Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

- O, Mistrzu! Pokonałem setki kilometrów w toalecie starego pociągu PKP, trzy przesiadki i spotkanie z łysymi potworami mroku grasującymi na tutejszym dworcu, by móc przybyć przed Twoje jasne oblicze!

Mówiąc to, padł na kolana, naprzeciw niego stał zaś ogromny fotel. Siedział tam On - gwiazda polarna myśli klarownej, milczący obserwator rzeczywistości wyciągający z niej wnioski skomplikowane bardziej niżeli PIT, awatar spokoju człowieka, który przeżyłby tortury z uśmiechem na ustach, gdyby tylko dano mu szansę, wyrocznia ludzi silnych duchem (słabym to już się po prostu nie da pomóc) – Mędrzec Ach, zwany przez ignorantów Adamem Chołubką. Człowiek ogromnej wiary i wagi, ledwie mieszczący się w swojej kanapie często mylonej z tej przyczyny z fotelem. Leniwym ruchem pociągnął za sznurek stojącej obok lampy. W jednej dłuższej chwili jego łyse czoło uderzyło w klęczącego blaskiem tysiąca słońc zaklętych w energooszczędnej żarówce, potężne niedźwiedzie powieki uniosły się delikatnie, by ukazać drobne zwierciadła przewspaniałej duszy Mistrza. Uśmiechnął się.

- Widzę, że przybyłeś z daleka.
- Twój wzrok przenikliwy tak jak głosi wieść, Mistrzu, moje imię nie jest ważne...
- Wszystko jest ważne!
- Więc nazywam się Krzysiek...
- Krzysiek! Krzysztof! Krzyś! Krzysztofek! Krzysiu...

Nikt nie śmiał przerwać tej świętej mantry, jedynie mucha wędrowała dalej po wpółzgniłej cytrynie leżącej obok niedopitej herbaty a przestarzała instalacja elektryczna jak zwykle bzyczała coś pod nosem. Wszystko tonęło w uspokajającym szumie źle odbierającego telewizora i usypiającym głosie prowadzącego obrady sejmu. Gówno zrobiło odlegle chlup i ktoś spuścił wodę,

- ...Krzysiunienieczek! To naprawdę ważne!
- Mistrzu, ale ja szukam odpowiedzi...
- Tak, szukasz pytań.
- Odpowiedzi.
- Ano tak, przepraszam, odpowiedzi. Pytania już masz?
- Mam.
- To dobrze. Więc pytaj.
- Jak być wolnym? Jak mam...
- To proste, obserwuj.

Niewidoczne spod zwisających ud kolana zaczęły się prostować, aplauz podskakujących wesoło wałów tłuszczu wzniósł wokoło tumany kurzu. Podłoga zatrzeszczała niepewna swojej przyszłości, a ogromny cień przykrył oblicze poszukującego prawdy. Trwało to dobre pięć minut. Aż Ach wstał.

- Widzisz, to proste!
- Twoje poczucie humoru jest równie wspaniałe jak reszta Twojego umysłu, ale doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie taką wolność mam na myśli.
- Doskonale sobie zdaję sprawę.
- Więc zdradź mi tajemnicę wolności absolutnej, niezależności, bycia tym, kim się jest, wydarcia się wpływom tłumu, zła tego świata! Co mam robić by być sobą niepotrzebującym ogłupiającej zewnętrzności? Czy muszę osiągnąć stan nirwany? A jeżeli tak, to jak mam tego dokonać?

Mistrz zwiesił posępnie głowę i zmarszczył potężne czoło nie bez powodu zwane gładką pustynią mądrości. Załamał równie miękkie jak serce łokcie i zaczął medytować. Cała wiedza tego świata, mieszcząca się w jego ciele (a miejsca miał w nim sporo) spływała żyłami do jego gardła, by tam wydestylowała się święta odpowiedź. Nagle rozległ się donośny głos, dysonans ducha zdolny pokonać moralną i fizyczną barierę drzwi do łazienki.

- Adam, nie naprawiłeś spłuczki! Znowu wszystko zalane! Miałeś to zrobić już przedwczoraj! Chodź tu zaraz!
- Ale...
- Adam, żadne ale, bo nie będzie dziś obiadu!
- Kochanie, mam gościa...
- Nie zarabiasz, to nie marudź, nie dosyć, że cię utrzymuję, to mam jeszcze karmić, obiboku jeden. Zobaczysz, obiadu nie będzie i już.
- Już idę, kochanie!

Poszukujący prawdy był niepocieszony.

- Ale, co ze mną, Mistrzu, odpowiedz, błagam! Co mam zrobić?
- Zacznij od nauki gotowania...

I tak Mędrzec niezdolny do nienawiści względem żony, którą kochał i szanował całym sercem i której winien był wdzięczność, odprawił posiadającego pytania oraz nagłą chęć kupienia książki kucharskiej. Następnie ruszył wolnym krokiem w kierunku łazienki. Jedynie uważny słuchacz i obserwator mógł wyczuć otaczającą Go subtelną mantrę.

Kurwa... kurwa... kurwa...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Deonix_ Dzięki. Podoba mi sie to co napsiałaś: "wiersz, ukazujący przedświąteczną zawieruchę z innej perspektywy,  bez nadmiernego biadolenia ale i bez lukru i "dobro(ś)ci" :) ". Wiersz był bez tytułu, dodałam potem. Czyli można zmienić, albo wytłuścić. Aktualnie wybieram to ostatnie. Nie chcę nic więcej dodać. Zastanawiałam się, czy nie pwinien się kończyć na przedostatim wersie, czyli na "potulne jak baranki", ale chba też nie. A tak ogólnie to faktycznie pasuje na każde święta oraz inne okazje/wydarzenia życiowe być może. Pozdrawiam 
    • "Jedyną rzeczą, która ma jeszcze moc sprawczą w świecie po sensie, jest obsesja."   Noc przełomu. Ostatnia a zarazem pierwsza. Stary rok odszedł przed dwiema godzinami a nowy narodził się  jak zawsze ślepy i w ułudzie nadziei  na poprawę bytu jednostek doczesnych. Jakaż to okrutna  a zarazem prześmiewcza farsa. Święta i nowy rok. Bajeczki dla małych dzieci  o jedności, pokoju, zgodzie i miłości. O cieple ognia rodzinnego i atmosfery wzajemnej godności i szacunku. Ja nie życzę nikomu dobrze, nie życzę jednakże też źle. Ale cóż mi przyjdzie  z czyjegoś szczęścia i sukcesu  nawet jeśli miałby się on  magicznie zyścić pod wpływem  słów, gestów czy guseł tych przeklętych dni? Nic się nie zmieni.     Sukcesy innych nie motywują one ranią i jątrzą  uczucie wstydu, hańby i zawiści. Ludzkiej, podłej i małostkowej zazdrości. A ja najadłem się w życiu  dość hańby i wstydu. A zazdrość. Czego miałbym im zazdrościć? Uciesznych, grzesznych igier, tańców i hulaszczego pijaństwa do odcięcia się od ludzkiej myśli poznawczej? Grania w karty, kuligów  czy zabaw na świeżym śniegu? Czasami widzę przez okno salonu, jak zdać by się mogło  dorosłe i solidnie wykształcone jednostki zachowują się jak dzieci  i to te rozwrzeszczane  i rozpieszczone do granic.     Patrzę jak bałwany  lepią jeszcze większe bałwany. Swoje autobiograficzne pomniki. Mienią się w słońcu i iskrzą dumnie. Scala je mróz i ulotność. A potem idzie wiosna zielona  a z nią ocieplenie. Patrzę z tego samego okna  jak bałwany z każdą godziną marnieją,  topią się aż wreszcie kruszeją  i rozpadają się na części. A potem widzę ich twórców. Jak wracają z pracy lub uniwersytetu. Marni, w rozsypce,  upadku pod ciężarem jestestwa. Widzę jak czas ich kruszy. Żadne z ich życzeń nigdy się nie spełni. Bo życzenia nie są do spełniania  a do pustego karmienia skrzywdzonego ego.     Błędne koło. Cierpią cały rok  by w święta życzyć sobie oddechu. Choć wiedzą że to tylko słowa nie czyny. Bo codzienność wymusza na nich  czyny podłe i niegodne losu  i struktury człowieka. Walka o byt. Człowiek w centrum wszechświata. Człowiek jest kowalem swojego losu. Brednie humanizmu. Wszechświat kręci człowiekiem. I nijak nie ma na to lekarstwa. Jest tylko przekleństwo klatki codzienności.     Część spotkań towarzyskich jeszcze trwała, inne dogasały powoli  a goście na nie sproszeni,  przenieśli się w dużej mierze na zewnątrz. Jedni by zaczerpnąć tchu i odsapnąć, inni by zapalić w spokoju  a jeszcze inni  by dać upust erotycznemu napięciu. Za oknem posłyszałem ściszone głosy  grupki młodych osób najpewniej studentów  lub uczniów gimnazjum. Weszli widać do przedsionka bramy mojej kamienicy a potem do dolnego hallu. Ciężkie dębowe drzwi stuknęły z impetem  a głos kroków  objął stukotem marmurowe schody. Słyszałem przytłumione, lekko podpite głosy. Żegnali się najpewniej,  życząc sobie ostatni raz wszelkiego dobra. Jeszcze tylko odgłos kluczy w zamku drzwi, znów kroki, teraz mniej liczne.  I znów błoga cisza. Koniec tych bachanaliów. Teraz tylko cierpienie i udręka.     A dla mnie czas na zbawczy sen. Na stoliczku leżał kłębek czarnej wełny. Rzuciłem go mojego kotu  by i on miał trochę radości i zabawy tej nocy. Oczywiście momentalnie  wyskoczył spod stołu i rzucił się na ofiarę. Maltretując ją  niemiłosiernie pazurami i zębami. Kominek dogasał z wolna. Sięgnąłem po lampę, podkręciłem płomyk  i ruszyłem do sypialni. Będąc obok drzwi wejściowych dosłyszałem nieopodal odgłos lekkich, kobiecych kroków. Zdziwiłem się bo ostatnie piętro kamienicy, zajmowali raczej samotni i posunięci już znacznie w latach mężczyźni jak ja. Zanim to do mnie otwarcie dotarło,  kroki znalazły się pod moimi drzwiami  a kołatka zasygnalizowała nieśmiałe pukanie. Mam nadzieję, że to nie gość w dom  o tak nie towarzyskiej porze  a to że jakaś pijana latorośl  zmyliła drogę do domu lub piętro. Rad nie rad  zrobiłem kilka kroków i otworzyłem…   Mówią że marzyć to nie grzech. U mnie to proste  bo nie wierzę w marzenia ani grzech. Ale tej nocy nowego roku  odwiedził mnie gość  o którego postaci marzyłem  i życzyłem sobie jego powrotu. A więc czyżby  marzenie może się urzeczywistnić? Dostałem na to namacalny i najlepszy dowód. Choćby przerażający w swej istocie  i metafizycznej głębi.   Otworzyłem drzwi  a w progu zastałem jej postać. Taką o jakiej dziś marzyłem, jakiej pragnąłem. Jaką kochałem i wspominałem co dzień  od dnia jej rychłego zgonu. Była wręcz zwiewna i blada. Ledwie zaróżowione policzki  wygięty się pod wpływem  szerokiego uśmiechu. Jej kasztanowe, ułożone w dorodne fale włosy spływały jak wodospad  na alabastrowe ramiona i piersi. Ubrana była w ukochaną,  malachitową suknię wieczorową. Kolczyki i kolia z pereł oraz makijaż  uczyniły z niej bezsprzeczne  artemidowskie bóstwo pożądania. Zielone oczęta tak niewinne,   miały w sobie niezgłębione pokłady miłości.     Długo syciliśmy się nawzajem tą chwilą. Nie mogąc wydusić słów ani poruszyć zastygłych w nagłym szoku ciał. Wreszcie przemogła się  i mogłem usłyszeć jej głos. Za nim było mi tęskno najbardziej. Polały się łzy. Chciałam przyjść osobiście i życzyć Ci szczęśliwego nowego roku i zapytać czy wszystko u Ciebie w porządku?  To było Twoje życzenie. Czy chciałbyś nadal abym mogła spędzić z Tobą resztę tej nocy Simon? Rzuciłem się na nią  i tuliłem jak największy skarb.  Płakałem jak dziecko i nie mogłem przestać. Wreszcie osunąłem się na kolana przed nią i tuląc się do idealnej talii  wyskomlałem wręcz Tak! Z Tobą chcę być już na wieczność. Och Natalie…   Poddźwignęła mnie z kolan  i ucałowała gorąco. A ja postanowiłem śnić i marzyć  jedynie o niej już do końca swoich dni.  
    • @bazyl_prost No tak - i poeta. Ale masz jakiś konkretny obraz na myśli?
    • @infelia dzięki tobie chce się pisać dziękuję bardzo pozdrawiam 
    • @Bruno i Krzysztof Peel za dużo myśli. Zwariować można. Powinien iść do Eckharta Tolle na rekolekcje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...