Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Do grobu


Rekomendowane odpowiedzi

I w końcu przyjdzie ten czas
Gdy pulsu będzie mi brak,
Gdy wniosą mnie do
Kościoła pierwszy raz,
Kiedy poczuję ten Boży strach.
Zakopią mnie w piachu
Ponownie zabiją,
Pójdę do raju
Bądź do piekła popłynę lawiną.
Nie spłodzę już swej córeczki,
Nigdy nie opowiem bajeczki.
Cały świat mnie przerósł
I me życie do grobu przeniósł.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Hanna_Kumidaj
Napiszę Ci jak widzę problem podmiotu lirycznego a ty sama Haniu oceń czy to co napisałaś jest zgodne z tym co chciałaś przekazać. Z tego co rozumiem podmiot liryczny nie radzi sobie z życiem jakie jest i boi się ze gdyby zaczął wierzyć w Boga te uczucia jeszcze bardziej by się pogłębiły, że wiara narzuciłaby mu jeszcze więcej wymagań i ograniczeń.... powiedz mi czy to jest to co chciałaś przekazać?
Pisałaś wcześniej że masz problemy z komunikacja tego co myślisz więc powinniśmy Ci właśnie pomóc w taki sposób. Zresztą to jest świetna rada dla wszystkich. Najpierw trzeba się upewnić czy dobrze rozumiemy naszego rozmówce zanim oskarżymy go o złe intencje. Być może wcale on nie chce nas obrazić, może nam właśnie składa komplement ;).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Anna_Maria_Blondynka

Prawie dobrze zrozumialas, pomylilas sie tylko jesli chodzi o tego Boga. Chodzilo mi to ze wtedy na prawde wejde do kosciola i wtedy zrouzmiem ze Bog istnieje i go poczuje. Bo nie wazne ile razy ktos zywy bedzie chodzil do kosciola nigdy nie poczuje i nie zrozumie Boga tak jak ten co juz nie żyje

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Hanna_Kumidaj
Lubie Twoje komentarze. Twoj ostatni wzbudził we mnie refleksje że Boga owszem można starać się zrozumieć, ale tak naprawdę nie o to tu chodzi.
Raczej klucz tkwi w podziwie. Podziw jest chyba jakimś odcieniem miłości, może to pierwszy nawet krok do miłości i może nawet ostatni. Widzisz nie zrozumiałam do końca Twojego wiersza ale dlatego ze napisałaś "poczuję Boży Strach :)", czy można się bać coś co się podziwia? Można chyba tylko obawiać się utraty Boga. Bóg daje się skosztować tu już na ziemi abyśmy mieli niedosyt i chcieli go pragnąc, bo jest Miłością.
Ciekawy ten Twój wiersz. Lubie refleksyjne wiersze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chciałaś przekazać swoją obecność że Boga w sercu nosisz . Nie ważne gdzie zawsze i wszędzie jest we mnie czuję jego obecność w poczuciu oddania się , zaufania .Zrobi to co będzie dla ciebie najlepsze cokolwiek sie stanie .Bo taka będzie jego wola ,,Twoje komentarze są bardziej przekonujące ,,dzięki może i ja nie do końca dotarłam do sedna ,,,ale ciekawie zagajasz.w.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Hanna_Kumidaj
ja odczytuje w Twoim wierszu wiele obaw i desperacji, nie wiem czy to bylo Twoja intencja. To kwestia doboru slow "Bozy Strach" "Zakopia mnie w piachu" "Ponownie zabija" "nie splodze juz swojej coreczki" itd.... Jesli tak chcialas pokazac swoj podmiot liryczny to dobrze to oddalas.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Anna_Maria_Blondynka

W wierszach zawsze chce, aby inni czytajac je cokolwiek poczuli, i zastanowili sie co ja czulam pisząc ten wiersz. Nie do konca w sercu nosze Boga, tylko nie wiem czy wiem kim on jest, raczej nigdy sie nie dowiem. Bo kto wie czy po smierci dowiemy sie prawdy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Anna_Maria_Blondynka

W wierszach zawsze chce, aby inni czytajac je cokolwiek poczuli, i zastanowili sie co ja czulam pisząc ten wiersz. Nie do konca w sercu nosze Boga, tylko nie wiem czy wiem kim on jest, raczej nigdy sie nie dowiem. Bo kto wie czy po smierci dowiemy sie prawdy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Hanna_Kumidaj

Przykro mi ale nie oddałaś w wierszu pragnienie poznania Boga. Nie myślę że ten wiersz oddaje to co chciałaś przekazać (próbuje ocenić Twoje intencje i mój odbiór jako czytelnika)... musisz wyrzucić desperację z wiersza i dodać nadzieję. Mam wrażenie że napisał to ktoś kogo ktoś inny na siłę próbuje przekonać do wiary, i ten ktoś desperacko się przed tym broni. Spróbuj napisać jeszcze raz może.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Karb udała Rada. Bobu, bo wisi Bob! O, bis! I w obu Boba dar, a ładu brak.    
    • Czy myślisz że ciebie prowadzę? Szanuję od zawsze twą wolę. Wybierasz kierunki wydarzeń, zaliczasz wykroty z mozołem.   A drodze wygodnej i gładkiej, takowej przenigdy nie ufaj. Lecz pozwój, by Bóg twój od teraz, prowadził i nie dał ci upaść. :)  
    • Dokąd prowadzisz mnie drogo, zanim spod nóg się usuniesz? czy w wiekiem będziesz mi bliższą, abym cię mogła zrozumieć? Ile masz w sobie zakrętów, za którym już cisza głucha? Czy mogę z jasnym spojrzeniem, bardziej niż sobie zaufać?  
    • Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf…   Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów…   Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki.   A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, przypominającym uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło.   Poprzez śmierć.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...