Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 15.05.2022 w Odpowiedzi
-
Nie zawsze można być sobą czasem sie w tym nie mieścimy jesteśmy sobie obcy Nie zawsze to co obok cieszy bywa że mocno boli mimo iż bliskie Nie zawsze mamy racje bywa że przegrywamy nie dajemy rady Nie zawsze nasze myśli są jasne jak gwiazdy bywają ciemne Nie zawsze prawda faktem bo życie to tylko moment który czasami kłamie7 punktów
-
Ostatni kieliszek i papieros w ręce, Chyba każdy się już przekonał, Że nie stać mnie na więcej. Bóg chyba też już stracił w mnie wiarę I oddał mnie Diabłowi w darze. Smutne moje słowa Lecz nic na to nie poradzę Że życie nie chce mi ofiarować Moich najdrobniejszych marzeń Miłości nie wspominam Bo w sumie nie mam czego. Nawet rodzice opuścili mnie Gdy piłam ciepłe mleko Wybaczcie mi proszę Ten gniot który czytacie Lecz po prostu inaczej nie potrafię.7 punktów
-
Miłość z seksem się spierali, kto ważniejszy, oceniali. Miłość rzekła, ja królowa, piękna, mądra i zmysłowa. a ty seksie, samo ciało, które by się wciąż tarzało. Seks powiada - to się zdarza, ciało lubi się wytarzać, miłość pusta jest bez tego, nie zbuduje nic trwałego. Nie patrz zatem na mnie z góry, nie oszuka się natury.6 punktów
-
Zmęczenie skacze po żyrandolach, kiedy wreszcie odkładasz wieczór na półkę Nie chcesz już nawet żadnych złotych gór - gwar wczorajszych spraw przeczołgał cię po całym atlasie ... Zbiór map czy góry? Jak atlas wybierzesz dla swojego życia? Czy może atlas-siłownię dla syzyfowych głazów? Północ. Kierunek kompasu czy ta pora nocy, kiedy mentalny kopciuszek ucieka z balu? Niewygodnie. Mokasyny.6 punktów
-
Ziemia Ziemia jak liść śnieżnobiały zapada się w głębi lasu - to łzy deszczu zaszumiały. To nic. Nikt nie ma czasu iść ścieżkami tego świata, gdzie każdy krok jest błaganiem. To nic. Każdy ma swoje lata, by przez chmury iść czołganiem... To nic. Ziemia zawsze płonie pośród lodowatej rosy i żyto rośnie na jej łonie. To jeszcze nic. To jej kłosy pobielałe jak wieszczenie pieścisz wzrokiem w głębi lasu. Cisza. Cisza i milczenie... To nic. Nikt nie ma czasu. (z tomiku: Kowal i Podkowa) Łukasz Jasiński (lipiec 2005)5 punktów
-
nic więcej... Możesz to zrobić lepiej albo gorzej zawsze można coś zrobić lepiej albo gorzej zawsze jest dobrze zrobić coś choćby o jeden najmniejszy szczegół lepiej zawsze możesz być kimś lepszym albo gorszym zawsze jednak lepiej jest być kimś lepszym jak gorszym cokolwiek to znaczy bez względu na twoją wiarę lub brak wiary przynajmniej starać się próbować nie przestawać nawet, jak nie wychodzi nie przestawaj nawet, jak jesteś zmęczony nie przestawaj nawet, jak jesteś bardzo zmęczony nie przestawaj nawet, jak pada deszcz nie przestawaj nawet, jak pali słońce nie przestawaj nawet, jak snujesz mało istotne plany na sobotni wieczór nie przestawaj nawet, jak masz nowy i bardzo drogi samochód wykupione Autocasco nie przestawaj nawet, jak masz stary i zniszczony samochód nie przestawaj nawet, jak kochasz nie przestawaj nawet, jak nie kochasz nie przestawaj nie przestawaj nie przestawaj. Tak naprawdę to wszystko co możesz i z czego sam siebie kiedyś rozliczysz. Łódź, 14. 05. 2022.5 punktów
-
Dotyk zabłądził pod serdecznym palcem na drodze życia usta nieśmiało przyczajone w mroku spieszą z ratunkiem dłoniom tonącym w puszystym potopie4 punkty
-
Dni mijają na niczym, nie robiąc zupełnie nic próbuję wypełnić pustkę. Długowłosy mężczyzna zaczął koncert. Jego muzyka ogarnia przyrodę powoli opadając na liście. Muzyka wypełnia moje myśli, chcę być gdzie indziej lecz to nie możliwe. Za kratami myśli, z głową ciężką jak kamień czekam na kolejny dzień w którym nic się nie wydarzy. Dzień dobiega końca artysta skończył koncert jutro też jest dzień . Kolejny pusty i zimny, tylko w muzyce ratunek.3 punkty
-
dzisiejszy poeta nie czuje że ma prawo bratać się z przyrodą pragnie ukoić stary dąb lecz zdeformowane wojną drzewo widząc go obniża wzrok dzisiejszy poeta zamiast za serca chwycił za karabin jego słowa jak naboje zabijają *nawiązanie do wierszy Serhija Żadana, który pisze prosto z frontu3 punkty
-
Iga, dziewczyna z Raszyna, gra w tenisa jak maszyna, wygrywa i tu i tam, ja tajemnicę jej znam, jest lepsza, to nie jej wina.3 punkty
-
Otwórzcie drzwi ,, otwórzcie drzwi Chrystusowi,, te słowa pieśni są dla nas zachętą ale czy warto żyje mi się dobrze i bez tego kiedy to ja zamknąłem te drzwi już nawet nie pamiętam same się chyba zamknęły były kiedyś jednak otwarte pamiętam dom rodzinny mama tak mama to ona pierwsza pokazała nam Jezusa co by nie powiedzieć czas dzieciństwa był piękny może i ON się do tego przyczynił może jednak warto te drzwi uchylić zajrzę co u NIEGO słychać a może mnie zapomniał podobno on nigdy nie zapomina spróbuję ale kiedy jeżeli nie dziś to potem znowu na dłużej o NIM zapomnę TAK ZROBIĘ TO DZIŚ PANIE BOŻE jestem ciekawy tego spotkania 5.22 andrew3 punkty
-
Mówią masz coś za uszami więc im grzecznie odpowiadam zawsze lepiej mieć niż niemieć więc ja takie coś posiadam. Co konkretnie tego nie wiem i nie myślę dziś dociekać jeśli o to ktoś zapyta z odpowiedzią będę zwlekać. Jest też na do inny sposób i nie jeden, jest ich wiele choćby na ten dzień tygodnia czyli sposób na niedzielę. Po co pytasz czyż żeś ślepy jeśli tak na macanego sprawdź, co jam za uszami co tam trzymam schowanego. W poniedziałek tak odpowiem najmij sobie detektywa może on ci to wyjaśni co się za mym uchem skrywa. Wtorek jest po poniedziałku kalendarzem potwierdzony mam, więc jeszcze sporo czasu na bajeczki i androny.3 punkty
-
FORMUŁKA WIECZNOŚCI THE ETERNITY FORMULA To, co odróżnia mężczyzn od kobiet, to zdolność mężczyzn do psoty i figlarności. Całe życie udaje im się pozostać chłopcami że stopami o 11 rozmiaru. Ich świat jest pełen śmiechu, rozpieszczania i anegdot o blondynkach. What I like about men is their ability to be mischievous and playful. All their lives they manage to remain the teenagers wearing size 12 of their shoes. Their world is full of laughter, pranks and jokes about blondes. W ich świecie można wychylać się z samochodu tylko po to, by krzyknąć: "Uważaj, głupku, gdzie jedziesz!", a potem od razu usiąść na miejsce ze skargą: "Jakaś suka wleciała mi w nozdrza", kichać i płakać przez całą drogę, a potem powiedzać swoim przyjaciołom, jakim jesteś fajnym facetem i jak boją się ciebie nawet najbardziej supernowoczesny jeepy. In their world, you're free to lean out just to yell outside the car window: "Watch where you're bloody going!", and then to be immediately back to the seat with a complaint: "Some kinda bitch flew into my nostril!", to sneeze and to cry all the way, but afterwards to tell your cronies what a tough guy you are and that even owners of the most fancy jeeps are afraid of you. W ich świecie można i należy przybiec do domu w strasznym podnieceniu: "Kochanie, widziałaś listę niepłacących mieszkańców na drzwiach w wejściu?” - i po odczekaniu do zmroku dodać sylabę "Je" do imienia dłużnika, pana o śmiesznym nazwisku "Bać" na tę listę. In their world, you can and even must run home in a terrible excitement: "Sweetheart, have you seen the list of non-paying tenants on the entrance doors?" - and, after waiting for dusk, to make your way to that list to replace the first letter "P" with that of "F" in the name of the debtor with a funny surname "Puck". Mężczyźni nieustannie przełączają kanały telewizyjne na piłkę nożną lub kreskówki. Oglądają głupie komedie, których kobiety nie mogą znieść, tak samo jak oni nie mogą znieść, kiedy w kinach kobiety żądają oglądania tylko melodramatów. Męski klasyk to hit wszechczasów i ludów "Dumb and dumber" ("Głupi i głupszy"). Men constantly switch the TV channels to watch football or cartoons. They prefer the dumb comedies that women can't stand, just as men can't stand women's desire to watch only melodramas in the movies. Male classic, that hit of of all time, is the comedy "Dumb and Dumber". Zaśmiecają spiżarnię sprzętem wędkarskim, aby raz w roku mogli odejść gdzieś sto kilometrów dalej i złowić karasia. Grają w swoje cholerne gry komputerowe całą noc. Prawdopodobnie nie zapomnieliście, jak dziewczyny rozmawiały w poprzednich odcinkach serialu: -Chcę mu kupić komputer do gier na urodziny. -Nina, nadal lubisz seks? -Tak. –W takim razie nie kupuj mu tego pieprzonego komputera. They clutter your pantry with their fishing gear, so that once a year they could go somewhere a hundred miles away and catch a crucian carp. They play their goddamn computer games all night long. Just remember the girls' dialog from the previous episodes of a current TV series: -Gonna buy a gaming computer for his birthday. -Nina, do you still like sex? -Yes, I do. -Then don't buy that fucking device for him to play. Widząc średniowieczną zbroję w muzeum, to tylko mężczyźni pytają szeptem, bo to jest ich natychmiastowe zainteresowanie: "Zastanawiam się, jeśli dać kustoszu 100 dolców, сzy pozwoli nam, Adasiu i mi, przywdziać zbroję, wziąć broń, żeby trochę powalczyć nawzajem?" When seeing medieval armour in a museum, they wonder in whisper, as this is their immediate interest: "If offered 100 bucks, would the museum curator let us, me and Adam, put on that armour, pick up arms and fight each other a little?" Wydaje się, że pragnienie zabawnych przygód jest nieodłączną częścią męskiego DNA. Przeciętny, typowy facet nigdy nie traci okazji do śmiechu. Co więcej, celowo ją poszukuje. It seems that the very craving for fun adventures is inherent in male DNA. The average, ordinary guy never misses opportunities for a laugh. Moreover, he deliberately looks for them. A kobiety rodzą się od razu jako dorosłe. Zawsze wiedzą, co jest dobre, a co złe. Świat kobiet składa się z małych "nie" i "fuj, co za obrzydliwa sprawa". Babcia nigdy nie stanie na wrotkach i nie uszczypnie tyłka młodego chłopca, bez względu na to, jak bardzo będzie tego chciała. But women are already born adult. They always know what is right and what is wrong. The world of women is made up of soft bans ("don'ts") and "Yuck, what a gross thing!" No old lady will ever get on the roller-skates to catch up with a young boy and to pinch his ass, no matter how much she would want to do it. Ale kobiety mają poczucie humoru. W przeciwnym razie nie zgodziliby się na relacje z mężczyznami, i mężczyźni musieliby zastąpić kobiety gumowymi lalkami z seks-shopów. But women do have a sense of humor. Otherwise, they wouldn't have agreed to deal with men, and men would have to replace women with the rubber dolls from the sex shops. W ten sposób poczucie humoru kobiet i śmiech mężczyzn ratują świat. "Kobiecy humor + męski śmiech" to jest formułką wieczności. Naga jak prawda. In this way, women's sense of humor and men's laughter save the world, enabling it to survive. "Female humor + male laughter = life", that is the formula of eternity. Naked as the truth. KONIEC THE END "Born to be a star". Soundtrack. Sung by Irina Surina. "You and me" #15 from 30:09 "天生为明星"。原声带。由[伊琳娜·苏丽娜]演唱。"你和我" #15 从 30:09 "Urodzona być gwiazdą". Ścieżka dźwiękowa. Śpiewane przez Irynę Surinę. "Ty i ja" #15 od 30:09 Music by Eghil Schwartz Lyrics by Onegin Yusifoğlu Hacıqasımov 音乐由埃吉爾·烏黑色 歌词由[奥涅金 尤西夫·奥格鲁·哈吉加西莫夫] YOU AND ME (THE ETERNITY FORMULA) 你和我 (永生的公式) You and me, we’re a recipe of eternity, You and me, we’re a symbol of love, You and me, that's when into each other’s eyes We look so affectionately! 你和我, 我们是个永生的公式, 你和我, 我们是个爱的象征, 你和我, 这是每当我们温柔地 互相看眼睛的时候! [var.: 你和我, 这是每当我们 温柔相视的时候!] Ages keep crumbling, The world’s getting old, It’s us who are only eternal, Just you and me. 时代在崩溃 世界在变老 只有我们是永恒的 只有我们, 你和我。 You and me, we were forever indeed, You and me, we’re sadness and joy, You and me, that's the basic thing, The first beginning of all the worlds. 你和我, 我们是真永远的, 你和我, 我们是忧伤与快乐, 你和我, 这是所有世界的 元始的元始。 Muzyka przez Egil'a Schwartza Słowa przez Onegina Yusifoğlu Hacıqasımowa TY I JA (FORMUŁA WIECZNOŚCI) Ty i ja, jesteśmy formułą wieczności. Ty i ja, jesteśmy symbolem miłości. Ty i ja, to gdy patrzymy tak czule W oczy nawzajem. Rozpadają się epoki, Świat się starzeje. Jesteśmy wieczni Tylko ty i ja. Ty i ja byliśmy naprawdę od zawsze. Ty i ja jesteśmy smutkiem i radości. Ty i ja, to jest początek początków Wszystkich światów.3 punkty
-
ktoś zasiał we mnie bez bezmiar strachu i niepokoju bezsilność wrosła się w moje cialo w lustrze widzę tylko bez beznadziejne stworzenie bez sensu chodzące wśród żywych wszędzie czuję tylko bez beztroski terror bezgranicznej pustki chłonącej bezwonną kiść kwiatów mojej osoby teraz jestem tylko bez bezimiennie na bezpiecznej pustyni schnę czekam aż ktoś zerwie bez bezinteresownie uwolni mnie od bezlitosnego uścisku niczego bez końca duszącego mnie swoją niemocą3 punkty
-
miasto pędzi w zieleni nikczemne strofy owijam między mostami po Wiśle pływa długopis ten sam od wielu lat potem będzie piwo i uśmiech przyjaciół lizaki pachną wiosną3 punkty
-
Czuć autentyk. Życie peelce wiele nie dało, ale ono jest egoistyczne, trzeba samemu mu wyrwać, bo samo nie da, może tylko niektórym. Pozdrawiam.3 punkty
-
Po tamtej stronie ciszy gdzie nikt mnie już nie słyszy gdzie nawet konik polny nie bywa tak swawolny Po tamtej stronie zmroku pozwalam swemu oku na niepatrzenie w siebie wszak jestem prawie w niebie Po tamtej stronie mucha nie brzęczy mi do ucha i nie marudzi żona że niezaspokojona Po tamtej stronie głębi nie jestem już napięty powietrze zeszło ze mnie nie kręcą mnie już brednie Po tamtej stronie nic już nie zmusza mnie do walki odeszły wszelkie trwogi utarczki i zachcianki Po tamtej stronie jestem i nic mnie już nie rusza co mi tam słońce we dnie czy szalejąca burza foty z netu.3 punkty
-
Tytuł mało zachęcający, ale właśnie dlatego mnie przyciągnął: może autor/autorka lubi głaskać pod włos? Co do samego wiersza: Ciekawe na ile moment zwątpienia we własne możliwości może zaważyć na sposobie pisania? Chyba nie jest aż tak źle skoro wiersz się ukazał. Nie uważam, że to gniot, raczej coś w rodzaju interesującej autorefleksji: każdy je miewa, nie należy się ich wstydzić, a pisanie o tym może być skuteczną terapią. Pozdrawiam i życzę szybkiej poprawy nastroju. ?3 punkty
-
zmysłami czuję majową siłę gra słów to miłość nokturnem z klawiatury z ukrytych nut uwiłem bukiet róż czerwonych naręcze słów niewypowiedzianych a jutro zarzucę ci je na szyję2 punkty
-
Nie wiem, nie mam ochoty. Na co? Na czas, na siebie ... Ale - nie próbuj mnie czytać, nie sil się to na morderstwo. W afekcie - odpowiem ci tym samym. Chodniki zawsze zadzwiają mnie historią - umarłych kroków, odejścia, minionych defilad triumfu i marszów osaczenia. Staram się jak najmniej chodzić. Posadzki jednak - uwodzą mnie magnetyzmem i tańczę! ... w gorącym betonie. A kiedy zastygam - złota suknia z gwiezdnego pyłu przypomina, że trup naszej miłości to nie ta szafa, że musisz poszukać u siebie, i głębiej! Może na półce z butami, może po śladach chodnika ... ? On ruchomy, jak schody, z determinacją wyczekuje nowych żyć, świeżych istnień, nie ociężałych jeszcze od tzw. przeświadczenia o ... O, już peron, ostatni pociąg! Nie gonię. Niech spóźni się. ... Jutro.2 punkty
-
i nie dba o wojny wiosna uderza o ziemię jak fale przyboju wiatr powierzchnią dłoni zaledwie gładzi kłosy traw buczących niczym metropolie w godzinach szczytu niebo jest łąką śpiewającą błękit na której pasą się nieliczne merynosy chmur cisza pulsuje jak soki w roślinach zawisły w niej skowronek i mucha i czas ślady gąsiennic w skorupie kałuży smród trupa pod przydrożnym krzakiem2 punkty
-
wio_sennie to dobra pora roku żeby nie podtrzymywać ścian czas i tak jutro je wchłonie mnie także za oknami potop zieleń rozlewa się po lesie w konarach świergot ballad rozwiesza nutki wspomnień kiedy mgły po burzach rodziły promyki słońca gniazda jak przytuliska wyciągały skrzydła w poszukiwaniu ciepła przeczesywały wyrwy niedopowiedzenia pod którymi wzrastała miłość maj, 20222 punkty
-
zapakowana w stare pudełko kurczę się do stanu niewidzialna róże już nie zdobią mieszkania chusteczką wycieram ślady szminki która wciąż smakuje tobą obrany z niedomówień znikasz jak ja przed chwilą2 punkty
-
O ŚWICIE... W MAJU, JAK W RAJU. MAJOWO BEZ PACHNIE ZROSZONY, A KONCERT SŁOWICZY ZACHWYCA. JAK W RAJU BRZMI ŚWIT W OKOLICACH. (3:00 - 5:00)2 punkty
-
Było piekło A teraz jest raj Taki w sercach Pogodny maj Była noc A teraz jest dzień I słońce palące majowe A ja wciąż czekam Na swoją drugą połowę Ukrytą gdzieś daleko tam Gdzie dokładnie? Ja nie wiem sam Był kwiecień A teraz jest maj I w pięknych sercach Łąki kwitnące majowe2 punkty
-
szukam w tobie drogi do czyśćca pragnę cienia który otworzy na zawsze moje oniemiałe oczy kocham się ze snami najserdeczniejszego wroga ubóstwiam wolność od początku mi zabroniono nie udawaj pierwsza gwiazda zgasła z ostatnim tchnieniem strach wątpi w twoją winę nie boi się grzechu tak trudno zobaczyć przez palce nie chowaj za ścianą swojego piękna nie wstydź się fantazji przynoszącej tylko anielskie sny zamiast bólu podaruj mi łyk poranka blask księżyca który znów cierpi na bezsenność2 punkty
-
Tysiąc śladów Układa się W drogę Tysiąc słów Zamienia usta W spowiedź Zanim ślad Postawisz i słowo Wypuścisz Pomyśl…… ….Doprasza się immanentny2 punkty
-
Wykształciuch jestem bez matury Inteligencik rzucon w tłuszczę Jak śmieć gdzieś w kąt nagle popchnięty Przed szczęściem wtóry raz się ustrzegł Mędrzec ja wielki bez dyplomu To śmieszne niczym "młody starzec" Lub niczym chłód w ogniska żarze Sypie się gąszcz oksymoronów Gawiedź mnie pusta wciąż przegania Choć biegłem dzielnie lata całe I, mimo, że się ciągle wzbraniam Przyznać już czas - ja dziś przegrałem Przegrałem z losu srogim gromem Co trafił mnie, jak trafił wielu By teraz w świata trwać ogromie Trzystu nie starczy mi suflerów Oto jest kres mojej powiastki Jeśli stać nie chcesz się tak mały Płyń stale z prądem, abyś wreszcie Dosięgnąć mógł swej rajskiej gwiazdki A mnie, cóż - podepcz, podepcz śmiało Jeśli nie butem, to wprost - słowem Po cóż zajmować masz swą głowę Człekiem, co przegrał wojnę całą Jedynie z własnej, śmiesznej winy2 punkty
-
Strzęp Przeplatany Z omyłkową frazą Personalną Na postoju Wolnych Dusz Wiatr Zamieszkał w ich Istocie Drzemiący męką Przypadkową Masochizm poruszony Wieczny szept Bezdżwięczny Rozum słów sam Odmienia wiele W udawanej . . . Sporządzony I sprzątany Od następnych Nagłych I póżniej Póżniejszych Ziemia milcząca Otarła Siłę słowami O budzące się Litery W tak Złożone Biało czarne Czynne bierne Czarno białe Linie życia Święte barwy We fragmentach Zawieszonych Nieruchomo Dla Świętego Spokoju WARSZAWA2 punkty
-
Wciąż się odwracam Jakbym się bała Tego co przede mną Poskładam się Jakbym tylko umiała Zaufać samej sobie Komukolwiek Myślałam o wszystkich Za każdym razem Kiedy trzęsła się ziemia Zapominając o własnym sercu O złocistym zamku Zbudowanym na ruchomych piaskach Nadal się odwracam Szukając swojego odbicia W głęboko osadzonej ciszy Jakby to miało przywrócić Prosty strumień światła W złamanej na pół naszamie Klaudia Gasztold2 punkty
-
Noc. Pusty pokój rozświetla jedynie żółtawa poświata ulicznych latarni… Zanurzam się w nostalgii powracających wspomnień… Kanapa, fotele, stół i inne czworonogi… ― tkwią nieruchomo w przepływających drobinkach kurzu. Mityczne skamieliny odciskające w podłodze swoje piętno niczym prehistoryczne amonity. Idzie od okna księżycowa smuga. Pełznie po ścianie, portretach dawnych władców, którzy patrzą na to wszystko w wyrazem obojętności. Milczące popiersia, przedmioty, rzeczy… ― wszystko zawieszone w jakiejś dziwnej substancji czasu, milczące tym milczeniem tęsknoty i opuszczenia. Na podłodze stos albumów, wypłowiałe plakaty, filmowe fotosy, uśmiechnięte twarze dawnych aktorów… Coś do mnie mówią, coś szepczą. Szumi mi w uszach od nadmiaru powietrza, od pędzącego nurtu mijających lat, miesięcy, dni… Gdzieś coś zaszeleściło… Nie. to tylko wiatr poruszył gałęziami drzewa za otwartym szeroko oknem. Więcej nic, poza potęgą otchłani, szalejącą nostalgią mroku. W lustrze stojącego trema niewyraźny zarys postaci. Kto tu jest? Czy ktoś tu jest? Milczenie rozsadza pulsującą czaszkę, buzująca gorączką krew… Czyjeś kroki rozchodzą się echem pobladłym do zimna, w chłodzie skamieniałej rozpaczy, w labiryntach smutku… Gdzieś w oddali, trzaskają od nagłego przeciągu drzwi bez klucza, od zgiełku szalejącej we mnie nocy. Falują wzruszane westchnieniem płótna zakurzonych pajęczyn, szeleszczą zapisane kartki. O czym był ten tekst? Nie pamiętam. Ale wiem, że deszcz wtedy nadciągał w jaśniejącym snopie znad krzaku herbacianej róży. I coś szeptało w potoku słonecznego blasku. Zaszeptało do cienia o rozwichrzonych kwiatach, kiedy przystanąłem na chwilę na tej alejce w parku, przechodząc raz jeszcze, nie przechodząc wcale, lecz myślą, wspomnieniem, bólem niezapomnienia… Coś się przekształca i tai. Wstrząsa mną tym drżeniem. Przybywa z pustki i podąża na powrót do niej, w sen zamieniając się potrójny… Rozkładam szeroko skrzydła i kołuję niczym albatros w kobaltowym niebie i podążam nad wilgotne, pachnące apteczną wonią czerwcowe pola… A dalej? Dalej rozpościera się jedynie śmierć zagadkowa, bezbrzeżna strefa nicości… Umarli idą powietrzem, widma o nieustalonych rysach twarzy. Zmieniające kształty byty, pozostałości dawnego życia. Kłębią się jak obłoki. Giną. Pojawiają się nowe… I przechodzą na powrót, i zacierają się, i łopoczą na wietrze bezkresnego stepu niczym podarte, szare łachmany… Trawa faluje wokół mnie. Ociera się o łydki ostrzami wysuszonych źdźbeł. Znowu nastąpił przeskok czasu i miejsca, jakby w krótkim błysku flesza. Rozpędzone atomy rozpalonej wciąż radiacji przeszywają z cichym chrobotem membrany moich bolących uszu, moje wynędzniałe, poranione ciało… To tutaj ktoś wołał o pomoc i umarł. Skonał w męczarniach nowotworu. Resztki budowli, spalone, czarne ruiny, nuklearne jeziora, kratery… Ciało już dawno umarło, lecz wieczne komórki rosną nadal w betonowych, brunatnych naroślach przeciwatomowych bunkrów… Skorodowane kable niczym krwionośne naczynia, żyły, oplatają gęstą siecią pozostałości rozdzielczych tablic, stalowe drzwi, podziemne korytarze, korytarze… korytarze… Chłód, pleśń i piwniczna woń rozkładu… Grobowiec potwora. Schronienie wszelkiego odpadu zatopione w mdławym zapachu promieniowania i elektryczności sprzed dziesięcioleci. Kurz i pył. Tak jakby ślady rozmazanej krwi… Zatarte numery, jakieś napisy, pożółkłe kartki kalendarza. Królestwo opuszczenia i ostateczności… Poprzez pokłady zapomnianych epok, ktoś się ze mną bezustannie komunikuje na słyszalnych (tylko przeze mnie) kosmicznych falach szumiącego eteru, modulowanych gwizdach, jak przy strojeniu radia. Kto? Moja introwersja. Tylko moja. Jedyna. Czego chcesz ode mnie, zjawo? Co mi chcesz takiego ważnego przekazać? Coś zsunęło się z cichym szelestem pogniecionej kartki. Wzruszone podmuchem wiatru? Moim poruszeniem? Nie-moim? Więc, czyim? Odwracam się… Nic. Milczenie. Absolutne milczenie. (Włodzimierz Zastawniak, 2022-05-15)2 punkty
-
A zakradam się do ciebie niecodziennie. Czynię to z pękiem czterech wytrychów, bo klucze są nie dla mnie, a zresztą jestem najprawdziwszym złodziejem. I mam nadzieję, że robię to szybko, sprawnie i zręcznie. Otwieram twoje zamki jeden po drugim całkiem oby nieprzeciętnie, zresztą po to by coś zostawić i wstawić. A kiedy mam ciebie już odkluczoną martwię się niezmiernie, że znów mi się zamkniesz, a wszystkie wytrychy przestaną pasować. I gdy jesteś już mi otwarta myślę sobie, że teraz już spokojnie i namiętnie możemy iść kraść konie i nacinać ten osobliwy świat na wyrazy, wersy i wiersze. Nie dla nas są spółki z ograniczoną odpowiedzialnością!! Seranon, 15.05.2022r.2 punkty
-
2 punkty
-
@ania z marwego wzgórza A będę się powtarzał, przegadane trochę, Twoje "wypociny" fajnie pachną2 punkty
-
2 punkty
-
ciekawe czy strzelający na oślep to prowokatorzy czy ci co wytoczyli działa co z oszczędnymi w pociski czy trafiającym kulą w płot należy się aplauz i kto zostanie kombatantem inspirujący wiersz ;) Pozdrawiam.2 punkty
-
1 punkt
-
Wiosna roku 2022 była zapowiedzią burzliwych wydarzeń. Zwiastowały je szaleńcze reformy, potem galopująca inflacja, a ostatecznym znakiem była fala uchodźców, która rozlała się różnojęzyczną gromadą po wschodnich kresach Rzeczpospolitej. Na stację w przygranicznym miasteczku przywieziono węgiel. „Będzie wojna” — powtarzano z ust do ust. Faktycznie, już niebawem nad granicę nadciągnęło wojsko, niby na manewry. Z dywizji wydzielono pułki, z każdego pułku po trzy bataliony, z batalionów po tyle samo kompanii, które rozlokowały się w okolicznych wioskach. Jedna z kompanii, ta najbardziej wysunięta na wschód, otrzymała rozkaz przedarcia się za granicę w celu rozpoznania pozycji oraz sił nieprzyjaciela. Dowódcą kompanii był porucznik Mucha, niepozorny mężczyzna w wieku trzydziestu pięciu lat, ale już łysiejący i zanadto zmęczony życiem, aby podejmować karkołomne eskapady. W domu zostawił zatroskaną żonę, która poświęcała cały czas na wychowanie dwójki dzieci w wieku dwóch i czterech lat. Trzecie dziecko było w drodze, rozwiązanie miało nastąpić lada dzień. W tych okolicznościach nietrudno sobie wyobrazić wisielczy nastrój w jakim porucznik Mucha szykował się do wykonania ryzykownego zadania. Miał nieodparte przeczucie, że jego oddział wpadnie w potrzask, a on już nigdy nie ujrzy żony, ani dzieci. Najwięcej żałował tego jeszcze nie narodzonego, ponieważ nie będzie mu dane ujrzeć czułych oczu tatusia. W przeddzień planowanego wymarszu wezwał sierżanta Dziubę. Sierżant miał opinię największego cwaniaka w kompanii, takiego co zawsze wychodzi bez szwanku z największych nawet opałów. Podkręcił wąsa, pyknął z fajki i rzekł: — Spokojna głowa panie poruczniku. Nie ma się co tak stresować. Porucznika trochę uspokoiły te słowa, choć wciąż nie widział możliwości wyjścia z tarapatów, zgotowanych mu przez dowództwo. Milczał i czekał na sierżanta. Sierżant rozejrzał się dookoła i nachylając w stronę porucznika gęstą czuprynę, ściszonym głosem poradził: — Po co się pchać na oślep całą kompanią? Przecież kompania ma trzy plutony. Poślemy jeden pluton jako patrol, a do jego powrotu zaczekamy tutaj bezpiecznie. Porucznik nie mógł wyjść z podziwu, jak w ograniczonym umyśle sierżanta mógł powstać taki genialny plan. Odetchnął z ulgą, uśmiechnął się do sierżanta, lecz zaraz w jego oczach pojawił się zimny błysk. — Doskonale. Obejmujesz dowództwo plutonu i wyruszysz o świcie. — Ale panie poruczniku, moje miejsce jest przy sztabie kompanii — zaprotestował sierżant. — Czy plutonem nie powinien dowodzić… plutonowy? — To zadanie wymaga pomysłowości, a tobie jej nie brakuje — odparł prędko porucznik, zadowolony z siebie, że w ten sposób upiecze dwa kawałki mięsa na jednym ogniu: pozbędzie się podstępnego sierżanta, rzucającego mu przy każdej okazji kłody pod nogi, a jednocześnie zadekuje się na tyłach kompanii do czasu gdy nadejdą posiłki. Najważniejsze, że cokolwiek przyniosą najbliższe dni, nie pójdzie na pierwszy ogień. Wyciągnął z kieszeni fotografię żony i znowu bawił się myślami co wyskoczy z jej brzuszka: chłopiec czy dziewczynka, a może bliźniaki? Sierżant Dziuba odchodził ze spuszczoną głową. Żałował niepotrzebnej nadgorliwości, pluł sobie teraz w brodę, ale wiedział, że rozkazu porucznika nie można zmienić. Godzinę przed wschodem słońca, sierżant Dziuba na czele oddziału pięćdziesięciu żołnierzy opuścił gościnną wioskę. Początkowo posuwali się po dwóch stronach asfaltowej szosy, za kapliczką skręcili w polną dróżkę, a od zaoranej grzędy ziemi, wyznaczającej linię graniczną, szli polami i pastwiskami, aż dotarli do mokradeł pełnych wyschniętych drzew i ptasich gniazd. Okolica sprawiała wrażenie wymarłej, nie przypominała w niczym pilnie strzeżonej strefy przygranicznej, zwłaszcza moment przed wybuchem wojny. Zimą granicę w tym miejscu dodatkowo chroniły zasieki z drutu kolczastego, ale nocami okoliczni chłopi pocięli drut i zużyli pocięte kawałki na własne potrzeby. Po krótkim postoju pluton próbował sforsować bagna, lecz żołnierze od razu się zapadali w błotnistej mazi po kolana, niektórzy po pas, a nawet głębiej, aż w końcu nad powierzchnię wystawały tylko zielone czapki z orzełkiem. Można było przejść kilka kroków obok i niczego nie zauważyć. Nawet ptactwo, początkowo wypłoszone widokiem wojska, powróciło do gniazd. — No i zabrnęli my w gówno, a idiota rozkazy wydaje — bulgotał sierżant spod bagna przez rurkę z trzciny, zapewniającą również dopływ powietrza. Ale zaraz pomyślał, że nie ma tego złego, co by nie przyniosło korzyści. Zapadli się pod ziemię, tutaj nic niedobrego ich nie spotka, z wyjątkiem bagiennych topielic, strzygoni i tnących niemiłosiernie komarów. Następnego ranka wypełzali z bagien i dotarli do twardego gruntu, gdzie zrzucili broń i mundury, żeby je osuszyć i doprowadzić do porządku. — Dalej, kurwa, nie idę — mruczał pod nosem sierżant, wkładając do lufy giętki wycior, owinięty na czubku wiązką pakuł. Poruszał rytmicznie wyciorem, a po głowie chodziły mu buntownicze myśli: „Ja też jestem żonaty. Też mielibyśmy troje dzieci, a może i więcej, gdybym nie kazał tej starej piździe się wyskrobać. Ale przynajmniej posiadamy teraz duży dom z ogródkiem i dwa samochody, a dla czegoś takiego warto żyć”. Wyciągnął wycior i zajrzał do lufy, z której szedł blask, jakby zaglądał aniołowi do dziurki w dupie. Usiłował złożyć karabin w całość, ale za każdym razem zostawał mu jakiś drobiazg, do niczego nie pasujący. W rezultacie dał za wygraną i wyrzucił niepotrzebną część w krzaki. Powiesił karabin za parciany pasek na gałęzi, po czym ułożył się w cieniu drzewa i zamknął oczy. Niech tylko odpocznie, zaraz coś wymyśli. Pluton ma trzy drużyny. Dwie zostaną tutaj, jedną pośle na rekonesans, tę kaprala Jedynaka. Kapral nie ma rodziców, ani żony, ani krewnych. Nikt płakać po nim nie będzie, na wypadek gdyby przyszło mu zginąć, lub co gorsza, urwało kutasa bądź jaja. I tak do niczego nie są mu potrzebne. Kto wie, może nawet dadzą mu pośmiertnie medal, nazwisko wyryją na ścianie bohaterów. Cóż lepszego może spotkać w życiu takiego jełopę? Z tych rozmyślań wyrwała sierżanta Dziubę głośna eksplozja. Ziemia się zatrzęsła, poleciały na niego z góry grudki gliny, igliwie, a na koniec dostał w głowę suchą szyszką. Sierżant poderwał się na nogi. Od strony skąd doszedł huk wybuchu biegł żołnierz w ubrudzonym ziemią mundurze. — Melduję panie sierżancie, kapral Jedynak zabity! — krzyknął zdyszanym głosem. — Zabity? Jakim cudem? — Zdenerwował się sierżant. — Wyleciał na minie. — Skąd w lesie miny? — Sierżant posiniał ze złości, że jego wspaniały projekt tak wcześnie spalił na panewce. — Nie w lesie, tam dalej, na skraju — wyjaśnił żołnierz. — A co kapral Jedynak robił na skraju lasu? Przecież dałem wyraźny rozkaz, żeby nie wyściubiać nosa spod drzew… W tym miejscu umilkł, gdyż uświadomił sobie, że nieprzyjaciel równie dobrze mógłby zaminować cały las i to co mówi nie ma sensu. Żołnierz zwlekał z odpowiedzią, jakby nie wiedział od czego zacząć, ale na widok groźby w oczach sierżanta, szybko odzyskał mowę. — Kapral Jedynak chciał nam pokazać jak Michael Jackson robi moonwalk. Każdy miał ochotę obejrzeć, trochę z nudów, a jeszcze bardziej, żeby się przekonać czy kapral rzeczywiście potrafi tak ruszać nogami, bo na tancerza to on raczej nie wygląda… — Tyle to ja wiem — przerwał mu zniecierpliwiony sierżant. — Gadaj, jak było z tą miną. — Właśnie do tego zmierzam… — tłumaczył się żołnierz. — Każdy chce zobaczyć jak kapral tańczy, a tutaj drzewa zasłaniają widok, to wyszedł na skraj lasu, tam gdzie go dobrze widać. Złapał się za krocze, zaczął się ślizgać na przemian nogami, całkiem nieźle mu to szło. Zdawało się nam, że idzie w naszym kierunku, a tak naprawdę przesuwał się do tyłu, no i wtedy wdepnął w minę. — Jaka to mina, przeciwczołgowa? — Kulkowa. Poszatkowało go jak liść kapusty. Dobrze, że siedzieliśmy w bezpiecznej odległości… Sierżant nie potrzebował go dłużej słuchać, bo widział na własne oczy, co amunicja kasetowa robi z ciałem człowieka. Choć nie ponosił odpowiedzialności za wypadek, to jednak w głębi serca czuł wyrzut, że akurat na chwilę zanim kapral Jedynak poniósł śmierć, myślał o nim źle, życzył mu smutnej przyszłości. Teraz nic nie zagłuszy sumienia, będzie opłakiwać kaprala do końca życia, jakby był mu ojcem. „Może lepiej samemu zginąć” — dopadła go zjadliwa myśl, lecz zaraz odzyskał zimną krew. Przypomniał sobie w jakim celu tutaj jest i czego od niego wymagają: zapuścić się głęboko w terytorium wroga, którego jak dotąd jeszcze nie uświadczył. Utrata jednego żołnierza, jakkolwiek niefortunna, nie zwalnia go od tego zadania. — Jak macie na nazwisko? — zapytał żołnierza, który był świadkiem incydentu. — Szeregowy Wolny — wyprężył się żołnierz. — Szeregowy Wolny — sierżant zwrócił się do niego służbowym tonem — oto wasze nowe zadanie: weźmiecie drużynę kaprala Jedynaka i zajmiecie pozycję na tej oto rubieży… — Sierżant dotknął dziury w mapie, przez którą wychodziły czerwone mrówki. — Dalsze instrukcje otrzymacie drogą bezprzewodową. Szeregowca z miejsca ogarnęły wątpliwości. W armii służył dopiero drugi miesiąc. Brakowało mu doświadczenia, żeby dać sobie radę w normalnych warunkach, cóż dopiero dowodzić drużyną wojska w wyjątkowej sytuacji. Ponadto nie był pewien, czy koledzy podporządkują się jego zwierzchności. Z drugiej strony chyba lepiej wydawać rozkazy, aniżeli je wykonywać, zwłaszcza te idiotyczne. Dlatego bez szemrania zaakceptował zmieniony plan sierżanta Dziuby. Następnego dnia odłączył się od plutonu i jako świeżo mianowany dowódca poprowadził drużynę leśną ścieżką do punktu, który sierżant pokazał mu na mapie. Po kilku godzinach wyszli z lasu na płaską równinę, obramowaną po bokach niewysokimi wzgórzami. — Jeden karabin maszynowy na takim pagórku, a już po nas! — zawołał dowódca, żeby wszyscy dobrze go słyszeli. Na te słowa żołnierze przestali się rozłazić po łące jak stado bydła, wzmogli czujność i szli zwartą kolumną z bronią gotową do strzału. Dookoła nie było żywej duszy, żadnych oznak niebezpieczeństwa, jak okiem sięgnąć otaczał ich sielankowy krajobraz, dlatego po jakimś czasie piechurzy się rozluźnili i znowu powrócili do niemrawego marszu. W ogóle ta wyprawa zaczynała ich już nudzić. Spodziewali się zażartego oporu, wymyślnych zasadzek, długich pościgów, puszczania wiosek z dymem, gwałcenia miejscowych bab, a tutaj idą sobie jak na turystycznej wycieczce i nic ciekawego się nie dzieje. Oczywiście żaden z nich nie chce zginąć, ale nuda jest nie do wytrzymania, zwłaszcza dla spragnionego przygód wojaka. — Celowo unikają konfrontacji — odezwał się żołnierz idący z przodu. — Chcą nas wciągnąć jak Napoleona w głąb Rosji. — Jakiej Rosji? Przecież to Białoruś — odbiło się echem z drugiej strony. — Wszystko jedno. Spalą Mińsk, żebyśmy nie znaleźli tam schronienia, a wracając będziemy zjadać własne buty. Dowódca drużyny puszczał te uwagi mimo uszu, ale w środku narastał w nim niepokój. Bo najgorszy wróg to taki, którego nie widać. Zaczaił się nie wiadomo gdzie, a może ich śledzi z ukrycia i tylko czeka na sposobność, żeby znienacka uderzyć. Porucznik podzielił kompanię na trzy plutony, sierżant to samo uczynił z plutonem, a jak on ma podzielić drużynę, która jest najmniejszym pododdziałem w strukturze armii? Kogo ma wysłać na zwiad, żeby ostrzec resztę oddziału przed niebezpieczeństwem? Od tych rozterek szeregowca Wolnego rozbolała głowa. Musi znaleźć jakieś wyjście, bo inaczej rzeczywiście nie wróci z tych podchodów żywy. A gdyby tak podzielić drużynę na trzy sekcje, jak w samoobronie? Wtedy w każdej sekcji znajdzie się dokładnie pięciu żołnierzy, a bez przydziału pozostanie dwóch pechowców, których nigdzie się nie da dokoptować, bo są zbyteczną resztą z dzielenia… W tym momencie dowódcę drużyny olśniła bombowa myśl: „Tych dwóch należy wysłać do przodu, żeby zbadali teren. Jeśli zginą, nikt tego nie zauważy. Prosta arytmetyka”. I tak też się stało. O losach dywizji liczącej ponad dziesięć tysięcy żołnierzy decydowały teraz dwie głowy, do tego najmniej bystre w całym oddziale. Jednak głowa głowie nierówna. Jedna wychyliła się zza kępy malin i powiedziała do tej gapiącej się bezmyślnie w chmury: — Idź pierwszy. Ja pójdę kilka kroków za tobą. Będę cię ubezpieczać. — A czemu ty nie pójdziesz pierwszy? — Bo jestem zwiadowcą, a tobie przypadła zaszczytna rola szperacza. Szperacz zawsze idzie przodem, żeby ostrzec zwiadowcę przed pułapką. Taki podział funkcji nie podobał się szperaczowi. — A czemu to ja mam być szperaczem? — Bo jesteś głupszy. — Kto powiedział? — Ja ci to mówię. Słuchaj mądrzejszego. Szperacz zastanawiał się przez chwilę nad tym co powiedział zwiadowca. — Od głupszego zależy powodzenie całej wyprawy? To nie jest mądre. — Jest mądre, ponieważ utrata głupiego jest mniejszą stratą dla armii. Ten argument również nie przekonał szperacza, bo zaraz wytknął zwiadowcy: — Głupi nie wykryje niebezpieczeństwa, a wtedy zgubi siebie oraz idących za nim. A to jest największa strata. Ty po prostu nie chcesz iść z przodu, bo się boisz zginąć. — Właśnie dlatego jestem mądry. — Ja też nie chcę zginąć. Wracam do oddziału. Sam sobie szperaj, gdzie ci się podoba. Szperacz już miał odejść, gdy zwiadowca powstrzymał go gwałtownym ruchem ręki. — Czy wiesz co sierżant Dziuba robi żołnierzowi, który nie wykona rozkazu? Szperacz momentalnie znieruchomiał, bo w wyobraźni ujrzał straszną twarz sierżanta. Patrząc w nią, rozmyślał z lękiem o surowości kary, jaką sierżant wymierza za niesubordynację. — Spija go wódką, a potem uprawia z nim seks analny — wyszeptał mu w ucho zwiadowca. Tego nie trzeba było szperaczowi powtarzać. Lepiej zginąć od kuli niż poczuć sierżanta tam, gdzie mamusia wsadzała termometr gdy był malutki. Będzie się skradać jak lis, wytężać wzrok, a wtedy nic złego jemu, ani zwiadowcy się nie przytrafi. Posuwali się cały czas na wschód, lecz o dziwo każdy dzień przynosił cieplejszą pogodę. Byli przygotowani na trzaskający mróz, śnieg po pachy, a tu słońce przygrzewało coraz mocniej, aż musieli ściągnąć grube kurtki od mundurów, a mimo to pot zalewał im oczy, podkoszulki kleiły się do pleców. Roślinność również wyglądała zadziwiająco: soczystą zieleń wysmukłych brzóz zastąpiła oliwkowa barwa rozłożystych fikusów. Od ostatniego biwaku nie wypili kropli wody, lecz na szczęście wczesnym popołudniem dotarli nad rzeczkę z łagodnym brzegiem i piaszczystą plażą. Z plaży dochodziły śmiechy dziewcząt beztrosko kąpiących się w rzece. Szperacz dał znak zwiadowcy, żeby się schował w kępie hibiskusów na skarpie, po czym sięgnął po lornetkę. Długi czas nie odrywał lornetki od oczu, bo to co zobaczył kłóciło się ze zdrowym rozsądkiem: w wodzie pluskała się czwórka młodych kobiet o boskich kształtach ciał, do tego całkowicie nagich. Szperacz rozluźnił sobie kołnierzyk pod szyją, ściągnął pas od spodni, a następnie położył się na brzuchu i podglądał gołe dziewczyny, zupełnie nieświadome, że są obserwowane z ukrycia. Zwiadowca ponaglał szperacza gwizdaniem, żeby iść dalej, ale szperacz przejechał otwartą dłonią po gardle, jakby chodziło o śmiertelne niebezpieczeństwo, po czym nasycał się do woli widokiem rozebranych dzierlatek. Otrzeźwił go dopiero dziki wrzask zwiadowcy, który wynurzył się z zarośli i w niekompletnym umundurowaniu, na bosaka, rzucił się w stronę zaskoczonych kobiet. Jak się wkrótce okazało, był to poważny błąd taktyczny o fatalnych skutkach. Chociaż kobiety sprawiały wrażenie frywolnych plażowiczek, były w istocie częścią elitarnego oddziału komandosów wyszkolonych w sztukach walki wschodu. Zostały przydzielone jako osobista ochrona prezydenta, którego jeden z pałaców znajdował się niedaleko stąd, w górnym biegu rzeki. Uderzeniami pięścią i łokciem obezwładniły z łatwością zwiadowcę, a po chwili zrobiły to samo ze szperaczem. Role się odwróciły. Teraz kobiety stały ubrane i zapięte na ostatni guzik, jak na defiladzie: od skórzanych butów z długimi cholewami, aż po sztywną stójkę wokół szyi, z automatami w ręku, których szperacz nie zauważył w namiocie na brzegu, a dwójka mężczyzn klęczała przed nimi na piasku i skamlała o zmiłowanie. — Nie zamierzaliśmy wam zrobić nic złego — pojękiwał cichutko szperacz. — Darujcie nam życie! — lamentował zwiadowca. Nie byli to już żołnierze, ponieważ ściągnięto z nich mundury, spod których wyjrzały ziemiste, cherlawe ciała. Jako mężczyźni również nie mieli się czym pochwalić. Tym gorzej dla nich. Jedna z kobiet złapała zwiadowcę za resztki włosów z tyłu łysej głowy, druga przytknęła mu bagnet do nosa, aż się zrobił kulfoniasty i czerwony. Trzecia kobieta zakleiła mu usta taśmą, a wówczas zwiadowca zaryczał bezsilnym głosem i głowa opadła mu na piersi. Komandoski przyglądały się mu z satysfakcją, a jednocześnie odrobiną politowania. Obydwaj prześladowcy zasłużyli na śmierć w męczarniach, o odpuszczeniu winy nie ma mowy, klamka zapadła, ale przedtem należy ich upokorzyć. Ostatnia kobieta stała nieco z boku, a na jej pagonach widniały dwie złote gwiazdki. Dotąd nie brała udziału w zadawaniu tortur, mimo to z jej twarzy nie schodził uśmiech. Widocznie widok poniżanych mężczyzn sprawiał jej przyjemność. Podeszła bliżej i zaczęła mówić aksamitnym głosem, po polsku, z perfekcyjnym akcentem, jakby latami pracowała dla polskiego radia: — Ośmieliliście się przekroczyć granicę naszego państwa, napadliście na nas zdradziecko, pewnie chcieliście mieć z nami seks. No to pokażemy wam, co to jest seks. Białorusinki wychodziły z założenia, że kara jest najskuteczniejsza jeśli spotyka winowajców natychmiast po dokonaniu przestępstwa, dlatego nie tracąc czasu na żadne sentymenty, zademonstrowały im sztukę Kamasutry, tylko zupełnie inaczej niż jeńcy sobie wyobrażali: z palcem na cynglu zmusiły mężczyzn do seksu ze sobą, aż ich ciała stały się tak słabe i wyczerpane, że zdezorientowani, nie mogli się poruszać, ani rozsądnie myśleć. Na dworze się ściemniło, z lasu dobiegały złowieszcze nawoływania puszczyków i uszatek: puhu, uhu! Chmury zasłoniły księżyc, a wówczas cztery kobiety przemieniły się w dusiołki, czyli nocne zmory z bagien. Siadły mężczyznom okrakiem na piersiach i dusiły ich powoli, aż do bladego świtu. Dwa dni dowódca drużyny czekał na powrót czujki. Trzeciego dnia kazał przeczesać rozległą puszczę na wschodzie, a gdy poszukiwania nie przyniosły rezultatu, dał rozkaz do odwrotu. Podobny manewr po dwóch dniach wykonał sierżant Dziuba. Kompania wycofała się pod strzechy przyjaznej wioski, skąd wyruszyli dwa tygodnie temu. Widmo wojny odeszło szukać miejsca na konflikt gdzie indziej. Wprawdzie kwatermistrz nie mógł się doliczyć dwóch żołnierzy, ale to go tylko ucieszyło, bo odtąd przywłaszczał sobie ich racje żywnościowe. Poza nim ubytku nikt nie odczuwał, bo cóż może znaczyć życie dwójki głupoli?1 punkt
-
W oknie widzę go. Coś wrzeszczy. Macha ręką. Przewiduję to. Skoczyć się wybiera. Dlatego puentą, jest materac.1 punkt
-
@-_Marianna_- Fajnie o ciepłolubnej ślicznotce jaszczureczce :) Ja kilka dni temu pogłaskałam jedną po ogonku, nim czmychnęła. Pozdrawiam :)1 punkt
-
@Marek.zak1 Kiedyś to miałem, zdjęcie pamiątką włosy do brody mi sięgające zaczesywałem owe za uszy bo mam do dzisiaj je, odstające. Pozdrawiam1 punkt
-
1 punkt
-
Tajemniczość nie skrywa się w ciszy Ale znajduje się w chaosie Wielu, powiązanych ze sobą Wrzeszczących głosów. Po środku znajduje się Jeden, samotny człowiek. Wyróżnia się z tłumu, Jakby reflektor na niego świecił. Rozmawia z nieobecnym Obserwatorem świata. Jego słowa giną w hałasie, Zostawiając tylko ślad na ustach. Nikt nie próbuje zrozumieć Jego mądrości, wszyscy krzyczą O własnych racjach, ginących w tłumie. On nie krzyczy, tylko szepcze. Szepcze o tym jak powstał świat, O marności istnienia, Nieśmiertelności kwantowej I niezrozumianych paradoksach...1 punkt
-
... ogólny przekaz na... "tak"... jednak troszkę 'przegadany', jak dla mnie. Można by wybrać "sosik" treści. Pozdrawiam.1 punkt
-
Olo... znam... piękne to jest i... bravo dla Ciebie.!!! Szukam jednego utwotu, ale... to, wkrótce...1 punkt
-
Jest klimat. Najbardziej podoba mi się porównanie wiosny do potopu. Dokładnie tak pomyślałem wczoraj łażąc po łąkach za miastem. Prawdziwy potop. Zatopmy się w nim po szyję :)1 punkt
-
1 punkt
-
liczy nam noce niewyspane zaułki dnia uśpione słowa splątane w supeł myśli niepożądane i czyny co legły w gruzach a przecież są noce płodne aż do świtu dni słodkie dojrzewaniem słowa miłością osnute myśli sercem podane i czyny zdolne do wzruszeń1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne