Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Tokomaruk IV


Liryczny_Łobuz

Rekomendowane odpowiedzi

***


Toko nie trafił jednak – bo Ania jechała jeszcze na Farmę. Obmyty dokładnie Ignac, bez specjalnego zadowolenia siedział w torbie, owinięty szczelnie w ręcznik. Na zewnątrz patrzyły tylko jego inteligentne ślepka a ruchliwy nosek z przyjemnością łowił teraz, już dobrze znane mu zapachy. Przed nimi było jeszcze kilka godzin jazdy. Ania zmęczona podróża zasnęła. Kiedy zbudziła się po kilku godzinach , z przerażeniem zauważyła, że ciałem Ignaca wstrząsają jakieś dziwne drgawki, a z jego nosa płynie dziwna biała wydzielina. Był wyraźnie chory.
Jak na złość przebudził się takze Yan. Od razu zorientował sie w sytuacji i zaalarmował innych. Auto stanęło. Yan zarządał żeby Ignac opuścił samochód, ale nikt go nie poparł. Sprawę rozstrzygnęła sama Ania. Włożyła szczurka do torby i umieściła w bagażniku. Przed sobą mieli jeszcze niecała godzinę jazdy – więc pewnie nic mu się nie stanie.
Ruszyli dalej. Dookoła zaczęły pojawiać się już łachy piachu , pokryte kępami wysokich sosen.
Wreszcie dojechali na Farmę. Mina wyskoczyła pierwsza – i oczywiście bardzo się zdziwiła, bo całkiem inaczej wyobrażała sobie to miejsce. Po pierwsze – wszystkie budynki stały w lesie. Były zrobione z drewna, więc idealnie wtapiały się w otoczenie. Dalej, na skraju lasu, zwrócony w stronę morza – wirował cały rząd drewnianych, energetycznych wiatraków – ale, że były poprzyczepiane do sosen – to także nie rzucały się w oczy.
Wszyscy zaczęli wychodzić z auta. Artur zatrąbił jeszcze – i spośród drzew wypadła na nich cała zgraja psów. Za nimi widać było sylwetkę Kronna, miejscowego, emerytowanego weterynarza, który wraz z żoną, Sasenką, opiekował się na codzień Farmą.
Anna pierwsza była przy bagażniku, wyjęła torbę z Ignacem i pobiegła do Krona. Widać było jak chwile debatują, a potem przenoszą razem torbę gdzieś do lasu.
Kiedy bagaże były już na wierzchu, Artur wprowadził busa do specjalnego szałasu i włączył elektroniczne ekranowanie tego garażu, a cały korowód postaci podążył za Yanem w stronę budynków.
Przy drzwiach spotkali sie z Anią i Kronnem.
- No i co z tym szczurem? – od razu zapytał Yan.
- Zobaczymy – odpowiedział mu gospodarz – na razie dostał klatkę-izolatkę. Ale nie gadajmy na zewnątrz – bo łatwo tu was namierzyć.
Weszli do dużej, ciemnej sieni, gdzie wzdłuż jednej ściany stały drewniane ławy – a po drugiej stronie dwie spore skrzynie.
Przybysze zgodnie siedli na ławach. Z sąsiednich drzwi wyszła Sasenka. Była starszą, usmiechnięta kobietą, o niespotykanej już w mieście, nadwadze. Jej pucułowatą twarz, którą ozdabiały dwa śliczne dołeczki, okalała burza siwych włosów.
Wszyscy zerwali się z miejsc i rzucili się jej na szyję.
- Ostrożnie, bo mi ją udusicie! – zawołał ze śmiechem Kronn.
- No właśnie – Mina trzymała się z tyłu – także się tego obawiam.
- Nic mi nie będzie – spośród kłębowiska ciał dobiegł głos Sasenki – ale już mnie puście, bo muszę wam coś dać jeść. Na pewno jesteście głodni!
- Tak! Tak! -Odezwały się głosy.
Sasenka pokiwała jeszcze ręką Minie i wyszła, a oni znowu siedli na ławach.
Kronn otworzył jedną ze skrzyń i zaczął rozdawać małe, płócienne woreczki z wyszytymi imionami. Mina jako nowa – dostała woreczek jakieś Zoozii. W kazdym woreczku mieściły się specjalne, zasilane akumulatorkiem - pilotka i lewa rękawiczka. Były to urządzenia ekranujące przed satelitami ich Bio i AutoChipy.
Za to ich telefony Kronn zebrał do małego pudełeczka i spuścił na długiej linie do drugiej, tej większej skrzyni.
Mina zaglądnęła tam do środka i ze zdumieniem zobaczyła długą, ginącą w mroku , metalową drabinkę.
- A to co znowu? – zapytała
- Valeri podszedł do niej – to taki specjalny tunel. Kronn kopie go już trzeci rok. W razie ataku Policji – tędy uciekniemy na wybrzeże. A tam mamy schowane dwa podwodne ścigacze.
- A co Policja ma do was ? - Mina spojrzała Valowi w oczy.
- Oni po prostu nie lubią ... nie wiedzieć w każdej godzinie – co kto robi.
- I Kronn sam to wszystko wykopał?
- No nie – Kronn ujął ją za rękę. – Chłopcy zawsze jak tu są, to mi pomagają. A dziewczyny pomagają mojej Sasence. Ania jednak ma dzisiaj inny kłopot – może dzisiaj jej pomożesz przy Ignacu?
- Oczywiście! A gdzie ona jest?
- Wyszła przed chwilą. Pewno poszła do swojego szczurka – idź prosto, potem skręcisz w prawo i za taką stertą ziemi, na grubej, metalowej nóżce znajdziesz naszą klatkę-izolatkę. Obok będziesz miała pojemnik z maseczkami i gumowymi rękawicami. Tego Ignaca lepiej jeszcze nie dotykać.
- A jest jakaś szansa na uratowanie go? – zapytała Mina wkładając „pilotkę”.
- No wiesz, ja tutaj wszystkich leczę naszym zielonym miodem. Zwykle pomaga jak się go zje, ale tutaj chyba będziemy musieli ... a zresztą, muszę się jeszcze nad tym zastanowić. No idź już.
- No to idę – Mina wybiegła przez drzwi.
Kronn zwrócił się do Vala :
- A skąd się ona wzięła na naszej Farmie?
- No wiesz, to koleżanka naszych dziewczyn. Razem z nimi trenują tę ... akrobatykę odchudzającą, ... chyba. No i jakoś zgadały się i ... poszło już dalej.
- No , to miła i bystra dziewczyna – a czym się zajmuje?
- Pracuje chyba w biurze i uczy się ,,, systemów transportowych... czy coś takiego. Jakieś straszne nuuudy!
- OK! To co – teraz idziesz coś zjeść a wieczorem trochę pokopiemy?
- Oczywiście! Brakuje mi czasem porządnego fizycznego wysiłku – odpowiedział Val i poszedł do kuchni.
Tymczasem Mina, kiedy już skręciła za tą stertę ziemi, i nie można było jej dojrzeć z domu – zdjęła ekranującą rękawiczkę i podłączyła do swojego AutoChipa mały nadajniczek. Kiedy zapaliło się na nim czerwone światełko – jej AutoChip mógł już nadać zakodowaną wcześniej (jeszcze w busie ,kiedy wszyscy spali) , wiadomość. Już chciała rozpocząć nadawanie, ale usłyszała przed sobą czyjeś kroki.
Szybko schowała nadajnik i założyła rękawiczkę.
Zza kępy drzew wyszła smutna Anka.
- Właśnie idę Ci pomóc – zawołała do niej Mina
- Och! Nie wiem co mu może pomóc – Ania wzruszyła ramionami – już się nawet nie rusza, tylko coraz szybciej oddycha.
- Bidulek ... a taki był wesoły!
Dziewczyny razem wróciły do domu. Przebrały się, umyły i poszły coś zjeść.
A w kuchni zastały wszystkich, oprócz Kronna, z apetytem pałaszujących domowe pierogi. Na środku stołu stał, opróżniony już do połowy wielki, szklany dzban z prawdziwą. gęstą śmietaną.
Mina pierwszy raz skosztowała takich pierogów i ... od razu zakochała się w tej potrawie.


A w małym, ciasnym mieszkanku, przewalał się na łóżku Mlax. Wprawdzie jego , umieszczona na głowie, siatka Dreamera – przekrzywiła się trochę, ale on sam - we śnie – dalej polował z Niskolotu , na białe niedźwiedzie. Pod nim przesuwała się szybko, zaśnieżona tafla arktycznego lodu, po której zwinnie umykał mu wielki biały miś. Jeżeli zdąży dobiec do przerębli – to Mlax znowu przegra! Klepnął w plecy pilota i krzyknął – Szybciej idioto! Pilot naparł z całych sił na drążek gazu, jego przestraszone oczy śledziły dokładnie ruchy niedźwiedzia. Na horyzoncie zamajaczyła już tafla ciemnej wody – Mlax wychylił się za okno i pomimo owiewającego mu twarz zimnego wiatru – zaczął strzelać. Niestety, znowu niecelnie. Po chwili niedźwiedź wskoczył z rozpędem do wody, aż jej rozbryzgi ochlapały szyby pojazdu. I znowu do przebudzenia zostało tylko 15 sekund.
Wściekły Mlax, przeładował broń i wymierzył w głowę pilota. Ten tylko skulił się na fotelu i potulnie czekał na egzekucję. Mlax zauważył, jak po jego twarzy spływają kropelki potu.
To była twarz Szóstki, jego szefa.
Huknął strzał!
Z uśmiechem cichej satysfakcji na ustach, przebudził się. Było jeszcze za wcześnie, żeby wstawać – pomyślał – ale zaraz przypomniał sobie , ze jest umówiony w Klubie. I to jak najwcześniej, zanim otworzą lokal. Zunn chce z nim pogadać o pracy.
Wstał więc, umył się i sięgną do lodówki, po przygotowaną jeszcze wczorajszego wieczora – potrawę.
Przebrał się w jakieś luźne, jaskrawe łachy – żeby w niczym nie przypominać smutnego urzędnika, czy policjanta – i pojechał Taxem do Klubu Ździebełko.
Ponieważ główne wejście było jeszcze zamknięte ( a z resztą i tak by się tamtędy nie przecisnął ), wszedł drzwiami dla personelu. Z tego co pamiętał, to gabinet Zunna był na 3 piętrze. Lekko posapując, wdrapał się tam i znowu stanął przed tymi wielkimi drzwiami, zrobionymi z prawdziwego drewna.
Musiały kosztować majątek – pomyślał.
- Wchodź Mlax – usłyszał nagle nad głową.
Wzruszył ramionami i wszedł do dużego kwadratowego pokoju, prawie zupełnie wypełnionego jakimiś monitorami.
Za nim, w drzwiach szczęknęły zamykane właśnie zasuwy. Zza metalowej szafy wyszedł Zunn. Wyglądał jak zwykle niesamowicie. Jego długie, naturalnie białe włosy, okalały szczupłą, ogorzałą twarz, zwieńczoną wydatnym, orlim nosem. Miał na sobie obszerną, krwistoczerwoną płócienną koszulę, z dużym wycięciem wokół szyi. Z pod niej , tylko trochę wystawały białe szorty do kolan, a na swoich umięśnionych nogach, wędrownika – nosił rzymskie sandały, których rzemienie, szczelnie oplatały jego łydki. Kiedy podszedł do Mlaxa, ten poczuł przy nim kolejny raz, jakim sam jest małym i śmiesznym człowieczkiem.
- No nareszcie! – zahuczał Zunn – już się odzwyczaiłeś wcześniej wstawać, co? W tym waszym Wydziale Edukacyjnym – muszą pracować niezłe lenie, he! he! he!
- No dzisiaj właśnie wziąłem sobie wolne, i ... trochę zaspałem.
- To wszystko przez te wasze Dreamery ! – Zunn podprowadził go do następnych szklanych drzwi – ja już od lat nie używam tego świństwa. One po prostu nie pozwalają odpocząć mózgom. I w końcu nasz mózg zaczyna oszczędzać energię, pracując tylko częścią neuronów – pozwalając reszcie „spać”, nawet na jawie. To taka, he, he – neurologiczna trójpolówka. Chyba wiesz o czym mówię. Proszę wchodź dalej.
Mlax wszedł do następnego pokoju. Był to typowy, jak z obrazka – XX-wieczny gabinet jakiegoś profesora. Podłogę pokrywał gruby czerwony, turecki dywan, okna przesłaniały ciężkie granatowe zasłony, a z sufitu zwisał wielki, kuty żyrandol. Dookoła widział różne szafy, biblioteczki i sekretarzyki. A na środku stało wielkie mahoniowe biurko, zawalone stosem zwykłych papierów. Zunn wskazał mu wielki skórzany fotel. Mlax zapadł się w nim z rozkoszą.
- Skąd masz tyle cennych antyków?- zapytał, rozglądając się dookoła – przecież to musiało kosztować majątek ... i do tego ten Klub? Znalazłeś jakiś skarb?
- O nie!, ja po prostu ... ale to długa historia. Czego się napijesz?
- Och, obojętne co – byle bez anyżku.
Gospodarz podszedł do jednego z sekretarzyków i go otworzył. W środku zabłysło światło które padło na tackę pełną kieliszków i szklaneczek. Za sekundę tacka przesunęła się do przodu, a od spodu wyjechały w górę różnokształtne, oszronione butelki i pojemniczek z lodem.
- Widzisz, to taki stary, jeszcze XX-wieczny barek-lodówka – uśmiechnął się Zunn – znalazłem go w pewnym zamku na południu dawnej Szkocji. Odnowiłem i działa jak kiedyś !
- Rzeczywiście, już teraz nie robią takich cudeniek.
- Antyki to moja druga pasja Mlax, po podróżach, Bo mój zawód, w dzisiejszych czasach, kiedy, oprócz ptaków, nie ma już prawie dzikich zwierząt – w końcu zaczął mnie nudzić.
- No ale miałeś powiedzieć mi – skąd u ciebie taki majątek – Mlax ujął w dłoń zimną, grzechoczącą lodem szklankę starej Whisky – już wiem, że nie dorobiłeś się go jako weterynarz.
- Taak – ale niestety, jeszcze nie mogę Ci powiedzieć całej prawdy. Obowiązuje mnie tajemnica – i to tajemnica Racji Stanu. Rozumiesz?
- Nie rozumiem, może chociaż coś w przybliżeniu ... to coś ... nielegalnego?
- Nie – wszystko zgodnie z prawem, ale z prawem ... dla wybranych. Nie! Więcej nic ci nie powiem. Pijmy twoje zdrowie. Hoop!
- No to Hoop! – Mlax pociągnął długi łyk – ale,ale – ja tu przecież przyszedłem w sprawie pracy.
- No właśnie – Zunn odłożył szklaneczkę i podszedł do biurka – postanowiłem rozbudować Klub w dół. W piwnicy ekipa kończy remont lokalu. To będzie olbrzymia sala holograficzna. Ma dać wrażenie 16 rajskich wysp, pływających po słonecznej lagunie. Wyspy będą 2 i 4 osobowe, lekko kołyszące się na falach. Z wyspy będzie widać całą lagunę, lecz bez ludzi . oni będą mogli robić tam co im sie podoba – och! I dobrze wiemy co – uśmiechnął się - a my zapewnimy pełną dyskrecję.
- Ale – zastanowił sie Mlax – jak im sie zechce jeść , albo ... sikać?
- Co do jedzenia – to proste. Przez podnośniki kołyszące wyspami – będziemy posyłać potrawy. A co do sikania – to będzie można robić to wprost do laguny! Będą mieli nieodparte wrażenie, że siurają do wody. A te ... hmm ... sprawy większego kalibru ? ... no cóż, pomiędzy wyspami będzie pływała specjalna tratwa z krytą palmowymi liśćmi, kabiną.
- Wszystko fajnie, ale czy to będzie legalne?
- Tak – bo nikt obcy nie będzie widział tych igraszek. To nie będzie publiczne uprawianie seksu.
- No a ja – Mlax pociągną kolejny łyk – co ja tam będę robił. Może mam kierować tą tratwą, he, he, he?!
- Ależ skąd ! – Zunn wstał zza biurka i podszedł do Mlaxa – mam dla ciebie dwie propozycje. Albo będziesz zarządzał tą częscią Klubu. Po prostu potrzebuję tam zaufanej osoby.
- No, nie wiem ... to pewnie mnóstwo rozliczeń finansowych, jakieś kłótnie z klientami, raczej nie ... a ta druga propozycja?
- To coś na czym się znasz. Będziesz Nadszefem kuchni.
- O! To już wygląda lepiej.
- No a co myślałeś. Przecież nigdy nie zapomnę tych twoich sałatek z niespodzianką, albo zup. Masz w rękach, stary – niesamowity talent. A poza tym – to właśnie w kuchni odnotowuję największe straty – więc dobrze że to ty będziesz miał na wszystko oko.
- A jak będzie z godzinami pracy. Bo nie wiem jak ja pogodzić ze swoim dotychczasowym zajęciem.
- A właśnie – uśmiechnął się Zunn – chyba będziesz musiał tu spędzać prawie całą dobę, więc z praca w Policji będziesz musiał się pożegnać.
- W Policji?!
- No nie myślisz chyba, ze kupiłem tę bajeczkę, ze jesteś zwykłym urzędnikiem?! Mam zwyczaj sprawdzać swoich pracowników. Ale jak się dogadamy – to jeszcze dzisiaj zadzwonię do AgloKomendanta, zeby to szybko załatwić.
- Hej! To widzę, ze masz fajnych znajomych – może i mnie im przedstawisz?
- Wszystko w swoim czasie ... aha, jeszcze jedno – ile zarabiałeś miesięcznie jako tajniak?
- No ... ponad 300 pajków ale to tajemnica – Mlax rozglądnął sie dookoła.
- To u mnie tyle zarobisz w tydzień !
- Naprawdę?!!!
- Tak – i to tylko na początek.
- Ale będę miał czas na spanie, co?
- Oczywiście – i to niedaleko. Właśnie wydzierżawiłem od miasta sąsiedni budynek – i tam będzie zarówno kuchnia, jak i pokoje dla kierownictwa. A ty będziesz miał nie tylko sypialnię z elektroniczną garderobą, ale także gabinet i łazienkę.
- A moje mieszkanie ...może je wynajmę Policji – na SpecLokal?
- Rób co chcesz – widzę, ze już dopiłeś – to może obejrzysz swoje nowe królestwo?
- Teraz?
- Tak, zaraz znajdę ci jakąś fajną przewodniczkę a o ... 14-stej spotkamy się na dole, na obiedzie. OK?
- OK! OK! OK! - usłyszał w odpowiedzi.
Zunn wezwał do siebie jakąś Kin-go.
Po chwili usłyszeli dzwonek.
- No idź do niej - zachęcił Mlaxa. Ona już wie co ma ci pokazać. Ale jak zapragniesz więcej - Zunn puścił do niego oko– to już będzie twój problem.
- No to idę zobaczyć te ... cudeńka – obaj uśmiechnęli się do siebie, podali sobie ręce i Mlax wyszedł.
Za drzwiami , czekała na niego bardzo wysoka i zgrabna dziewczyna, o lekko wschodnich rysach twarzy –jej wielkie, czarne oczy, świetnie kontrastowały z szerokim, czerwonokrwistym kołnierzem-dekoltem, okalającym jej opalone na złoty brąz, ramiona. Dołem doszyta była do niego prosta, żółta superminiówa, zakończona trzema cieńkimi paseczkami w kolorze kołnierza. Całość dopełniały żółte i tak modne ostatnio czubate, samostepujące buty, których rozwarstwione podeszwy wyklaskiwały w czasie chodzenia, dowolny, synkopowy rytm.
- Hej – onieśmielony jej urodą Mlax tylko tyle zdołał wyksztusić.
- Jestem Kin-go – ten uśmiech roztopił by każdy lodowiec – Chodźmy.
Mlax, któremu już w głowie zaszumiała whisky - patrzył z pożądaniem na jej szczupłe, rozkołysane biodra, kiedy tak szła przed nim korytarzem.
A ojciec mi kiedyś opowiadał – rozmyślał leniwie – że Azjaci byli mali, żółci i pracowici. Ciekawe jaką ona tu wykonuje pracę?
Weszli do windy i zjechali kilka pięter niżej.
Tu zobaczyli wielką, jasno oświetloną salę, po której kręciło się mnóstwo robotów i kierujących nimi ludzi. Po suchym jeszcze dnie „laguny”, przeszli na drugi koniec piwnicy, do tzw. Sterowni. Stąd pięcioosobowe zespoły inżynierów, będą kierowały przez 24 godziny na dobę, tym całym aquqparkiem.
- A gdzie jest kuchnia? – Max doszedł już do siebie.
- Oh! Musimy pójść wzdłuż tego podajnika – aż do drugiego budynku. Tędy proszę – Kin, wskazała mu szerokie , półprzeźroczyste drzwi.
Wszedł w nie pierwszy. W drugim budynku, od razu zorientował się – co gdzie jest. Bezbłędnie trafił do dwupoziomowej, supernowoczesnej kuchni. Ze znawstwem oglądał poszczególne, jeszcze błyszczące nowością, urządzenia.
- A stamtąd – dziewczyna wskazała na wiszącą w górze, przeszkloną klatkę – będziesz miał na wszystko oko.
- OK! Już mniej więcej się orientuję – Mlax rozejrzał się dookoła – co jeszcze zwiedzimy ?
- Tu wyżej jest twoje nowe mieszkanie, mam cię tam zaprowadzić?
- No ... jak już tu jesteśmy ... .
Kin-go uśmiechnęła się do niego i weszła do najbliższej windy.
Już po chwili stali przed, jakby narysowanymi na ścianie - drzwiami.
- Daj mi rękę – poprosiła dziewczyna.
Mlax posłusznie spełnił jej prośbę i po chwili miał na dłoni matrycę ChopKeya. Przyłożył ją do swojego AutoChipa i złamał. W tym momencie jego Autochip został zakodowany i kiedy zbliżył dłoń do ściany – drzwi same, rozsunęły się na boki. Zobaczył okrągły przedpokój, którego sufit stanowiła przeszklona kopuła. Wychodziło z niego 5 ( także „narysowanych”) otworów drzwiowych.
- Zaczniemy chyba od sypialni? – Kin ujęła go za rękę i poprowadziła do jednych drzwi. Te bezszelestnie otworzyły się przed nimi.
Stanęli przed dużym, okrągłym łożem.
- Wiesz – Kin-go dziwnie popatrzyła mu w oczy – Zunn kazał mi być dla ciebie ... bardzo miłą. Zostaniemy tu jakiś czas?
Mlax nie posiadał się ze szczęścia.
- A jest tu jakiś barek?
- Oczywiście – dziewczyna, jakby odetchnęła z ulgą – tu, przy ścianie.
- No to może napijesz się ze mną whisky – Mlax już otworzył szafkę. Zamieniły się różnokolorowe butelki.
Kin-go przysiadła na brzegu łóżka. Mlax szybko przygotował drinki i siadł przy niej.
Ujęli w dłonie szklanki, popatrzyli sobie w oczy.
Nagle, piękną twarz dziewczyny wykrzywił grymas płaczu a oczy zaszkliły się łzami. Nie wytrzymała – oddała szklankę Mlaxowi i wybiegła ze szlochem do przedpokoju. On – siedział jak zamurowany. Całe jego podniecenie znikło jak Świster. Nie wiedział co ma teraz zrobić, zawsze był bezbronny, wobec płaczących kobiet.
Wtedy usłyszał jakiś stuk.
Popatrzył na drzwi.
Stała w nich Kin. Właśnie zrzucała z nogi swój drugi bucik.
- Dam ci to czego oczekujesz – wyszeptała – ale proszę cię o jedno ...
- Tak?
- NIGDY, nie mów Zunnowi o tym co zaszło. Na szczęście tu jeszcze nie zainstalowano kamer – wiec możemy to jakoś ukryć.
- ... jakich kamer?!
- No – BHC, Body Hidden Camera – nigdy o nich nie słyszałeś?
- Nie!
- To ty nie jesteś z KZP ?
- Jakiego KZP ?!
- No z Korporacji Zdrowia Publicznego.
- Nie! Ja pracuję w ... AgloAdministracji.
- To skąd znasz Zunna?
- Och! Znamy się jeszcze ze szkoły.
- No to dlaczego, kazał mi zrobić ci dobrze?
- Taaak? To miło z jego strony – Mlax znowu wypił głębszy łyk – a masz z tym jakiś problem?
- Ja nie wiem ... czy .... czy mogę ci to powiedzieć – ale pewnie i tak dowiesz się wszystkiego od Zunna. Tylko że to największa tajemnica! Pamiętaj!
- OK! OK! – będę milczał jak zresetowany kot – mów.
- No więc - ja i jeszcze wiele, wiele dziewczyn i młodych chłopców ... – dziewczyna ściszyła głos - jesteśmy pracownikami ... a właściwie niewolnikami KZP.
- Ej, coś prześwietlasz! Przecież niewolnictwo już dawno nie istnieje!
- Na jakim ty świecie żyjesz! Niewolnictwo kwitnie sobie w najlepsze. Popatrz na Zunna – chyba lepiej mu się powodzi niż tobie, prawda?
- No właśnie – skąd on ma tyle kasy?
- Bo jest głównym dostawcą, na tym pasie Euroazji ... młodych dziewczyn do Jedynki.
- Jedynki? A to znowu co takiego?
- Jedynka – Kin-go zbliżyła usta do jego ucha – to taka tajna, ukryta na jakiejś wyspie Aglomeracja.
- No! Aglomeracja – Mlax z lubością zanurzył się we wschodni zapach jej perfum – i kto tam mieszka?
- No właśnie ci niewolnicy, wyłapywani na całym świecie. Oni obsługują tam tych ...ohydnych i spoconych ...staruchów .- Kin znowu ukryła twarz w dłoniach ... pppszepraszam.
- No już – Mlax znowu poczuł się nieswojo – no już ... nie płacz, maleńka.
Dziewczyna wyprostowała się, wzięła głęboki oddech i ujęła jego dłonie:
- Chyba się już domyślasz, że KZP urządziła sobie tam taką namiastkę raju. To już zaczęło się dawno, niedługo po Ptasiej Zarazie. Oni kontrolowali wtedy cały świat i wtedy ich szef – wpadł da pomysł stworzenia takiego ... MegaHaremu dla wybranych.
Mlax pomyślał teraz o tych Klubach YoYo, gdzie bawił się ten cały Tokomaruk – teraz widział, ze to jest tylko namiastka rozrywki dla hołoty.
- Ale przecież nikt o tym miejscu nigdy nie słyszał – on dalej drążył temat
- No bo kiedy ktoś coś tylko podejrzewa – jest szybko eliminowany.
- To znaczy?
- To znaczy, że w teatrze Jedynki – będzie dostarczał rozrywki ludziom z Korporacji.
- Jakiej rozrywki?
- A pamiętasz ze szkoły te ... starożytne rzymskie Igrzyska.
- Tak – gladiatorzy, zwierzęta, niewolnicy ...
- No to już rozumiesz.
- To aż tak? - Mlax zamyślił się – A jak wielu was tam jest?
- Całe miasto – kilkadziesiąt tysięcy.
- A ty, jak się tam znalazłaś?
- Ja się tam po prostu urodziłam, mówiłam ci, że to działa już od wielu lat. Od kilku pokoleń.
- A jak ktoś jest chory – tu wyszła policyjna mentalność Mlaxa - ... lub stary, albo umiera .. to co się z nim dzieje.
- Każdy, kto nie przejdzie corocznej weryfikacji ... wychodzi przez Wielką Śluzę.
- Śluzę w polu siłowym Agomeracji?
- Tak – to cała wielka Impreza.
- No i co dalej się z nimi dzieje?
- Ci wewnątrz o tym nic nie wiedzą – ale ja już wiem, że potem pracują aż do śmierci przy utrzymaniu Światowego Ekosystemu. No w tych wszystkich elektrowniach, plantacjach, w transporcie ... no ogólnie poza Aglomeracjami.
- No tak – zawsze się zastanawiałem, kto to wszystko obsługuje – ale mówiono mi, że roboty.
- Roboty też – ale okazały się za drogie. Człowiek jest tańszy.
- A czemu ty jesteś teraz tutaj?
- To skomplikowana sprawa ... ojciec Zunna był jednym z zarządców Jedynki – a moja mama była jego .... służącą. Może jednak więcej niż służącą – w każdym bądź razie, jestem jego córką. No i kiedyś, jak Zunn był u nas na szkoleniu – jego ... nasz ojciec, Gooner, nakazał mu zatrudnić mnie poza Jedynką. Tam na pewno trafiła bym do jakiegoś Wesołego Domku.
- A tutaj, co robisz?
- Tutaj sama nadzoruję ... rekrutację dziewczyn.
- Rekrutację do Jedynki?
- T...tak – Kin spuściła głowę – wiem, to podłe, ale nie mam wyjścia. Sama wychowuję pięcioletnią córeczkę i zrobię wszystko żeby nigdy się tam nie znalazła.
- A czyje to dziecko, Zunna?
- Nie! Skądże! Jednego z barmanów, którego za karę Zunn wysłał na SpecBudowę.
- A to co znowu takiego?
- No, tacy jak on ... niewolnicy , budują tam podwodne miasto – taką Podwodną Jedynkę Bis.
- A po co ?
- Och, jak ty o niczym nie wiesz. Nasze wysunięte poza Układ Słoneczny ... detektory – przewidują niedługo zmasowany wysyp planetoid na drodze Ziemi. KZP nie jest pewna, czy uda się nam wszystkie unieszkodliwić. Możliwe, że kilka doleci i wtedy na ziemi – jak już dawniej bywało, zapanuje długa zimna noc.
- Aha! A wybrańcy schronią się głęboko pod wodą , tak?
- No właśnie!
- Ale nikt , nigdzie nie słyszał o takim zagrożeniu.
- No bo wszyscy się tam przecież nie ukryją ! Zrozum – większość ziemian to tylko bydło, siła robocza dla WYBRANYCH. Mają w spokoju i z uśmiechem harować na tę garstkę „arystokratów”. To po prostu Nowa Epoka Feudalna.
Mlaxowi już całkiem przeszła ochota na seks. Popatrzył na śliczną, zapłakaną teraz twarz dziewczyny.
Pogładził ją po policzku
- Już nie płacz, powiem Zunnowi, że bardzo miło spędziliśmy czas. Jednak muszę teraz to wszystko przemyśleć – wiec pa! Idź już .
- Dziękuję ci – Kin niespodziewanie cmoknęła go w usta , wstała, poprawiła sukienkę i włosy. Potem zgrabnie założyła buciki – jeszcze odwróciła się z uśmiechem -
- Pamiętaj, ze o 14-stej masz obiad z Zunnem ...
I wyszła z pokoju. Mlax został sam.
Teraz to on miał dylemat, czy ulec pokusie luksusowego życia, za którym zawsze po cichu tęsknił , czy zostać wiernym ideałom swojego ojca.
Miał czas do obiadu.
Nagle w jego fonie cos zabrzęczało a na wyświetlaczy ukazał sie kod. Pod spodem był podpis ...Kin-go.
Mlax z uśmiechem wyciągnął się na tym wielkim łożu.
Na jego twarzy, nareszcie zagościł uśmiech.


Sasenka i Valerik sprawnie pozbierali talerze ze stołu.
- To co teraz – zapytał Artur – schodzimy od razu do tunelu, czy najpierw trochę pokopiemy sobie piłkę ? Ja z Yanem przeciw Valowi i Kronnowi. OK?
W tej chwili jednak wszedł do kuchni Kronn, niosąc w ręku rękawiczki i jakieś pudełeczko.
- Aniu – powiedział cicho – poszłabyś ze mną do Ignaca?
- Oczywiscie!
- Ja też, dobrze? – zerwała sie Mina
- No pewnie ze tak – Kronn odwrócił się i wyszedł do przedpokoju.
Za chwilę byli już przy klatce.. Ubrali gumowe rękawiczki.
Ania uniosła do góry drzwiczki. Ignac wciąż leżał nieruchomo.
Kronn otworzył pudełeczko i wyjął z niego staroświecką strzykawkę, napełnioną jakimś zielonkawym płynem.
- Mina, ogrzej tę strzykawkę w dłoni, a ty Aniu wyjmij go z klatki – powiedział.
Ania wyjęła, wraz z poduszeczką to nieprzytomne zwierzątko i położyła go sobie na kolanach.
Po chwili Kronn wziął od miny już ciepłą strzykawkę, nałożył igłę i jak najdelikatniej – wbił Ignacowi, pod skórę brzuszka.
Kiedy ją już opróżnił, szczurkowi wyrosła w tym miejscu wielka bania płynu.
- Teraz połóż go ostrożnie z powrotem do klatki – polecił Kronn.
Ania zrobiła , jak kazał.
Teraz wszyscy zdjęli rękawiczki i wyrzucili je, wraz ze strzykawką do specjalnego pojemnika, który stał pod klatką.
Kronn zaprowadził obie dziewczyny na najbliższą ławkę.
- Wiecie co to było za lekarstwo? – zapytał.
Dziewczyny pokręciły głowami.
- To moje odkrycie – wyciąg z miodu biało-czarnych pszczół. Tych z lasu za rzeką.
- I to pomoże Ignacowi? – spytała Ania z nadzieją.
- Nie jestem pewien, ale właściwości tego miodu są wprost ... zadziwiające! Leczyłem już nim nawet i siebie, i Sasenkę i nawet nasze niektóre zwierzaki!
- Nic nam o tym nie mówiłeś – z wyrzutem powiedziała Anna
- Och! Wstydziłem się, ze uznacie mnie za jakiegoś ... średniowiecznego znachora.
- I co, pomagała ta terapia? – spytała Mina
- Jeszcze jak ! – Kronn aż wstał z ławki – On działa błyskawicznie! Stawia człowieka w jeden dzień na nogi!
- Ale wiesz, ze z tą Ptasią Zarazą, to nie są żarty - Mina dalej była sceptyczna wobec takich metod.
- Pożyjemy, ... zobaczymy – odpowiedział Kronn – a teraz już chodźcie, w domu także mamy trochę pracy.


Sprężyna, a właściwie Utta - wstała dzisiaj wcześniej. Chciała jeszcze porozmawiać z ojcem, zanim pójdzie do pracy. Jej ojciec był lekarzem, odpowiedzialnym w Agloradzie, właśnie za sprawy zdrowia.
Odczekała, aż siądzie do swojego ulubionego śniadania – jajka po wiedeńsku i świeży chleb z rządowej piekarni, wszystko przygotowane przez ich gosposię, Lidę.
Sprężyna siadła naprzeciw i uśmiechnęła się pogodnie.
- Już wstałaś? – spytał
- Tak, i to specjalnie dla Ciebie! – jak chciała, to umiała być miła.
- Oj! Coś dzisiaj jesteś za słodka, córeczko – powiedz szczerze, o co ci chodzi?
- Mam pewien problem.
Tak? Tylko mów szybciej, bo zaraz wychodzę!
- No więc... dowiedziałam się właśnie od ... od kolegów, że w okolicy miejscowości Daro-3, wśród ptaków zapanowała jakaś dziwna choroba.
- Taak? Wśród ptaków?
- Aha! – Utta oderwała sobie kawałek pachnącego jeszcze chleba i ze smakiem zaczęła jeść – Najpierw podobno kręcą się w kółko, a później ... – tu wymownym ruchem przeciągnęła palcami po gardle.
Ojciec był wyraźnie przejęty.
- Będę musiał pogadać z tymi twoimi kolegami.
- To ... niemożliwe – odpowiedziała, nie patrząc mu w oczy – oni teraz gdzieś tam sobie biwakują po lasach.
- A czy dotykali tych ptaków?
- No nie ... na pewno nie! To przecież nie są idioci!
- Hmmm, chciałbym w to wierzyć – jego zasępiona mina nie wróżyła niczego dobrego – To gdzie to było?
- No – w okolicy Daro-3.
- OK! Ja się teraz tym teraz zajmę, a Ty z nikim już na ten temat nie rozmawiaj. Aha – i daj mi numer telefonu, tego kolegi, który do Ciebie dzwonił.
Sprężyna posłusznie przekazała ten numer swoim autochipem, wprost do aparatu ojca, który zaraz potem pośpiesznie wyszedł z mieszkania.
Sprężyna i tak wiedziała, że na Farmie wszystkie telefony są wyłączone i złożone w ekranowanej piwnicy, a teraz już zupełnie rozbudzona, zabrała się do jedzenia. Dzisiaj miała spróbować swoich sił w Klubie Holo-Tańca. Jeżeli wygra, to może zacząć się nareszcie kariera, jej grupy tanecznej. Na sali, cała ich paczka będzie ją ostro dopingować.
Nie jadła zbyt wiele, żeby nie być zbyt ociężałą.
Był już czas do wyjście. Zapakowała swoje kosmetyki, kostium i buty.
- Śmigacz! – rzuciła w stronę Checlota i wyszła przed dom.
Z garażu właśnie wypływała jej wiśniowa, Gravi- Honda, i już po chwili zawisła miękko przed nią, tuż nad ziemią. Kiedy niedawno podłączyli ich odległą dzielnicę do magnetycznej autostrady – ojciec sprowadził jej to cudo z Pekinu. Mogła osiągnąć połowę szybkości Świstera.
Teraz podróż, zwłaszcza z położonym dachem – była przyjemnością samą w sobie.
Wsiadła więc i pojechała !


***

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z przyjemnością przeczytałam. Gratuluję pomysłów.
Kilka roztrzepanych myśli bez spinacza przebiegło mi po głowie- między innymi zagadka Atlantydy.
Jest tu kilka literówek,ale to drobiazg. Czyta się bardzo dobrze.
Czekam na dalszy ciąg.
Pozdrawiam.
PS
Kiedy znajdujesz czas na pisanie? Mnie cholernie brakuje czasu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tylko nie mów, że zamierzasz z laptopem pod pachą wyjechać i tam pisać! :))) Skąd ja to znam!?
A dokąd dokładnie się wybierasz? Polecam Pragę, ale najpiękniejsza jest jesienią. Latem smog ciężki do wytrzymania.
Raz tak uciekłam. Zupełnie niespodziewanie- samotny wyjazd. Cudowna sprawa!! Przebywałam w bardzo dobrym, bo własnym, towarzystwie. I...pisałam. Nawet o tej ucieczce powstał drobny tekścik, moze go kiedyś tu umieszczę. Chociaż dzisiaj tam mi skórę złojono, że zastanawiam się, czy nie wycofać się z portalu...stchórzyłam :((.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mówię nic o Pradze - chociaż dla Dolnoślazaków, Czechy to taki sąsiad z tego samego pietra. I własnie mój kolega - ma żonę Czeszkę - kupił sobie (kiedys namawiał mnie do tej spółki) dom tuz za granicami kraju niedaleko miejscowości Hanusovice. To jest w górach - wiec smog mi nie grozi :))

Jeszcze sie nie zdecydowałem:))

Gratuluję praskiej veny (duch Haszka?) - ale w Czechach na pełnokrwistego mężczyzne działa tyle ... Impulsów Wzrokowych (płci przeciwnej) - że najszybciej to napisał bym dzieło - parafrazujac pewnego astronoma - " O obrotach ciał niewieścich":)))
W górach jednak spotkam wiecej Niemek - co skutecznie oduczy mnie zbyt czestego wychodzenia z domu - i moze NARESZCIE zaowocuje zakończeniem "Jemiołuszek" - bo coś traciłem ostatnia motyw .

Właśnie na koniec Szkła Kontaktowego - zadzwoniła Pani z Olsztyna - i spytała czy, zeby oddać szpik - to musi jechać do Wrocławia. Niech sie nie fatyguje, bo dopóki nie bedzie pieniędzy na przebadanie dawców - to przyjęcia sa wstrzymane.
Sam raz do roku oddaje krew - i nie traktuje tego jak - PR-owskie przedsięwziecie - po prostu miałem kilku członków rodziny w szpitalach - i wiem, ze nic tego leku nie zastapi.

Kończę bo wpadam w patetyczne tony - co w rozmowie z kobietą, moze tworzyć obraz typowego "palanta" - a tego mój PR, by nie scierpiał :))

Buuuziaki - wybacz, ze nie pisze na innych forach - ale tak jest prosciej - Marek

PS
A kto i gdzie "złoił Ci skórę" ???

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skórę złojono mi za Modliszkę II.
Mój wizerunek bardzo, bardzo nadszarpnięty. Opanowały mnie chwile zwątpienia ;) Ale ten sam recenzent dowalił naszej Ani i zdecydowanie się z nim nie zgadzam.
To, niestety, nie ja dzwoniłam do szkła kontaktowego. Nie mam kablówki- do moich domków chyba nigdy nie doprowadzą, chociaż to środek miasta. A grzyba na dachu nie zamierzam mieć. Poza tym rzadko oglądam TV. W ramach protestu ;).
A wena z przeszłości, to akurat nie z Pragi, a z uroczej dziury na Kaszubach.
Spoko, do palanta jeszcze Ci daleko:))
Pozdrawiam cieplutko, chociaż zimno mi. Znowu pogoda nawala, a ja przecież ciepłolubna jestem- wszystko przez zbyt małą warstwę izolacyjną:))
Aga

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja w Oławie nigdy nie byłem, chociaż niedaleko bywałem, dawnymi laty.

Podobno także ... a właśnie - znasz ten (męsko-szowinistyczny) dowcip, opowiadany w pubach?

***

Po kilku piwach jeden z panów proponuje, żeby ... "kuciapki" swoich żon porównali do miast.

Mojej - powiada - jest jak Paryż - zawsze tętniąca życiem.
A mojej - powiada drugi - jest jak Londyn - zawsze trochę wilgotna i zawsze trochę tajemnicza.
A mojej - powiada ten trzeci - jest jak Rzeszów.

Rzeszów? Dlaczego Rzeszów? - pytają tamci.

No ... dziura - po prostu dziura !

***

Taaak - czy już zbliżam się do "palanta"???

M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Lidia Maria Concertina Zwłaszcza ta sugestywna, pojemna, ale i smutna w wymowie kropka. Podziwiam... mało słów, a cały kolaborat tu ujęłaś. Pozdrawiam :)
    • @befana_di_campi Skamieniała cisza w świetle długowieczności drzewa oliwnego i jak się zdaje samotności, brzmi smutnie i przygnębiająco. Pozdrawiam :)
    • kiedyś nie miałam w sobie tej odwagi mówiłam wszem wobec jakie to żałosne   teraz mam i nie wiem co mnie powstrzymuje   skoro tak bardzo pragnę stać się pustką   nie mam już siły aby udowadniać kopać się z koniem przetrwać niemożliwe   ilekroć zacznę nie cieszy mnie postęp ilekroć zaniecham czuję się podle   wciąż żyję na lęku czas nie chce spowolnić   a kiedy przez chwilę poczuję się dobrze dręczą mnie flashbacki koszmary ustronne   Info ws. wiersza - ostatnio jestem bardzo zajęta i zapewne na ewentualne ślady  obecności odpowiem po dłuuuuuuuugim czasie. Nie martwcie się o mnie :) Po prostu potrzebuję spuścić ciśnienie publikując wiersz.    Deo
    • @Dobry, Zły i Brzydki ciekawy rytm, wiersz krotki przez niego ale po chwili można przystanąć i spojrzeć ponownie. Miło, pozdrawiam:)
    • W oczach piach, Ktoś krzyczy brzydko.   Droga- choć prosta- Cuchnie już zmęczeniem.   Kolega sytuację Ma już w poważaniu. - Starszy - byś nie zrzucał, Wad na pokolenie.     Prysznic, już przebrany, Walka trwa w najlepsze.   Krzyk, by zostać w domu Dławi się o kieszeń.   Umyć się, umówić, A co będzie? Pieprzę!   Tragizmy zostawiam RCB w esemesie.     Wspominam gówniarza Z dziadkiem na balkonie, Równy brak cenzury nad podziw piorunom.   Z nim każdy niestraszny, Deszcz kapie na skronie.   Ucząc się nadzieję Brać w przyszłość oburącz.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...