Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

To jeszcze nie Har-Magedon. Obrazki z czeluści


Rekomendowane odpowiedzi

Scena 1

Narrator: Jesteśmy w kwaterze głównej Pierwszego Upadłego Anioła. Oto komnata tronowa Lucyfera 666 metrów poniżej wulkanu Popocatepetl w Kordylierze.

Lucyfer siedzi na tronie wyraźnie znudzony. Bębni palcami, nucąc pod nosem fugę Bacha.

Zmiana sceny. Aktorzy wpadają na scenę, w pozornym chaosie zmieniając dekoracje i obsadę.

Scena 2

Widoczne tablice:

Wydział do spraw kontroli żądz i ambicji
Sekcja nasłuchu
Biuro propagandy
Komórka zafałszowywania rzeczywistości


Narrator: Przenosimy się do Sekcji nasłuchu Wydziału do spraw kontroli żądz i ambicji przy biurze propagandy piekielnej 2512 metrów poniżej wulkanu Wezuwiusz na Półwyspie Apenińskim.
Jest środa 25 maja, godzina 23 [size=85]51[/size]

Przy biurku z komputerem siedzi diabeł - urzędnik z uwagą obserwujący monitor.

Ponownie następuje zmiana dekoracji, tak jak poprzednio.

Scena 3

Widoczna tablica z napisem [size=150]kotłownia[/size].

W jednym z kątów, w ustawionym kotle, kłębią się potępieńcy. Nad nimi widoczny napis Arbeit macht frei. Przy stoliku, na którym spoczywa klawiatura k-boardu, siedzi diabeł w roboczym drelichu. Lekko przysypia, od czasu do czasu uderzając palcem w klawisz. Wydawanym dźwiękom towarzyszy apatyczny jęk potępieńców.

Narrator: A oto kotłownia piekielna. Sekcja druga centralna. 32 metry poniżej baru przekąskowego Tempo na osiedlu Puchatek w zachodniej Polsce. Jest środa 25 maja godz. 23 [size=85]54[/size].

Kolejna zmiana dekoracji. Aktorzy robią to w jeszcze większym pozornym chaosie.

Scena 4

Narrator: Ponownie znajdujemy się w sekcji nasłuchu wydziału do spraw kontroli żądz i ambicji, przy komórce zafałszowywania rzeczywistości.
2512 metrów poniżej wulkanu Wezuwiusz na Półwyspie Apeninskim.
Jest czwartek 26 maja, godzina 0[size=85] 01.[/size]

Teleportuje się łącznik terenowy Azazel.

Azazel: Melduje się demon III kategorii Azazel z sekcji łączności.

Diabeł urzędnik - Ebegenezer: Macie dla mnie jakieś informacje?

Azazel: Tak jest! W sektorze A-3-Z alfa omega omikron zanotowano wzmożone erupcje silnych, pozytywnych emocji. A w sektorze beta epsilon nasza komórka przewiduje nawet możliwość walk o Prawo i Sprawiedliwość. (wymawiając te słowa, demon krzywi się).
W sektorze depresyjnym zeta zeta alfa doszło, niestety, do niekontrolowanego wysypu błędnych. Są uzbrojeni i niebezpieczni. Wyruszyli na krucjatę przeciwko złu.

Ebegenezer: Natychmiast wysłać tam specgrupę! Najlepiej komando Parch.

Azazel: Melduję, że namierzone emocje są tak silne, że tłumienie może być nieskuteczne, a nawet wywołać rezonansowy efekt echa sumienia.

Ebegenezer:
Może by tak skusić i przekabacić kilku przywódców?

Azazel: To może okazać się nieskuteczne. Mają tam kilku potencjalnych świętych.

Ebegenezer: Tym bardziej warto spróbować. Takie duszyczki są najmilsze naszemu Księciu Ciemności.

Azazel: Mają ze sobą egzorcystów.

Ebegenezer: (otrząsa się z obrzydzeniem) Brr...! W takim razie najlepsza będzie operacja zamydlająca. Przy odpowiednim zamydleniu oczu i skierowaniu emocji na obiekty zastępcze, zamiast tłumić, możemy nawet podżegać.

Azazel: Natychmiast wydam polecenie do przeprowadzenia operacji Wiatrak.

Azazel teleportuje się i znika.

Ebegenezer:
Sprawdźmy sobie, jak przebiega operacja. Ale najpierw włączę zagłuszacz sumienia.

Ponowna zmiana dekoracji przez aktorską obsadę.

Scena 5

Narrator: Obserwujemy brzemienną w skutki szarżę błędnych na wiatraki.
Jest czwartek 26 maja, godzina 0 [size=85]45[/size]. Gdzieś na polderach Niderlandów.

Grupa dziwaków uzbrojonych w chochle i inne narzędzia kuchenne, przybrana w hełmy z garnków, atakuje wiatraki.

Kolejna zmiana dekoracji

Scena 6


Narrator: Ponownie znajdujemy się w sekcji nasłuchu et cetera, et cetera...
Mamy czwartek 26 maja, godzina 0 [size=85]57[/size].

Ebegenezer: (Zaciera ręce i wyłącza monitor) He! He! To się nazywa odpowiednie skanalizowanie pozytywnej energii.

Znowu zaciera ręce, a potem zaczyna zacierać ramiona.

Co tu tak zimno?!

Bierze do ręki termometr.

Zaledwie 333 stopnie Celsjusza powyżej zera. Ten leser z kotłowni pewnie śpi.
Telefonuje
Kotłownia! Śpicie na służbie? Natychmiast dorzucić do ognia!

Na scenę wbiegają aktorzy w szalikach i czapkach na głowie, zabierając się za zmianę dekoracji.

Scena 7


Narrator: Ponownie jesteśmy w kotłowni pod barem Tempo na osiedlu Puchatek, gdzieś w zachodniej Polsce. Jest czwartek 26 maja, godzina 0 [size=85]59. [/size]

Kotłowy pochrapuje, od czasu do czasu uderzając w klawisz k-boardu. Towarzyszą temu apatyczne pojękiwania potępieńców. Terkoce telefon. Kotłowy odbiera.

Kotłowy: (do telefonu) Tak, tu demon niższej kategorii, Rokita. Tak! Tak jest!
(Potakuje głową, podrywa się) Oczywiście, natychmiast!

Odkłada słuchawkę i zaczyna wygrywać na k-boardzie melodię Panie Janie.
Potępieńcy, chóralnie pojękując, wtórują.


Na scenę wpadają aktorzy, już w podkoszulkach, aby zrobić to co zwykle, czyli zmienić dekorację.

Scena 8


Narrator: Tym razem ponownie odwiedzamy komnatę tronową Lucyfera, Księcia Ciemności.
666 metrów poniżej wulkanu Popocatepetl w Kordylierze.
Wciąż jest czwartek 26 maja, godzina 01 [size=85]30[/size].

Lucyfer siedzi na tronie, poklepując się dłońmi po udach i nucąc Panie Janie.
Nagle zaczynają pulsować światła. Wyje syrena alarmowa.

Głos z megafonu: Uwaga, uwaga! Czerwony alarm. Powtarzam. Czerwony alarm! To nie ćwiczenia. W kwadrancie omega omikron zeta teta zaobserwowano obiekty niebiańskie zdążające ku Ziemi z prędkością przyświetlną. Spodziewany kontakt za 5 minut koma 3 sekundy.
Prosimy o udanie się do schronu.
Powtarzam...

Lucyfer: (zeskakując z tronu i biegnąc w kierunku schronu) Czyżby to Armageddon?! Ale przecież to ja miałem go rozpocząć! W rozdziale o Apokalipsie, jak byk stoi, że to ja. Co Oni sobie myślą?!

Na scenę wpada obsada aktorska, w jeszcze większym pośpiechu, rozglądając się w przestrachu i zmieniając dekoracje.

Scena 9

Narrator: Ponownie sekcja nasłuchu i łączności wydziału do spraw kontroli żądz i ambicji.
2512 metrów poniżej wulkanu Wezuwiusz na Półwyspie Apenińskim.
Wciąż czwartek 26 maja, godzina 01 [size=85]30[/size] i 15 sekund.

Głos z megafonu: Powtarzam. To nie ćwiczenia. Spodziewany kontakt nastąpi za 4 minuty koma 48 sekund.

Teleportuje się Azazel.

Azazel: Najświeższe wiadomości, sir. Ten atak z nieba to nie sprawka Aniołów. Mamy inwazję Obcych.

Ebegenezer:
A Anioły, to co?! Swoi?

Azazel: W pewnym sensie kuzyni. A tu, atakują nas przedstawiciele agresywnej cywilizacji galaktycznej. A tak właściwie, to nie nas, tylko ludzkość. O nas nie mają zielonego pojęcia.

Ebegenezer: To się zdziwią. Chyba nie damy sobie w kocioł dmuchać? W końcu ludzkość należy do nas i tylko my możemy jej szkodzić. Pożałują tej konfrontacji z nami, ludzkimi demonami. Każdy ma takie demony, jakie sobie wypracował i na jakie zasłużył. A ludzie...?
Oj zasłużyli sobie, zasłużyli. Trzeba przyznać, że stworzyli nas jako paskudne kreatury. Nie zazdroszczę tym Obcym. Jego Podłość Wysokość, Lucyfer, Książę Ciemności żąda od nas natychmiastowego powstrzymania inwazji. Wdrażamy plan Potrzask sfer niebieskich - wariant gwiezdny 3-delta.

Azazel:
Tak jest, sir. Natychmiast rzucam do walki nasze oddziały antyniebiańskie.

Teleportuje się i znika.

Aktorzy wpadają na scenę, wiwatując i zmieniają dekoracje.

Scena 10

Narrator: Proszę państwa, ponownie jesteśmy w kotłowni piekielnej. Sekcja 2 centralna, 32 metry poniżej baru przekąskowego z wyszynkiem alkoholowym, Tempo, na osiedlu Puchatek, gdzieś w zachodniej Polsce. Jak państwo widzą, nastąpiły tu wielkie zmiany.
Jest czwartek 26 maja, godzina 03 [size=85]05.[/size]

Obcy jęczą w kotle. Ludzcy potępieńcy tańczą wokół, od czasu do czasu poganiając ich biczami i pilnując, żeby utrzymywali tempo, jakie nadaje kotłowy na k-boardzie. Kotłowy gra, a obcy potępieńcy wyją hymn Unii Europejskiej, czyli Odę do radości Beethovena.

Wszyscy teleportują się na scenę. Stają w szeregu i kłaniają się publiczności.

[size=150]Koniec[/size]
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jerzy_Edmund_Sobczak
Jak bardzo się cieszę, że mnie tu na chwilę jeszcze licho przyniosło. Przeczytałam ten tekst.
Wczoraj czytałam wybiórczo inne Twojego autorstwa oraz ostatnie zamieszczone na tej stronie.
Ale skupmy się na tym. Swoboda języka jest n i e s a m o w i t a. To pierwsze co rzuciło mi się w oczy. Historia, przedstawiona tutaj, jej sposób przedstawienia i... humor sprawia, że "uśmiechają" się oczy.

"Obserwujemy brzemienną w skutki szarżę błędnych na wiatraki."

"Grupa dziwaków uzbrojonych w chochle i inne narzędzia kuchenne, przybrana w hełmy z garnków, atakuje wiatraki."

"Co tu tak zimno?!

Bierze do ręki termometr.

Zaledwie 333 stopnie Celsjusza powyżej zera. Ten leser z kotłowni pewnie śpi.
Telefonuje
Kotłownia! Śpicie na służbie? Natychmiast dorzucić do ognia!"

...śmiałam się w głos :)
Może Autor chciał ukryć coś "pod" tą historią. Nie wnikam. Ma prawo. Mogłabym też powiedzieć, że przeskakuje ze stylu w styl i o!- jeszcze z dziedziny na dziedzinę, ponieważ przed chwilą pisał z angelologii. Jeżeli ktoś chce znaleźć czarną dziurę, dostrzeże ją zaraz nad wierzchołkami drzew...
Niestety, nie mam takich zapędów. Może to źle. Nie wiem.
Ma Pan wyjątkowe narzędzie w dłoni. Nie każdego natura takim obdarzyła. Ubawiłam się setnie. I szczerze Autora podziwiam.
Mam nadzieję, że doczekasz się tutaj merytorycznego komentarza. Nie umiem tego zrobić. Przepraszam. Ale są osoby, które w swojej "skromności" i swoim "małym mózgiem" zapewne podejmą się objawienia Ci prawdy obiektywnej i może pomogą w jakiś sposób rozwijać się dalej. Ja niestety, czytając wiersze i komentarze na tym portalu, nauczyłam się głównie... sarkazmu i ironii. Dobre i to :) Zależy tylko od tego jak się go wykorzysta :)
Ot i mój subiektywny odbiór.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...