Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Bajka o Ciesi i Wicusiu rozdz.II / część 1


bronmus45

Rekomendowane odpowiedzi

Przygody Ciesi i Wicusia

(rozdział II - część pierwsza)

*

W poszukiwaniu domku Ciesi nasi przyjaciele;

a więc Wicuś i sama Ciesia mieli przygód kilka.

Wszystkich tu nie opiszę, było ich zbyt wiele

by zmieścić je w tej bajce – zacznę od motylka.

 

Fruwając ponad łąką jak najbliżej ziemi;

by Ciesia mogła dostrzec swój domek z daleka.

Wicuś mógł się tu spotkać z nićmi pajęczymi

zastawianymi tutaj, co w nich pająk czekał.

.

bajka%2B4%2Bx%2B320.jpg

.

Pająki bowiem łapią owady w te sieci;

nie tylko zwykłe muszki, także i motyle.

Jak tylko coś takiego do nich tu przyleci:

już się nie wydostanie, mocna jest na tyle.

 

Wicuś z mróweczką Ciesią na plecach siedzącą

zaplątał się niestety o brzeg takiej sieci…

Byli na szczęście parą dość dużo ważącą;

że sieć ta się zerwała – mogli więc odlecieć.

 

Musieli jednak zaraz lądować na ziemi

bo niteczki z tej sieci skrzydła oplatały

naszego to lotnika. Więc nóżkami swymi

zsuwał je po kolei, aż się pozrywały.

 

Ciesia tymczasem zeszła na ziemię z motylka

aby sobie poszukać jakiejś smacznej trawy.

Tu zaś spoglądał na nią z jakiegoś badylka

mrówkolew. I to nie dla przyjaznej zabawy...

.

bajka%2B5%2Bx%2B320.jpg

.

Spostrzegł to wnet nasz Wicuś, wiedział, co się zdarzy;

właśnie pozbył ze skrzydeł nieprzyjaznej sieci.

Rzucił się na ratunek, skrzydłami po twarzy

mrówkolwa jął okładać – ten musiał odlecieć.

 

Po krótkim odpoczynku od nadmiaru wrażeń

Wicuś wraz z małą Ciesią frunęli nad łąkę

w poszukiwaniu domku - ostrożni dla zdarzeń

które mogły kosztować z ich życiem rozłąkę.

 

Głodna sikorka sobie siedziała na drzewie,

rozglądając się wokół za zdobyczą wszelką.

Bardzo lubi motyle, więc w tej to potrzebie

chciała złowić Wicusia wraz z mrówką niewielką.

.

bajka%2B6%2Bx%2B320.jpg

.

Wicuś w ostatniej chwili dojrzał zagrożenie.

Wykorzystać więc musiał cały kunszt lotnika;

wślizgnął się razem z Ciesią pod jakieś korzenie.

Przeczekali tu razem, aż sikorka znikła.

 

Coś za dużo złych zdarzeń w takim krótkim czasie;

pomyślał wtedy Wicuś – odpocząć chciał chwilę.

I podjeść sobie nieco, by na dalszej trasie

mieć siły do fruwania, jest przecież motylem.

 

Ciesia zeszła na ziemię spod skrzydeł motylka.

Również głodną już była, więc szukała jadła.

Wokół się rozglądając - wystarczyła chwilka

by nie patrząc pod nogi, w jakąś jamkę wpadła...

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- ona (ta bajka) podoba się chyba jedynie Tobie... Dla dzieciaków jest "za mroczna" - to opinia mojego wnuka (gdzieś tak 5 lat temu) - ale nie doczytał do końca. Tymczasem wszystko dobrze się kończy.  Według mojego zamiaru jej fabuła ma (miała?) traktować o sile prawdziwej przyjaźni.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

No regularny horror łąkowy!!! :)
No, a tej biednej muszce, dzielny kot szarobury bohatersko uratował życie, uwalniając ją z sieci, zanim pająk doczekał się aż rosa wyschnie. Sie nie zainwestowało w kaloszki, to sie nie ma śniadanka :)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Pozdrawiam

Edytowane przez kot szarobury (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kot szarobury - to dopiero II rozdział z sześciu.

Miałem (i mam nadal nadzieję) - że skierujecie do administratora Mateusza "petycję", by utworzył osobną stronę na wiersze i bajki dla dzieci (w różnym wieku), aby tutaj nie rozbić zamieszania. Moja pojedyncza prośba nic nie wskóra...

Pozdrawiam - 3msie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Karb udała Rada. Bobu, bo wisi Bob! O, bis! I w obu Boba dar, a ładu brak.    
    • Czy myślisz że ciebie prowadzę? Szanuję od zawsze twą wolę. Wybierasz kierunki wydarzeń, zaliczasz wykroty z mozołem.   A drodze wygodnej i gładkiej, takowej przenigdy nie ufaj. Lecz pozwój, by Bóg twój od teraz, prowadził i nie dał ci upaść. :)  
    • Dokąd prowadzisz mnie drogo, zanim spod nóg się usuniesz? czy w wiekiem będziesz mi bliższą, abym cię mogła zrozumieć? Ile masz w sobie zakrętów, za którym już cisza głucha? Czy mogę z jasnym spojrzeniem, bardziej niż sobie zaufać?  
    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...