Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

[Nie]zwykła przyjaźń


madziuleńka;)

Rekomendowane odpowiedzi

(Nie)zwykła przyjaźń
Biorę album stojący na szafce. Przerzucam kolejne kartki: dzieciństwo, pierwsza komunia, pierwszy dzień w gimnazjum….i te wakacje, których nigdy nie zapomnę.
Już w czerwcu dowiedziałam się, że na wakacje będziemy mieli gościa. Przyjedzie jakaś córka koleżanki mojej mamy, której nigdy na oczy nie widziałam. Nie podobał mi się ten pomysł, a gdy usłyszałam, że będę musiała opiekować się nią: zabierać ze sobą, dzielić z nią pokój-przeżyłam szok. Zbuntowałam się i na każdym kroku użalałam się nad sobą. Myślałam, że to będą najgorsze wakacje w moim życiu. Nigdy bym nie pomyślała, że będzie wręcz przeciwnie.
Tosia miała przyjechać 27 czerwca. Był 26, kiedy pogodziłam się z tą myślą i już nie czułam złości, lecz oczekiwałam tego spotkania z niepokojem. Byłam ciekawa, jaka ona jest. Miała przyjechać z Wrocławia. Z dużego miasta do małej wioski, gdzie nie ma nawet żadnego klubu.
-Może ona będzie jakąś laleczką zapatrzoną w siebie, z którą nie da się pogadać-myślałam leżąc już w łóżku. Z takimi myślami zasnęłam.
Następnego dnia rano obudził mnie ciepły promyk słońca, który zapowiadał piękna pogodę. Wstałam, podeszłam do okna, było tak świeżo, ciepło. Z dołu słyszałam już krzątaninę mamy. Zeszłam do niej, zjadłyśmy śniadanie.
-Tata pojechał po Antosię - poinformowała mnie
-Wiem, że może ci się nie podobać jej pobyt u nas, ale uwierz mi, to fajna dziewczynka…
W tym momencie usłyszałam klakson samochodu taty obwieszczający przyjazd gościa. Wyszłyśmy z mamą na podwórko, gdzie zobaczyłam śliczną dziewczynę w moim wieku. Miała długie, piękne włosy, które w świetle słońca błyszczały jak złoto. Ubrana była w zieloną bluzkę i kolorystycznie pasującą do niej plisowaną spódnicę. Komplet ten podkreślał kolor jej oczu. Tosia podeszła do mnie. Dotknęła mojej twarzy, włosów…
-Jesteś ładna – powiedziała.
W tym momencie poczułam żal w sercu. Zrozumiałam coś, o czym wcześniej nie miałam pojęcia…Ona była niewidoma. Pożałowałam wszystkiego, o czym przedtem myślałam i mówiłam. Postanowiłam zaprzyjaźnić się z nią. Uścisnęłam ją, po czym zaprowadziłam do mojego pokoju, gdzie pomogłam się jej rozpakować.
-Wiem, że nie chciałaś, żebym przyjeżdżała. Rozumiem cię, ale nie musisz dla mnie rezygnować z wakacyjnych planów – powiedziała
-Tak. Na początku nie podobał mi się ten pomysł. Teraz mi wstyd – odpowiedziałam szczerze, opuszczając głowę – Chcę byśmy się zaprzyjaźniły i razem spędziły te wakacje – powiedziałam uśmiechając się nieśmiało, jednak pomyślałam, że Tosia tego nie widzi, więc dotknęłam jej ramienia.
-Cieszę się, ale nie chcę litości, więc jeśli mamy się zaprzyjaźnić to tak prawdziwie, a nie z poczucia odpowiedzialności.
-Tak będzie. Obiecuję – obiecałam.
Kolejne dni mijały nam na spacerowaniu, zapoznawaniu jej z moimi przyjaciółmi. Widziałam, że ją polubili, z wzajemnością. Ja też strasznie ją polubiłam. Stała się dla mnie jak siostra. Podczas spacerów widziałam, jak ludzie oglądają się za nami, niektórzy pokazywali sobie Antośkę palcami. Ja przed poznaniem jej pewnie taka sama byłam i teraz czułam się bardzo głupio.
Któregoś wieczoru szczerze rozmawiałyśmy o wakacjach, o szkole, o jej rodzinnym mieście i o jej niepełnosprawności. Dowiedziałam się, że jest to ciemnota, na skutek wypadku samochodowego, samochodowego, w którym o mało nie straciła życia, a ja od początku myślałam, że ona nie widzi od urodzenia.
-Przyzwyczaiłam się już, że nie mogę zobaczyć nikogo i niczego moim „znajomym” świecie. Ale teraz…tutaj…Jest mi przykro, że nie mogę ujrzeć ciebie, ani twoich przyjaciół i wioski, o której mama opowiadała mi, że jest bardzo ładna – powiedziała tego wieczoru, a ja widziałam łzę spływającą po jej policzku.
-Nie martw się, jeszcze kiedyś mnie zobaczysz, uda się zdobyć pieniądze na operację, która pozwoli ci odzyskać wzrok – powiedziałam ocierając jej łzy
-Była dwa lata temu nadzieja, ale ona prysła, gdy dowiedziałam się jak drogo to kosztuje. Nas na to po prostu nie stać-powiedziała
To takie niesprawiedliwe, było mi jej żal. Tak bardzo ją polubiłam. Musiałam coś zrobić, by uśmiechnęła się, chciałam, by jej marzenie się spełniło, by znowu widziała…
Następnego dnia wpadłam na pomysł zorganizowania dla Tośki koncertu, który moim zdaniem nie był taki głupi. Zeszłam na dół i opowiedziałam mamie. Była zachwycona tym, co wymyśliłam i obiecała mi pomóc. Wykonałam kolejny krok. Zadzwoniłam do przyjaciółki i powiedziałam jej o moim pomyśle. Było warto. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłyśmy do tancerzy i muzyków z naszej szkoły. Większość z nich na szczęście nigdzie nie wyjechała na wakacje i pomysł ten uznali za doskonałą przygodę, która może pomóc odzyskać Tosi wzrok. Chętnie zgodzili się wziąć w tym udział. Postanowiliśmy zacząć działać od jutra.
Rankiem opowiedziałam o wszystkim Antośce. Była bardzo wzruszona, ale do końca nie wierzyła, że uda się zebrać pieniądze, ale ja byłam pełna optymizmu. Wzięłam ją za rękę i poszłyśmy do domu mojej przyjaciółki, u której mieliśmy wykonać plakaty, a później rozwiesić ich na ulicy, gdzie tylko się da.
Gdy dotarłyśmy na miejsce wszyscy już na nas czekali…
Po rozwieszeniu plakatów zaczęły się próby. Tancerze byli świetni, a przy akompaniamencie muzyków efekt był jeszcze lepszy. Już pierwszego dnia widziałam jak wspaniale oni się spisują, a po dwóch tygodniach prób było jeszcze lepiej. Byliśmy gotowi do występu.
Po powrocie do domu byłyśmy bardzo zmęczone i od razu położyłyśmy się spać. Przed zaśnięciem usłyszałam jeszcze cichy głos Tosi:
-Dziękuję…
-Nie dziękuj, to jest tak samo twoje jak i moje marzenie – odpowiedziałam, po czym zasnęłam.
Nazajutrz powitał nas piękny, słoneczny dzień. Do koncertu zostało jeszcze tylko trzygodzinny i końcowe przygotowania kanapek i napojów, przy czym pomagała tak jak wcześniej obiecała moja mama.
Nareszcie nadeszła pora, by zacząć imprezę. Przybyło bardzo dużo ludzi, którzy chętnie składali ofiary. Byłam im bardzo wdzięczna. Artyści jak wcześniej przewidywałam świetnie się spisali, co skłoniło ludzi do kolejnych hojnych darów. W sumie zarobiliśmy pięć tysięcy złotych.
Po powrocie do domu było już późno i obie z Tosią byłyśmy w szoku. Ona nie wierzyła w to, co się działo…odzyskała nadzieję na wyleczenie, a ja nie spodziewałam się, że tak dużo pieniędzy uda nam się zebrać.
Rano, gdy się obudziłam poczułam żal…dotarło do mnie, że już dzisiaj będziemy musiały się rozstać. Tak jak przed tygodniami nie chciałam jej poznać, tak teraz nie chciałam, by wyjechała, ale musiała. Jej mama zadzwoniła i powiedziała, by wróciła wcześniej niż planowała, ponieważ wreszcie udało jej się uzyskać dofinansowanie na operację. Pojechałam z nią na dworzec. Tam ostatni raz przytuliłyśmy się…i odjechała, a ja czułam łzy pod powiekami.
Dzisiaj, przeglądając ten album, mam wrażenie, że wszystko wydarzyło się wczoraj, a nie prawie rok temu. Jestem z Tosią w stałym kontakcie. Dzwonimy do siebie często. Podczas dzisiejszej rozmowy dowiedziałam się, że moja inicjatywa sprowokowała dotychczasowych znajomych Tośki do działań, które przyniosły kolejne dodatkowe pieniądze, dzięki czemu jest już w Prywatnej Klinice Okulistycznej w Poznaniu, i że za kilka dni będzie miała operację, a ja? Ja jestem szczęśliwa, że ją poznałam i zyskałam w niej najlepszą przyjaciółkę. Wierzę, że podczas kolejnych wakacji, które spędzimy razem, będzie już po operacji, która uda się i sprawi, że Tosia będzie mogła zobaczyć mnie, moją wioskę i znajomych.

To jest opowiadanie pisane na konkurs...niestety bez powodzenia...chyba, ponieważ nie poznałam wyników

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Madziuleńko.
Świetny temat. Jeśli prawdziwy - tym bardziej. Nie jestem krytykiem więc nie będę się wymądrzał. Po prostu jestem o wiele starszy ( sądząc po tym, że jesteś / byłaś w Gimnazjum ), więc, tak całkiem zwyczajnie, powiem Ci, że należałoby nieco dopracować styl; myślę, że dobrze byłoby zwiększyć emocjonalność tekstu; może poprzez odstąpienie od formy pamiętnikarskiej, poprzez odstąpienie od pisania w pierwszej osobie. No, nie wiem. Jak powiedziałem, nie jestem krytykiem. Jeżeli konkurs, na który napisałaś ten tekst, miał ograniczenia, co do ilości słów, to OK, ale jeśli nie, to warto było nieco bardziej rozbudować fabułę; dodać trochę emocji, nie opierając się jedynie na ew. empatii czytającego odbiorcy; jakiś skrótowy opis jednego z wielu dni spędzonych z okaleczoną przyjaciółką; może trochę dydaktyki w kwestii zachowań kierowców na drogach...; trochę więcej o przyjaciółce, bo przemianę, jaka się dokonała w Tobie opisałaś bardzo sugestywnie, tyle, że, jak dla mnie, brzmi to nieco usprawiedliwiająco. Wydaje mi się, że nie musisz i nie masz potrzeby usprawiedliwiania się. Większość ludzi, o ile nie wszyscy, na wieść, że mają dla kogoś obcego zrezygnować ze swoich planów byłaby z góry nastawiona bardzo anty i nie cieszyłaby się jakoś zbytnio z tego powodu, ale to całkowicie naturalne, jako, że "bliższa ciału koszula". I nie ma się czego wstydzić, ani po co się usprawiedliwiać. Tak po prostu jest. To normalne. No chyba, że jest się Matką Teresą z Kalkuty :-)). Trzeba najpierw kochać i akceptować samego siebie, a potem dopiero można, chociaż brzmi to nieco paradoksalnie, naprawdę kochać i akceptować innych ludzi. Jak powiedziałem na wstępie, temat świetny. A reszta - zależy już tylko od Ciebie. Pisz. Jak najwięcej. Odkładaj, na czas jakiś, to, co napisałaś, potem do tego wracaj i czytaj, jak coś, co mógłby napisać ktoś obcy - i zastanawiaj się, czy nie możnaby tego zmienić i napisać w inny sposób.
Pisanie nie jest samo przez się łatwe. To dar, ale wymagający wielu poświęceń i ciężkiej pracy. I tego Ci życzę.
Pozdrawiam A.S.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat rzeczywiście świetny i emocje, które starasz się przekazać są widoczne. Zgadzam się z przedmówcą, że musisz jeszcze troszkę popisać i się wprawić w tym :) ale nie mniej przyznaje się, że mi się to podoba :) możnaby jeszcze trochę rozbudować fabułę i troszkę to przeciągnąć, wpleść jeszcze coś w środek, ale nie jest źle. Po prostu jeszcze troszkę rozpiszesz rękę i zobaczysz, że będzie ci szło co raz lepiej :). Trochę musisz się wystrzegać czegoś takiego jak w dialogu " Obiecuję – obiecałam." wręcz przeciwnie. Wprowadziłoby to w, coś w stylu, zaskoczenia czytelnika :) Ale podsumowując, mi się podoba, wystarczy, że jeszcze poćwiczysz i zobaczysz ze będziesz ostro pisać ;p :)
Serdecznie pozdrawiam... :))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Dzięki wam za słowa;) tak szczerze to wole pisać wiersze a to opowiadanie pisąłam na konkurs który rzeczywiście miał ograniczenie słowne. To na początku było dłuższe ale po przeróbkach...skróciło się;) przeczytajcie pozostałe i również skomentujcie;) dzięki:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

To nie jest baśń. Przenieś to do działu Proza, jak dobrze radzi Ci Marianna. (Zresztą Twoje drugie opowiadanie to też nei jest baśń). Dlaczego wkleiłaś je tutaj? Tu ludzie szukają innego charakteru opowiadań.

Poza tym treść opowiadania jest ściągnięta z książki "Spotkanie nad morzem" Jadwigi Korczakowskiej. Gdybyś je opublikowała, mogłabyś odpowiadać przed sądem za plagiat. Nic dziwnego, że nie dostałaś nagrody w konkursie.

Co do błędów, w pewnym momencie dwukrotnie powtórzyłaś wyraz: "samochodu" (już mi się nie chce szukać tej pomyłki, ale powinno się czytać to, co się napisze).

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...