Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wyrażony... czyli sprawy łóżkowe


Henryk_Jakowiec

Rekomendowane odpowiedzi

 Już na wstępie chcę przeprosić

za błąd, który tkwi w tytule

bo choć mą małżonkę kocham

bardzo, bardzo mocno, czule

 

muszę na nią się poskarżyć

gdyż ją proszę od niedzieli

dzisiaj mamy już sobotę

a ta łóżek wciąż nie ścieli.

 

Łóżek mamy w sumie cztery

dwa w sypialni, dwa w salonie

które stoją rozbabrane 

a to dzięki mojej żonie

 

jej to, bowiem obowiązkiem

dom prowadzić jak należy

a ta sobie z tego bimba

do południa w betach leży.

 

Ruchem konia szachowego

specyficzna to figura

a małżonka tym to ruchem

z łóżka w łóżko daje nura.

 

Błąd w tytule? Już wyjaśniam

to jest wina koncentracji

być powinno Wyra żony

zapomniałem użyć spacji.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

twoja żonka wie co robi

o lenistwo nie posądzaj

na tych łóżkach po kolei

twej miłości tęskna żąda

 

raz w sypialni raz w salonie

dla fantazji także w kuchni

spełniaj obowiązki swoje

jak nie spełnisz to ci utnie

 

swoją drogą sam weź sprzątnij

bo ten fakt jest wszystkim znany

lepiej hasać w pościelonym

niźli w łożu rozbabranym

 

toż to prawdziwy buhaj :)))

 

pełen podziwu

pozdrawiam

Edytowane przez Jacek_Suchowicz (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Brak logiki trochę z tego rymu wynika no bo jeśli się hasa to już łóżko  pościelowe być nie może chyba że się hasa bardzo bardzo spokojnie z flegma i zupełnie bez ikry Ale czy to wtedy można nazwać hasaniem. A wiersz ma dobre rymy i zakończenie Ale tak właściwie to jest o niczym taka słowna zabawa - też dobrze

Kredens pozdrawia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Stary_Kredens

Wiersz o niczym? Protestuję,

a wiersz z cyklu "Z życia wzięte"

jedni wolą prześcieradło

prosto z magla inni zmięte.

 

Niekoniecznie trzeba w łóżku

można także na podłodze

deska ma być heblowana

bo się można naciąć srodze.

 

Nawet, jeśli nie ma treści

jednak coś tam wciąż się kręci

a że nie ma z tego chleba

ważne, że się miało chęci.

 

pozdrawiam - HJ

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Lach Pustelnik

Nie narzekam ja się skarżę

nie małżonce, ale na nią

że kopciuszkiem w czterech ścianach

poza domem wielką panią.

 

Ci z kolejki niech czekają

bowiem "czekaj tatka latka"

to odpowiedź zwana koszem

- każda powie tak mężatka?

 

w tych to sprawach są odstępstwa

lecz nie będę ich wyłuszczał

- wierna żona to gwarancja

czy inaczej ktoś przypuszczał?

 :)))

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Moondog91

Ktoś mi radził, że w mym wieku

ustatkować się wypada

stałem bokiem a więc bokiem

ominęła mnie ta rada

 

a tak całkiem na poważnie

w moich wierszach się przeplata

humor z fikcją, bo gdy mówią,

że ja jestem autokrata

 

to zaczynam wtedy myśleć

rozkładając na czynniki

a jak było w tym przypadku

proszę bardzo są wyniki

 

ktoś się jąkał, zrobił pauzę

w kupę złączył dwie sylaby

usłyszałem auto krata

więc go poprosiłem, aby

 

sprecyzował po namyśle

autem jestem czy też kratą

nie dotarło to do niego

uszy miał zapchane watą.

:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jacek_Suchowicz

Przecież można dla wygody

kołdrę skopać tam gdzie nogi

a gdy komuś nie pasuje

bowiem inne ma wymogi

 

niech ją zrzuci na podłogę

lub gdziekolwiek, w miejsce inne

choćby nawet do łóżeczka

jeśli w domu ma dziecinne

 

lecz zachęcam do refleksji

mówiąc serio, nie na żarty

ja tam wolę pod przykryciem

seks intymny nieotwarty

:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

skopać kołdrę dla wygody

i podusię wepchnąć w kąt

może kiedyś byłeś młody

nie drażniło ciebie to

 

dziś gdy kołdra równiusienka

wywietrzona wytrzepana

a podusia super miękka

możesz szaleć aż do rana

 

klucz przekręcasz w drzwiach dwa razy

stopni masz dwadzieścia dwa

twa intymność bez urazy

cię podkręci jeszcze jak

:))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jacek_Suchowicz

Kiedy spojrzę się na łóżko

gdzie kołderka równiusieńka

i poduszka jak się patrzy

myślę sobie nie dla Heńka

 

bo choć bardzo lubię nieład

mówią: tak artyści mają

to szanuję czyjąś prace

tych, co łóżka zaściełają

 

nie śmiem niszczyć ich arcydzieł

bo gdy arcydziełem słanie

niech trwa wiecznie, dla potomnych

przecież mogę na tapczanie

 

nawet, gdy w drzwiach nie ma zamka

i zamknięcie wykluczone

zawsze można do tych celów

wykorzystać własną żonę

 

bo od wewnątrz się ją oprze

o powierzchnię drzwi a potem

niekoniecznie na leżąco

też wykona się robotę.

:))

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Jacek_Suchowicz

Zatem pozwól, że dokończę

to, co jest wykropkowane

bez obawy Drogie Panie

nie będziecie dzisiaj brane

 

powód nader prozaiczny

bo mam szlaban na limicie

a kto mi założył szlaban

to się same domyślicie

 

za to żonce to z nawiązką

muszę spełniać jej żądania

ona nie zna zahamowań

choć się człek na nogach słania.

:))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Dokąd prowadzisz mnie drogo, zanim spod nóg się usuniesz? czy w wiekiem będziesz mi bliższą, abym cię mogła zrozumieć? Ile masz w sobie zakrętów, za którym już cisza głucha? Czy mogę z jasnym spojrzeniem, bardziej niż sobie zaufać?  
    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...