Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

niepospolite 


Leszek

Rekomendowane odpowiedzi

nie pozwól proszę by spowszedniały 
wiesz z tobą każdy następny jest pierwszy 
wiele za nami a nieodkryty Paryż 
ciąg przygód zwariowanych zwietrzył 

niechaj milczenie zawsze będzie bliskie 
metaforycznie rozgadane 
sekunda z wielu pozwoli istnieć 
powiąże nie da nigdy być samej 

zwyczajne słowem jest ulubionym 
dzień jest zwyczajny zwyczajne święta 
w zwyczajnie niezwyczajnym pobyć 
pragnę i nosić cię na rękach 
powiesz wariacie przestań proszę 
fortuna potrząsnęła groszem

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Napisałaś coś bardzo ważnego, przynajmniej dla mnie. Przez lata karmiono nas tezą, że wiersze nieodkrywcze są niewiele warte. Od razu przypomina mi się opowiadanie SF, w którym to komputer, mający w swojej pamięci wszystko co napisali ludzie, weryfikował nowe utwory pod względem odkrywczości. Często piszemy niby o tym samym, ale wprowadzamy tam wartość dodaną naszego spojrzenia i odczuwania i przez to powstaje unikalny przekaz, potrafiący zapaść w pamięci. Nie nakładajmy więc sobie wędzideł, nie zastanawiajmy się, czy sama treść nowego wiersza nie jest epigoniczna względem tego co już było, jednak, jak mawiał mój dobry znajomy, jeśli wyda nam się, że to co napisaliśmy już kiedyś czytaliśmy, to natychmiast to zmieńmy, gdyż mimowolnie zapożyczyliśmy jakieś fragmenty. 

Od mojego powrotu na Org spotykają mnie w tym miejscu same miłe wydarzenia. Spotykam życzliwych ludzi, czytam, ze to co piszę, potrafi się spodobać, a miejsce to było kiedyś dla mnie źródłem zgryzot i wielu dylematów, czy warto pisać, skoro nie mieszczę się w nowomodnym nurcie poezji. Wiele się na Orgu nauczyłem, ale także otrzymałem tu wiele bolesnych razów, które niejednego mogłyby zniechęcić do pisania. Jak widzicie nie chowam urazy i staram się być sobą i zachęcić do swojej twórczości nowe Orgowe pokolenie, w którym sporo jest także znanych z przeszłości twarzy. 

Bożenko twoje słowa o lubieniu moich wierszy, są balsamem dla duszy, ale także swoistym zobowiązaniem dla czytelnika, aby otrzymywał przynajmniej niegorszą od obecnej literaturę. Nie wiem, czy mi to się uda, ale wiedz, że będę się starał. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Kocie masz rację, że warsztat jest dla mnie ważny. Nieraz wpadałem przez to w konflikt z "duszograjcami", dla których nieważne jest jak, byle to wypływało z duszy. Obrałem inną drogę i staram się stale doskonalić, nie uwłaczając przy tym wypływającej spod pióra treści. 

Zastanawia mnie Twój PS. Co do ciepła, to pełna zgodność, gdyż trudno pisać do i o ukochanej osobie, bez ciepła w wersach, jednak nie dostrzegam tu przymrużenia oka. Ani jedna linijka nie jest nieprawdziwa i zachęcam do postrzegania zbieżnego z moim. Pozdrawiam Leszek :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leszku, bardzo mi się podoba Twój wiersz. Jest oryginalny, jak większość Twoich utworów - mówisz naprawdę własnym głosem, dlatego nikt nigdy nie ma prawa nazwać Cię epigonem czy naśladowcą. Jednocześnie wiersz jest zrozumiały i nie "przedziwniony", jak wiele współczesnych wierszy.

Mówisz rzeczywiście o sprawach odwiecznych jak ludzki gatunek, więc nie nowych, ale to dobrze, bo o ważnych sprawach trzeba ciągle przypominać nowym głosem - nowymi stylami, słowami, obrazami - dla nowych pokoleń.

Aha, wiesz, tylko ta pointa o fortunie, co potrząsnęła groszem, jest dla mnie niejasna. Nijak nie potrafię jej spoić z resztą wiersza.

Dobrej nocy. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To miłe co piszesz i dodaje pewności, że warto. Co do niejasności fortuny, która potrząsnęła groszem, to mam pewien dylemat, bo właśnie w tym miejscu nauczono mnie, aby nie tłumaczyć wierszy, bo jeśli wiersz, czy metafora stają się zbyt hermetyczne, przez co niezrozumiałe, to znaczy, że autor z czymś przedobrzył. Tłumaczenie wiersza odbiera także zabawę we własne interpretacje, narzucając odautorskie widzenie. Jednak wydaje mi się, że mała podpowiedź do pointy, niewiele zmieni w postrzeganiu tego dość czytelnego wiersza. 

Odpowiem pytaniem: czy tych dwoje z wiersza, bogatych w uczucie, nie może czuć, że fortuna potrząsnęła groszem i obdzieliła ich sowicie? :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...