Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
🎄 Wesołych świąt życzy poezja.org 🎄

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 15.03.2021 w Odpowiedzi

  1. nie lubię cierpkich trunków poważnych rozmów krewetek na placu konstytucji nie doszukuj się drugiego dna tam gdzie go nie ma pada kiedy chcę krzyczeć krzyczę milczeć milczę kiedy odejść odchodzę lubię być z tobą bo nie muszę 210314
    6 punktów
  2. …więc jutro swe nieśmiało dalej będę tworzył. Uciekam wciąż daremnie przed tym co ma nadejść, Szukając przeznaczenia w zapomnianych chwilach, Jak gdyby moja przeszłość dniem dzisiejszym była, Miast tylko niewyraźnym dawnych czasów śladem. Błąkają się w pamięci widma kruchych marzeń I mamią wszystkie na raz niczym złudny miraż, Co gorzką rzeczywistość słodkim snem spowija, By zniknąć gdy ośmielę przed nim się zestarzeć. Została jeszcze puenta, którą wieczór goni... A gdybym wskrzesił lata, które już przeżyłem, Czy zdołam je przed życiem i przed czasem chronić? Być może na nagrobku już wpisano imię, Bo przyszłość najróżniejsze formułuje wzory, Lecz data raz wyryta nigdy już nie zginie... ---
    5 punktów
  3. W ułudzie, zamgleniu takim lekkim Jakby Nigdy nie było. W próżności swej doskonale pewnej, napędzającej i nęcącej. W obrazach, pracach, dźwiękach. Kreacji, oszukiwaniu, życiu. W blasku świec, wyobraźni, plaży i lesie przepięknie nie-cichym. W słowach nędznych i każdym błysku w oku. We wspomnieniach i nadziejach, na cmentarzu i przy łóżeczku. W setkach postów i prawie 20 latach, w prochach. I jeszcze w dwóch. W każdej chwili, która nie nadeszła, w każdej, którą tak perfekcyjnie spierdoliłem. W odsłonach nie swoich filmów, tekstach o nie swoich dziewczynach. W spojrzeniu Thoma Yorke'a i tak, trochę w Tobie.
    5 punktów
  4. wiersz bywa objawem dziwnej przypadłości im gorsze rokowania tym ładniejszy odczyn słów skąpanych w nadwrażliwości serca wciąż nie wiem czy chcę wyzdrowieć
    4 punkty
  5. spustynnienie czas zacząć w programie słowo piasek ty gapie wody pragnę straszna spiekota oczy zamykam boso iść nagość zatrzymać gdzie potok wartki gna natura tak już ma las pamięta jak młodym był tak młodym że nie przypuszczał że coś przyjdzie i mu spamiętać replikuje odnawia gaśnie wybucha surowość i znieczulenie nieodwracalny #nie śpiewaj nie rymuj deklamuj słowo podnoszę ziarenko a każde kryje wszechświat ty to jedno z nich ty trwasz jak ono toczysz się oczy zamykasz tu ja ty tu tujatytu tytujatu tyTUja *spójrz jesteśmy jak gapie co patrzą jak ziarenka piasku czy widzimy czy słyszymy i otwieramy usta na słowo ty ja my tu oczy zamykamy
    4 punkty
  6. przeciągając chwilę rozdzwoniłeś złotem brązowe tęczówki weszło we mnie ciepłym zaczynem rozpęczniło wargi zmaganiem odczuwam śnię przepełniona błądzę ciałem pragnę cię całowanego powoli nabrzmiewającego
    3 punkty
  7. czas się nie bał wlazł buciorem w moje życie popsuł je zabrał bliskich a nie musiał mógł poczekać śpieszyło mu sie mimo że nic go nie goniło miał dużo czasu czas mnie boli za szybko umyka mało widzi a powinien to co ja widzę hen przed sobą czyli horyzont ozdobiony tym co człowiekowi najmilsze czyli ojciec matka brat siostra córka syn i najlepszy przyjaciel
    3 punkty
  8. / z niepełnego cyklu / Tysiąc myśli uderza mnie strzałami w potylicę powodując kaca od ciągłego pisania w pionie / wszyscy jesteśmy pionowi, nieprawdaż? / Ośmieliłem się dziś poznać siebie w poziomie moje czarownice ułożą ciało - odpocznę i usnę jak Królewna Śnieżka będąca w takiej formie nie oczekuję pocałunków ust wręcz przeciwnie oddając Wam swe myśli w wymieszane żwiry płynące w inercji pod prąd w Kolorado rzece dostąpię zaszczytu na pohybel Matce Naturze zasiadania wśród kamieni: z nimi moje szmiry Przywołały poszukiwacza w spokojnym nurcie zanurzał i przesiewał częstokroć masy myśli sitem i częstym płukaniem wód rzeki na dnie odnalazł mnie - w końcu Nasz molibden świeci Teraz ukażę się tobie przezroczystym warkoczem nad poziomem rzeki i magiczne słowa wypowiem: Wiol pömnuria ilian, wiol ono - O nuanen dautr abr deloi Letta orya thorna! nen ono weohnataí medh solus un thringa un fortha onr fëon var - Wiol allr sjon / tłumaczenie / Dla mego szczęścia, Dla ciebie - o piękna córo Ziemi Zatrzymaj te strzały! Jak to byś czyniła w słońcu i w deszczu wydaj z siebie wiosenny kwiat - by wszyscy go ujrzeli.
    2 punkty
  9. MAKATKA W oddali coś się kołysze może jestem nieczuły chory nikogo i nic już nie słyszę nie widzę jak tańczą anioły... (kiedyś było inaczej moje oczy widziały więcej smutne to lecz prawdziwe okulary były niepotrzebne) a one tańczą wbrew wszystkiemu wbrew zmysłom prognozom wbrew roztańczone szalone anioły na makatce babcinej śnieg babci nie ma już dziesiąty rok a śnieg sobie pada i pada na makatce nad kuchnią śnieg i archanioł skrzydła rozkłada w żłobie leży cudowny człek Jezus dała na imię mu matka Maria Józef archanioł śnieg i anioły - kolorowa babcina makatka
    2 punkty
  10. Europejski biznesmen w Bahrajnie wycofuje interes, raz najmniej na dwa dni, tylko gdy wcześniej zmęczy go w trzy seks już skrajnie.
    2 punkty
  11. a co jeśli suma wszystkich dyskomfortów staje się twoim komfortem gdzie wówczas szukać przeciwności losu jak znów zaznać niewygody
    2 punkty
  12. czepiamy się kominów na wietrze na ognistym niebie gaśnie ostatnia faza snu urwane guziki nie przynoszą szczęścia orkiestra gra dalej w dwa ognie po mętnej Wiśle płynie reszta nocy i dziewczynka z zapałkami mewy spłonęły na plaży nie mów nic w naszych bajkach krasnoludki też plują na oszczane mury
    2 punkty
  13. 70 z hakiem tak czuję będę musiała izolować się na Ziemi. A potem? Szalona podróż w Nieznane z jednym jedynym Panem. Po miłość nieziemską.
    2 punkty
  14. zbudzone ze snu w bezsenności krainie łąki ukwiecone przyszłość między płatkami zwątpienia zatrzymały słyszysz drgający zapach co wiatr rozwiewa w swojej mocy śpiewie zatrzymać nie zniknąć zupełnie chociaż tyle resztki siebie wśród kwiatów lśnienie ukryło noże dni minionych choć dawno stępione ranią bezsilności chwilą lepka przeszłość w teraźniejszość wciska zardzewiałe ostrze przebaczenia co ból wyzwala lub zmienia wszystko
    2 punkty
  15. Na pustyni jesteśmy tylko monadami, a każda monada, jak każde razem i z osobna ziarenka piasku, są ja te pitagorejskie monady, z jakich ulepiony jest świat. Taka gra skojarzeń mi w głowie się zaplątało po lekturze. Pozdrawiam autora.
    2 punkty
  16. Przyszedł mąż do krawca pięknego poranka. Pożalić się przyszedł, że jego wybranka Źle do potrzeb skrojona Kanciasta taka, mało przyzdobiona Pyta, więc krawca, czy na nowo skroić można, by była mniej leniwa, a bardziej pobożna. Na to krawiec wielce zdziwiony odpowiada: Szukaj nowej żony! Spodnie skroić można by pasować miały! Skroić nową żonę?! Co za dyrdymały! Musiał wiedzieć, kogo za żonę bierze, a teraz niech prędko mi się stąd zabierze!
    2 punkty
  17. Płynąć, szybować przez zielone piękno Oczy, szybę, trawę, nadzieję Nikomu. Nie otwierać okładek pism, gdzie Boga nie znają nawet po imieniu. Kimkolwiek by był. Odbijam się w żaluzjach nocy, a zimna kawa - stygnie jeszcze mocniej Fusy na dnie. Powróżymy? Żeberka kaloryfera - Adam wyszedł do pracy i puściły zawory. Ewa domaga się Nowego Świata. Do skończenia. Idą na spacer. Kto? Całe wieki, które narodziły się po to, by się spieszyć. Ja mam czas, cierpliwość ... Zaczekam. Śpię łagodnie. I tylko głaz przewraca mnie z boku na bok ... Masz coś na serce?
    2 punkty
  18. @Antoine W Uważam to, za dobry temat na wiersz ( tytuł)
    2 punkty
  19. O trzeciej w rzece Ner Na amen trzasnął ster. Gdy szyper szedł na żer Pleśniowy żując ser. Niemały to był huk, Gdy ster się wygiął w łuk. Gdyż kiepski to był buk, Dziur pełen, sęków, luk. Choć szczupak tęgo drwi, Choć sandacz głośno kpi, Daremnie marszczyć brwi, Potrzeba zimnej krwi. Więc szyper krypę pcha, A pchając, głośno łka. Ach, w banku kredyt ma Na rok i sześć od sta. Pomylił się o włos, A teraz ster na stos. Cóż począć, taki los. Opróżnić przyjdzie trzos. Stąd w sercu zakłuł cierń, Z rozpaczy wyrżnął w pień, Aż mistrza ujrzał zen... Lecz tu się urwał sen. YouTube - wersja dla leniuchów (wersja udźwiękowiona)
    2 punkty
  20. Za oknami dzień ponury, mglisty, z drzew opadły wszystkie liście. Nastrój przygnębienia. Leżę w łóżku, umieram. Trzymasz mnie mocno za rękę, Chcesz umrzeć razem ze mną. Świata po za mną nie widzisz. Odrzuceni i znienawidzeni jutro umrzemy. Włożą nas do jednej trumny, za życia razem po śmierci tez. Idziemy ciemnym tunelem, w oddali widać światło, nigdy tam nie dotrzemy. Czym dłużej idziemy światło jest dalej. To nasze dusze idą nie ma zimna i nie ma ciepła cały świat zniknął. Znienawidzili nas ludzie, znienawidził nas również Bóg.
    1 punkt
  21. Wpatrzony w czeluść co to ludzkich dusz legowiskiem była w stratosferze białych iskier szklący na murawę gwiazdą wygasłą opadasz gdzieś na rozdrożu Dziury co Czarną się stała od zarania od zarodka tajemnicę ślubowałeś enigmą się stając lecz w podziemnych grot wabiącym mroku rozkochany z życia misterium siebie okradasz zmierzchu migotem toniesz co świt niemarny od puchu cięższy w ognik niebytu obracasz to co kaskadą marzeń żyło niegdyś i prężysz się twardo lawiną głazów płynąc gdy w niewidzialnego serca spleceniu pieszczotą studzę.
    1 punkt
  22. Pięknie dziękuję za ciepłe słowa na powitanie!
    1 punkt
  23. I WILDA, PORANEK PRZED SZPITALEM HCP 1. Oczom Joasi ponura Wilda się ukazała Gdy niebo z mroku się rozjaśniało Mgła welonem białym szpital otulała I nikłe słońce zza wschodu wyjrzało 2. Matka o zdrowie córki poważnie zmartwiona Do szpitala w mroźny poranek ją odprowadziła Ale Joasia rozbawiona Łzy żadnej nie uroniła 3. Nie była ona panienką posłuszną Pod pełną jej piersią serce biło niespokojne Lecz dziewczyną dobroduszną Myśli wstrząsnęły bogobojne 4. JOASIA Czemu serca nie dano mi miękkiego Tylko takie, którego nic nie skruszy Co wzbrania się dotyku ludzkiego Czy ja jestem istotą bez duszy? 5. BAZYLISZEK Masz Joasiu miękkie serce Bardziej niż Ci się wydaje Dlatego dzisiaj w Twoje ręce Życie człowieka biednego oddaję SZPITAL 1. W szpitalu matka medyka jej przedstawiła Dziewczyna dłoń jego drobną ujmując Wstydliwie niby się zarumieniła Cały plan misterny w duszy knując 2. Wyrzuty sumienia usilnie wyciszając Na szpitalne opadła poduszki Już na nic się nie oglądając Spojrzała przez okno na śniegu okruszki 3. Wspięła się Joasia na najwyższą wieżyczkę Wystawiając za okno bladą twarzyczkę Z ulgą w samotności oddychała I w końcu piosenkę piękną zaśpiewała 4. Cichą obecność ludzką wyczuwając Za rękę Floriana szybko chwyciła I z medykiem się żegnając Pocałunek na ustach jego złożyła 5. Nie myśląc by go pokochać potrafiła Joasia we mgłę białą uciekła Zanim za mocno się rozczuliła Prosto przed siebie pobiegła KRĘTE ULICZKI DOLNEJ WILDY 1. Śladu nadziei nie było, na tej twarzy ponurej Gdy snuło się dziewczę po krętych uliczkach Starej Wildy szaroburej Łzy tocząc po zamarzniętych policzkach 2. W całej swojej bezradności Włóczyła się jak dusza potępiona Płacząc nad niespełnieniem w samotności Pełna złości, na matkę rozżalona 3. Nie mogąc zatrzymać rozhulanej śnieżycy Osłabiona Joasia bliska omdlenia Weszła do ciemnej, wilgotnej piwnicy Od zimna szukając bezpiecznego schronienia 4. Wchodząc, dostrzegła ognia jasne płomienie Ciepło tak mile dziewczynę zaskoczyło Dostrzegła również przedziwne stworzenie Które leżąc na słomie do niej przemówiło. ROZMOWA JOASI I BAZYLISZKA W PIWNICY NA WILDZIE 1. BAZYLISZEK Dobry wieczór śliczna panienko To tylko ja, Bazyliszek skromny Zachwyciłem się Twoją piosenką Równie co Ty byłem bezbronny 2. Taka śliczna z Ciebie dziewczyna, a zapłakana Wiem, że przyszłaś tu po pocieszenie Nie bój się mnie Joasiu kochana Tu dostaniesz dla swojej duszy wytchnienie 3. Głos miała słodki jak miód Odpowiadając na stwora pozdrowienie Ale jej serce siarczysty ściskał lód I ulotniło się ostatnich dni cierpienie... 4. JOASIA Chociaż Ty, Bazyliszku mnie zrozumiałeś Kiedy pomocy od innych zabrakło Jak człowiek ze mną porozmawiałeś Podczas gdy serce z uczuć wyblakło 5. Tak, chciałam od ludzi uciec z daleka I całe swoje życie nudne porzucić Drażniła mnie już bliskich opieka Ale nie chciałam się z nimi kłócić 6. BAZYLISZEK Przez ludzką rozwiązłość pozostałaś nietknięta I odparłaś atak na niewinność subtelnie Jak Twoja patronka z Orleanu Święta Czystości broniłaś tak dzielnie 7. Słyszałem jak zdolna z Ciebie śpiewaczka Szkoda, żebyś się w tym świecie marnowała Męczy Cię na pewno ta ziemska tułaczka Może na księżyc byś ze mną poleciała? 8. JOASIA Matka usiłowała mnie do tego nakłonić Pod medycyny szlachetną przykrywką Musiałam swoją skromność uchronić Nie chciałam zostać zwyczajną dziwką! 9. Już chyba dosyć ten świat pożegnałam Mogę się wybrać jako Twoja towarzyszka I tak niczego tu nie zaznałam To dobroć okażę dla Bazyliszka V. PODRÓŻ NA KSIĘŻYC 1. Jeszcze przy ogniu długo się ogrzewali Zanim przeszła nad Wildą potężna śnieżyca Napój gorący rozmawiając popijali Straszny Bazyliszek i niewinna dziewica 2. Bazyliszek podniósł się ze słomianej pościeli Spoglądając na swoją przyjaciółkę z nadzieją Dał jej znak, aby już w drogę polecieli Przypatrując się jak jej policzki promienieją 3. BAZYLISZEK "Czas umyka dłużej nie czekajmy Po piwnicy się nie kręćmy W daleką podróż wyruszajmy Przez drogę mleczną lećmy 4. Musisz teraz miotłę do usług nakłonić Rozkazać, aby zaniosła Cię w galaktykę Ona przestanie się wałkonić Ty poznasz czarodziejską praktykę" 5. Joasia przy piecu zmęczona usnęła Gdy spokój na nią spłynął głęboki Nagle dziewczyna się ocknęła Na wieść o podróży w obłoki 6. JOASIA Mam na miotle w zaświaty podróżować? Chyba nie znajdę wyjścia innego Miałam swojej czystości tylko bronić A robię coś magicznego 7. Ty co zawsze jesteś od sprzątania Teraz pokonasz mil tysiące Weź się kiju leniwy do latania Mknij, gdzie gwiazdy świecą błyszczące! 8. Miotła spełniła swoje zadanie Przez okno natychmiast wyleciała Odpowiadając na Joasi wezwanie W mroki nocy ją zabrała 9. Podróżowali w nieznane, Bazyliszek z dziewczyną On machając z całych sił skrzydłami Ona na miotle okryta czarną peleryną Tak nad szarymi poszybowali chmurami 10. Minęli szpital, uliczki i Wildę ojczystą Nad morskim wybrzeżem polecieli Aż dotarli w obcą przestrzeń mglistą Gdzie zawieszeni na moment utknęli 11. Do celu już było całkiem niedaleko Gdy nieskończony ocean nieba minęli I otchłań białą jak mleko Na księżycowej skale stanęli VI ROZMOWA JOASI I BAZYLISZKA Z MISTRZEM TWARDOWSKIM NA KSIĘŻYCU 1. Joasia po księżycu okrągłym stąpając Czuła świeży powiew pyłu kosmicznego Na trudne pytania odpowiedzi szukając Wstrząsu doznała panicznego 2. Spokojny mędrzec wszystkiemu był winny Gdy z Bazyliszkiem przyszedł do dziewicy To był ów mistrz Twardowski słynny Który latami tu siedział w tajemnicy 3. Spojrzał na nią i dłoń bladą ucałował Tłumacząc to całe dziwne zamieszanie Mówił, że się Bazyliszkiem opiekował Odpowiadając na dziewczyny pytanie 4. MISTRZ TWARDOWSKI Cóż miałem zrobić gdy nieszczęśliwe stworzenie przybyło Pomóc biedakowi zrozpaczonemu obiecałem Po śmierci samobójczej imię jego hańbą się okryło Więc przez lata się nim opiekowałem 5. Pomóc mu przysięgłem, lecz zabrakło mi pomyślunku Tu na księżycu wszystkie księgi magiczne przejrzałem I nie znalazłem dla niego żadnego ratunku Chociaż przez sto lat szukałem 6. BAZYLISZEK Ale znalazło się lekarstwo na to zmartwienie Prawda mój opiekunie z księżyca szlachetny? Zdejmie ono ze mnie wszelkie cierpienie Powiedz mistrzu, co to za przepis sekretny? 7. MISTRZ TWARDOWSKI Mój Łabędź Celestyn, cudowne stworzenie Z gwiazd obcej galaktyki je odczytał I przyniósł mi tutaj wybawienie O Ciebie Joasiu od razu spytał 8. Powiedz Celestynie, czego na ten lek potrzeba Aby strasznego stwora zmienić w człowieka? Czy korzenia mandragory, czy gwiazdki z nieba? Uchyl proszę, tajemnicy wieka... 9. ŁABĘDŹ CELESTYN Jest jeden sposób, aby spełnić to życzenie Potrzebne jest jednak ludzkie poświęcenie Musi Joasia poślubić biednego medyka Tego co na lewą nogę utyka 10. Ale serce ma dobre, żadną winą nietknięte Tylko miłością do dziewczyny ukochanej przejęte Jak górski kryształ jest ono przejrzyste Jak woda w strumyku czyste 11. Muszę dostać święconą wodę z kaplicy Gdzie będzie ich ślubne nabożeństwo Zaczerpnę kilka kropel w tajemnicy Jeśli Joasia przystanie na małżeństwo 12. JOASIA Nie po to całe życie nad tym łzy wylewałam By teraz się poświęcać dla tego stwora niewdzięcznego Nie po to w nieznane na księżyc uciekałam Od ludzi i tego szpitala przeklętego 13. Wiem, że powinnam okazać Wam posłuszeństwo I podarować Bazyliszkowi radość przemienienia Nie zgodzę się jednak na to małżeństwo Nie wezmę na siebie takiego utrapienia 14. BAZYLISZEK Chyba nie tak straszne to Twoje zmartwienie Widziałem jak na wieży całowałaś tego medyka Gdyby było to dla Ciebie cierpienie Nie ściskałabyś go jak dzika 15. MISTRZ TWARDOWSKI Moje dziecko nie chcę Cię do niczego zmuszać Gdybyś jednak w swej dobroci się przemogła Wiem jak trudną sprawę przyszło nam poruszać Ale nam wszystkim na całe życie byś pomogła 16. JOASIA Wymagacie ode mnie tak wielkiej ofiary Nie wiem czy będę go pokochać umiała Macie może mistrzu, na to jakieś czary? Może bym to wtedy przemyślała... VII POWRÓT JOASI NA WILDĘ 1. Zdecydowała w końcu dziewczyna o powrocie Po wielu miesiącach męczącego rozważania I mistrza Twardowskiego owocnego nauczania Zapragnęła nowe życie dać biednej istocie 2. Joasia swoją decyzją wciąż zmartwiona Od niespokojnych myśli, cała w środku się pruła Wiązała ją jednak obietnica złożona Więc rozmyślając po księżycu się snuła 3. Mistrz Twardowski bardzo się przejął gdy to zauważył Zobaczył jak dziwnego leku nawarzył Nie chciał jej zmuszać by się poświęcała I bez miłości Florianowi ślubowała 4. MISTRZ TWARDOWSKI Stary ze mnie dureń, Joasiu moja W co ja Cię dziecko drogie wplątałem Tak cenna jest jednak pomoc Twoja Innego wyjścia nie miałem 5. Nie powinienem był sobie na to pozwalać Aby a ciebie zrzucać to zmartwienie I niepokoju w Twoim sercu rozpalać Byś na swoje wzięła to sumienie 6. JOASIA Zmusza Was mistrzu do tego potrzeba Nie ma powodu, abym i ja również żałowała Poleciałam w cudowną podróż do nieba Więc pora, bym teraz życie poukładała 7. Pewnie nieraz się nad sobą użalałam Musicie znaleźć na to wybaczenie Ja również wiele rzeczy zrozumiałam Więc nie będzie to dla mnie cierpienie 8. Oboje przed rozstaniem się uśmiechali Z wdzięcznością jedno na drugie patrzyło Gdy w promieniach słońca się żegnali Wierząc, że wszystko dobre, co się dobrze skończyło 9. MISTRZ TWARDOWSKI Na Wildę szarą Joasiu wracaj Tam narzeczony na ciebie czeka W rozterkach się nie zatracaj Lepszego nie spotkasz człowieka 10. Dam ci lek, który zawsze pokochać pomagał Weź go, gdyby niepokój serca się wzmagał Celestyn na Twój brak skrzydeł zaradzi On do samego kościoła Cię odprowadzi 11. Joasia pelerynę zarzuciła, gdy od księżyca się odbili Dziewczyna mocno łabędzią szyję trzymała Gdy w ogromne chmury się wgłębili Tak bardzo upadku w otchłań się bała 12. Celestyn obiecał dotrzeć, zanim nastanie niedziela Ona z czułością siostrzaną go obejmowała Bezpiecznie się czując na grzbiecie przyjaciela W białym puchu spokojnie zasypiała 13. U kresu podróży , gdy ziemi tknęła I wspomnienia minionych chwil przywołała Wieczornym powietrzem Joasia odetchnęła Wiarę w swoje uczucia ludzkie odzyskała 14. Tak zwykła jej się wydawała ta ziemia ojczysta Wciąż ponura, uśpiona i dzika Nie to co księżycowa mgiełka przejrzysta Wilda wciąż była tak cicha 15. Zanim zdecydowała się do dawnego życia wrócić W kościele wcześniej spokoju poszukała Postanowiła wieczór sobie skrócić I na mszę zanieść się kazała 16. Skromny zakonnik odprawił właśnie nabożeństwo Gdy dziewczyna z łabędziem do kaplicy przybyła Dać jej chciał swoje błogosławieństwo Jak modlić po chwili się skończyła 17. Joasia dobrze znała duchownego Twarz jej jednak zasłaniała peleryna Zwróciła uwagę księdza pobożnego Który zastanawiał się kim jest dziewczyna 18. Ojciec Błażej sam poprosił o poufne spotkanie Wiedząc, że bardzo ją coś gnębić musiało Wzbudzał on w niej wielkie zaufanie Pytając co jej sumienie targało 19. Ksiądz na jej widok bardzo się przestraszył Gdy na ramiona pelerynę zrzuciła Wyglądał jakby ducha zobaczył Czym dziewczyna bardzo się zdziwiła 20. JOASIA To ja, Joasia, nie uwierzysz ojcze skąd wróciłam Pewnie rodzina myślała, że mnie porwali Ale ja sama to życie porzuciłam Płynąc na pełnej szczęścia fali VIII SPOWIEDŹ JOASI U OJCA BŁAŻEJA 1. JOASIA Niech będzie pochwalony ojcze Błażeju Grzech ciężki moje serce gniecie Pomóż mi proszę dobrodzieju Zanim licho mi duszę mi poniesie 2. OJCIEC BŁAŻEJ Widzę dziecko, że nosisz w sobie cierpienie Nie wierzę jednak, że ciężko zawiniłaś Potrzebne Ci tylko boże przebaczenie Pomóż mi czego się dopuściłaś 3. JOASIA Wtedy, kiedy miałam iść na leczenie Coś we mnie pękło bolesnego Wszystko straciło dla mnie znaczenie I zrobiłam coś okropnego 4. Najpierw na wieży usta medyka całowałam Jakbym była bezwstydną rozpustnicą Pocałunek swój pierwszy jemu oddałam Zamiast cnotliwą pozostać dziewicą 5. Później włócząc się samotnie po ulicy Postanowiłam do ciemnej wejść piwnicy Gdzie spotkałam stwora w słomie schowanego Który wykluł się z jaja przez węża wysiadywanego 6. Zaproponował mi on podróż po zaświatach Obiecując, że tam odnajdę spełnienie Zapomnę o pełnych smutku latach I spłynie na mnie od gwiazd olśnienie 7. OJCIEC BŁAŻEJ Wiem, że matka na leczenie Cię namawiała To dlatego byłaś wtedy taka wzburzona? Ona okraść cię z czystości nie chciała Tylko ty uciekłaś rozżalona 8. JOASIA Nie dla niej tu wróciłam na tą ziemię przeklętą Chciałam przynieść ulgę komuś innemu Na jego krzywdę nie mogłam pozostać obojętną Pomogę więc stworzeniu biednemu 9. A więc wykorzystałam piekielne czary I na miotle w podróż się udałam Zobaczyłam wszystkie nieba dary Nowym życiem się upajałam 10. Później, ta istota przez węża wychowana Alchemikowi na księżycu mnie przedstawiła Gdzie w tajemną sprawę zostałam wplątana O którą ta bestia przez cały wiek go prosiła 11. Bazyliszek to duch samobójcy zrozpaczony Który pragnie dla siebie uzdrowienia Aby na zawsze w nieszczęściu nie został uwięziony Potrzebuje mojego poświęcenia 12. Dzięki łabędzia Celestyna mądrości Może się spełnić jego marzenie Miał w sobie tyle życzliwości Aby znaleźć dla niego leczenie 13. Muszę wyjść za Floriana kulawego Lekarstwo, to woda święcona ze ślubnego nabożeństwa Bazyliszek dostanie dar życia nowego Gdy udzielisz nam ojcze błogosławieństwa 14. OJCIEC BŁAŻEJ Florian jest dobry, ma szlachetne, gołębie serce Które dawno Cię Joasiu pokochało On pragnie je oddać w Twoje ręce Aby już nigdy samotne nie zostało 15. Tak czule go na tej wieżyczce przytulałaś Nie został Ci jednak zupełnie obojętny Jakieś uczucie dla niego mieć musiałaś By pocałunek oddać mu namiętny 16. A teraz wyjdź mu na spotkanie Masz moje błogosławieństwo dziecko drogie Niech przyjdzie Ci szybko to pokochanie Idź Joasiu, z Bogiem IX SPOTKANIE JOASI Z RODZINĄ I FLORIANEM ŚLUB W KOŚCIELE NA WILDZIE 1. Ponownego spotkania z rodziną się obawiając Joasia ostrożnie z kościoła wychodziła Nadal przed światem się skrywając Twarz peleryną czarną zasłoniła 2. Włóczyła się jak dawniej zamyślona Walcząc z oczami od łez zaszklonymi Wpatrywała się tam, gdzie kula odchodzi czerwona i zatęskniła za dniami podróży minionymi 3. Zwiedziła już świat, niebo i księżyc srebrzysty A teraz przez Wildę ojczystą szła nieśmiało Tutaj panował nastrój tak uroczysty Jakby wszyscy wiedzieli co się wydarzyć miało 4. Wilda wieczornym spokojem spała już otulona Słońce chyliło się coraz czerwieńsze Joasia ze swym losem była już pogodzona Wiedząc, że życie czeka na nią piękniejsze 5. Czując się bezpiecznie zasłoną owinięta Rozmyślając, po ziemi ojczystej się błąkała Pocałunkiem bryzy wieczornej muśnięta Nagle w mroku twarz znajomą napotkała 6. Obawy dziewczyny tak szybko się spełniły To była matka, przed którą się ukrywała Ciemne oczy Joasię zdradziły Opiekunka troskliwa ją rozpoznała 7. Później, ktoś podbiegł do niej i zasłonę zrzucił Pojawił się tak cicho, że nie zauważyła Jednak niepewność wszystkich skrócił Gdy twarz dziewczyny się ujawniła 8. ORDYNATOR Już ją kiedyś w moim szpitalu spotkałem To Joasia, która przed rokiem gdzieś przepadła Wcześniej jej śpiew z wieżyczki słyszałem Tym właśnie serce mojego bratanka skradła 9. Pamiętam więc dobrze, dzień gdy zaginęła O, ja znam najlepiej jej zaklęcia i czary Przekleństwem wtedy we mnie cisnęła Lecz mi nikt na to nie dał wiary 10. Widać było jak żarem zła płonęła Lecz zajrzałem w jej oczy płaczliwe Twarzyczka jej we łzach cała tonęła I uciekła jak zwierzątko płochliwe 11. Wszystkie stare rany, dziecko drogie schowajmy Zapomnij nam występki, to i my ci wybaczymy Na zgodę sobie Joasiu dłonie podajmy Bo przecież my tylko dobrze ci życzymy 12 Matki swojej nie odpychaj Ona również dobrze chciała Serca swojego nie zamykaj Bo i miłość na ciebie poczekała 13. Życzenia ordynatora po chwili zrozumiała Godząc się z dawnym swoim wrogiem Później miłości wyznanie wypowiedziała Nieświadoma, że Florian stał za rogiem 14. JOASIA Tak, wiem, że mnie pokochała ta istota dzielna Dlatego tu na Wildę kazałam się zanieść Bo wytrwała jego miłość wierna Na łabędzich skrzydłach przyleciałam go odnaleźć 15. FLORIAN W końcu się cieszyć można spokoju odrobiną Dobrze się stało Stryju, że się pogodziliście Teraz, gdy zostaniecie wkrótce rodziną Dawne wojny pogrzebaliście 16. Joasiu, miałem Cię tylko wyleczyć A ponad życie całym sobą pokochałem O te odłamki zła w Twoim sercu mogłem się skaleczyć Ale z całych sił je odpychałem 17. Zabiło mocniej serce Floriana tkliwe Gdy spotkały się dwa serca odnalezione Bryza rozwiała Joasi loki nobliwe I obie dusze zostały ukojone 18. Ojciec Błażej połączył młodej pary dłonie I złożył błogosławieństwo na ich skronie Wtedy dzwony z południa weselne rozbrzmiały I ręce Floriana do góry Joasię porwały
    1 punkt
  24. Nadszedł Wasz kres! Nadszedł koniec czasu! Wreszcie żniwa zbiorę swe! A wasze słowa nie obchodzą mnie! Módlcie sie do Boga, O łaskę w niebie! Ci którzy zwątpili niech się obawiają! Bo i tak szczęścia nie zaznają! A ci którzy dobro dawali, Nie będą mieć żadnych żali! Ja śmierć! Nie łaskawa, nie przekupna! Niby zła i okrutna! Waszych dziadków pozabieram! Rodziców a potem dzieci! Śmierć nie czeka ona goni! Raz pędem a raz powoli! Niektórzy idą pod me skrzydła, Inni odchodzą z godnością! Jeszcze inni tak jakby ze starą przyjaciółka się witają. Ale niektórzy obrażają mnie i swoją godność! Uciekają przez drogę życia skrótami których ja nie dostrzegam! Ale sobie uciekajcie w długą, Ja także mam skróty których nie widzicie. Są spontaniczne oraz bolesne, Bardziej bolesne od bólu wbijanego noża. Tylu ludzi swoje dzieci pochowało, Bo przede mną uciekało! Lepiej godnie żyć i umierać, Jak Roland we swej pieśni! A nie ze strachem dzieci grzebać, Jak Kochanowski!
    1 punkt
  25. Podoba się w całości:)
    1 punkt
  26. Śmierć to tylko akwizytor życia wiecznego. Podobno, więc, aby coś sprzedać musi się atrakcyjnie pokazać, albo klienta zastraszyć, są różne na to techniki marketingowe w sumie.
    1 punkt
  27. Pocą mi się oczy ostatnio Od ostatnich kilku lat Praca rytm życia wyznacza I tylko niekiedy trzeba Wydmuchać nos I przełknąć ślinę Strąciwszy krople potu z oczu Opieram się o ścianę Wzrokiem obrzucam laptop nieszczęsny Zawieszam się I znowu pocą mi się oczy
    1 punkt
  28. @Pan Ropuch Coś w tym jest ...
    1 punkt
  29. i to mi sie bardzo podoba .
    1 punkt
  30. Budziła się powoli. Dudnienie, które słyszała we śnie z każdą chwilą stawało się coraz bardziej uciążliwe także na jawie. Dopiero po chwili wpatrywania się w sufit zrozumiała, że uporczywy dźwięk jest pukaniem do drzwi. Wstała szybko, zakręciło jej się w głowie. Nie spojrzała na zegarek – i bez tego wiedziała, że jest już późno (położyła się wyjątkowo wcześnie przez kolejną tym tygodniu migrenę), za oknem panowała ciemność. Chwiejnym krokiem podeszła do drzwi, bosą stopą przesuwając rozrzucone buty. Dłonią przeczesała rozczochrane we śnie włosy, zdając sobie jednak sprawę, że na niewiele ten zabieg się zda. Schyliła się, aby spojrzeć przez judasza, jednak światło na korytarzu było zgaszone; zapewne któryś z sąsiadów przyszedł z jakąś pilną potrzebą. Wypuściła powietrze z płuc i otworzyła drzwi. ⸻ Dzień dobry, dobry wieczór, tak właściwie. Zza progu uśmiechał się do niej młody, nieznajomy jej mężczyzna. ⸻ Dobry wieczór ⸻ odpowiedziała automatycznie. ⸻ W czym mogę pomóc? ⸻ To ja ⸻ rzekł spokojnie, jakby kontynuował przerwaną rozmowę. ⸻ Nie rozumiem… ⸻ Naciągnęła na dłonie rękawy bluzy; z klatki schodowej dolatywało zimne powietrze. ⸻ Nagrałem się pani na sekretarkę, byłem pewny, że wysłuchała pani moją wiadomość… Ale jeżeli nie… ⸻ Wzruszył ramionami, nie kończąc zdania. Ona jedynie pokręciła głową. Nie miała dzisiaj nawet siły dojść do sypialni – po powrocie do domu od razu rzuciła się na kanapę w salonie i zasnęła; myśl o odsłuchiwaniu wiadomości nawet nie przeszła jej przez głowę. ⸻ Więc… tak jak mówiłem przez telefon, jestem byłym lokatorem tego mieszkania ⸻ Kiwnął głową w jej kierunku. ⸻ Szukam moich kluczy, właściwie całego pęku. ⸻ Tutaj ich nie ma ⸻ wypowiedziała te słowa, zanim mężczyzna skończył mówić. ⸻ Może… może są gdzieś, gdzie jeszcze pani nie zaglądała, nie mieszka tu pani długo, wiec… ⸻ A skąd pan to niby wie? ⸻ Tak jak mówiłem, jestem poprzednim lokatorem. Sam wyprowadziłem się zaledwie kilka tygodni temu i… ⸻ I dopiero teraz pan przychodzi po swoje klucze? ⸻ Światło na korytarzu zapaliło się, a z dołu dobiegły ich głosy sąsiadów. Miała teraz okazję lepiej przyjrzeć się mężczyźnie, który stał przed nią. Był średniego wzrostu i raczej drobnej budowy. Na sobie miał ciemnozielony sweter i czarne jeansy, a na nogach zwykłe trampki. Czarne, kręcone włosy zaczesał do tyłu. Jego zaczerwienione policzki wyjaśniła sobie od razu wejściem po schodach na czwarte piętro – w bloku nie było windy. Był jednak niedokładnie ogolony. ⸻ Dopiero teraz zauważyłem ich brak. ⸻ Głos miał spokojny. ⸻ Gdyby odsłuchała pani moją wiadomość, nie musieli byśmy prowadzić teraz tej dziwnej rozmowy. Zaśmiała się słysząc te słowa – w całej tej sytuacji, jedynie pojawienie się tego mężczyzny na progu jej mieszkania było dziwne. ⸻ Proszę mi wybaczyć, ale nie mam zamiaru słuchać tego, co według pana powinnam była zrobić, a czego nie ⸻ odpowiedziała szorstko. ⸻ Oczywiście, nie miałem nic złego na myśli. Po prostu bardzo mi zależy, żeby znaleźć moje klucze. ⸻ Jest już późno, niech pan przyjdzie jutro, wtedy coś wymyślimy. ⸻ Spróbowała zamknąć drzwi, jednak nieznajomy był szybszy – przytrzymał je ręką od zewnętrznej strony, tym samym blokując jej możliwość zatrzaśnięcia mu ich przed nosem. ⸻ Naprawdę mi na tym zależy, proszę mnie zrozumieć! Światło na korytarzu zgasło, kiedy mówił. Znów oświetlał ich jedynie blask włączonego, ale wyciszonego telewizora. Potarła dłonią czoło, przyszła jej nagle do głowy myśl, że jeszcze śpi, a całą ta sytuacja tylko jej się śni. Zrobiła jednak krok do tyłu i ręką zaprosiła gościa do mieszkania. ⸻ Dziękuję! Bardzo pani dziękuję! ⸻ Złożył ręce w geście podziękowania, na co ona tylko kiwnęła głową. Przeszła do razu do kuchni bezpośrednio połączonej z przedpokojem i oparła się plecami o blat przy zlewie. ⸻ Wie pan gdzie mogą być te klucze? ⸻ Szczerze mówiąc, nie mam zielonego pojęcia ⸻ powiedział powoli, uważnie rozglądając się po mieszkaniu, jakby chciał ujrzeć swoją zgubę na jednej z szafek. ⸻ Najpewniej zapodziały się gdzieś podczas przeprowadzki. ⸻ Zrobił kilka kroków w głąb kuchni. Widać było, że czuje się swobodnie; w przeciwieństwie do niej. ⸻ Kręciło się tu wtedy mnóstwo ludzi ⸻ kontynuował. ⸻ Pytałem już wszystkich, ale nikt ich nie widział. ⸻ Co otwierają? ⸻ zapytała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Chciała się go jak najszybciej pozbyć, a nie wciągać w pogawędki. Mężczyzna machnął jednak tylko ręką w odpowiedzi. ⸻ No cóż, ja ich tutaj nie widziałam. Jeżeli nie ma w tym mieszkaniu jakiś tajnych schowków, to nie znajdzie pan tu swoich kluczy. ⸻ Za plecami, na kuchennym blacie, wyczuła palcami zimno ostrza jednego z noży, które suszyły się po zmywaniu. ⸻ Nie, proszę pani, nie ma tutaj żadnych schowków… Niestety ⸻ zaśmiał się, a ona zauważyła, że bez skrępowania patrzy jej ciągle prosto w oczy. ⸻ Nie wiem gdzie mogą być, jednak to mieszkanie to moja ostatnia nadzieja. ⸻ Rozumiem, ale nie jestem w stanie panu pomóc. ⸻ W dłoni ściskała mocno rączkę noża. Nigdy wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale w tym momencie nóż wydał jej się nadzwyczajnie lekki. Mężczyzna stał na środku kuchni. Ręce trzymał w tylnych kieszeniach spodni i wciąż patrzył prosto na nią. Dzieliło ich zaledwie parę kroków – kuchnia nie była duża (całe mieszkanie było zresztą małe, jedynie dwa pokoje, mała kuchnia i jeszcze mniejsza łazienka). ⸻ Oczywiście ⸻ rzekł, wzdychając ciężko. ⸻ Czy mogę mieć w takim razie prośbę, że gdyby znalazła pani te klucze, to… Nie dokończył zdania. Nóż, który do tej pory służył do krojenia warzyw z niespodziewaną łatwością wbił się w jego lewą pierś. Spodziewała się, że krew tryśnie na całe pomieszczenie, jednak nie wyleciała ani kropelka. Mężczyzna opadł najpierw na kolana, a po chwili uderzył całym ciałem o podłogę. Nóż wystawał ze swetra niczym jakaś makabryczna ozdoba. Poczuła, że migrena uderza ze zdwojoną siłą; ponownie zapragnęła znaleźć się w łóżku, zasnąć i spać, spać, spać. Na drżących nogach doszła do drzwi i przekręciła w nich zamek; nie zamierzała nikomu otwierać przez kilka najbliższych dni. Gdy tylko znalazła się w sypialni (tym razem znalazła siłę, aby dojść do porządnego łóżka), szybko weszła pod kołdrę i naciągnęła ją na głowę. Wzięła kilka głębokich wdechów i wysunęła powoli rękę w stronę szafki nocnej. Wymacała szufladę i szybkim ruchem wyciągnęła z niej ogromny pęk kluczy. Ścisnęła go mocno w dłoni i przyciskając do piersi, próbowała uspokoić drżenie ciała. Po kilku chwilach poczuła się już na tyle opanowana, że wysunęła głowę spod kołdry i ułożyła się wygodniej na łóżku. Teraz nic jej już nie grozi, może iść spać. Zasypiała już, gdy przypomniał jej się jeden szczegół. Mężczyzna dzwonił do niej na telefon, ale skąd miał jej numer?
    1 punkt
  31. 1 punkt
  32. Inspirujesz. Jak zawsze:)) Pewna góralka co męża miała ciupagą mu odrąbała to co góral skrycie wsadzał innej kobicie!
    1 punkt
  33. @BPW Wyobraź sobie, że z jednego kwiatka przeskoczyłem na drugi-:) Tamtem kwiatek, był zbyt trujący dla mnie. W ten natomiast,wrastam coraz to głębiej i głębiej. Końca nie widać -:))
    1 punkt
  34. @Nefretete wiem wiem, taki żarcik :) wiersz fajowy, taki inny ... a Ty to taka trochę Pocahontas w męskim wydaniu, ha? ;)
    1 punkt
  35. 1 punkt
  36. @emwoo fachowo ocenić pień wpierw muszę, aby na sęk nie trafiła ptaszyna, bo sobie kark przetrąci;)
    1 punkt
  37. @emwoo Ja mam dzięcioła i nie zawaham się go użyć;)
    1 punkt
  38. @Nefretete Trzyma poziom;) i stawia do pionu:)Pozdrawiam
    1 punkt
  39. @Nefretete „no jacha!” - jak to mawiają na ulicy ?
    1 punkt
  40. @Nefretete dzięki, dobry człowieku ;) to widzimy się pod kolejnym Twoim wierszoskletem ;) ciekawam co tam wyłuskasz ... pozdrowionka!
    1 punkt
  41. Adam i Ewa, ?? Ziemia i Sól, ?? Król i Królowa, ?? O niej dziś mowa, Ona solą w życiu jego, Ona sensem jest dla niego, Ona pięknem jest wcielonym, Ona kwiatem rozłożonym, ? Ona żoną, matką, córką, Ona jego białą furtką, Ona jedna wyjątkowa, Nie opiszą jej cne słowa.
    1 punkt
  42. Na drodze ku Oświeceniu... :) Powodzenia!
    1 punkt
  43. Dzień dobry, ja też trochę położyłam w życiu.
    1 punkt
  44. @Symbioza ładnie :) serducho na start i witamy debiutanta ;)
    1 punkt
  45. AGA MAŁA, CO MA MOC, A ŁAMAGA? A MOCY, CO MA! MA TA SAMA MOC, I CO - MASA TAM.
    1 punkt
  46. @w kropki bordo wierszcz Miszcz! Rozbawił mnie tuż przed sennem oby tylko bożenna z czesławem co ziewa i anakondą z lodówki mi się nie przyśnilli. Pozdrawiam uśmiechnięty Pan Ropuch
    1 punkt
  47. @w kropki bordo Czytam sobie to jako opowieść o tym, że wszyscy jesteśmy niedoskonałymi ludźmi. Autorytety, społeczeństwo starają się nam wpoić, że musimy być ideałami. Nie możemy popełniać błędów, dostawać złych ocen w szkole, popełniać gaf, brzydko mówić, wyróżniać się. PLka idzie na przekór tym trendom. Nie przejmuje się opinią innych. Klnie jak marynarz. Nie idzie grzecznie spać po dobranocce. A na próbę zastraszenia za pomocą anakondy odpowiada przykładem Czesława który zamiast śpiewać ziewnąłby sobie po takiej próbie manipulacji. Ale że nie ma go w tym wierszu, to pewnie ziewa PLka ;). Oprócz tego, że podoba mi się przesłanie "bądź niedoskonałym sobą, nie bój się opinii innych" podoba mi się też absurd użyty w wierszu. Anakonda wyciągnięta z lodówki, ni stąd ni zowąd wyskakujący Czesław, paradoks kompletnie nie kompletna. Tak jakby to była taka lekka zabawa tekstem i całą sytuacją :). Fajnie się czytało. Dzięki.
    1 punkt
  48. Aga mała ta łamaga. Aga, mała masa, ma tu salę tę, lasu tam, a sama łamaga.
    1 punkt
  49. - OT, ALE LAIK ŻYW? - DRUKI KUR DO NADWYŻKI? - ALE LATO.
    1 punkt
  50. @szept wiatru SARNObójca Postanowił tropić łanie Urządził sobie polowanie Rychło o świcie wstanie Wpierw zdobędzie zaufanie By następnie godzić zgrabnie Serce przebić nieodwracalnie Widział tylko czubek broni Dżentelmenowi tak nie przystoi
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...