Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Szanowni Państwo,

Agnieszka Fajer (Agnes),
Izabela Fietkiewicz-Paszek (Alter Net/Anna B.)
i Ewa Maria Gomez


to niezwykłe literackie trio, które połączy - jeśli wierzyć historykom sztuki -
jedno z najpiękniejszych miejsc tego typu w Polsce - Sala Fontany.

Wieczór poprowadzi Arkadiusz Półtorak.

Serdecznie zapraszam

/Jerzy Rybak

______________________________________________________________________

03 października 2009 r.
Kraków, ul. Szczepańska 1,
Restauracja Pod Gruszką (Sala Fontany)
godzina: 18:00


______________________________________________________________________


Agnieszka Fajer (Agnes), urodzona w 1986 roku w Zgierzu, w samym centrum Polski,
z wyboru mieszkanka Krakowa, gdzie powoli kończy studia rosjoznawcze na UJ.
Zafascynowana literaturą rosyjską i polską poezją współczesną oraz szeroko rozumianą kinematografią.
Od 2004 roku związana z portalem poetyckim www.poezja.org, gdzie powstały pierwsze poetyckie próby.
Z założenia (jak dotąd) publikuje jedynie w internecie.
W planach na nieodległą zbyt przyszłość - przeprowadzka do Francji.


Izabela Fietkiewicz-Paszek (Alter Net/Anna B.) - urodzona w 1972 roku w Kaliszu.
Poetka, autorka felietonów, tekstów piosenek i redaktor.
Wygrywała konkursy - m.in. zajęła pierwsze miejsce w Ósmym Ogólnopolskim Agonie Poetyckim i była finalistką Ogólnopolskiego Konkursu na tom poezji Świdnica '07.
Ukończyła Filologię Germańską na Uniwersytecie Wrocławskim i Dwuletnie Podyplomowe Studium Filologii Polskiej na UAM w Poznaniu, studiowała filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Publikowała m.in. w Autografie, Periodyku poetyckim, Trafri, Portrecie, Red, Odrze, Poezji dzisiaj, Akcencie, Cegle, Fragmencie, Arteriach, PKPzin, Frazie, sZAFie, Migotaniach, Przejaśnieniach, VOIX D'ENCRE (tłumaczenia wierszy na język francuski I. Barbier i M. Lenglet).
Pisze felietony dla kwartalnika Migotania, Przejaśnienia.
Pracuje w redakcjach kwartalników literackich: sZAFA oraz Migotania, Przejaśnienia.
Pisze teksty piosenek m.in. dla kaliskiej wokalistki - Patrycji Kliber.
W.A. Rosołowski komponuje muzykę do jej wierszy.
www.alternet.republika.pl


Ewa Maria Gomez - urodzona w 1965 roku w Olsztynie, z wykształcenia: bohemistka, z wyboru: podróżniczka.
Jak sama mówi - wiersze pisze od zawsze, ale swoje literackie próby zdecydowała się
opublikować dopiero kilka lat temu w Harper's Magazine. W Polsce publikuje na www.poezja.org.
Obiecuje (głównie sobie), że wyda autorski tomik wierszy i założy wielki ogród. Kiedyś.


______________________________________________________________________

Arkadiusz Półtorak, urodzony w 1992 roku w Krakowie, uczeń sławnego w jego rodzinnym mieście i całej Polsce V LO.
Z zamiłowania i (zapewne) naturalnych predyspozycji: aktor. Od 2005 do 2008 roku związany był z nowohuckim Teatrem Ludowym, w którego murach zmagał się z pierwszą w życiu poważną rolą teatralną - Księcia Walii - w szekspirowskim widowisku "Ryszard III" reżyserii Jerzego Stuhra. Teraz angażuje się w przeglądy międzyszkolnych teatrów - zwłaszcza w języku angielskim.
Ambitny uczeń, marzy o studiach literackich na Uniwersytecie Oxfordzkim.
Interesuje się poezją polsko-, hiszpańsko- i angielskojęzyczną, czego skutkiem była entuzjastyczna zgoda na prowadzenie Wieczorka.


______________________________________________________________________

Sala Fontany – zabytek klasy zerowej, najsłynniejsza i najbardziej ekskluzywna część restauracji „Pod Gruszką”.
Legenda mówi, że w jej murach w 1386 roku królowa Jadwiga ukrywała księcia Wilhelma,
książę został wcześniej przepędzony z komnat wawelskich i podobno spotykał się z Jadwigą potajemnie u Franciszkanów. Śledziony przez policję panów krakowskich mógł rzeczywiście ze względu na dużą odległość od Wawelu ukrywać się w Domu „Pod Gruszką”.
Z Domem „Pod Gruszką” wiąże się jeszcze inna romantyczna historia. Zgodnie z historycznymi przekazami w miejscu tym Królowa Marysieńka spotykała się z królem Janem Sobieskim.
Na przełomie XVII i XVIII wieku Zamek na Wawelu był mocno zrujnowany. Ówczesny właściciel Domu "„Pod Gruszką” Andrzej Jan Żydowski herbu "Doliwa” przystosował wnętrza swojej posesji do potrzeb mieszkalnych Królowej Marysieńki.
Słynna Sala Fontany służyła królowej za łazienkę. W rzeczywistości składa się ona z dwóch tonących w półcieniu komnat. Frontowej o dwóch oknach od ulicy Szczepańskiej i tylnej, której okno wychodzi na podworzec.
Na przełomie XVII i XVIII wieku część frontowa została wyłożona kafelkami holenderskimi, a na gotyckie sklepienie sam Baltazar Fontana (włoski artysta, autor m.in. Schodów Hiszpańskich w Rzymie) przebywający w tym czasie w Krakowie nałożył barokową dekorację stiukową. Tylna komnata wyposażona w sklepienie beczkowe została również częściowo przebudowana i udekorowana przez tego samego artystę.

Sala Fontany z doskonale zachowanymi stiukami stanowi niebywałą atrakcję nie tylko dla turystów ale również dla historyków sztuki. Jest uważana za najpiękniejszą sale w Polsce.

h ttp://85.128.235.100/pg/modules/xoopsfaq/index.php?cat_id=2#4
(bez spacji po 'h')

W tym pięknym miejscu spotkamy się dzięki wspaniałomyślności Angello
i datkom Org.owiczów ;)

www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=72234#dol


Patronat medialny:
www.szafa.prezentacje.pl




www.imprezypoetyckie.blox.pl/resource/krakow_4.jpg

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


No to czekamy /j
ja tez czekam. na przeprosiny, jak na kulturalnych ludzi przystalo. pytanie, czemu inny uzytkownik zostal zablokowany pod pozorem, ze niby to jestem ja?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Super,
przyprowadźcie też żony/narzeczone/partnerów,
wiadomo, że o publiczność najtrudniej ;).
Będą plakaty, ale i tak się trochę boję o zapełnienie 100-osobowej sali ;) /j
Opublikowano

a to dopiero...
jeśli można, to także zasiąde na trybunach, bo będę w Krakowiu
pozdro

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



F.isiu, proszę Cię zabierz mnie ze sobą... przysięgam, że w ogóle nie będę się odzywał, chyba, że o to poprosisz... zabierz, proszę, proszę... ?)
a znasz jakieś dobre miejsce do parkowania w krakówku? w centrum?

edit: aha... a skąd wiesz, że mogłoby nam być po drodze?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



F.isiu, proszę Cię zabierz mnie ze sobą... przysięgam, że w ogóle nie będę się odzywał, chyba, że o to poprosisz... zabierz, proszę, proszę... ?)
a znasz jakieś dobre miejsce do parkowania w krakówku? w centrum?

edit: aha... a skąd wiesz, że mogłoby nam być po drodze?

F.isiu, nie znam takich miejsc w centrum, ale na Błoniach niedaleko Parku Jordana, są przepiękne zadrzewione miejsca do parkowania dla wszystkich, którzy szukają drogi...
Czy jest nam po drodze? Nie wiem. Najwyżej domalujemy drogę na mapie-to nic trudnego.
Wiele dróg powstaje właśnie w ten sposób... hihihi Pozdrawiam dzielną Szachrajkę i jej niezwykłą smykałkę do przygód. :)
  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Na podziękowania przyjdzie czas, ale nie mogę
teraz nie wspomnieć o Ewie K., która zrobiła nam plakat:
www.imprezypoetyckie.blox.pl/resource/krakow_4.jpg

:))

PS Bardzo prosimy o rozpowszechnianie.
Wieczorem zostanie wprowadzona mała poprawka.

  • 3 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
    • @Somalija zmęczenie, zapomnienie... hm...
    • @KOBIETA   ludzie też są emitentami ultrasłabego światła w zakresach widzialnych.   procesy metaboliczne i chemiczne.   ci byle jacy maja latarki .     @KOBIETA   Dominiko. ty masz takie zdolności poetyckiè  ze potrafisz o sprawach wywołujących dreżenie nie tylko serca pisac z eleganckim i czarem.   jest super :))   Ty też !!!
    • @Migrena Cieszę się i dziękuję :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...