Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Powolnie ,z dumą wyciągając długie nogi ,z włosem w nieładzie ,szedł ulicą. Ulica porą wieczorną ,oświetlnona mnóstwem latarni ,świateł z okien ,sklepowych neonów ,w których rzeczywistość zwykła przybierać zupełnie inny wymiar. Przyziemność osuwała się poddańczo w ramiona pozaziemskiej trascendencji.
-Bardzo przyjemnie-pomyślał.
Gdyby mógł ,wychodziłby tylko po zmierzchu ,niestety rygor narzucany przez świat ,społeczeństwo, ekonomię organizmu i nie tylko, czyniły jego życzenie cokolwiek niemożliwym ,a im bardziej odległe od realizacji mu się wydawało ,tym bardziej łaknął jego zadośćuczynienia. Ot ,zwyczajny syndrom natarczywego pragnienia posiadania tego ,co poza zasięgiem. Kurewsko nęci, wabi ,oko puszcza do takiego delikwenta ,a delikwent może tylko zrozpaczony mniej lub bardziej ,z uszczerbkiem na psychice bądź nie ,oblizywać spragnione usta.Też przyjemnie. Doskonale wiedział ,że prowadzenie całkowicie nocnego trybu życia ,wyzwoliłoby odwrotne żądze. Tęsknota za zgiełkiem,dziennymi potyczkami ,widokiem obmierzłych twarzy-stałaby się koniec końców nie do zniesienia. Może gdyby już od zarania dziejów ,nie został brutalnie wciągnięty w korowód socjologicznego przystosowania do życia ,urodziłby się w środku buszu ,na bezludnej wyspie ,ale nie..jak na złość ,na przekór własnym skłonnościom i chęciom ,musiano go powić w środku wielkiej ,tętniącej nieznośnie aglomeracji. O ironio! Potrafił jednak doskonale walczyć o przetrwanie w miejskiej dżungli. Nieustannie ,z maniackim upodobaniem tworzył wśród betonu ,samochodów ,suszarek, ludzi koślawych ,autonomiczne i w dużej mierze samowystarczalne wysepki ,omijające z nadzwyczajną zręczonścią to ,co mu było wstrętnym i niemiłym. Rudolf-Boże-co za imię? Często zastanawiał się nad motywacjami ,którymi kierowali się jego rodzice nadając mu takie ,a nie inne imię .Dochodził po linii prostej ,do jedynego bodajże słusznego wniosku ,zrobili to porywie złośliwej chuci uczynienia mu krzywdy już na samym starcie. Rudolfowskie piętno kładło się cieniem na całe dzieciństwo i każdorazowo sprowadzało się do obmierzłych konotacji z reniferem św.Mikołaja z czerwonym nochalem. Rudolf ,Rudolf. Wielokrotnie czynił wysiłki mające na celu oswojenie się ze swoją”nazwą”,próbował bezskutecznie zaprzyjaźnić się z nim ,żeby w efekcie końcowym zlać się z nim w jedność. Jakkolwiek się starał ,za każdym razem kiedy spoglądał w lustro ,jak na złość nie mógł żadną miarą nazwać się”Rudolfem”. Brak tożsamości z imieniem ,zanik nici łączącej ,nastręczał w życiu codziennym niejakich problemów. Bywało ,że najzwyczajniej w świecie ,nie reagował na ludzkie zawołania. W obliczu niustępliwej skłonności do bagatelizowania ,ignorowania własnego imienia musiał przedsięwziąć drastyczne środki w postaci nieustannego pilnowania się ,wyczulenia i wzmożonego wychwytywania „Rudolfa”spośród innych Kasiek ,Wojtków i Karolów. Nadal jednak legitymowanie się „Rudolfem” było mu wstrętnym. Wielokrotnie przemykała mu przez myśl zmiana imienia. Łączyło się to jednak bezpośrednio z fatalną biurokracją ,którą darzył jeszcze większą niechęcią i z którą kontakty ograniczał do niezbędnego minimum.
-Rudolf!Rudolf!Ruuudolf!Poczekaj,cholera!-z niejakim impetem ,pozbawionym jakichkolwiek znamion delikatności ,zakrawającym na brutalność ,usłyszał za sobą donośne wołanie ,przypominające w swym wyrazie bardziej ryk jakiegoś zwierza niż głos ludzki. Nie musiał się odwracać żeby doepłnić pełnej charakterystyki posiadaczki niemiłego dla ucha głosu. Mariola ,to była Mariola. Kobieta ,której fizys całkowicie nie współgrało z nieznośną barwą głosu. Rudolf przykładał wielką wagę do tonacji ,tembru ,w konsekwencji wszystkich artykulacyjnych naleciałości. Stanowiły dla niego swego rodzaju wyznacznik ,akceptację lub całkowite i bezwględne odrzucenie danej jednostki. Za każdym razem kiedy przychodziło mu obcować z Mariolą miał niepohamowaną chęć wyłączenia fonii ,gdyby pozostawiać samą wizję,Mariola stanowiłaby niezwykle interesujący obiekt obserwacji. Niestety ,matka natura ,powszechnie znana złośnica o specyficznym poczuciu humoru przyprawiającym o dreszcze ,mdłości i inne wątpliwe przyjemności ,postanowiła zrobić z Marioli jedną z wielu komicznych ,pokracznych kreatur ,poświadczającym niepodważalnie sarkastyczne usposobienie pociągających za sznurki.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Naram-sin Witaj, nie wiem dlaczego moje odpowiedzi się łączą.  Bardzo dziękuję za opinię, bardzo lubię takie merytoryczne komentarze.  Bardzo ciekawy masz nick, starożytność jest moim "konikiem". :)
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Dla przeciętnego człowieka takiego jak ja z pewnością tak właśnie jest.     Trafne skojarzenie. Faktycznie można się roztopić, a swoją drogą bardzo ładna piosenka z czasów mojej młodości i aktualna do dziś.     Wygląda na to że nie wiedzą podobnie jak duża część młodego pokolenia wychowana na ich produkcji.   Dziękuję za ciekawy komentarz.
    • Lato warczy pod żebrami, jak ryk dzikiego psa. Ziemia poci się ogniem — a ja: boso, pijany ciepłem, żrę jeżyny z kolcami, jak leci, krwawiąc usta. Czas się nie liczy. Czas wyległ na trawę i śpi, słońce pieści mu powieki jak letnia mgła. Noc ma język. Liże mnie po karku, zimna i słodka jak sen. Cicho! — pachnę kurzem, życiem, spaloną skórą dnia, i niebieskimi dżinsami, co pachną wolnością jak świeży wiatr tuż przed burzą. Kocham to. Nie po ludzku. Po zwierzęcemu, na golasa, z pełnią w sercu i światem na ramionach.
    • @piąteprzezdziesiąte Wiersz dotyka spraw, jak można domniemywać, bolesnych  a tytuł go ośmiesza, jakbyś sama podchodziła niepoważnie i bez należytej delikatności do tego, co piszesz.
    • Świat celebrytów, ujęty krótko w określeniu piękne gwiazdeczki, jest rzeczywiście kosmosem, tak jak to rozumiemy, używając w potocznej mowie wyrażenia - to jakiś kosmos!  Być może jest tak, jak w piosence Frąckowiak -  Chroń swój chłód- dobrze wiesz,/Że miłość znaczy śmierć (sł. Kofta/Kondratowicz). Ciepło, bliskość, czułość w tym świecie to tylko towar na sprzedaż, tak samo dobry, jak każdy inny. Gdy patrzę na te 'zrobione' gwiazdeczki, mogące spełniać bez ograniczeń rozmaite zachcianki, śpiewające np. o powierzchownej, plastikowej miłości, albo kreujące prywatność pod kątem sprzedawalności w social mediach, nie mam pewności, czy one w ogóle wiedzą, czym jest ta intymność oparta na głębokim uczuciu, o której mówi wiersz, i czy mogą za tym tęsknić.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...