Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Przyjaźń moja i twoja
Z dnia wczorajszego i porannej rosy chyba
My przecież nie chcieliśmy
A nagle tyle słów powito
I tyle znów było do powiedzenia
A za uszami zostało
Czego nie dało się usłyszeć
Było i nie było zarazem
A my przecież nie chcieliśmy
Słowa i cisza plotły nam wianki
Na głowy nieświadome
Z tego co było
A my przecież nie chcieliśmy
I słońce się roześmiało
I aż podskoczyliśmy
Coś się znowu stało
A my przecież nie chcieliśmy

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Myślałam, że idea portali poetyckich łączy się z konstruktywną krytyką, która ma na celu pomóc ludziom, którzy chcą pisać dowiedzieć się , co jest w ich utworach nie tak. Bo jeśli ktoś jest sfrustrowany negatywnymi ocenami jego własnej twórczości i próbuje się wyładować, to to nie jest fajne.
Nie wiem też, czy poezja ma za zadanie zawsze porywać - to nie narkotyk czy alkohol. Ja ją rozumiem bardziej w kategoriach emocji, raz wyrażonych spójnie, raz nie. Najwięksi artyści mieli w swoich życiorysach okresy wzlotów i upadków. Najważniejsze, żeby nie robić z tego typu portali "pudelków" lub też innych mało wartościowych rzeczy.
To tyle moich żali :)
Czekam na krytykę bardziej konstruktywną - pozdrawiam gorąco,
W.
Opublikowano

I masz zupelną rację...nie wystarczy stwierdzić,ze czegos nie ma bo tego nie rozumiemy..
a poezja..oddaje nasze emocje...i często nie mozna za nimi trafic.
co to znaczy ...porwalo mnie...?
jesli akurat zdarzy sie podobny stan ducha...mozemy liczyc na zrozumienie...w przeciwnym razie...na usmiechy politowania...
A z tymi usmiechami jest tak,ze z najwiekszych mozna sie pośmiać...jesli tylko nam humor dopisuje...!
Poza tym...jesteśmy tylko amatorami...i nie mozna od nas wymagac biegłosci w sztuce kadzenia chwili...ani roztropnej uległości !!
To komentarz a,propos...bez zadnych uszczypliwosci ...!

Opublikowano

Znaczy tyle co nie urzekło. Tzn że czegoś mi w tym brak.Mogę oczywiście rozwinąc nieco moją myśl. Poprostu zabrakło mi jakiegoś specyficznego tchnienia w tym utworze. Ja rónież jestem początkująca i nie mam zamiaru nikogo dołować, ale poprostu w moim odczuciu ( nie wiem czy ważnym dla kogoś) zabrakło mi czegoś. Oczywiście całość jest dość dobra, ale uważam że to forum jest po to byśmy stali się doskonali nie tylko przeciętni. Dlatego (idąc swoim tokiem rozumowania) uważam, że jeżeli napisze "Nie porwało mnie" zmusi to autora do dalszego przemyślenia co może prowdzic do udoskonalenia go. Mam nadzieje, że nikogo nie uraziłam bo nie miałam takiego zamiaru.
Pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...