Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

dworcowe historie


Rekomendowane odpowiedzi

Kawałek nieba jest w każdym uśmiechu, w każdym życzliwym słowie ,
przyjaznym geście i w pomocnym czynie.



Autobus planowo zajechał na dworzec w Bydgoszczy.
- Pół godziny przerwy- zakomunikowała zmiennik kierowcy, kobieta, hmm niczego sobie.
- Od kiedy?- pisnęła starsza pani.
- Od zaraz , proszę odliczać czas- zaśmiała się pani ‘kierowczyni’ i wyszła na papierosa.
- Czy musi palić, żeby dorównać mężczyznom?- pomyślałam – ciekawe czy też klnie.
Przez kilka minut siedziałam patrząc bezmyślnie w okno. Po drugiej stronie w zajezdni stały autobusy w równym rzędzie, jak do odprawy.
- Chyba odpoczywają- pomyślałam z głupia frant.
Parking ogrodzony siatką bronił dostępu niepowołanym.Za siatką była jakś rzeka. - Chyba Brda - powiedziała allena. - Albo kanał doprowadzający do niej. Do przystani dobijała barka.I dziwne, nawet nie byłam ciekawa jej przeznaczenia. Ogarnął mnie jakiś marazm. I nie wiem dlaczego przypomniały mi się słowa Kamila Baczyńskiego: „ prześpię czas wielkiej rzeźby z głową ciężką na karabinie”. Ni w pięć ni w dziewięć . Czas wielkiej rzeźby kształtuje się codziennie. Ja jestem tylko trzonkiem w rękach budowniczych, ‘ciosaczy,’ nic nie znaczę…Ale spać mogę z czystym sumieniem. Eeee tam, co mi się plącze po głowie. Przemogłam niechęć i wyszłam z autobusu. Szybkim krokiem na sztywnych nogach przeszłam na drugą stronę jezdni, oczywiście przy czerwonym świetle. Pędziłam jakbym uciec chciała przed własnymi myślami. Przystanęłam przy jakiejś chińskiej restauracji. Zapach podrażnił nozdrza i żołądek. Teraz dopiero poczułam, że jestem głodna. Koń z kopytami to mało! Zrozumiałam dlaczego czułam takie rozleniwienie. Brak insuliny. Śpiączka cukrzycowa. A przecież mam cukier w normie. Zresztą kto wie? Zawróciłam. - Zjem loda- pomyślałam. Wstąpiłam do sklepiku. Łakomym okiem spojrzałam… na błyskotki … I kupiłam …naszyjnik. – A co tam, będę miała pamiątkę z Bydgoszczy.
Siadłam na ławeczce i oglądam szkiełka łączone z metalem. Założyłam na szyję – Ładnie się prezentował na czarnej bluzce. Bogato.

- Bardzo panią przepraszam-
usłyszałam za plecami miły głos
- Czy mogę zadać pani jedno pytanie?
Skotłowały się myśli i nie powiem wam o czym myślałam.
- Ma pani coś do zjedzenia?
Odwróciłam głowę. Przy ławce stał mężczyzna w nieokreślonym wieku, w białej nawet czystej koszuli, takiego samego koloru włosy i zarost świadczyły, że przekroczył sześćdziesiątkę. W ręku trzymał torbę podróżną wypchaną papierzyskami.
Jakiś żebrak, menel - pomyślałam z niechecią.
Powtórzył pytanie.
- Czy ma pani coś do jedzenia?
- Nie mam – odpowiedziałam szorstko.
- Bardzo panią przepraszam- Oddalił się taki biały, mały i przygarbiony. - Jakby dźwigał krzyż - przemknęło mi.
- Kurna, taki uprzejmy i nie wyglądał na menela. Może rzeczywiście był głodny?

piesdomni
pokaż mi takie miejsce, gdzie sen nie jest snem,
a życie jest jak sen

w małych miasteczkach nie ma mostów
odpowiednich dla psa z kulawą nogą
z wyboru lub pierwszego kontaktu
do ostatniego balastu

z prawdą której nigdy nie stać
na słowa mówione w oczy prosto z mostu
tutaj nigdy nie było

w małych miasteczkach nie ma mostów
które dzielą żałosnych
i łączą półżywych w supermarketach
kupiono- sprzedano do ostatniego wina
zawsze leży po stronie
najmniej sobie winnych
pod mostem
tylko szkło nie ulega rozkładowi



Nie zaprzątałam sobie więcej głowy, wyjęłam szminkę i pomalowałam usta.Co chciałm osiągnąć? Zmusić je do milczenia? Czy oszukać głód?
Popatrzyłam na rzekę, na barkę cumującą, na baby żywo dyskutujące o niczym i weszłam do autobusu. Kanapka, którą ugryzłam, ugrzęzła mi jak jabłko Królewny Śnieżki .”Kubuś” smakował jak wiadro piołunu. Ogarnął mnie palący wstyd. Rozlewał się od żołądka po czubek głowy, kropelki potu wystąpiły na czoło, poczułam je pod nosem. Wybiegłam z autobusu. Mężczyzna stał przy kiosku z żywnością. Sięgał do kieszeni. Zajrzałam mu przez ramię, w garści trzymał kilka żółciaków, rysy twarzy zaostrzyły się, usta wygięły w podkówkę. Dorzuciłam kilka monet.Zaskoczony złapał mnie za rękę chcąc pocałować. Wyrwałam się i uciekłam, słowa podziękowania i moje wyrzuty, biegły za mną aż do autobusu. Trzymały się myśli nawet wtedy, gdy minęliśmy Toruń. Czułam się parszywie. Zasnęłam. Śniłam o Cyganach, jakbym to ja była winna, tylko czemu? Biedzie? Chęci żebrania? Braku perspektyw? Słowo żebrak nie przeszło mi przez usta.

SÓJKA

Stał wróblami podszyty, cały w bieli
w nieśmiałym przygarbieniu nie liczył
ani lat, ani plam na twarzy .
Szary, jak kolor ulicy prawie
przyklejony do przystanku ,
który nie mógł być jego
gruntem pod nogami.

Nie zauważali jedni, inni
wciskali w uszy własną tolerancję
niedoczytanych sumień.

Pewnego dnia ktoś podarował mu torbę podróżną.

W powrocie zobaczyłam cień
wciśnięty w ławkę bez widoku
na jutro.

On nie opuści swojego miejsca.
Braku perpektyw.



Warszawa przywitała mnie pogodnym niebem. Nareszcie przestało padać. Czekając na autobus prostowałam nogi po dziewięciogodzinnej podróży. Nadjechał mój docelowy 127. Było już ciemno, gdy dotarłam na miejsce. Marysia wyszła naprzeciw.
Stół zastawiony, a ja nie czułam głodu.


Kawałek raju jest w każdym sercu, które stanowi zbawienny port
dla nieszczęśliwego, w każdym domu z chlebem, winem i serdecznym ciepłem.
Bóg włożył swoją miłość w nasze ręce
jak klucz do raju.
- Helena Kulczycka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ładne opowiadanie. Skromne. Bez pretensji na moralizowanie. Kilka propozycji technicznych:
"nawet nie byłam zainteresowana jej przeznaczenia." - chyba "ciekawa" brzmiałoby lepiej
"Siadłam na ławeczce i oglądam szkiełka łączone z metalem. – Ładny." - napisałabym "i zaczęłam oglądać"
"- Ma pani coś do zjedzenia?- kontynuował głos. " - zostawiłabym samo pytanie
"- Bardzo panią przepraszam- wycofywał się." - chyba lepiej "wycofał się"
"kropelki potu wystąpiły na czole i pod nosem." - napisałabym "na czole i pod nosem poczułam kropelki potu"
"Zajrzałam przez ramię, w garści trzymał kilka żółciaków, rysy twarzy zaostrzyły mu się, usta wygięły w podkówkę. Wrzuciłam mu w garść kilka monet." - może jedną "garść" zastąpić "dłonią"?
Ponadto całość przepuściłabym przez Worda - łatwiej wyłapać drobne usterki interpunkcyjne.
Pozdrawiam - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


oooo dzięki alleno, ale gafa i sie ciesze że mię tu znalazłaś :)))))
Pani Stanisławo, bardzo mi się podoba proza w Pani wykonaniu.Z przyjemnością czytam, bo mimo wszystko odnajduję tu tzw. "pazur".W Pani prozie jest coś, co przyciąga, a braki interpunkcyjne są do nadrobienia:) a.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kochani, zmieniłam trochę, dodałam conieco, żeby nie mięszać jak w wierszach, wklejam osobno:)

z cyklu- prawdziwe opowieści

Historia na dworcu

Kawałek nieba jest w każdym uśmiechu, w każdym życzliwym słowie i przyjaznym geście,
w każdym pomocnym czynie.



Autobus planowo zajechał na dworzec w Bydgoszczy.
- Pół godziny przerwy- zakomunikowała zmiennik kierowcy, kobieta, hmm niczego sobie.
- Od kiedy?- pisnęła starsza pani.
- Od zaraz , proszę odliczać czas- zaśmiała się pani ‘kierowczyni’ i wyszła na papierosa.
- Czy musi palić, żeby dorównać mężczyznom?- pomyślałam – ciekawe czy też klnie.
Przez kilka minut siedziałam patrząc bezmyślnie w okno. Po drugiej stronie w zajezdni stały autobusy w równym rzędzie, jak do odprawy.
- Chyba odpoczywają- pomyślałam z głupia frant.
Parking ogrodzony siatką bronił dostępu niepowołanym.Za siatką była jakaśtam rzeka.
- To Brda - powiedziała allena.
- Albo kanał doprowadzający do niej - rzekłam byle co, aby coś na przekór tej pewniaczce. Do przystani dobijała barka. I dziwne, nawet nie byłam ciekawa jej przeznaczenia. A wszystko przez tę 'kierowiec' Przygniatało mózg pytanie: - Dlaczego chce dorównać mężczyznom, kobieta powinna zostać kobieca. A ona taka babochłop. Ogarnął mnie jakiś marazm. I nie wiem dlaczego przypomniały mi się słowa Kamila Baczyńskiego: „ prześpię czas wielkiej rzeźby z głową ciężką na karabinie”. Ni w pięć ni w dziewięć. Czas wielkiej rzeźby kształtuje się codziennie. tworzymy historię.Ja jestem tylko trzonkiem w rękach budowniczych, (jak pomyślę o tych tam szlag mnie trafia)


w głowie gromadzą się jakieś fanaberie
kosztem zdrowego odżywiania
i nie ma z kim o tym pogadać

i wtedy kiedy tak patrzę przez okno na rzekę,
na kłótliwe wróble, które na przemian z gołębiami
wydzierają sobie kawałek chleba
a łabędzie coraz bardziej napuszone
wypływają na głębię

coś we mnie pęka
coś iskrzy
i coś sieję pod wiatr


Dla nich nic nie znaczę. Podatki moje się liczą. Ale spać mogę z czystym sumieniem. Eeee tam, co mi się plącze po głowie. Przemogłam niechęć i wyszłam z autobusu. Szybkim krokiem na sztywnych nogach przeszłam na drugą stronę jezdni, oczywiście przy czerwonym świetle. Pędziłam jakbym uciec chciała przed własnymi myślami.

gdy słowo nas mija w przeciągu
minuty. zatrzymać należy pociąg
do złudzeń

ostatnio jakoś się czuję dziwnie
dni rosną świercznie i mylnie
interpretuję nos na szybie
zaparowane szerokie pole
do Popisu wronom

drzwi na oścież
i wszystko jak dawniej
ugory uprawione unijnym łajnem
wydadzą plon potężny

ponadto jeszcze osy
obsiadły drobne grona
im też coś się należy

jak nam żądło


Przystanęłam przy jakiejś chińskiej restauracji. Zapach podrażnił nozdrza i żołądek. Teraz dopiero poczułam jaka jestem głodna. Koń z kopytami to mało! Zrozumiałam dlaczego czułam rozleniwienie. Brak insuliny. Śpiączka cukrzycowa. A przecież mam cukier w normie. Zresztą kto wie? Zawróciłam. - Zjem loda- pomyślałam. Żarełko w barach niezdrowe...dla kieszeni. Wstąpiłam do sklepiku. Łakomym okiem spojrzałam… na błyskotki … I kupiłam …naszyjnik. – A co tam, będę miała pamiątkę z Bydgoszczy. Usprawiedliwiałam niepotrzebny wydatek.
Siadłam na ławeczce i oglądam szkiełka łączone z metalem. Założyłam na szyję – Ładnie się prezentował na czarnej bluzce. Bogato. ykhmmm. W pojęciu emeryta nie wolno myśleć tak samo a nawet podobnie –
zabronione noszenie identycznych
kłopotów
wciąż przybywa

szkiełek kamieni coraz więcej
na plaży w gąskach
uzurpatorów piachu i nagości
gdy słońce pęka w szwach
stara szafa nie ma czym się okryć

nawet dziury na lekarstwo
nie stać emerytów też
widuję nagich do korzeni

potykamy się o pokręcone
poglądy wszyscy mają jakieś tam
niektórzy inny rozmiar
- zależnie od stopy życiowej

moja mała na płaskim obcasie
a uwiera 'małpa 'jak drzwi do lasu
wyważyłam kamuflażem
nieistotnych dywagacji

to jeszcze nie najgorsze
a wszystko przede mną
nie ma tego co wyścielone
i wyszło szydłem dobrych intencji

zapiekło


I znowu te pokręcone, głupie myśli :- Może coś się zmieni na lepsze, może dadzą godnie pożyć. Eeee nie. Oni tam na górze mają nas w głębokim poważaniu…- sama sobie zaprzeczałam. A feniks i tak nie powstanie z popiołów - zapachniałao pesymizmem. Dziwicie się? Tyle godzin w podróży? Do Londynu szybciej bym doleciała.

Wierzby potrafią szybko odrastać. Siedmiogłowe.
Pożerają wschody. Rodzą koty. Teraz.
Podnoszą ciśnienie wczorajszej krwi.

Zamknęłam parę słów nic nie znaczących
na dobranoc Koziołek- Matołek i sen jawą.

Zmieniam zegary szukając wskazówek na dobry czas
wlecze się za mną. Przede mną rozgałęzienia sękate
Średniowiecze pokoleń trwa.

Powiedz że jest inaczej.


- Bardzo panią przepraszam- usłyszałam za plecami miły głos - Czy mogę zadać pani jedno pytanie?
Skotłowały się myśli i nie powiem wam o czym myślałam.
- Ma pani coś do zjedzenia?
Odwróciłam głowę. Przy ławce stał mężczyzna w nieokreślonym wieku, w białej nawet czystej koszuli, siwe włosy i zarost świadczyły, że przekroczył sześćdziesiątkę. W ręku trzymał torbę podróżną wypchaną papierzyskami.
Jakiś żebrak, menel - spojrzałam z niechęcią. I aż mnie ścisnęło ze złości, mnoży się toto jak żaby po deszczu, nie przejdziesz ulicą, żeby jakiś nie zaczepił i nic tylko: - paniii daj dwa złote, daj na bułkę, a mnie kto da? Tyle lat pracy, studia, kursy dokształcające i co, bieda z nędzą. ( Jeść nie dadzą a srać pędzą- dodałaby moja mama) Zrównano mnie do poziomu. Nawet wyszumieć się nie mogę.
Powtórzył : - Czy ma pani coś do jedzenia?
- Nie mam – odpowiedziałam szorstko, wręcz niegrzecznie.
- Bardzo, naprawdę bardzo panią przepraszam-
Oddalił się taki biały, mały i przygarbiony.
- Jakby dźwigał krzyż - przemknęło mi.

Kurna, taki uprzejmy i nie wyglądał na menela. Może rzeczywiście był głodny?

pokaż mi takie miejsce, gdzie sen nie jest snem,
a życie jest jak sen

w małych miasteczkach nie ma mostów
odpowiednich dla psa z kulawą nogą
z wyboru czy z pierwszego kontaktu
do ostatniego balastu

z prawdą której nigdy nie stać
na słowa mówione prosto z mostu
tutaj nigdy nie było

w małych miasteczkach nie ma mostów
które nie dzielą żałosnych
i łączą półżywych w supermarketach
kupiono- sprzedano do ostatniego wina
zawsze leży po stronie
najmniej sobie winnych

pod mostem
tylko szkło nie ulega rozkładowi


Nie zaprzątałam sobie więcej głowy, wyjęłam szminkę super błysk i pomalowałam usta. Co chciałam uzyskać? Zmusić je do milczenia? Czy oszukać głód?
Popatrzyłam na rzekę, na barkę cumującą, na baby żywo rozprawiające o niczym i weszłam do autobusu. Kanapka, którą ugryzłam, ugrzęzła mi jak jabłko Królewny Śnieżki .”Kubuś” smakował jak wiadro piołunu. Poczułam palący wstyd. Rozlewał się od żołądka po czubek głowy, kropelki potu wystąpiły na czoło nawet pod nosem zrobiło się jakoś mokro. Wybiegłam. Mężczyzna stał przy kiosku z żywnością. Sięgał do kieszeni. Zajrzałam mu przez ramię, w garści trzymał kilka żółciaków, rysy twarzy zaostrzyły się, usta wygięły w podkówkę. Dorzuciłam kilka monet. Zaskoczony złapał mnie za rękę chcąc pocałować. Wyrwałam się i uciekłam, słowa podziękowania i moje wyrzuty, biegły za mną aż do autobusu. Trzymały się durnej głowy nawet wtedy, gdy minęliśmy Toruń. Czułam się parszywie. Zlizałam błyszczyk. Zasnęłam. Śniłam o Cyganach. ( z głodu) Niby dlaczego czułam się odpowiedzialna za tegotam - białego- słowo żebrak nie przeszło...

Stał wróblami podszyty, cały w bieli
w nieśmiałym przygarbieniu nie liczył
ani lat, ani plam na twarzy .
Szary, jak kolor ulicy prawie
przyklejony do przystanku ,
który nie mógł być jego
gruntem pod nogami.

Nie zauważali jedni, inni
wciskali w uszy własną tolerancję
niedoczytanych sumień.

Pewnego dnia ktoś podarował
mu torbę podróżną.

W powrocie zobaczyłam cień
wciśnięty w ławkę bez widoku
na jutro.
On, nigdy nie opuści swojego miejsca


Warszawa przywitała mnie pogodnym niebem. Nareszcie przestało padać. Czekając na autobus prostowałam nogi po dziewięciogodzinnej podróży. Nadjechał mój docelowy 127. Było już ciemno, gdy dotarłam na miejsce . Pachniały lipy zupełnie jak na wsi. Marysia wyszła naprzeciw.I o mało nie zginęła w moim uścisku.
Stół zastawiony jadłem rozmaitym, a ja nie czułam głodu.

*
Kawałek raju jest w każdym sercu, które stanowi zbawienny port dla nieszczęśliwego, w każdym domu z chlebem, winem i serdecznym ciepłem.
Bóg włożył swoją miłość w nasze ręce
jak klucz do raju.- powiedziała Helenka Kulczycka.
- Od nas tylko zależy, co z tym kluczem zrobimy.

Najchętniej wyrzuciłabym do morza jak i to gryzące sumienie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stasiu, gdzie Ty się podziewasz i dlaczego mnie unikasz?
Poruszyłaś ważny problem, chociaż pozornie bagatelizowany. Wszyscy chcieliby, żeby świat coś dla nich zrobił a co oni zrobili dla świata?

Pierogarnia na Starówce
---------------------------
W pierogarni na Starówce
patrzą oczy w usta tłuste
szare twarze w krzywych ramkach
syte brzuchy - serca puste

i spod powiek puste oczy
rybim błyskiem podkrążone
krążą szałem niepewności
samotnością wypasione

a za rogiem głodny skrzypek
rzewne nuty pieści okiem
z pierogarni walą tłumy
ślepną przyspieszając krokiem.

Wars wita was!
I ja, tradycyjnym cmokaskiem cieszę się Twej szminki blaskiem.
Pazdrawlaju Tiebia tawariszczko Stasju...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Johnie Obojga Imion :0
znudziły mnie wiersze, dziwię się, że i tak długo wytrzymałam, malowanie znudziło mnie po 3 latch, wiersze nieco dłużej, proza... no cóż zobaczymy, teraz nie mam czasu na nic, sezon ogórkowy, goście, wakacje, uspokoi się trochę i powrócę... i nie wiem może do miszmasz:P to mi najlepiej pasuje:)
buziaki pa miłego dnia
:))))))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Witaj, Stasiu!
Bardzo fajne opowiadanie. Ciekawie napisane. Ale... mam uwagi, oczywiście, jak to ja. :-)
Chodzi o ten fragment:

- Bardzo panią przepraszam- usłyszałam za plecami miły głos - Czy mogę zadać pani jedno pytanie? Skotłowały się myśli i nie powiem wam o czym myślałam.
- Ma pani coś do zjedzenia?
Odwróciłam głowę. Przy ławce stał mężczyzna w nieokreślonym wieku, w białej nawet czystej koszuli, białe włosy i biały zarost świadczyły, że przekroczył sześćdziesiątkę. W ręku trzymał torbę podróżną wypchaną papierzyskami.
- Jakiś żebrak, menel - spojrzałam z niechecią.


1. W pierwszym akapicie tekst narratora zlewa się ze słowami bohatera, bo nie ma akapitu oddzielającego narratora, który "mówi" w tej samej linijce co bohater; powinno być tak:
"- Czy mogę zadać pani jedno pytanie?
Skotłowały się myśli i nie powiem wam o czym myślałam."
2. Powtórzenia: "mężczyzna w nieokreślonym wieku, w białej nawet czystej koszuli, białe włosy i biały zarost"
3. Ostatni wers wygląda, jakbyś mówiła wyzwiska na głos, bo jest to zapisane między myślnikami, jak w dialogu; powinno być bez pierwszego myślnika:
"Jakiś żebrak, menel - spojrzałam z niechecią."
Chyba, że faktycznie tak mówisz w opowiadaniu do faceta, ale to niepodobne do Ciebie. :-)

Wszystko inne mi sie podoba, poza interpunkcją. :-)

Buziaki serdeczne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...