Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

znaki


jan_komułzykant

Rekomendowane odpowiedzi

widziałem stojących w kolejce ludzi

i zapytałem a oni odpowiedzieli

że nie ale co nie spytałem bo raz drugi

nie odpowiedziało ich milczenie

widać nie usłyszeli

 

rozjeździli na miazgę na części rozdarli

chrzęści pod gąsienicami adidas i Nike

na mrozie walonki stoją i kufajki

na nic nie liczą patrzą tylko

na niesprawiedliwość

 

wypatrzyłem na przystanku gwarki

dwa i już na stopniu stałem z tramwajarką

wymieniliśmy spojrzenia wypadło na mnie

to nic że to kanarki i tak pięknie

ze mnie się uśmiechnęła

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Janku, zabawiłam się i skróciłam. Pozdrawiam. bb

 

widziałem stojących w kolejce ludzi

mówią że nie - spytałem raz drugi

nie odpowiedziało milczenie

widać nie słyszeli

 

jeździli na miazgę na części darli

chrzęścił adidas, walonki i Nike

na nic nie liczą tylko patrzą

na niesprawiedliwość

 

wypatrzyłem na przystanku dwa gwarki

stanąłem na stopniu wprost tramwajarki

to nic że kanarki tak piękne

uśmiechnęła się do mnie

 

(beze mnie tych znaków nie będzie ;D) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zacznę od nawiasu (myślę, że z Tobą może nawet przybyć ;)

 Widzę, że trochę poślizgu "zadałaś" ok, lubię modyfikacje , będzie płynniej u Ciebie  :) Z jednym zastrzeżeniem - uśmiechnęła się ze mnie jest ważne, bo ma trochę inne znaczenie :)

Pięknie dziękuję beto, szczególnie za uśmiech, ale i za pracę,

Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Janku,

przecież Ty wiesz, że ja nie wiem o jakie znaki chodzi i stoję w szeregu za Kotem i MaksMarą.

 

Z racji wieczornej degustacji młodego domowego wina ogarnęła mnie nagła choroba rymnika. 

Miałam pierwotnie pomysł na przeróbkę „bezzębnie” ale uznałam, że to przesada i może Ci być przykro ? na okoliczność niespodziewanej puenty i całkowitego zboczenia z kursu. Pracy przy tym nie było. Było cięcie. Nożem. Jak mięsa na kebab.

Przepraszam, bo moja indolencja przekroczyła granice tych znaków. Ale winę zwalam na wino. bb

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Atak na Lidla

 

Widziałem stojących w kolejce ludzi 

i zapytałem dwa razy: za czym kolejka ta stoi?

a oni nic tylko milczeniem patrzą

widać nie zrozumieli i dalej czujnie dreptali

 

rozjeździli na miazgę na części rozdarli

siebie samych w tym tłoku nie walonki i garnki

na przepychankach na nic nie liczą

tylko patrzą na niesprawiedliwość kto pierwszy

 

dopcha się do tych łakoci. Dobra ta ciżba

bo rozum odbiera i tak też stało się ze mną

patrzę a tu tramwajarka 

spojrzeniem uśmiecha się przednio

 

nic nie wyrwałem tłum mnie odrzucił

prosto na uśmiech dziewczyny

serce zadrżało nie z lęku to inne uczucie

zielonym tramwajem jedziemy.

 

 

Przez Twoje "znaki" zobaczyłam to, co wyżej. Miłego dnia

Edytowane przez MaksMara (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Dokąd prowadzisz mnie drogo, zanim spod nóg się usuniesz? czy w wiekiem będziesz mi bliższą, abym cię mogła zrozumieć? Ile masz w sobie zakrętów, za którym już cisza głucha? Czy mogę z jasnym spojrzeniem, bardziej niż sobie zaufać?  
    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
    • @andreas Bo poeci to podobno wrażliwi, empatyczni ludzie :) Zdrówka też :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A to jest ciekawe i mądre spostrzeżenie :) Dzięki za refleksję i zatrzymanie się pod wierszem :)   Pozdrawiam    Deo
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...