Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tęsknota za RR


Rekomendowane odpowiedzi

dziś spotkałem smutny dzień
rano odszedł przyjaciel
krew straciła swój bieg
i zamarzła wewnątrz aorty

powiał zimny ciemny wiatr
w labiryncie moich zmysłów
spływające łzy rozbijały kamienie
tęsknota jak lawa wypalała wnętrze

idę z gitarą zagrać mu bluesa
gdyż bez niego nie potrafił żyć
w imię szacunku do człowieka
śmierć wyryła piętno

skazanego na

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wielkie dzięki Marlett za odwiedzinu i czytanie, a w takt rytmu nie piszę, a jedynie gram. Jednak miły komentarz i super rada

serdecznie i ciepło

13

Sfinksie
Nie chodzi mi byś pisał do rytmu
ale wiersz powinien mieć swoją rytmikę ,a tu tego zabrakło.
Pochwalam granie :)) PozdrawiaM.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...idę z gitarą zagrać mu bluesa
gdyż bez niego nie potrafił żyć
w imię szacunku do człowieka
śmierć wyryła piętno

skazanego na

-bluesa? - tak mi się nasuwa zakończenie w myślach ;)
Po ostatniej strofie rozszyfrowałam tytuł:
Tęsknota za Rock'n'Rollem ale... może ja to tak odbieram... i mogę się mylić

W sumie pierwsza strofa nawiązuje do czegoś innego... do śmierci albo utraty przyjaciela
i być może chcesz tym wierszem (muzyką) wyrazić swoje uczucia, chylisz czoła przyjacielowi...
...tak to interpretuję

Pozdrawiam ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Sfinksie, byłam tu już kilka razy, przemyślałam i muszę stwierdzić, że warsztatowo mam te same uwagi, co Marlett, natomiast sama wymowa wiersza podoba mi się; wyobrazam sobie ten tekst śpiewany (lub recytowany) przy akompaniamencie gitary...zaduma, tęsknota, wspomnienie kogoś bliskiego (fana?) lub czegoś, co minęło albo przeminie (życie?) i fefleksja nad nieuchronym przemijaniem... każdego człowieka i wszystkiego...
Oczami wyobraźni widzę tajemniczego pana... Ciebie jak delikatnie trącasz struny... a może są to struny Twojego serca?

No i wymyśliłam jak to ja :):)

Serdecznie i ciepło :-)
Krysia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wielkie dzięki Marlett za odwiedzinu i czytanie, a w takt rytmu nie piszę, a jedynie gram. Jednak miły komentarz i super rada

serdecznie i ciepło

13

Sfinksie
Nie chodzi mi byś pisał do rytmu
ale wiersz powinien mieć swoją rytmikę ,a tu tego zabrakło.
Pochwalam granie :)) PozdrawiaM.

Marlett to nie jest Kantyczka ani sonet, tylko samo życie, a życie czasami płynie pod wiatr więc wedle rytmiki jest ona zbędna do treści wiersza, gdyż poezja nie musi mieć rytmu ani rymu zalezy to od punku , co zawiera wierszopis jednak jak mówiłem jedni piszą z rytmem inni z rymem a jeszcze inni bez, a ja szukam własnej drogi przekazu, by trafiała do ludzi

serdecznie

13
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Sfinksie, byłam tu już kilka razy, przemyślałam i muszę stwierdzić, że warsztatowo mam te same uwagi, co Marlett, natomiast sama wymowa wiersza podoba mi się; wyobrazam sobie ten tekst śpiewany (lub recytowany) przy akompaniamencie gitary...zaduma, tęsknota, wspomnienie kogoś bliskiego (fana?) lub czegoś, co minęło albo przeminie (życie?) i fefleksja nad nieuchronym przemijaniem... każdego człowieka i wszystkiego...
Oczami wyobraźni widzę tajemniczego pana... Ciebie jak delikatnie trącasz struny... a może są to struny Twojego serca?

No i wymyśliłam jak to ja :):)

Serdecznie i ciepło :-)
Krysia

Dziękuję Krysiu za czytanie uwagi warte chyba jednak tylko Temidy wagi, a jaka miara jest tym, by poezja trafiła do serca ludzi w owych czasach?
Co do grania , to może kiedyś Ci zagram w rytm i sylabizm

serdecznie i ciepło

13
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Witaj nikt mnie nie zranił i jednak jak już pisałem nie mam czasu przez ciepłe lato, gdyż życie jest krótkie , a ja lubię szaleć:):):) jednak zastanawia mnie Twoja opikuńczość, to zacna zaleta, więc to najlepszy komentarz od czasu jak jestem na tym forum. Masz ciepłe serdce, tylko nie mogę rozszyfrować Twojego nicku

serdecznie i ciepło

13 ba , a co do ran, to już nic nie moze mnie zadziwić na tym forum.:):):)::):)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Witaj nikt mnie nie zranił i jednak jak już pisałem nie mam czasu przez ciepłe lato, gdyż życie jest krótkie , a ja lubię szaleć:):):) jednak zastanawia mnie Twoja opikuńczość, to zacna zaleta, więc to najlepszy komentarz od czasu jak jestem na tym forum. Masz ciepłe serdce, tylko nie mogę rozszyfrować Twojego nicku

serdecznie i ciepło

13 ba , a co do ran, to już nic nie moze mnie zadziwić na tym forum.:):):)::):)

Miło, że mimo cennego lata odpowiedziałeś, i miło za ocenę odp. co do mojego komentarza

cammomille to coś od nie przypływającego, ale już ...:) chodzącego ulubionego kruchego czasem rumianku :)
tyle mogę zdradzić, pewnie i za dużo.

13 serdecznie i ciepło
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ładnie    Łukasz Jasiński 
    • Poprawnie    Łukasz Jasiński 
    • Za oknem szerokim jak wszechświat brodata twarz jakiegoś mędrca. Gdzieś tam, pośród liści drzew. W migocie słońca. W blasku, co kładzie się na podłogowej klepce prostokątami światła...   Niesie się w przestrzeni (niesie się poprzez przestrzeń) świergot ptaków. Twarz mędrca. Jego oczy... Wzrok opuszczony, jakby w zadumie. W tych oto obszarach. W myślach niedostępnych. W mgłach płynących nisko nad płaszczyznami zrudziałych pól.   Czy ty mnie w ogóle słuchasz?   W ekranie telewizora padający śnieg. Milczący szum mżących pikseli, który trwa. I który trwa. Zamykam oczy. Otwieram. Mrugam sennie. Mrużę. Zaciskam szczypiące powieki… Jakaś kobieta z długimi rzęsami stoi tam, na brzegu delty. Stoi w słomkowym kapeluszu z długą, powiewającą wstążką. Błękitną… Trzyma w dłoni skręconą muszlę, przykłada do ucha. Uszła z niej dawno wrąca kipiel spienionych fal. Morza uderzającego o skały. To jak drżący w słońcu miraż, co się materializuje tylko na chwilę. I kroczy swobodnie po ścieżkach szumiącej ciszy. W oddechach. W łopotach żaglowych płócien, jakże odległych. I nieuchwytnych… Skąd ta nagła zmiana obrazu? To jak oglądanie starych fotografii, które wysypują się z szafki jedna po drugiej, albo spadają na podłogę ze stołu po nagłym przesunięciu dłonią. W tej oto chwili słabości i lęku. W napadzie straszliwego zniekształcenia twarzy, która odbija się w ściance szklanej butelki. Na niej etykieta: Piękny mężczyzna w kapitańskiej czapce. Stojący tyłem i zerkający zalotnie z boku. A więc przesypują się w dłoniach drżących od mroku bezkresnej nocy. Te fotografie. Te pozostałości nieistniejącego od dawna czasu. Od zimna. Od chłodu samotności. Mimo powietrza pełnego słonecznych migotów i szeptów, które trwają jednocześnie w jakiejś niezbadanej korelacji zdarzeń. Które istnieją w sobie, a jednak odrębnie.   Wiesz, ja tutaj byłem. Ja. Albo nie-ja. Jestem. Nie ma mnie. Albo znowu nie ma… Wodzę palcem po czarno-białej powierzchni, po spękanej emulsji, która jakimś cudem wymiguje się nadal żarłocznej nicości. Rozpędzonej entropii wszechświata… Zdmuchuję kurz i pajęczyny, kiedy podchodzę do przedmiotów zastygłych w odlewie. W żółtawym świetle, co pada pod kątem z kinkietu -- twarze, popiersia… Wyrzeźbione dłonie w różnych gestykulacjach i wariantach uchwyceń. Nieskończone dzieła mistrza o niezrównanym kunszcie. Porozrzucane wokół dłuta. Resztki gruzu, okruchy. Biały pył modelarskiego gipsu... Na podłodze stosy gazet. Na lastrykowych parapetach. Na półkach regałów. Na krzesłach… Na nich, pomiędzy świecami, pomiędzy wypalonymi kikutami stopionej stearyny -- blaszane puszki. W zakrzepłej na kamień chemicznej treści lakierów powykrzywiany las wystających rękojeści zatopionych na zawsze pędzli, wałków, mieszadeł… I wszystko w pajęczynach. W falującej woalce pajęczyn. W zwietrzałej woni…   Tutaj już od dawna nikogo nie ma. I tak naprawdę nikogo nie było. Wtedy. I teraz. I nigdy… Siedzę na podłodze pośród stert niczego. I oglądam. Podziwiam wszystko pod różnymi kątami, ćwicząc przy tym zamykanie i otwieranie swędzących powiek. Pełzam w szumiącej, piskliwej ciszy. W gorączce. Kiedy nachylam się, prostuję. Kiedy przywieram swoje spierzchnięte wargi do warg gipsowej rzeźby... -- w jej oczach dostrzegam jedynie obojętne bielmo martwego kamienia.   Jesteś tu jeszcze?   Mówię coś niewyraźnie, szepczę… Otaczają mnie jakieś niezrozumiałe słowa. Wyrwane z kontekstu frazy. Coś o miłości i euklidesowej geometrii. Figury geometryczne na ścianach, podłodze… -- na wszystkim…   Nade mną spirale galaktyk niewzruszonego wszechświata…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-01-15)    
    • to liściki do żywych punkty świetlne potłuczone szkło wyrzucone ryby niedopałki odciśnięte usta są jak otwarte złamania i skrzepy oderwane od krawędzi dlatego mogę napisać: mój pies biega w strugach deszczu a ja rozglądam się za forsą sprzedam całkiem tanio trochę wierszy w dowolnym stylu niektóre nawet rymowane                      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...