Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

(za brudnym oknem)


iwonaroma

Rekomendowane odpowiedzi

@iwonaroma

a mnie bardziej się podobało "przez", ponieważ ptaszek na ogół jest "za" oknem, nie wewnątrz.

Umierający człowiek - brudne okno, świetna skojarzenie.

"przy brudnym oknie "zerka" (to takie trochę mniejsze od zer? ;) - brzmi jakby narysowane na brudnym szkle były, a "przez" dookreśla gdzie.

To tyle, fajne było.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Tak, masz rację, że stosowanie 5/7/5 na siłę jest niedobre. Ja staram się zachowywać ten schemat w ramach ćwiczenia, no i także dlatego, że bardzo mi się podoba ten rytm. Twoje haiku jest super, ale to jest inna historia, po śmierci (puste krzesło). Wg mnie można użyć słowa 'umiera' bo taki obraz można zeskanować, to widać. Choć to proces,  ale da się uchwycić moment. Tak jak lot ptaków. 

Co do tego  okna...:) no, dla mnie okno to całość: framuga razem z szybą. Mówi się "patrzę przez okno" także w sytuacji zamkniętego,  przecież. Natomiast patrzy się przez szybę np. w aucie, w autobusie.

Wrócę jeszcze do tej małej sikorki, fakt - każda sikorka jest mała,  ale młoda jest szczególnie mała :) oczywiście tego przymiotnika mogłoby nie być ale chciałam jednak  zachować to 5/7/5 - dla ćwiczenia i wspomnianego rytmu. 

Dzięki za obszerny kmnt,  również pozdrawiam.

 

 

 

 

 

Jacku :) każdy ma swoją rację :) przyklaskuję tej konstatacji  :)

Edytowane przez iwonaroma (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

A co z rodzeniem się? Czy w ogóle nie akceptujesz użycia czasowników?

@łucja z cheba

Jeszcze do tej 'małej'. Początkowo chciałam zapisać 'żywa sikorka' w sensie żwawa, ale żwawa w stosunku do zwierzęcia chyba nie bardzo...ale sens w zamyśle właśnie był taki

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Po pierwszym przeczytaniu poczułam, że coś jest (dla mnie) nie tak i spontanicznie zamieniłam "przez" (a teraz "przy") na "za" i stwierdziłam, że tak chyba powinno być:

 

za brudnym oknem

zerka mała sikorka

umiera starzec

 

W tej wersji uderza mnie wprost "jednoczesna" dwustronność okna i wydarzeń za nim i przez to intensywność i odczuwalność wypowiedzi Twojego haiku. Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@duszka

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dzięki Duszko, dzięki :) zaraz zamieniam. Miałam początkowo 'przez brudne okno' ale Annie zwróciła uwagę,  że nie pasuje do ostatniego wersu- wg mnie słusznie. Ale Twoja podpowiedź jest akuratna :)))

dzięki też za serce i pozdrawiam również 

 

 

 

 

@łucja z cheba

Wiesz Łucjo, to była rzeczywiscie trochę zapchajdziura, ale polubiłam tę małą sikorkę, coś się urodziło  ;)

No cóż, wszystko jest procesem, ale te procesy mają swoje chwile :)

Zdrówka też 

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • iwonaroma zmienił(a) tytuł na (za brudnym oknem)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...