Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Transformacja


Pomoc Wiosenna

Rekomendowane odpowiedzi

Transformacja
 

W parkach gżegżółki wieczór nakręca
odmarły ciepłym powiewem,
szmery się tlenią zaspane w bielach
i znowu końca się nie wie.

 

Gdzie byłeś - niebyłe,
jak sen nieobecny
nocą wiosenną wprędce wyjaśnioną;
gdy o północy w alchemii pór roku
jaśmin zapała poświatą wonną -
     flet mroku.

 

Od miast coraz dalej
      żerujące ptactwo
zbierają dymiąc mgłami wysypiska;
niebo obłoczne i wiatry furkoczne
czekają liści, dość mroźnych mając
        drzew wystań.

        

I wszystko lata na łeb na szyję -
byt cudnie rozkojarzony
zaprzecza śmierci, że sama żyje,
bo myśli, więc jest, wciąż o nim.

 

 

...

Somewhere Over the Rainbow by Israel Kamakawiwo'Ole

Edytowane przez Pomoc Wiosenna (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień dobry,

mnie z kolei załącznik skojarzył się z przekładem piosenki, który kiedyś napisałem dla córki, a którego początkowy fragment, pozwalam sobie zacytować poniżej:

 

Ktoś gdzieś pod tęczą czeka w świetle dnia

Pokochałam człowieka, taka natura ma.
Spójrz tam powyżej tęczy lśni nasz bajkowy świat
Marzeń, tych  nie spełnionych z naszych dziecięcych lat.

/przekład do rytmu i wykonania Norah Jones/.

 

A klimat Twojego wiersza utrzymuje się w tym sielsko-bajkowym nastroju.                                                     

Pozdrawiam tęczowo :)

s                                                                                                                                             

 

Edytowane przez samm (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odmarły... hmmm...  Może byłoby lepiej - odżyły z ciepłym powiewem ? - może nie tak po leśmianowsku i nie tak szokująco ale ładniej - moim zdaniem :)

Poza tym podoba mi się Twój wiersz.

 

Pozdrawiam :)

Edytowane przez czytacz (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odżyły brzmi nieładnie. Wręcz szpitalnie, a Wiosna i taka konotacja jednak zupełnie nie pasują. Odżyły zostawmy na późną jesień :)

Odmarły kojarzy się natomiast ze zmartwychwstaniem. Na przykład na grządce z wyrwanymi przed laty razem z korzeniami truskawkami, bo już skarłowaciały - nagle...  tu jedna, tam druga :)

 

Pozdrawiam, 

P. W. 

Edytowane przez Pomoc Wiosenna (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Warto też zwrócić uwagę na haikową obserwację zawartą w tej frazie:
wieczór odmarły ciepłym powiem w kontekście ptaków, a więc w domyśle: drzew. 
Zimą stały cicho, czasem tylko wiatr zagwizdał w nagich gałęziach. 
Teraz szumią każdym listkiem, jakby nie mogły się ze sobą nagadać. 
Do sprawdzenia choćby jeszcze dziś w najbliższym parku ;) 
 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słownik tak mówi o marł:

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Natomiast "od" to forma przeciwna - od drzwi, od drogi, 

odśrodkowy, odblaskowy. 

Powiedzmy,  że od-blaskowy czyli bijący od blasku świecy,  a nie do niej. 

Tak samo marł - umierał, więc odmarły będzie czymś przeciwnym.

 

:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Daleki jestem od czepialstwa, ale ponieważ zamysł wiersza mi się podoba przedstawię jedynie, niezobowiązująco uwagę . Trzymanie reżimu rymowania czy podziałów sylabicznych, kosztem logiki czy prostoty rozumienia, jest moim zdaniem, niepotrzebne ( przecież wiersz nie jest koncertem orkiestrowym gdzie musimy bezwzględnie zważać na dyrygenta ) ale koniecznie musimy, przy naszej interpretacji odczuć,  zważać by czytelnik nie miał obrazu zdeformowanego. Przede wszystkim, by rozumiał poszczególne słowa . Nie dorabiaj filozofii do ewidentnych błędów logiki, gramatyki czy zgodności czasów i liczby. Jeżeli chcesz wiedzieć gdzie je widzę to proszę o kontakt na P.W.

 

( i tutaj sympatyczny uśmiech)

Do dzieła :

Edytowane przez Dyziek_ka
też robię błędy (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

To nie ma nic wspólnego z logiką, tylko z tym, jak ktoś "czuje" ojczysty język. W poezji powinno szukać się ciekawych słów, które różnią ją  od prozy, już same w sobie każą zastanowić nad celem użycia. 

Na przykład znalazłem, choć z przysłowiową świecą (mam nadzieję, że to akurat rozumiesz), jak ktoś napisał tak :

 

(...) 

 

Gość zamarł. Co za głupek – pomyślał. Przewrócił oczami, po czym wrócił do żywych, czyli „odmarł”. Zrobił trzy szybkie wdechy i wydechy, w sumie sześć szybkich ćwiczeń oddechowych, no i splunął za siebie, przez lewe ramię. A może to było prawe. Splunął, a po tym niezbyt kulturalnym geście, wypowiedział dwa słowa.

 

(...)

 

Takie trudne zrozumieć, czemu użył, choć w cudzysłowie "odmarł"? 

U mnie jest to dodatkowo przymiotnik. Jaki? Odmarły. 

Czyli o takim człowieku w kontekście wiosny. 

 

Głową boli, że takie rzeczy trzeba tłumaczyć na Forum Poetyckim :) 

 

Pozdrawiam, 

P. W. 

 

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A to już Twój problem :) To od -  żyły jest okropne w odniesieniu do wiosny. 

 

Co do odmarły, proszę bardzob

 

 

odemrzeć 

 

(1) Przez śmierć coś opuścić, pozostawić, aliquid morte relinquere, deserere':

(2) POCZĄTEK ŻYCIA. NARODZINY. KOLEJNE ETAPY ŻYCIA. ŚMIERĆ CZŁOWIEKA

 

Pasuje do "Transformacji"? 

 

Miłego dnia :) 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoda mojego czasu, by tłumaczyć oczywiste. Więcej Ci, poetko głowy zaprzątać nie będę.( Poproszę jedynie byś czasowniki zwrotne pisała po polsku,. skoro starasz się używać tego języka "Głową boli, że takie rzeczy trzeba tłumaczyć na Forum Poetyckim" .. Tylko jeden przykład....

"szmery się tlenią zaspane w bielach" ????? na tym ma polegać ten Twój Kubizm w języku polskim      niech " się tlenią "

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

Jest mowa o ciepłym powiewie. 

Powiedzmy, że jaśmin wtedy faluje i jego białe kwiaty widać nawet późnym wieczorem na tle ciemnych drzew. Tlenią się - oddychają świeżym powietrzem, ale też coś takiego, jak robi czasem brunetka ze swoimi włosami ;) Można powiedzieć o jaśminie, ale i o innych drzewach też, że tleni się na wiosnę, żeby się przypodobać. 

Serio :)  Od tego, czy skuszą się na niego owady zależy jego dalsze trwanie. 

Naprawdę to takie trudne? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O nic innego mi nie chodzi , napisałem, że zamysł ( treść) jest dobra.. Sama napisałaś ....." na tle ciemnych drzew. Tlenią się - oddychają świeżym powietrzem",  To, dlaczego w wierszu jest "się tlenią". Zamiast wciekać się popraw, ( bo więcej jest takich kwiatków ) bo jest tego wart wiersz.. Pozdrawiam Wiosno z pazurami :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Dokąd prowadzisz mnie drogo, zanim spod nóg się usuniesz? czy w wiekiem będziesz mi bliższą, abym cię mogła zrozumieć? Ile masz w sobie zakrętów, za którym już cisza głucha? Czy mogę z jasnym spojrzeniem, bardziej niż sobie zaufać?  
    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...