musi je dzielić z nieswoimi dziećmi w grę wchodzą zależności pytanie tylko - jakie? a z tego zdaje sobie zapewne sprawę doświadczona przez życie czterdziestolatka to takie moje spostrzeżenia po rozmowach z różnymi samotnymi i dzieciatymi kobitkami :) pozdrawiam i również życzę przyjemnej niedzieli :) p.s fajnie jest wymienić się refleksjami1 punkt
-
@Rolek tak wiem, jak sprawdzisz encyklopedycznie to wiadomo. Jednak mi również chodziło o wzajemne przenikanie :). Pozdrawiam serdecznie.1 punkt
-
Raz ichtiologa (chyba znad Pisi) żarłacz tygrysi szpetnie wymisił. Badacz do lubej rzekł: "Madam, żarłacz entuzjazm mój dla dam zeżarł, i reszta z lekka mi wisi."1 punkt
-
1 punkt
-
Szanowny @Leszczym Zgodziłam się z Twoim komentarzem: Co nie zmienia faktu, że nadal PROTESTUJĘ wobec Twojego tekstu: Który jest nieetyczny i uwłaczający. Życzę sympatycznej i spokojnej niedzielki. Otóż to BIOLOGIA. To jawna dyskryminacja! I tu też PROTESTUJĘ hahaha Ale dlaczego uważasz, że na szczęście? Uważam, że kobiety powinny próbować, z trzeźwym spojrzeniem na kandytatów, ale i odrobiną czułości w stosunku do samej siebie. Może raz się sparzyła, może nawet drugi i trzeci, ale to nie powód, żeby rezygnować ze swojego szczęścia! Dzieci trzeba wychować, ale zachowując równowagę. Babeczki do boju w poszukiwaniu straconego szczęścia! Życzę sympatycznej i spokojnej niedzielki.1 punkt
-
@Natuskaa no cóż ja mam dodać. Z przyjemnością przeczytałam :) Pozdrawiam niedzielnie :)1 punkt
-
Czarownica* Czy lustro ponad łóżkiem coś nam dziś opowie? Przeglądasz się, uśmiechasz, pieścisz rude włosy; Ach, przestań, to spojrzenie wciąż przyciąga, grozi, Zadaje mi tortury. Przestań już, jak możesz? Nie umiem się poruszyć, nie potrafię… Proszę; Próbujesz mnie opętać? Czemu mi to robisz? Już czuję, ach, już czuję ten niezwykły dotyk… Powstrzymaj to kochanie, więcej już nie zniosę. Myślałeś, że zapomnę, nędzny czarowniku, O magii wyśpiewanej mową mego ciała? O klątwie, co przenika i pozbawia wstydu, By dzikim pożądaniem zmysły wciąż zniewalać? A teraz zamknij oczy, śród uniesień szybuj, I niechaj twe zaklęcia nie przestają działać. --- * - wiersz jest kontynuacją wydarzeń z utworu Czarownik: https://poezja.org/utwor/209350-czarownik/1 punkt
-
Onegdaj złudną nadzieją zwiedzione Ponurą marą myśli usidlone Po pustkowiach Charona Rzeki lamentu i niepamięci brzegach Kroczą wiek za wiekiem Ku krainom nieznanym Przez rozpacz i szaleństwo Ludzkiego cierpienia Pragnąc dostąpić jedynie Wybawienia.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Kobieta zagadką jestem szczęśliwy że dajesz mi cząstkę siebie jest to malutka cząsteczka jaką zawsze przekazujemy sobie we wzajemnych kontaktach między ludźmi ale dla mnie jest bardzo cenna każde słowo od Ciebie oglądam kilka razy starając się zrozumieć co miałaś na myśli jak pewnie się domyślasz nie jest to łatwe każda kobieta lubi być zagadką i Ty nią jesteś nie staram się Ciebie do końca zrozumieć bo to jest jeden z Twoich licznych uroków jesteś we wszystkim fascynująca zachwycająca i wspaniała a przy tym taka prześliczna pełna dziewczęcego uroku 4.2022 andrew1 punkt
-
Mnie też się tu nic nie "przejadło", a mediator (z sekatorem;)) zawsze w cenie :)) Pozdrawiam IR1 punkt
-
1 punkt
-
anioł grający na harfie opuszcza z niebios najbardziej spięte struny lądują na naszych drogach niektórzy je łamią jak przydrożny śnieg ja je zbieram układając do szklanych wazonów nie mogę zapomnieć kim jestem skąd pochodzę dokąd zmierzam choćbym żyła na opak żeby tylko żyć Klaudia Gasztold1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne