Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

cdn. Prawd niechcianych


Rekomendowane odpowiedzi

- Wiele prawdy jest w tym co Pan mówi – przyznała.
- Oj dziwne nastały czasy, dziwne. Jak zapewne Pani widziała w naszej kochanej telewizji, psy chodzą do dentysty, do fryzjera, biorą kąpiel w pianie, by groźniej wyglądać strzygą futro na lwa, robią ondulację, a nawet doczekały ludzkich pochówków na szczęście na psich cmentarzach.
- Tak, tak. Widziałam w telewizji taki psi cmentarz, nawet nagrobki kamienne z fotografią mają – przytaknęła.
- I wieńce, i świeczki, i kwiatki w doniczkach sfiksowane ludziska stawiają – dorzuciłem do kompletu.
- Choć kocham wszelkie pieski, nie wiem czy powinno się je tak wyróżniać i niemal czcić kwiatami i zniczami.
Trochę zaskoczony tą uwagą szybko zorientowałem się, że w tym temacie nie podpuszczę babci i nie osiągnę zamierzonej ironii satyrycznej toteż szybko zmieniłem temat na sprawy bardziej współistniejące i zagadnąłem z innej beczki:
- A Czeguś do dentysty chodzi?
- Co prawda zęby ma starte i trochę przerzedzone, ale u psiego dentysty nie byliśmy.
- A z pyska mu śmierdzi – widząc wrażliwość kobiety w tym temacie, zapytałem ostrożnie.
- No co Pan! Czegusiowi miałoby z pyszczka śmierdzieć?
- Niech się Pani nie unosi, psy nie szczotkują zębów więc kamień się osadza, a w nim smród z psiej karmy.
- On nie jada psiej karmy tylko ludzkie jedzenie. Co dziennie kupuję mu świeżą wołowinkę bez kości i gotuję na ogniu w warzywach… ale i tak dokładnie pogryźć nie może.
- Widocznie go zęby bolą, albo się ruszają i stąd pies ma kłopot z pogryzieniem mięsa.
- Może tak, ale nie sprawdzałam – odparła podenerwowana.
- Nie ma co zwlekać… trzeba go zaprowadzić do dentysty i zrobić porządek w jego pysku.
- Tak mi Pan radzi?
- Nie Pani tylko psu.
- No tak, oczywiście, że psu. Nie rozumie Pan? To tylko tak się potocznie mówi – naskoczyła na mnie poirytowana.
- Rozumiem, rozumiem staram się być precyzyjny.
- No tośmy się dogadali, to co z tymi sztucznymi zębami dla psa – zapytała pojednawczo.
- Uważam, że jeśli zęby się ruszają, koniecznie trzeba je wyleczyć, a jeżeli już się nie da ich wyleczyć trzeba zrobić psu ludzką protezę żeby się nie męczył przy jedzeniu.
- Ludzką protezę? – otworzyła usta ze zdziwienia.
- A mówiła pani, że ogląda telewizję.
- Oglądam a co ma psia proteza z telewizją wspólnego?
- Nie psia, nie psia tylko ludzka proteza zębowa dla psa.
- Ach tak.
- Nie widziała Pani? Niemal codziennie pokazują reklamę w telewizji, w której prezentują różnej rasy, uśmiechnięte psy z ludzkimi zębami w psich pyskach.
- Coś tam widziałam, ale myślałam, że to jakaś bajka… Jak te psy wyglądają z tymi protezami.
- Jaka tam bajka. Toż to szczera prawda. Ja już na ulicy widziałem szczerzącego ludzkie zęby psa – wpuszczałem babcię w maliny coraz głębiej.
- Coś podobnego, a to ci dopiero, no powiedz Pan czy ten świat nie zwariował!?
- Oj zwariował i to jeszcze jak.
- Jak w telewizji zobaczyłam pierwszy raz wilczura z ludzkimi zębami omal z krzesła nie spadłam, a potem tak się głośno śmiałam, że sąsiad zza ściany przyszedł zapytać czy mi się co nie stało.
- No widzi Pan.
- Widzę, widzę i jestem pewna, że psów wyposażonych w ludzkie zęby na ulicy widzieć nie chcę.
- Powiem Pani jeszcze, że zdobyłem się na odwagę i z ciekawości zagadnąłem właścicielkę o to czy przy szczekaniu jej pupil nie gubi tej sztucznej szczęki.
- Naprawdę? Toś Pan odważny i co odpowiedziała?
- Najpierw nic nie chciała mi powiedzieć, zupełnie jakby się wstydziła czy co, ale prosiłem usilnie kilka razy.
- No mów Pan wreszcie – niecierpliwiła się staruszka.
- Już mówię, powiedziała, że do zębów z reklamy kupuje także lepiszcze z reklamy.
- A co to za lepiszcze do psiej paszczy?
- No, to z siłą wodospadu, hi, hi, hi.
- Z siłą wodospadu? A już wiem. Pewno mówiła o tej reklamie z Corega taps.
- Brawo… właśnie o tą chodzi – przyznałem będąc pod sporym wrażeniem babcinej błyskotliwości umysłu.
- Wie Pan co? Mnie to się wydaje, że Pan telewizję bardzo rzadko ogląda – odbiegła nieco od tematu.
- Tak? A z czego Pani to wynosi?
- Bo nie wspomniał Pan ani słowem o najnowszej reklamie.
- To prawda,nie cierpię głupkowatych reklam ani żadnych innych reklam, a tak naprawdę poza drobnymi wyjątkami nie oglądam tendencyjnych programów telewizyjnych bo mam dość chłamu i idiotycznych dyskusji politycznych.
- Domyśliłam się już wcześniej.
- Doprawdy? Między innymi dlatego chciałem szczeniaczka po pani, co tu ukrywać, nieciekawym z wyglądu, ale za to bardzo mądrym Czegusiu.
- Miło mi młody człowieku, że cenisz wyższość mądrości ponad ulotną urodę.
- Dziękuję, a co to za najnowsza reklama – zapytałem raczej z uprzejmości niż ciekawości.
- Biorąc pod uwagę stan naszego kraju nic specjalnego.
- Proszę się nie krępować, specjalnie dla Pani zniosę jeszcze tą jedną reklamę – zachęciłem klientkę.
- Skoro Pan nalega to powiem Panu, że wczoraj późno w nocy pokazali blok reklamowy w którym dentyści i protetycy zaprezentowali ludzi z protezami psich zębów…
- Nie, naprawdę? Całkiem już powariowali?
- Zachwalali, że psie zęby dłużej wytrzymają, ale nie to było najważniejsze w tej reklamie…
- Nie to? A co w takim razie?
- Nie domyśla się pan – trzymała mnie w niepewności.
- Niestety nie, proszę mi powiedzieć – nalegałem.
- Mówili, że w dzisiejszych czasach człowiekowi z wilczymi zębami bardziej do twarzy niż z ludzkimi…
- A niech mnie, ale mnie Pani nabrała, super podobają mi się ludzie z inteligentnym dowcipem.
- A Pan myślał, że babcię z brzydkim pieskiem można nabić w butelkę bo uwierzy we wszystko co jej ktoś powie?
Lekko zawstydzony wyszedłem zza lady sklepowej, stanąłem naprzeciw niej i uścisnąwszy pocałowałem klientkę po siedemdziesiątce w oba policzki.
- Szkoda, że Pani nie jest moją babcią, ale mimo to proszę zwracać się do mnie po imieniu (tu wymieniłem swoje imię) bo tym sprawi mi Pani wielką przyjemność.
- W takim razie zgoda – rzekła podając mi szczupłą dłoń.
- Proszę mnie odwiedzać częściej, jestem gotów poświęcić jeden lejek gumowy i zniosę nawet te niebieskie pudełka z matowymi żarówkami – zażartowałem.
- Mimo urwisowatej natury jesteś miłym człowiekiem dlatego postaram się zajrzeć z jakąś nową reklamą – obiecała i zagarnąwszy Czegusia ręką pożegnała się ze mną tajemniczym uśmiechem pogodnej i zarazem mądrej twarzy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 lat później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...