Cała aktywność
Kanał aktualizowany automatycznie
- Z ostatniej godziny
-
landszaft chmury ciurkiem wyciekło lufcikien kominy miasta mają w sobie ciepło matki i chłód ojca stójcie do mnie plecami stójcie plecami do mnie wysysając błękit ja będę muskać tercyną smakujecie jak limbo smakujecie jak pióra które w was wbijam chowacie dym we włosach gdyby to mogło być o czymś innym niebo z waszych zdjęć okrywałoby mnie od nocy słuchajcie słyszę jak raz po raz zatrzaskujecie usta i trochę się topię gryzę oddech blizno ponad głowami poprzez nie zstąpimy
-
Dla Ciszy
violetta odpowiedział(a) na JuzDawnoUmarlem utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@JuzDawnoUmarlem nie ma to jak własna cisza:)- 1 odpowiedź
-
- wierszwolny
- melancholia
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Apopleksja pamięci
Migrena odpowiedział(a) na Migrena utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Berenika97 Bereniko. czasem słowa to dużo za mało. ale nic innego nie przychodzi mi do głowy. to przyjmij - dziekuję !!! @violetta dziękuję pięknie :) -
@Moondog @iwonaroma @Berenika97 @violetta @Leszczym @Annna2 @Waldemar_Talar_Talar @huzarc @wierszyki Dziękuję!
-
Kiedy nadejdzie jutro
huzarc odpowiedział(a) na Adam Zębala utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Adam Zębala To wiersz, który nie szuka fajerwerków — jest cichy, jak ktoś stojący na brzegu i żegnający kogoś lub coś, co odpływa. Nie krzyczy, nie dramatyzuje — i właśnie przez to uderza w czytelnika. -
dziwowisko szarobrązowe
Waldemar_Talar_Talar odpowiedział(a) na MIROSŁAW C. utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Witam - dla mnie super - Pzdr. -
Kolejny wieczór oćmiewał już step. Dwie chorągwie halyjskie dowodzone przez atamanów, Dymno i Świerkowycza, wkroczyły do wioski, w której przesiadywał koszowy Petrymko. Większość pozostałych atamanów i ich podkomendnych rozlokowało się po szynkach i pastwiskach, obozując i racząc się miodem. Halyjczycy zaprowadzili uratowane kobiety do świątyni, gdzie dalej zaopiekować mieli się nimi kapłani Peruna, póki nie będą w stanie wrócić do domów, o ile miały do czego wracać. Przed salą biesiadną była cisza. Jegor i Świerkowycz weszli do środka, towarzyszył im również Ekim. Koszowy siedział przy stole, jadł kolację, udko drobiowe. Powstał z krzesła z trzaskiem starych kości na widok oczekiwanych dowódców. Uściskał ich serdecznie jak własnych krewniaków i zaprosił do stołu. - No więc jak sytuacja w twierdzy? - pytał Nikolaj - Tragicznie, sułtan z marszu odmówił nam odsunięcia Dadańczyków. Pozwolił nam jednak zostać na noc, mimo to jego doradca, Eradin Almaz, złamał immunitet poselski, ja i Ekim ledwo uszliśmy z życiem. Udało nam się uratować z rąk Buduńczyków gromadkę kobiet, przyprowadziliśmy je tutaj. W drodze powrotnej zaatakował nas czambuł, ponieśliśmy duże straty, lecz uratował mnie Świerkowycz, a od jeńców zaciągnęliśmy języka. To znów Eradin Almaz ich na nas nasłał, choć myślałem, że pokonałem go w walce. W samej twierdzy dowiedzieliśmy się też, że sułtan zmierza na czele spahisów, chce podbić Wrzosogród. - Niedobre to nowiny, niedobre. Będzie się szykowała walna bitwa, nie damy rady sami ich powstrzymać. Świerkowycz, wypocznij dobrze, z rana pojedziesz jako goniec do wojewody prosić o wsparcie. - Jest jeszcze jedna szansa mości wataszko - wtrącił się nagle Ekim. - Cóż takiego cudzoziemcze? - zaciekawił się koszowy. - U boku sułtana znajduje się porwana dawno temu księżna z południowych prowincji. Jej lud uciśniony jest pod buduńskim butem. Jeśli udałoby jej się zbiec, wznieciłaby bunt wśród górali, przez który sułtan musiałby wycofać się ze stepu. - Nie da rady, przecież musielibyście się przebić przez całą armię janczarów i spahisów, by ją wydostać. - Mamy ze sobą kilka janczarskich mundurów. Pod osłoną nocy nawet ciężko poznać w nich kobietę. Jest szansa dostać się do serca taboru i zabrać księżniczkę z namiotu sułtana, a może też przy okazji uda się ubić jaśnie oświeconego. - W żadnym wypadku wam nie pozwolę, to samobójstwo! - Na Tengri! Obiecałem już jej… - Będziesz musiał wybłagać swego Tengri o przebaczenie. Nie pozwolę swoim ludziom marnotrawić tak łatwo żywota. Atamani i Ekim opuścili salę. Kompan Jegora był zrozpaczony, niedotrzymanie przysięgi było ciężkim grzechem dla każdego wyznawcy Tengri. Do miejsca obozowania chorągwi szedł jak nieobecny. Rozdzielili się i pożegnali z Świerkowyczem, chciał on jak najszybciej wypocząć przed drogą do wojewody. Banda Jegora usadowiła się nieco za wioską, jeden z kapłanów, pochodzący z sąsiedniej wioski, opatrywał rannych po pogoni wojowników. Atamanowi również wymienił szmatę na przedramieniu na nieco bardziej profesjonalny opatrunek, wzbogacony maściami leczniczymi. Jegor obserwować miał uważnie przebieg gojenia się, wystąpienie komplikacji mogło oznaczać nawet amputację ręki. Przechadzał się po obozie i obserwował, ilu ludzi zostało w pełni sprawnych po napadzie. Na szczęście w całości uratowała się część chorągwi, która gnała dalej z kobietami. Widział nieopodal jednego z rozpalonych ognisk, że dwójka jego podkomendnych turla w stronę towarzyszy beczkę z piwem. Jegor kazał postawić ją pionowo. Skoczył na nią i stanął na denku, wszyscy zwrócili wzrok na swego dowódcę, a do ich uszu dobiegł jego donośny głos. - Potrzebuję dziesięciu ludzi, którzy razem ze mną ruszą w przebraniu do samego obozu sułtana. Jedna z kobiet została jeszcze u jego boku, a jest to znamienita persona, której nasz towarzysz Ekim obiecał wolność, a która również odmienić może dalsze losy stepu. To niebezpieczna misja i wszyscy możemy na niej zginąć, dlatego koszowy nie wyraził na tę akcję zgody. Chcę więc, by ci, którzy tu pozostaną, dochowali tajemnicy. Wiem, że mogę na was liczyć. Tak więc, kto jest chętny ze mną jechać? Chętnych było aż zbyt wielu. Jegor starał się wybrać jak najgodniejsze towarzystwo, a gdy zdało mu się, że dobrał najsprawniejszych kandydatów, udał się na spoczynek. Gdy wstał świt, duża grupa konnicy śmignęła w stronę zachodu, i nie była to chorągiew Świerkowycza. * * * Niebo jaśniało jak za dnia, choć było krótko po północy. Armaty grzmiały z murów obleganego miasta Wrzosogród. Większość wojsk sułtańskich przeniosło się z taboru na front do obsługi artylerii. Gdzieś w otaczającym miasto kordonie wzniosła się wysoka jak buchający smok chmura ognia, trafiony został jeden ze składów prochu. Wrzasków ogniskujących w tym miejscu nie było końca. Komuś urwało rękę, ktoś czołgał się z stopioną na twarzy skórą, dalej leżały odrzucone przez wybuch kadłubki, którym szybka śmierć oszczędziła bólu. W tym chaosie krzątało się gdzieś dwunastu wojowników, którzy w ciemności, szaleństwie, strachu i pogromie, nijak różnili się od pozostałych janczarów. Jeden tylko wśród nich rzucał się w oczy, a odziany był w szaty straszliwego maga, o którym plotki jeszcze straszliwsze krążyły. Grupa ta przybyła z północnego-wschodu, zostawiła konie za pagórkiem, na którym na brzuchach leżeli ubogo odziani, lecz uzbrojeni w szable i czekany wojownicy. Tajemnicza dwunastka przekradła się między trawami, unikając buduńskich patroli i wmieszała się w bitewną krzątaninę. W sporadycznych błyskach światła liczyła się tylko znajoma sylwetka janczarskich mundurów, nikt nie dostrzegał nieco odmiennych kształtów twarzy, czy niezwykłej wśród południowych ludów bladości tych ludzi. Ich celem był namiot sułtana. Od dobrze oświetlonego ogniskiem frontu, przy płachcie stało kilku gwardzistów. Twarz jednego znich zdawała się znajoma, z pewnością i on poznałby człowieka w czarnej szacie. Dwunastka więc planowała zakraść się do namiotu od tyłu. Jeden z nich, czarnowłosy który wyróżniał się największą tężyzną fizyczną i zaprawieniem w szermierce, z cichym świstem ostrza wyciął wyłom w tkaninie. Do środka przecisnął się Buduńczyk, podający się za Eradina Almaza. Wydawało się, że w środku przebywa tylko jedna osoba. - Soraja - szepnął w stronę leżącej na poduszkach kobiety, wsuwając głowę w rozcięcie - to ja Ekim, wróciłem po ciebie, tak jak obiecałem. Kobieta podniosła się na rękach i spojrzała niedowierzając. W namiocie było ciemno, nie mogła rozpoznać twarzy przybysza, lecz głos, który ledwo przebijał się przez huk wystrzałów, wydawał się znajomy. Księżniczka powstała z leżanki i truchtem zbliżyła się do mężczyzny, z bliska już była pewna, że to on. Uśmiechnęła się. - Uciekajmy czym prędzej - wyszeptała do niego - Tensu wyszedł prowadzić natarcie i zagrzewać żołnierzy do walki, wkrótce może jednak wrócić. Nagle kotara namiotu zaszeleściła, do środka wszedł cień potężnej postaci. Klinga bułatu na tle czarnej kotary, odbijała się nikłym blaskiem dobiegającym z szczeliny. Ciemna sylwetka ciężkimi krokami zbliżała się do dwójki stojącej naprzeciw. Ekim dobył szabli. - Mówiłem ci psie, padniesz trupem, jeśli znów spotkamy się bez twojego immunitetu - Ekim znał ten głos i od razu skojarzył do kogo należy. Jego właścicielem był nie kto inny jak jego nemezis, Tekir - Miałem nadzieję, że tym razem się nie wywiniesz, ale najwyraźniej ten przemądrzały mag zawiódł. Teraz jednak sam dokończę robotę, nie licz na litość. Ekim nic nie odpowiedział. Przerzucił tylko Soraję przez przeciętą wyrwę namiotu i stanął z wysuniętą szablą. Sztychy przeciwników niemal stykały się ze sobą. W półmroku rysowały się dwie niewyraźne figury zwaśnionych wojowników. Żaden z nich nie myślał o odwrocie, liczyło się tylko rozstrzygnięcie jątrzącego się konfliktu. Pierwsze cięcie wyszło z inicjatywy Tekira, Ekim błyskawicznie je sparował. Następnie obaj szermierze weszli w wir ciosów, pod płachtą namiotu dochodziło do równej wymiany szermierczej. Dudniące, basowe grzmoty wystrzałów z armat wtórowały metalicznym dźwięczeniom obijanej o siebie stali, połączona ze sobą symfonia dźwięków brzmiała niczym dzwon, zbliżającej się do żniw śmierci. Ciasna przestrzeń nie dawała sposobności nawet na chwilę wytchnienia, zdawało się, że dwaj wrogowie wpędzili się w bezkresną pętlę walki, nasączoną jadem. Chrapli z wycieńczenia jak zdyszane konie, ich wymachy stawały się coraz bardziej ociężałe. W końcu dwie szable minęły się na trajektorii, Ekim wykorzystał ostatki sił, by cięcie było jak najgłębsze, czuł opór, z jakim ścięgna stawiały się jego ostrzu. Tekir wytrzeszczył oczy oszołomiony, bułat wypadł mu z ręki. Wielka otwarta rana ciągnęła się przez jego pierś. Osunął się gwałtownie na ziemię, z głuchym tąpnięciem ciała, które wyzionęło ducha. Świat wokół Ekima kręcił się przed jego oczami, chaotycznie przestawiał nogi, zbliżając się do rozcięcia na tyłach namiotu. Gdy znalazł się już na zewnątrz, zauważył, że jego kompani otoczeni są przez kilka trupów. Tekir musiał wysłać swoich podkomendnych, by zajęli się resztą intruzów. Soraja stała osłonięta przez Jegora. Z taboru ściągać zaczęła chmara janczarów, którzy usłyszeli zamieszanie przy namiocie władcy. Kilku z szybszych żołnierzy zdążyli położyć już Halyjczycy. Jegor krzyczał coś do Ekima, ten jednak zdawał się nie rozumieć słów. Przeszył go nagły ból, adrenalina go opuszczała i zauważył coś wilgotnego i lepkiego w okolicach brzucha. Przez gardło nagle przeleciała mu czarna maź, krztusząc się intensywnie spluwał ją na wargi. Zrozumiał już co się dzieje, nim zdążył zadać śmiertelne cięcie, Tekir pchnięciem przebił mu wątrobę. Ekim padł na suchą trawę. Jegor skoczył do leżącego towarzysza, uniósł go i kazał osłaniać siebie i Soraję pozostałej dziesiątce. Biegli przez tabor, janczarzy byli skonsternowani ich widokiem, zaczęli jednak jeden po drugim przyłączać się do pościgu, gdy zrozumieli co się dzieje. Ciężko im było czasem nadążyć, intruzi wciąż poruszali się w przebraniach, więc co chwila gubili i podejmowali na nowo trop. Dodając do tego chaos spowodowany nocnym oblężeniem, okazało się, że ścigająca grupa złapała… inną ścigającą grupę, a tamci natomiast próbowali dogonić janczarów wysłanych po nowy zapas prochu. Tak więc się złożyło, że Halyjczykom przebranym za buduńskich żołnierzy udało się zbiec. Załadowali się na konie i odjechali czym prędzej w rozległą ciemność. Zatrzymali się dopiero, gdy byli pewni, że nikt ich nie ściga. Jegor posadził rannego Ekima ze sobą, całą drogę trzymał podarty mundur janczarski na jego zakrwawionym brzuchu. Zdjęli go teraz z konia i położyli na leżance na ziemi. Jeszcze żył, choć jego wzrok zdawał się już odległy. Wykrztusił jeszcze z ust trochę czarnej krwi. Jegor i Soraja klęczeli nad nim, oczy zaszkliły się im łzami. Konający Ekim poprosił gestem ręki, by zbliżyli swoje uszy do jego ust. Chciał powiedzieć coś niewyraźnym szeptem. - Mój własny naród zdradził mnie, lecz miałem zaszczyt, że przecieliśmy swoje drogi. Choć służyłem wśród Halyjczyków z ochotą i zdobyłem wśród was przyjaciół, którym jestem wdzięczny. Kłamałbym jednak, gdybym nazwał step swoim domem. Pytałem cię Jegorze komu służysz, odpowiedziałeś, że ludziom silnym i troskliwym. Temu też właśnie nie żałuję, że oddałem życie Tobie, Sorajo. Pragnąłem stanąć u twego boku, w górzystym kraju, by ruszyć przeciw moim byłym pobratymcom i wyzwolić twój lud, Tengri jednak ma wobec mnie inne plany. Nie dane mi więc będzie wspomóc cię w zwycięstwach. Ekim westchnął po raz ostatni i oddał ducha w ramionach przyjaciół, Soraja ucałowała go w czoło, zwilżając je łzami. Jegor zamknął jego zastygłe powieki i złożył szablę na jego piersi. * * * Ciało Ekima przewieziono do wioski, w której stacjonował koszowy, gdzie pochowano go na lokalnym cmentarzu. Pogrzebowych obrządków pilnowała Soraja, by odbyły się one zgodnie z tradycjami wyznawców Tengri. Po tym księżniczka opuściła stepy, kierując się w dalekie południe Imperium Buduńskiego. Trzy tygodnie później, na północ od Wrzosogrodu, zebrała się armia złożona z wojsk Lechitów, Estów i Halyjczyków. Przewodził im wszystkim Książe Wojewoda Witold Nadgórski. Po kolejnym tygodniu ruszyli oni w stronę oblężonej twierdzy, której obrońcy wykazywali się nadzwyczajną niezłomnością. Sułtan musiał uciekać. Wycofał się spod murów, jednocześnie w pośpiechu zostawiając sporą część artylerii. Wrzosogród został uratowany. Wkrótce docierać zaczęły niezwykłe wieści. Posłyszano, iż do górzystych krain, podbitych dwa dziesięciolecia temu, powróciła dawno wyczekiwana dziedziczka, jak się wówczas zdawało, wymarłego rodu. Obecność jej zainicjowała wszechobecny zryw poukrywanej w skalistych wioskach ludności. Co rusz wodzowe plemion przybywali przed jej oblicze, by padać jej do kolan, składać hołd, i przysięgać wierność do czasu śmierci, ogłosili ją również królową. Na cześć poległego przyjaciela i wybawiciela, przyjęła imię Soraja I Jildizeli. Jej armia rozproszona po całym pasmie górskim, zaczęła siać zamęt, który spadał na głowy uzurpatorów. Żaden szlak handlowy nie był już bezpieczny, patrole janczarów tajemniczo znikały, spahisi budzili się bez koni. By spacyfikować bunt, sułtan Tensu II, syn Kenana, zmuszony był wycofać się ze stepów, w głąb własnego kraju. Lechici wykorzystali okazję i odbili Obsydianową Twierdzę, ponownie umacniając granicę Królestwa. Pozostałe na stepie czambuły dadańskie, wyłapano lub przegoniono do Chanatu. Pojmanych barbarzyńców wbijano na pale, by ich ból choć trochę ułagodził gorycz po rzezi, jaką wyrządzili. Na dzikim stepie na chwilę zapanował spokój.
-
próbował się skupić myśli związać lecz guzik z tego przegrywał szukał odpowiedzi czemu tak jest gdy chce dobrze wychodzi źle i tak siebie męczył przez wiele lat nie był sobą był jak wrak lecz pewnego razu rzekł kurwa mać tak nie może być muszę wstać otworzył szeroko okno głośno zawołał nie poddam się i zaczął się śmiać P.S - wszystkich którzy będą czytać ten wiersz zapraszam zapraszam do działu Forum dyskusyjne - wkleiłem komunikat może kogoś zainteresuje -
-
1
-
Wieczność nicości, albo nicość w wieczności dla X. To dla niewierzących. Dla wierzących (chrześcijaństwo, islam) są dobre oferty życia wiecznego. W buddyzmie reinkarnacja, czy wieczna, nie wiem.. Pozdrawiam
-
@Berenika97 Życie trwa i trwa we wspomnieniach.
-
W zakątku wspomnień zamglonych, Leżał niemy kamień zapomniany, Gładki od dotyku czasu, wciąż ciepły. „Podnieś mnie, proszę, przyłóż do serca” Tak tęsknego wołania nie słyszałem od lat. „Przywołam twoje bezmyślne zdania, Rechot głupi i ciszę, co po nim nastawała, O ludziach, których wyparłeś z pamięci, I o krzywdach im wyrządzonych” Przerażony, łapię się za skołataną głowę. Czy ktoś jeszcze wybaczy mi i poda rękę? Zasłużyłem na kopniaka i zrzucenie ze schodów Na łeb, na szyję, siniaki pod ślepiami. Z pamięci wykopałem skrzynię bez skarbów. Gdy otworzyłem spróchniałe wieko, Czas się cofnął — na chwilę zbladłem. Pełna piasku, kości, martwota bez ducha Każda z nich miała inną, nieznaną twarz; Każde z ziaren nosiło obce mi imię. Znalazłem dziś w sobie ość, utkwioną głęboko, Pęknięty kawałek świata zatraconego. Stoję osłupiały — oddech ciężko złapać, Rozumiem, jaką byłem nędzną kreaturą. Pójdę już, ciągnąc za sobą zgryzotę w dal siną. Krokiem ciężkim, niepewnym, bez celu i sensu. Może kiedyś ktoś spotka tułacza zagubionego, Przeżegna się nad nim i odpuści winy w nadziei, Że znów stanie w szranki z życiem okrutnym.
-
1
-
Patrzę na łzy spadające z Twoich oczu i obficie płynące po Twojej twarzy. Po kim płaczesz i dla kogo wylewasz potok łez ciężkich jak kamień. Delikatnie stawiasz stopę i planujesz gdzie postawić kolejną na piaszczystej ziemi. Jutro będzie przypływ i piasek zatopi woda na co czekasz stojąc tutaj. Wśród bujnej roślinności postawisz szałas i rozpalisz ogień. Nie ugasi ognia potok Twoich łez ogień się nimi karmi i płonie mocniej. Powiew zimnego wiatru z nad morza i odgłos wzburzonej wody nie pozwala spokojnie zasnąć. Utoniesz we własnych myślach unoszących się na powierzchni morza wylanych łez. Kiedy nadejdzie jutro nic się nie zmieni utoniesz w mokrym piasku. Pośród szumu wiatru i krzyku ptaków które nad Tobą zataczają koło.
-
Dla wielu kolejna złota jesień dla mnie mroczny czas. Szmat czasu nie kochałem, ale czułem. Pojąłem, że kochałem gdy się w niej zanurzyłem i zrozumiałem, że pokochałem ją od razu gdy mnie dopadła w czterech ścianach. Zatraciłem się w niej, przepadłem. Zacząłem odpychać wszystko na czym kiedyś mi zależało: siłownię, znajomych, rodzinę, pasję, ambicje. Żeby móc z nią być spędzać jak najwięcej czasu sam na sam. A to wszystko dla niej Ciszy.
- 1 odpowiedź
-
1
-
- wierszwolny
- melancholia
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
- Dzisiaj
-
Gdy droga życia znika i gaśnie światło istnienia czy wówczas wieczność się zaczyna czy życie w nicość się zamienia?
-
Wypisałam się z jesieni
viola arvensis odpowiedział(a) na viola arvensis utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Berenika97 Dziekuje. Tak trzymaj Moja Droga 🙂❣️ -
@Roma Ten wiersz jest jak ciepły oddech w zimny dzień — naturalny, bliski, rozpoznawalny. Zostaje w czytelniku przez metafory, przez ton — przez rytm prostych słów, które niosą coś o wiele ważniejszego niż „poezja o miłości”: niosą obecność.
-
pofetyszyzujmy się poetycko. na parapecie.
FaLcorN odpowiedział(a) na Roma utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Roma Eee tam, nie zajrzałem tam gdzie chciałem. Oczywiście źrenice mam na myśli. Pozdrawiam z pociągu (tylko stalowego). -
Apopleksja pamięci
violetta odpowiedział(a) na Migrena utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Czasem warto być spokojnym, bo ktoś może dostać zawału serce, serce mięsień za bolo mocniej. -
Słońce wschodzi dla...
Berenika97 odpowiedział(a) na andrew utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@andrewPiękny! -
Apopleksja pamięci
Berenika97 odpowiedział(a) na Migrena utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Migrena Napisałeś wiersz o ogromnej sile wyrazu z przeszywającymi metaforami. Najbardziej dotknęła mnie „nostalgia jest pasożytem” – brutalnie trafne określenie na to, jak wspomnienia potrafią wysysać życie z teraźniejszy. (może dlatego, że znam to z osobistego życia) Wiersz jest jak katalog bólu. Każda zwrotka to osobny aspekt cierpienia. Wiersz jest przepełniony autentycznym, nieupiększonym bólem. Mówią: „pogódź się”. Z czym? Z brakiem, który ma twoje imię? Wyraża niezgodę na banalne pocieszenia i pokazuje, że strata nie jest abstrakcyjnym pojęciem, ale konkretną pustką po kimś, kogo nie da się zastąpić. Twój wiersz jest niezwykle poruszający - nie tylko opisuje uczucie, ale sprawia, że niemal fizycznie go doświadczam. -
zimnica wsobna (nie mylić z malarią)
bronmus45 opublikował(a) utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
~~ .. u osiemdziesięciolatka zdziwienia nie budzi - lecz ta spowodowana bezmyślnością ludzi; która wciąż się przyczynia hołdowaniu bredni. Pozoranci polskości - Moskwie odpowiedni, wciąż podnoszą swe głowy brunatno / czerwone, nie bacząc na Ojczyznę - w tym Orła Koronę, zasłaniając się nimi, a przy tym plugawiąc ich świętości wiekowe. Oczy orła łzawią .. Trudno mi będzie dożyć świetlanej przyszłości, w której PiS z przystawkami już nie będzie gościć .. ~~ -
@_Maryanne_Dzięki za polubienie i limeryk. Czepiga to? @Berenika97Dzięki za polubienie. Pozdrawiam
-
Październikowe szelesty
aniat. odpowiedział(a) na aniat. utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@andrew Cudownie. Ja też rozmawiam z drzewam. Dziękuję za komentarz. @viola arvensis Dziękuję. Jest mi niezmiernie miło.💚 -
@Nata_Kruk Piękny hołd dla jesieni - pełnym ciepła, delikatności i głębokiego sentymentu. Stworzyłaś niezwykłe, zmysłowe obrazy jesieni - nie tylko wizualne (brązy, czerwienie, żółcie), ale też dotykowe (igły jeży, bandaże) i zapachowe. "Przywdziewam brązy i zapach" to piękne ujęcie - jesień staje się czymś, co się nosi jak strój. A na końcu pojawia się coś znacznie głębszego - zaśnięcie kogoś bliskiego "na lata przy długie na zawsze". To jest przejmujące. Ale zakończenie: "Właśnie jesienią się zrodzę" - akt buntu, wybierasz życie, narodziny To "na złość markotnej aurze" brzmi jak manifest. Wiersz jest przepiękny!
-
pofetyszyzujmy się poetycko. na parapecie.
Roma odpowiedział(a) na Roma utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@FaLcorN dzięki za zajrzenie. Pozdrawiam. @Leszczym dzięki piękne :) @andrew milo mi to czytać, dziękuję. Miłego :) @Berenika97 cieszę się, że to widzisz. Trochę się bałam odbioru tego wiersza... Dziękuję bardzo, miłego :) @Gosława oj tam, we mnie też coś tam więcej drzemie :) No to się cieszę, że zmobilizowałam, niegrzeczna dziewczyno :) Miło Cię znów widzieć, pozdrawiam. Pięknie :) Dziękuję za wizytę i pozdrawiam :)
-
Tematy
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne