Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

zupełna cisza


sionek

Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



No, może nie dosłownie, ale kierunkowo. Choćby haiku Basho (w tłumaczeniu Miłosza):
jaka cisza /terkotanie konika polnego / świdruje skałę ,czy moje z ABC. Ponadto niektórzy twierdzą, że lot trzmiela w Europie może wywołać tsunami na Pacyfiku. Inaczej mówiąc, mały impuls może wyzwolić olbrzymią energię poprzez łańcuch wzajemnych powiązań. Mówią o tym specjaliści od teorii systemów złożonych, więc pewnie coś w tym jest :)

Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli co?
Jak Miłosz napisał o głosie świerszcza, a Ty o łopocie skrzydeł motyla,
to ja idąc tym tropem w kierunku czegoś jeszcze łagodniejszego - oddechu
mrówki nie mam już szans?
Jak Miłosz napisał o świdrowaniu skały, Ty o jej kruszeniu, to ja idąc
tym tropem napisawszy o czymś na jeszcze większą skalę, o wysadzaniu
w powietrze całych gór, nie zrozumiałem Twoich intencji?

To jak mam napisać haiku?

Pozdrawiam,
Grzegorz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Grzegorz, dlaczego wmawiasz mi to, czego nie napisałem. A napisałem tylko tyle, że tematyka Twojego haiku, (zresztą mojego też), nie jest zbyt odkrywcza. Co widzisz w tym złego? I nie posądzaj mnie bez przerwy o jakieś niecne intencje. Należę do ludzi, którzy cenią sobie życzliwą rozmowę, a nie skakanie do oczu i stosowanie różnych erystycznych zagrywek. I proszę, uwzględnij to...

Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz trochę wiedzy?
Proszę bardzo.
Oto parę faktów (sprawdź je).

W Europie zjawisko dyfrakcji okrył Grimaldi ok. 1660r.
Basho napisał swoje haiku o głosie świerszcza 13 lipca 1689 r.
Raczej nie wiedział o odkryciu Grimaldiego. Słysząc głos świerszcza
i lokalizując go za skałą, uważał, że słyszy go dlatego, że jest
aż tak cicho, że pomimo grubej warstwy skały, głos świerszcza
przenika przez nią i dzięki braku zakłóceń da się go usłyszeć.
W rzeczywistości, można słyszeć dźwieki, które lokalizujemy
jako pochodzące zza przeszkody, a wcale przez nią nie przechodzące,
tylko ulegające ugięciu (dyfrakcji) na jej krawędziach.

Oczywiście, nie ma to nic wspólnego z drążeniem skały - jest
to raczej opis sytuacji, w której autor wyraża swoje zdziwienie,
że pomimo grubej warstwy skały, udaje mu się słyszeć głos świerszcza.
Autor domniemuje, że dźwięk przenika przez skałę.
Gdyby był naukowcem i przeprowadził więcej obserwacji "odkryłby"
dyfrakcję fal dźwiękowych.

Co odkrywcze haiku Basho ma wspólnego z przekładem Miłosza lub
z Twoim lub moim utworem? NIC. Haiku Basho jest haiku, przekład
Miłosza jest dosłownym przekładem kiepskiego przekładu Luciena Stryka,
a Twój i mój utwór są mizernym powielaniem kiepskiego wzorca.
Gdyby Miłosz przetłumaczył na polski przekład Blyth'a, Twój utwór
o trzepocie skrzydeł motyla nigdy by nie powstał.

Pozdrawiam,
Grzegorz


PS. Parę linków z forum haiku:
forum.haiku.pl/viewtopic.php?f=5&t=4914&p=21014#p21014
forum.haiku.pl/viewtopic.php?f=5&t=4557&p=18702#p18702
forum.haiku.pl/viewtopic.php?f=5&t=82&p=324#p324
forum.haiku.pl/viewtopic.php?haiku=976#p3260

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dzięki!... To jest bardzo interesujące co napisałeś :) A problem tłumaczeń haiku to beczka bez dna. Trochę na ten temat dowiedziałem się z rozmów z moim przyjacielem, Andrzejem Tchórzewskim, który chyba uchodzi za jednego z wybitniejszych znawców tego gatunku.

Dobranoc
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z dużym zainteresowaniem zapoznałem się z Twoim portalem i częścią (drobną) toczących się tam rozmów. Gratuluję! Odwalasz kawał dobrej roboty :)

Mam pytanie - czy Twoja wiedza o haiku Basho i krytyka tłumaczeń wynika z analizy oryginału? Jeśli tak, to nie ma sprawy. Ale jeśli nie, to można sobie wyobrazić i inną sytuację - że Basho nie tyle dziwi się, nie znając zjawiska dyfrakcji, przenikaniu głosu świerszcza przez skałę, ale temu, jak bardzo mogą w absolutnej ciszy, w subiektywnym odczuciu, wzmacniać się nawet bardzo słabe dźwięki. A wtedy wersja Miłosza miałaby uzasadnienie. Wszak mówi się, że coś świdruje w uszach...

I jeszcze jedno. Skąd wziąłeś informację o Grimaldim jako odkrywcy dyfrakcji światła? Bo dotychczas wydawało mi się, że jest nim, żyjący w tym samym czasie, Christiaan Huygens, twórca znanej w optyce t.zw. zasady Huygensa o rozchodzeniu się fal świetlnych w obecności przeszkód.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie przywołuję haiku Mistrzów, nie zapoznawszy się dogłębnie
z oryginałem. Gdy tego nie robię, zawsze o tym uprzedzam.

Wg mnie, Basho, nie znając zjawiska dyfrakcji, a wiedząc, że ciche odgłosy
stają się słyszalne, gdy znikną tłumiące je hałasy, zadziwił się tą ciszą,
która umożliwiła mu słyszenie dźwięków nawet przez skałę.
Tak więc opisany przez Ciebie tok myślenia (absolutna cisza) jest zgodny
z moim, jednak wg mnie nadal można napisać przekład tak, by nie sugerował
on jakiejś przenośni, by był opisem wrażeń zmysłowych.
I przypominam, że w przekładzie Miłosza nie ma nic o świdrowaniu w uszach ;-)

Co do odkrywcy dyfrakcji - szukaj, może w przypadku wiedzy o falach będziesz
musiał dokonać zwrotu o 180 stopni, dowiadując się, że Huygens nie tylko nie
odkrył dyfrakcji, ale z początku w ogóle kwestionował istnienie tego zjawiska.

Możliwe, że takiego zwrotu dokonasz kiedyś i w dziedzinie haiku ;-)

Pozdrawiam,
Grzegorz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



W porządku - zasada godna upowszechnienia :) Chyba mnie przekonałeś na tyle, że nie umieszczę wyboru haiku dawnych mistrzów w tłumaczeniu Miłosza.

Co do ojca dyfrakcji - rzeczywiście znalazem w WEP wzmiankę o Grimaldim, jako odkrywcy dyfrakcji. No to dokonuję zwrotu, może nie tyle w mojej wiedzy o optyce, ile w tej konkretnej sprawie :)

Zwrot w haiku o 180 stopni? Czyli cofnięcie się? O nie!... ;)

Aha, nigdzie nie napisałem, że zwrotu świdrowanie w uszach użył Basho...

Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Na pierwszy rzut oka nie grają mi dwie rzeczy:

1) po owadach (a już na pewno nie po mrówkach) nie widać,
że oddychają - nawet ruch odwłoka znacznie większej od mrówki
osy lub pszczoły jest tylko ruchem wspomagającym oddychanie
przetchlinkami, nie mający nic wspólnego z oddechem w znaczeniu
"tchnienia" - ruchu wydychanego powietrza.

2) bez określenia wyraźniejszych relacji pomiędzy obiema częściami
utworu, szum oceanu jest nijak połączony z mrówką i stoi w sprzeczności
z zupełną ciszą.

Jeśli miałoby to być haiku, w rozumieniu haiku jakiego uczę pisać
na forum.haiku.pl należałoby usunąć te wady, czyli na przykład
opisać "zadyszkę" pszczoły, która usiadła na piasku plaży, nie mającej
siły odlecieć, z zasugerowaniem, że właśnie przeleciała bez odpoczynku
całe morze. Wtedy, próbując wsłuchać się w jej oddech (bez wprowadzania
pojęcia ciszy), a słysząc szum morza otrzymałoby się paradoks podkreślający,
jak wielki musiał to być dla niej wysiłek.

Tylko że takimi haiku nie sypie się z rękawa, nawet dokładnie wiedząc,
co się chce przekazać.

To tyle, wzywają obowiązki na moim forum.

Pozdrawiam,
Grzegorz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Na pierwszy rzut oka nie grają mi dwie rzeczy:

1) po owadach (a już na pewno nie po mrówkach) nie widać,
że oddychają - nawet ruch odwłoka znacznie większej od mrówki
osy lub pszczoły jest tylko ruchem wspomagającym oddychanie
przetchlinkami, nie mający nic wspólnego z oddechem w znaczeniu
"tchnienia" - ruchu wydychanego powietrza.

2) bez określenia wyraźniejszych relacji pomiędzy obiema częściami
utworu, szum oceanu jest nijak połączony z mrówką i stoi w sprzeczności
z zupełną ciszą.

Jeśli miałoby to być haiku, w rozumieniu haiku jakiego uczę pisać
na forum.haiku.pl należałoby usunąć te wady, czyli na przykład
opisać "zadyszkę" pszczoły, która usiadła na piasku plaży, nie mającej
siły odlecieć, z zasugerowaniem, że właśnie przeleciała bez odpoczynku
całe morze. Wtedy, próbując wsłuchać się w jej oddech (bez wprowadzania
pojęcia ciszy), a słysząc szum morza otrzymałoby się paradoks podkreślający,
jak wielki musiał to być dla niej wysiłek.

Tylko że takimi haiku nie sypie się z rękawa, nawet dokładnie wiedząc,
co się chce przekazać.

To tyle, wzywają obowiązki na moim forum.



Dziękuję. Właśnie na taką odpowiedź liczyłem. :)

Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Jak się nazywasz? Alkione, prawda? Bo tak właśnie się nazywasz? Nikt nie znał twojego imienia aż do teraz. Opada w chmurze gryzącego kurzu zasłona tajemnicy. Po miliardach lat. Po całych eonach dekad niczym wieczność. Mimo że w przestrzeni jeszcze do końca niewyśnionej… Zatem, powiedz mi, bo tamto nie uzyskało żadnego poklasku, podoba ci się czy nie? Mów szczerze. Masz, naleję ci czegoś mocniejszego. Może rozwiąże ci się język i popłyniesz wartkim potokiem słów. Tylko przesuń się trochę w bok, bo nie widzę księżyca w pełni. Widzę jedynie twoją twarz usianą księżycowymi kraterami. Albo może to ty nim jesteś? Jesteś nim, prawda? To ty jesteś tym księżycem, który wkrada się chytrze srebrną smugą blasku? A zatem mówię do księżyca, nadając mu nawet imię. A zatem…   Tu przerywam na chwilę pisanie, albowiem słyszę jakieś stukania i szurania krzeseł dobiegające z książkowych półek regału. To bohaterowie powieści próbuję wydostać się na zewnątrz. Kołaczą się i wyją jak te psy uwięzione w klatkach. Książka spada na podłogę. Jedna. Druga. Trzecia… Spadają, furkocząc w locie skrzydłami rozbieganych nerwowo stronic. Wzniecają pył zakrzepły przez lata… I znowu cisza…  Cisza, aż w uszach dzwoni. A więc to był jedynie krótki zryw rzeczywistości. Chwilowy błysk pamięci. Tylko takiej enigmatycznej. Zatajonej.   Zatem wchodzę po półkach jak po drabinie. Wspinam się, poruszając wieloma odnóżami, aby dosięgnąć czułkami drgających gwiazd. I kiedy tak osiągam powoli szczyt słyszę jakieś polemiki dobiegające z ciemności. Ktoś się z kimś sprzecza. Spoufala. Kłóci… Muskają mnie słowa, jakby zimne usta całowały skronie. Zamknięte powieki… Okrywam się koszulą z wilgoci i pleśni. Upodobniony na kształt ekscentrycznej ćmy, która wciska się na powrót do kokonu  poczwarki. Zapadam w letarg…   Kiedy się budzę, w dole słychać trzaskanie podłogowych klepek od czyichś kroków. Ktoś bez wątpienia chodzi w tę i z powrotem. Jakby w zadumie. Ale będąc na górze jestem bezpieczny. Nie dosięgną mnie niczyje myśli. Chyba, że jakiś olbrzym o wzroście strzelistej topoli i wiotkich ramionach. Kołyszą się. Kołyszą się za oknami drzewa. Tak blisko i tak strasznie daleko. Na wyciągnięcie ręki. Kołyszą się całe szpalery, te prawdziwie i te urojone… Światła ulicznych latarni żółkną jeszcze bardziej jak woskowe ciało nieboszczyka szykującego się do kolejnej próby wniebowzięcia. A więc jestem w górze. A więc się przepoczwarzam. Albo raczej dopoczwarzam. Wracam do początku. Do nadmiaru niewiadomego piękna. Księżyc przesuwa się. Coraz bardziej odchyla… Odchyla… Odchyla… Coraz bardziej odchyla… Aż trzeszczą wszystkie kości i stawy. Albo ta twarz czyjaś. Nieustalona w rysach.. Absolutnie obca. Niczyja… Oświetla wszystko wartkim potokiem blasku. Posrebrza nawałą pikseli mżące krawędzie przedmiotów… Po lewej stronie rozgrzebane łóżko. Odsunięte na środek krzesło… Po prawej… Na stoliku zwietrzały skrawek papieru. Wazon pęknięty na wpół. I rozsypane wokół okruchy czerstwego chleba…    A więc ktoś tu był. Kto taki? Ktoś coś zaczął, ale nie skończył. Rozsypał się w proch. Zwietrzał jak ta karetka papieru z okruchami nic nieznaczących słow. I widzę siebie. Koło stołu. Siedzę pod ścianą z kolanami pod brodą. Ale nie poznaję do końca, albowiem kościste truchło zatarł w połowie czas. Pod płachtą pajęczyn. Wrośnięte korzeniami w ziemię. Połączone ze ścianą. Z żeliwnymi rurami rozgałęzionymi pod stropem, jakby pępowinami z krwiobiegiem matczynego ciała. Wszystko znieruchomiałe i martwe od wieków. Od całych tysiącleci… W absolutnej ciszy gwiazd. W głębokim oddechu nieskończonej nocy…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-13)      
    • @beta_b Bo na tych złożach, zorza dodana Po na powrozach, tak wyczekana   Bardzo dobry wiersz Zostaje w głowie   Pozdrawiam miło, M.
    • @Andrzej P. Zajączkowski Kolejne strofy, na przecinek Kolejne chwile, łap oberżynę   Bardzo wartościowy wiersz   Pozdrawiam miło, M.
    • @Jacek_Suchowicz I te marzenia, tak doniesione I te pragnienia, będą skończone   Fajnie. Miękko. Z polotem   Pozdrawiam miło, M.
    • @liwia Na sadzenie, po co spory Rozsadzenie, to opory   Ciekawie napisane Podoba mi się :)   Pozdrawiam miło, M.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...