Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Bitwa bogów


Mateusz-_Ulvhedin

Rekomendowane odpowiedzi

Pena idąc do Wota rozmyślała nad przyszłością.
Ileż to jeszcze mamy czasu przed zmierzchem, czy zdążymy przygotować wybranych, czy będziemy wiedzieć kto ma nimi zostać. No tak, Ert będzie na pewno jednym z nich, w końcu moje wizje nigdy nie kłamały, ale czemu tak dziwnie się urwała w połowie zdania. To pierwszy raz… Przecież zawsze były jasne i dokładne, ale teraz… Jakby coś mnie z niej wyrwało. Ona się nie skończyła, to coś lub ktoś ją przerwał… Hm… Harwest ma na pewno wielu zwolenników w bogach wojny i zła. Wciąż musimy uważać na ich ataki. Całe szczęście, że Ajron (bóg dobrej broni) jest po naszej stronie. Mam nadzieję, że Wot będzie w głównej twierdzy. Nie chciałabym rozmawiać przy Ercie…
W tym momencie musiała skończyć rozmyślania. Stała bowiem przed wielkim zamczyskiem, choć takim widzieli go tylko wybrani przez Wota. Zamczysko miało co najmniej piętnaście metrów wysokości i tyle samo szerokości. Można by przyjąć, że był on idealnym sześcianem, gdyby nie to, że miał koliste wieże strażnicze, na każdej ścianie po trzy, połączone ze sobą korytarzami osłoniętymi tak by wrogie strzały nie dosięgły zmieniających pozycje łuczników. Wojsko zarówno dobrych jak i złych bogów tworzyło po tysiąc duchów najsilniejszych wojowników i łuczników spośród ludzi. Okna były wielkie i strzelistego kształtu. Wnętrze zamku prezentowało się też nieźle. Podłoga była zrobiona z hebanu, po kątach stały różne meble o różnych kształtach, jak na przykład lwi stolik czy wilcza komoda, a wszystkie z sosnowego drewna, co dawało piękny zapach. Ściany z marmuru były pokryte freskami, które wykonał sam Fajnar (bóg sztuki). Był na nich ukazany cały ówczesny świat i wszyscy bogowie. Była to swego rodzaju mapa, na którą najczęściej gapiły się duchy gdy nie miały co robić. W samym środku znajdowała się sala tronowa, w której Wot podejmował najważniejsze decyzje czy sądy. Pena szła właśnie po schodach, gdy spotkała schodzącego Ajrona.
-Witaj Peno- skłonił się głęboko.
-Witaj Ajronie. Czy coś ważnego się stało, że wracasz z sali tronowej?
- Bote (posłaniec boski) wrócił z wiadomością, że szpiegował Złą Siedzibę i wykrył iż szykują się na wyprawę ku naszym bramą z całym wojskiem i trzema bogami.
-Czy wiadomo jacy to bogowie?
-Tak, ale Wot utrzymuje to w tajemnicy. Wybacz, wiem, że mógłbym ci powiedzieć, ale nie chce łamać rozkazów. On z pewnością sam ci o tym powie- Ajron uśmiechnął się
-Rozumiem, mam nadzieję, że to nie ma związku z moją wizją- Pena uśmiechnęła się, lecz wyszło jej to blado i Ajron zrozumiał, że był on raczej wymuszony.
-Tak, więc zmierzasz tu z nową wizją? Czemu miała ona by mieć związek z przyszłą bitwą?
-To bardzo dziwna wizja. Dotyczy zmierzchu i nie została zakończona…
-To rzeczywiście bardzo dziwne. Nie będę cię zatrzymywał. Ja idę oznajmić wieść naszym wojskom i wypełnić moje specjalne zadanie- spojrzał na nią trochę jakby złowieszczo i zrozumiała, że Ajron ma naprawdę coś specjalnego do przygotowania.
Minęli się i każde poszło w swoją drogę.
W ty samym czasie w Złej Siedzibie Krajg (bóg wojny) rozmawiał z trzema przybyłymi bogami by omówić szczegóły bitwy, która miała się odbyć już niebawem.
- No moi panowie. Mam dla każdego z was ważne zadanie. I nie chce słyszeć żadnych sprzeciwów. Po pierwsze: wszyscy będziecie dowódcami w bitwie.
-Dziękujemy ci za ten zaszczyt panie- powiedzieli prawie, że chórem.
Wszyscy w Złej Siedzibie łasili się do niego. Był on bowiem naprawdę groźny, gdy mu się sprzeciwiano, a gdy coś mu nie wychodziło wpadał w szał i wyżywał się najczęściej schodząc do Kelleru i tam czyniąc zło i wprowadzając bitwy między wioskami ludzkimi. Bawił się wtedy świetnie. Szeptał cos jednemu, a potem drugiemu i już to wystarczyłoby wywołać sprzeczkę między wodzami. A od tego do wojny było już nie wiele. Jego głos był ostry i zionął gorącem. Wszyscy drżeli, gdy ten był wściekły i tylko głupiec stanąłby mu wtedy na drodze.
-Po drugie- znów rozległ się groźny dźwięk- mam do każdego z was osobne zadania i polecenia co do bitwy. A jeżeli przegramy kolejny raz to obiecuje, że przywiąże was do skał tuż pod naszym drzewem życia- mieli oni bowiem swoją grusze i można by opowiedzieć jak ją zdobyli i kto jej pilnuje by rosła, ale teraz nie będziemy się nad tym roztrząsać- i nie pozwolę was nimi karmić przez tydzień, a dobrze wiecie co się staje po dwóch. Hahaha- jego groźny śmiech brzmiał raczej jakby ryczał ktoś kto chrapie. Inaczej mówiąc, nie ciekawie.
- Tak, oczywiście. Zrobimy co rozkażesz panie- tym razem brzmieli bardzo wiarygodnie.
-Ty- powiedział do dobrze zbudowanego boga. Miał on długie włosy koloru blond i zarost, który chyba nigdy nie był nawet podcinany. Jego ramiona były tak silne, że gdyby chciał to mógłby nimi udusić słonia, a nogi były mocne i silne, jakby musiał nosić na barkach cały świat. Miał coś dobrego w spojrzeniu, co jednak nie było odzwierciedleniem jego charakteru- Ty będziesz dowodził maszynami, tylko postaraj się by tym razem zadziałały a nie jak poprzednio, gdy zaatakowały naszych, „ bo coś nie zadziałało”.
-Tak jest, ale wtedy naprawdę wszystko było w porządku tylko ktoś musiał się podkraść i pozmieniać parę śrubek…- siarczysty policzek został mu wymierzony i już się nie odzywał.
-Milcz! To po prostu twój błąd i musisz się lepiej starać, bo wiesz co cię czeka. A poza tym masz skonstruować katapulty, które będą miotać nie kamieniami, ale czymś wybuchowym co narobi dużo szkód w ich murze. Może tym razem przedostaniemy się do środka i spróbujemy zaatakować ich główną siedzibę…- to zdanie wypowiedział tak cicho iż zebrani nie mogli tego dosłyszeć.-Dobrze, wiesz co masz robić, a teraz idź i do roboty. Wykonać!- bóg zarzucił brodę na plecy i wyszedł z sali.
-Teraz ty- zwrócił się do boga wysokiego i szczupłego. Miał on długi łuk na ramieniu i pełno strzał, które nigdy się nie kończyły. Jego oczy przypominały oczy sokoła, a twarz nigdy się nie uśmiechała, zawsze miał minę poważną i skupioną. Poruszał się on niemal bezszelestnie, a w lesie potrafił być zupełnie niesłyszalny, cichszy nawet od delikatnego wiatru- Ty z kolei poprowadzisz naszych łuczników. Maja oni podejść z czterech stron, na każdą ścianę po dwustu pięćdziesięciu. A, i powiedz jeszcze temu głupiemu brodaczowi żeby skonstruował naprawdę dalekosiężne łuki, tak byście mogli zaatakować z odległości bezpiecznej dla duchów- duchy były bowiem niezniszczalne, ale tylko na Kellerze. W królestwie bogów były one natomiast jakby żywymi ludźmi i można je było zabić. Trafiały wtedy do Hollu. Jednak nikt nie wie co się tam z nimi działo-potem mają strzelać bez przerwy a ty masz się zatroszczyć o to by im nie zabrakło strzał.- bóg skłonił się i wyszedł. Gdyby nie zgrzyt drzwi nikt by go nie usłyszał.
-No, teraz zostałeś tylko ty-uśmiechnął się złowieszczo- Ty poprowadzisz oczywiście naszych wojowników. Po pierwsze rozkaż brodatemu by wykuł miecze lekkie, ale mocne i ostre, tak by przebiły pancerze tamtych oraz tarcze ostro zakończone i mocne tak by broniły naszych i jednocześnie były dla nich drugą bronią. Ciebie też mianuje głównym dowodzącym tej bitwy.
-Dziękuje ci panie
-Nie zaatakujecie rano, bo u nich jest tak jasno, że zauważą was. Musicie się podkraść nocą dokładnie o północy! Ani minutę wcześniej ani później! Wtedy właśnie gaśnie światło dzienne, a zanim rozpalą światła nad murami obronnymi mija minuta, więc musicie się spieszyć. Zwłaszcza łucznicy muszą się podkraść i schować wśród drzew. Na sygnał, dokładnie minutę po północy, wyjdą i zaczną ostrzał wrogów, a maszyny zaczną oszczał murów. Wy będziecie wśród drzew. Dopiero po zburzeniu muru i zrobieniu jakiegoś przejścia wyjdziecie i zaatakujecie całym tysiącem. Machiny też mają atakować tylko jedną ścianę. A najlepiej jak wszystkie będą atakować jedno miejsce tak by szybko zrobić prześwit w ich murze. Wykonać! Idź i wydaj sposobne rozkazy!- mężczyzna, który jeszcze przed chwilą stał przed Krajgiem w czarnym płaszczu i kapturze, tak iż było widać jedynie jego zielone oczy skłonił się głęboko i wyszedł z sali pewnym krokiem.
Gdyby któryś z obecnych spojrzał w okno, spostrzegłby, że mały wróbelek, który cały czas cicho siedział na parapecie nagle wystartował i poleciał gdzieś w stronę Dobrej Siedziby.
Pena zapukała do sali tronowej i usłyszała jak Wot woła ciepłym głosem.
-Proszę wejść.
Kiedy weszła był do niej odwrócony tyłem i rzekł:
-Czy jeszcze coś się stało Ajronie?
-To ja. Pena.
Wot odwrócił się, podszedł do drzwi od sali tronowej, rozejrzał się i zamknął drzwi, po czym rzekł z uśmiechem i radością:
-Witaj matko. Tak bardzo się cieszę, że cię widzę. Czy słyszałaś już o planowanym ataku Krajga?
-Tak. Ajron mi opowiadał o tym, ale nie zdradził kto ma dowodzić tamtymi wojskami.
-Wiem, że mogę na nim polegać- uśmiechnął się i kontynuował- Tak, mają wyruszyć z całym wojskiem i trzema bogami. To będą Ajsen (bóg złej broni), Wildib (bóg kłusowników) i Morder (bóg morderców i złoczyńców)
-Najbardziej żal mi Ajsena…
-Tak, pamiętam jak jeszcze ze swoim bratem Ajronem bawili się razem i konstruowali zabawki- Wot zaśmiał się serdecznie na wspomnienie- Tak bardzo mi było żal kiedy ten bliźniak postanowił przejść na stronę zła. Wciąż pamiętam co musiałem mu uczynić by nie wydał naszej tajemnicy głównej twierdzy…
Ajsen był rzeczywiście bratem bliźniakiem Ajrona i kiedyś, tak jak jego brat, został obdarowany widzeniem prawdziwego zamczyska. Jednak po zdradzie jakiej się dopuścił Wot nie mógł dopuścić by tajemnica została zdradzona. Dogonił Ajsena i zaczarował go. Ten od tej pory, gdy chciał komuś powiedzieć o tajemnicy zamiast tego mówił: „oni w ogóle nie posiadają twierdzy”, a gdy próbował napisać im, o co mu chodzi, ręka pisała: „tam mają ciepłe bułeczki co dzień”. Próbował tez im to narysować, ale wtedy wychodził mu tylko kwiatek i słoneczko. Ajsen nie próbował więc zbyt często im pokazać o co mu chodziło, gdyż wtedy, nikt nie rozumiejąc o co mu chodzi, śmiali się z niego i tego co robił.
-Tak… Ale musiałeś to zrobić- rozległ się matczyny ton- Inaczej bylibyśmy straceni.
-Tak… Mimo wszystko jednak zawsze będę czół, że nie zrobiłem wszystkiego by go zatrzymać. A potem musiałem stworzyć Botego by uciec się do szpiegowania ich Siedziby, bo pierwszy atak przypłaciliśmy śmiercią prawie wszystkich żołnierzy.
-Właśnie… Czy Bote dalej szpieguje ich poczynania co do dokładnego planu?
-Tak. Wydałem mu ten rozkaz. Mam nadzieje, że szybko wróci. Ajron konstruuje specjalne tarcze dla łuczników by mogli strzelać bez problemu, ale by byli jednocześnie chronieni przed strzałami złych wojsk.
-Mówił mi, że ma specjalne zadanie. Byłam ciekawa co mu wymyśliłeś- uśmiechnęła się do syna.
-Tak. Ale widzę, że masz zwój w ręce. Czyżby jakaś nowa wizja? Mam nadzieję, że nie ma związku z nadchodząca bitwą.
-Ja też mam taką nadzieję-lekko się skrzywiła, poczym dodała- Proszę, zobacz. Tę wizję miałam, gdy rozmawiałam z Ertem.
Wot przeczytał zwój i spojrzał na Penę przestraszony. Dopiero po chwili rozbrzmiał jego głos po ścianach:
-Chcesz powiedzieć, że ta bitwa może być ostateczną. Ale tu pisze: „ kiedyś to ty przejmiesz władzę”, a potem: „pokonać go zdołają tylko”. Czy to oznacza, że mój mały Ert ma stoczyć bitwę? Przecież to dziecko. Nie pozwolę by uczestniczył w bitwie, która niedługo się odbędzie. Ale ostatnie słowa wskazują, że nie będzie on sam. Czy więc wiadomo kto mu pomoże, przecież nie jest nas garstka tylko bardzo dużo. Skąd mamy wiedzieć kto mu pomoże? A tak w ogóle, to co się stało, że twoja wizja nie została zakończona, przecież zawsze były oczywiste.
-Też się zastanawiałam nad tymi sprawami. Zdaje mi się, że jeżeli to nie będzie nadchodząca bitwa, to pomocą Erta będzie jeden z jeszcze nienarodzonych, który urodzi się niedługo. A w ciąży są trzy boginie. Uważam, że jeśli uda na się dożyć to powinniśmy kłaść nacisk na obserwacje każdego z nowonarodzonych i Erta, a także na ich kształcenie. Czy nie zauważyłeś czegoś nadzwyczajnego u Erta? A co do mojej wizji, to poczułam jakby coś albo ktoś mnie z niej wyrwał. Ona się nie skończyła. Zastanawiałam się co to mogło być, ale nic nie wyczułam. Może ty wyczułeś jakieś dziwne rzeczy ostatnio?
-Hm… Ostatnio rzeczywiście wykryłem jakby jakieś myśli, ale są one słabe, myślisz o tym samym co ja?
-Tak. Chyba oboje wiemy kto to.
-A co do Erta, to nie zauważyłem by miał jakieś szczególne zdolności. Kiedy dorośnie miał zostać bogiem ziemi, ale teraz zastanawiam się co miałby mieć niezwykłego. Jeżeli odziedziczył po mnie i Skaji jakieś moce to pewnie powinien mieć coś niezwykłego, ale nic mi o tym nie wiadomo. Teraz będę go bardziej obserwował.
-Tak, ale nie rób tego tak by myślał, że jest śledzony. Trzeba to załatwić delikatnie.
W tym momencie do Sali przez okno wleciał mały wróbelek, który gdy stanął na podłodze zmienił się w Bota. Posłaniec podszedł do Wota i Peny i zdał wszystko co mówił Krajg w Złej Siedzibie. Wot po wysłuchaniu i krótkim namyśle powiedział zwracając się do Bota:
-Trzeba powiedzieć łucznikom żeby porozstawiali się na każdej ścianie po dwustu pięćdziesięciu. Szanse będą przynajmniej równe. Choć może być problem z ich łukami. Nie wiadomo czy nasi ich dosięgną. Trzeba powiedzieć Ajronowi żeby oprócz tarcz skonstruował również dalekosiężne łuki, tak byśmy z pewnością ich dosięgli. Niestety nie wiemy, w którą ścianę uderzą, więc musimy ustawić wojowników przy głównej twierdzy, a ty będziesz obserwował i gdy zaatakują szybko przemkniesz do nas i oznajmisz duchom gdzie zaatakowali i potem tylko nadzieja w tym, że zdążą. Powiedz też Ajronowi by strzały były ostre na tyle by przebiły maszyny Ajsena. Ja zostanę w głównej twierdzy i siłą myśli będę próbował wzmocnić mury, a gdyby sprawy przybrały nieprzyjemny obrót to sam chwycę za miecz i ruszę do boju. Teraz idź i oznajmij wszystko.
-Dobrze. Oznajmię wszystko i będę czatował na wojska tych złoczyńców.
-Aha i jest jeszcze problem z tym kiedy zaatakują…- chwile się namyślił i potem dodał- Powiedz by światła były od dziś zapalane dwie minuty wcześniej, aż do odwołania. Tak przynajmniej będziemy mieli pewność , że nasi dostrzegą nieprzyjaciół.
-Dobrze, już mknę- sokół wyleciał przez okno i pomknął w stronę kuźni Ajrona.
Mijały dni i wreszcie nadszedł dzień bitwy. Ajsen, Wildib i Morder szli na czele, każdy mając za sobą swoje wojska. Gdyby nie myśl o ewentualnej karze szliby pogodniejsi, jednakże strach przed Krajgiem był naprawdę potężny. Wiedzieli, że ich samych na pewno nie zabiją, w końcu są bogami i zabić ich może tylko inny bóg, ale wiedzieli też, że jeżeli przegrają to będą musieli uciekać i wracać jak najszybciej na pewną kare, bo inaczej może ona być jeszcze potężniejsza… Już z daleka zauważyli delikatne migotanie na murach.
-Cholera przecież to nie możliwe byśmy się spóźnili, wszystko dokładnie obliczyłem- powiedział brodaty Ajsen
-Tak, masz rację, ale lepiej o tym nie wspominać Krajgowi, bo ukaże cię surowo. Wszyscy powiemy, że przyszliśmy na czas- odrzekł sokolooki Wildib
-Tak, ale teraz trzeba szybko ustawić wojska i machiny- zadecydował Morder- Ty Wildib pójdziesz teraz ostro w lewo i między drzewami rozstawisz łuczników. Tylko ustaw ich trochę dalej by ich światła was nie zauważyli. A gdy usłyszysz znak, na jaki umówiliśmy się po drodze, ruszysz z łucznikami i zaatakujecie. Moje wojska teraz się rozstąpią i ty Ajsen wyjdziesz ze swoimi machinami przed nami. Ja z wojownikami ruszę zaraz za tobą i zatrzymam się w bezpiecznej odległości. A gdy zrobi się przełęcz ruszę z wojownikami i zdobędziemy tą ruderę.
Wszyscy pokiwali głowami i wykonali rozkazy. Nikt nie sprzeciwiał się Morderowi gdyż wiedzieli, że ten ma zmysł do obmyślania takich taktyk i uznali, że czasami ma lepsze pomysły od Krajga. Nikt jednak nigdy nie wypowiedział tego na głos.
W domu Ert zauważył, że na dworze jest jakiś dziwny ruch. Każdy biegał i chodził jakby nerwowo. Ojciec wyszedł dziś do głównej twierdzy i był tam cały czas, a przed chwilą wyszła też matka i powiedziała, że musi iść do Wota i zaraz przyjdzie Pena, by z nim zostać. Ert nie rozumiał dlaczego nagle wszyscy stali się tacy opiekuńczy.
Wildib był już w lesie kiedy usłyszał coś jakby odgłos jelenia na rykowisku. Wszyscy łucznicy nagle chwycili za łuki i zdecydowanym krokiem ruszyli przed siebie. Wildib stał troszkę z tyłu i ruchami rąk i jakimiś pomrukami sprawiał, że łucznikom nie kończyły się strzały. Byli trochę zdziwieni, gdy zauważyli tarcze na łucznikach wrogów i to iż strzały ich dosięgają. Wildib jednak szybko dostrzegł słaby punkt i biegnąc dookoła oznajmił by łucznicy trafiali w ręce wrogów. Była to jedyna nieosłonięta ich część. Szybko też wysłał jednego łucznika by oznajmił Ajsenowi o dalekosiężnych łukach wrogów. Machiny zatrzymały się w minimalnej, potrzebnej do trafienia, odległości od murów i zaczęły ostrzał. Niestety, dla dobrych wojsk, strzały łuczników nie dosięgały maszyn i łucznicy skupili się głównie na wrogich oddziałach Wildiba. Machiny strzelały mocnymi pociskami i już po minucie zaczęły robić małe, z początku, szczeliny, które po pewnym czasie zaczęły się groźnie powiększać.
Bote szybko pomknął do głównej siedziby i oznajmił wojownikom o atakowanej ścianie. Ci pospiesznie ruszyli w tamtą stronę jakby na mecie była nagroda za dotarcie dla pierwszego.
Ert nie miał zamiaru czekać na Penę, za dużo działo się na dworze. Wyszedł i zauważył jak wojownicy biegną w stronę jednej z ścian. Był bardzo ciekawy gdzie i po co biegną tak szybko, więc pobiegł za nimi. Gdy Pena doszła do domu Erta zauważyła, że nie ma go w nim i przestraszona wybiegła w poszukiwania.
Czyżby miała dopełnić się przepowiednia. Teraz? Oby nie.
Gdy wojownicy zbliżali się do ściany usłyszeli, dobiegający z daleka ogromny grzmot. To mury puściły. Zbliżając się spostrzegli iż wojownicy Mordera byli już w środku i gdy zobaczyli ich pobiegli w tę stronę i zaczęła się ostra bitwa. Morder z radością myślał o tym jak Krajg go obdarzy zaszczytami za dobrą bitwę. A kto wie, może nawet zabije samego Wota, tego niewdzięcznika, który wciąż był taki… pfu… dobry. Aż ciarki go przeszły od tego słowa. Budziło ono w nim największą odrazę i obrzydzało całą rozkosz widoku mordowanych wrogów. Wojownicy Wota byli siekani na kawałki. Ostre tarcze złych wojowników były nie do pokonania. Gdy Wot nadbiegał z swoim mieczem kłębiło mu się wiele myśli. Może to ma być koniec, a Ert, który miał pokonać zło siedzi w domu. No trudno, on sam da radę, jakby co, duchom bo oni nic nie mogą mu zrobić. Ale jeżeli troje złych bogów go zaatakuje to będzie trudno. No cóż trzeba jak najszybciej pomóc naszym wojownikom bo już dobra połowa została wybita, a zbliżają się łucznicy, którzy uporali się już z naszymi, więc za chwilę będzie tu aż za gorąco.
Mały Ert stał jak wryty, gdy zobaczył co się dzieje. Tyle krwi, tyle trupów. Pierwszy raz widział coś takiego. Nagle stanął i zamknął oczy, gdy je otworzył całe były czerwone. Włosy stanęły dęba jakby były naelektryzowane. Ert wyciągnął ręce i zaczął wypowiadać donośnym i grubym głosem:
-Ehtilja mamkantus neszaj filre nefehme!
Blask jaki się rozpostarł z niego był tak jasny, że wojownicy Mordera najpierw upadli na kolana z krzykiem od blasku, a potem zaczęli się krztusić i padli na plecy, a z ich oczu, ust, uszu i nosa zaczęła wypływać krew. W jednej chwili pole bitwy zmieniło się w jezioro krwi. Ert padł na ziemię i zrobił się blady. Gdy Morder i Ajsen to zobaczyli szybko zawrócili i pobiegli na odwrót wołając Wildiba. Ten zaraz do nich dołączył i powiedział, że to samo stało się z jego łucznikami. Wszyscy troje pobiegli w stronę Złej Siedziby. Szybko, lecz ze strachem przed ostatnim wydarzeniem i złością Krajga, gdy się o wszystkim dowie.
Pena, która właśnie nadbiegła szybko skierowała się w stronę Erta i klęczącego przy nim ojca.
-Co się stało Ertowi?!
-Przybrał czerwone oczy i włosy mu się zjeżyły, a potem zaczął mówić w naszym starym języku. Tylko nie rozumiem skąd on go znał. Przecież znamy go tylko ja, ty i Skaja?
-To musiał być trans- powiedziała oglądając Erta- Teraz jeszcze nie potrafi tego robić, ale musi się nauczyć to kontrolować. Ma potężną moc, jest nawet potężniejszy od ciebie. Jednak jeżeli nie nauczy się kontrolować swych sił to może być źle. Przynajmniej wiemy w jakim kierunku trzeba przygotować Erta i pozostaje tylko czekanie na jego trzech jeszcze nienarodzonych kolegów. Nie wiem czy to będą wszyscy trzej, ale wiem, że będzie trzeba ich przygotować. A teraz trzeba zabrać go do domu, niech wypocznie.
-Tak, masz rację. To niebyła jeszcze ostateczna bitwa, prawda? Przecież Harwest nie wyrwał się z Hollu jak przepowiadałaś.
-Tak, to jeszcze nie było to, ale teraz będzie dużo roboty. Będzie trzeba przyjąć nowe duchy, odbudować mur, posprzątać tu i to jak najszybciej. No i przede wszystkim przygotować wybranych.
-Zgadzam się. Trzeba jak najszybciej zacząć ich przygotowywać. Gdy tylko trochę podrosną zaczną szkolenie, a Ert, gdy wypocznie i się obudzi będzie musiał nam opowiedzieć troszkę.
-Tak. A teraz idź z nim do domu. My z innymi bogami posprzątamy. Jutro weźmiemy się za mur.
Wot wziął syna na ręce i poszedł do domu. Sam też był trochę zmęczony po podtrzymywaniu muru przez jakiś czas. Potem, choć wycieńczony pobiegł pomóc wojownikom, ale jak się okazało, wszystko załatwił jego synek. Wot pomyślał z uśmiechem o nim i jednocześnie ze smutkiem o przyszłości jaka go czeka. Teraz już nic nie będzie jak kiedyś, mały będzie musiał się nauczyć wielu ciężkich rzeczy, a i jego ostateczna bitwa nie cieszyła zbytnio ojca. „będą to czasy schyłku(…) a będzie to walka krwawa”.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Mateuszu.
Jak zapewne się domyślasz - forma "Fantasy", nie bardzo mi odpowiada, ale Twój tekst jest logiczny i czyta się go płynnie.
Przemyciłeś tu kilka fajnych myśli, np. - "Był on bowiem naprawdę groźny, gdy mu się sprzeciwiano, a gdy coś mu nie wychodziło wpadał w szał i wyżywał się najczęściej schodząc do Kelleru i tam czyniąc zło i wprowadzając bitwy między wioskami ludzkimi. Bawił się wtedy świetnie. Szeptał coś jednemu, a potem drugiemu i już to wystarczyłoby wywołać sprzeczkę między wodzami. A od tego do wojny było już nie wiele."

Ten fragment, świetnie ilustruje cały bezsens wojen, które wywołują jakieś stare pryki, z blizej nie określonych powodów - a giną w nich młodzi, dzielni ludzie - kwiat Narodu, a także najlepszy jego materiał genetyczny.
I stąd, jak sądzę, te liczne wojny, które nawiedzały Polskę - były (nie)naturalną selekcją, - w której rezultacie, ostały sie dzieci tchórzy, służalców i dekowników.
Na szczęście, dzieci zwykle nie biorą przykładu z rodziców - i stąd może - jeszcze nie wszystko stracone.
Ale do rzeczy - te wszystkie opowiadania fantasy, według mnie, wywodzą sie wprost - z Mitów Greków i Rzymian. Tam znajdziesz prawie wszystkie wątki tego typu opowieści:)
Na przykład ten Szpieg-Wróbelek - to wypisz, wymaluj Merkury (Hermes) - nota bene, patron kupców i ... złodziei:D

Pozdrawiam i życzę wytrwałości w pisaniu, bo masz do tego lekką rękę - Marek

PS

Może zasugerował bym, trochę mniej opisów, a więcej dialogów. W dialogu, dobitniej można ukazać charakter Postaci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję bardzo za dobrą ocene :)) bardzo się cieszę :))
Co do wojen to całkowicie sie zgadzam- stare pryki myślą, że coś wielkiego zrobią wstrzynając bezsensowne wojny i sie na tym bogacą a ginie niewinne "mięso armatnie" że tak powiem.
Co do podobieństw do innych mitologii staram się jak mogę odbiec jak najdalej od nich, ale często mi się to nie udaje.(pewnie za bardzo mam je wpojone w pamięć ;) )
Jeszcze planuje dwie części tej "mitologii" :) więc postaram zastosowac sie do rad i w następnej będzie więcej dialogów :)
Jeszcze raz dziękuje i pozdrawiam... :) :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...