Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

B.A.C. Stork

Użytkownicy
  • Postów

    111
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez B.A.C. Stork

  1. W tym poście chciałbym podzielić się z wami krótkim opisem wyjętym z życia pewnej, znanej mi osobiście rodziny. Na uwagę zasługuje fakt, że w tą historię zostali wplątani nieuczciwością beztroskich hodowców rasowych psów, którzy żerując na niewiedzy i zaufaniu zwykłych miłośników psich czworonogów z pobudek cyniczno materialnych sprzedają zwierzęce buble jako wspaniałe i pełnowartościowe okazy. Otóż kilka lat temu syn tego małżeństwa, kierując się uczuciem do partnerki postanowił kupić i podarować jej w prezencie wspaniałego pieska rasy Buldog Angielski. Z tym mocnym postanowieniem udał się do hodowcy psów posiadającego certyfikat i nabył szczeniaka opatrzonego w świadectwo potwierdzające jego czystość rasy czyli rodowód. Piesek z nadania hodowcy ma na imię Korek jednak ci ludzie nazwali go Florek. Na początku szczeniak rósł normalnie, dokazywał, bawił się i jak przystało na zdrowego szczeniaczka wtykał nos wszędzie gdzie tylko dało się go wetknąć. Efektem wścibskości psiaka było dotkliwe pogryzienie go przez osy co zaowocowało wizytą u weterynarza, potem odczulaniem i kilkudniową rekonwalescencją. W zderzeniu z taką rzeczywistością szybko okazało się, że obowiązki opiekuńcze przerosły młodego nabywcę i jego dziewczynę, a Florek wylądował u jego rodziców w dwupokojowym mieszkaniu na III piętrze. Mój znajomy z małżonką myśleli, że na pogryzieniu przez osy kłopoty się skończą, ale życie lubi niespodzianki więc najgorsze miało dopiero nadejść. Tak więc po trzech miesiącach życia psiaka okazało się, że musi przejść operację prącia ponieważ jego narząd jest obrośnięty zbędną naroślą, a ta utrudnia mu skutecznie prawidłowe funkcjonowanie. Minęły kolejne trzy miesiące i jako półroczniak doznał paraliżu tylnych łap. Nieborak został zawieziony do lecznicy w której zlecono różne badania w tym prześwietlenie - wykazało ono, że paraliż jest efektem wady genetycznej polegającej na nie wykształceniu dwóch kręgów lędźwiowych. Na podstawie tej diagnozy lekarze zalecili uśpienie zwierzaka. Jako, że moi znajomi są ludźmi uczuciowymi nie mogli zaakceptować tej strasznej decyzji. A więc postanowili leczyć Florka do końca jego dni, ale to nie było takie łatwe, bo na skutek paraliżu utracił kontrolę nad swoimi potrzebami fizjologicznymi. Nie mając czucia kał i mocz oddawał gdzie popadnie toteż z konieczności higienicznych lokalu i estetyki ludzi, pies musiał być trzymany w dość obszernej klatce ustawionej w jednym z pomieszczeń ich mieszkania. Od tej pory rozpoczął się istny horror. Stojąca w mieszkaniu wielka klatka zajmowała sporo miejsca… do tego smród psich odchodów, których wypływu z racji paraliżu pies nie kontrolował, w ciągu dnia kilkakrotne mycie z nieczystości, nieprzespane noce, odpowiednie karmienie, ciągłe sprzątanie, kuracja sterydowa, wreszcie pampersy, których zużywał duże ilości, a to wszystko sprawiało, że leczenie Florka kosztowało ich dość pokaźną sumę pieniędzy. Po wstępnym obliczeniu okazało się, że wydatki całego leczenia urosły do wartości całkiem przyzwoitego samochodu osobowego. Minęły kolejne trzy miesiące i zwierzak zaczął samodzielnie chodzić… nawet przejął kontrolę nad wydalaniem, ale nie do końca bo chodząc gubi kropelki moczu… Florek jest pupilem dzieci na całym osiedlu i ich oczkiem w głowie. Wizualnie wygląda normalnie i całkiem zdrowo jednak to złudne wrażenie bo z racji upośledzenia kręgosłupa lędźwiowego musi być wizytowany lekarsko w celu porannego odsikania. Niestety w tej czynności musi pomagać mu lekarz. Florek żyje dzięki wielkiemu sercu, miłości, determinacji i cierpliwości dwojga wspaniałych ludzi, natomiast poświęcenie lekarza weterynarii sprawia, że życie z pupilem stało się dla nich całkiem znośne. Od początku choroby psa, jego opiekun medyczny Pan Przemysław D. każdego ranka przychodzi bezinteresownie do swojego „pacjenta”. Ten cudowny człowiek pomaga Florkowi pozbyć się nagromadzonego w pęcherzu moczu zanim wyśle swoje dzieci do szkoły. Miło jest wiedzieć, że są tacy wspaniali ludzie na Świecie, bo w przeciwieństwie do nich niemiłe jest nawet przelotne zerknięcie na twarze hodowców psów rasowych zwłaszcza, że bez sumienia i odpowiedzialności karnej produkują kalekie zwierzęta, sprzedają je za słone pieniądze jako normalne czyli takie, które spełniają wymogi świadectwa rodowodowego. W ten sposób narażają potencjalnego nabywcę na ogromne straty finansowe i odbierają prawo do sprzedaży szczeniaków pochodzących z takiego miotu. O stratach moralnych właścicieli takich psów nawet nie wspomnę bo straty finansowe poniesione za długoletnie leczenie pupila są tak wielkie, że biją na łeb wszystkie inne. Na zakończenie chcę powiedzieć, że kupno psa jest odpowiedzialną decyzją przyszłego nabywcy. Żaden zwierzak rasowy czy nierasowy nie jest zabawką i nie można go wyrzucać ani uśmiercać gdy staje się niewygodnym kłopotem w rodzinie. Zwłaszcza w chorobie trzeba otoczyć go specjalną troską i opieką, chociażby na zasadzie tej oczywistej prawdy, że pies nas nie opuści nawet gdy będziemy trędowaci. Pragnę także uczulić kupujących milusie czworonogi na nieuczciwych hodowców. Pamiętajcie, że możecie tak jak moi znajomi zostać oszukani przez nieuczciwego producenta zwierząt... a wtedy jaką podejmiecie decyzję? W każdym z takich przypadków macie dwa wyjście: albo obciążycie swoje sumienie zastrzykiem z pawulonu… albo poniesiecie wysokie koszty długoletniego leczenia swojego pupila i zachowacie czyste sumienie… wybór należy do Was!
  2. Kto potrafi operować strachem ten jest dominantem. Strach można wywoływać na różne sposoby. Najbardziej pospolitym sposobem jest agresja, przemoc i terror. Ale to krótkofalowa forma prymitywnego przymusu, która budzi w ciemiężonych bunt i zdecydowany opór. Tego rodzaju dominacja zawsze kończy się obaleniem i zabiciem terrorystycznego agresora. Dlatego mądrzejsi dominanci nie stosują przemocy, chociaż zdarzają się przypadki skrytego działania na jednostkach, czynią to „subtelnie”, tak by nie wzbudzić w ofiarach buntu i oporu. Całkiem niezłą formą i teraz bardziej modną niż w przeszłości jest straszenie ludzi wszelkiego rodzaju katastrofami na skalę globalną. Telewizja bez końca i z uporem maniaka faszeruje nas trzęsieniami ziemi, tornadami, na skutek ocieplenia klimatu - globalnym potopem, strasznymi falami tsunami, potężnym wybuchem ponoć największego wulkanu ziemi, który czyha pod Yellowstone w USA. Wybuch tegoż piekielnika ma nieść globalne zlodowacenie i koniec ludzkości na ziemi. Ktoś tam wyliczył, że wybuchy tego potwora są cykliczne i w przybliżeniu powtarzają się co 640 tysięcy lat, no i ponoć teraz jest właśnie pora kolejnego wybuchu. Następnie bardzo modne jest straszenie kalendarzem Majów, który to ma nieść jakąś bliżej nieznaną zagładę wszystkiego co się rusza. Są jeszcze meteoryty, komety i diabli wiedzą jakie tam jeszcze wielkie okruchy skalne pozostałe po wielkim wybuchu jaki miał miejsce u zarania dziejów. Po zderzeniu z takim okruchem nastąpi globalna pożoga i koniec cywilizacji. Jakby tego było mało są kosmici, którzy czyhają na życie każdego ziemianina i każdą roślinkę. Ktoś powie hola, hola mości panie, owszem strach z tych przyczyn jest wielki, ale co to ma wspólnego z wykorzystywaniem ludzi przez ludzi? Ano ma i to bardzo wiele. Wywołując tymi zdarzeniami ogólny strach, cwaniacy zyskują wielomiliardowe zyski z reanimacji podupadającej sprzedaży w wielu sektorach handlowych. Nie jest żadną tajemnica, że tysiące ludzi buduje sobie rodzinne bunkry w piwnicach domów albo głęboko pod ziemią na własnych działkach daleko poza miastem. Jak podaje prasa i media publiczne wiele tysięcy, może i miliony przezornych ludzi kupuje i magazynuje wielkie ilości pożywienia na okoliczność globalnej katastrofy. Magazynują ryż, kaszę, fasolę, zboże, konserwy, cukier, wodę, a nawet broń do obrony tegoż właśnie mienia. Zwiększony popyt na te towary przekłada się na kolosalne zyski cwaniaków, którzy siejąc tego rodzaju strach w społeczeństwie zacierają rączki i skrupulatnie liczą wydarte w ten sposób pieniądze. Na zakończenie powiem, że najlepszą formą wywoływania strachu, zdecydowanie jest siła wyższa. Ta forma działa długofalowo i zadziwiająco skutecznie przynosi zyski tysiącami lat. W tym temacie mamy szerokie pole do popisu i wykorzystania. Mistrzami w tej materii są kościoły i sekty religijne. Poprzez tysiące lat doświadczeń, wypracowały sobie całe systemy skutecznego zastraszania swoich wyznawców. W repertuarze mają piekło, czyściec, grzech pierworodny i wszelkie inne grzechy, do tego całą paletę kar Bożych (chociaż Bóg jest miłością) a wszystko funkcjonuje tylko po to, aby czerpać z zastraszonych wiernych potężne zyski. Już widzę te oburzone miny, niestety z żalem muszę powiedzieć, że to o czym piszę jest niezaprzeczalnym faktem, nawet Bóg dostał eksmisję bo choć rzadko wchodzę do nowo pobudowanych Kościołów nijak w nich jego symbolu odnaleźć nie mogę, a przecież to Dom Boży. Za to wszyscy wyświęceni przez Kościół Święci mają się wprost świetnie, wszędzie ich pełno chociaż nasza wiara z założenia jest monoteistyczna. Tym którzy zapomnieli jak ten symbol wygląda przypominam: jest to trójkąt promieniujący z umieszczonym pośrodku okiem, co prawda zapożyczonym z Egipskiego Kultu Horusa, ale jednak będącym symbolem Boga Chrześcijan. Czy warto o tym pamiętać? Na to pytanie już sami sobie odpowiedzcie.
  3. Przeżyłem już kilka dziesiątek lat… Nawet w tym roku zamknąłem kolejną z nich. Przemijające lata niosły niesamowite przeżycia i olbrzymie zróżnicowanie. Z każdym minionym rokiem stawałem się mądrzejszy i bogatszy w doświadczenia. Idąc przez te wszystkie lata było raz lepiej, raz gorzej pod względem egzystencjonalnym i oczywiście emocjonalno uczuciowym. Na początku nie zdając sobie sprawy z tego czego doświadczam, szedłem przez to życie jak lunatyk, jak ślepiec niewidzący drogi, którą podąża do swojego niewiadomego celu. Trudno się temu dziwić ponieważ młodość kieruje się swoimi prawami. Tak więc życie młodego człowieka to żywioł, bezmyślność i energia, ale nie rozum. Chcąc tego czy nie, zdając sobie z tego sprawę czy nie, doświadczałem całej gamy towarzyszących mi w każdym momencie uczuć. Jednak spośród wielu z nich jedno dominowało bardzo wyraźnie - było to strach. Tak moi drodzy czytelnicy, nie miłość, nie radość lecz strach. Jak pamięcią sięgam, a sięgam aż do dzieciństwa bałem się przemocy i wojny! Wielu moich rówieśników bawiło się w wojnę i ja też z nimi się bawiłem, ale na prawdziwą wojnę iść nie chciałem. Odkąd nie chciałem wojny, nieświadomie programowałem swoje przyszłe życie i tak w późniejszych latach ono się ułożyło jak je wcześniej projektowałem. W szeregi wojska nie chcieli mnie wcielić, ani na okresowe szkolenia powoływać to i tym sposobem pobór do wojska mnie osobiście ominął z czego cieszę się niezmiernie do tej pory. Mój najmocniejszy lęk był spowodowany wizją zabijania innych ludzi. Nie mogłem pojąć jak to jest możliwe, że ludzie patrząc sobie niejednokrotnie w oczy, wbijają w siebie żelazne i ostre bagnety. Lata mijały, a wraz z nimi przybywało mi mądrości i zrozumienia otaczającego nas świata. Bardzo szybko pojąłem, że strach to doskonały oręż w rękach ludzi cwanych, przebiegłych i egoistycznie nastawionych do życia. Szczególnie tych, którzy siedzą u steru, na przywódczych stołkach, w hierarchiach Kościelnych, w sztabach armii, ale i w sektach, tajnych stowarzyszeniach i wszędzie gdzie tylko da się nad kimś panować i czerpać z niego wymierne i zarazem kolosalne korzyści. Aby mogło do tego dojść trzeba w jakiś sposób zapanować nad innymi ludźmi. Doskonała większość przypadków zaczyna się całkiem niewinnie w szkołach kiedy niektóre dzieci szukają "głupszego” od siebie do noszenia tornistra, odrabiania lekcji czy wręcz do popychania i wyżywania się. Następnie w związkach partnerskich gdy jedno z partnerów próbuje dominować nad drugim. Potem w powstałych rodzinach już bardzo wyraźnie widać kto nad kim panuje i czerpie z tego panowania zyski dla siebie. Kolejnym etapem są zakłady pracy i tu widzimy już konkretny wyzysk osiągany przy pomocy „mobingu” i zastraszania. Wreszcie na szczebelach rządzących , w klubach, organizacjach, we wsiach, miastach, państwach i całym świecie. Ale jak to zrobić, jak podporządkować sobie innych, bądź co bądź myślących ludzi? Jakiego użyć sposobu i oręża aby zrobić z nich posłusznych matołów? To z pozoru trudne pytanie w rzeczywistości ma bardzo łatwą i prostą odpowiedź. Otóż do podporządkowania innych ludzi potrzebny jest strach. A żeby nim bez skrupułów władać trzeba być cynicznym cwaniakiem. Bezwzględnym i agresywnym łotrem pozbawionym wyższych uczuć takich jak miłość, współczucie i bezwarunkowa solidarność z innymi ludźmi. cdn.
  4. - Wiele prawdy jest w tym co Pan mówi – przyznała. - Oj dziwne nastały czasy, dziwne. Jak zapewne Pani widziała w naszej kochanej telewizji, psy chodzą do dentysty, do fryzjera, biorą kąpiel w pianie, by groźniej wyglądać strzygą futro na lwa, robią ondulację, a nawet doczekały ludzkich pochówków na szczęście na psich cmentarzach. - Tak, tak. Widziałam w telewizji taki psi cmentarz, nawet nagrobki kamienne z fotografią mają – przytaknęła. - I wieńce, i świeczki, i kwiatki w doniczkach sfiksowane ludziska stawiają – dorzuciłem do kompletu. - Choć kocham wszelkie pieski, nie wiem czy powinno się je tak wyróżniać i niemal czcić kwiatami i zniczami. Trochę zaskoczony tą uwagą szybko zorientowałem się, że w tym temacie nie podpuszczę babci i nie osiągnę zamierzonej ironii satyrycznej toteż szybko zmieniłem temat na sprawy bardziej współistniejące i zagadnąłem z innej beczki: - A Czeguś do dentysty chodzi? - Co prawda zęby ma starte i trochę przerzedzone, ale u psiego dentysty nie byliśmy. - A z pyska mu śmierdzi – widząc wrażliwość kobiety w tym temacie, zapytałem ostrożnie. - No co Pan! Czegusiowi miałoby z pyszczka śmierdzieć? - Niech się Pani nie unosi, psy nie szczotkują zębów więc kamień się osadza, a w nim smród z psiej karmy. - On nie jada psiej karmy tylko ludzkie jedzenie. Co dziennie kupuję mu świeżą wołowinkę bez kości i gotuję na ogniu w warzywach… ale i tak dokładnie pogryźć nie może. - Widocznie go zęby bolą, albo się ruszają i stąd pies ma kłopot z pogryzieniem mięsa. - Może tak, ale nie sprawdzałam – odparła podenerwowana. - Nie ma co zwlekać… trzeba go zaprowadzić do dentysty i zrobić porządek w jego pysku. - Tak mi Pan radzi? - Nie Pani tylko psu. - No tak, oczywiście, że psu. Nie rozumie Pan? To tylko tak się potocznie mówi – naskoczyła na mnie poirytowana. - Rozumiem, rozumiem staram się być precyzyjny. - No tośmy się dogadali, to co z tymi sztucznymi zębami dla psa – zapytała pojednawczo. - Uważam, że jeśli zęby się ruszają, koniecznie trzeba je wyleczyć, a jeżeli już się nie da ich wyleczyć trzeba zrobić psu ludzką protezę żeby się nie męczył przy jedzeniu. - Ludzką protezę? – otworzyła usta ze zdziwienia. - A mówiła pani, że ogląda telewizję. - Oglądam a co ma psia proteza z telewizją wspólnego? - Nie psia, nie psia tylko ludzka proteza zębowa dla psa. - Ach tak. - Nie widziała Pani? Niemal codziennie pokazują reklamę w telewizji, w której prezentują różnej rasy, uśmiechnięte psy z ludzkimi zębami w psich pyskach. - Coś tam widziałam, ale myślałam, że to jakaś bajka… Jak te psy wyglądają z tymi protezami. - Jaka tam bajka. Toż to szczera prawda. Ja już na ulicy widziałem szczerzącego ludzkie zęby psa – wpuszczałem babcię w maliny coraz głębiej. - Coś podobnego, a to ci dopiero, no powiedz Pan czy ten świat nie zwariował!? - Oj zwariował i to jeszcze jak. - Jak w telewizji zobaczyłam pierwszy raz wilczura z ludzkimi zębami omal z krzesła nie spadłam, a potem tak się głośno śmiałam, że sąsiad zza ściany przyszedł zapytać czy mi się co nie stało. - No widzi Pan. - Widzę, widzę i jestem pewna, że psów wyposażonych w ludzkie zęby na ulicy widzieć nie chcę. - Powiem Pani jeszcze, że zdobyłem się na odwagę i z ciekawości zagadnąłem właścicielkę o to czy przy szczekaniu jej pupil nie gubi tej sztucznej szczęki. - Naprawdę? Toś Pan odważny i co odpowiedziała? - Najpierw nic nie chciała mi powiedzieć, zupełnie jakby się wstydziła czy co, ale prosiłem usilnie kilka razy. - No mów Pan wreszcie – niecierpliwiła się staruszka. - Już mówię, powiedziała, że do zębów z reklamy kupuje także lepiszcze z reklamy. - A co to za lepiszcze do psiej paszczy? - No, to z siłą wodospadu, hi, hi, hi. - Z siłą wodospadu? A już wiem. Pewno mówiła o tej reklamie z Corega taps. - Brawo… właśnie o tą chodzi – przyznałem będąc pod sporym wrażeniem babcinej błyskotliwości umysłu. - Wie Pan co? Mnie to się wydaje, że Pan telewizję bardzo rzadko ogląda – odbiegła nieco od tematu. - Tak? A z czego Pani to wynosi? - Bo nie wspomniał Pan ani słowem o najnowszej reklamie. - To prawda,nie cierpię głupkowatych reklam ani żadnych innych reklam, a tak naprawdę poza drobnymi wyjątkami nie oglądam tendencyjnych programów telewizyjnych bo mam dość chłamu i idiotycznych dyskusji politycznych. - Domyśliłam się już wcześniej. - Doprawdy? Między innymi dlatego chciałem szczeniaczka po pani, co tu ukrywać, nieciekawym z wyglądu, ale za to bardzo mądrym Czegusiu. - Miło mi młody człowieku, że cenisz wyższość mądrości ponad ulotną urodę. - Dziękuję, a co to za najnowsza reklama – zapytałem raczej z uprzejmości niż ciekawości. - Biorąc pod uwagę stan naszego kraju nic specjalnego. - Proszę się nie krępować, specjalnie dla Pani zniosę jeszcze tą jedną reklamę – zachęciłem klientkę. - Skoro Pan nalega to powiem Panu, że wczoraj późno w nocy pokazali blok reklamowy w którym dentyści i protetycy zaprezentowali ludzi z protezami psich zębów… - Nie, naprawdę? Całkiem już powariowali? - Zachwalali, że psie zęby dłużej wytrzymają, ale nie to było najważniejsze w tej reklamie… - Nie to? A co w takim razie? - Nie domyśla się pan – trzymała mnie w niepewności. - Niestety nie, proszę mi powiedzieć – nalegałem. - Mówili, że w dzisiejszych czasach człowiekowi z wilczymi zębami bardziej do twarzy niż z ludzkimi… - A niech mnie, ale mnie Pani nabrała, super podobają mi się ludzie z inteligentnym dowcipem. - A Pan myślał, że babcię z brzydkim pieskiem można nabić w butelkę bo uwierzy we wszystko co jej ktoś powie? Lekko zawstydzony wyszedłem zza lady sklepowej, stanąłem naprzeciw niej i uścisnąwszy pocałowałem klientkę po siedemdziesiątce w oba policzki. - Szkoda, że Pani nie jest moją babcią, ale mimo to proszę zwracać się do mnie po imieniu (tu wymieniłem swoje imię) bo tym sprawi mi Pani wielką przyjemność. - W takim razie zgoda – rzekła podając mi szczupłą dłoń. - Proszę mnie odwiedzać częściej, jestem gotów poświęcić jeden lejek gumowy i zniosę nawet te niebieskie pudełka z matowymi żarówkami – zażartowałem. - Mimo urwisowatej natury jesteś miłym człowiekiem dlatego postaram się zajrzeć z jakąś nową reklamą – obiecała i zagarnąwszy Czegusia ręką pożegnała się ze mną tajemniczym uśmiechem pogodnej i zarazem mądrej twarzy.
  5. Fragment do Prawd niechcianych Któregoś z powszednich dni tygodnia, jak zwykle siedziałem w moim sklepiku przy laptopie. Pogrążony pracą przy książce nawet nie zauważyłem wchodzącej do sklepiku klientki. Dopiero ciche szuranie stóp przywróciło mnie do rzeczywistości. Z mojej męskiej oceny ta kobieta, klient miała trochę więcej niż siedemdziesiąt lat. Włosy rozczochrane, ale usta umalowane na karminowy kolor. Ubrana w dość pospolite ciuchy z którymi wyraźnie kontrastowały kłaki psiej sierści. Przyczyną tego stanu rzeczy jest trzymany na kościstych rękach, rudego koloru, czworonożny zwierzak. Oprócz, nie oszukujmy się, niezbyt ładnej, rudej, podpalanej sierści, uwagę przyciągają duże, wyłupiaste oczy i tak już zdecydowanie dziwnego zwierzaka. Mimo brzydoty coś w tych wielkich oczach jest… jakby ukryta radość, taki niby ironiczny uśmiech wymieszany z ciepłotą usposobienia ich posiadacza. Żeby wszystko było jasne, tym czworonogiem jest pies dziwnej rasy… prawdę mówiąc diabli wiedzą z czym mieszaniec czegoś niedającego się w żaden sposób zdefiniować. Kobieta stawia to coś na podłodze przed ladą i grożąc palcem wskazującym wydaje rozkazującym głosem polecenie: - Stój tu i nie ruszaj się. Pies nie był zmilitaryzowany więc nie posłuchał swojej pani i nie wykonał polecenia tylko zaczął myszkować po zakamarkach sklepowych znajdujących się przed ladą czyli po stronie pomieszczenia przeznaczonego dla klienta. Zerkam na psa, bo mam dość poważne obawy czy nagle nie nasika mi na stojący, przeznaczony dla starszych osób fotelik lub któryś z narożników ścianki działowej dzielącej pomieszczenie główne od zaplecza. Klientka nie odczytawszy moich myśli, nie przejmuje się higieną mojego sklepu toteż nie zwraca na swojego pupila najmniejszej uwagi. Bardzo jestem ciekawy co by powiedziała, gdyby to niuchające coś nasikało w moim sklepiku…? Czy wyraziłaby wolę posprzątania i poniesienia kosztów zniszczonej psią uryną farby na ścianie? A może ja przesadzam. Może moje obawy są na wyrost bo piesek jest wyuczony załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne poza domem? Szukając niejako potwierdzenia swoich myśli, zerknąłem na właścicielkę myszkującego psiaka, ale w jej twarzy niczego takiego nie zauważyłem. Ona była już zajęta towarem leżącym na półkach. Obserwując beztrosko regały z żarówkami i całą resztą towaru w końcu wydusiła z siebie: - Żarówki to Pan ma? - Mam. A jakie leżą w Pani zainteresowaniu – pytam by uściślić zakres asortymentu. - No wie pan… - Niestety nie wiem… gdybym wiedział nie pytałbym o to. - No… takie małe… najlepiej matowe – sprecyzowała. - O, dawno Pani nie była na zakupach bo matowych żarówek nie produkują już od trzech lat. - Jak to nie produkują…? - Nie dość, że rzadko przychodzi Pani do mojego sklepu to jeszcze telewizji Pani nie ogląda? - Ja nie oglądam telewizji…? - Z całym szacunkiem, na to wygląda… - Panie kochany… żadnemu serialowi nie popuszczę… wszystkie brazylijskie, kolumbijskie i meksykańskie oglądam po kilka razy. Oprócz nich na wszystkie debaty polityczne, dzienniki i wiadomości patrzę choćby i o głodzie… - O rety… co za poświęcenie… to jest Pani zagorzałą fanką telewizji… a pies też ogląda politykę – zażartowałem. - Ogląda, a jakże. Tylko jak Donald Tusk ma debatę to szczeka jakby się wściekł… - Mądra psina… chociaż on jeden zna się na ludziach… - E tam… za mądry to on nie jest… ale ujada na polityków za całe stado psów – wyznała. - Widać, że nie zna Pani swojego pupila… - Znam, znam… zgłupiał na stare lata bo na nikogo innego tak nie ujada jak na polityków… - Chyba wezmę po nim szczeniaczka… - Na dzieci to on już za stary – wyraziła wątpliwość. - Wielka szkoda – odparłem zawiedziony. - To ma Pan te żarówki…? - Niestety nie mam… Unia Europejska zabroniła produkcji wielu żarówek – wyjaśniam starszej kobiecie. - Zabroniła…? A to niby dlaczego – zapytała z wyrazem bezgranicznego zdziwienie na twarzy. - Podobno szkodliwe dla ludzkiego i psiego zdrowia, a także dla otoczenia… poza tym chodzi o oszczędności energii. - Toteż ja oszczędzam bo chciałam taką małą żarówkę – to mówiąc pokazuje mi palcami dłoni jej rozmiar. - Małych mlecznych też nie mam – informuję klientkę spokojnym głosem. - A te co tam stoją – pyta niedowierzając. Zanim zdążyłem odpowiedzieć spostrzegłem, że pies mieszaniec zaczyna przyglądać się gumowym lejkom leżącym spokojnie w pudełku na podłodze pod ścianą. Te lejki tak naprawdę nie są lejkami tylko taką gumą redukcyjną służącą do połączenia rury wychodzącej ze spłuczki i wchodzącej do miski sedesowej. Po chwili namysłu bierze jeden z nich i zaczyna go swoim rudym pyskiem obrabiać. Na szczęście klientka zauważyła zapędy kulinarne swojego pupila i zaraz przystąpiła do zniechęcania go w działaniu konsumpcyjnym. - Fu, a fu… Czeguś, Czeguś… zostaw tą wstrętną gumę… Ze zdziwieniem spostrzegłem, że tym razem pies o imieniu Czeguś posłuchał swojej paniusi i natychmiast porzucił moją własność na podłodze... zaś właścicielka psa podniosła lejek i położyła na swoje miejsce. - A te w niebieskich pudełkach nie są matowe – zapytała ponownie patrząc na mnie wyczekująco. - Nie, nie są – odparłem powstrzymując zniecierpliwienie. - A w których pudełkach są matowe – pytała nie rozumiejąc co powiedziałem o unijnym zakazie produkcji. - Mam jeszcze kilka matowe w czerwonym opakowaniu. - Mogę zobaczyć… ? - Tak, oczywiście – mówiąc to wziąłem z regału jedno pudełko, rozpakowałem i podałem klientce. - Jakieś małe – te żarówki. - Przecież prosiła Pani o małą żarówkę… ta jest średnia, troszkę większa od małej ale mniejsza od standardowej. - Mnie się wydaje, że te niebieskie są mniejsze – wskazując palcem inne pudełka, wyraża dociekliwie swoje wątpliwość. - Są takie same jak ta, którą trzyma Pani w dłoni. - A tamte niebieskie nie są matowe…? - Już mówiłem i to nawet kilka razy, że matowych nie produkują… a tą którą podałem jest wprawdzie matowa, ale tylko dlatego można ją jeszcze kupić ponieważ mój sklepik jest małym sklepikiem osiedlowym i nie zagląda do niego ogromna rzesza klientów. - Wie Pan… ale ta niebieska jest mniejsza – upierała się. - Skoro Pani tak uważa to niech tak zostanie. Ja nie mam już cierpliwości z tej błędnej oceny Pani wyprowadzać… - To ma Pan te małe kulki matowe czy nie…? - Ja nie mogę… przecież mówię, że nie mam. - Nie rozumiem dlaczego Pan nie ma takich żarówek. - Nie lubi mnie Pani, czy co…? - Jaaaa…? Skąd Panu to przyszło do głowy? - To dlaczego mnie pani męczy…? Już wcześniej mówiłem, że Unia zabroniła produkcji mlecznych żarówek. Jeśli się to Pani nie podoba proszę napisać zażalenie do Parlamentu Europejskiego – wyrzuciłem z siebie jednym tchem. - Wcale Pana nie męczę. Trzydzieści lat temu… kto wie… może i bym chciała pomęczyć – zażartowała zalotnie. - Dziękuję za komplement – wydusiłem. - Wie Pan…? Ja nawet darzę Pana sympatią… - Właśnie widzę i słyszę… to musi być szczególna odmiana sympatii. Nie słucha Pani co do niej mówię, męczy mnie bezsensownymi pytaniami… Czeguś pożera moje gumowe lejki, obwąchuje narożniki wpędzając mnie tym zachowaniem w lęk przed ich osikaniem… - Proszę Pana… bez obawy. Czeguś jest dobrze wychowany i potrafi cały dzień nie sikać – rozwiała moje obawy. - Doprawdy…? A może ma przerost prostaty i dlatego nie może biedak częściej sikać – w drodze rewanżu za męczenie postanowiłem z niej zakpić. - Nie do wiary. Na prostatę to mój świętej pamięci mąż zmarł… ale żeby psy chorowały na to paskudztwo… - Proszę Pani… dzisiejsze psy jedzą ludzkie jedzenie, noszą ludzkie ubranie, śpią w ludzkich lóżkach, potrafią terroryzować właścicieli to i nic dziwnego, że na ludzkie choroby chorują – ciągnąłem dalej swoją kpinę. cdn. następnym razem
  6. Świat na którym żyjemy jest światem pełnym zagadek, przemocy i okrucieństwa, a przede wszystkim z założenia jest zbudowany jako perpetuum mobile, bo polega na ciągłym pożeraniu i przerabianiu w inna formę energii, a dzięki temu jest samowystarczalny i samo odradzalny. Mimo takiego przerażającego schematu jest piękny. Mimo, że daje wiele cierpienia, doświadczamy w nim wielu cudownych chwil. Sama natura zadbała o zapachy, niezwykłe widoki, różnorodną faunę i florę, niesamowite wrażenia i… ciągłą walkę o przetrwania. Mimo, że gatunek ludzki rozwija się, cywilizuje, uduchowia, jest ciągle okrutny. Prowadzi bezustanne wojny, przepełniony jest agresją wobec siebie i innych żywych gatunków. Dlaczego mimo wielkiej mądrości nie żyje w zgodzie, pokoju i wzajemnym wspieraniu. Dlaczego mimo wielkiej mądrości i zakazów religijnych zabija! Dlaczego nie szanuje pięknego otoczenia mimo, że ciągle mówi o pięknych plenerach, wspaniałościach oceanów, nizin i gór. Dlaczego nie jest dla siebie wyrozumiały, dający wsparcie, przyjaźń i miłość? Dlaczego ludzie wzajemnie się zwalczają, okradaj, wyzyskują i oszukują…? A może ludzie nie są tacy wspaniali za jakich chcą uchodzić…? Wielu z nich wie, że drapieżność jest przejawem prymitywizmu, a nie rozwoju w kierunku wspaniałej miłości do bliźniego i reszty świata. Na szczęście są tacy, którzy potrafią dbać o środowisko, o bliźniego i wszystko co się w tym świecie znajduje… Ci ludzie są jakby w ukryciu, mają w sobie całą moc pozytywnych uczuć i empatii… a najwspanialsze z tego jest to, że nigdy nie wiemy gdzie są i gdzie możemy ich spotkać. Jest to o tyle cenne, że gdy stracimy już nadzieje i wiarę w człowieka i lepsze jutro nagle pojawia się taka wspaniała dusza… i… Pamiętam taki czas kiedy rozpadł się mój zw. małżeński byłem samotny jak porzucony pies, a to z racji utraty wszystkich znajomych i przyjaciół. Utrata spowodowana była kobiecą zazdrością i egoizmem partnerki. Siedziałem w pustym mieszkaniu i miałem pełno wyrzutów do siebie, do ex i okrutnego losu. Nie mogąc usiedzieć w pustej chacie pałętałem się bez celu po całym mieście. Miałem nieodpartą wolę pogadać z kimś, przerzucić swój ciężar na kogoś... ale na kogo jak nikogo obok mnie nie było. Wtedy mnie olśniło i w parku podszedłem do obcej kobiety siedzącej na ławce. Poprosiłem ją o chwilę czasu i powiedziałem, że mam potrzebę porozmawiać z nią o swoich troskach. Zgodziła się a ja wylałem na nią cały mój żal, tęsknotę i bezradność w samotnym cierpieniu. Ona wysłuchawszy uważnie każdego słowa przytuliła mnie do siebie i tak trwałem w jej objęciach kilka minut. Tak mi było potrzeba tego przytulenia, że chciałem w nim pozostać na zawsze. Jednak po jakimś czasie musiał nastąpić koniec tej błogiej chwili i tak też się stało. Podziękowałem jej za cierpliwość i poszedłem w swój świat. Nigdy więcej jej nie widziałem, ale komfort z rozmowy z przypadkową i całkowicie obcą kobietą był ogromny. Nie musiałem się wstydzić ani obawiać wyśmiewania... nie wstydziłem się nawet łez, które wtedy uroniłem w jej ubranie. Tak więc widzicie Wy, którzy straciliście wiarę w człowieka… nie wszystko stracone bo zawsze znajdzie się ktoś komu można powierzyć swoje wnętrze… wyżalić się takiemu obcemu i zarazem wspaniałemu empacie… wierzcie mi to dobry sposób... i nie niesie żadnych konsekwencji… a bez wątpienia ulży na sercu i duszy cierpiącego... Pozdrawiam cieplutko
  7. No cóż... szambo działu samych "wspaniałości" przekracza wszelkie skale kulturalnego zachowania. Wręcz świetne klimaty chamstwa, wulgaryzmów i onanistycznych wypocin, których nawet filozofowie pojąć nie mogą. Brawo "poeci" szpetoty i braku uczucia... wdziewajcie własne wieńce laurowe, bo nikt inny wam ich nie wdzieje!To wszystko czego po swoich "dziełach" możecie się spodziewać... Szkoda tylko, że publiczny portal, który niejako pozwala prezentować różne wiersze i treści inne niż wypaczona awangarda niestety nie jest nikomu innemu przyjazny... z mojego punktu widzenia to coś na wzór sekty megalomańskiej bufonerii i samo wielbiących się narcyzów... Cieszy mnie, że mimo takiej zgnilizny spotkałem tu kilku normalnych poetów... Dzięki, że jesteście i macie odwagę przeciwstawiać się tym, którzy mienią się być ponad innych...
  8. Niedawno Poznałem kobietę I ładna i bardzo miła, Tylko wstydliwa była... O miłości mówić nie chciała, Może była chłodna, A może nie umiała... Niedawno Wziąłem ją w ramiona, Ale mnie nie objęła, Tylko stała spłoszona. Jakby niczego nie rozumiała. Może się bała, A może nie chciała... Niedawno Siedzieliśmy w promieniach słońca, A ona strach przełamała I moją dłoń pogłaskała. Może była mniej spięta, A może już chciała. B.A.C. Stork
  9. f.isiu... zapomniałaś wypowiedzieć magicznego słowa... "proszę..." tylko dobrze się postaraj.
  10. Amerrozzo... jestem także w dziale "Bez limitu", ale tam zieje nudą... tutaj choć nieuprzejmie , wulgarnie i arogancko - poznaję obecnego człowieka... jak myśli, co robi... i siebie oczywiście... Poza tym nikogo z was nie uszczęśliwiłbym swoimi wierszami. A tak na marginesie, rozmów z tobą nigdy nie traktowałem jako prywatnej wojny... raczej jako nowe doświadczenie... Pozdrawiam.
  11. Lubię mądre, nawet srogie wpisy, posty i rozmowy... ale twoich f.isiu nie trawię bo biją wszelkie rekordy ignoranctwa, kołtuństwa literackiego i nieuprzejmości...Czego się boisz? Utraty pozycji? Nie odbiorę ci splendoru i "sławy" na tym portalu...! Takie "kiepskie" wiersze w niczym ci nie zagrażają. Poza tym oświeć mnie bo ni w ząb nie rozumiem... po co wchodzisz na moje wiersze i męczysz się by czknąć jakiś denny tekst, który jest świadectwem twojego poziomu intelektualnego... Myślisz, że to co piszesz czyta tylko twoje ścisłe grono, że tylko oni pieją z zachwytu na widok przejawu twojej kultury... to niby skąd tyle wejść do moich wierszy? Trzymaj tak dalej może nikomu nie skręci się głowa gdy będzie nią kiwał z politowania... buziaczek...
  12. No tak Almare… powiem krótko i na temat. Pokora, choć niewłaściwie rozumiana jest wspaniałym i bardzo pozytywnym uczuciem. Wiąże się nie ze służalczością czynioną na rzecz innego człowieka tylko z uznaniem, dopuszczeniem do własnej świadomości innych mądrości i poszanowaniem takich wartości jak świat, człowiek, prawa natury, odmienność myślowa, rasowa itd. Jeśli jej w sobie nie mamy wtedy łatwo pogubić się we własnej zarozumiałości i nieomylności. Tak więc samce modliszki tracą głowy tylko w 5 – 30% przypadków aktów godowych. Pożeranie kochanka uwarunkowane jest wieloma czynnikami np. podchodzenie do partnerki przodem, brak pożywienia na danym terenie, albo zakończenie pory godowej tych stworzeń. Niezależnie od stanu biologicznego robali wiersz mój jest metaforą i tak naprawdę odnosi się do niektórych materialnie ustawionych do życia kobiet. W związku z powyższym uważam, że użyłem jak najbardziej właściwego sformułowanie w wierszu pt. Naiwny modliszek… Pozdrawiam.
  13. Nareszcie doczekałem chwili w której mogę czytać merytoryczny wpis do mojego wiersza. Masz rację Wuren, że sylabotonicznie ten wiersz nie jest dopracowany. Przeczytałem go i poczyniłem niezbędne poprawki w tej materii. Co się tyczy rymów gramatycznych, opinie na ten temat są podzielone... ale w przyszłości zwrócę na to uwagę.Dzięki za ten wpis i za zasiane ziarno nadziei na to, że ten portal może być bez złośliwości i zapalczywości. Pozdrawiam
  14. Wczesnym porankiem pewien Modliszek, Poszedł na spacer, w las pełen szyszek. Wśród drzew maleńka stała polana, Piękna, kwiecista, słońcem skąpana. Spostrzegłszy z dala miły zakątek, Uznał widok za dobry początek… Poszedł odważnie w trawy błyszczące Ukrył postać w źdźbła łąką pachnące. Tam nieświadom okrutnej przygody, Mijał zasadzki, różne przeszkody… Instynktem życia ślepo wiedziony, Szukał w zaroślach – kolejnej żony. I oto przed nim – sycąc głód sokiem, Siedzi panienka… zerka nań okiem… Zanim wstydliwie w zieleń się skryła, Twardym uśmiechem gościa kusiła. Tak zachęcony śmiga na luzie… Cmokać pancerną zaraz chce buzię. Lęku ni trwogi przed nią nie czuje, Toteż odważnie ją atakuje… Wpadłszy w masywne damy ramiona, Do ucha szepcze – tyś moja żona. A gdy rozkoszą był przepełniony… Spostrzegł, że łepek ma odgryziony. Choć jest bez głowy – to jeszcze żywy, Choć bliski śmierci – jest spolegliwy Tak się nieborak w seksie zatracił, Aż w prokreacji życie utracił…! B.A.C. Stork
  15. Wczesnym porankiem pewien Modliszek, Poszedł na spacer, w las pełen szyszek. Wśród drzew maleńka stała polana, Piękna, kwiecista, słońcem skąpana. Spostrzegłszy z dala miły zakątek, Uznał widok za dobry początek… Poszedł odważnie w trawy błyszczące Ukrył postać w źdźbła łąką pachnące. Tam nieświadom okrutnej przygody, Mijał zasadzki, różne przeszkody… Instynktem życia ślepo wiedziony, Szukał w zaroślach – kolejnej żony. I oto przed nim – sycąc głód sokiem, Siedzi panienka… zerka nań okiem… Zanim wstydliwie w zieleń się skryła, Twardym uśmiechem gościa kusiła. Tak zachęcony śmiga na luzie… Cmokać pancerną zaraz chce buzię. Lęku ni trwogi przed nią nie czuje, Toteż odważnie ją atakuje… Wpadłszy w masywne damy ramiona, Do ucha szepcze – tyś moja żona. A gdy rozkoszą był przepełniony… Spostrzegł, że łepek ma odgryziony. Choć jest bez głowy – to jeszcze żywy, Choć bliski śmierci – jest spolegliwy Tak się nieborak w seksie zatracił, Aż w prokreacji życie utracił…! B.A.C. Stork
  16. Kłania się art.32 Konstytucji RP... mówi on o dyskryminacji z jakiegokolwiek bądź powodu... Pozdrawiam
  17. Żałosna jest twoja logika amerrozzo... a brak podstawowej wiedzy porażający... Konstytucja nie zabrania być lepszym czy gorszym poetą... ale zabrania dyskryminacji rasowej, wyznaniowej, społecznej, zawodowej czy jakiejkolwiek bądź innej... i tak poniżanie "gorszych" poetów, spychanie ich na margines i izolowanie się od nich jest już dyskryminacją to godzi w Konstytucje!
  18. "Co zrobić żeby tych lepszych poetów zachęcić do działu "Z". I proszę jawna forma segregacji... a tego zabrania Konstytucja... A może właściwiej byłoby napisać "Inaczej piszących". Przynajmniej nikt nie czułby się obrażony. Już kilka razy podnosiłem ten temat, ale moja propozycja spotyka się tylko z drwiącym śmiechem. Moim skromnym zdaniem jest to bardzo proste... w dziale poezji współczesnej trzeba zrobić dwa poddziały: A) dla awangardy. B) dla piszących inaczej... i problem skończy się raz na zawsze... Pozdrawiam.
  19. Mimo, że nie lubię twojej chorobliwej fobii i arogancji myślałem, że jesteś choć odrobinę mądrzejszy... węszysz po wszystkich działach jak pies gończy. Pracujesz tu jako etatowy podżegacz do niezgody... czy po przodkach nosisz w genach szpiclowanie?! Wyhamuj bo spalisz się zanim dotrwasz czterdziestki... Szczerze ci życzę więcej pogody ducha...
  20. Brawo Panie Toronto! Zmieniłbym tylko cytuję: i to jest org!!! na: to są drgawki wypoconego orgazmu! Pozdrawiam...
  21. Mnie się podoba... zwłaszcza te drzazgi... żywo przypominają mi "miłą" atmosferę działu "Z". Pozdrawiam Panią Librę
  22. Dzięki za darmowy transport... jak tak dalej pójdzie to ten dział będzie ciekawszy od "Z"... Pozdrawiam klikę "mistrzów..."
  23. O! Jeszcze się tu zobaczyłem!??? Dzięki O Panie... jesteś dla mnie łaskawy. Ten wiersz jest kwintesencją obecnych czasów, naszego życia i kultury jaką każdy razem i z osobna prezentuje więc nie ma się co bzdyczyć z powodu przepychacza kibli... Drupi też był hydraulikiem, a jak ładnie śpiewał... Nie chcę wypominać wam wulgaryzmów jakimi posługujecie się w waszej awangardzie... Mądrość raczej skłania do refleksji nad sobą, nad tymi wierszem, a nie do szydzenia z autora... ale to już kwestia własnego intelektu i wnętrza... Kłaniam się prześmiewcom... pa.
  24. W niedawnej przeszłości, Na szklanym ekranie, Także na bilbordzie, Wiszącym na ścianie, Dźgał w oczy natrętnie, Fachman doskonały, Tak jak mało który, Hydraulik wspaniały. Sławny był za miedzą, W Unii, w całym Świecie, Ale czy Wy ludzie… Jeszcze o tym wiecie? Tak mnie zauroczył, Fachem, wielką sławą, Żem się trzy dni raczył, Piwem oraz kawą. Kac mnie męczył srogi, Piwny i moralny... Mózg zaś drążył bakcyl, Niezwykle nachalny. Kusi – rusz się chłopie, Szepcze dniem i nocą Gwiazdy zaś na niebie, Zwodniczo migocą. Od tej pory wszędzie, Zwłaszcza kiedy chrapię, Myśl o nowym fachu, Mózg mój biedny drapie. Szczególnie gdy myślę, Włażą w moją głowę, Kształtki, korki, mufy, Nyple trzyósmowe. Rankiem gacie wciągam, Do terminu pędzę I hydraulikowi O naukach mendzę. Ten na jęki czuły, Przydziela robotę… Sam ze śmiechu rycząc, Pieska poszczuł kotem. Czyszczę tedy kible, Przepycham wyciorem, Smród mi nos wykręca, Duszę się odorem. Odurzony smrodem, Zakręcam konopie, Uległszy pokusom… Dół dla siebie kopie. Niedobrze być snobem, Jeszcze gorzej głupkiem, Źle być zazdrośnikiem, A najgorzej czubkiem. Warto iść przez życie, Grając własną rolę, Wszak sukcesy innych, Zginą w prac mozole.
  25. Najgorzej na mnie działają ci, którzy brylują aby przypodobać się innym, którzy puszą się mimo wyleniałej sierści, czyli tacy którzy nie akceptują swojej drogi życia ani siebie takimi jakimi są… którzy silą się na autorytatywne wypowiedzi mimo laicyzmu, w którym tkwią od urodzenia… Tak więc „waściówo” f.isiu nowy słownik PWN wydany pod redakcją A. Markowskiego umieszcza nazwisko hiszpańskiego malarza w grupie nazwisk nieodmiennych… a to ni mniej, ni więcej oznacza, że piszemy nie S. Dalego tylko S. Dali ewentualnie S. Dali’ego. Nie wiem czy f.isia pamięta co to jest demokracja? Zakazy mówienia o kimś publicznie wraz z komuną przepadły bezpowrotnie. Teraz Konstytucja zapewnia nam wolność słowa i wyznania więc będę mówił ile zechcę o S. Dali. Poza tym S. Dali nie był surrealistą tylko wyznawcą skrajnego surrealizmu, a to różnica dość znaczna. Tak na marginesie powiem jeszcze, że surrealistycznego wnętrza nie da się wypracować… można je tylko pogłębić ponieważ takowe, od urodzenia w sobie się ma. Pozdrawiam.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...