Cała aktywność
Kanał aktualizowany automatycznie
- Z ostatniej godziny
-
Słownikowe prelekcje
Simon Tracy odpowiedział(a) na huzarc utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Przypomniałeś mi tym wierszem dni gdy miałem może z sześć może siedem lat i czytałem słownik albo encyklopedię i też myślałem tak samo, że to wyrocznie mądrości. Niestety słownik nie stworzył ze mnie wielkiego poety. -
Na pierwszej stronie być może as. Na drugiej gwiazdy. Karty dla mas…
-
Słownikowe prelekcje
Annna2 odpowiedział(a) na huzarc utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@huzarc no istnieje coś takiego jak licencja poetika -
@Simon Tracy Dla mnie to nie jest wiersz — to opowieść-rzeka, poemat prozą, który ma w sobie rzeczywiście Schulza, polską melancholię i metafizykę śmierci. Czuć tu "Sanatorium pod Klepsydrą", duchy kolejarzy i czas, który się zapętla. Twoja siła to szczegół. Dębowa mozaika, secesyjny kredens, który "obrzuca" bohatera odbiciem — to żywe przedmioty, które pamiętają. Szyny szepczące nocą, duchy z latarniami, maszynista Zebala uścisk jak druha — masz dar do budowania świata, który jest realny i oniryczny jednocześnie. Niektóre partie (zwłaszcza rozważania o miłości, o braku braci w wiedzy) są dla mnie za długie. Ale oczywiście to tylko mój odbiór. Schulz pisał krótko i gęsto. Natomiast mistrzostwem jest moment, gdy bohater rozpoznaje skład z katastrofy z 1909 roku, gdy wsiada, gdy płacze "mój kochany Drohobycz" — to serce wiersza. I to, że tor zostaje pusty, a duch zawiadowcy siada na kamieniu czekać dalej — to niezwykły obraz. Twój tekst jest głęboko osobisty i uniwersalny zarazem. Wiersz o samotności twórcy, o niemożności bycia zrozumianym, o ucieczce w śmierć-sen-sztukę. O tym, że prawdziwe życie jest gdzie indziej — "tam" i "kiedyś", nie "tu" i "teraz". Bardzo mi się podoba, ma też coś z grozy (z Edgar Allan Poe, po przeczytaniu jednego jego opowiedania w wieku niedojrzałym, przeżyłam traumę i unikam literatury grozy :) ) Ale wspominasz naszego autora grozy - Stefana Grabińskiego - postać do tej pory nie była znana mi znana. Pozdrawiam.
-
Ten pociąg ma różne destynacje, w skrócie do nieba, dna i nie tylko i przejeżdża przez różne okolice, zatrzymuje się, cofa, są przesiadki. Pozdrawiam
-
Słownikowe prelekcje
huzarc odpowiedział(a) na huzarc utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@tie-break pozostaje mi być sprawnym fałszerzem cudzych:) dzięki i pozdrawiam:) -
To romantyczna ballada w formie prozy poetyckiej, mistrzowsko zamknięta w motywie „ślubu i pogrzebu” — życia i śmierci splecionych w jednym geście.
- 1 odpowiedź
-
- groza
- proza poetycka
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Słownikowe prelekcje
tie-break odpowiedział(a) na huzarc utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@huzarc A ja myślę, że wielki poeta sam tworzy i rozwija swój własny, niepodrabialny słownik. -
~~ Złota, polska jesień .. .. gdzież się ta podziała?! Czy może to tylko poetycki bałach? Okrutne wiatrzysko .. .. deszcz, no i zimnica! Czym ja zatem mogę dzisiaj się zachwycać? Telewizja ględzi wciąż o polityce - to z kolei nudne, jak .. flaki z olejem. Wyruszę więc "w miasto" i smutki zaleję .. .. ale nie deszczowym opadem wprost z nieba. Bar mam tuż, za rogiem - wiem, co mi potrzeba!! ~~
-
Można tak powiedzieć, że spaceruje - i to we wszystkich kierunkach. Mgły jesienne utrzymują się już dłużej. Pzdr :-)
-
@Toyer To melancholijny wiersz o przemijaniu miłości, z dobrze wyczutą symboliką podróży. Każda emocja zostaje w im szczerze nazwana, wybrzmiała ujawniona.
- Dzisiaj
-
Słownikowe prelekcje
wierszyki odpowiedział(a) na huzarc utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Udany wiersz, który wykorzystuje efekt zaskoczenia. Słowikowe popisy, słownikowe prelekcje - za nim osłona ciszy, ślina pyta - czego chcesz? Udało się nie przesycić wiersza nadmiarem słów, a zwłaszcza tych odnajdywanych w słownikach, a nie we własnych myślach. Pozdrawiam :-) -
@Iza-bella Miło i sympatycznie. Odmówię Zdrowaś Maryjo w jej intencji. Teraz Pozdrawiam serdecznie Miłego dnia
-
Nikt jeszcze tego głośno nie powiedział. Tym bardziej cicho i skrycie zachowywali się główni zainteresowani Ale przecież każdy widział to w ich zachowaniu i bezstronnej, bezdennej miłości, uczuciu, gestach i wyznaniach. Choć nie należałem do tych co wolą żyć, życiem innych. Ani również nie należałem do tych, co uważali, że cudzą prywatność należy ochoczo gwałcić i deptać. Bo jest ona dobrem wspólnym, napędem do potoku plotek i nadinterpretacji To miałem ostatnimi tygodniami wrażenie, jakoby zbyt często sam uciekałem ku temu, by prowokować prawie niewinnie wyglądające sytuację, powszednie dla planu dnia codziennego. A to starając się odnaleźć chwilę wytchnienia od wielogodzinnego pisania, wsparty o parapet sypialni, natknąłem się wręcz natychmiast na ich splecione ciała u siedziska parkowej ławki. Trzymał jej dłonie alabastrowe przy swoich ustach i szepcząc zapewne słodki stek bzdur o nieskończonej miłości, obsypywał jej drobne knykcie pocałunkami. Nie widziałem jej twarzy. Jedynie burzę ciemnobrązowych włosów. Nie widziałem więc i oczu o orzechowej głębi, pod których władztwem, nieraz czułem się niewolnikiem zakazanego dla mnie uczucia. Ale nie musiałem widzieć. Wiedziałem doskonale, że przepadła już. Dla mnie i całego świata. Bo teraz tylko on i jego słowa były całym światem. Były jej ambrozją, którą karmiła serce i zmysły. Smutny to świat. Pełen makabrycznych absurdów. W którym to ktoś jego rangi urasta w hierarchii do postaci Boga. Dlatego Boże jedyny, jeśliś jednak gdzieś jest to chroń mnie przed takimi bożkami i ich zgubnym wpływem. Od innych mogłem dowiedzieć się tyle, że ona nie mówiła już o niczym innym jak tylko o miłości do niego. Był wręcz jej fetyszem. Szalonym uzależnieniem. Alkoholem. Nikotyną. I opium. Idealnym wzorem. Cudownym równaniem. Po latach ślepych zaułków I niewypałów, które miast lądować w centrum tarczy, raniły jej serce odłamkami obnażonych kłamstw. Wolałaby umrzeć. Rozpaść się na atomy niebytu, niż stracić go. Może i nie wiedziałem nic o miłości. Ale raz jeden poza tym, byłem świadkiem jak młoda kobieta miłuje kawalera w sposób równie szalony i bezwzględny. A mówią Ci podobni do mnie, że miłości nie ma. Sam twierdzę, że wyginęła wraz z postępem gorączki tych szalenie anty ludzkich czasów. A potem widzę, jej ogarnięta urokiem miłości twarz. I zamieram. Odrzucając wszystko co wiem i czego mnie życie nauczyło. Wątpię już nawet w grób. Bo może jeśli jest. To miłość mnie wyzwoli kiedyś z jego bezdni. Brednie! Zaczynam wątpić sobie. Wreszcie gruchnęła spodziewana wieść. Ślub i wesele pary młodej. Kto żyw. Proszony jest i mile widziany. Nie muszę chyba dodawać, że byłem jedyną osobą która jakimś wierutnym kłamstwem wykpiła się z udziału. Bo a jakże. Sama osobiście złożyła mi wizytę. I w delirycznie radosnym uniesieniu, wręczyła mi kopertę z zaproszeniem. Odmówiłem, broniąc się tym, że w podanym terminie czeka mnie pilny wyjazd z uczelni w związku z jakimś nad wyraz niecodziennym znaleziskiem w którego identyfikacji mogę pomóc innym archeologom. Przez chwilę przygasła. Lecz stwierdziła, że rozumie moje stanowisko i wie, że tak odpowiedzialna praca wymaga tego by się jej w pełni poświęcić. Tak jak miłość, pomyślałem zamykając za nią drzwi. Piłem na umór trzy dni i noce. Nie jedząc i nie śpiąc prawie. Czwartego ranka dopiero, objęła mnie zbawcza niemoc, utraty resztki sił, godności i przytomności umysłu. Zapadłem w pijacki sen. Śnił mi się otwarty, głęboki grób. Pusty i świeży. U jego szczytu, gotycki krzyż. A na jego zwieńczeniu kruk dorodny. Wsparty szponami o nagą, kremowej barwy czaszkę. Kruk miał jej orzechowe oczy. Uronił nawet łzę. Wpadła ona do grobu. W tym miejscu wyrosła po chwili. cudowna, biała lilia. Zbudziłem się zlany potem. Nie dla mnie weselne dzwony i taneczne pląsy. Dla mnie szczęk potępionych, piekielnych łańcuchów. I danse macabre z panią ostatecznej drogi i łaski. Która może i gardzi mną ale i nigdy nie zdradzi. I tak się zaiste stało, że kto żyw udał się na wesele. Odbyło się ono niedaleko za miastem. Były i tańce przy kapeli. I stoły zastawione najprzedniejszym jadłem i napitkiem. I kosztowne, eleganckie stroje i suknie. I zabawy i północne oczepiny. A więc Ty już od teraz stracona na zawsze. Zeszło wszystko aż do białego rana. Większość zaproszonych ulokowano w zajazdach i karczmach w pobliżu. Tak by nie musieli oni wracać i mogli odetchnąć jeszcze cały dzień kolejny. Zresztą większość przystała na to ochoczo bo planowano orszakiem odprowadzić młodą parę na powrót do miasta. I tak uczyniono. Na przód posłano bryczkę biało złotą, którą powoziły cztery kasztanowe ogiery, przybrane w ozdobne dery, pióropusze i nauszniki. Para młoda okupowała ławeczkę zaraz za postacią przybranego we frak i cylinder woźnicy. Orszak powoli zbliżał się najpierw do rogatek miasta, potem objechał przedmieścia, wreszcie chcąc wtoczyć się na rynek od ulicy Kowalskiej, został nagle przyblokowany przez rozklekotaną furmankę o ledwie trzymających się kupy osiach. Furmanka była omalowana czarną farbą I równie kara klacz powoziła nią. Na zydlu w furmance siedział miejski grabarz. Na widok roześmianego i gwarnego orszaku weselnego, chciał zawrócić konia by nie przynosić pecha młodej parze przez przecięcie ich drogi. Klacz jednak w proteście stanęła dęba i z głośnym rżeniem mimo ciągnięcia za uzdy nie ruszyła się o cal. Chwilowy zator wykorzystał pan młody by rozmówić się z grabarzem. Pech to okrutny gdy śmierć komu drogę przecina. My wracamy z miłością, pieśnią i tańcem. By dzielić się naszym szczęściem z całym światem a Wy pracujecie dla kostuchy co wytchnienia dać nie może nawet w dniu tak błogosławionym i pięknym. Widzę klepsydry kleicie. Kogóż to śmierć w tany porwała skoro wszyscy u nas tańczyli i nie pomarli od tego? Grabarz z posępna miną wydzielił jedną zapisana klepsydrę z małego stosiku i podając ją panu młodemu rzekł. A juści nie wszyscy u Was bawili. Bo nie skorzy byli ku temu widać by się uciesznym chuciom oddać gdy im serce z bólu krwawiło. Przedwczoraj gdyście najpewniej zasiadali do wesela, nasz literat i historyk. Zamknięty w swym mieszkaniu Strzelił sobie w skroń. Znaleziono go rano martwego w fotelu. Nie miał rodziny. Nie miał przyjaciół. Ale proszę o to zaproszenie na jego pogrzeb. Na dziś na godzinę czternastą. Rad będę w jego imieniu Was widzieć na cmentarnym polu. Bo niegodne jest aby człowiek co był sam przez życie całe i sam odchodził z padołu. W asyście jedynie księdza, grabarza i urzędnika. A więc wstąpcie na śmierci wesele. Miło mu będzie powitać Was wszystkich. Z tymi słowami uderzył z bicza i klacz poszła usłużnie przed siebie, zostawiając orszakowi wolną drogę i wolny wybór. Ku ostatecznej decyzji.
- 1 odpowiedź
-
1
-
- groza
- proza poetycka
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
sprawdź czy jestem martwa
viola arvensis odpowiedział(a) na tetu utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Bardzo lubię takie wieloznaczne sformułowania. W nich czytam talent. Wiersz niebanalny, spójny, błyszczy- diamencik. Z pozdrowieniami W. -
U schyłku lata
tie-break odpowiedział(a) na tie-break utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@viola arvensis Cieszę się :-) -
U schyłku lata
viola arvensis odpowiedział(a) na tie-break utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@tie-break bardzo ładnie, wyjątkowo. -
jesienny wieczór parkowymi alejkami spaceruje mgła
-
@marekg Podoba mi się ten stonowany, synestezyjny wiersz, taki z pogranicza snu i jawy, skoro peel wyznaje, że nie może zasnąć, a jego uwaga błądzi wśród różnych wrażeń, W każdym wersie zmysły miękko przepływają między obrazami, które tłuką się po głowie, a tym, co świadomość rejestruje jeszcze z otaczającego świata.
-
To wielki poeta - Pomyślał słownik O swym czytelniku To zbiór mądrości - Wyrocznia niemal Pomyślał on o słowniku Gdy oślinionymi palcami Połykał słowotoki słów Z kartek zapisanych śliną - jak prawda
-
Jechaliśmy pociągiem kochając kierunek miłości w obie strony dwóch ciał jednej duszy oboje z bagażami ciążącej przeszłości byliśmy zakochani razem dnia każdego czasem pociąg przyspieszał prędkością oddechu ciała grzał w zakochaniu dusze pieścił słodko zawsze wracał torami dwoma imionami słowa wypowiadane brzmiały zakochaniem wykolejona miłość zostawiła zdjęcia to jedyna pamiątka twarze uśmiechnięte już razem nie ruszymy walizki zostały pamięć zakochania do dna podróżuje malutką ciuchcią jadę ze wspomnieniem wielkim kiedyś podróż kochałem teraz chcę zapomnieć że do pociągu wsiadłem jechałem z miłością myląc życia perony do dna tory wpadły
-
Nie uczą opluwać cieni zmęczonych drzew
Waldemar_Talar_Talar odpowiedział(a) na Waldemar_Talar_Talar utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Witam - miło że moment z cieniem drzew przypadł - dziękuje za czytanie i komentarz - Pzdr.serdecznie. @Simon Tracy - @JuzDawnoUmarlem - @huzarc - dziękuje - -
Umieją się uśmiechać wiedzą co to płacz
Waldemar_Talar_Talar odpowiedział(a) na Waldemar_Talar_Talar utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
@Berenika97 - @infelia - dziękuje - -
gromada
- 6 023 odpowiedzi
-
- dla dzieci
- zabawa
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
U schyłku lata
tie-break odpowiedział(a) na tie-break utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Alicja_WysockaTak, tak :-) to ten moment, gdy wszystko wydaje się w pełni rozkwitu, ale uważny obserwator dopatrzy się pierwszych zwiastunów przemijania.
-
Tematy
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne