Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Moja ostatnia powieść XIII


Sceptic

Rekomendowane odpowiedzi

XIII – OPIS PRZYRODY
Żar lał się z nieba. Wszelka wilgoć – zgromadzona w glebie, roślinach, na powierzchni chodników i asfaltu, wreszcie: ta z ludzkich ciał – parowała, tworząc w oddali drgającą mgiełkę. Powietrze, gorące jak tchnienie hutniczego pieca - parzyło nieosłonięte części ciała przechodniów; perspiracja pracowała na pełnych obrotach, bawełniane ubrania przyklejały się do karków, pleców i boków. Promienie bezlitosnego słońca odbijały się od wszelkich powierzchni – od okien, karoserii, białych ubrań, a zdawało się, że także i od chodników, nawet od ludzi – każdy był chodzącym radiatorem, emitującym promieniowanie cieplne.
Powietrze było nieruchome, lepkie i ciężkie, jakby miało konsystencję miodu; zanurzone w nim były tramwaje, autobusy, samochody osobowe; ludzie dusili się, usiłując wciągnąć je do płuc. Wszyscy usiłowali schronić się w cieniu, ale cień niewiele dawał – powietrze było wszędzie jednakowo nagrzane. Mieszkania nie dawały nawet odrobiny wytchnienia – szyby położonych kilka czy kilkanaście metrów nad ziemią okien niemal topniały z gorąca. Niektórzy próbowali zasłaniać je folią aluminiową – co im samym niewiele przynosiło pożytku, a tylko zwiększało męki tych na zewnątrz.
Niebo było czyste – tafla błękitnego ukropu – ale nikt nie patrzył w górę w irracjonalnej obawie przed doznaniem poparzeń. Jedno było jasne dla wszystkich – niezależnie od płci, wykształcenia i doświadczenia – bez burzy obejść się tego dnia nie mogło.
Mimo to burza zdołała wszystkich zaskoczyć. Nagle, dosłownie w ciągu kilku sekund, niebo zasnuły ciemne, mięsiste chmury, zwieszające się tak nisko, że niemal ocierały się o dachy bloków; jeszcze mniej sekund potrzeba było deszczowi, by bez ostrzeżenia runąć ścianą wody na głowy niczego niepodziewających się przechodniów. Ludzie zaczęli biegać opętańczo, jak wolne elektrony – każdy w innym kierunku; zderzali się ze sobą, zmieniając kierunek po każdym zderzeniu; panie niezgrabnie truchtały na zbyt wysokich obcasach, panowie rozchlapywali butami kałuże, brudząc białe koszule – wszystko w poszukiwaniu skrawka suchej przestrzeni; daremnie, bo wszystkie były już dawno zajęte, jakby inni stali tam przez cały dzień, by – na wypadek deszczu – śmiać się z tych, którym zabraknie miejsca pod ich dachem.
Warszawiacy spłynęli falą do przejść podziemnych, na stacje metra, do sklepów, banków, kin, drogich restauracji, na obskurne klatki schodowe, by stamtąd – nierzadko mimowolnie – nasłuchiwać, skuliwszy się w środku jak dzikie zwierzęta w swoich norach.
Rozległ się suchy trzask, jakby jakiś olbrzym złamał wiekowe drzewo niczym zapałkę. Wiatr gwizdał do wtóru legato, deszcz bębnił o szyby w szaleńczym staccato. Oślepiający blask rozjaśnił niebo, zamigotał jak światło jarzeniówki. Niebo rozdzierały błyskawice – wzdłuż i w poprzek, jakby chciały dla zabawy podrzeć je na małe kawałeczki.
-Wyłączcie komórki! - krzyknął ktoś, ale nikt go nie słyszał; zagłuszył go potężny gwizd – tuż obok uderzyła jak boski bicz sucha struga bladego, zimnego światła. I gdyby ktokolwiek miał wtedy odwagę spojrzeć w górę, zobaczyłby niebo rozdarte na pół, przerwane; ciemne poły rozchyliły się, opadły z hukiem, odsłaniając niebiańską maszynerię, podobną do zegarowej, składającą się z kół zębatych o niesłychanej ilości zębów – i zobaczyłby też, że poza nią tak naprawdę niczego więcej już nie było.
-Opisy przyrody! - krzyknął w słuchawce głos Mikołaja. – Oto czego w twojej powieści brakuje! Żadna wielka powieść, rozumiesz, żadna, nie może się obejść bez opisów przyrody! Oto jest pole do artystycznego popisu, do pokazania prawdziwego pisarskiego kunsztu! Rozumiesz, przyroda musi się stać w twojej powieści dodatkowym, wszechobecnym bohaterem, niemalże jej narratorem! Psychizacja przyrody, rozumiesz, tak robił już Żeromski – oto jak najlepiej oddać stan psychiczny postaci, co przecież w narracji pierwszoosobowej, którą stosujesz, jest niezmiernie trudne! Pamiętaj, zaklinam cię, o opisach przyrody!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z góry przepraszam za bezceremonialność, ale przedstawiony opis jest w moim odczuciu przekombinowany. Dlaczego? Spróbuję to uzasadnić na bazie poniższego, początkowego fragmentu tekstu:
"Żar lał się z nieba. Wszelka wilgoć – zgromadzona w glebie, roślinach, na powierzchni chodników i asfaltu, wreszcie: ta z ludzkich ciał – parowała, tworząc w oddali drgającą mgiełkę." - żeby było logiczne, to zdanie powinno być poprzedzone informacją o wcześniejszym, bardzo niedawnym deszczu, który pozostawił wilgoć na powierzchni chodników i asfaltu. Jeśli żar leje się z nieba to mokre chodniki wysychają w ciągu kilku minut. Drgająca w oddali mgiełka jest bardzo ładnym określeniem ale kompletnie nie odpowiada rzeczywistemu zjawisku w takich warunkach, bo do zaistnienia mgły potrzebna jest różnica temperatur. Poza tym - dlaczego w oddali? Bardziej wiarygodne byłoby zdanie o tym, że parująca wilgoć nasycała i tak już ciężkie powietrze lub coś w tym rodzaju. "Powietrze, gorące jak tchnienie hutniczego pieca - parzyło nieosłonięte części ciała przechodniów; perspiracja pracowała na pełnych obrotach, bawełniane ubrania przyklejały się do karków, pleców i boków." - zamiast "nieosłonięte" prościej byłoby powiedzieć "odkryte" i - jak dla mnie - wystarczyłoby samo "ciała" bo "części ciała" brzmi zbyt anatomicznie. Jeśli mowa o przyklejaniu się do karków, pleców i boków, to chyba chodzi o koszule a nie ubrania, bo te przyklejają się również do ud i pośladków. I dlaczego bawełniane? A jedwabne i z tworzyw sztucznych nie? Właśnie bawełniane przyklejają się najmniej! "Promienie bezlitosnego słońca odbijały się od wszelkich powierzchni – od okien, karoserii, białych ubrań, a zdawało się, że także i od chodników, nawet od ludzi – każdy był chodzącym radiatorem, emitującym promieniowanie cieplne." - co byś powiedział na taka wersję: "Wydawało się, że promienie bezlitosnego słońca odbijały się od wszystkich powierzchni – nie tylko od wystaw, reklam, karoserii, ale także i od chodników, a nawet od ludzi – każdy był chodzącym radiatorem, emitującym promieniowanie cieplne." Usunęłam białe ubrania bo beżowe lub kremowe odbijają tak samo.
"Powietrze było nieruchome, lepkie i ciężkie, jakby miało konsystencję miodu; zanurzone w nim były tramwaje, autobusy, samochody osobowe; ludzie dusili się, usiłując wciągnąć je do płuc." - prościej i chyba naturalniej brzmiałoby dla mnie tak: "Powietrze było nieruchome, lepkie i ciężkie; tramwaje, autobusy i samochody poruszały się leniwie jakby były oblepione miodem a ludzie z wysiłkiem wciągali je do płuc."

W podobny, czepliwy sposób mogłabym się odnieść do niemal każdego zdania, ale nie o to chodzi. Chcę tylko zwrócić uwagę, że możliwy jest i taki odbiór czytelnika. Mam nadzieję, że Cię nie uraziłam. Pozdrawiam - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w ekstremalnie wysokiej temperaturze i asfalt może zacząć parować - bo po prostu jest w nim - czy na nim - jakaś odrobina wody, jak we wszystkim. wszystko może wyparować, to tylko kwestia temperatury ;)

mowa o majowym upale, a w maju: 1. podłoże ma w sobie jeszcze sporo wilgoci - i to nawet asfalt, bo ten też wchłania. 2. nietrudne o zjawisko mgiełki, które widziałem w mieście na własne oczy przynajmniej 50 razy...

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



prościej i naturalniej? dla mnie nic z tych rzeczy :)

ten rozdział jest z definicji przekombinowany i paszkwilowaty. ja wiem, że to jest zły opis - taka jest właśnie intencja. po co zamieszczać w powieści złe opisy? ano, jeśli powieść jest o tym, że narrator chce zostać poetą...

all in all - dziękuję za poświęcony czas. bynajmniej nie czuję się urażony, przeciwnie - doceniony przez to, że ktoś zostawił u mnie tak długi komentarz!

dziękuję,
s.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @egzegetaNie ma sprawy Wiktorze. Wiktorze, czy z tego tomiku wierszy zakosztujemy kunsztu pisarskiego Twoich dzieł? 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Rozdział dziewiąty      Minęły wieki. Grunwaldzkim zwycięstwem i przejęciem ziem, wcześniej odebranych Rzeczypospolitej przez Zakon Krzyżacki, Władysław Jagiełło zapewnił sobie negocjacyjną przewagę w rozmowach ze szlachtą, dążącą - co z drugiej strony zrozumiałe - do uzyskania jak największego, najlepiej maksymalnego - wpływu na króla, a tym samym na podejmowane przez niego decyzje. Zapewnił ową przewagę także swoim potomkom, w wyniku czego pod koniec szesnastego stulecia Rzeczpospolita Siedmiorga Narodów: Polaków, Litwinów, Żmudzinów, Czechów, Słowaków, Węgrów oraz Rusinów sięgała tyleż daleko na południe, ileż na wschód, a swoimi wpływami politycznymi jeszcze dalej, aż ku Adriatykowi. Który to stan rzeczy z jej sąsiadów nie odpowiadał jedynie Germanom od zachodu, zmuszanym do posłuszeństwa przez księcia elektora Jaksę III, zasiadającego na tronie w Kopanicy. Południowym Słowianom sytuacja ta odpowiadała również, polscy bowiem królowie zapewniali im i prowadzonemu przez nich handlowi bezpieczeństwo od Turków. Chociaż konflikt z ostatnio wymienionymi był przewidywany, to jednak obecny sułtan, chociaż bardzo wojowniczy, nie zdobył się - jak dotąd - na naruszenie w jakikolwiek sposób władztwa i interesów Rzeczypospolitej. Co prawda, rzeszowi książęta czynili zakulisowe zabiegi, aby osłabić intrygami spoistość słowiańskiego imperium poprzez próbowanie podkreślania różnic kulturowych i budzenie  narodowych skłonności do samostanowienia, ale namiestnicy poszczególnych krain rozległego państwa nie dawali się zwieść. Przez co od czasu do czasu podnosił się krzyk, gdy po należytym przypieczeniu - lub tylko po odpowiednio długotrwałym poście w mało wygodnych lochach jednego z zamków - ten bądź tamten imć intrygant, spiskowiec albo szpieg dawał gardła pod toporem czy mieczem mistrza katowskiego rzemiosła.     Również początek wieku siedemnastego nie przyniósł jakiekolwiek zmiany na gorsze. Wielonarodowa monarchia oświecona, w której rozwój nauk społecznych służył utrzymywaniu obywatelskiej - nie tylko u braci szlacheckiej, ale także u mieszczan i chłopów - świadomości, kolejne już stulecie okazywała się odporna na zaodrzańskie wysiłki podejmowane w celu zmiany istniejącego porządku. W międzyczasie księcia Jaksę III zastąpił na tronie jego syn, Jaksa IV, pod którego rządami Rzeczpospolita przesunęła swoje wpływy dalej na zachód i na północ, ku Danii i ku Szwecji, zaczynając zamykać Bałtyk w politycznych objęciach, co jeszcze bardziej nie w smak było wspomnianym już książętom.     - Niedługo - sarkali - ten kraj będzie ośmiorga narodów, gdy Jaksa ożeni się z jedną z naszych księżniczek lub gdy nakaże mu to ich królik - umniejszali w zawistnych rozmowach majestat władcy, któremu w gruncie rzeczy podlegali. I którego wolę znosić musieli.     Toteż i znosili. Sarkając do czasu, gdy zniecierpliwiony Jaksa IV wziął przykład - rzecz jasna za cichym królewskim przyzwoleniem - przykład z Vlada Palownika, o którego postępowaniu z wrogami wyczytał niedawno z jednej z historycznych ksiąg... Cdn.      Voorhout, 24. Listopada 2024 
    • @Katie , ciekawie jest poczytać o tego typu uczuciach. A czy myślałaś o tym, żeby zrobić krótsze wersy? A może właśnie takie długie wersy spełniają jakąś funkcję w tym wierszu... .
    • Zostały nam sny Zostały nam łzy   Z poprzednich wcieleń   A prawda okazała się kłamstwem Zapisanym w pamiętniku   Tam głęboko gdzieś na strychu
    • Dziewczynie stojącej w szarych spodniach przy telefonie spadł przy rozmowie ze stopy... więzienny drewniak. Stuk było słychać sto kilometrów dalej.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...