Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

"kiedy Bóg zamyka drzwi otwiera okna"


iwonaroma

Rekomendowane odpowiedzi

Dzięki Aniu.

Nie jestem taką deterministką, na jaką wyglądam ;) w gruncie rzeczy uważam,  że na ścieżce rozwoju osiąga się coraz szersze obszary wolności. Ale rzeczywiście, w niektórych  sytuacjach człowiek ma jej mało, co zresztą może jest wtedy i dla niego zbawienne.

Również zdrówka 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem zadziwiony. Jestem zdziwiony sekwencją słów. Tytuł mnie bardzo przyciągnął, zresztą tak samo jak "Kto przeżył wielkie cierpienie". Taka skromna ilość słów ale dobranych tak dobrze. Oklaski z mojej strony. Ja jestem przeciwieństwem, człowiekiem dość mocno opisowym. Pozdrawiam ciepło. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

ciszy się nie słyszy ;) ale to szczegół, fajny tekst napisał, gratulacje.
ps. Przypomniał mi mój teks, chyba o zamarzaniu, nie jestem pewien w głowie mi jedynie zostało "opadające powieki otworzyły oczy duszy" Pozdro :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też raczej na nie. Brzmi jak kazanie i ten patos na końcu "pieśń kosmosu" 

nie wiem, jakoś to do mnie nie przemawia. Biorę ewentualnie pierwsze cztery wersy

ale to też chyba nic nowego

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

zamknij oczy, otwórz serce. W ciszy posłuchaj. Usłyszysz.

A Bóg przemawia z mocą. Odmienia spojrzenie. Przemienia serce.

 

Edytowane przez Paweł Artomiuk (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy mówisz


Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka – to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz
/ks.Jan Twardowski/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Zgoda, poprawiam.

Pozdrawiam (też Janka :))

 

 

 

 

 

Ciszę się słyszy! :)

napisałA - ale to szczegół ;)

Dzięki i pozdro

 

 

 

 

Tommy, no bez przesadyzmu  :)

Ale dzięki i również pozdrawiam.

 

 

 

 

 

Bo ja jestem kaznodziejką, kaznodziejką jestem ja ;)

Ok, z patosem. Co do nowości,  to sam wiesz, że to trudne.

Co do otwierania serca to jestem innego zdania. Nie otwiera się go  wszystkim i wszystkiemu.

 

 

 

 

Twardowski to mistrz, ja to sobie tak tylko pitolę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Rozumiem, czyli 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

"widzę ciemność, słyszę cisze, mówię bezdźwięcznie" ;)

 

 

Ps. Słyszący człowiek w "prawie ciszy" oszalałby po godzinie, ale to też nie byłaby "cisza cisza" gdyż słyszałby prace swoich mięśni — zastanawiam się jak to jest z głuchymi.
+ oczywiście, w poezji "ciszę" się słyszy.

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

To akurat nie jest takie jednoznaczne, czy by oszalał. Oszalałaby połowa populacji. Robiono doświadczenia (ale nie podam zródła, bo czytałam to dawno temu) z deprywacją sensoryczną wśród ludzi. Wyniki byly kuriozalne. Połowa badanych byla rzeczywiscie bliska szalenstwa, totalnej depresji etc. natomiast druga połowa- w euforii :),  orgazmicznej radości. To mi trochę unaocznia przekazy o dniu ostatecznym ale nie chcę się za bardzo w to teraz wgłębiać.

To, o czym piszesz - słyszenie pracy własnych mięśni etc. (bicia serca, przepływu krwi) dotyczy autopercepcji ciała materialnego. 

Świadomość oczywiście widzi to wszystko (także ciemność :)), ale czy to ją dotyka?

Zdrówka 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

w stanie ciekłym też? ;)

To zależy jak bardzo było "cicho" podczas tego doświadczenia, obecnie najciszej jest "Anechoic chamber" Microsoftu −20.6 dBA teoretycznie na ziemi granica jest -23 dBA. Pytanie, jakie się nasuwa, w jakim przedziale natężenia ulokowała byś ciszę, czy zero dBA przy 5k Hz to cisza? 

 

czy białe pole to cisza (dla człowieka)?

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Edytowane przez 8fun (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Karb udała Rada. Bobu, bo wisi Bob! O, bis! I w obu Boba dar, a ładu brak.    
    • Czy myślisz że ciebie prowadzę? Szanuję od zawsze twą wolę. Wybierasz kierunki wydarzeń, zaliczasz wykroty z mozołem.   A drodze wygodnej i gładkiej, takowej przenigdy nie ufaj. Lecz pozwój, by Bóg twój od teraz, prowadził i nie dał ci upaść. :)  
    • Dokąd prowadzisz mnie drogo, zanim spod nóg się usuniesz? czy w wiekiem będziesz mi bliższą, abym cię mogła zrozumieć? Ile masz w sobie zakrętów, za którym już cisza głucha? Czy mogę z jasnym spojrzeniem, bardziej niż sobie zaufać?  
    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...