Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Pranie jak pranie, wisi sobie na sznurku i nic mu nie przeszkadza. Wiszą skarpetki dziurawe i te cerowane. Wiszą pojedynczo i do pary. Te do pary są zagranicznej produkcji i przed użyciem, a po wypraniu należy przez 3 minuty trzymać je nad gotująca się wodą, wówczas skarpetki są sparowane (tak jak bokserzy). Wiedzą też, że noga nie może mieć za ciepło i same-bo to takie pół inteligentne skarpetki-dbają by nogi się nie odparzyły. Odparzona noga to nic przyjemnego.
Weźmy na ten przykład ychT. Ma cztery nogi, co razem daje sześć par nóg. Na wszelki wypadek policzmy razem: para przednich, para tylnich, para prawych, para lewych i dwie pary na skos, czyli się nie pomyliłem. Gdyby tak zamiast tylniej-lewej ychT miał drugą nogę przednią-prawą. Z sześciu par robi nam się maksymalnie jedna-para przednia prawa, reszta to trójki albo jedynki. Tak, więc nogi odparzone (czyt. nie od pary) mogą komplikować życie, a przynajmniej te jego aspekty związane z poruszaniem się.
Na sznurku mogą też wisieć koszule. Są przypięte klamerkami i odwrócone do dołu kołnierzykiem. Delikatnie poruszają się swobodnie opuszczone rękawy. Taka koszula może mieć różne barwy. Czasami po praniu nawet nie rozpoznajemy, że dana koszula należy do nas, a jest to efekt nieuwagi. Gdyby Ktoś czytał uwagi na metce przed jej rozsmarowanie na chlebie i/lub przed odcięciem, „bo mnie drapie". Gdyby Ktoś czytał to by się doczytał, że dana koszula może puścić farbę nie tylko z nosa.
Nie będziemy tu żałować Ktosia- sam sobie winien. No może nie sam-szczypta obiektywizmu ze strony opowiadająco-czytającego - Ktosie jako podróbki nie potrafią czytać, to i mają za nie swoje. Wystarczy! o Ktosiu i w ogóle o wszystkich Ktosiach nie mogę tyle mówić-pisać, ponieważ to negatywne (takie, co są na negatywie, a na zdjęciu już nie) postaci.
Trzymając się koszuli a właściwie to koszule są trzymane przez klamerki. Oprócz tych farbujących mamy także te farbowane. Jeśli robiąc pranie nie dzieli się go na białe i kolorowe (np. gdyż nie chce się być posądzany o jakiekolwiek przejawy rasizmu)to dość szybko się przekona, że właśnie koszule w kolorze płatków konwalii są najczęstszymi ofiarami puszczania farby.
Jednym słowem- tak-jednym słowem można zniszczyć życie swoje i czyjeś, i to wszystko przez puszczanie farby. Ktoś mnie słyszy? Gdyby, chociaż jeden Ktoś mnie usłyszał, może by zrozumiał, że warto przestać łgać. Może zdjąłby swoje pomarańczowe szkiełka z nosa i uszu, i zobaczyłby rozjaśniony obraz choćby jednej z rzeczywistości. Ehh, marzenia. Stop! Przecież ja tu nie mam marzeń, ja tu tylko przekazuję to, co by (...) [w miejsce kropek wstaw słowo, którego ja już nie chcę używać, ale bardzo proszę zrób to z małej litery]. Ktokolwiek mógł się zaznajomić, wznajomić, przed znajomić lub przy znajomić z... no właśnie, już wracam do tego, co naprawdę jest po "z".
Białe koszule wiszące do dołu kołnierzami z opuszczonymi swobodnie, majtającymi się rękawami przypominają ekrany, na których odtwarzane są najróżniejsze projekcie. Jedną z takich projekcji jest projekcja marzeń. Marzenia dość często szeleszczą nam w głowach. Wówczas łaskoczą i dają radość, choć posiadamy pełną świadomość nierealności. Dla unaocznienia (należy rozumieć jako uśmiech następstwem oczywistego niespełnienia) kilka przykładów wyżej wspomnianego szeleszczenia:
- uwolnienie wszelkiego powietrza bezpodstawnie (bo to nie trapez, co ma dwie podstawy) zamkniętego w folii pocztowej i umożliwienie mu swobodnego uczestniczenia w procesie (np. procesie fotosyntezy przeciwko ciałkom zieleni)
- "tak na przyszłość"

musiałem zwolnić
połowę szafy

do kubka w łazience
trafiła druga szczoteczka

co byś powiedziała
gdybym po śniadaniu
chciał zmywać trzeci talerz
- lot balonika z zieloną wstążeczką na odcinku kilkuset kilometrów nawet, jeśli trzeba by było podskoczyć, aby go złapać. Baloniki takie wysyła się nawet przy nie pomyślnych wiatrach, aby poprawić nastrój potencjalnego i z góry (ponieważ balonik lecąc jest powyżej odbiorcy) znanego adresata.
Można by tak wymieniać wiele pisklaków niespełnienia, ale po cóż? i tak wszystkich się nie da, bo każdy z nas ma ich, choć kilka, a w większości są one nierozpoznawalne, nawet niezrozumiałe dla innych osób czy nie osób. Projekcja marzeń na koszulowym ekranie odbywa się dzięki dość popularnemu urządzeniu. Ubolewam jednak nad tym, że zazwyczaj używając tego ustrojstwa sami się ograniczamy blokując, co ciekawsze konstrukcje. Gdyby wszyscy odblokowali swoją wyobraźnię byłoby przynajmniej ciekawiej w ich umysłach.
Nieważne, znowu się zaciągnąłem w nieodpowiednie tereny. Aby pranie nabrało odpowiedniego aromatu używa się sztucznie spreparowanych substancji wymieszanych z proszkiem. Jest jeszcze jeden (przynajmniej) naturalny sposób. Wywieszenie prania do suszenia na świeżym powietrzu. Dokładnie tak stało się z naszym praniem.
Wspomniałem o praniu, ponieważ wisi-będąc dokładnym- nad łąką, po której od jakiegoś czasu snuje się ychT. Jego kroki, chociaż wydają się zwyczajne, nie do końca odpowiadają zwyczajnemu stąpaniu po łące. Dokładniej rzecz ujmując, ychT chodzi, ponieważ nie wie, co ma z sobą począć. Towarzystwo niewiedzy nie jest czymś przyjemnym, a już tkwienie w niej bez wyraźnego punktu zaczepienia by z tejże niewiedzy się wygrzebać, oj ciężko, jeszcze ciężej. To tak jakby do zgrzewki wody dołożyć worek ziaren owsa. Oczywiście owies po skoszeniu wiąże się powrósłami, snopki ustawia w kopki, suszy (w międzyczasie można przestawiać snopki i cieszyć się, jeśli nie pada deszcz). Snopki wymłócić, a efekt młócenia owiać. Wówczas mamy ziarno nadające się do nasypania do worków dla dociążenia wyżej wspomnianej zgrzewki wody.
Mijający czas działa na naszą, a dokładniej (czy aby na pewno) ychT korzyść. Zgodnie z przelotem ziaren piasku w klepsydrze, tak jedna gwiazda, co świeci dość jasno, przesunęła się troszkę w prawo. Tym samym rosły dąb stojący samotnie na środku łąki ("środek łąki" proszę przyjmijmy taką nazwę ulotnie, bo nikt nie wie gdzie się znajdujemy, to tym bardziej nie ma tu urządzeń do wyznaczania środka rzeczy, a tym trudniej byłoby jeszcze określić pozycję dębu wobec niego).
Możliwość skorzystania z usług wiekowego drzewa i słońca jednocześnie to spory traf, a że efektem tegoż trafu był obraz, który zobaczysz-usłyszysz za chwilę to już poziom szczęścia liczony ilością oczek wydzierganych w trakcie robienia mojego ceglasto-czerwonego sweterka.

idź
tam gdzie
strumień ciepła
drogę swoja poweźmie
i smużką czerwoną
z języka potoczy
się chęć by
zrosnąć
się w
p
i
e
ń
z praw-


Jakby na to nie patrzeć to da się zauważyć, że światło zaszyfrowało tu jakąś informację. ychT stanął tuż obok pnia dębu od strony cienia i odczytał zapis. Jednocześnie zauważył, że również przez niego przenika światło w taki sposób, iż nie zmienia się napis. ychT próbował zmienić, choć fragment korzenia z "z prawdą" na "z pradawną”, ale nie był wstanie zastopować przenikającego światła.
Uznawszy, że ingerencje sił wyższych są dostatecznym powodem do wyrwania się z impasu i dość szybko ułożył plan działania.
1. Przezwyciężyć apatię i wziąć się w garść.
2. Ruszyć, by jak najszybciej dotrzeć do miejsca wyznaczonego przez światłość.
Jak zaplanował, tak zrobił. Przed wypełnieniem punktu drugiego postanowił wypuścić siebie z własnej garści uznawszy, że taki sposób podróży nie byłby najbardziej efektywny.
Odnalezienie dróżki prowadzącej do Kądkolwiek (ychT poczuł wewnętrznie, że historyczne Kądkolwiek musi być celem jego wędrówki) wiązał się z przeforsowaniem kilkudziesięciu metrów sznurka z praniem. Przekroczenie linii sznurka tak, aby nie zniszczyć niczyjej projekcji marzeń i nie przypalić futerka od paleniska, na którym gotowana była woda do parowania skarpet. Udało się dopiero w dziale spodni. ychT śmiało wskoczył do prawej nogawki przewiniętych na lewą stronę miodowych sztruksów.
Wyjście okazało się trudniejsze, gdyż lewa nogawka (wyjściowa) była zasupłana na wysokości kolana. Rozwiązanie nastąpiło po krótkiej mediacji z prawą tylnia kieszenią. To ona okazała się prowodyrka zamieszania, zapraszając tego dnia mankiet lewej nogawki do siebie. ychT nie czuł się winny przerwania tego towarzyskiego spotkania. Dobrze wiedział, że lewy mankiet często szlaja się w towarzystwie lewej skarpetki i lewego buta po dość wątpliwych przestrzeniach.
Skarpetki zmieniały się tak często jak dni tygodnia, a i tak często się przecierały. But zaś brązowy w odcieniu miodowości spodni, choć stary i w nie jednej kałuży się taplał, zachowywał się jak nastolatka rozklejając z każdym kamykiem, który wpadał gdzieś po drodze z ramach odwiedzin. Zaiste- dziurawe było to towarzystwo. Mankiet lewej nogawki za często się do nich zbliżał i ciągałby być, choć trochę tak poszarpany jak oni.
Właściwie lewa tylnia kieszeń powinna być wdzięczna za oderwanie jej od niewłaściwego towarzystwa. Chyba zbyt często pozwalała innym siadać na sobie, przez co nikt nie traktował jej poważnie. Robiono z niej śmietnik. Okradano ją i wywlekano pretensje, gdy jakiś zardzewiały gwóźdź oderwał ją kawałkiem od całości.
ychT po wyjściu ze spodni zauważył żużlową dróżkę i rozpromieniony dobrym uczynkiem z przed chwili ruszył ku niej z góry decydując, że jako prawemu obywatelowi nie wypada mu skręcić, a gdy już do tego zmusi go życie nie dając żadnej prostej drogi niegodny nie pójdzie na lewo.
Przed chwili powzięte postanowienie już na samym początku okazało się trudne w realizacji. O ile dróżka do pewnego czasu była prosta-owszem zdarzały się jakieś lewe alternatywy, a nawet jedna prawa-to spory dyskomfort powstał, gdy wśród opcji dalszego kierunku wędrówki pojawiły się dwie lewe. Dokładniej lewa-wsteczna i lewa-przednia. Wybór z dwojga złego powinien być jasny, jednakże droga lewa-przednia nadal była żużlowa, zaś w opcji nawierzchni lewej-tylniej żużel przechodził w piasek. Zaciemniło to obraz sytuacji. Wybór jasności, który się nasuwał na myśl ychT wiązał się z deklaracją lewego uwstecznienia. Należało poszukać innej metody wyboru, gdyż ychT nie chciał się więcej kręcić w kółko ze swoimi myślami. Kręcenie w kółko się opłaciło, gdyż ostatecznie ychT wybrał bardziej prawą z lewych dróg. Po zrobieniu niecałego obrotu wokół własnej osi (oczywiście kręcą się w prawo) ychT natrafił na drogę bardziej prawą i tak zaczął podążać piaszczystym szlakiem.
Osoby bardziej lub mniej spostrzegawcze zauważą, że w rzeczywistości ychT obracając się w prawo najpierw trafiła na drogę powrotną. I owszem-tak było. Dlaczego więc jaj nie wybrał? Przecież była najbardziej prawa ze wszystkich. Atoli, dlatego jej nie wybrał, że nie mógł. Podobnie jak rysując kopertę bez odrywania ręki nie wolno przejechać drugi raz po uprzednio namalowanej linii tak i ychT nie mógł iść drogą już raz przebytą (przynajmniej w tym życiu).
Piasek nie jest najlepszym przyjacielem dla nikogo. Zwłaszcza, jeśli staje na naszej drodze do spełnienia, a tym bardziej, jeśli staje się droga do spełnienia. Wchodzi między palce przyklejając się do stóp i ni jak nie da się go pozbyć. Jeszcze gorzej, gdy takąż trasę przebywa się w obuwiu. Podstępne ziarnka piasku nie tylko wślizgują się do obuwia każdą szczeliną, ale ponownie przyczepiają się do stóp i nie ma żadnego ratunku. Dlatego zupełnie nie rozumiem, gdy w okresie tzw. wakacji (i nie tylko) mrowie w ludzkim wydaniu pałając niepohamowana radością z tego bratania się z nieskończoną ilością ziarenek. Po ewentualnym zrozumieniu dla ich hurra-optymistycznego podejścia wobec kąpieli w słonościach zupełną skrajnością jest przylepiający się piasek, na sama myśl o ty, fuj...
Zejdźmy z tego tematu, zróbmy to, chociaż my, gdy ychT nie może. Raz obrana droga okazała się dlań poniekąd zgubna, a poniekąd spełniająca, ale nie uprzedzajmy wydarzeń wystarczy, że one same się uprzedzają zwłaszcza do osób w nich uczestniczących. Są najzwyczajniej zazdrosne, że ktoś może je przeżyć, a im nigdy nie będzie dane przeżyć samych siebie.
Co by nie mówić ychT prawdopodobnie nadal maszerowałby po tej piaszczystej ścieżce, gdyby na swojej drodze nie spotkał prawdziwego przyjaciela. Przyjaciel od razu miał pewne zamiary wobec ychT, a nazwa wskazuje na charakter tych planów. Przy-ja-ciel.
Przy-wskazuje na miejsce, jakie zajmuje w naszej percepcji osoba takoż zwana. Określa znaczenie osoby takoż nazwanej dla osoby nazywającej. Można by tu wspomnieć o bliskości, zaufaniu (niekoniecznie odwzajemnianym tak jak i nazwanie kogoś przyjacielem bywa nie odwzajemniane) i potencjalnie wywierany wpływ.
Ja-zaimek na znaczenie samego siebie dla podmiotu wypowiadającego i określającego przyjaciela.
Ciel-skrót od cielaka, osoby naiwnej i łatwo dającej się wykorzystać.
Bez większych wysiłków da się, więc wywnioskować, że przyjaciel potraktował ychT jak osła-przepraszam osoby wrażliwe na punkcie zwierząt hodowlanych zazwyczaj poza domem-potraktował go jak cielaka. Cielak, który oprócz "przyjaciela" występuje w zwrotach "ciele majowe" czy choćby "patrzeć jak ciele w malowane wrota". To drugie powiedzenie łączy oba cielaki w postaci ychT. Owóż przyjaciel, którego imienia nie zdradzę, co by po nim żadna wzmianka w historii żadnej z odwiedzanych przez was, ani nikogo innego rzeczywistości nie zdołała się osadzić i wzbić niczym ziarno zboża zasianego i okiem dobrego gospodarza pielęgnowanego rośnie na chwałę i ku radości. Ziarno, o który wspomniałem, iż jego wzrostu nie chcemy ten jedyny raz dostrzeżone zostało, a że przez samego ychT- nie moja i nie wasza w tym wina. Uważny słuchaczo-czytelnik odnajdzie na kartach tego lub innego życia opis wzrostu nie porządanych ziaren, które bywają rozsiewane.
Niechaj, więc imię ziarna zostanie zapomniane, a konsekwencje, które w czasie najbliższym zostana wam oznajmione za dowód-w mojej opinii-najlepszy takiej decyzji uchodzić będą. Przyznaję, że nie wypowiedzenie tego imienia skończy się zrzuceniem całej winy na niejakiego Anonima. Ten biedaczek tyle cierpi i cierpieć będzie w dziejach wielu nazbyt nierównoległych rzeczywistości.
Anonim był z zawodu nimem. Nim stanowi zniekształcenie, a właściwie został zniekształcony na przestrzeni wieków do słowa "mim". Może jednak po koleji, tak żebym i ja był w stanie to wszystko ogarnąć. Przecież ja tylko opowiadam-czytam z dokładnie tych samych liter, co wy, tego miało nie być? tak? ok, tego nie było, to znaczy było-jest, ale miałem o tym nie mówić-pisać właściwie nie wiem, dlaczego. To chyba taka iluzja. Właśnie iluzja, więc to było wprowadzenie do Nima, czyli mima, czyli takiego iluzjonisty właściwie.
W dawnych czasach jeden z prekursorów tej sztuki... inaczej. Pewien aktor został odrzucony przez swoją trupę z powodu utraty mowy. Przyczyna utraty mowy nie jest znana i trudno się dowiedzieć o takie rzeczy skoro był to Anonim.
Oj, znów uprzedzam wydarzenia do ich bohaterów. Pomimo odrzucenie przez (uwaga) przyjaciół, nasz aktor był świetnym przedstawicielem fachu scenicznego. Postanowił nie porzucać desek (tym bardziej, że mógł nią trafić przypadkową osobę i zranić) postanowił jeździć po grodach ze swoimi jednoosobowymi scenami. Zdobył sławę, lecz nie znano jego imienia. Zaczęto, więc go określać jako ten, co głosu Nima. Określenie się przyjęło i krążyło razem z artystą jako nieodłączny element jego sztuki. Przylgnąło zarówno do niego jak i profesji, którą się pałał.
Tu następuje rozdwojenie Nima. Jako osoba został on sponiewierany przez bandytów i przybywszy do grodu nie został rozpoznany jako sławetny, wędrowny sztukmistrz. Jako, że zazwyczaj jego przybycie wiązało się z wielce pompatycznym przywitaniem, tym razem organizatorzy występu pominęli ten punkt. Nasz bohater podkurował się w ciągu kilku dni i postanowił dać upust swoim umiejętnością. Ściągająca ku scenie gawiedź nie mając świadomości, że aktor był Nim, szemrała pomiędzy sobą:
-Któż to jest, że gra na scenie i to jeszcze jak doskonale.
Tylko kilka starszych gospodyń, które opiekowały się obitym i zbolałym Nim próbowały przekazać tłumowi, kim on jest. Pewien królewski krytyk widząc wysoki kunszt sceniczny, spytał:
-Czy to, aby nie jest Nim?
I jedna z wyżej wspomnianych opiekunek uradowana tym pytaniem, odpowiedziała:
-A, no Nim, Wielmożny Panie!
Urzędnik czując się zobowiązany swoją pozycją i nabytą wiedzą wdrapał się w trakcie braw po jednej ze scen i głosem mogącym powodować trzęsienia ziemi w na poziomie 8^ w skali, jaka była ówcześnie używana oznajmił:
Ja, dobrze wam znany szary urzędnik i sługa naszego Jaśnie Panującego Króla witam w naszym grodzie, artystę ze wszech miar wybitnego Tu i Ówdzie (taką nazwę nosił sąsiedni kraj słynący z wielu wybitnych artystów) oraz w innych mocarstwach zaprzyjaźnionych z naszym narodem, znanego pod imieniem Anonim!
Tu znów rozległy się brawa, nie tyleż dla urzędnika, co dla imienia, które wydawało się tubylcom wielce szlachetne. I tak narodził się Anonim, któremu z niewyjaśnionych dotąd przyczyn zrzuca się na barki odpowiedzialność za wszystko, do czego nikt nie chce się przyznać. A może i wiadomo dlaczego. Anonim-Nim jako niemowa nie zaprotestuje tak jak milczał przy zmienianiu jego imienia.
Winien jestem wyjaśnienia zmiany nazwy Nim na Mim. OTÓRZ (Organizacja Tworząca Ów Różne Zwroty) na wniosek przedstawicieli omawianej tu profesji twierdzących, że robią coś więcej niż twórca tego sposobu wyrazu twórczego. Oni muszą się powstrzymać od mówienia w trakcie występu, zaś takiego problemu nie miał Nim-Anonim. Wniosek po naradach został przez OTÓRZ przyjęty dodając-na znak wspięcia się na kolejny szczebel w postaci nowej kreski w pierwszej literze nazwy zawodu. Rachunek jest w miarę prosty Nim+ nowy szczebel trudności=Mim.
Całość wydaje się na tyle prosta i tak powszechnie znana, że wątpię czy słusznie poświęciłem jej tyle miejsca, no cóż, stało się i tyle. Wracając do przyjaciela napotkanego przez ychT. Przyjaciel ów poprosił ychT o zamknięcie oczu na pięć sekund. Równą 1/12 minuty ychT przyglądał się wewnętrznym stronom swoich powiek, po czym uniósł je do góry.
Ujrzał przecudnie malowane wrota. ychT zwrócił uwagę, że nie zmienił swojej pozycji ani o milimetr, ale otoczenie zmieniło się całkowicie. Przyjrzawszy się wrotą dojrzał szczegóły, których nie potrafił rozszyfrować. Znaki i symbole, które wzbudziły w nim, znaczy się ychT nie Nim mieszane uczucia. Uznał, że nadchodzi jedna z tych chwil, gdy będzie musiał się zmierzyć i to nawet za pomocą złamanej ekierki z, wiecie kim.
Zastanawiając się nad znaczeniem poszczególnych słów domyślał się, że to, co za chwilę powie zostanie uwiecznione. Nie pozwolą mu przecież wejść tam bez konsekwencji, ale kto wie. Przecież oni nie wiedzą, co powiem, z resztą ja też nie wiem.
Z tak zakończoną myślą ychT zorientował się, że przyjaciel złapawszy go pod rękę prowadzi w kierunku... przystaje krok od drzwi. Łapie za klamkę i otwiera na oścież. W tej chwili już nie ma odwrotu, usłyszał tylko "przyjacielu wejdź w me progi".
Pogodzony ze swoim przeznaczeniem minął minął framugę dokładnie się jej przyglądając. Będąc już w środku skierował wzrok przed siebie i zauważył niebotycznych rozmiarów salę konferencyjną, zaś on sam stał na scenie będąc poklepywanym i zachęcanym przez postaci wyglądające na dostojników w tutejszym ćwierć-światku i prowodyrów całego zajścia. Miał podejść do mikrofonu i wygłosić kilka słów do zgromadzonych.
Ci ostatni zjawili się w nieprzeliczalnej liczbie zachęceni przez organizatorów rozdawanymi przy wejściu rolkami nowego modelu taśmy z 7,7 warstwowymi listkami. Każdy wchodzący dostawał po rolce liczą, że po powrocie do domu będzie mógł świecić oczywiście przykładem dzięki używaniu jedynej w swoim rodzaju rolki z 77 pi listkami każda. ychT dostrzegłszy to naprędce sklecił kilka słów, po czym zbliżył się do mikrofonu i zaczął:
-Pfu, pfu-to działa? bo mnie powiedzieli, że mam coś powiedzieć, bo ja trochę wątpię czy wy chcecie słuchać-ychT wybełkotał dość nieśmiało, lecz z tłumu zbliżającego pod scenę wydobyła się burzliwa owacja na stojąco. Trudno o inną, gdy nie ma przygotowanych miejsc siedzących. Sam dźwięk braw był już wielkim zaskoczeniem zwłaszcza, że co trzeci zgromadzony dłubał prawa ręką w nosie, a co piąty z tych, co dłubali jednocześnie trzymało tę samą rękę w lewej kieszeni spodni.
ychT nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Otworzył usta, a z głośników wydobył się jego głos [staram się cytować w miarę dokładnie, ale pozwoliłem sobie na poprawienie błędów ortograficznych dających się usłyszeć]:
"Przybyłem do was z odległej krainy, aby razem z wami świętować w tym pięknym dniu. Dniu, który wpisze się w historię wszystkich rzeczywistości, zarówno tych równoległych jak i prostopadłych, a nawet tych w kształcie planszy do gry w kółko i krzyżyk. Będzie on oznaczony jako wielkie święto we wszelkich wyprodukowanych od tej chwili i do tej chwili kalendarzach, a także w kalendarzach adwentowych, choć do grudnia jeszcze sporo czasu.
Chciałem wam powiedzieć o rzeczach pięknych, których nie dostrzegacie w zasypującej wasze dumane głowy kadzi brudów nieporównywalnie większych od skarpetek noszonych przez 117 godzin 28 minut 7 sekund. Tak, w tym kotle ułatwiaczy i bałamuceń jest zawarta łupinka prawdy. Być może dzięki taj kapsule łykacie smoliste brednie pragnąc pseudo idei mataczących wasze myśli. Każda rozgryziona pigułka psuje zęby, ale leczy coś ważniejszego. Macie niepowtarzalna okazję wyjąć sztuczna szczękę gryzącą was w język, gdy ten odczuwszy gorycz bluźnierstwa pragnie wyartykułować chwilę szczerości."
Wzrok ychT wodzący co chwila po audytorium natrafił na organizatorów plujących sobie w brodę śliną przemieszaną z krwią z poprzygryzanych języków. ychT postanowił lekko zmodyfikować przemowę, co przysporzyło pewnych trudności zagranicznym korespondentom. Może nie było tak źle zważywszy, że zmianę zauważyli jedynie ci, którzy z rozdanych wcześniej tłumaczeń przemowy ychT
1. Przeczytali je.
2. Zrozumieli coś.
3. Znali język, w którym ychT przemawiał, zaś te trzy warunki mocno ograniczyły liczbę zdarzeń sprzyjających. Zatem prawdopodobieństwo, choć mniejsze od ilorazu obwodu małego palca lewej tylniej nogi ychT do odległości ja stąd do tamtąd wyrażonej we włosach położonych jeden obok trzeciego istniało, dlatego was o tym informuję.
Ciąg dalszy wypowiedzi [fragment zmieniony]:
"Bezszelestny krzyk wyzwolenia może boleć, choć twarze oń walczących zostaną wydrapane ze zdjęć, a których wzrok paląc wyrazistością drapaczy przegoni jako NN przyszłym pokoleniom podan do świadomości będą. I niechaj was rany na drodze słusznego jedynie wspierają, ku celom rzeczywiście słusznym. Myśl "spokojna i bardzo jasna" zachodu jest warta."
Potok krwi z języków zalewający od kilku sekund również ychT momentalnie zastygł pozostawiając jako pamiątkę kamyk w przez nikogo nie rozpoznawalnym po wieczne jutro kształcie.

* ychT jest imieniem, które czyta się rzuf. Jako imię jest nazwą własną, nie odmienia się przez przypadki w piśmie natomiast odmienia się w mowie, pamiętajmy także, że ychT jest tylko jeden i nie posiada liczby mnogiej, i tak:
l.poj
M. ychT (rzuf)
D. ychT (rzufia)
C. ychT (rzufiowi)
B. ychT (rzufia)
N. ychT (rzufiem)
Ms. ychT (rzufiu)
W. ychtT (rzuf)



×
×
  • Dodaj nową pozycję...