Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 06.06.2020 w Odpowiedzi

  1. To jedynie drżenie szyby i jęczenie wiatru - - wyjaśnia racjonalista pierwszego kontaktu. Skrzypi krzesło i podłoga? - Taka w drzewie skłonność. W śnie przynoszą ci wiadomość? - Twoja podświadomość. Ruch złowiłeś kątem oka? - wiatr muska firany. Znowu obraz spadł ze ściany? - źle przymocowany. Coś huknęło lecz nie spadło? - pewnie u sąsiada. Jakieś szepty słychać wokół? - deszcz za oknem pada. Pies coś widzi, na coś warczy? - tak już bywa z psami. Przestań wreszcie w bajki wierzyć, uwierz żeśmy sami. Dzwoni dzwonek a za drzwiami nie ma żywej duszy? - to popsuta elektryka albo zbadaj uszy, lub zwyczajnie ktoś dla beki zrobił tobie kawał, usiądź, ochłoń i uspokój nim umrzesz na zawał. Nie przewracaj w domu krzeseł, nie zasłaniaj luster, bo nie będzie na czym siedzieć- zabobony puste. To są najzwyklejsze sprawy, nie ma po co gmatwać. Tylko cisza po umarłym jakaś bardziej martwa, i porządek drobnych rzeczy jeszcze jego dłoni ma na sobie ślad ostatni, że aż w uszach dzwoni.
    6 punktów
  2. Dawniej z szablą był w galopie teraz kłusem mknie na mopie. Ceni równouprawnienie, lecz czy ona ma go w cenie? Jednak czekać nie chce dłużej bo zwyciężyć musi kurze co przyległy do podłogi, do nich zmierza rycerz srogi. Nie ma dla nich dziś litości, z wielką siłą, choć bez złości celnie mopem je traktuje i zwycięstwo odnotuje. Lecz to triumf pyrrusowy nie zawróci jej nim głowy, nie zdobędzie jej uznania, tym, że z mopem się ugania. Ona bowiem za rycerzem dzikim, lecz kochanym zwierzem, tęskni od samego rana chce być w takim zakochana. Jest to rozwinięcie fraszki "Mężczyzna dawniej i dziś".
    5 punktów
  3. Rozwijam słońcu skrzydła, jak języki poezji. Zobacz jak wena tańczy, gorąca Madame crazy. Każdy oddech z chmur białych, krąży jak baletnice. Amor też chce zatańczyć, strzałą zrywa spódnicę. Promienie zwijają krzyk, muzyka nie w tym tonie. Dżentelmen pomylił rytm, Madame w pąku swym płonie. Puls żaru ulatuje i dym z wulkanu już grzmi. Gdzie Twoja mucha i frak, w walcu krążyła ta myśl.
    4 punkty
  4. Zanurzam się cała w chwilach upojenia, zmysłów myślami powoli Cię rozbieram. Całując z czułością spełniam pragnienia, pieszczoty moje z wyczuciem wybieram. Tańczymy wtuleni w rytmie przyzwolenia, rośnie pożądanie coraz większej bliskości. W wyobraźni kreacji spełniamy marzenia, oboje pragniemy odwzajemnionej miłości. Chcielibyśmy, aby taniec trwał wiecznie, erotycznej rozkoszy doświadczały ciała. Ze sobą chcemy być blisko koniecznie, bo życie, to chwila zbyt krótka, za mała.
    4 punkty
  5. wezbrane rzeki rozpaczy nie baczą na tamy które wyznacza czas przez jedną chwilę sięgałam nieba a teraz płynie wino i żal
    3 punkty
  6. Błędne koło się toczy błędne koło się toczy, znów mam zawroty głowy, znowu zamykam oczy... Błędne koło wiruje, błędne koło wiruje; kalejdoskop pamięci szkiełka dni przesypuje... Turla się błędne koło, turla się błędne koło; czy to trans, upojenie, czy to młyn, czy to zioło? Błędne koło wciąż krąży, błędne koło wciąż krąży: czy je zdążę rozerwać, czy opętać mnie zdąży?
    2 punkty
  7. Nawet podwójnie albowiem dziadek skromny, bo skromny, lecz zjadł obiadek wyszedł przed chatkę, siadł na ławeczkę i przez godzinę pykał fajeczkę z sąsiada żoną wdał się w dysputę czy lepiej mak siać czy może rutę więc uradzono, że i to i to a na dokładkę pszenicę, żyto. Słonko zaczęło kryć się za chmurki dziadek poczłapał do swej komórki naręcze drewna zaniósł do domu i nie zwierzając się już nikomu rozpalił w piecu, usiadł w fotelu trzymając w ręce swój napój z chmielu spojrzał w kierunku babci swej żony i nagle poczuł się wypalony.
    2 punkty
  8. Wszystkie - bez wyjątku - nowe stare i te zdziczałe przy których stoją kikuty drogowskazów nazw zapomnianych porośnięte nie jedną trawą , dokądś prowadzą. Więc gdy poczujesz się zagubiony ... wędrując jedną z nich przypomnij sobie ten wiersz . A potem dalej śmiało idź przed siebie , bo może właśnie ta ... ta droga zaprowadzi cię dziś jutro albo po ... tam gdzie odnajdziesz to coś ... coś co nazwiesz swym szczęściem.
    2 punkty
  9. Jako wszystek historyji przedtym się odbywały Azaż prawo by to się komu ludy frasowały? Historyja jak mokradło głęboka. Co jest, już było, k’ czemu sromota? Twa zgryzota od zamierzchłych czasiech znana. Wszego tesknica liczna jak morska piana. Duchy nieżywych zawżdy czują. Przeczże się ludzie potenczas wojują? Dokąd jest człowiek na ziemyjej ino te same są dzieje. Nie płaczże, gdy chata twa goreje. Od zarajadziejów ni lepiej ni źlej. Takoż k’ rozkoszy kuglij czyli wina lej.
    2 punkty
  10. niech zostanie po mnie kropla natchnienia która poi umysły spragnione tworzenia
    2 punkty
  11. Kilogram ziemniaków I dwa bochenki chleba, żelki. I jakieś słodsze owoce, I chipsy orzechowe, których Nikt nie lubi, na przecenie. ... To stara lista zakupów Skitrana jeszcze w prawej Kieszeni pamiątkowej marynarki. Aktualna tuż przed oddelegowaniem Mnie jako reprezentanta ludzkości W gwiazdy. Może dlatego zapomniałem wyrzucić... ... "Potrzeby duchowe, Wyższe ideały, Poezja, Honor..." Chipsy i żelki podjadam Z lewej, ukrytej, zapinanej Na suwak kieszeni. Dopiero niedawno ją odkryłem.
    2 punkty
  12. @Marek.zak1 he he fajny :) A może tak do mopa doczepić drewnianą białą głowę konia ;) Pozdrawiam :)
    2 punkty
  13. nie czas biegać od sznura do sznura między przegniłymi tarcicami bezmiar nędz tego świata a w sercach dzwonów pomruki wojny przypominają nic czystego nie ma na tym świecie ech gdzie te nasze słodkie gruchanie miłosne i bezwstyd w oczach z najwyższego wierzchołka wieży utkwiwszy spojrzenie czułe i tkliwe w błękicie układam litanię do...
    2 punkty
  14. domniemany późny barok polepiony betonem pokruszonym w koronie czerwonousta żaba mruga zalotnie do obsranego bociana również z plastiku przewróconego kopnięciem uwalonego w trzy dupy gospodarza półdziobu w wodzie jak żur i śmierdzi - a tak regularnie topią się tu jeże spragnione po brzegu z folii budowlanej zjeżdżają do perfekcyjnej pułapki za pięć koła od rządu
    2 punkty
  15. @jan_komułzykant ARA WINO PORTO TROP, ONI WARA
    2 punkty
  16. @M.A.R.G.O.T W moim otoczeniu brak takiego dziadka ja choć jeszcze żyję, ale nie te latka a kiedy chcę strzelić chociażby po secie nie biegnę do sklepu, lecz zlecam kobiecie by w ramach codziennych typowych zakupów kupiła mi... małpkę? Bez takich wygłupów to więcej z butelki wytrąbi dziecina choć ona dopiera pić przecież zaczyna. Z natury nie jestem pazerny, dlatego do żonki się zwracam kup mi coś większego ćwiarteczkę powiadasz? Takiego litrażu użyję, gdy będę chciał pić dla kurażu dziś jednak od rana coś we mnie buzuje żoneczko, pół basa, to może poczuję że piłem, lecz żonka celowo mnie głodzi a przecież litr mleka i jej nie zaszkodzi. pozdrawiam :)))
    2 punkty
  17. stąpa lekko po mgły poduszce Pani Wiosna rozpościerając swoją barwną szatę po nagich łąkach lodowa Pani zgubiła swój welon lecz kiedyś powróci na powtórny ożenek ze smutnymi konarami i zwiędłymi liśćmi
    1 punkt
  18. Proza Poetycka Nie Da Się Żyć Na wojnie nie ma wakacji, Bo żyjcie to wojna, Lecz pamiętaj - Tej wojny nigdy nie wygrasz. Pamięć zostanie jedynie o bohaterach i wydarzeniach. Nie tchórzach i zerach. By nim zostać. Musisz poświęcić całe swoje życie. By w heroicznej walce osiągnąć swój główny cel. Własną śmierć. Umrzeć i przegrać wojnę i wszystko co było niby na pokaz warte. Nie dla wygody, spokoju, bezpieczeństwa - wyjałowionego życia. Tylko dla samej próby - podjęcia walki. Bo po to jest prawdziwe życie. Czego byś nie robił w życiu umrzesz i tak. Odejdziesz, z poczuciem dumy - że tak po prostu próbowałeś, że stawiałeś opór. Chodź tak zakończenie znałeś, już od samego początku. Jednak mniej to na uwadze, że tylko i wyłączenie, za życia - MASZ WYBÓR. Dalej nic nie ma, nie było i nie będzie - to koniec. Tak naprawdę nie masz, nic do stracenia, co jest coś niby warte. Ani to miłość - która bywa ślepa i bolesna. Ani to złudne marzenia - które się nie spełniają. Bo właśnie po to one są - by móc marzyć, by spełniło się coś. Co nigdy się nie wydarzy. Inni się bali, że im się nie uda - Mieli tu rację. Że coś stracą - i tak to stracą, a nawet i więcej. Zależało im na czasie. By móc jak najdłużej - według nich podobno żyć. A oni mieli nie żyli, choć, nie byli martwi za życia. Bo tak wygodniej , bo tak bezpieczniej. Bo nie trzeba ryzykować, lękać się, czuć strachu. Bo trud wymaga wysiłku, bo może się nie udać. Ty zatem odejdziesz spokojny, z poczuciem dumy. Z poczuciem własnej wartości. Że pomimo porażki, czujesz się jak wygrany. Czujesz, że żyjełeś - ŻE BYŁO WARTO. Oni zaś zamknął oczy z najgorszym smakiem na sercu. Że tak naprawdę, już za życia nie żyli - że już wcześniej umarli. I NIE COFNĄŁ TEGO JUŻ NIGDY PO PROSTU TAK SIĘ NIE DA... ... NIE DA SIĘ ŻYĆ! Autor ? Ardnas - 21.VII.2019 / "Sztuka To Ludzkość" Źródło: https://www.ardnas.pl/p/nie-da-sie-zyc.html
    1 punkt
  19. Nie wiem skąd przybyli. Atakują ze wszystkich stron. Wgryzają się w ciało. Tworzą cienkie rządki z wirującą kolczatką. Cholerne świdrujące kreski. Słyszę wilgotny szelest. Te jeszcze na zewnątrz, chwytam całymi garściami i rzucam na podłogę. Rozdeptuje. Słyszę jak pękają. To nic nie daje. Większość z nich zdążyła wejść w rękę. Wciąż przybywają nowe. Nieustannie. Płynące szare rzeki. Otaczają mnie ze wszystkich stron. Nieustanny skrzypiący szelest, jest nie do wytrzymania. Czuje je wewnątrz ciała, lecz o dziwo, nie odczuwam bólu i nie widzę żadnej krwi. Mam wrażenie, że płyną w żyłach w kierunku serca. Pulsuje ze strachu niczym zwierzątko w potrzasku. Skóra nieustannie faluje. Szara i chropowata. Są bardzo żywotne. Dalsza walka nie ma sensu. Zaprzestanie przyniesie więcej korzyści. Lepiej stać się nimi, wchłoniętym przez miliony żarłocznych punkcików. Przeżuwają nie tylko ciało, wnętrzności, ale także psychikę. Mam zupełnie inne myśli. Szybsze i dokładniejsze. Wiem co dla mnie najlepsze, a co może mi zaszkodzić. Czuję wewnętrzną przemianę. Jestem nią. Nieustannie drgającym. Setki z nich wylatuje z ust. Nie mogą się pomieścić, ale wracają. Uparcie dążą do celu. Wiedzą, że ich pragnę i oczekuję. Wchodzą do oczu. Przez moment jestem ślepy. Nawet zaczynam się bać. Zupełnie niepotrzebnie. Teraz widzę o wiele lepiej. Krystalicznie wyraźnie. Z samych siebie utworzyły nowe oczy, a w nich drgające źrenice. Robię się coraz większy. Włażą do uszu. Słyszę o wiele dokładniej. Nieustający świdrujący szum, jeszcze przed chwilą cholernie mnie denerwował. Teraz jest balsamem. Płynącą muzyką. Zmieniłem się. Już nie jestem tym samym, co na początku. Ciało i psychika są nowe, lepsze, bardziej wytrzymałe. Jestem nimi, a one mną. Muszę znaleźć więcej do mnie podobnych. Takich jak ja. Też staniemy w rządkach. Większych. Ogromnych. Potrzebujemy żywności. Nowych ciał do zawładnięcia. Nasze moce przerobowe znacznie wzrosną. Nauka nie poszła w las, ale jej owoce tak. Będzie łatwiej polować na grubą zwierzynę i na tych śmiesznych bezbronnych ludzików. Jesteśmy głodny. Dużo nas, cholernie dużo. Drgających olbrzymów. Mali wielcy tego świata, nie mogą mnie powstrzymać. Żadna bomba nam nie zaszkodzi. A nawet gdyby, to tylko na moment. Od razu wracam do pierwotnego kształtu. Nigdy się nie mylimy. Powroty zawsze są do macierzy. Na początku biliśmy słabe. Mało odporne. Można mnie było zmiażdżyć byle butem. Lecz w miarę wchłaniania kolejnych ciał, nasza odporność wzrastała. I wzrasta nadal. To jest ważne. Wziąłem ten świat w posiadanie. Żywe istoty już nam nie wystarczą. Zresztą niedużo zostało. Żywię się wszystkim. Nie ważne czy ma w sobie życie, czy nie. Pochłaniamy co popadnie, co staje mi na drodze. Kształty nasze są początkowe. Olbrzymich ludzi. Nie byle ludzików. Są we mnie. Jestem wieloma, składających się z milionów. Idziemy ciągle do przodu. Zostawiam za sobą puste przestrzenie. Więksi i większy. Coraz bardziej doskonali. Moja empatia jest przeogromna. Zrozumieliśmy ludzkie potrzeby i tęsknoty, jak żadne inne organizmy, przybyłe na tą planetę. Wchłaniać za bardzo już nie ma co. To cholernie dołujące. Miliony moich mózgów myśli intensywnie, jak wybrnąć z tej cholernej sytuacji. Dochodzę do wniosku, że musimy zacząć pożerać własne ślady oraz samych siebie. Postanowienie wprowadzamy skrupulatnie w życie. Poczucie psychicznego komfortu nieustannie wzrasta. Ciało jest większe i potężniejsze. Pochłaniamy wszystkie jeziora i wszystkie morza. Zauważam, że obszaru pode mną ubywa. Nie martwi nas to. Pragnę być jeszcze bardziej potężny, władny i absolutnie panować nad światem. Niby wszystko takie cudowne i wspaniałe, ale niektóre nasze maleńkie ciała, wyrażają obawy, czy aby postępuję słusznie. Nawet przytaczają maksymę tych śmiesznych minionych ludzików… o nie podcinaniu gałęzi, na której się siedzi. Nic dziwnego, że w nas takie niedorzeczności. Może nie wszystkich dokładnie strawiłem i pokręcone ludzkie myśli w nas pozostały. Na szczęście jest ich mało. Nie zakłócają naszej wędrówki i moich pragnień. Pochłaniamy świat konsekwentnie i metodycznie. Bardziej rozumny, rozsądni i rozważny. Tyle genialnych umysłów w nas siedzi. Różnorodnych, a takich samych. Oprócz wspomnianych kilku milionach wyjątków. Nie przeszkodzą nam. Nie powstrzymają. Jeszcze trochę i stanę się jedynym władcą tego świata. * O kuźwa! Chwila. Jakiego świata?
    1 punkt
  20. mów do mnie ciszą gdy myśli krzyczą a słowa jedynie wyrzucają dźwięki wykrztuszam siłę by móc się oprzeć ciągłych potyczek rzemieślnik teraz milczysz o jeden gest za dużo twarzy wyraz obojętny czuję gęstość powietrza co utrzymuje dystans oddech następny między ciałem a cieniem pusta droga po cichu się zwęża lecz dotyk nie pomoże by scalić siebie czas nam sprosta
    1 punkt
  21. można by uwierzyć w delikatność pantomimy rąk na tle bezgranicznych pojednań gdyby nie ruiny pół nocnej części szmaragdowych piasków można by uwierzyć w wiekuistość bóstw niezwykłą moc antycypacji gdyby nie groby konsekrowanych ofiar można by uwierzyć w arystokratyczne pochodzenie waz gdyby nie przesolona zupa kobiety ze śliwą można by uwierzyć w rycerzy okrągłego stołu u stóp Magdaleny gdyby nie zniesławienie symbolu niewinności można by uwierzyć we wszystko dla świętego spokoju gdyby nie fakt że Chrystus już kilkakrotnie przekręcił się w swoim grobie szukajcie drzew liny już wiszą.
    1 punkt
  22. w niezmierzonej głębi dusz w każdej obcej twarzy w bezkresie wspomnień i smutku utraty
    1 punkt
  23. @Jan Paweł D. (Krakelura) Jestem tym racjonalistą z pierwszego wersu ale wiem ze jest cień nieodkrytego przez racjonalne poznanie dyskursu. Cień odosobnienia. Co jak i na ile nas to i gdzie zaprowadzi? Czas pokaże.
    1 punkt
  24. bo takie myśli jak gazy wiadomo pną ku górze bo tam zazwyczaj azyl albo i grosz i kij i róże
    1 punkt
  25. Bez jest nieopisaną radością, kiedy chodziłam z Elizą, z koleżankami do domu jej babci, gdzie rósł i przylegał do czarnych beli. To było urocze miejsce, gdzie był ład, wszystkie roślinki równo rosły, kwiaty wiły się do ścian, krawężniki były pomalowane na biało i tam towarzyszyłyśmy jej w odwiedzaniu. Płot był wysoki, szczelny i nie mogłam dostrzec dobrze co tam jest, uwielbiałam tam przychodzić i wtulać się w gałązki, były fioletowe, białe i te listki, jadłam. Wróżyłyśmy sobie, szukałyśmy, który ma więcej płatków.
    1 punkt
  26. @[email protected] Coś w tym jest, naprawdę. Ta specyficzna nuta melancholii często jest inspiracją, przebłyskiem.
    1 punkt
  27. @[email protected] Dziękuję za pozytywy i również życzę miłego wieczoru ?
    1 punkt
  28. @Paulina Murias Wredny czas, bo zawsze upływa, minuta, godzina i na wietrze grzywa. Miłego wieczora, z czasem nie ma żartów jest bezkompromisowy.
    1 punkt
  29. Pozazdrościć tylko kupidynowi.... ;-)))) pozdr.
    1 punkt
  30. ...i jeszcze raz. :) __________________ Ponownie dziękuję. Dodam jeszcze, że stan uczuciowy Peelki jest mi bliski... Pozdrawiam
    1 punkt
  31. @[email protected] dziękuję Grzesiu i pozdrawiam milutko :-)
    1 punkt
  32. Pozwolę sobie zacytować Alan'a Watts: “I have realized that the past and future are real illusions, that they exist in the present, which is what there is and all there is.” ― Alan Wilson Watts Tłumacząc na polski: „Zrozumiałem, że przeszłość i przyszłość są prawdziwymi iluzjami, że istnieją w teraźniejszości, która jest tym, co istnieje i wszystko, co istnieje”. - Alan Wilson Watts I jeszcze to: “There is only this now. It does not come from anywhere; it is not going anywhere. It is not permanent, but it is not impermanent. Though moving, it is always still. When we try to catch it, it seems to run away, and yet it is always here and there is no escape from it. And when we turn around to find the self which knows this moment, we find that it has vanished like the past.” ― Alan Watts „Teraz jest tylko to. To nie przychodzi znikąd ; nigdzie się nie wybiera. Nie jest trwałe, ale i nie jest nietrwałe. Choć w ruchu, zawsze jest nieruchomo. Kiedy próbujemy go złapać, wydaje się, że ucieka, a jednak zawsze tu jest i nie ma przed nim ucieczki. A kiedy odwracamy się, by znaleźć siebie, które zna ten moment, odkrywamy, że zniknęło jak przeszłość. ” - Alan Watts
    1 punkt
  33. @Wiesława Wiesiu bardzo zgrabnie napisane, jestem pełen podziwu, ale mam tylko jedno serducho - oddaje Ci je. Pozdrawiam najmilej jak mogę.
    1 punkt
  34. @WarszawiAnka Wow, piękny! ❤️ Zachwycam się Pani talentem?
    1 punkt
  35. „Duchy karczemnej tworem gawiedzi, W głupstwa wywarzone kuźni” W klimacie wiersza, wieszcza - „ Romantyczność” Pozdrawiam :)
    1 punkt
  36. @Jan Paweł D. (Krakelura) Wstałem dziś lewą nogą i co czuję się niewymownie
    1 punkt
  37. Dziewczynka obudziła się cała zapłakana. Śniła o matce, która opuściła ją niespodziewanie, bez słowa pożegnania i jakichkolwiek wyjaśnień. Dlaczego tak nagle? – rozmyślała leżąc nadal w łóżku. – Czyżby była aż tak niegrzeczną, że matka miała jej po prostu dość.To przecież niemożliwe, zawsze starła się być kochającą córką, chociaż nie zawsze robiła wszystko jak trzeba. Od tych wszystkich rozmyślań, znowu zasypia i znowu jest z nią. Siedzą na łące, na zielonym kocu w kratkę, jedząc dużo różnych pyszności, przyniesionych z domu. Nagle obraz znika i widzi zupełnie inny. Dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, że powtórnie się obudziła. Na brzegu łóżka, siedzi dziwna postać w białej sukni, przyozdobionej stokrotkami. Dziewczynka zaczyna się nawet trochę bać. Kto to może być i czego może chcieć, gdyż przypuszcza, że przyszła tu w jakimś określonym celu. – Wiem, że tęsknisz za swoją matką – mówi kobieta, spoglądając na leżącą. – Powiem ci jak to było, a ty zdecydujesz, jak postąpić – dodaje po chwili, jakby zamyślona. – Możesz ją odzyskać, jeżeli z całego serca tego pragniesz. – Przecież, wiesz, że pragnę – powiedziała ze łzami w oczach. – Jak mogła mnie zostawić samą. Powiedz proszę, co się stało i co mam zrobić, by do mnie powróciła – Twoja matka wyszła na chwilę do ogrodu. Trochę wcześniej musiała tam być ta straszna wiedźma... – Wiedźma? Ta o której wszyscy mówią? – zatrwożyła się dziewczynka. – Niestety, właśnie ta. Zapewne niektóre rośliny zatruła tymi swoimi niecnymi myślami, pełnymi najgorszego zła. Twoja matka musiała je zjeść i stała się bardzo złą kobietą. Nie chciała cię znać. Słyszałam też, jak mówi sama do siebie, że z takim bachorem, nie chce mieć nic wspólnego. Nie mogłam nic na to poradzić. Nie wtedy, gdy czar był świeży. – Jak chleb? To straszne co mówisz. – Jest jednak pewna nadzieja. W tym samym ogrodzie, znalazła złote naczynie. Podejrzewam, że to sprawka tej samej wiedźmy. Zachwyciła się tym blaskiem tak bardzo, że ciągle trzyma przy sobie. Wiem jednak, że gdyby ktoś sprawił, że mu to naczynie odda, to wtedy czar przestanie działać. – Czy wiesz, gdzie teraz moja matka? Daleko ode mnie? – No cóż. Może nie tak daleko, jak jej serce od ciebie, ale blisko też nie. Teraz przesiaduje blisko przepaści. Na dnie płonie wieczny ogień. Ona bardzo lubi tam spoglądać. To jeszcze bardziej wzmaga zło. Jeżeli chcesz ją odzyskać, to musisz tam się udać. – Tak, wiem, ale jestem tylko małą dziewczynką. Bardzo bym chciała, ale strasznie się boję, takiej samotnej wędrówki. – Niestety, to jedyny sposób. Musisz sprawić, by tobie to naczynie dobrowolnie oddała. Wtedy wrzucisz do przepaści, by spłonęło. Odzyskasz w ten sposób matkę. – A wiesz chociaż, w którą stronę mam pójść – zapytała, chociaż było jej smutno, po tym wszystkim co usłyszała. – Tak. Wiem. Wskażę ci drogę. Wędrowała dość długo wśród wielu przeciwności, które musiała pokonać. Odczuwała jednak pewną niewidzialną opiekę nad sobą. Owa kobieta ją zapewniła, że nie zostawi jej samej, chociaż nie może z nią pójść. Zadanie musi wykonać sama. Wiele nocy nie spała, słysząc różne odgłosy, a niektóre były bardzo blisko, lecz po ciemku nie widziała, do jakich zwierząt należą. Nie rezygnowała jednak z wędrówki, gdyż trzymała ją na drodze wiara w to, że wszystko zakończy się pomyślnie. Wtem dostrzegła białą wiewiórkę, siedzącą wśród różnorodnych kwiatów. Nie zdziwił ją nawet kolor, ale za to przyszedł jej do głowy dziwny pomysł, żeby tych kwiatów nazbierać. Wiewiórka biegała przy niej gdy je zbierała, jakby ją to tego zachęcając. Gdy już miała tyle, że ledwo mogła unieść, wyruszyła w dalszą drogę. Miała wrażenie, że białe zwierzątko kiwa do niej jasną łapką na pożegnanie. Na miejsce przybyła zupełnie niespodziewanie, jakby nagle obudziła się ze snu. Po prawej stronie zobaczyła krawędź przepaści i dziwną łunę unoszącą się dość nisko. Słońce właśnie zaczęło zachodzić, ciesząc wzrok pięknym widokiem, lecz ona nie bardzo to piękno dostrzegała, gdyż miała oczy pełne łez, w których, jakby na przekór, wirowały nieliczne iskierki nadziei. Myślała intensywnie, co by tu zrobić, gdy wreszcie ujrzy matkę. Przecież tego naczynia dobrowolnie nie odda. Wtem jakby coś ją tknęło, gdy tuliła kwiaty, które nadal trzymała. Spojrzała przed siebie. Zobaczyła matkę, którą w pierwszej chwili nie poznała. Zło odcisnęło piętno na jej twarzy. – Czego chcesz wstrętny bachorze? Przyszłaś przeszkadzać? Nie widzisz, jaka jestem piękna. Naczynie nie kłamie. Jest złote. Widzę w nim swoją twarz. Nie chce przestawać patrzeć, ciesząc się swoim pięknem. Idź stąd, bo tak cię stłukę, że własna matka ciebie nie pozna. A teraz zejdź mi z oczu, przebrzydła dziewucho. Moje piękne oczy patrzą gdzie indziej. Przybłędy w postrzępionej sukience nie chcą oglądać. – Jesteś moją matką – musiała to wreszcie wykrztusić z siebie.. – Co? Kim jestem? Jak śmiesz tak do mnie mówić. Mam być matką takiej chodzącej szmaty, jaką ty jesteś. Do prawdy moja cierpliwość się kończy. Odejdź pókim dobra. – Proszę, najpierw spójrz na te kwiaty. Musisz przyznać, że są piękne. Czyżbyś ich nie widziała? – Kwiaty? No faktycznie, są piękne. Ty coś kombinujesz. Przyznaj się łajzo jedna. – Nic nie kombinuję. Przysięgam. Pomyślałam tylko, że gdybyś się tymi kwiatami cała ozdobiła, to byłabyś o niebo piękniejsza. Przecież ci na tym zależy, żeby taką być. – Cholera. Dawaj. Przyozdobię się w nie.Chyba masz pokrako racje. Tylko naczynie nie położę na ziemi, bo się zapaskudzi. – Chętnie potrzymam. Przysięgam, że ręce mam czyste. Jak widzisz kwiatów nie pobrudziłam. – No dobrze. Widzę. Zabieram kwiaty, a ty trzymaj. Tylko uważaj, bo jak ci wyleci z rąk, to będziesz je miała połamane na drobne kosteczki. – Będę uważać. Kobieta zaczyna zdobić swoje śliczne ciało. Nie zauważa, że dziewczynka biegnie w kierunku przepaści. Nagle kobiecie coś podpadło. Ozdobiona kwiatami, zaczyna ją gonić. Uciekinierka, czuje za sobą woń kwiatów. Teraz wstrętną i obrzydliwą. Jest coraz bliżej krawędzi. Paskudny zapach się nasila. Jakby chłonął w siebie, całe zło. Wie, że matka ją prawie dogania. W ostatniej chwili rzuca naczynie, na dno przepaści, prosto w ogień. W tym samym momencie, czuje za plecami intensywny zapach kwiatów. Teraz zupełnie inny. Nieziemsko cudowny, dla spoconego nosa. Wie już, że nie przyszła w to miejsce na próżno. Obraca się w kierunku odzyskanej miłości. Nie odczuwa lęku. Matka ślicznie wygląda taka przyozdobiona. Jak dobra wróżka. Przytula swoją córkę, a ta słyszy tylko trzy słowa, ale jakże wspaniałe; – Wracajmy do domu.
    1 punkt
  38. Na pewno o tym rozmawiali? Gdyby dysputy ich wziąć próbkę, wyjdzie, że raczej omawiali kto dzisiaj jaką zrobił kupkę ;)
    1 punkt
  39. Oczy mam przezroczyste Duszą jestem nie ciałem Oglądam świat przez przeźrocza Zapachu nie czuję wcale Oni chodzą doliną Ubrani w dziwne szaty Płaczą i ciagle krzyczą Rodzą się, umierają Ja to widzę z oddali Muskam skrzydłami ich usta Próbuję coś im powiedzieć Echo niesie głos pusty Oczy mam przezroczyste Duszą jestem, muzyką Oglądam każdy wschód słońca Jestem tylko aniołem
    1 punkt
  40. @Henryk_Jakowiec "bo wena po świecie gdzieś hasa" a forma nie goni - przygasa ;)
    1 punkt
  41. @M.A.R.G.O.T Jak w temacie odpowiedzieć kiedy temat nie jest znany a he he:) - co ma oznaczać wiersz czy temat roześmiany? Wobec takiej sytuacji żebym nie trwał w niepewności kończę oraz wyczekuję choć na szczyptę wiadomości. pozdrawiam :)))
    1 punkt
  42. No nie, jak może taka wspaniała, będąca niemal motorem kampanii wyborczej obietnica prezydenta spotkać się z kpiną i niezrozumieniem. A przecież każdy z nas marzy o pięknym oczku wodnym na każdym piętrze bloku. Jak widać totalna opozycja totalnie niczego nie rozumie, odrzuca wszelkie odruchy pojednania społeczeństwa, jak to każda "chamska hołota". :(((
    1 punkt
  43. Tomku :) Twoje słowa miód na moje serce :) A co do połówki ( a tym gorzej ćwiartki ;) ...) to nie ma nic lepszego, niż ... Całość :)
    1 punkt
  44. Za siedmioma dolinami i połową wyschniętej rzeki, Królestwo na łonie prześlicznej natury spoczywa. Król Miłościwy zawiaduje tą pokaźną krainą, a że robi to mądrze i roztropnie, poddani żadnych większych uwag do niego nie mają. Nawet bardzo go lubią, bo ów władca, chociaż poczucie humoru ma dość dziwne, szkody wybrykami swymi komukolwiek nie czyni. Teraz właśnie przed pałacem, tłum nieprzebrany się zjawiwszy, na dalszy ciąg wypadków niecierpliwie drepcząc, oczekuje. A całe zamieszanie z tej to przyczyny, że pocieszny władca konkurs ogłosił, umyślnych z radosną nowiną do wszystkich domostw posyłając. A zatem poddani stoją i czekają, coraz bardziej dobrotliwie wkurzeni, bo jak długo można swoje członki, oczekiwaniem tarmosić. Wtem na balkon nisko z muru wystający, władca wychodzi, by zgromadzonym zasady konkursu ogłosić. Po wiwatach wszelakich i okrzykach wielbiących, Król wreszcie przemówić może, radując się tym niezmiernie. W powstałej ciszy, królewska literatura piękna, do nastawionych ciekawskich uszu, z góry dobiega: – Kochani moi. Będę się streszczać, bo żeście zapewne zgłodnieć zdążyli, na moje słowa czekając. Otóż chce wam ogłosić, co następuje. Fala zaciekawiona po głowach wpatrzonych przebiegła, by dalej pobiec do pobliskich lasów, obijając się o niewinne drzewa, strącając nieco liści. – Otóż ogłaszam konkurs… Do góry poleciały: czapki, szale, kwiatki i różne inne przyniesione na tę okoliczność, rzeczy. – … polegający na wspaniałego Królestwa obiegnięciu. Dotyczy to jedynie dorosłych mężczyzn, to znaczy: kawalerów na fleku. Zamiast wiwatów zapada cisza, zjadając wszelkie odgłosy. – Powiem krótko: ten, który obiegnie całe Królestwo, będzie musiał bardzo się przytulić do mojej Córki, wycałować ją namiętnie… i tego tam… a później otrzyma: niespodziankę. Kto nie wycałuje, rozkoszy przytulania unikając, ścięty na gwałt toporem będzie, którego żeśmy w spadku otrzymali od nieżyjącego kata. – Tego tam – powtórzył tłum, aż echo guza sobie nabiło o mury pałacu. – Kto by nie chciał? – zaśmiali się przyszli uczestnicy biegu. – Ścięty? – dobre sobie! ~ – Jam wasz Król. Co wy na to? – My na to, jak na lato – zaczęli skandować zgromadzeni a szczególnie kawalerowie, myśląc o niespodziance… i dalej myśląc… i jeszcze dalej... – No to kochani moi – rzekł Król. – Jutro impreza. Baj! Po tych słowach władca powraca do wnętrzności komnaty, drzwi za sobą zamykając, w międzyczasie dławiąc się ze śmiechu, ale nie na śmierć. Albowiem usposobienie figlarne pod długim berłem, nieprzerwanie nosi. * Wszyscy kawalerowie, a nawet samotne bezzębne starsze dziadki, bieg ukończyli, bo trzeba przyznać, że królestwo w obwodzie obszerne nie jest. Uciechy było co niemiara. Takie łatwe zadanie… phi… a przytulanie i całusy będą… albo nawet… tego tam… ojejku Król przywołuje całe stado niecierpliwych, spoconych zwycięzców. Oczy, kolorowymi szmatkami nakazuje im zakryć, po czym grzecznie daje do zrozumienia, by podążali za jego czcigodną osobą. Oczywiście, asysta władcy im towarzyszy, ażeby jegomoście po odbiór nagrody krocząc, za bardzo nie poobijali członków swoich, o wystające tu i ówdzie korzenie. I stało się. Stoją bez opasek na oczach, ale jakoś żaden nie ma ochoty na królewską Córkę. Ale cóż. Musi, żeby ściętej głowy swej nie oglądać zza światów. Maszeruje każdy, raz po raz się cofając, jakby uciec pragnął. Tylko żaden mimo wszystko do rozkosznego celu nie dochodzi. No jakoś nie może. Coś go powstrzymuje. Król zaczyna się niecierpliwić, groźnie popatrując. Chociaż tak naprawdę nie wiadomo, czy w głębi ducha swego, nie jest mu wesoło. Bo przecież wiadomo, jaki to władca jest. Aczkolwiek widzieli, jak ją z dołu wyciągano. Co to za Król, który o jej śmierci, swoich poddanych nie powiadomił. Może dlatego, że nikt nie wiedział, że w ogóle ją ma. Wszyscy na cmentarzu stoją, a zgroza swoją miotłą, ich dusze złowrogo omiata. Otwarta trumna na ojczystej ziemi spoczywa, wyciągnięta na wierzch. A w środku leży: Królewska Córka. Nie wygląda ponętnie, chociaż kolory jakieś tam ma. Chociaż właściwie, w ogóle nie ma wyglądu. Wygrani są w szoku. Nie tylko widokiem, lecz przede wszystkim tym, co Król obiecał… za niewykonanie przytulania. A zatem pomału, swoją niechęć przełamując, postanawiają zadaniu sprostać, by jako żyw stąd odejść, mając to już za sobą. Wtem słyszą za sobą cienki głosik: – Witam was. Miło mi, że widzieć was mogę. Nie dziwię się wcale, że takiego tortu urodzinowego, co mój ojciec dla mnie przygotował, żeście nie zechcieli spróbować. Aczkolwiek, myślałam, że chociaż jeden z was mnie przytuli, bo z tego, co widzę, przystojni z was młodzieńcy. Ale cóż… żaden z was niespodzianki nie dostanie. Chyba wiecie jakiej? Niedoczekanie wasze. Trzeba było trupa całować… tchórze jedne:) – Wieemmy – rzekli smutno i zrezygnowani. – Kochani moi, mam zdolnych cukierników. Musicie przyznać. Wygląda jak żywa. Zwołajcie wielu innych, żeby się urodzinowym tortem poczęstowali. Ale najpierw, przed pałac go przenieśmy. Ciastko tylko źle wygląda, ale będzie smakować znakomicie. Nie powiedziałem poddanym, że mam Córkę, bo nie wiedziałem, co z niej wyrośnie. No przecież biegała wśród was. – Ojcze:)) – Bierzcie poczęstunek i idziemy. ~~~//~~~ Przed pałacem rozlegają się przerażone słowa: – Królu! Wybacz! Przez pomyłkę, nie z tego grobu, żeśmy wyciągnęli.
    1 punkt
  45. @~Mari_anna~ I KOI PATA TATA. A TATA TAPIOKI? I KOI PATATA TATA TAPIOKI?
    1 punkt
  46. @jan_komułzykant Jest mi miło A ŁAWA? DUKAT ETAT PYTA A TYP TATE. TAK UDAWAŁA.
    1 punkt
  47. Co symbolizują skrzydła? Władzę i możliwość podejmowania decyzji? Wolność dla głupiego (ośle uszy)? I ta idealnie odwzorowana twarz :))
    1 punkt
  48. Czeka na ścieżce. Dzień Wigilii. Las przykryty delikatnym całunem mroku. Ośnieżone świerki po obu stronach drogi, oświetlone poświatą księżyca, tworzą swoisty szpaler. Niczym wyciosane ze śniegu roślinne posągi. Minął już jakiś czas od tego wydarzenia, ale im więcej go upływa, tym jest mu trudnej. Kocha nadal ludzi, lecz jednocześnie denerwuje go ich obecność. Jakby nie cały film widział... jakby istotnych scen brakowało... tego najważniejszego aktora. Nie odczuwa fizycznego chłodu. W ogóle mało co odczuwa. Wie tylko, że po coś tu przyszedł. Tylko nie wie po co, tak dokładnie. W tym szczególnym dniu, jakiś wewnętrzny głos podpowiada, że wydarzy się coś, czego nie zrozumie. Chociaż to tylko zwykły kawałek lasu. Nawet zwierząt nie widać. Podobno dzisiaj mówią ludzkim głosem. Może mu coś wytłumaczą. O dziwo, nie odczuwa wielkiego smutku. Widocznie zamarzł w sercu na tyle, żeby za bardzo nie ranić. Zamrożony śnieg lśni na igliwiu srebrną poświatą. Nagle świerki po obu stronach, zaczynają się lekko poruszać, chociaż nie odczuwa żadnego wiatru. Jakby coś nieokreślonego, weszło między drzewa. Z gałązki, widocznej na tle księżyca, spada trochę śniegu. Na końcu drogi dostrzega nieruchomą postać. Z takiej odległości, nie może widzieć dokładnie, by rozpoznać twarz. Lęku nie ma w nim wcale. Dziwi go tylko, że pojawiła się nagle, nie wiadomo skąd. Biegnące myśli w umyśle, natrafiają na różne przeszkody. Postanawia iść w tamtym kierunku. Podejść bliżej, by rozpoznać. Gdzieś w podświadomości, rodzi się przypuszczenie, kto to może być. Nie wie jednak, jak ma na imię. Zapomniał. Nawet wyglądu za bardzo nie pamięta. Lecz idzie dalej. Księżyc nadal jasno świeci, a śnieg trzeszczy pod stopami. Wtem zdaje sobie sprawę, że im dystans się zmniejsza, to widzi ją coraz mniej wyraźnie. Nie zraża się tym. Chce być bardzo blisko. Żeby dotknąć, spojrzeć, wiedzieć na pewno. Niestety, im jest bliżej, postać coraz bardziej znika. Robi się przezroczysta. Jakby już nie należała do miejsca, w którym ją widzi. Nie chce uwierzyć w tę prawdę. Gdy zaczynał wędrówkę, dostrzegł przed nią leżącą gałąź. Teraz, gdy przekroczył granicę, nikogo już nie ma. Próba nawiązania rozmowy, nie przynosi żadnego rezultatu. A miałby przecież tyle pytań i tyle chciałby powiedzieć. Za tak wiele przeprosić. Postanawia iść do tyłu. Wszystko się powtarza. Im jest dalej od tajemnicy, tym postać jest bardziej widoczna. Gdy wreszcie wraca, do punktu wyjścia, widzi ją o wiele wyraźniej, niż za pierwszym razem, ale nie na tyle, żeby mieć pewność. Na drugi dzień, przychodzi w to samo miejsce, o tym samym czasie. Wszystko się powtarza, dokładnie tak samo. Im jest bliżej, tym bardziej prześwituje przez nią las. Mimo wszystko nie chce się poddać. Wierzy, że w końcu poczeka na niego. Chociaż trochę z nim pobędzie. Nawet gdyby mieli wspólnie intensywnie milczeć. Aż pewnego razu, odczuwa w tym miejscu, tak silną czyjąś obecność, że nawet poświata księżyca wydaje się piękniejsza, a mróz mniej doskwiera. Do umysłu, wpływają wspomnienia. Ma wrażenie, że słyszy ulubioną kolędę: ''Cicha noc''. Tę najbardziej ulubioną. Dźwięki dobiegają zewsząd. Mieszają się z padającym śniegiem i niczym małe śnieżynki w kształcie nut, lecą na ziemię. Teraz wie. Dostrzega ślady stóp. Inne od swoich. A może tylko, tak naprawdę, bardzo chce... zobaczyć, usłyszeć, uwierzyć? Kiedy następnego razu wraca w to miejsce, nie widzi żadnej postaci. Już nigdy się nie pojawia. Nawet niewidoczną obecnością. Zostaje tylko zwykła ścieżka. Cieszy się, że było mu dane odczuć tak mało, a jednocześnie tak wiele, mimo tego, że wcale na to nie zasługiwał. Solidna gałąź ugina się pod ciężarem lodu.
    1 punkt
  49. - Jakie to wszystko jest bez sensu - powiedziała mrówka przechodząc przez przejazd kolejowy. Pozdrawiam :)
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...