Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

W mojej duszy smutek zagościł
codziennie ciało rani skalpelem.
Na twarzy już nie ma uśmiechu,
oczy stały się matowe od bólu.

Włosy spowiła poranna mgła
w nich pająk pajęczynę mota.
Starość siedzi w bujanym fotelu
zerka i szyderczo się śmieje.

Nie chce ze mną zagrać w szachy
wciąż oferuje przeróżne tabletki.
Dzisiaj o świtaniu ją wygoniłem,
lecz w przedpokoju wiesza jesionkę.

Nie mam już sił z nią toczyć boju,
W rodzinnym albumie oglądam zdjęcia.
Nie mogę zrozumieć szybkości czasu
z młodości zostały, tylko strzępy.

Zegar bezwzględny zabójca.

Opublikowano

bardzo ładnie bestio o przemijaniu;
nie trać ducha pomimo, że zegary
dawno przestały działać, może to i
lepiej, jest czas na zastanowienia;
może jeszcze do wykorzystania teraz;
płoniaście

Opublikowano

Tak bardziej optymistycznie o przemijaniu:

Nie mam sił toczyć boju
o stare zdjęcia w albumie,
choć czas wciąż przemija,
u mnie żyją wspomnienia.

Bezwzględny zegar
po prostu ignoruję.


I głowa do góry! Każda chwila na wagę złota,
więc żyjmy najpiękniej i cieszmy się dniem dzisiejszym!
Jutro samo się o siebie zatroszczy...jeśli będzie...

Cieplutkie pozdrówki :):)
Krysia

Opublikowano

Nie mam sił toczyć boju
o stare zdjęcia w albumie,
choć czas wciąż przemija,
u mnie żyją wspomnienia.

Bezwzględny zegar
po prostu ignoruję.


Jak zawsze Tereso ładnie to napisałaś masz dar pisania poezji. Dzieki za komentarz oraz wizytę.
pozdrawiam cieplutko

bestia

Opublikowano

Wiesz, Bestyjo - ja po prostu nie lubię wierszych białych, pisanych jak rymowane (jednakowe ilości sylab w wersach). Znajduję tu jednak fajne myśli np.
[quote]Starość siedzi w bujanym fotelu
zerka i szyderczo się śmieje.

Nie chce ze mną zagrać w szachy
wciąż oferuje przeróżne tabletki.
Dzisiaj o świtaniu ją wygoniłem,
lecz w przedpokoju wiesza jesionkę


Ta jesionka pasuje do starości, coż jesień...
Pozdrawiam ;)
Opublikowano

Franko to moze przepisz mi receptę , jak pisać dobrze:):):):) No cóż znam tutejsze już klimaty tego orgu, wiec mogę coś powiedzieć na ten temat. Jasne ,że kazdy ma inny styl i gust. Ja nie lubię jedynie epiki, która tutaj jest traktowana jak liryka. Większość wierszy jest bez wartości poetyckiej, gdyż opis obrazka , miejsca podróży , sytuacji itd to jednak jeszcze nie wiersz , tylko zdania z kolorowymi metaforami. Szanuję Twoje zdanie , jak i każdego nie musisz lubić, pisz jak uważasz za stosowne. Ja piszę swoim stylem i umysłem jak intuicją. Miłosz zasłynął, gdyż odszedł od Awangardy , a dlaczego? Miał swój styl i nie patrzył na rymy , rytmy załamywanie się wiersza , wykropkowanie itd jak tutejsze trendy to czynią. Jednak wolę wiersz z rymami, który nauczy mnie czegoś, a tu z góry jest skazany na zatracenie, ale cóż takie zycie. Jednak potomnośc kiedys napewno doceni kto miał rację.

Dziekuje za odwiedziny i przeczytanie oraz wpis

serdecznie pozdrawiam

bestia

Opublikowano

Baba mam cierpliwość:):) Ty mi lepiej powiedz co zmienić, bo masz talent.:):):):) , a o moje nerwy się nie martw są spokojne.

Dziekuję za przeczytanie i odwiedzinki miło Cie goscić

ciepło pozdrawiam

bestia

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Wiedziałem. I oby taka dalej była. W wieku nastoletnim różnie "niespodzianki" mogą się trafić. Niektórzy przechodzą w miarę bezboleśnie tak jak ja, ale zdarza się prawdziwa droga przez mękę.      Czyli tak zwane jeziora.
    • Jej oliwkowo zielone, lekko zmrużone, za zasłoną krótkich acz grubych rzęs, oczęta.  Wpatrywały się we mnie  z cichym uwielbieniem. Szybko doskoczyła, jeszcze nie ostygłym po niedawnym spełnieniu ciałem  ku mojej piersi. I złożyła na moich  zamkniętych na głucho ustach, pocałunek  zbyt lubieżnie gorący bym mógł nadal  ignorować z wyższością samca alfa  jej próby zwrócenia na siebie uwagi. Wczepiłem palce w jej ciemne pukle, dziś wyjątkowo pofalowane. Może to sen tak spokojny. Dziecięcy wręcz. Rozrzucił je na świeżej pościeli. A potem żar zespolonych ciał  nadał im tego nęcącego blasku  i kształtu morskiej fali.     Mając ją w ramionach  czasami zapominałem o całym świecie. Żyłem w jej blasku i cieniu. Dla jej głosu i ciepła słów miłosnych. Dla jej oczu. Wzroku anioła. Ona mną władała. Choć nie chciała tego. Chciała być. Leczyć mnie. Rekonstruować moją duszę. Z każdym dotykiem i pocałunkiem,  odrastało mi serce. Kiedyś wyjedzone przez mrok. Otoczyła je opieką i troską.     Nie musiałem mówić. Nasze myśli zawsze były jednością. Czasami śmiała się, że mnie usidliła magią. Zaklęcia z jej ksiąg,  pozwoliły mnie przywołać i ujarzmić. Czy kiedykolwiek chciałem od niej odejść? Przenigdy. Już nie migruję wśród leśnych mokradeł  i zapomnianych nawet przez szeptuchy bagiennych borów. Mroźny księżyc ma jednak potężny zew. Tej klątwy nie zakończy nawet moja śmierć. Więc przemieniam się w jej ramionach. Samotny wilk, który dzięki ludzkiej czarownicy, jest choć trochę zrozumiany. Poddany nie ocenie a wysłuchaniu.      Lecz pamiętam i te noc czerwcową przed laty. Gdy świeżo porzucony na skraju polany. Wyłem aż do utraty głosu. Padłem w wystające ponad ściółkę, korzenie prastarego dębu. Moje żale obudziły go ze snu. Schwycił mnie w swe starcze konary i umościł wygodnie na listowiu gałęzistych dłoni. Zapytał kim jestem. Samotnym wilkiem odpowiedziałem. Drzewa myślą i odpowiadają dość długo. Wreszcie odparł z wielką rozwagą. Nie wyglądasz na wilka. Bo kiedyś byłem człowiekiem, lecz pobratymcy z wioski  nałożyli na mnie klątwę. Wypędzili mnie z granicy siół. Stałem się bestią. Znasz ludzi? To podły gatunek.     Dąb zasępił się lub nawet przysnął myśląc nad odpowiedzią. Wreszcie odrzekł z powagą. Nic nie wiadomo mi o gatunku ludzi.  Młody to zapewne szczep lub plemię. Znam dobrze ptaki co zamieszkują przestworza i korony moich pobratymców. Znam ryby srebrzyste i prędkie co płyną w nurtach górskich i leśnych strumieni. Znam jaszczurki, pająki czy ślimaki  co wędrówkami swymi po korze. Wywołują łaskotanie i uczucie świądu. Znam łosie, jelenie czy dziki. Co chadzają w ostępy. Zniżają łeb w ukłonach  ilekroć widzą mą postać  przechadzająca się po lesie. Czasami rozmawiam z wilkami. O wolności. Lecz Ty nie wyglądasz  na szczęśliwego i wolnego.     Rzucono na mnie czar.  Klątwę, której ani czas ani pokuta nie zdejmie. Dąb znów długo myślał. Czar… klątwy… magiczne konszachty. Runy, pergaminy, konstelacje. Drzewa nie znają się na tym. My rośniemy w ciszy prastarych puszcz. W miejscach świętych,  dotkniętych jedynie stopą Pierworodnego. Naszymi braćmi są chmury i skały. Słuchamy pieśni wichru. A kołysze nas do snu  szemrząca dziko Atrubre. Pani wszystkich wód,  której źródło spłynęło z nieba przed eonami.     Ale znam kogoś kto mógłby zaradzić  na Twą niedolę dziwny wilku. Zabiorę Cię do czarownicy,  która może będzie potrafiła zdjąć klątwę. Las jest wielki i dziki. Pełen parowów i dolin. Nie zbadają go w połowie nawet  tak śmiesznie mikre łapy jak Twoje. Zresztą nieroztropnie byłoby wysyłać  Cię tam samopas. Zaniosę Cię zatem wilku. Ku dawnemu kręgu rady. Do magicznych wrót Dok Natt. Tam jest dom czarownicy. Mieszka w wysuszonym cielsku trolla. Ona będzie umiała pomóc.     I ruszył ku kniei  z moim ciałem uwięzionym  w gałęzistym uścisku. Dopiero szóstego dnia stanęliśmy u celu. Dąb wyszedł zza  ostatniego szpaleru świerków. Każdy z nich zaszumiał  w ich drzewnym języku, oddając hołd władcy lasu. Moim oczom ukazał się przepołowiony światłocieniem zmierzchającego słońca  krąg polnych głazów,  pokrywały je wyżłobione linie runicznych, elfickich zaklęć. W centrum okręgu stała budowla  prawie tak wysoka jak Dąb, Złożony z kamieni i księżycowego srebra  łuk Dok Natt.     Miejsce gdzie Pierworodny  śpiewał swym dzieciom  pieśń o powstaniu życia. Gdzie nauczył ich miłości i dobra. Bo zła wtedy w krainie nie było. Nie było elfów, ludzi ani krasnoludów. Był tylko Pierworodny, jego głos  i zrodzone ze śpiewu dusze. Ognie natchnienia. Które dały początek życiu. Dąb ułożył mnie delikatnie w kręgu. Dopiero wtedy dostrzegłem osobliwe domostwo na lewo od nas. Było to cielsko trolla. Zamienione w kamień. Naruszone eonami opadów i erozji, pełne wgłębień i pieczar, prowadzących wgłąb jego martwych trzewi. Jedno z nich prowadziło do domu czarownicy.     Dąb z zaciekawieniem  krążył wokół cielska trolla. Z pewnością kiedyś go znał. I nie myliłem się. Kelljoon Maczuga… pomiot magii  która zatruła pieśń. Zabił go przed wiekami Jannii, Bóg góry. Była to era jaką pamiętamy już tylko my, strażnicy lasu i skały górskich zboczy. W jego wnętrzu  uwiła swe gniazdo czarownica. Bywaj wilku. Obyś w świętym Dok Natt, odnalazł to czego szukasz  i zmazał klątwę swego rodu. Ludzi jak ich nazywasz. Odszedł w las a za nim udały się  dwa najwyższe świerki. A ja ruszyłem niepewnie do trollowej jaskini. By szukać ratunku. I znalazłem go w objęciach czarownicy.  
    • Witam - wiersz ciekawy Czarku -                                                                Pzdr.
    • @Berenika97   Bereniko.   dziękuję Ci za ten komentarz.   czytając go, miałem wrażenie, że ktoś otworzył okno w dusznym pokoju.   nagle powietrze zrobiło się lżejsze, a świat jakby się odrobinę uśmiechnął.   masz niezwykły dar widzenia rzeczy w ich prawdziwych barwach - nawet kiedy piszę o mroku.   Twoje słowa są jak taki mały, własny kubek ciepłej herbaty, niby  nic wielkiego, a jednak człowiek po niej wraca do siebie.     dziękuję Ci za to :)   bardzo :)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...