Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Kodżo to miał nosa. Dosłownie i w przenośni. Szydziliśmy sobie z niego, mówiąc: "Wynoś się stąd, pędraku", albo "Tkwi w tej wypowiedzi niewątpliwie jakaś urokliwa przenośnia". Wściekał się niemiłosiernie i zawsze w takiej chwili zaparowywały szkła w jego okularach. Prezentował się jak Zibi Cybulski z "Popiół i Diament". Przecierał je dokładnie, że niemal traciły dioptrie i milczał przy tym wymownie, dumnie, pogardliwie na świat pełen intelektualnej niemoty.
Kodżo był typem barda, wiecznego tułacza, takiej niespokojnej duszy, której lekarstwem na wszelkie zło były dźwięki gitary - jego syjamskiej siostry. Gdy Kodżo grał, życie i świat zdawały się być lirycznym poematem z ballady zagubionego pielgrzyma. A Kodżo grał obłędnie, spazmatycznie, orgazmatycznie...
Raz szliśmy napić się piwska do pobliskiej "Tawerny", lało niemiłosiernie, urwanie chmury, tornado, cyklon, co było nie wiem.... brnęliśmy w błocie po kostki. Nagle Kodżo wpadł w swoisty obłęd, ukląkł przede mną w błocie i cedził przez zęby: "nie rozdziobią nas kruki i wrony, ani nic...nie rozerwą na sztuki poezji, wściekłe kły..ruszaj się Bruno, idziemy na piwo, niechybnie brakuje tam nas...". I ten jego nieobecny wzrok, to jego przygryzanie do siności dolnej wargi...coś we mnie rosło i z piersi chciało się wyłamać...miał rację Majakowski, chory byłem na pożar serca - cudownie chory.
Kodża można było spotkać na skwerkach miasta, grywał często w podrzędnych knajpkach, gdzie wtulony w swą "kochankę", gnał na dzwięku struny, wiatr i chmury, raz po raz w stronę nieba i piekła. W jego nieobecności kryła się jasność, świadomość nie do prześwietlenia, korowody zdarzeń, wyspy samotności, przechylony dom ze skóry, kurz z rodzinnej fotografii, odejście ojca, śmierć matki - ból ciosany na kawałku drewna. Bolało patrzeć, lecz nic nie można było zrobić, ten śpiew zdawał się zaklinać mnie w kamień.
Kochałem z nim przebywać. Miałem wrażenie, że Bóg musiał być poetą stwarząjąc cały ten rzeczy porządek, świat smaku i znaczeń. Może to był już przedsionek nieba? Może tak wygląda wniebowstąpienie poetów, przy wódce i kwaśnych ogórkach, w obskórnej knajpce w cieniu zakwitających pieśni.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...