Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

- dyńka pracuje -


bronmus45

Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Witaj gościu, witaj Bronek,

nie mam nic na swą obronę

i bez bicia się przyznaję,

tak, wyrwałam włosów parę

 

na potrzeby pięknej skóry

depilacją na dół z góry.

 

A fryzura męża Felka

jest już trochę przerzedzona,

lecz nie moja to zasługa

tylko czas go tak oskubał.

:)

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

~~~~~~~~~~

(...) ach, to tak!!! Więc rękoczyny

które sama, bez przyczyny

na swym mężu, Felku biednym

wyczyniałaś, skubiąc włosy (...)

.

To zrozumieć mi nie sposób, 

by ślubnego od lat wielu

za spożycie nieco chmielu

sponiewierać na wyglądzie.

.

Sprawa winna być wnet w sądzie,

który wyrok wyda na Cię.

Już nie mieszkać będziesz w chacie,

lecz pod celą, gdzie są kraty.

.

- ja spisuję Cię na straty -

+

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ale z Ciebie dziwny chłopak

zrozumiałeś coś na opak,

sądem straszysz, mówisz: cela

ja niewinna jestem frela

 

za kratami mnie nie ujrzysz,

bo na czas łysienia męża 

prałam w rzece se firanki

i gadałam z mężem Hanki,

 

póżniej tarłam coś na tarze,

żaden sąd mnie nie ukarze.

:)

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sąd Cię skaże, bo mu każe

proboszcz, co wraz z mężem Twoim

właśnie wino z "dyńki" łoił.

 

Z nimi były zakonnice

- jedna z nich nawet spódnicę

zostawiła gdzieś pod krzakiem.

 

Tak więc Twoim nieborakiem

mężem - a nie jakimś tu bydlakiem

zajmą się czcigodne władze.

...

Te, co Ciebie wnet posadzą...

~~~~~~~~

P.S - dobranoc - czas spać ~~~~~~

Edytowane przez musbron1945 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O, nie wiedziałam, że do picia,

ma ściągnięta być spódnica,

 

księżuś i zakonnic wiele

niech się raczą tanim chmielem,

 

towarzystwem takim gardzę,

sądów również się nie boję

bo mam strzelbę i naboje,

 

sprawiedliwość to jest jedno,

ale  racja po mej stronie.

:)

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Racja po Twojej stronie, powiadasz paniusiu

- nie jesteś od Pawlaków powabną Anusią -

więc ni pleban, ni sołtys tutaj nie pomogą.

Będziesz więc za kratami prawie jedną nogą.

.

Twa strzelba i naboje są już zbyt popsute

- a Ty robisz tu z nimi jakowąś porutę -

Nikt się ich nie przestraszy, nawet zakonnica,

która biega i szuka tej swojej spódnicy.

.

Pokutę tutaj świecką zaraz Ci wyznaczę

- kupisz mi litr Smirnoffa i dwa udka kacze -

upieczone i miękkie, żebym miał przekąskę.

Skrzynkę piwa do tego. I szczypiorku wiązkę.

.

(...) Jak spełnisz te wymogi, to może sędziowie

odstąpią od karania. Jeśli im tak powiem (...)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy jakichś metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
    • Popada; rano narada - pop.    
    • @poezja.tanczy   Dzięki. Pozdrawiam.   @Jacek_Suchowicz   A ziemia wiosną się odrodziła...   Dzięki.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...