Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 10.04.2020 w Odpowiedzi
-
Rzekła szlachcianka znana mistrzowi od dawna; - Poradź proszę, bo sprawa dla mnie bardzo ważna, wojewoda wysyła męża do Kijowa, a mnie w gości zaprasza, takiemu odmowa widzi mi się niezwykle trudna dla mnie teraz, gdyż on codziennie prosi i mocno napiera. - Wojewoda ma prawo zapraszać każdego, a z tego nie wynikać musi nic groźnego, chyba że, przy wieczerzy zawróci ci w głowie i ulegniesz magnata miłosnej namowie, gdy zaś grzesznej pokusy nie zdołasz powstrzymać, wtedy wasze małżeństwo próby nie wytrzyma.5 punktów
-
Dzisiaj każdy z nas rycerzem i z wirusem boje toczy, a że bestia jest podstępna i nie widać jej na oczy a nie każdy ma mikroskop nie ma też laboratorium więc na razie naszą tarczą jest i będzie moratorium lecz do czasu, gdy badania w ostateczną wejdą fazę to lekarstwo nam pozwoli jak pchłę rozgnieść tę zarazę. Wstęp mi wyszedł minorowy, ale jest rzeczywistością ja odkładam na bok troski przyozdabiam twarz radością wszak niebawem mamy święta więc ja życzę tradycyjnie chociaż w okrojonym gronie ale jednak familijnie spędźmy je przy sutym stole spożywając boskie dary w dobrym zdrowiu i nastoju w pełni siły oraz wiary w to, że jutro będzie lepsze a nam będzie dane zdrowie resztę życzeń wedle woli każdy sobie sam dopowie.5 punktów
-
miłość złe humory ma pije pali w karty gra! to faraon wypił piwo pod egipską piramidą Całki. Tangens.Logarytmy. i stalowo- miedziane rybitwy! szybują nad lazurowymi falami żal mi Nemo i Nautiliusa czasami! mój krokomierz mierzy trasę na piechotę z Giewontu na Marsa łezka z rzęs mi spada czasem co za cyrk , dell arte , farsa! w helogrifach zapisana jest historia stalowe rybitwy polują na żelazne ryby!4 punkty
-
Jesteście moją melodią - ludzie niespotkani. Jesteście nie - przypadkiem, lecz prawdopodobieństwem wezwani Do czego? Uwielbiam tę ciszę, którą napełniam po brzegi sobą, Kiedy mój wzrok na ścianie jest jej jedyną ozdobą, Kiedy zamykam okno, by nikt przez nie świata nie widział, Kiedy oddycham głęboko, bo płyciej - oddycha szyba Mój pokój - chodź! O, masz drabinę! - to doskonale! Wdrapuj się prędko, szybciej! Będzie naprawdę wspaniale: wyjmę samowar, ringo i dwa złocisze ... Kogo zapraszam? SIEBIE!!! Sama ze sobą, tak bardzo lubię dzielić ... niszę Na półce skalnej, gdzie stoją figury - nienapotkanych ludzi, i ręce - wzniesione do góry ... A na półmisku leży - zachód słońca, pojemnik z lodem - jest już prawie gorący, w ogrodzie żurawie - polują lat trzydzieści na ... niespotkanych ludzi i odrobinę treści: w 'zdrowaśkach', gotowaniach, myciach, wędrówkach, 'przebimbaniach', odchudzonych tyciach, fleszach wiadomości ... I opowiadaniach W tanich tomach w trafice za złotych kilkanaście Niespotkanych ludzi ... tam spotkacie właśnie4 punkty
-
gdzieś na pograniczu dwóch światów zwisam w miękkim kokonie ciepło powoli rozpuszcza ciało odparowuje dusza myśli jeszcze próbują pod prąd w realność płynąć lecz ciszy schwycić się nie da wessane ku głębi nikną nagle w motyla zmieniony rozświetlam tą bezkresną pustkę magiczny świat się wyłania chłonę go zanim przeminie2 punkty
-
Zatrzymaj się choć na chwilę wczytaj się w Boże Słowodziś słów braknie wciąż tyle mamy nową Drogę Krzyżowądziesięć lat w wiosenny kwietniowy dzień nadzieja runęła z jasnego nieba prosto w nienawiści jak piekła otchłanie zostały jedynie szczątki porozrzucane bezładnie całe tysiące wbite w obojętną ziemię niczym drzazgi policzył ktoś dokładnie blisko sześć dziesiątek dziesięć lat sprawdzali wszystko kiedyś nadejdzie dzień gdy nikt niczego nie przeinaczy bo prawda jest nieśmiertelna nie zasłoni jej najgęstsza mgła pora odczytać z kłamstw miazgi dziesięć lat patrzą na nas z wysoka przedwcześnie wniebowzięci kto prawdę na koniec wyjawi kto kiedy zapisze ostatnie nagrane słowa wykute zostaną w sercach i pamięci dziesięć lat rana niezagojona krwawi bo jest wielka i głęboka2 punkty
-
Tego Pan Lis się nie spodziewał. Naprawdę→nie! Ależ skąd! Wśród zwierząt był traktowany dwojako. Jedni widzieli go jako takiego, a drudzy→jako innego. Lecz on… no cóż… nic sobie z tego nie robił. A dlaczego? Ano dlatego, że był wesołym liskiem. Co prawda, trochę zagubioną owieczką, która wybranych zwierzątek nie lubiła, ale jednak reasumując, faunie nie wadził. Aż nagle pewnego dnia, w jego rozchwiane serce, trafiła pierzasta strzała amora. Tak wielka i ciężka od miłości, że aż usiadł na swym rudym zadzie, burząc puszystą i jednokierunkową, karnację ogona. Nic dziwnego, że się zakochał. Chociaż sytuacja takiego związku, była wbrew naturze, to jednak dzielnie przezwyciężył wewnętrzne instynkty oraz takie czy inne, słowa ostrzegawcze. Szczególnie kierowane do Gąski. Ta jednak, zauroczona powabnym futrem, koloru złocistego miodu i bzykających pszczółek, nie zważała na jakieś durne gdakanie, głupich kur. Zakochana, po sam dziób możliwości gęsiego serduszka, widziała jeno: rudo–białą, świetlaną przyszłość. Nawet w nocy i o każdej porze dnia. Zwiewna i delikatna w gęganiu, jakby zefirkiem śliczne obrazy malowała, tym bardziej wzbudzała powabną chuć. A on, Pan Lis, czuł do niej to samo. Palący, pospieszny pociąg pożądania, na wspólnym torze miłości, aż po horyzont zdarzeń. No właśnie. Zdarzeń. Przez jakiś czas, żyli długo i szczęśliwie. Nawet pozostałe zwierzęta, zachodziły w głowę, jak to możliwe. Wiele razy obserwowały wzruszone, jak idą złączeni skrzydłem i łapą na łące, wśród barwnych kwiatów, wtuleni w śpiew skowronka oraz wpatrzeni w jutrzenkę lub we wschody, a innym razem zachody słoneczka, które ogrzewało wszystkich równo. Lecz pewnego dnia, biedny Pan Lis przeżył prawdziwy szok. Zobaczył z daleka, jak jego wybranka, jedzie na barana na baranie. Jak ona mogła – zadygotało wrzące ze złości i żalu, lisie serce. – Tak mnie zdradzić haniebnie. I to z kim? Z kupą wełny pokręconej. Nie pomogło tłumaczenie biednej, że jeno chciała się przejechać na oklep po łące. Tak po prostu. Dla jaj. Jednak z uwagi na to, iż jego prawdziwa natura, była nieco skomplikowana, po jakimś czasie rzekł ukochanej, że jej przebacza na swój sposób. Ba. Nawet weźmie na przechadzkę do lasu. Będzie dla niej zrywać jagódki i co tam jeszcze. A nawet popieści ogonem, tam gdzie stoi wielki Buk. No cóż. Zakończenie jest banalne. Zaczęto wypytywać Pana Lisa, gdzie się podziała jego ukochana, bo coś ich razem ostatnio nie widać. Pan Lis, zawsze w takiej sytuacji odpowiadał, z rudą łezką w oku, że ukochana go zostawiła. Odeszła na zawsze. Mimo, że wybaczył jazdę na baranie. I zawsze dodawał nostalgicznie, że była taka… piękna, zwiewna, krucha i dobra.2 punkty
-
Za wtedy radą pewnej Osoby, wyrzuciłem teraz kilka zaimków. 29.8.18 samotna się błąka między ludźmi psami szczuty obraz wredny dźwiga pogardę wciąż odtrącana oddała by duszę nawet całą tak bardzo pragnie być kochaną miłość nienawiść pycha i fałsz rzuty kamieniem trafiane w cel pozory za prawdę brane wciąż myśli pytanie gdyż ma obawę czy pasuję do tych zabawek widzi człowieka z empatią wielką przylgnie do niego może usłyszy koniec wędrówki zostań ze mną odtrącił jednak marzenia skryte samotne z tobą byłoby życie wracaj lepiej realnie na ziemię pomyśl kim jesteś by zrozumieć zapewne pragniesz los odmienić lecz nie samotny on wśród ludzi tożsamość twoją wnet zagubi wtem na drodze człowieka spotka co już niestety za nikim nie czeka swoją tęsknotę zmieszała z jego pozwolił na to by z nim została samotna samotność nie jest sama2 punkty
-
Twój wzrok usztywnia mi kark, odcina myśli. Nie pomaluję drugiej brwi z rzęs płynie. Pieniądze. Słowo wyparło ,, Dzień dobry''. Nasz synek jest tylko drzazgą. Narodziny mnie rozdarły, nie mam miejsca, nie mogę być. Kawa zawsze zimna, ból palący, promieniuje. Nie uratują tego perseidy moich udawanych orgazmów.1 punkt
-
Dziś będą brnął przez trzynastotysięczny i osiemdziesiąty dzień życia liczba pozostałych spadła pierwszy raz poniżej siedmiu tysięcy o jeden, z taką pierwszą myślą obudził się Cyklop pośpiesznie robiąc dwie rzeczy na raz, nie zamierzał się zasmucać wcale choć z nie lada trudem mu to przychodziło jak zawsze... Cyklopi wiedzą jak wydłużyć czas, moment, chwilę mają ku temu powody, po każdych dwustupiędziesięciu dniach celebrują kolejną ćwiartkę tysiąca - ich żywot przebiega pod ich dyktando, nie tylko znają dokładnie datę swojej śmierci, lecz również ten dzień, jej oblicze i ból - nie uśmiechają się żyjąc prozą policzonego bycia1 punkt
-
graphics CC0 nici i Mojry metropolis azylu greckie życie – siatka Hippodamosa tu miasto Milet od „twierdzenia” Talesa wszystko dopięte na ostatni „trójkąt” rozwydrzona Agora in antis upstrzona w porticus z kolumn i mównice – pieje mniej religijny Akropol tego miasta buntu z cytadelą w której czasem wdrażają mitologiczne bajery i sofizmaty w palestrach Atlas z Heraklesem biorą już się za bary draka o jabłko kolejnej nagiej Hesperydy oprócz murów obronnych przestrzenie zamknięte krzyżujące ulice – insule – higieniczne wyspy w cyprysach tu teatr otworzył pan Dionizy z parteru i odgrywa wzajemne tragikomedie jest sportowy gimnazjon z ręką w obcej kieszeni po (bieżni) – dromos biegnie Hermes w butach always ze skrzydełkami w eksedrach bogowie studiują sens tego biegu lecz kończą w Balaneionie – na waleta i z flaszką bez honoru -- *przypis: wszelkie porównania do osób miejsc i wydarzeń kategorycznie nie mają żadnego uzasadnienia.1 punkt
-
Zawarłeś w milionie obrazów kilka minut z mojej młodości nieprzejednanej, niezmierzonej, ja tak bardzo chciałam wolności. I czegoś jeszcze chciałam, tylko jak to nazwać, żeby nie odebrać temu czemuś nieopisanej w słowach wartości. Nawet ja opadłam z sił zagubiona w Twoich oczach, ze znajomymi, ciepłymi palcami, dotykającymi czule po włosach. Leżeliśmy spleceni oddechami Moje i twoje zmęczone serce, mimo że teraz jesteśmy sami, to słyszę jak głośno dudnią jeszcze. Brzmią i brzmieć będą, mimo że czas uporczywie czeka, to w raju, w którym byłam z Tobą, poczułam w sobie prawdziwego człowieka.1 punkt
-
dobra miłośćdobre świętaja to sobie zapamiętamdobry chlebdobra wodato dziś jemtaka pogoda.1 punkt
-
miłość - jedno słowo a tak wiele w nim chwil momentów które się tlą nadzieją miłość - piękny czas tak nam dobrze tak nam miło z nim - jest jak brat miłość - głębi sens w w nim ukryta szansa o nią warto dbać blisko być1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
tu rozwydrzona Agora upstrzona w mównice mniej religijny Akropol buntu z cytadelą w której czasem wdrażają bajery w palestrach biorą już się za bary draka o jabłko oprócz murów obronnych przestrzenie zamknięte tu tragikomedie z ręką w obcej kieszeni w eksedrach bogowie studiują sens tego :)1 punkt
-
@Aleksander Głowacki Czytam w kontekście zarazy, aczkolwiek wprost o niej nie ma. tu troszkę nie rozumiem, ale może o czymś zapomniałem,i muszę sobie mitologię przypomnieć. Czy chodzi o cykliczność? Cykliczność narodzin i śmierci, powtarzalność?1 punkt
-
@Tomasz Kucina Trzeba będzie z tym się zwrócić do autorytetów języka polskiego, bo jako związek frazeologiczny istnieje to jako siatka hippodamejska, ale też nie widzę powodu by mogło to zaistnieć tylko i wyłącznie w tej konfiguracji, w tym zestawieniu. Wniosek nasuwa mi się jeden obaj macie swoje racje, więc zbastujcie już proszę bo teraz to już tylko czysty upór i trwanie przy nim, a nie prawdziwy spór . Wesołych Świąt Panowie, naprawdę szkoda czasu i polotu na tak nieistotny szczegół. A.G.1 punkt
-
Wybacz, że wpadam między rozgrzane głowy ale chciałam Ci złożyć życzenia wielkanocne. ZDROWYCH POGODNYCH I PEŁNYCH NADZIEI NA LEPSZE JUTRO ŚWIĄT WIELKANOCNYCH ! życzy Kama :)1 punkt
-
Adidasa brzmi bardzo dobrze. Bo koszulka adidasjańska, albo adidasowa - to chyba trochę zbyt pompatycznie wybrzmiewa. Rozżala to pan się pod moim tekstem, ja u pana nie jestem w komentarzach. A w tekście referuję: siatka kogo - Hippodamosa, a nie siatka jaka hippodamejska, albo hippodamosowa - co pan mi proponujesz na siłę. Tym bardziej, że w tym wersie wiersza odnosi się to to życia. Pan mi każesz pisać "odę do przymiotu", a ja piszę "odę do Osoby - (Osób)" - jako symbolicznie społecznego "twierdzenia" w "trójkątowności" tych właśnie społecznych zbiorowych i wzajemnych układów czyli precyzji i proporcjonalnych relacji - jak stoi jasno w tekście. Tales twierdził, że jeśli dwa trójkąty mają wspólną podstawę i równe wysokości to ich pola są równe, w tym fragmencie tekstu dokonuję porównania nieuniknionych zależności społecznych do matematyki euklidesowej - do tw. Talesa. To LUDZIE są treścią tego wiersza, trudno bym traktował ich jak przymiotniki, - ale to dość wyrafinowana metafora, której z pewnością pan nie zauważył. Ja tego nie wymagam, ale wymagam uszanowania mojego punktu widzenia - bo bardziej łopatologicznej definicji tolerancji w rozumieniu tekstow autorskich - ja nie znam. Wiersz nie jest uwikłany w żadne personalizmy, więc proszę go nie wpasowywać na siłę w takie urojenia i przede wszystkim w politykę - o czym pana już wyraźnie informowałem w poprzednich komentarzach. Odpowiedzi są precyzyjne i odnoszą się do tekstu, proszę to uszanować. To nie jest traktat moralny. Raczej sensualna tzn. uzmysłowiona "opowieść" (.)1 punkt
-
ja dołączam się do życzeń lub dołanczam jak kto woli z cierpliwości ten plik ćwiczeń znieśmy w smutku i spokoju przeżywajmy w swoich domach Mękę Pańska Zmrtwychwstanie Chrystus dla nas śmierć pokonał byśmy mogli Jemu zanieść nasze troski i zmartwienia chwile szczęścia i radości oraz słowa dziękczynienia za dążenia do wolności póki co to wśród najbliższych szaleństw w rannym oblewaniu najsmaczniejszych potraw wszystkich i umiaru ... w odkażaniu :)1 punkt
-
Politykę to zachowaj dla siebie. Mnie w to nie mieszaj. Brak szacunku, pytać i i rozdrapany przez odpowiedź kazać milczeć autorowi pod własnym tekstem. Do ostatniej odpowiedzi pod swoim tekstem ma autor. Kropka - panie tolerancjonisto.1 punkt
-
Proszę więc nie pytać, a potem nerwowo reagować na logiczne odpowiedzi. Czasem odnoszę wrażenie, że wy ataki wyprowadzacie z pozycji moich światopoglądów, a nie merytoryki - skoro racjonalizm odpowiedzi przeszkadza. Wesołych Świąt.1 punkt
-
Nie ma takiej opcji, żebym ja ciebie do czegokolwiek przekonywał. Odpowiadam rzetelnie na pytania w twoim komentarzu, najpierw dopytujesz, a gdy już uzyskujesz precyzyjną odpowiedź to snujesz nieuzasadnione podejrzenia o moich próbach przekonywania ciebie do wyłożonych wniosków, nie antycypuj - i nie reaguj nerwowo, skoro mnie chciałeś szczególnie uczulić na tą cechę w poprzednich komentarzach, spokojnie. Skoro nie rozumiesz, że siatka hippodamejska odnosi się raczej do pojęcia współczesnego a konkretnie do terminu kreślarskiego, (wiem, bo jestem gruntownie dokształcony akurat w tym kierunku), a nie chcesz przyjąć, że w wierszu użyłem go do osoby - dlatego frazeologizm ma charakter odrzeczownikowy - o czym informowałem ciebie troszkę wyżej, to nic na to nie poradzę, twoja wola. Jest Wielki Piątek, nie mam zamiaru dalej przepychać się w dyskusji, tym bardziej, że tak mocno podkreślasz swój autonomiczny punkt widzenia akurat pod moim tekstem, ja go szanuję, a ty uszanuj mój jako szczególny piewca autonomii poglądów, i moje prawo do wyciszenia akurat w tym dniu. jak teraz jeszcze próbujesz mi podmienić hippodamejską na hippodamosową a przeszkadza ci hippodamosa, to ja już nie mam nic do dodania. Mogę tylko potwierdzić to o czym wyżej tłumaczyłem, siatka hippodamejska - ma uzasadnianie - odnosi się do terminu w kreślarstwie, nie każ mi bronić teraz twoich wcześniejszych kalkulacji.1 punkt
-
Ot, je Lot NET. No, klamotom moto-malkontent. Olej to. Ania, klawo, to wal Kaina. Kaina baniak.1 punkt
-
@Henryk_Jakowiec NIEEEEEEEEZŁE!!! :D SZACUN! :) I oczywiście - wszystkiego dobrego na Święta i nie tylko! :)1 punkt
-
Wszystkim czarownicom i wiedźmomWypolerowane tysiącami stóp, kocie łby, lśniły po niedawnym deszczu. Słońce wyszło zza chmur i rozpięło tęczę nad wschodnią stroną miasta. Piękną tęczę, w sukni z drgających barw. Prężyła się dumnie nad miejscem, gdzie była jej chata za murami.Okratowany wózek podskakiwał, trząsł i skrzypiał przeraźliwie niesmarowanymi osiami. Dolores trzymała się kurczowo drewnianych żerdzi, którymi był obudowany. Ten chwyt sprawiał straszny ból jej dłoniom, naznaczonym próbą rozpalonego żelaza, kiedy ojciec Antonio zmusił ją do przejścia stu metrów, zaciskając w garści rozgrzany do czerwoności metal. Zresztą cała była jednym, wielkim bólem.Patrzyła na znajome kamienice, które mijała i na twarze ludzi stojących wzdłuż ulicy. Poznawała niektórych - o, tam stoi stary Miguel, któremu wyleczyła za pomocą mieszanki ziołowej, ślimaczącą się ranę na nodze.Teraz krzyczy, pokazując bezzębne dziąsła i patrzy nienawistnie, rzucając w jej kierunku końskim nawozem. Przecież wtedy dziękował wylewnie i z pokorą kłaniał się do ziemi w podzięce. A tam mały Roberto. Miał umrzeć jako dziecko i rodzice zamówili już pochówek i mszę u proboszcza Anselma. Krzyczał straszliwie dniami i nocami, a ona przebiła srebrną igłą ropienie w uszach i chłopak był jak nowo narodzony. Teraz złośliwie się uśmiecha, stojąc na murku i pokazując wyjęty ze spodni członek, wykrzykuje: Na stos, Wiedźmo! Niech ci, Lucyfer to wsadzi w dupę.Żyjesz gówniarzu dzięki mnie!*Trzy miesiące temu, Filip, wrócił z zamku jakoś dziwnie zamyślony. Usiadł przy stole, podparł pięściami brodę i patrzył niewidzącym wzrokiem w okno. Krzątałam się przy kuchni, popatrując na niego kątem oka.- Coś się stało, najdroższy?Pochyliłam się nad nim i przytuliłam policzek do jego włosów.Westchnął głęboko.- No, powiedz – zamruczałam mu w ucho. Chwyciłam ustami płatek małżowiny i lekko possałam. Uwielbiał to.- Zaniosłem księżnej twoje zioła migrenowe. Długo mi się przyglądała, a potem zaczęła jakoś szybko oddychać. - Wstał od stołu zaczął chodzić po izbie. - Powiedziała, że jestem pięknym mężczyzną, stworzonym do miłości...- Bo jesteś.Żachnął się.- Przestań. Dotykała mnie i sapała jak stary miech. Obrzydzenie mnie brało.- Co jej powiedziałeś?- Że mam żonę i bardzo ją kocham. - Podszedł do niej i przygarnął do siebie. - Bo to prawda. Ale ona wtedy powiedziała...- Tak?- Powiedziała, że nie ma nic pewnego na tym świecie, a ona jest przyzwyczajona, że dostaje co chce. A moja żona jest wiedźmą i różnie może być w tych czasach. W mieście jest mistrz Torquemalla, słynny łowca czarownic.Podniosłam głowę i pocałowałam go w usta.- Nie martw się. Nic nam nie grozi. Jestem pod opieką pary książęcej, bo dzięki mnie mają swojego jedynaka. Umarliby przy porodzie, ona i dziecko, gdyby nie ja. Bądź dobrej myśli.Wziął moją głowę w dłonie i popatrzył mi w oczy.- Bardziej kocham to zielone. Brązowe jest zbyt tajemnicze i niepokojące.*Teraz mam tylko zielone. Moje różnobarwne oczy były jednym z argumentów na rzecz konszachtów z czartem. Torqemalla wyłupił brązowe jako bardziej niebezpieczne. Nie podobał mu się kolor. Podobnie jak Filipowi. Tylko brudna szmata przesłaniała teraz ropiejący oczodół.Gwałtowne szarpnięcie, które przeszyło ciało bólem, wyrwało ją z odrętwienia. Wóz stanął.Na środku rynku piętrzył się stos drewna z tkwiącym pośrodku palem.Drzwi klatki otworzyło dwóch żołnierzy, którzy wywlekli ją brutalnie i rzucili przed podestem, gdzie siedzieli państwo. Za ich plecami stał ojciec Antonio i mistrz Torquemalla.Zbliżył się dominikanin.- Wielka jest twoja zatwardziałość, dziecko. Wszystkie próby wykazały, że jesteś kochanką diabła i czarownicą. A ty zaprzeczasz. Liczni świadkowie potwierdzili twoje konszachty z nim. Czarami leczyłaś ludzi, aby zrobić z nich wyznawców zła, rzucałaś uroki i chodziłaś nocami na Czarcie Wzgórze, aby uprawiać nierząd ze swym Czarnym Panem. Świadkowie to widzieli i zeznali. Nawet najbliżsi i najdostojniejsi.Opuściła głowę. Pamiętała ten straszny moment, kiedy odczytano jej zeznania Filipa. Ale nie zapłakała na to wspomnienie. Nie miała już łez nawet dla jednego oka.*Coraz częściej wzywano jej męża do zamku pod byle pretekstem. Wracał zamyślony i jakby duchem nieobecny. Pewnej nocy zobaczyła na jego szyi piękny, złoty medalion. Nie śmiała zapytać go o niego. Bała się gniewu męża.A powinna była. Straciła czujność wobec tego brutalnego świata, kiedy została żoną Filipa.Znalazła go dwa lata temu na gościńcu, obdartego z ubrania i ledwie żywego od ciosu nożem w klatkę piersiową. Pielęgnowała troskliwie to piękne ciało, aż stanął na nogi i doszedł do siebie.Po pół roku powiedział, że ją kocha i pragnie jej za żonę. Jakże szczęśliwa była! Lata samotności wyryły bruzdy na jej czterdziestoletniej twarzy. Urodzenie syna w tak późnym wieku uznała jako wyjątkową łaskę Boga. Ludzie szanowali ją i jej potrzebowali, ale żaden miejscowy kawaler nie odważyłby się zostać mężem wiedźmy. Bali się, choć podobno była śliczna.Ostatnio Filip coraz rzadziej kochał się z nią. A ona tak bardzo go pragnęła! Przyłapała się, że w zasadzie zaczyna żebrać o miłość. W zaślepieniu nie chciała dostrzegać zmiany jaka w nim zachodziła pod wpływem częstych wizyt na zamku. Straciła czujność. Miłość może zabić. Nawet mądrych*- Twój mąż zeznał, że w chorobie podawałaś mu wywary, którymi opętałaś jego duszę i serce. Jaśnie pani Księżna opowiedziała nam jak wyczyniałaś gusła i mamrotałaś zaklęcia nad nią i jej nowo-narodzonym dzieckiem. Liczni mieszkańcy miasta potwierdzają takie praktyki. Jesteś winna czarnej magii i kontaktów z siłami nieczystymi, Dolores Ortega. Ponieważ nie przyznałaś się na badaniach przeprowadzonych przeze mnie i mistrza Torquemallę, zostajesz skazana na stos i spalona żywcem. Proś Boga o wybaczenie i bój się jego gniewu. - Głos dominikanina grzmiał nad głowami nieruchomego tłumu. Gdzieś zakwiliło dziecko uciszane niecierpliwie przez matkę.- Nie boję się Boga. Jest dobry. Boję się ludzi. Takich jak wy – wycharczała przez pokaleczone usta.- Bluźnisz! Wielki jest twój grzech. Pozostajesz zatwardziałą, więc spłoniesz żywcem. Kacie...Wielki mężczyzna prawie zaniósł ją do pala i przywiązał starannie. Nie mogła chodzić, bo stopy przypalone były przez rozżarzone węgle. Próba ognia. Teraz będzie znowu ogień. Lubują się w nim ci sadyści.Doświadczyła również innych prób. Wszelkiego cierpienia jakie dane jest człowiekowi. Każde włókno nerwowe było czynnym uczestnikiem procesu badania prowadzonego naukowo przez ojca Antonio i realizowanego z piekielną sprawnością przez mistrza Torqemallę. Przykładał się, stary wilk, tak gorliwie do roboty, że niejednokrotnie spocony, musiał zdejmować kaftan i koszulę. Na przykład kiedy stosował „Stapprado” - podwieszanie do belki za związane z tyłu ręce i bicie pejczem z ołowianymi kulkami. Dyszał jak przy orgazmie, a jej wycie słyszano zapewne w górnym zamku. Dla perwersyjnych słuchaczy wyszła jakaś szalona orgia. Zresztą raz, jak był pijany, zgwałcił ją brutalnie.Szczypcami wyrwano sutki. Na przemian mdlała i odzyskiwała świadomość, doznając bólu na granicy rozkoszy. Czy to usta Filipa dotykają jej piersi i dlaczego są takie zimne? Dlaczego gryzie tak mocno? Usta szczypiec i płynąca z nich ekstaza. „Drewniany koń” porozrywał ścięgna i wyłamał stawy. Mistrz głaskał się w kroczu po nabrzmiałym członku, kiedy napinał liny przywiązane do przegubów i kostek. Ćwierć obrotu i głaskanie. Kiedy usłyszał cichy chrzęst pękających ścięgien i jej nieartykułowany krzyk, mokra plama pojawiła mu się skórzniach. Jej ciało wyglądało jak przy wysypce, pokryte drobnymi rankami od nakłuć w poszukiwaniu diabelskiego punktu. Och, jakże się ucieszył mistrz, kiedy znalazł na dole pleców znamię, a właściwie lekkie przebarwienie skóry. Dźgał je zapamiętale aż omdlała i nic nie czuła. Ten fakt został skrzętnie zanotowany w protokołach ojca Antonia.Dominikanin szarpnął za sznur pokutny zawiązany wokół jej szyi. Przysunął krucyfiks do spękanych ust.- Żałuj za grzechy, czarownico! - krzyknął i potoczył wzrokiem po zebranych. Księżna patrzyła znudzona, a w kącikach ust błąkał się uśmieszek. Dolores rozumiała go. Mówił: Widzisz, i tak osiągnęłam co chciałam. Mam twojego męża i będzie mi wiernie służył w łożu. Straszyłaś mnie wiedźmo, to teraz bój się sama płomieni.- Przyznaj się – zasyczał cicho przez zęby, zakonnik – Oni tego oczekują. To jest potrzebne, aby wiedzieli, że Bóg łamie najtwardsze serca. Aby się go bali.Milczała.- Słuchaj, Dolores. – Kontynuował. - Mistrz odnalazł twego syna. Jego los jest w twoich rękach...Szarpnęła się i zawyła. Tłum zafalował.- Patrzcie, ludzie. Czarny się w niej ciska – usłyszała okrzyki.Bezzębnymi dziąsłami schwyciła kraj „san benito” - pokutnej szaty z włosiennicy – i łkała.- Przyznaj się i wydaj wspólników swoich piekielnych praktyk – usłyszała poprzez szum gawiedzi, głos klechy.Rozejrzała się znowu. Wśród grupy dworzan coś zalśniło w słońcu. Medalion! Filip stał odziany w pstrokaty strój i patrzył na nią. Nie mogła rozszyfrować jego wzroku. Było w nim jakieś napięcie, wstyd, żal.Patrzyła nadal.*Coraz więcej osób przychodziło do jej domu niby na pogawędki, czy po poradę. Stara Consuela nie owijała w bawełnę.- Dolores. Twój mąż cię zdradza z księżną. Mówią o tym w zamku. Pani chce go mieć tylko dla siebie. Uważaj.- Filip jest mój. Kocha mnie i naszego małego Cinti.Stara pokiwała głową.- Oj, Dolores, Dolores. Taka mądra i wiedząca jesteś, a nie znasz duszy mężczyzny. Kiedy zaświecą mu nowym cyckiem i pieniędzmi...- Przestań. Nie Filip.- Pomyśl o sobie. Do zamku przybył mistrz Torqemalla – sławny łowca czarownic. Podobno przyjechał na zaproszenie pary książęcej. Raczej nie szuka tu kwiatów. Pomyśl o sobie i dziecku – powtórzyła.Gryzłam się długo, aż poszłam do zamku. Nie chcę wspominać rozmowy z księżną Panią. Nie pomogły błagania, przypominanie o długu wdzięczności. Kiedy w desperacji zaczęłam grozić i powiedziałam coś o zaklęciach i napojach, usta zacisnęły jej się w wąską kreskę. Wtedy wyszłam. Wiedziałam już, że będzie źle. Ukryłam małego u bartników w pobliskim lesie, a sama czekałam. Nie wiem na co. Na Filipa, czy na koniec?*Krucyfiks był z lipowego kawałka. Patrzyła na twarz Chrystusa. Miękkie drewno było popękane i rysa biegnąca od czoła aż po podbródek, nadawała Bogu jeszcze bardziej cierpiętniczy wygląd. Całość świeciła matowo od potu i śliny, która przez dziesięciolecia wżarła się w drewno. Tylu ludzi go dotykało i całowało.Spojrzała dominikaninowi w oczy.- Dobrze.Zobaczyła jak oczy zajarzyły mu się triumfem.- Ludzie, – krzyknął – Czarownica chce wyrazić skruchę przed śmiercią i wyznać swoje błędy.Zafalowało. Tłum zaczął szemrać, a księstwo spojrzało z zainteresowaniem. W oczach księżnej dostrzegła lekki niepokój.Potrząsnęła głową odrzucając z twarzy długie włosy.- Pragnę wyznać... - Jej słowa brzmiały niewyraźnie przez rozbite wargi – że uprawiałam czary i szkodziłam dobrym ludziom. Chodziłam na Czarcią Górę (mój Boże, tam rosły najważniejsze zioła), aby oddać się cieleśnie Lucyferowi. Byli tam też inni, znani wam...Zapadła cisza. W powietrzu wyczuwało się ogromne napięcie.- Widziałam tam mistrza Torqemallę, jak pił z diabłem – krzyknęła, mobilizując resztkę sił w zmaltretowanym ciele.Wszystkie oczy zwróciły się na mistrza, który patrzył na nią oniemiałym wzrokiem. Nagle szarpnął się do przodu.- Ludzie! Chyba nie wierzycie wiedźmie! Kłamie, suka!Ojciec Antonio bacznie mu się przyglądał.- Jak możesz, czarownico, rzucać takie oskarżenia na wypróbowanego sługę Świętego Oficjum? Jak to udowodnisz?Poczuła zwierzęcą radość. Wprost euforię.- Widziałam jak kopulował z innymi czarownicami. Diabeł dotknął jego brzucha i zostawił ślad. Znak malutkich rogów koło pępka.Dostrzegła najpierw wyraz zdumienia, a potem przerażenia Torqemalli.- Kłamie. Kurwa diabelska! Książę, niech podpalają!- Chwilę, mistrzu – Zakonnik wyciągnął rękę – Przed śmiercią i przed Bogiem mówi się prawdę. Masz znak?Torqemalla zaczął się wycofywać. Na dyskretny znak księcia, dwóch rosłych pachołków schwyciło go pod ramiona i zdarło ubranie.W tłumie rozległo się westchnienie. Na brzuchu mistrza widać było niewielkie znamię w kształcie rogu.Masz, skurwysynu, za me cierpienia. Już nikogo nie będziesz męczył. Nie trzeba się było przy mnie rozbierać.- Ludzieeee! – zawodził mistrz – to diabelska sprawka! Nie wiem skąd ta wiedźma o tym wie. Ludzieeee! Jestem gorliwym sługą kościoła i dobrym chrześcijaninem.Ojciec Antonio i książę wymienili krótkie spojrzenia. Kolejny, dyskretny znak i powleczono wierzgającego Torqemallę w stronę lochów.- Sprawa mistrza zostanie zbadana – krzyknął dominikanin – Kto jeszcze, wiedźmo?Powiodła wzrokiem po twarzach. Zatrzymała się na Filipie. Dostrzegła jego atawistyczny, zwierzęcy strach. Oczy wyszły mu na orbit. Po twarzy płynęły strużki potu. Nawet stąd było widać, że zadrżał. Poczuła straszny smutek. Mój kochany, Filip. Mój najdroższy.- Nikt więcej z żyjących czy obecnych. Był tam złotnik Cruseiro, ale czart go zabrał w ubiegłym roku.Gnida. Oszukiwał na stopach i strasznie bił żonę i dzieci. Niech sczeźnie jego pamięć.- ...Stary włóczęga, Giuseppe...Kradł strasznie i zgwałcił małą Eleonorę. Potem uciekł. Nie wie, co go czeka jak tu powróci.- ...Byli również ludzie dostatnio ubrani... możni...Teraz twarz księżnej przybrała kredowy kolor. Wiedziała, że Dolores zna wszystkie zakamarki jej ciała. Odbierała przecież poród.- ...ale ich nie pamiętam. Pijana byłam i odurzona czarcim oddechem.Wystarczy wam ta chwila nagiego strachu. Żyjcie z nią. Za karę. Żyj, Filipie. Nie mogłabym.*Kiedy w drzwiach zobaczyłam ojca Antonia i strażników miejskich – wiedziałam. Nie miałam siły i determinacji by uciekać wcześniej, bo Filip kategorycznie się temu sprzeciwił. Powiedział, że jestem pod opieką księcia i nic się nie może stać. Słyszał na zamku, jak o tym mówiono.A teraz zakonnik przeczytał mi jego zeznania i wszystko we mnie umarło. Baz słowa dałam sobie założyć kajdany. Dobrze chociaż, że ocaliłam małego synka.*- Ojcze – pochyliła się z trudem – Czy mój syn...?- Bądź spokojna, dziecko. Przysłużyłaś się wielce sprawie kościoła, demaskując podstępnego węża na jego łonie. Obiecuję na święty krzyż./A teraz, drogi czytelniku, powinno nastąpić coś zaskakującego i wprawiającego Cię w osłupienie. Powinny rozewrzeć się niebiosa czy przyjechać błędny rycerz, aby ratować niewinnych. Ale życie jest niesprawiedliwe i prozaiczne. Rzekłbym – naiwne. Więc.../ Szybkim, wprawnym ruchem kat złapał ją za kark. Trzasnęło głośno i dla Dolores Ortega zapadła zbawienna ciemność. Po chwili rozszedł się po placu wstrętny zapach palonego mięsa. Na jej ciele zaczęły wykwitać bąble, które pękając uwalniały wodę ściekającą po skórze. Szybko parowała. Cała postać zaczęła czernieć i kurczyć się. Zapłonęły na chwilę jej piękne, jasne włosy. Twarz popłynęła jak maska z wosku.I koniec.- I kto nas teraz będzie leczył? - wymruczał stary Miguel, drapiąc się po bliźnie na nodze.1 punkt
-
Był zamglony zasmucony jakby często. W długim płaszczu się przeprawiał przez kałuże, co dzień dźwigał wytęsknione w teczce chwile, cudze akta i na świat pomysły różne. Był spokojny jaki może być mężczyzna gdy refleksje otwierają wciąż mu oczy i strapiony że czas mija i nic z tego, jakby nie ten los - co chciał - się napatoczył. A pod płaszczem aksamitną miał podszewkę - drugą skórę pełną życia i jasności; czasem cicho jej dotykał i się wtulał, wtedy błyszczał i rozpływał w łagodności bo się nie bał (ale w sumie - czy się nie bał?) płaszcz przerzucić czasem na tę drugą stronę mówił wtedy: - Ja o Pani tak naprawdę marzę! lecz najlepsze są pragnienia niespełnione.1 punkt
-
Tu jeszcze powinienem doprecyzować Jacku, otóż - sam związek frazeologiczny, który zastosowałem w tekście: siatka Hippodamosa - nie wydaje się szczególnie rażący? Przecież podobne zestawienia stosujemy bardzo często. Chociażby mówimy: "wieża Eiffla - a nie - wieża eiffelska, kostka Rubika - a nie - kostka rubikańska, koszula Dejaniry - a nie - koszula dejaniriańska, są też powszechnie znane męki Tantala - a nie - męki tantalskie, nić Ariadny - a nie - nić ariadnańska, kolejnych dowolnych przykładów mamy bez liku. 3m_sie, pzdr.1 punkt
-
Witaj Aga :) Dokładnie, Hermes był patronem kupców i złodziei, ten bożek doskonale wpisuje się w treść utworu, jako typowy przedstawiciel szemranej społeczności - wzorowy to symbol niejasnych interesów i machlojek, tu biegnie po bieżni - stadionowa bieżnia to okrążenie więc symboliczna zamknięta w pętli przestrzeń biegu, jako znaku probierczego naszego "wyścigu szczurów" - po sukces. Możemy śmiało uznać, że Hermes pomimo swej szemranej charakterystyki był bożkiem ogólnie lubianym i dobrze kojarzonym. Naturalnie w życiu również lubimy własne interesy, często kupczymy, i wchodzimy w niejasne układy. Tu w tekście jest więc Hermes całkiem oczywistym przedstawicielem naszego gatunku - ja też go lubię ;) Pozdrawiam, dobrego dnia Agnieszko.1 punkt
-
Mogło by być hippodamejska - w rzeczy samej. Natomiast mamy tu cały wers: greckie życie – siatka Hippodamosa to życie ma tu wymiar jakby człowieka - głównie w rozumieniu czynnika społecznego (jednak osobowego), Hippodamos jako urbanista i architekt miasta - bierze na siebie tą odpowiedzialność, każdy fragment architektury nasiąka osobowo i jako persona (stricte personalnie) walczy o własny uzysk społeczny - teoria zysków w zbiorach synekuralnych wielu miejskich społeczeństw, dlatego hippodamejska jako przymiotnikowa forma wydaje się nieco bardziej sztuczna, ale semantycznie masz oczywiście rację - tu jest uzasadnienie, jednakże pozostawię jak jest - ze względów o których dowodzę - czyli odrzeczownikowo - bardziej personalnie. Wzajemnie. Cześć.1 punkt
-
System hippodamejski. Hippodamos, Hippodamus - twórca miasta z pociętymi prostopadle ulicami. W kwadratach pomiędzy ulicami lokalizował urbanistykę, budowle, skwery, parki, ośrodki kultu, teatry, i ogólnie całą architekturę. Milet tak był zbudowany. Ale Milet - jest tu symboliczny. Ten podział na sektory - jest w wierszu trochę w alegorii - to takie sektory alternatywne, czyli dbające o zakres własnych tak to nazwijmy "oddzielonych granicami" interesów - na pewno czujesz o co chodzi, nie odnoś tego do konktetnego miejsca - to jak wcześniej napisałem - wiersz społeczny, nie wymierzony - w miejsce i czas. Każdy punkt w treści mógłbym uzasadnić w autorskim rozumieniu - ale czy to ma sens? Każdy ma własne kalkulacje. Tekst masz prawo odbierać subiektywnie - gdy pytasz merytorycznie - odpowiadam. Wiersz jest zaplanowany. hehs. ;D No tak. Mrugam okiem, ręce opadają ;)1 punkt
-
Acha, czyli nie masz nic do powiedzenia w kwestii swoich tak bardzo tu eksponowanych autoryzacji recenzenckich i wieloletnich (jak nam sugerowałeś i to na innych portalach)?, to wszystko jasne. Tak jest. Najlepiej uznać kogoś kto logicznie argumentuje na trywialne wręcz zarzuty i w ogóle ma chęć na kontynuacje tej "puszczykowej debaty" - po prostu narcyzem? Genialne. Gratuluję! Chyba teraz już zdążyłeś zauważyć, że komentarze mam precyzyjne, więc trudno, żebym nie potrafił tego robić w treści właściwej wiersza. No tak, argumenty co do wiersza zaprzepaściłeś, to zaczyna się atak personalny. Małość sumienia! Skrzydlaty masz fason intelektu - to znaczy wysoki polot. Brawo.1 punkt
-
Nie, nie ma powodu;) Proszę śmiało komentować nawet i w krytyce. Polemika wcześniejsza odbywała się z mojej strony na argumenty. Po prostu poprzedni komentujący zarzucił mi że używam zbyt wyszukanych słów, z czym się nie zgadzam. Gdybym tu odpuścił - chyba wszystkie dziewięć Muz, a zwłaszcza te odpowiedzialne za poszczególne gatunki liryki straciły by szacunek do mnie. W poezji po prostu nie istnieje efekciarstwo - bo słowa nasiąkają we wrażenia są subiektywne. To wrażenia różnego autoramentu w zależności od poziomu ambicji autora i przede wszystkim rodzaju - gatunku lirycznego. Czasem niestety bardzo oryginalne - a nawet nieczytelne. Weźmy pod uwagę choćby poezję dadaistyczną - to też liryka i nawet w niepoprawnej artykulacji niekiedy. Coś w tym jest. Masz intuicje. Tak, ma uzasadnienie. Nie zależy mi na tym by potraktowano ten tekst w kategorii okołopolitycznej, bo to ironia nie wycelowana, a społeczna. Trudno więc nawet próbować zamykać utwór w kategorii gierek politycznych. Obrazek społeczeństwa wpasowanego w przyzwyczajenia i konsumpcyjny tryb życia, to dotyczy wszystkich - bez podziału na suplementy polityczne. Dlatego ten dział. Rozumiem, że tekst zbyt intelektualny? - ok. Być może, przyjmuję argument, ale taki miał być w założeniu i jest ;) Na pewno nie efekciarski - co dowodziłem w poprzednich komentarzach. Wypowiedź doceniona przez autora ;D Nic nie jest zabronione, autor jest tykalny oczywiście ;))) Czasem musi bronić tez które uważa za uzasadnione, zwyczajna procedura: komentarz gościa --> logiczna odpowiedź autora poparta argumentami. Skoro tekst wzbudził jakiekolwiek emocje autor dziękuję. A mniej oficjalnie - skoro tylko naiwnie wzbudził ten podziw to przyznaję, że mocno starałem się by było jak najlepiej, pewnie nie wyszło tak jak powinno ;P pozdrawiam również, dziękuję i zachęcam do śmiałego komentowania - nie gryzę, najwyżej merytorycznie będę bronił tez uznanych za słuszne, do błędów przyznam, miłego wieczoru życzę ;)1 punkt
-
Acha, jeszcze jedno... po pierwsze nikt zwłaszcza (ja) tobie nie zabrania krytycznego spojrzenia na tekst. Ale, gdy autor całkiem naturalnie tłumaczy ci że nie masz w ogóle racji (bo co to za racja - zarzut że autor pisze w ambicjach bardziej koturnowego słowa?), i jasno to tobie argumentuje, to powinieneś to przyjąć, a nie budować piętrowych komentarzy. Piszesz, że masz wieloletnią praktykę w recenzowaniu poezji - pokaż nam ją, podziel się z nami swoją gnozą erudycją o której tak dowodzisz - gdzie i na jakich portalach uznany jesteś za eksperta?, jakie wiersze i autorów oceniałeś?, chciałbym zobaczyć i odnieść się do twojej fachowości, bo tu wpadłeś z czapką gruszek i udajesz że jesteś z Raju - a my wszyscy na paktówie w tym lirycznym ogródku.1 punkt
-
Ty widzisz co ty w ogóle piszesz? Przecież to nie ja ciebie napadam, tylko ty mnie i pod moim tekstem. Zauważ - Obecnie to nie ja komentuje twój wiersz (i nigdy ciebie nie skomentowałem) - tylko ty mój - w dodatku zarzucając mi efekciarstwo? Panie historyku i recenzencie czy nie rozumiesz , że każdy autor ma własne preferencje w liryce? Czy słyszałeś o gatunkach i rodzajach w poezji? Dotykałeś w praktyce tej epickiej, kontemplacyjnej, psychologicznej?... obawiam się że jesteś laikiem, bo zarzucić autorowi wiersza że używa wyszukanej metafory i jest zbyt efektowny słowotwórczo - to tak jakby jeździć kombajnem po lodowisku. To jest wrażenie. Jedni piszą madrygały, inni eklogi kolejni ballady czy anakreontyki, ludzie kochają rymowanki ale i białe wiersze, preferencje są różne. Co mnie obchodzi jak ty traktujesz ten rodzaj wiersza pod którym tu się po raz kolejny wygłupiasz? (ja piszę teksty w różnej charakterystyce), więc trudno akurat mnie zarzucić argument - hermetycznego przekazu (bo rozumiem ciągle do tego pijesz). Piszę też teksty proste, zrymowane i pozadygresyjne - ten jest w takim akurat charakterze - bo tak go sobie zaplanowałem. Ochłoń. Przecież już wyżej tłumaczyłem ci łopatologicznie - że to nieszczęsne always, to partykuła komunikująca - angielskie: zawsze, a nie żadna nazwa - więc i logicznie nie żadna marka butów, o czym ty piszesz do mnie? Masz problem z logicznym rozumieniem odpowiedzi, a bierzesz się za recenzowanie skomplikowanych tekstów i ich metaforycznego znaczenia. Nic tu nie jest do czapy. to jest proste zdanie które po prostu i polsku brzmi: biegnie Hermes w butach zawsze ze skrzydełkami zawsze - czyli za każdym razem, przez cały czas, permanentnie, ciągle, non stop... etc. etc. etc.1 punkt
-
No to żeś się nie popisał (a) wiedzą. Pamiętaj: Hermes = sandały = skrzydełka --> ZAWSZE! Dziękuję przyjmuję życzenia, i wzajemnie tyle tylko że bez tych wyszukanych rynkowych - złośliwości.1 punkt
-
Gratuluje historii takich historyków. Popatrz co napisałeś. Nawet tego nie wiesz, że Hermes miał te skrzydełka właśnie w butach. A chcesz wchodzić w dość wyrafinowaną charakterystykę tego wiersza. Przypominam ci, że mitologia grecka jest w pewnym sensie historyczną spuścizną starożytnej Grecji. Nie mamy o czym rozmawiać. Hejtuj gdzie indziej. Nigdy nie wyraziłem tak absurdalnej opinii o sobie, że jestem "królem" insynuacja po bandzie! Może w Egipcie jesteś a nie u Achajów? Chyba jakiś Cheops ciebie oszukał. Czasem nie tłumacz mu tego wiersza na hieroglify.1 punkt
-
Jeżeli masz śmiałość analizy tego wiersza powinieneś (aś) te terminy znać, a nie sięgać po słowniki terminów, dziwne to podejście - czytanie liryki ze słownikiem w ręku?, jak czegoś nie rozumiem to naturalnie opuszczam autora i jego tekst. A nie szukam na siłę efekciarstwa. Efekt to efekt - i efektowny ma być. Proste. Jak nie cenisz efektów, to efektywnie powinieneś opuścić taki paskudny tekst. Ja je uwielbiam, chcesz mnie nauczyć lubić po swojemu, dziwne maniery? Skoro nie rozumiesz że always - znaczy zawsze, informuję ciebie że to raptem - partykuła komunikująca. Widać w twoim wypadku komunikacja działa inaczej. Czyli konkludując efektownie - niepotrzebnie powiązałeś (aś) buty z pewną nazwą własną. Widocznie ulegasz permanentnie efektom podprogowym i dlatego wszędzie widzisz podpaski higieniczne. Użyłem angielskiej nazwy bo onomatopeicznie dobrze komponuje się z rzeczownikiem "Hermes" i moim zdaniem jest ciekawiej. Mam prawo używać uznanych środków poetyckich. Dźwiękonaśladownictwo (onomatopeja) jest jednym z takich środków. To nie jest efekciarstwo tylko komparatywne zestawienie pewnego opisu stanu rzeczy, ale w słowniku tego się nie doszukasz. Za trudne. Założone dopiero konto i wparadowanie z buciorami i pretensjami do autorów którzy tu ciężko pracują i to nie od dzisiaj - od dawna. Od razu widać, że profil ułożony pod hejt. Znamy to dobrze. Zimno reagujemy, bo recenzent bez doświadczenia a głośny. Nie czytaj skoro ten klimat cię drażni. Proste. Cześć.1 punkt
-
Wierzę w życie gdzie dobrzy ludzie są idolami autografy serc skrzętnie cały czas zbieram kiedy odżyję słowa poskładam ułożę podziękowanie między wierszami wierzę w wodę która płynie ze źródła świata narodzin zawsze czysta bo obmywa z grzechu pychy ukoi ból wierzę w czas którego minut nie liczy nikt skrzętnie i nie pędzi jak spłoszony dobre godziny odmierza nawet nieufnemu bo nikomu nie dowierza wierzę w to co jest warte aby uwiecznić bo wspaniałe na zawsze w pamięci karty pamiętnika nie wydarte przetrwają wieki całe wierzę w niepokalanie tego co powstało przed tyloma laty tej wiosny powitam znów kwiaty na duszy polanie wierzę i wielbię cały świat pomodlę się aby ocalał głosząc twoją chwałę Mój Panie1 punkt
-
W wiosenny wieczór krople deszczu serenady wygrywały na blaszanym parapecie niczym na magicznym fortepianie A samotny starszy pan stał na balkonie i oglądał z wysoka świat który znał tyle ładnych lat a myśli wraz z nim śmiały się i płakały Zapisywał je wersecie teraz marzyło mu się znów zakochanie gdy ujrzał gwiazdy niezwykłe były niebieskie i patrzyły jakby na niego Gwiazdy świeciły coraz jaśniej rozświetlając już prawie połowę nieba starszy pan jeszcze nie zaśnie wspominał niezapomniane błękitne jej oczy1 punkt
-
0 punktów
-
0 punktów
-
0 punktów
-
@Somalija Koniecznie, bo potknąłem się między wersami (mam wrażenie, że gdzieś już ten tekst czytałem), takie rzeczy wybijają się w głowę. Pozdrawiam.0 punktów
-
Bezsenne noce poetów jak utrapienie śpi tylko gdzieś czyste sumienie zranione serce wciąż broczy pełne lęku że na zawsze zamknie oczy wtulone w piersi bije płochliwe pragnąc ten jeden raz jeszcze być szczęśliwe bezsenne noce poetów bez wiary czas stracił już wszystkie wymiary tyle lat widzę tak mało miłości zatartych śladów obecności bezsenne noce poetów bez natchnienia szukam choćby jednego cienia na ścianie w pełnym słońcu początek pozostał na szarym końcu gdzie jesteś miłości zadaję pytanie bez pocałunku zniknęła zgubiła dawne kochanie bezsenne noce poetów bez wierszy które rozpłynęły się we mgle anioł nadzieję jeszcze mi śle nie ostatni to kamień w życiu i nie pierwszy0 punktów
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne