Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

ychT


Stanisław Kamykowski

Rekomendowane odpowiedzi

ychT* (czyt. rzuf) życie drugie

Niech się zacznie, albo już skończy, bo dłużej tego nie wytrzymam. Zawsze tak jest, gdy zaczynam nowe życie, amnezja i nawet nie wiem co lubię jeść... ychT zalałby się łzami gdyby nie fakt, że zauważył na stoliku kalendarz w zielonej okładce z bliżej mu nie znanym godłem. Jako godło ychT traktował ptaka z rozłożonymi skrzydłami, wziętego w obwolutę, która ponad to, że wyróżniała ptaka na okładce była podstawą dla nigdy nie rozszyfrowanego napisu. Napisu tego nie udało się rozszyfrować, gdyż żadna z osób, które spotkał ychT do szóstego życia włącznie nie znała fontu, którym sentencja owa została uwieczniona, zaś pomiędzy szóstym, a siódmym życiem kalendarz gdzieś się zapodział i nawet gdyby ktoś chciał to nie da rady pomóc.
Szczęśliwie dla ychT zapiski poczynione w środku były czytelne, a nawet sprawiały wrażenie, napisanych ręką samego ychT. Odnalezienie i odczytanie tych notatek w znaczący sposób ułatwiło naszemu bohaterowi odnalezienie się w życiu. Nawet dość lakoniczna forma co poniektórych z nich nie zburzyła wizji wielkiego podrywacza i skazkomówcy, za jakiego ychT chciał uchodzić-nie tylko we własnych oczach... tymczasowo pozostawmy weryfikacje tych poglądów, wszystko i tak wyjdzie w praniu, chyba że wcześniej powyrywamy nogi. Teraz wystarczy wam informacja za jakiego ychT chciał uchodzić i za jakiego we własnych oczach uchodził.
Pośpieszny wywiad przeprowadzony w najbliższej okolicy- ychT przeczesał nowo zakupioną szczotką do włosów wszystko w promieniu 12 kilometrów 487 metrów i 68 centymetrów nie wyłączając zupek chińskich, kisielu w pięć minut (w trakcie mieszania) czy choćby trakcji trolejbusowej- niestety rezultaty były marne, a właściwie nie były marne, ponieważ będąc dokładnym nie było ich wcale. Przy takim obrocie sprawy ychT postanowił otworzyć jeszcze raz kalendarz, jednak teraz na stronach oznaczonych swojskim "lista kontaktów informacyjnych". Baza ta zawierała obszerną (zwłaszcza jak na kogoś kto kilka chwil wcześniej zaczął dopiero swoje drugie życie) ilość wolumenów. Będąc z wami dokładny były to cztery (liczbą rzymską IV) numery telefonów. Można to także porównać do ilości przyjaciół jaką posiada się na różnego rodzaju serwisach towarzyskich. Przyznam się szczerze, że zupełnie nie wiem po co, ale skoro jest taka możliwość postanowiłem o niej wspomnieć, gdyby ktoś-ot tak-zapomniał.
Pierwszą osobą z listy okazał się być agent dość tajnych sił wywiadowczych, w których pracował na umowę-zlecenie i ze względu na rangę oraz prestiż swojej marki pracował w ostatnim czasie zaledwie dla ośmiu krajów równocześnie. Rozmowa z nim była długa i początkowo wydawała się ychT zrozumiała, jednak po odłożeniu słuchawki na widełki zauważył książkę tajnych kodów. Rozszyfrował, więc rozmowę która brzmiała mniej więcej tak :

(wersja oryginalna)
-Halo!
-Halo! Nazywam się ychT i nie wiem kim jestem? Możesz mi pomóc?
...W tym momencie ychT usłyszał piknięcie i słowa nagrane wcześniej na taśmę "zalogowałeś się właśnie do systemu stowarzyszenia tajnych obserwatorów przepływu informacji gówno opłacalnej (w skrócie stop i go) życzymy miłego pobytu w naszym systemie"...
-Stary przyjacielu! Jesteś zwykłym ychT i nikim więcej.
-A możesz mi coś więcej powiedzieć o zwykłych ychT?
-A skąd ja niby mam to wiedzieć?! Wczoraj dostałem pałę na chemii i teraz muszę kuć do sprawdzianu, bo inaczej dostanę szlaban od rodziców, a swoją drogą-kto wymyślił, żeby już w pierwszej klasie każdy musiał skleić z zapałki, plastikowej łyżeczki i dwóch i pół kropli wody bombę jądrową?

(wersja po przetłumaczeniu)
-Wirujący sok Costa!
-Wirujący sok Costa! wlewam go w usta, zaś ogórkowo-mętny sos-chwała stęchniętej wodzie-wleje go w nos?
...W tym momencie ychT usłyszał piknięcię i słowa nagrane wcześniej na taśmę "zalogowałeś się właśnie do systemu stowarzyszenia tajnych obserwatorów przepływu informacji gówno opłacalnej (w skrócie stop i go) życzymy miłego pobytu w naszym systemie"...
-ZOMO, ono pamięta! Jabłko, która raz ugryzł Pele- jabłko, które obrasta w pleśń jak tarkowany ser. Na talerzu- pamiętam-była pleśń, której wszystek zjem, bo raz ugryzł je Pele. Pleśń, która porasta serowe jabłko-moc, którą ja muszę potarkować ser?

Pod drugim numerem nikt się nie zgłaszał, podobnie w trzecim przypadku odczekanie kilkunastu sygnałów okazało się niewystarczające, aby kogokolwiek zmusić do podniesienia słuchawki. Gdy ychT zaczynał wykręcać ostatni numer ze swojego kajetu, ktoś zapukał. Okazał się to być dostawca biedronek zapiekanych w serze napalmem, który widząc na wyświetlaczu numer stałego klienta, ruszył z piskiem (właściwie to skrzypnięciem drzwi, w jednej z najwykwintniejszych w mieście restauracji, której nazwy nie wymienię aby nie być posądzonym o kryptoreklamę) a następnie z piskiem silnika i wszystkiego co na samochód (o ile to coś czym jeździł można nazwać samochodem) się składało, w drogę ku swemu-jak już wspomniałem-najlepszemu klientowi. ychT podziękował mu i z pewnym zakłopotaniem przyjął dopłatę, która mu się należała, ze względu na 116% zniżkę jaką posiadał. Swoją droga biedronki przydały się, gdyż nie wiadomo od czego, ale ychT zgłodniał.
Podczas ostatniej próby ychT usłyszał w słuchawce głos co najwyżej czteroletniej dziewczynki i gdy miał już odłożyć słuchawkę z poczuciem smutku i osamotnienia wypowiedział słowo "przepraszam" po którym to sprawy nabrały nowego obrotu. Dziewczynka rozpoznała po tym jednym słowie głos wujka i przez następne 15 minut opowiadała jak bardzo się cieszy z możliwości usłyszenia głosu swojego ulubionego (z resztą jedynego) wujka, gdyż zdążyła się bardzo stęsknić od ich wczorajszej rozmowy, która skończyła się właściwie już dziś i to nie takim wczesnym rankiem. Kolejne tysiąc osiemset sekund poświęciła na wytłumaczenie ychT jego obecnej sytuacji. Zrobiła to dokładnie w tysiąc siedemset czterdzieści sześć sekund, natomiast pozostałe czternaście poświęciła na szczegółowe objaśnienie sytuacji pozostałych osób na świecie, omawiając każdą z osobna w kolejności od najmniejszego do największego obwodu lewego kolana.
Dalej mogło wydarzyć się tylko jedno. W idealnie wyprasowanej, rozpiętej na dwa guziki od góry koszuli ychT przekroczył próg klubu o szumnej nazwie "zwietrzały odświeżacz do ust". Pewnym krokiem podszedł do baru i poprosił o sok z czarnej porzeczki bez lodu (pamiętajmy, że ychT jest praworządnym i obowiązkowym obywatelem, dlatego sok z czarnej porzeczki zawsze pija bez lodu). Powoli sącząc płyn ze szklanki przyglądał się wirującym za parkiecie produktom spożywczym, a żeby nikt nie wspomniał o dyskryminacji, także zwierzętom i roślinom jeszcze w wersji nie przetworzonej. Widział jak świetnie poruszają się fasolki, z jaka słodkością wywijają buraki cukrowe i jak wybitnie wyglądała krowa, która wraz z owcami i owczarkiem cały czas podrygiwała w układzie synchronicznym.
Uwagę ychT próbował zaabsorbować barman, który jak przystało na klasycznego przedstawiciela swojego zawodu zrobił doktorat z psychologii. Zagadując i udzielając życiowych rad barman ychT nie spostrzegł nawet, że ychT grzecznościowo potakując w nieregularnych odstępach czasu, puszczał mimo uszu jego słowa. Dzięki temu dowiedziałeś się, że ychT został wychowany w najwyższym standardzie (biorąc za odniesienie szerokość rozstawu kół w pierwszym wózku dziecięcym). Uwaga ychT skupiła się na pewnej niewieście, której wyglądu nie opiszę, gdyż (1)nie ma on znaczenia (2)nawet jeśli ma znaczenie to jego pozytywny bądź negatywny wydźwięk jest tylko subiektywnym odczuciem (3)miała ona zielono-brązowe oczy, które były dla ychT wystarczającym argumentem, aby podejść i zagaić rozmowę. Tym razem krok ychT nie był już taki pewny, jak w chwili przekroczenia progu "zwietrzałego odświeżacza do ust". Cały w nerwowej trzęsiawce, z do połowy pustą i jednocześnie do połowy pełną szklanką soku z czarnej porzeczki bez lodu (do tego momentu lód i tak zdążyłby się roztopić) podszedł do swojej wybranki. Tkwiąc w niemocy słowotwórczej odstawił prawą ręką szklankę z sokiem z czarnej porzeczki bez lodu, następnie kierując otwartą dłoń w stronę nieznajomej, zapraszając ją tym samym do wstąpienia na parkiet.
W chwili gdy ich stopy w rytmie rumby dotknęły pierwszych klepek głównego parkietu, nawet muzyka ustąpiła miejsca maestrii kołyszących się bioder naszego bohatera. Spontanicznie powstały okrąg, pomimo swej pozornej dysharmonii otoczył ychT i jego partnerkę według ściśle określonych reguł. Obok kurczaków stała kukurydza, żółty ser, ryż i ananasy, zaś w okolicy białej i czerwonej fasoli ustawiły się pomidory, papryki i kilkoro innych amigo z sałatki meksykańskiej. Tym podobnych układów kulinarnych było znacznie więcej. Jedynie pieprz, sól, oliwa i majonez nie wymieszały się w tłumie, zapewne dlatego, że zapraszał ich do siebie wszystkie przekąski i nie tylko.
Kiedy po skończonym seansie parkietowym wrócił z Aczkolwiek do stolika, znów popadł w stan bezdźwięczny (odliczając onomatopeje). Plus dla ychT, że w trakcie tańca dowiedział się jak ma na imię jego partnerka. Rozruszany muzyką, dopił jednym duszkiem resztę soku z czarnej porzeczki, co rozwiązało mu język i nim Aczkolwiek zdążyła dokończyć zdanie, w którym prosiła, aby ychT spróbował opowiedzieć coś ciekawego, ycht zaczął:
Wojtek nie wyróżniał się niczym, no może z wyjątkiem tego, że był taki sam jak wszyscy. Problem tkwił w tym, że oprócz Wojtka nikt nie był taki sam.
W kilkanaście lat po wydarzeniu się tego co się wydarzyło i o czym wiedzą wszyscy (a niektórzy wiedzą nawet lepiej niż inni) młodzież nie była taka jak być powinna, a nawet taka jak być mogła. Pomna, że nie musiała uczestniczyć w tym co wydarzyło się kiedyś, czerpała pełnię z tego co było, a nawet jest teraz. Nieskora na publiczne obwieszczenia, w których dumny przedstawiciel opozycji twierdził, że w jego piwnicy zmagazynowane jest wszystko, w ilościach gwarantujących byt przez co najmniej trzy życia każdego współcześnie istniejącego i to tylko w przypadku marnotrawstwa i skrajnej niekompetencji rozdających.
Skromność młodzieży pozwalała wierzyć w zapewnienia ich rówieśnika-opozycjonisty, jednakże otwartość i możność do niestosowania się jakimkolwiek zasadom (których i tak nie było) doprowadziła do stanu powszechnie panującej świadomości braku czegokolwiek. Gdyby nie to, że Wojtek również należał do tego pokolenia nikt nie poznałby w nim kogoś nadzwyczajnego. Szczerze mówiąc jako jedyny-i to nie tylko wśród swojego pokolenia- nie był kimś nadzwyczajnym, a będąc jeszcze dokładniejszym należałoby się zastanowić nad trafnością słowa kimś względem Wojtka.
Wrogość wobec Wojtka stała się faktem, gdy pewnej niedzieli założył on kask ochronny na głowę w pozycji zalecanej przez producenta. Wspomnianej niedzieli Wojtek próbował przejść przez ulicę, o zgrozo! na zielonym świetle i to w miejscu to tego przeznaczony. Obecność nie pożądanej jednostki na pasach nie miałaby aż tak makabrycznych skutków, gdyby nie ostrożność i rozwaga kierowcy ciężarówki przewożącego półlegalny transport półlitrówek z polskim samogonem, który na widok intruza przyśpieszył w miarę możliwości swojego auta.
Jak później wykazała policja samogon jako produkt regionalny miał trafić na zachód, natomiast kierowca próbował wywieźć z kraju także półlitrówki, w których był nasz produkt narodowy. Należy wspomnieć, że wywóz w takiej postaci groził próbą przemytu samogonu do Niemiec, na które nałożone było embargo i legalny transport samogony na zachód jak również za ocen mógł być prowadzony jedynie przez rurociąg powietrzny. Swoją drogą pomysł z rurociągiem był świetny nie tylko, dlatego że Niemcy nie mogli pić polskiego samogonu (co powodowało u nich w najlepszym przypadku zgon) ale także uniemożliwiło wszelki ruch powietrzny nad ich terytorium, w celu ochrony dóbr przyrody, czyli rurociągu. Nie zapominajmy, że w trzy dni po uruchomieniu rurociągu na wysokości 10 tys. metrów nasi zachodni sąsiedzi dokonywali nielegalnych odwiertów.
Wracając do Wojtka-zderzenie nie spowodowało większych obrażeń, a do mniejszych można zaliczyć zaledwie poczwórne zlasowanie mózgu z fragmentarycznymi wyciekami poprzez pęknięcia czaszki. Niestety założenie kasku ochronnego w sposób zalecany przez producenta umożliwiło pozostawienie śladów opon na tymże kasku. Dzięki tym śladom policja była wstanie rozpoznać sprawcę, który jak każdy przyzwoity Europejczyk spokojnie odjechał z miejsca zdarzenia.
Swoją drogą Wojtek mógł posłuchać kolegów i tak jak oni założyć kask na lewą stronę. Uniemożliwiłoby to rozpoznanie śladów opon, a jednocześnie uświadomiłoby Chińczyków (to oni wyprodukowali kask Wojtka), że wszelkie działania naukowe w dziedzinie bezpieczeństwa drogowego nie mają sensu i w zamian mogliby produkować makaron w Radomiu.
Konsekwencje jakie pociągnęły się za tym skromnym zdarzeniem przerosły najśmielsze oczekiwania. Okazało się, że feralne butelki zostały wyprodukowane w pobliskiej hucie szkła. Dyrektor huty przekonany o pomyłce nieomylnego wymiaru sprawiedliwości z radością przyjął w przedstawicieli inspekcji sanitarnej, skarbowej oraz miejscowego koła gospodyń wiejskich z siedzibą w Warszawie. Raport opublikowany na łamach ogólnokrajowej gazety nie został przeczytany nawet przez jego autorów, jednakże jego wydźwięk był jednoznaczny.
Huta szkła im. Wydarzeń Młodzieży Obcych w swoich piwnicach krył lokalną komórkę bojowników o Prawa Jakiekolwiek. Okazało się, że wyjęta z pod prawa organizacja zrzeszała wszystkich młodych obywateli z wyjątkiem Wojtka, gdyż nie spełniał on wymogu posiadania wywrotowego usposobienia. Dekonspiracja organizacji stała się przyczynkiem do stworzenie prawa obowiązującego młodzież, co stanowiło precedens na skalę światową i obiło się pewnym echem zarówno na Marsie jak i w Wobździbąku pod Wrocławiem.
Natomiast Wojtek stał się niechlubnym bohaterem odrodzenia w narodzie, którego święto ustanowione zostało na 29 lutego i zapomniane przed pierwszą próbą obchodów ze względu na zbyt niski koszt przedrukowania kalendarzy oraz małą szkodliwość społeczną zwolenników Wojtka.
Gdy skończył opowiadać spostrzegł, że Aczkolwiek zasnęła i nie świadom, że dziewczyna była najzwyczajniej zmęczona trudnym dniem, uznał, że ją po prostu zanudził. Policzki ychT zrobiły się czerwone i w kilka sekund później dym zaczął wylatywać z jego nozdrzy. ychT najnormalniej na świecie spalił się ze wstydu.

* ychT jest imieniem, które czyta się rzuf. Jako imię jest nazwą własną, nie odmienia się przez przypadki w piśmie natomiast odmienia się w mowie, pamiętajmy także, że ychT jest tylko jeden i nie posiada liczby mnogiej, i tak:
l.poj
M. ychT (rzuf)
D. ychT (rzufia)
C. ychT (rzufiowi)
B. ychT (rzufia)
N. ychT (rzufiem)
Ms. ychT (rzufiu)
W. ychtT (rzuf)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • 5 miesięcy temu...

Całkiem ciekawe. :D Momentami nawet zdarzyło mi się zarechotać. XD
Faktycznie, widzę pewne podobieństwo do Terry'ego Pratchetta, a także (większe) do Mirosławy Sędzikowskiej. Fajny język, potrzfisz opisywać tak, żeby zaciekawić czytelnika.
Jednak masz tyle błędów interpunkcyjnych, że utrudnia to czytanie. :(

A takie jeszcze szczegóły:
była podstawą dla nigdy nie rozszyfrowanego napisu. Napisu tego nie udało się rozszyfrować - powtórzenie. Lepiej "...dla nigdy nie rozszyfrowanego napisu. Nie dało się go rozszyfrować, gdyż..."
w miejscu to tego przeznaczony - zjadłeś "m'
nie pożądanej, nie świadom - razem
w zamian mogliby produkować makaron w Radomiu - ktoś tu chyba ogląda skecze Ani Mru Mru... :D

No i wypowiedzi pisze się od myślników. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Lidia Maria Concertina Zwłaszcza ta sugestywna, pojemna, ale i smutna w wymowie kropka. Podziwiam... mało słów, a cały kolaborat tu ujęłaś. Pozdrawiam :)
    • @befana_di_campi Skamieniała cisza w świetle długowieczności drzewa oliwnego i jak się zdaje samotności, brzmi smutnie i przygnębiająco. Pozdrawiam :)
    • kiedyś nie miałam w sobie tej odwagi mówiłam wszem wobec jakie to żałosne   teraz mam i nie wiem co mnie powstrzymuje   skoro tak bardzo pragnę stać się pustką   nie mam już siły aby udowadniać kopać się z koniem przetrwać niemożliwe   ilekroć zacznę nie cieszy mnie postęp ilekroć zaniecham czuję się podle   wciąż żyję na lęku czas nie chce spowolnić   a kiedy przez chwilę poczuję się dobrze dręczą mnie flashbacki koszmary ustronne   Info ws. wiersza - ostatnio jestem bardzo zajęta i zapewne na ewentualne ślady  obecności odpowiem po dłuuuuuuuugim czasie. Nie martwcie się o mnie :) Po prostu potrzebuję spuścić ciśnienie publikując wiersz.    Deo
    • @Dobry, Zły i Brzydki ciekawy rytm, wiersz krotki przez niego ale po chwili można przystanąć i spojrzeć ponownie. Miło, pozdrawiam:)
    • W oczach piach, Ktoś krzyczy brzydko.   Droga- choć prosta- Cuchnie już zmęczeniem.   Kolega sytuację Ma już w poważaniu. - Starszy - byś nie zrzucał, Wad na pokolenie.     Prysznic, już przebrany, Walka trwa w najlepsze.   Krzyk, by zostać w domu Dławi się o kieszeń.   Umyć się, umówić, A co będzie? Pieprzę!   Tragizmy zostawiam RCB w esemesie.     Wspominam gówniarza Z dziadkiem na balkonie, Równy brak cenzury nad podziw piorunom.   Z nim każdy niestraszny, Deszcz kapie na skronie.   Ucząc się nadzieję Brać w przyszłość oburącz.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...